niedziela, 21 maja 2017

Rozdział 17. A wszystko przez Pipi Pończoszankę


Czytelnicy, Czarownice, Czarodzieju!

Przybywam z kolejnym rozdziałem, który miał być dłuższy, ale ostatnią perspektywę skończyłam takimi słowami, że muszę zostawić was w niepewności!
Aaaaa!
Moja wewnętrzna fangirl krzyczy.
Czy można fangirlować własne opko?
Prawie żadna z sytuacji przedstawionych w rozdziale nie miała się wydarzyć, aczkolwiek cieszę się, że wyszło jak wyszło. Zaczyna coś się dziać :D.
Ze spoilerów do rozdziału, to… oj, dzieje się pod względem miłosnym, spodoba wam się pewnie najbardziej to z Sharon i Willem.
Następny rozdział za dwa tygodnie.
Miłego czytania
Okej
* * *
- Super – powiedział James, gdy usłyszał, że zarówno Will i Sharon, jak i Maggie i Alex spotkali się w ferie. – Zajebiście. Nie macie pojęcia, jak się cieszę. Naprawdę. Zero sarkazmu. Wiecie jak moja rodzina spędziła święta? U babci, pomagając jej przemeblować, przemalować i przebudować Norę, by mogła się stać pięciogwiazdkowym Hotelem. A jak myślicie, kto nie może jeszcze używać czarów poza Hogwartem w przeciwieństwie do Teda i Vi, przez co musiał tachać stoły i kanapy na własnych barkach?
- O nie, to takie straszne – ziewnęła Sharon, kładąc się na łóżku obok Margaret w pokoju jej i Aline (która jeszcze nie wróciła z ferii świątecznych i nie wyglądała na kogoś, kto nie spóźni się przypadkiem na bal sylwestrowy).
    Było popołudnie. Koniec ferii przypadał dokładnie ostatniego dnia roku. Ponieważ w przeciwieństwie do większości ferii, tym razem młodzi czarodzieje musieli wrócić do Magictime zamiast do Hogwartu, sprawa była trochę utrudniona, ponieważ do szkoły mieli się dostać nie tak jak zawsze pociągiem, a transportem własnym. Cały dzień, aż do wieczora, uczniowie będą przyjeżdżać do szkoły, by wieczorem świetnie się bawić na balu przebierańców. Problemem były osoby urodzone w mugolskich rodzinach, bo mało prawdopodobne, by ich rodzicom chciało się zawozić dzieci aż na Florydę. Oni zwyczajnie jechali do Hogwartu dzień wcześniej, a stamtąd byli transportowani za pomocą tej samej obręczy co po raz pierwszy do Magictime.
Więc, podsumowując, mugolaki były w szkole na długo przed tym, jak innym czarodziejom zechciało się wstać. A James był w niej dlatego, że był wyjątkowo dziwnym osobnikiem uwielbiającym wstawać wcześnie rano.
Dzień był wolny od lekcji, ze względu na wspomniane wyżej powody, toteż wszyscy zebrali się w pokoju Sharon i Margaret.
Will parsknął śmiechem i spojrzał przez okrągły stół na obrażonego Jamesa, szkicującego coś z nudów na kartce.
- James, przecież pytałem się, czy nie pomóc.
- Will, za bardzo cię lubię, by skazywać cię na pracę z moją babcią. Z pewnością by cię pokochała całym sercem i albo starała zeswatać z którąkolwiek dziewczyną w rodzinie, albo, co gorsza, ze mną. I tak już się zgłosiłeś do wakacyjnej pracy u niej w kuchni, więc tego nie uniknę, ale mogę odwlec – jęknął chłopak, przy okazji nadmieniając, że wie, iż Will zamierza w wakacje zostać kucharzem w Hotelu Nora.
- Twoja babcia nie jest zła – stwierdziła Sharon, która w jedne wakacje wpadła do Jamesa, bo musiała pogadać o czymś z Teddy’m (a może to była Victorie?), przez co poznała prawie całą jego rodzinę, a ojciec Jamesa zdążył przyjąć ją do rodziny jako „kolejną rudą pasującą do kolejnego Pottera w okularach”. Trochę im obu zajęło tłumaczenie, że nie są i raczej nie zamierzają być parą, w co uwierzył tak naprawdę tylko Teddy, który musiał wysłuchiwać narzekań Jamesa na jego niezakochiwanie się.
Które minęło, tylko po to, by rozerwać uczucia Jamesa między dwoma bliźniaczkami (z pewnością spokrewnionymi z Fleur).
- Jest trochę nadpobudliwa, ale ja tam ją polubiłam.
- Ona nas prawie zeswatała – zauważył James.
Postać na kartce zaczęła przypominać dziewczynę.
- Żebyś ty tylko widział swoją minę wtedy. Jak my się z ciebie potem śmiałyśmy w kuchni…
James zamrugał.
- Co.
- To był żart, matole.
James wyglądał jakby właśnie się dowiedział, że całe jego życie było kłamstwem.
- Widzisz, James? Nie ma się czego bać – stwierdził Will. – Skoro pokochała Sharon, to nie może pokochać też mnie.
- Chcesz się założyć, że nie opuścisz Nory bez żony? Mój dziadek może udzielać ślubów od niedawna. Wiesz jak to jest u czarodziejów – po osiągnięciu pewnego wieku i zdobyciu pewnych uprawnień…
-  Ej, to ja chcę ślub u twojego dziadka! – krzyknęła Sharon, wstając z łóżka, czym prawie obudziła Margaret (albo raczej obudziła, bo dziewczyna dość niesennie walnęła w nią poduszką).
- Jasne, da się załatwić – ziewnęła Margaret. – Mogę ci zaplanować wszystko, tylko sobie męża znajdź. I daj mi spać.
- Dam radę – stwierdziła Sharon. – Najwyżej rozwiodę się po tygodniu i zabiorę pół majątku.
- Widzisz, Will, niektórzy mają plan na życie – mruknął James, stawiając na kartce kolejne kreski. – A ja? Nawet nie wiem, co chcę robić. Do tego nie mam dziewczyny. Skończę jako pijak w dziurawym kotle…
- Bez pesymizmu, Jam, zapewne w końcu zostaniesz kierowcą w Błędnym Rycerzu.
- W Błędnym Rycerzu? – zaśmiała się Sharon. - Coś ty. Ernie ma już jakieś sto pięćdziesiąt lat, on stworzył ten autobus, wymyślił go. Nie wydaje mi się, by chciał oddać swoją posadę. Najwyżej po jego trupie. A i na tego nie masz jak liczyć, ten autobus jest zbyt dziwny, by nie dożył przynajmniej czterysetki.
- Zawsze możesz zająć miejsce Alojzego. – Margaret przekręciła się na bok, by lepiej wszystkich widzieć. – Aczkolwiek polecam już zacząć ćwiczyć błędnik.
- Dzięki. Jesteście prawdziwymi przyjaciółmi. Zamiast powiedzieć „Nie, James, jesteś świetny, na pewno zostaniesz kolejnym Ministrem Magii”, przyznajecie mi rację.
- Myślałem, że chcesz się nad sobą użalać, chciałem pomóc. – Will zaczął bujać się na krześle, trzymając się blatu stołu.
- Ty Ministrem Magii? Boże uchowaj. – Sharon zeskoczyła z łóżka jak kot i podeszła do swojego biurka, w którym szybko zaczęła grzebać. – Swoją drogą, jak tam twoja partnerka na bal?
- Czy powiedzenie, że nie mam dziewczyny, nie sprawiło, że się nad tym pytaniem dłużej zastanowiłaś?
- Jakieś pomysły, kogo możesz zaprosić? – spytała dziewczyna, wyjmując z jednej z szuflad swój nieodłączny czarny notatnik.
- Hmmm… czekaj. Margaret to moja kuzynka, która dodatkowo jest zajęta, ciebie zaprosił Christo, a Stephan i Mia ostatnio się ujawniły jako para, więc to by było co najmniej dziwne, gdybym chciał jedną z nich zaprosić - przyjaciółki odpadają. Luiza jest ładna i wydaje się być fajna, ale z tego co słyszałem odrzuciła już pięćdziesiąt różnych zaproszeń… poza tym chyba idzie z Xawierem. Zostaje mi Aline, która pewnie uda, że nie usłyszała pytania. Wróżę sobie świetlaną przyszłość.
- Jest jeszcze dużo innych dziewczyn. W samym Hogwarcie nie wymieniłeś jeszcze z pięćdziesięciu. A masz trzy szkoły więcej.
- Gretę zaprosił Thomas, Michael idzie z Victorią… Nie wiem, Sharon, nie wydaje mi się, że jakakolwiek dziewczyna zechce ze mną iść.
- A Sophie? – spytała Ruda, wertując notatnik, najwyraźniej szukając czegoś.
- Okularnica? Nie wiem, nie pytałem. Zawsze mogę spróbować, trochę słabo jest nie mieć z kim iść.
- A co z tobą, Will? – spytała Margaret, przekręcając się na brzuch, by spojrzeć na chłopaka.
- Idę z Eweą. Bulwa stara się o rękę Luizy. Pytał się już jakieś trzy razy, ale ta za każdym razem mówiła, że „jest fajnym chłopakiem, ale chyba nie”. Wydaje mi się, że w końcu Mia mu wywróżyła klęskę. Ostatnio dostałem list opisujący jego straszne miłosne bóle.
- Cudownie – wymamrotała Sharon sarkastycznie (Will od dość dawna podejrzewał, że nie przepada za Harry’m), po czym dodała: – A co z Karen i Mary?
- Mary chyba idzie z Benem. A Karen bardzo delikatnie stara się nakłonić Bulwę do pójścia z nią.
- Delikatnie, czy delikatnie jak Karen? – zainteresowała się Maggie.
- Przecież mówię, że Karen.
- Bulwa jest idiotą, że tego nie zauważa?
- Tak – podsumowała Sharon, patrząc na sporządzoną listę. – Zostały nam Sophie, Aline, Amelia, te trzy identycznie ubrane dziewczyny, których imion jeszcze nie zdobyłam, bo mnie nie obchodzą i ta laska z Durmstrangu co od zawsze podrywa Christa, Gabrijela.
- Teraz zrobiłaś tę listę?
- Nie, wcześniej, byłam przygotowana, żeby ci służyć pomocą. Oczywiście, że teraz, idioto. Masz jeszcze cały dzień. Mam nadzieję, że ci się uda go dobrze wykorzystać.
W tym momencie drzwi do pokoju otworzyły się i wszedł przez nie Alex w całej swej okazałości. Dosłownie. Jego koszula była rozpięta zupełnie, przez co widać było jego prześlicznie umięśniony brzuch.
Margaret poczuła, że robi jej się gorąco.
- Alex, dawno cię takim nie widziałam – Sharon zagwizdała, patrząc się na jego klatę. – Myślałam, że jesteś biednym małym niewinnym chłopczykiem, który nie będzie latać goły po szkole, a zobaczcie, jak człowiek może się mylić.
Margaret usiadła. Wszyscy widzieli jej zaczerwienione policzki, ale powiedziała:
- Alex, czemu prowokujesz mnie do zdjęcia z ciebie tej koszuli całkowicie?
Alex spojrzał na nią z uśmiechem przypominającym uśmiech doświadczonych psychopatów.
- Cześć, Mag, kochanie, to ty pobawiłaś guzików wszystkie moje koszule?
Blondynka zerknęła w stronę pozostałej czwórki. Wszystkim wydawało się to być bardzo zabawne, ale jednak żadne z nich nie śmiało się tak, że wyglądałoby to jak ich własny pomysł.
- Alexie mój kochany, muszę powiedzieć nie, aczkolwiek jak znajdziesz winowajcę to powiedz, kto nim był, bo chcę podziękować.
Alex spojrzał na pozostałych z taką samą miną co przed chwilą, po czym przestał się uśmiechać i wrócił do swojej normalnej miny.
- Okej. W takim razie oskarżam Bułgarów. Wysoki sądzie, trzeba im wymierzyć sprawiedliwość! – krzyknął, zwracając się do Sharon.
- Prokuratorze, ale na sali muszą być oskarżeni, by można ich ukara… - Sharon parsknęła śmiechem. - Dobra, nie mogę być poważna gdy stoisz przede mną na wpół goły.
 - Ha! – krzyknął Alex triumfująco. – SPRAWIŁEM, ŻE SHARON WYSZŁA Z ROLI! JESTEM BOGIEM!!!
Uniósł ręce do góry, przez co jego i tak wiele odsłaniająca koszula pokazała jeszcze więcej jego umięśnionego ciała.
- Okej – zaśmiał się Will, unosząc dłonie w geście poddania. – A teraz bądź tak dobry i włóż jakiś t-shirt, bo zostanę gejem.
─────────────────────────────────────────────────────
Aline miała serdecznie dosyć tematu balu sylwestrowego jeszcze zanim jej siostra postanowiła rozpocząć swoją działalność jako projektantka strojów na tę uroczystość (miała dosyć tego tematu jeszcze zanim dyrektor skończył swoje zdanie na ten temat).
Najgorsze były święta.
Pół nocy wigilijnej rodzice jej chwalili Luizę i jej talent krawiecki – Luiza musiała iść po wszystkie trzy niedokończone sukienki przynajmniej cztery razy, bo każdy członek rodziny chciał zobaczyć jej dzieła. Tymczasem Aline siedziała na fotelu, rysowała i starała się dla odmiany ignorować wszystkich wokół.
Udało jej się jednak zobaczyć kreacje i musiała wbrew sobie samej przyznać, że były olśniewające. Zupełnie nie w jej stylu, ale mimo wszystko Luiza mogłaby spokojnie projektować suknie dla księżniczek Disneya – co, tak naprawdę, zrobiła. Sobie samej uszyła suknię Aurory (której kolor potrafił zmieniać się gwałtownie z różowego na niebieski), Melanie dostała Bellę, a Emily wybrała sobie Śnieżkę. Wszystkie suknie się błyszczały i zużyto na nie wyjątkowo dużo materiału.
Aline zobaczyła je, rzecz jasna, kątem oka, ale, niestety, wywarły na niej duże wrażenie. Żałowała tego, ale naprawdę jej się podobały. Sama nie wiedziała jeszcze, jak się przebierze (i czy w ogóle się przebierze), ale u niej nie stanowiło to akurat żadnego problemu. Dostała od Luizy na gwiazdkę T-shirt z napisem „I tak jestem lepiej przebrana niż ty”, który planowała włożyć na karnawał.
W ogóle temat balu w jej domu obecny był przy prawie każdej rozmowie.

Mama: Luizo, jak praca nad twoimi sukienkami?
Luiza: Och, świetnie mi idzie, zostało mi jeszcze tylko *masa niezrozumiałych terminów krawieckich*, więc wydaje mi się, że niedługo skończę.
Mama: Jak się cieszę, że mam tak utalentowaną córkę! Te sukienki są śliczne. Na pewno będą to najpiękniejsze stroje! Będziesz królową balu, na pewno! Masz już jakiegoś króla?
Luiza: Nie… ummm… znaczy się chciałabym, by to był Al… ale nie, nieważne. Idę z Xawierem. Wydaje mi się, że będziemy dobrą parą. Jeżeli mi starczy czasu to mu też przygotuję strój, żebyśmy byli dopasowani.
Tata: Na pewno będziecie wyglądać dobrze, skoro jesteś jedną z pary. Podasz mi ziemniaki?
Luiza: Dziękuję, tato.
Mama: Och, mamy dwie piękne córki, na pewno będziecie świetnie wyglądać.
Tata: Szkoda, że jedna córka wciąż się oszpeca tymi swoimi mocami.
Aline:
Aline: Ta.

Mimo wszystko… te ferie wcale nie były jakoś nieudane. Przede wszystkim nie kłóciła się ciągle z Luizą. Jakoś tak… za bardzo spodobał jej się prezent od niej, by móc być dla niej niemiłym. Jej siostra wreszcie zrozumiała, że są inne i to się liczyło.
Co, rzecz jasna, nie znaczyło od razu, że przestała jej nienawidzić.
Tak samo nie znaczył tego fakt, że dała jej na gwiazdkę książkę jakiejś Madame Malkin, którą dziewczyna tak strasznie chciała dostać. Po prostu były rodziną, a Aline nie chciała wiedzieć, co jej rodzice by zrobili, gdyby przypadkiem zapomniała o prezencie dla bliźniaczki.
W każdym razie największym problemem były trzy rzeczy:
1.       pokoje Luizy i Aline połączone były jeszcze jednym pokojem, przez który się wchodziło, który kiedyś służył za ich pokój zabaw, a teraz stanowił pracownię jej siostry oraz w teorii galerię Aline, choć nikt nie zwracał uwagi na obrazy wiszące na ścianach myśląc, że są kupne. Obie mogły w pokoju przesiadywać, kiedy chciały, co Aline robiła tylko wtedy, kiedy chciała wkurzyć Luizę. Z tego powodu jednak…
2.       …Aline nie mogła się dostać do swojego odludzia bez mijania Pokoju zajętego w połowie biblioteczką, a w drugiej połowie wszelkiego rodzaju materiałami, jak zawsze pięknie uporządkowanymi. Najgorsze z tego wszystkiego było jednak to, że…
3.       …przyjaciółki Luizy wysłały jej swoje wymiary listownie, więc blondynka zaprosiła je jeszcze ostatniego dnia ferii, by zrobić ostateczną przymiarkę i móc jeszcze coś popoprawiać, a potem zrobić się na bóstwa i teleportować się do Magictime tuż przed balem, by zrobić wielkie wejście jak w jakiś amerykańskich filmach.
Czyli, podsumowując, Aline cały dzień przed powrotem do szkoły będzie musiała słuchać chichotów tych idiotek zza drzwi.
Zapowiadał się piękny dzień.
─────────────────────────────────────────────────────
- James, powiedz mi proszę, gdzie jest Grzegorz? – spytała Sharon, wracając z łazienki z mokrymi, krótkimi jak przed feriami włosami. Wcierała w nie sobie coś intensywnie, zwłaszcza przy cebulkach włosów.
- Zadajesz to pytanie, po ci się skojarzył z czymś, o czym przed chwilą myślałaś, czy mam mu przekazać, że go kochasz? – spytał chłopak.
- Przecież on jest wężem zbożowym, jest niejadowity – odparła dziewczyna, marszcząc brwi. Najwyraźniej jadowitość miała jakiś związek z jej myślami. - Nie, pytam się, bo znalazłam szczura u mnie na klatce schodowej.
- Boję się tego, o czym myślałaś – stwierdził Will, wciąż siedząc przy stole, ale tym razem miał nogi oparte na nim i czytał jakąś książkę. Sharon zauważyła tytuł „Co robić, gdy nadchodzi najgorsze, a ty wiesz, że możesz temu zapobiec? 100 podstawowych rad dla magomedyków”.
- Czyli go kochasz – stwierdził spokojnie James. – Ucieszy się. Jest martwy?
- Tak. Mogę ci go pokazać, jak chcesz, jest w kufrze.
- Tym bardziej się ucieszy – stwierdził James. – Tylko, że on przyjedzie dopiero jutro.
Sharon nie zdołała nie zauważyć, że kiedyś, gdy wspomniało się o martwym zwierzęciu, James się przynajmniej wzdrygał, jeżeli nie robił zielony na twarzy. Teraz podszedł do tego mniej więcej tak, jakby rozmawiali o suchej karmie. Najwyraźniej posiadanie zwierzęcia wyszło mu na dobre.
- Czemu? – spytał Will, unosząc wzrok znad książki. Sharon przeczytała tytuł rozdziału „Transmutacja najlepszym lekarstwem na wylew”.
Will też się zmienił. Kiedyś nie posądziłaby go o chęć czytania takich książek. Wyglądał… dobrze, z tymi swoimi opadającymi na twarz lokami i uśmiechem białych zębów.
- Rodzina go pokochała i nie chciała oddawać jak najdłużej. Grzegorz przeżyje pierwszy lot sowolotem.
- Twoja rodzina go rozumie? – krzyknęła Margaret z łazienki, do której weszła zaraz po tym, jak Sharon z niej wyszła.
- Tata i Lilka. O dziwo, Albus nie. A to on jest najbardziej wężowaty z nas wszystkich.
Alex, leżący do tej pory na łóżku Margaret (udawał, że śpi), ziewnął i spojrzał na Willa. Nie zmienił (rzecz jasna) koszuli, więc przyjaciele wciąż mogli oglądać go nie do końca ubranego. Sharon podejrzewała, że najwyraźniej podobało mu się to, że miał pretekst, by tak chodzić. 
- Co w ogóle u twojego brata?
- Był bardzo załamany tym, że nie gada z wężami.
Alex spiorunował go spojrzeniem.
- A poza tym? Coś z jego chłopakiem?
- A. No tak. Rozpaczał całe ferie, bo ze sobą zerwali. Swoją drogą Scorpius będzie mieć młodszego brata, tak jak ty.
- CO?! – wydarła się Margaret z łazienki. – DLACZEGO?!!!
James spojrzał na drzwi jakby to one wydały z siebie te dźwięki.
- Margaret, gdy dwoje ludzi bardzo się kocha, przychodzi taki moment, że…
- Nie o to się pytam, kretynie! Czemu zerwali?!
- Al mówił coś o jakimś kremowym piwie… Błagam cię, Maggie, nie będę pytać mojego brata o jego sprawy sercowe, nie chcę, by on zaczął pytać o moje – odparł chłopak, wyjmując z kieszeni spodni Snikersa.
- Będą razem z powrotem – stwierdziła Sharon, wciąż wcierając sobie to coś we włosy. – Za jakieś pół roku do siebie wrócą.
- Od kiedy ty jesteś takim specem od miłości? – spytał James, rozpakowując słodycz.
- Od kiedy mam z kim iść na bal. A ty nadal siedzisz z nami w pokoju zamiast kogoś szukać.
James zamilkł i ugryzł kawałek czekoladowego mugolskiego batonika, który dostał od taty na święta.
- Mam dziewczynę – mruknął. – Przedstawiam wam czekoladę.
─────────────────────────────────────────────────────
- Ethan mnie zaprosił! – pisnęła Emily, gdy trzy przyjaciółki wreszcie zebrały się w pokoju na górze.
Aline prawie chciała zamknąć uchylone drzwi od swojego pokoju, tak ją rozbolały uszy, jednak szybko sobie przypomniała, że za bardzo lubi zbierać informacje, by przegapić to, o czym mówiły.
Siedziała na swoim łóżku i udawała, że czyta książkę. Miała jednak wystarczająco podzielną uwagę, by słuchać też tego, o czym mówiły dziewczyny.
Gdy piski umilkły, Emily kontynuowała:
- Słuchajcie, nie rozumiem jednej rzeczy. Dlaczego ten Alex chce być z tą Margaret? Ona jest bogata?
- Z tego, co mi się wydaje, to on jest bogaty – stwierdziła Melanie.
- Ale serio, co ona ma, czego ja… znaczy się my nie mamy? – spytała Emily z irytacją w głosie. – Wydaje mi się, że my mamy nawet więcej. Co ten Bulstrode w niej widzi?
„Mózg?” – spytała Aline sama siebie, przewracając stronę książki. Czytała coś o Historii Magii, która, wbrew pozorom, była dużo ciekawsza niż się wszystkim wydawało. Po prostu nauczyciele zbyt się skupiali na buntach goblinów, a za mało rozmawiali o samych teoriach powstania magii. I o Merlinie.
Jezu, Merlin był kozakiem.
Wszyscy utożsamiają go ze starym gościem o długiej białej brodzie i kiecce w gwiazdy, ale tak się składa, że on też był młody i wtedy jego życie nie składało się wyłącznie z zakurzonych ksiąg. Niby uczęszczał do Hogwartu, ale w początkach jego powstania. Sam stworzył około 50 zaklęć, które używane są do dzisiaj, między innymi Petrificus Totalus, którego pierwszy raz jawnie użył, gdy miał serdecznie dosyć nudnego wykładu profesora od astronomii. Szybko dokończył za niego lekcje i pozwolił pozostałym iść do dormitoriów.
Poza tym, wbrew powszechnym informacjom, nie był wiele starszy od króla magii Artura (w tamtych czasach nie istniały Ministerstwa Magii, a czarodziejskimi światami rządzili królowie wybierani przez wolną elekcję i wspierani przez magiczną radę Rycerzy Okrągłego Stołu) – jedynie o pięć lat, dokładnie tyle co jego siostra, Morgana le Fay, która również chodziła do Hogwartu. Artur był w Gryffindorze, ale Merlin i Morgana zostali przydzieleni do Slytherinu. Byli najlepszymi przyjaciółmi – nigdy parą, gdyż Merlin był aseksualny, aczkolwiek niektóre źródła dowodzą, że dziewczyna kochała się w nim całe życie.
A to tylko dwie informacje, które zmieniają życie przeciętnych czarodziejów – Merlin był jednym z pierwszych szkolnych dowcipnisiów razem ze swoim największym wrogiem, który w przeszłości mógł się nazywać jego przyjacielem.
I tego powinni uczyć na Historii Magii, a nie o jakichś goblinach.
Dziewczyny tymczasem wciąż trajkotały o Alexie Bulstrode, co Aline zaczęła szybko ignorować. Dopiero, gdy Luiza krzyknęła:
- Dobrze! A teraz przymierzcie sukienki!
Aline postanowiła ponownie zacząć słuchać.
A po chwili nawet stwierdziła, że chce to zobaczyć.
Podeszła do drzwi, z księgą o Merlinie w ręce i wyszła do pokoju, w którym znajdowały się aktualnie trzy przyjaciółki.
Pierwszą, która ją zauważyła, była Emily. Krzyknęła.
- Co ONA tu robi?
Luiza wyszła zza parawanu, trzymając sukienkę Belli z Pięknej i Bestii. Gdy zobaczyła siostrę, w jej oczach pojawiło się zrezygnowanie. Złotooka prawie mogła wyczytać z jej twarzy, że spodziewa się, iż ta zechce zepsuć jej spotkanie.
- To… moja siostra. Mówiłam ci przecież, Emily.
Emily wyglądała, jakby okazało się właśnie, że Beauxbatons i Durmstrang to jedna i ta sama szkoła.
- Ja… jak myślałam, że żartowałaś! – krzyknęła histerycznie.
Tymczasem Melanie jako jedyna zawała się całkowicie ignorować Aline (cóż, robiła to już od wielu lat, można by powiedzieć, że grała tak długo, że sama siebie przekonała, iż jej dawna przyjaciółka przestała istnieć). Podeszła do Luizy z ogromnym uśmiechem na ustach.
- O mój Boże! – powiedziała po francusku. – To najpiękniejsza rzecz jaką w życiu widziałam! Przepięknie to wyszło, wprost niewiarygodnie! Nie mogę się napatrzeć. Mam to teraz przymierzyć?
- Tak, dobrze by było – stwierdziła Luiza, ale po angielsku. – Czekaj, pomogę ci to włożyć. Tylko najpierw się rozbierz i włóż to – dodała Luiza, podając jej coś, co wyglądało jak bardzo długa podkoszulka na ramiączkach, sięgająca do kolan.
Melanie zniknęła za parawanem, a Aline zmierzyła wzrokiem Emily, która robiła to samo z nią. Problem polegał na tym, że jej wzrok w ogóle nie robił na Aline wrażenia.
Emily wyglądała inaczej niż zwykle. Coś w jej wyglądzie się zmieniło, ale Aline nie potrafiła powiedzieć, co. Miała takie same włosy, co dwa tygodnie temu, takie same oczy, ale jej twarz wydawała się mieć trochę inny kształt. Cała Emily wydawała się mieć trochę inny kształt.
Aline stwierdziła, że nazywanie tej zmiany do niej nie należy, więc jedynie zmieniła kolor swoich włosów na rudy, by zirytować Emily, która też się jej przyglądała.
Idąc w kierunku półki z książkami regulowała długość włosów, ich kolor i kręcenie. Odłożyła książkę i zaczęła szukać czegoś innego do czytania.
A włosy zmieniała jak kalejdoskop.
- Nie zwracaj na nią uwagi – powiedziała Luiza, nim Emily otworzyła usta (co z pewnością chciała zrobić). – Robi to, by cię zirytować.
- Ach tak? Nie wpadłabym.
Dziewczyny milczały, a Aline szukała książki.
─────────────────────────────────────────────────────
Chłopcy opuścili pokój dziewczyn chętnie i z uśmiechem, wcale nie potrzebując gróźb Sharon i delikatnych aluzji Margaret, odnoszących się do faktu, że obie chcą się przebrać.
Alex wcale nie narzekał na fakt, że teraz nie będzie miał gdzie spać (czyt. przed kim chwalić się brakiem guzików w koszuli), James nie jojczał z powodu powrotu do pokoju pełnego notatek naukowych (na co odpowiedzią Sharon wcale nie było nawiązanie do faktu, że mógłby się z nich czegoś nauczyć), a na Willu wcale nie zrobił wrażenia fakt, że włosy Sharon rosły trochę szybciej niż powinny (tak z dwa centymetry na minutę).
Gdy chłopcy sami, bez siłowej pomocy dziewczyn zamknęli za sobą drzwi, Sharon i Margaret zostały same.
Włosy Sharon sięgały mniej więcej do jej łopatek, gdy przestały rosnąć. Margaret nie musiała zgadywać, że to, co dziewczyna wcierała sobie we włosy po wyjściu z łazienki, było eliksirem na ich porost.
- Po co ci takie długie włosy? – spytała.
- Do przebrania – odparła Sharon, podchodząc do kufra i zaczynając przeszukiwać go w poszukiwaniu kolejnych rzeczy.
- Nie wpadłabym, Sherlocku. Pytam się, kim będziesz.
- Na to też powinnaś wpaść, Watsonie – odrzekła dziewczyna, wyjmując dwie zakolanówki z bagażu. Jedna z nich była czerwona w zielone kropki, a druga żółta w fioletowe paski.
- Przepraszam, że jestem za mało inteligentna – Margaret wzruszyła ramionami i usiadła na krześle, trzymając w ręku różdżkę.
- Naprawdę nie wiesz, kim będę? – spytała Sharon, odwracając się w jej kierunku z dżinsową sukienką na szelkach w ręku.
- No idea – wymamrotała Margaret, która starała się przypomnieć sobie odpowiednie zaklęcie, więc niezbyt słuchała Sharon.
- Czekaj, Margaret, chyba mi nie powiesz, że kolorowe pończochy nic ci nie mówią?
- Eee… nie?
- Co ty robiłaś w dzieciństwie? Czytałaś coś w ogóle? Jakieś lektury szkolne?
- Gdy mnie nudził tytuł to nie za bardzo. Częściej oglądałam telewizję. Wiem, byłam głupim dzieckiem.
- Nie znasz Pipi Langstrumpf? – przeraziła się Sharon.
- Coś słyszałam. Chyba była taka bajka. Ale nie, nie znam.
- Nigdy nie chciałaś mieć Małpki? Robić naleśników? Mieszkać sama i mieć konia na werandzie?
- Nie, aczkolwiek jak tak o tym mówisz, to zaczynam się bać, że przestaniesz być moją przyjaciółką.
- Jeżeli nie znasz Pipi, to boję się, że nigdy nią nie byłam! – stwierdziła Sharon, zatrzaskując drzwi do łazienki.
Margaret znała ją ja tyle dobrze, że dostrzegła teatralny ton w jej głosie i nie przejęła się zbytnio tym, co mówiła dziewczyna.
Dotknęła różdżką włosów i mruknęła pod nosem zaklęcie.
Jeden z kosmyków jej lokowanych w sprężynki włosów wyprostował się całkowicie.
Margaret westchnęła. Jeszcze trochę jej zajmie, zanim uda jej się to z całą głową. Zabrała się do pracy.
Po chwili Sharon wyszła z łazienki, ubrana w strój, który Maggie widziała, gdy go wyjmowała z kufra. Wyglądała dość zabawnie. Pod sukienkę włożyła dodatkowo t-shirt z krótkim rękawem.
- Sharon, czy ty masz sukienkę? – zdziwiła się blondynka, która jeszcze nigdy nie widziała rudej w takim ubarniu.
- Nie mogę uwierzyć, że nie czytałaś Pipi! – krzyknęła różnooka, ignorując wypowiedź Maggie. – To całe moje dzieciństwo, zanim poszłam to AKMA!
- Czym jest AKMA?
- Nieważne! Nawet miałam przezwisko Pipi! Mama i robiła takie sterczące warkoczyki, gdy miała czas!
- Sharon, w ciągu ostatnich paru minut dowiedziałam się więcej o twoim dzieciństwie niż przez całą naszą znajomość. Czym jest AKMA?
- Dursley, ja tu mówię o ważnej sprawie!
Margaret wyprostowała kolejny kosmyk włosów, nie wiedząc, co odpowiedzieć na krzyki Sharon.
Sharon spojrzała na nią.
- Pozwolisz, że ja to zrobię?
Wyrwała jej różdżkę i stanęła za nią.
- Zamknij oczy – powiedziała.
- Czemu? Nie mogę patrzeć, jak to robisz? Zaczynam się trochę bać.
- Nic ci nie będzie. Zamknij oczy.
Margaret wykonała polecenie.
Stojąca za nią Sharon wymamrotała zaklęcie, które bynajmniej nie brzmiało jak to, które Margaret mówiła przed chwilą. Margaret poczuła, że jej głowa robi się lżejsza.
Nagle otworzyła ze strachem oczy i spojrzała na ziemię pod jej stopami.
Była usłana włosami.
- Sharon, jasna cholera, co ty robisz?!!! – krzyknęła z przerażeniem odskakując z krzesła. – CO TY ZROBIŁAŚ? – dodała, macając głowę. Jej długie włosy były teraz krótkie. Trochę dłuższe, niż postaci, za którą chciała się przebrać, ale i tak zdecydowanie KRÓTSZE niż miała przed chwilą.
- Jeszcze nie skończyłam, Margaret! Siadaj tutaj.
- SHARON, CO TY, DO JASNEJ CHOLERY, WŁAŚNIE ZROBIŁAŚ? Sharon, czemu ty mnie ostrzygłaś? Sharon, co ja ci zrobiłam? – spytała dziewczyna histerycznie, biegnąc do łazienki.
Sharon stała w miejscu, z różdżką Margaret w ręku, obserwując, jak tamta przegląda się w lustrze.
- Sharon, ty… ty… - gdy w oczach blondynki pojawiły się łzy, Sheridan nagle zdała sobie sprawę, że popełniła błąd.
Natychmiast podbiegła do Margaret.
- Ej, Maggie, czekaj, nie płacz, nie chciałam!
- CHCIAŁAŚ, AKURAT NA ZAKLĘCIACH SIĘ ZNASZ! WAL SIĘ. IDŹ STĄD, ZOSTAW MNIE, KURNA.
- Maggie, ale ta fryzura ci pasuje do przebrania – wyszeptała Sharon, która jeszcze nigdy nie widziała przyjaciółki w takim stanie.
- SKĄD TY W OGÓLE WIESZ, KIM CHCĘ BYĆ?!!! – warknęła blondynka, a po jej policzkach pociekły łzy. – Czemu to zrobiłaś, co? Bo nie wiem, czym jest ta pieprzona Pipi? Sharon, ty się powinnaś leczyć!
- Maggie, chcesz być Monroe, wiem, widziałam sukienkę w kufrze. A ona miała krótkie włosy.
- WIEM, ale nie jestem tobą, nie chciałam swoich obcinać – Margaret pchnęła Sharon. Ruda tak się tego nie spodziewała, że prawie się przewróciła. – CHCIAŁAM JE SPIĄĆ. SPIĄĆ, ROZUMIESZ?!!! TAK, BY WYGLADAŁY NA KRÓTKIE! A NIE OBCINAĆ! WIESZ, ILE JA JE ZAPUSZCZAŁAM?
Sharon stała i nie wiedziała co powiedzieć.
Margaret patrzyła na siebie w lustrze i zaczęła płakać. Już nie ze złości. Po prostu. Nic nie mówiła, tylko płakała.
To nie było tak, że teraz wyglądała źle. Wyglądała cudownie, nowa fryzura bardziej pokazywała jej twarz, za starymi lokami zawsze się chowała.
- Margaret, nie wiedziałam, przepraszam – powiedziała ruda, podchodząc do niej.
- Och, może trzeba się było spytać? – wyszeptała Maggie. – Tak się czasem robi, gdy się czegoś nie wie. Ale ty, jako wszechwiedząca, najwyraźniej nie jesteś przyzwyczajona.
- Słuchaj, zostało mi jeszcze dużo tego eliksiru na porost włosów, więc jak chcesz… leży na mojej półce... – Sharon zaczęła mówić szybko, szybciej niż zwykle. Ręce jej drżały.
- Zostaw mnie.
- …mogę ci pomóc zrobić tę fryzurę Merlin, a po balu doprowadzić włosy do normalnoś… czekaj, co? – Sharon poczuła, jakby traciła grunt pod nogami.
- Zostaw mnie. Idź sobie. Nie chcę cię na razie wiedzieć. Rozumiesz? Idź zanim zacznę mówić jak Aline.
- Mag, czekaj, mogę ci pomóc teraz odnowić te włosy, będzie okej, dobrze? – Sharon podeszła do niej i starała się dotknąć jej włosów jej różdżką. – Może nawet…
Margaret odskoczyła od niej i tym razem to ona wyrwała jej różdżkę z ręki.
- IDŹ SOBIE, TO CHOLERY JASNEJ, WON STĄD, NIE DOTYKAJ MNIE!
Sharon stanęła jak zamurowana. Nie pamiętała, kiedy ostatnio ktoś na nią krzyczał. Albo pamiętała, ale to nie były miłe wspomnienia.
Po chwili, cała drżąc, wyszła z łazienki. Usłyszała, jak za nią trzaskają drzwi.
─────────────────────────────────────────────────────
Will tak właściwie nie wiedział, czemu skończyło się na całowaniu.
Ale od początku.
Christo wylazł gdzieś z pokoju, mamrocząc coś o Jamesie, więc Will pozostał sam na sam z Xawierem, którego angielszczyzna była łamana. Francuski Willa za to żaden, więc nie gadali ze sobą prawie w ogóle na codzień. Nie znali się, a na dodatek Xawier prawie cały wolny i nie wolny czas spędzał w grupce otaczającej Luizę, więc już prędzej dogadałby się z Bulwą. Problem polegał na tym, że u niego co ciągłe siedzenie przy blondynce pomogło odnieść sukces i teraz szedł z nią na bal, a Bulwa przeklinał świat nad kuflem kremowego piwa.
A poza tym chłopak od godziny nakładał żel na włosy, by je ułożyć. Aktualnie jego fryzura zaczynała przypominać Elvisa Presleya, który wylał sobie kocioł tłuszczu na głowę.
Will dalej czytał książkę, bo do balu zostały jeszcze dwie godziny, a włożenie stroju zajmie mu nie więcej niż pięć minut. Razem z Alexem i Jamesem zdecydowali, że będą piratami.
Margaret: Ej, czyli kim wy w końcu będziecie?
Will, James i Alex: Piratem!
Nawet tego nie ustalili między sobą. Każdy z nich sam wymyślić to rozwiązanie.
Will otworzył książkę na rozdziale „Czy fakt, że rana obrasta kwiatami na pewno znaczy, że jest zatruta?”, gdy do drzwi ktoś zapukał.
- Proszę! – krzyknął, zamykając książkę i wstając.
Xawier nie patrząc na niego zamknął drzwi do łazienki.
Weszła Ewea, nie zamknęła za sobą jednak drzwi.
Pomiędzy nią a Sharon więcej było różnic niż podobieństw, jednak obie Will bardzo lubił. Jedną z rzeczy, które robiły inaczej, było wchodzenie do pokoju. Sharon niemal za każdym razem trzaskała drzwiami, nie pukała i wchodziła z krzykiem, żeby wszyscy wiedzieli, że właśnie się zjawiła (wyjątkiem były ich nocne wyprawy, wtedy było wręcz przeciwnie). Ewea za to nigdy nie otwierała drzwi na całą szerokość, wsuwała się bokiem, żeby nikomu nie przeszkadzać (wyjątkiem były momenty, kiedy wchodziła razem z Bulwą, Mary i Karen – wówczas było ich za dużo, by każdy wciskał się ukradkiem).
- Hej – przywitała się.
Też jeszcze nie miała na sobie stroju, wyglądała wręcz, jakby dopiero przyjechała z ferii.
- Hej – Will uśmiechnął się szeroko, widząc swoją partnerkę na bal.
- Will, moja mama chce cię poznać – oznajmiła dziewczyna prosto z mostu, po czym zaczerwieniła się, zmieszana. – Akurat przechodziłyśmy obok twojego pokoju. Pomaga mi się teraz rozpakowywać… W sensie pół ferii pytała się z kim idę na bal – wyjaśniła szybko. Wyglądała na zdenerwowaną. – Więc pytam się ciebie, czy chcesz teraz iść, czy jesteś zajęty, bo to jednak moja mama i wiesz, nie musisz chcieć jej poznawać, to trochę dziwne, że tu po ciebie przyszłam, już idę, przepraszam, że przeszkadzam.
Od razu chciała wyjść z pokoju, jednak Will szybko ją złapał za rękę. To był taki odruch, żeby nigdzie nie szła. Miała ciepłą dłoń.
- Nie, spoko – odezwał się. – I tak nie mam co robić, czytałem książkę. Chętnie poznam twoją mamę.
Wyszli z pokoju i ruszyli korytarzem w kierunku pokoju Ewey, Raji i Sophie.
- A. Ok. Cieszę się. Znaczy dziękuję. Dobra, nieważne – Ewea odwróciła się do niego. – Sorry za to, że się tak jąkam, po prostu… moja mama jest moją mamą, a mamy spotykające chłopaków, którzy ci… którzy są z tobą w klasie robią się dziwne.
- Wiesz, chłopcy, którzy są z tobą w klasie też się czują dziwnie, gdy spotykają twoje mamy. Nie, czekaj. Coś pokićkałem z formą. Ale wiesz, o co mi chodzi.
Ewea roześmiała się. Miała delikatny śmiech. Dobra, całą ją można było po prostu nazwać delikatną. Ewea była definicją delikatności.
-  Hej, jak nie chcesz, nie musisz iść.
- Chcę iść.
- Dobra, teraz już nie musisz iść. Bo miniemy mój pokój.
Dziewczyna stanęła. Will zdał sobie sprawę, że chciał iść dalej, do pokoju Sharon i Maggie.
Zawrócił na pięcie i stanął obok Ewey, która nie pukając (!) weszła do pokoju.
Will za nią.
W nim była tylko jedna osoba, która zdecydowanie nie była uczennicą. Czarownica miała na sobie długą, bursztynową suknię do ziemi i szatę w tym samym kolorze. Na głowie miała czarny, stożkowy kapelusz, typowy dla czarownic z książek dla dzieci. Za pomocą różdżki sprawiała, że przedmioty wokół niej latały, ustawiając się na półkach.
Kobieta była ciemnoskóra.
Will zatrzymał się ze zdziwienia.
Prawie zapomniał o historii, którą Ewea opowiadała mu, gdy byli może w drugiej klasie. Matka Ewey i jej ojciec byli najlepszymi przyjaciółmi całe życie. Pewnego razu wydało im się, że coś do siebie czują i skończyli w łóżku. Następnego dnia stwierdzili, że jednak wolą być przyjaciółmi, ale wtedy Ewea już powstała. Potem, gdy Ewea miała około dwóch lat, jej prawdziwa matka zostawiła ją ojcu i zniknęła. Ojciec miał już wtedy dziewczynę, z którą od roku starali się o dziecko. Trzy ciąże skończyły się poronieniem. I wtedy pojawiła się Ewea, która stała się córką dla dziewczyny ojca. Ewea od zawsze mówiła na nią mama. Od czterech lat ojciec Ewey tkwił w świętym Mungu, bo na jednej z misji Aurora złapał jakąś usypiającą klątwę. Teraz była jej jedyną opiekunką.
- Och, to pewnie Will! – ucieszyła się „mama” Ewey, gdy go zobaczyła. – Na sklątki tylnowybuchowe, rzeczywiście jest wysoki!
Ona też była dość wysoka, z pewnością wyższa od Ewey.
- Dzień dobry. Tak, jestem Will Smilenice – przywitał się chłopak. – Tak, jestem wysoki – roześmiał się. – Miło mi panią poznać.
- Och, zapomniałabym się przedstawić. Alicja Spinnet, jestem mamą Ewey.
- Wiem, Ewea mówiła dużo o pani.
- Ach tak? Wyglądałeś na dość zdziwionego, gdy mnie zobaczyłeś. Cóż, mi też miło cię poznać. Jesteś z tym samym domu co Ew, prawda?
- Tak, jestem w Hufflepuffie.
- Grasz w Quidditcha?
Will zarumienił się.
- Mamo! – krzyknęła szatynka, jakby Alicja zadała niewłaściwe pytanie.
- Jestem ciekawa!
- Nie za bardzo – wyjaśnił Will. - Mam dość duży lęk wysokości.
- To jest ciekawe, biorąc pod uwagę fakt, że jesteś tak wysoki. Ewea mówiła, że chcesz być magomedykiem. To wyjątkowo odpowiedzialna praca, jesteś pewien, że dasz radę?
Mama Ewey była wyjątkowo szczerą osobą i dość ciekawską, co mógł zauważyć po minucie rozmowy z nią. Było to aż trochę onieśmielające.
Kobieta spojrzała na zegar, znajdujący się na ścianie w pokoju i krzyknęła, zanim Will zdążył odpowiedzieć:
- Na fasolki wszystkich smaków! Już czwarta?
Zaraz potem spojrzała na wiszący jej na szyi zegarek. Potrząsnęła nim dwa razy. Najwyraźniej nie chodził.
- Ewea, czemu mi nie powiedziałaś?! Jestem spóźniona o pół godziny! – wybiegając z pokoju pocałowała Eweę w czoło. Jedna z bluzek Ewey, która dopiero wyleciała z kufra, spadła na ziemię.
- Nie wiedziałam? – odparła dziewczyna, choć jej mama nie mogła jej już słyszeć, bowiem wraz ze swoją powiewającą szatą znikła za załomem korytarza. – Nawet nie wiem, gdzie się tak spieszy – wyjaśniła Willowi.
Chłopak wzruszył ramionami.
- Moja mama też jest dość często rozkojarzona. Tylko, że wtedy zaczyna przeklinać po włosku.
Ewea roześmiała się.
- Moja mama też by przeklinała, gdybyś nie był tutaj.
Will podszedł do leżącej na ziemi bluzki dziewczyny i podniósł ją.
- Pomóc ci się rozpakować?
- Wydaje mi się, że to jednak już ostatnia rzecz – stwierdziła zielonooka zaglądając do kufra. – Nie dziękowałam ci jeszcze za zaproszenie na bal – dodała.
- Czemu miałabyś mi dziękować? To ja dziękuję, że się zgodziłaś.
Ewea podeszła do niego i wyjęła bluzkę z jego rąk.
- Czekaj… - powiedziała, nie patrząc mu w oczy. – To Karen ci nie powiedziała?
- Nie powiedziała o czym? – zdziwił się Will.
- Nieważne – mruknęła dziewczyna, wciąż na niego nie spoglądając i kładąc koszulkę na stosie innych, znajdujących się w szafie. Jej garderoba składała się głównie z zieleni i brązów. Will zobaczył tylko jedną, wiszącą na wieszaku sukienkę, która coś mu przypominała. – Czyli zaprosiłeś mnie po prostu?
- Czemu miałbym cię zapraszać nie po prostu? W sensie nie zaprosiłem, bo wysłałem ci list, a wiem, że tak nie powinno się robić, tylko powinienem cię zaprosić osobiście, ale… wiesz, dopiero dziś bym to zrobił, a kto wie, pewnie byś już miała partnera…
W ty momencie Ewea odwróciła się w jego stronę i spojrzała mu prosto w oczy. Chłopak nagle zauważył, że są tak niewiarygodnie zielone, jak jedno z oczu Sharon.
- Dziękuję – powiedziała dziewczyna, robiąc krok w jego stronę. – Myślałam… nie, nieważne.
- Co nieważne? – zdziwił się Will, gdy zobaczył, że dziewczyna markotnieje.
- Myślałam że to zrobiłeś z litości.
- Z litości? Ewea, nie jestem pewien, czy wiem o wszystkim, o czym ty wiesz. Mam wrażenie jakbym przegapił coś.
- Nie, nic nie przegapiłeś – powiedziała dziewczyna, czerwieniąc się. – To ja jak zwykle zaczynam gadać bez ładu i składu. Przepraszam. Po prostu… strasznie się cieszę, że idę z tobą na bal, tyle.
Ponownie się od niego odsunęła.
- Idź już, o piątej trzydzieści zaczyna się bal, a ja jeszcze muszę się przebrać – uśmiechnęła się szybko. – Nie jestem chłopakiem, chcę wyglądać ładnie, a to zwykle trochę zajmuje.
- Niektórzy chłopcy też chcą wyglądać ładnie – zaśmiał się Will. – Na przykład Xawier. Mogę się założyć, że nadal nakłada żel.
- Wiesz, niektórzy chłopcy nie muszą się starać, by wyglądać ładnie – Ewea wyjęła z szafy kosmetyczkę.
- Tak, wiem, jestem przyjacielem Alexa, nie musisz do niego zawsze nawiązywać.
- Nie – zaprzeczyła Ewea, kręcąc szybko głową i podchodząc do niego ponownie. – Nie o nim mówiłam.
Musiała stanąć na palcach, choć nawet wtedy była za niska, by do niego dosięgnąć. Will automatycznie się schylił.
Pocałowała go.
─────────────────────────────────────────────────────
Sharon wyszła na korytarz, nie wiedząc, co ze sobą w ogóle zrobić.
Margaret jest na nią zła. Margaret na nią nakrzyczała. Pokłóciła się z Margaret.
Rudowłosa czuła, że ziemia jej się usuwa spod nóg.
Nigdy, nawet w koszmarach, nie wyobrażała sobie, że się pokłóci z Margaret. Z chłopakami owszem, ale nie z Maggie. Maggie była jedynym stałym punktem w jej życiu, czymś, co zawsze brała za pewniak, a teraz blondynka nie chciała jej widzieć.
Sharon czuła, że jeszcze chwila, a zwinie się w kłębek i zacznie płakać, jakby miała cztery lata.
Musiała z kimś pogadać. Z kimś, kto by jej powiedział, że to nic takiego, że wszystko będzie okej.
Niby mogła pomyśleć o Alexie czy Jamesie, ale w rzeczywistości jej myśli skupiły się tylko na Willu.
Musiała znaleźć Willa. Musiała.
Prawie biegiem ruszyła w kierunku jego pokoju, a gdy przed nim stanęła, weszła bez pukania. Czuła wielką, straszliwie bolącą gulę w gardle.
Willa w środku nie było, tylko Xawier, który układał właśnie włosy za pomocą grzebienia. Ilość żelu, jaka się na nich znajdywała, przekraczała najśmielsze wyobrażenie.
- Jest Will? – spytała bez emocji.
Xawier odwrócił się w jej kierunku.
- Nie – odparł.
- Wiesz, gdzie jest?
- Poszedl z tą dziewcziną z krótkimi wlosami – odparł chłopak.
Sharon szybko wyszła i nie dziękując ruszyła w kierunku pokoju Ewey.
Już miała wejść do środka, kiedy stanęła.
Czy Willowi naprawdę chce się teraz wysłuchiwać jej problemów? Ale jeżeli nie jemu, to komu? Will był jedyną osobą, do której mogła teraz pójść. Normalnie zwróciłaby się może do Margaret, ale teraz… teraz to chodziło o Margeret.
Weszła do pokoju nie pukając i od razu pożałowała.
Poczuła się, jakby ta jedyna osoba, do której mogła teraz pójść, okazała się być młotem pneumatycznym, który wwiercił się w jej serce.
Will i Ewea się całowali.
- Sorry – powiedziała, czując, że jej kawałki leżą na ziemi i zwijają się w rozpaczy.
Zamknęła drzwi i ruszyła biegiem korytarzem w kierunku schodów, zanim którekolwiek z całujących się zdążyło coś powiedzieć.
Po twarzy Sharon zaczęły spływać łzy, których naprawdę dawno tam nie widziała.
W tym momencie cały jej świat się zawalił.
Jej najlepsza przyjaciółka ją znienawidziła, bo popełniła błąd, a jej najlepszy przyjaciel całował się ze swoją partnerką na bal.
Nie.
Nie najlepszy przyjaciel.
Sharon zorientowała się, że Will już od dawna był chłopakiem, który jej się podoba, a nie przyjacielem, czego nie chciała przed sobą przyznać.
Zamknęła oczy i w tym momencie wpadła na kogoś wychodzącego z pokoju Jamesa.
- Hej, hej, hej! – krzyknął Christo, łapiąc ją, by się nie przewróciła. – Wszystko okej? – spytał.
Gdy Sharon spojrzała na niego zdał sobie sprawę z bezsensowności tego pytania.
- Nie. Nic nie jest okej – warknęła.
Christo trzymał ją dalej w tej samej pozycji, co gdy uratował ją przed upadkiem, aczkolwiek teraz zastanawiał się, czy rzeczywiście to zrobił. Wyglądała, jakby upadła.
Sharon obrzuciła go spojrzeniem. Nie była w stanie nic zobaczyć, poza granatową bluzą i brązowymi spodniami, wszystko było powiem rozmazane, nawet twarz białowłosego.
Chłopak przytulił ją mocno.
- Sharon, co się stało?
- Nie chcę o tym gadać – chrypnęła, próbując wyswobodzić się z jego objęć. – Chcę być teraz sama. Zostaw mnie, proszę.
- Nie – odparł. – Nie pozwolę, byś się zabiła.
- NIE mam zamiaru się zabić, debilu! Poza tym, Christo, mam głęboko gdzieś, naprawdę głęboko, na o mi aktualnie pozwalasz, a na co nie!
Udało jej się sprawić, by ją puścił, stosując jedną z prostych dźwigni. Chłopak jęknął, a ona stanęła trzy kroki od niego.
- Sharon, uspokój się, proszę – białowłosy wyglądał na przerażonego. Podszedł do niej i złapał jej twarz między dłonie, zamykając kciukami oczy. Miał zimne ręce.
- Sharon, spokojnie. Co się stało?
- Christo, puść mnie, do jasnej cholery – warknęła dziewczyna, nie lubiąc, gdy ktoś pozbawiał ją wzroku. – Wystarczy ci, że mój dzień jest wyjątkowo ch*jowy?.
- Nie, co się stało?
- Zostawisz mnie?
- Jestem twoim partnerem na bal, z czego się strasznie cieszę, więc nie – powiedział, przyciskając jej głowę do swojej piersi.
Oczy Sharon pozostały zamknięte.
- Och, tak chcesz wiedzieć? – powiedziała ironicznie. – Pokłóciłam się z Margaret.
- Co się stało?
- Obcięłam jej włosy. Przypadkiem! Zostawisz mnie już?
- Przypadkiem obcięłaś jej włosy? – spytał Christo, a Sharon wydziała oczami wyobraźni, jak unosi brwi.
- Myślałam, że o to jej chodzi! Puść mnie do jasnej cholery, albo…
- Albo co? – spytał Christo, odsuwając ją od siebie. Sharon otworzyła oczy. Uśmiechał się kącikiem ust. Miała ochotę go walnąć, ale… ale nie zrobiła tego.
Lubiła go. Naprawdę go lubiła, prawie od momentu, gdy spotkali się w sklepie, a Christo próbował jej wytłumaczyć, co robił w bandzie Charlesa. Był inny niż Will, zapewne gdyby był w Hogwarcie, trafiłby do Gryffindoru.
A jednak… jednak jego też lubiła.
Pocałowała go.
Christo wydał dźwięk podobny do okrzyku godowego bażanta. Na chwilę oderwał się od niej.
- Co ty robisz? – spytał.
- Nie wiem – odparła.
Tym razem ich usta spotkały się w tym samym momencie i żadne z nich nie przerywało kontaktu.
Z dwóch stron rozległy się pojedyncze oklaski. Ich krzyki sprawiły, że drzwi od paru pokojów otworzyły się, a uczniowie obserwowali z zainteresowaniem całe zajście. Sharon zamknęła oczy.
Gdy je otworzyła, jej wzrok padł na Willa.






* * *
CZYTELNICY TO JEDNAK BIEDNE NAIWNE STWORZONKA
PRZYZNAĆ SIĘ, KTO MYŚLAŁ, ŻE NAPRAWDĘ POŁĄCZĘ WILLA I SHARON?
Ja na przykład!
A tak serio, to strasznie was przepraszam za cały ten rozdział, to wszystko było niezaplanowane.
Scena z Maggie i Sharon jakoś sama wyszła. Nie wiem jak, przysięgam. Nie planowałam tego zrobić, ale… podoba mi się ten fragment.
A to, co się stało z Smileridan to jedno wielkie nieporozumienie. Kojarzycie ten początek o tym całowaniu?
To najpierw rzeczywiście mieli być oni.
No, ale jestem potworem, zdarza się niektórym.

12 komentarzy:

  1. NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!!!!!!!!!!!!!!!!
    DLACZEGO!!!!!!!!!!
    Mój świat legł w gruzach.
    ...
    ...
    ...
    Ewea mi nie przeszkadza ale Chisto (Merlinie jak on mnie wkurza AGH!!!)
    Rozdział fajny gdyby nie wymieniona wcześniej osoba(giń, przepadnij szatanie). Przepraszam, że nie nie wstawiałam ostatnio żadnych komentarzy ale wszyscy nauczyciele w mojej szkole przypomnieli sobie nagle o końcu roku. Temat balu jest bardzo adekwatny bo będe miała teraz bal gimnazjalny Hura!!!!
    No to tyle. Życzę weny(znajdę cie Christo !!!!).
    Orzełek
    Ps. KOCHAM CIĘ ALEX <3
    Pps. Mogę adoptować Grzegorza na kilka dni ? Prosie!!!
    Poszukam słownika z mową węży albo poproszę Jamesa o korepetycje(albo nie proszenie Jamesa o korepetycje nie jest dobrym pomysłem)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uratowałaś tego bloga, zastanawiałam się nad zawieszeniem, bo nikt nie komentował.
      Ja przede wszystkim lubię i Christa i Eweę i shippuję obie pary które powstały w tym rozdziale.
      Co do Ewey to chyba niektórzy zauważyli, że Will podoba jej się od przynajmniej zeszłego roku, więc dla niej ta scena to było coś jak z Alexam i Maggie. Zresztą to samo u Christa.
      Spoko, rozumiem, mam podobnie, jak myślisz, czemu rozdziały są tak rzadko?
      Dzięki za komentarz
      Okej
      P.s. TO CO ALEX TU ZROBIŁ SPRAWIŁO ŻE GO NA NOWO POKOCHAŁAM
      P.p.s. Nie, przepraszam, Grzegorz jest moim pszszszyjacielem... nie dam.

      Usuń
  2. dzień dobry.
    Czytam Twego bloga trzeci raz.
    I jest cudowny.
    Naprawdę.
    Miałaś fantastyczny pomysł i świetnie piszesz.
    Serio.
    Jak czytam to co się dzieje to zapominam, że to fikcja - jeżeli wiesz o co mi chodzi...
    No i z reguły nie komentuję - przepraszam za to - ale wiedz, że jestem i naprawdę NAPRAWDĘ kocham tego bloga.
    ok.
    Nie lubię Christa.Zgadzam się z KUMKWAT-KĄ(?)
    Christo jest zły.
    Lubię Sharon. Sharon ma być z Willem.
    Proszę.
    ALE najbardziej uwielbiam i ubóstwiam Aline i Jamesa. Tak. Za mało ich. Napisz ich więcej.
    Aline i James.
    Proszę.
    I Grzegorz.
    Jego też więcej.
    Nie za bardzo mi przypadła do gustu Margaret. Cusz. Bywa. Dla mnie jej jest za dużo. I Alexa. Znaczy, Alexa z Margaret, bo jak jest z przyjaciółmi to w porządku.
    W ogóle - baaardzo lubię sceny z przyjaciółmi itd. Bo za dużo jest teraz w filmach / serialach i BLOGACH romansów, które przesłaniają fabułę (albo fabuła się na takim romansie opiera). Przeszkadza mi to, co zrobię. U ciebie jest na razie wszystko super, jak mówiłam, kocham twego bloga, ale zamiast rozwijać na maksa wątek rozterek miłosnych Sharon rozwiń wątek jej przeszłości, jej matki, tej przepowiedni dla Willa o Sharon z poprzedniego jakiegoś rozdziału (sorki ale nie pamiętam który to był).
    Miłosny wątek byłby dla mnie mile widziany u Jamesa i Aline.
    A Luiza... Rozwiń też Luizę.
    Proszę.
    Luiza jest smutna.
    Chciałabym, żeby sobie kogoś znalazła, albo, o!
    ALBO NIECH SIĘ OKAŻE ŻE DBA BARDZO O SIOSTRĘ I JEST FEMINISTKĄ I NIE POTRZEBUJE FACETA DO SZCZĘŚCIA TYLKO WŁAŚNIE ALINE.
    Oki.
    No to chyba tyle.
    Sorki, że nie komentuję, jak coś znowu wstawisz to postaram się coś napisać, ale jak już wspomniałam - ja raczej nie komentuję...

    OdpowiedzUsuń
  3. och, i jeszcze jedno

    nie zawieszaj.
    PROSZĘ NIE ZAWIESZAJ
    PROSZĘPROSZĘPROSZĘ
    N I E Z A W I E S Z A J

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. AAAAA!
      KOMENTARZ JAK SIĘ CIESZĘ DZIĘKUJĘ BARDZO BARDZO BARDZO!
      Wow, trzeci raz, nawet ja tyle nie czytałam XD.
      Planuję właśnie w następnym rozdziale rozszerzyć wątek Aline i Jamesa, będzie dobry powód ku temu. Ale poza tym sama zauważyłam, że za bardzo wchodzę w romans, więc szukuje się akcja robienia tego przedstawienia i... paru innych, badziej przyjacielskich rzeczy ;).
      LUIZĘ ROZWINĘ TAK, ŻE SIĘ NIE POZBIERASZ XD.
      Co do tej przepowiedni to muszę pomyśleć, jak ją zinterpretować, bo odeszłam trochę od tego, czego ona miała dotyczyć i nie jestem pewna, czy chcę wracać do temtej koncepcji XD.
      Zobaczę jak to będzie z tym rozdziałem, bo w zeszły weekend miałam non stop próby i występy a teraz idę na comic con i boję się, że znów się spóźnię XDDD.
      Strasznie dziękuję za komentarz, nie zawieszam
      Okej

      Usuń
  4. Jezu Chryste jak ja nie lubię Ewei(?), Christo jest spoko, ale onaaaa. No kurczę
    Kocham Cię za scenę Sharon x Margaret. Pokłóciły się, ale wreszcie wiem co by zrobiła Sharon po kłótni.
    Czekam na Grzegorza aaaa
    I też czekam na Aline x James aaa
    Przperaszm, ze dopiero teraz komentuje, moje ogarnięcie jest na poziomie -263828
    Weny i te sprawy :*
    RosalieIris *nie chciało się zalogować :(*

    OdpowiedzUsuń
  5. Na długi zniknęłam <3
    DROGA OKEJ. BĄDŹ ŚWIADOMA, ŻE JEŚLI W PRZYSZŁYM ROZDZIALE NIE BĘDZIE CZEGOŚ 'AW' Z JAMESEM I ALINE W ROLACH GŁÓWNYCH TO CIĘ ZNAJDĘ. Jeszcze raz okłam czytelników,a pogadamy inaczej. Naprawdę liczyłam na Willa i Sharon..
    Ten rozdział oceniam bardzo pozytywnie.
    Niecierpliwie czekam na kolejny (aaaaaa!BAL)
    Życzę Ci dużo weny!
    Nie znikaj już na tak długo, bo kiedyś mogę zapomnieć i juz sobie nie przypomnieć o Tobie....
    Pozdrawiam, śle buziaczki (xd) Vinci!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. XD USUNĘŁA MI SIĘ POŁOWA KOMENTARZA PONAD XD

      Usuń
    2. OK. Następny rozdział postaram się w ten weekend ;).
      Nie znikaj.
      Okej

      Usuń
  6. E, ja w sumie z tych co czytałam Pippi lubiłam najmniej. Emil, Lotta, Ronja i Dzieci w Bullerbyn to moje wczesne dzieciństwo <3 (w sensie tak do 5 roku życia, bo potem brat mi zaczął pokazywać/czytać Harry'ego, Percy'ego i Gwiezdne Wojny :D) Ale Astrid dalej bardzo lubię.
    A przechodząc do rozdziału: Ja lubię Eweę. Nie wiem, czy to tylko zbieżność imion, czy to ten sam charakter w innym świecie, ale i tak ją lubię. W sumie to bardziej shippuję Willa z nią niż z Sharon. Ale oni tak powinien być mój. Albo Christo. Nie, w sumie niech sobie Christo bierze Sharon. Ja chcę Willa.
    James x Aline mnie tak ani ziębi ani grzeje. Trochę to przewidywalne, więc mam nadzieję, że jeszcze coś tam namieszasz.
    Tak sobie ostatnio myślałam o całym opowiadaniu, że, przy całej swojej genialności, jest dosyć chaotyczne. Jakbyś nie miała na nie planu, albo koncepcja się w międzyczasie zmieniła.
    To mi się skojarzyło z kłótnią Sharon i Maggie:
    http://www.repostuj.pl/tag/klotnia
    Wiem, że komentuję strasznie późno. Mam nadzieję, że to jeszcze przeczytasz.
    Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja najbardziej lubiłam dzieci z Bullerbyn. Pipi tak średnio, ale to idolka Sharon.
      Ja też lubię Eweę! I to nie zbierzność imion, po prostu po tym jak ją zabiłam nie chciałam się z nią rozstawać. I ja też ją shippuję z Willem. W sensie... no może Sharon troszkę bardziej, ale Ewea ujdzie XD.
      Tak się zastanawiam nad Jamesem i Aline. Właśnie wiem, że to trochę przewidywalne, ale jednocześnie mam parę pomysłów...
      Tak, opowiadanie jest lekko chaotyczne, przyznaję się. Na początku w ogóle nic nie planowałam, pisałam jak mi serce podpowiedziało. Potem, gdy zaczęło się wakacyjne opowiadanie, zaczął mi kiełkować jakiś pomysł na konkretną fabułę (wtedy gdy Sharon spotkała Christo w sklepie). I powstał Kwartet.
      W związku z Kwartetem miałam niejasne plany, ale nic konkretnego. Jakoś w grudniu wpadłam na pomysł zakończenia, w którym umarłyby dwie postaci ;). Wtedy Mia dała przepowiednię. Pisałam dalej chwilę pod to zakończenie, ale potem nagle stwierdziłam, że nie jestem w stanie nikogo tam zabić. I znowu troszkę zmieniłam fabułę na szczęśliwszą końcówkę ;). W każdym razie rozumiesz, czemu jest chaotycznie, nie?
      Poza tym to nie powieść którą znawczy będą hejtować w internecie, tylko fanfick o którym wielu ciąfgle zapomina XD. ALE POSTARAM SIĘ TO UPORZĄDKOWAĆ.
      Okej

      Usuń

JEDEN KOMENTARZ = JEDEN SZCZUR DLA GRZEGORZA
nie bądź obojętny na jego los

Szablon

Obserwatorzy