niedziela, 29 stycznia 2017

Rozdział 14. Gdzież ci mężczyźni?

Czarodzieje, Czarownice i patyczaki!

Chyba wróciłam.
Postaram się wrócić do codwutygodniowego dodawania rozdziałów. Jestem już po konkursie kuratoryjnym, chyba wróciła mi wena… ogólnie żyć, nie umierać, nie?
No właśnie nie, bo od tygodnia jestem chora w cholerę i ledwo żyję.
Tak, kuratoryjny był w tym tygodniu. Tak, byłam chora.
Tak, podczas próby pisania miałam 39,5 stopni gorączki, kaszel, katar i ból głowy taki, że nie byłam w stanie utrzymać długopisu w ręce i nawet nie pamiętam, co pisałam. Także chcę wam się tylko przedstawić.
Ja, Okej, od pół roku przygotowywałam się do tego dnia i udało mi się zachorować akurat tak, że na ten dzień przypadła mi najwyższa gorączka.
Rozwaliłam sobie życie.
Ale przejdźmy do pozytywów. Mogę pisać. Mam spisane rozdziały w punktach, więc wiem, co mogę pisać. Chcę pisać. Mam świetny plan jeśli chodzi o jeszcze nowsze pokolenie. I ogólnie znów jestem wasza.
Jeśli chodzi o brak nawiązania do sceny z listem to tak miało być, on nie chciał nikomu powiedzieć.
Dobrze. To teraz… Enjoy!
Okej

* * *

- Sharon Sheridan… zawsze znajdziesz sposób, by mnie zaskoczyć – mruknął Will z uśmiechem, zaraz po przeczytaniu na głos artykułu z Nie-Co-Dziennika, który to magazyn już zdążył zostać magazynem międzyszkolnym.
Cała czwórka przyjaciół siedziała na trawie – Alex, James, Will i Sharon. Margaret poszła pogadać z Victorią na pewien bardzo ważny w ich życiu temat, a mianowicie o chłopakach. Sharon z nimi nie było, bo 1. Nie miała takowego, 2. Zupełnie jej to nie interesowało.
Spojrzała na Willa z wyższością, jednak na widok jego roześmianej twarzy, również się uśmiechnęła.
ZUPEŁNIE.
- Nie zaprzeczę – odparła. – Aczkolwiek nie sądzę, by było to takie trudne.
- Zbyt długo z tobą żyję, by było łatwe – zaprzeczył chłopak.
Alex i James wymienili znaczące spojrzenia, ale nic nie powiedzieli.
- Swoją drogą – Alex sięgnął po artykuł i wyrwał Willowi gazetkę z rąk. – Jak ty znalazłaś ten puchar? To było prawie niemożliwe. On jest srebrny, czyli stapia się z tłem, a ty w dodatku nie wiedziałaś, jak wygląda. Słuchaj, znam cię od siedmiu lat, ale taką spostrzegawczością jeszcze się nie wykazałaś. Więc jak to zrobiłaś?
- Dzięki. Kocham tę twoją wiarę we mnie i moje umiejętności. Wiesz, użyłam oczu i w ogóle.

- Sharon. – Alex wymówił tylko jej imię i spojrzał na nią spod wysoko uniesionych brwi.
- Co?
- A tak serio?
Dziewczyna przewróciła oczami i spojrzała na fotografię.
Przedstawiała malutki fragment areny, a dokładniej skały, co jednak niezbyt wskazywało innym ludziom miejsce położenia pucharu, gdyż cały stadion był nimi pokryty. Zdjęcie wciąż się powtarzało, wyświetlając tę samą scenę – skorpioni ogon mantykory Charlesa odtrącający parę głazów i odsłaniający szarawy fragment pucharu.
- Tak serio – powiedziała Sharon. – To znalazłam ten puchar na zdjęciu Mantykory. W trakcie zadania nie miałam pojęcia, że tam jest, ale po przejrzeniu zdjęć jakoś tak… rzucił mi się w oczy. Ale grunt, że teraz wszyscy mają mnie za tą spostrzegawczą.
- Ale wiecie, co jest ciekawe? – spytał James, a zanim Will zdążył otworzyć usta, by powiedzieć, że nie, nie wie, co jest ciekawe, kontynuował. – Że skoro mantykora była iluzją utworzoną przez tych stojących na skraju areny dorosłych czarodziejów, to znaczy, że jej ogon celowo odkrył ten puchar, by można było go znaleźć.
Oczy Sharon otworzyły się ze zdziwienia. Nie chodziło tu o samą tezę. Chodziło o to, że to James wpadł na nią, zanim ruda o niej pomyślała.
- To ma sens – uśmiechnął się Will.
- To ma nawet bardzo dużo sensu – powiedział z dumą James, sam chyba zaskoczony swoją domyślnością.
- Ale wszyscy byli zbyt zajęci patrzeniem na jej ogon, który, na marginesie, mógł zabić naszego Gryfona, by zwrócić uwagę na taki szczegół – dodał Alex.
Sharon milczała.
- Swoją drogą, a propos tej iluzji – powiedział Will. – To słyszeliście, że John powiedział, że wygrał tylko dzięki Julianowi?
- Tak – powiedziała dziewczyna, jednocześnie zaciskając usta, co można zaliczyć do umiejętności spotykanych tak rzadko, jak trzaskanie przesuwanymi drzwiami. – To Julian ma ojca, który ma fisia na punkcie magicznych przedmiotów. Słyszał wcześniej o kamieniu, który rozwiewa wszelkie iluzje.
- Ale to podobno John od początku był pewny, że to iluzja – stwierdził Alex. – Powiedział o tym Julianowi, ten zaproponował Remica. Sprawa rozwiązana.
W rzeczywistości John spytał się jeszcze Juliana, co się stanie, jak okaże się, że to jednak nie iluzja. Tamten wzruszył ramionami. Plan B polegał na użyciu kamienia jako zwykłego kamienia i rzucanie nim w chimerę, by móc zasłużyć na szybszą śmierć.
- Najpiękniejsza była mina dyrektora Magictime, gdy John wyszedł z Remickiem na arenę, rzucił nim w chimerę i nic się chwilę nie działo – powiedział James, który, jako komentator całego wydarzenia, miał kontakt z twarzami wszystkich dyrektorów.
Sharon parsknęła, zapominając o swoim złym humorze.
- Chciałabym to zobaczyć. Aczkolwiek mina Willa mi wystarczyła.
Will uśmiechnął się i westchnął jednocześnie.
- Oj tam, Will musiał mieć taką minę. On jest przecież Puchonem. Nie śmiej się z niego, taka jego natura.
Alex położył chłopakowi dłoń na ramieniu, jakby chcąc go bronić.
Will strząchnął ją ze śmiechem.
- No ja przepraszam, że jako jedyny z naszej czwórki wiem, jakie działanie ma jad chimery.
- Chimera nie ma jadu – stwierdziła Sharon.
- Ale jej ogień jest strasznie toksyczny. Spalone ciało zachowuje się jak dodatkowo polane kwasem. Zaczyna się czernić i gotować, na jego powierzchni pojawiają się bąbelki, gdy zaczyna się przemieniać w ciało płynne. Po chwili jego zapach przypomina zgniłe jaja…
Mina Jamesa była bezcenna.
- Okej – powiedział. – Rozumiem minę dyrcia. Jest mi niedobrze.
- Tylko nie zwymiotuj. To moja koszulka – powiedział Alex.
Rzeczywiście, James miał na sobie jedną z bluzek Alexa, a to z tego względu, że Jordan i Raja dotrzymali swojej obietnicy odnośnie zemsty za „zbieranie zakładów”. Rano wszystkie ubrania bruneta pokryte były mazią podobną do budyniu (taką maź widział przedtem tylko raz, a mianowicie tego dnia, kiedy poznał Alexa i opuszczał jego dom pokryty tym czymś. Z doświadczenia wiedział, że usunięcie zajmie przynajmniej tydzień). Przynajmniej Alex się zlitował i dał mu jeden ze swoich t-shirtów, aczkolwiek był na niego trochę za duży, bo znacznie różnili się sylwetkami.
- Ach, puchon, teraz jeszcze artysta… gdzież ci mężczyźni? – spytała Sharon.
Alex uniósł rękę.
- Tutaj.
- Ty gadasz po francusku i grasz na pianinie.
- To podstawowe wychowanie każdego szlachcica brytyjskiego z czasów…
Sharon przerwała mu machnięciem ręki.
- Acha – skwitowała. – Poza tym dbasz o swoje ubrania i się panicznie boisz patyczaków.
- Gdybyś jako dziecko jednego złapała zamiast patyka, też byś się bała!
- A po co ci był patyk? – spytał Will z zainteresowaniem.
Twarz Alexa stała się nagle o dwa tony czerwieńsza niż zwykle.
- Bawiłem się z Jamesem w Aurorów.
James nagle parsknął, gdy sobie to przypomniał. Chwilę potem owo parsknięcie zaczęło przypominać bezgłośny śmiech. Chłopak przechylił się na trawę, nie mogąc wrócić do pionu, wciąż wydając dźwięki niepokojąco przypominające duszenie się.
- Cicho bądź – zagroził mu blondyn, podczas gdy z gardła Jamesa wydobył się kolejny dziwny dźwięk, a wąż owinięty na jego ręce zasyczał. – Ani słowa.
- Kiedy… ja… nie… mogę…
- To jest tajemnica.
- Dobra Alex, chce wiedzieć – oznajmiła Sharon. - James się tu dusi z jakiegoś powodu, nie?
Jamesowi łzy pociekły z oczu. Próbował coś powiedzieć, ale miał za mało powietrza. Tarzał się tylko po trawie, wydając dźwięki podobne do dyszenia psa. Grzegorz (gdyż tak podobno wąż kazał się nazywać), po krótkim wahaniu spełzł na trawę i przypatrywał się swojemu przyjacielowi (gdyż tak podobno nazywał Jamesa) z zainteresowaniem.
Alex spojrzał wkurzony na kolegę.
- I tak wam to opowie – mruknął po chwili zrezygnowany.
- No.
- Chyba lepiej wyjdę na tym, jak sam wam to powiem.
Odpowiedział mu tylko James, który bardzo starał się nie śmiać..
- Złapałem tego patyczaka, a on się natychmiast zaczął ruszać. Wrzasnąłem i odskoczyłem. Zaplątałem się wtedy w prześcieradło.
- Prześcieradło?
- Imitowało szatę! James też takie miał! W każdym razie…
James nie mógł się już nawet śmiać. Will w głębi duszy rozważał, czy zdobyłby się na wykonanie resuscytacji w ostateczności. Po chwili namysłu stwierdził, że nie.
- Przewróciłem się. W błoto, ale to nieważne. Prześcieradło zakryło mi twarz, a ja… ja miałem cztery lata i byłe pewny, że to przez patyczaka, wiecie, coś jak u ośmiornic i że on chce mnie pożreć. Zacząłem się szamotać, jeszcze bardziej się zaplątałem… Myślałem, że to prześcieradło to jakieś pęta…
- Stój! Czekaj! – wycharczał James. – Nie mów!
Podniósł się. Ledwo mógł mówić, ale zaczął. Wąż, który stwierdził, że chyba jest już bezpiecznie, spokojnie na niego wpełzł i zajął swoje ulubione miejsce.
- Zaczął krzyczeć – powiedział brunet. – „MAMO! AAAAA! TO MNIE CHCE ZJEŚĆ!!! NIE MOGĘ ODDYCHAĆ! RATUNKU!”.
Sharon parsknęła.
- Nasz tu obecny macho?
- TAK! Ale to jeszcze nie wszystko!
- Błagam, nie – odezwał się Alex grobowym tonem. Już planował swój pogrzeb, bo wiedział, że jak jego przyjaciele usłyszą tę historię do końca, to lepszym wyjściem będzie śmierć.
- Gdy postanowiłem pomóc mu się wyplątać, ten zaczął coś o ukrytej śmierciotuli wrzeszczeć. Że niby była w tym patyku, nie wiem. Krzyczał coś a lla: „UMIERAM! NIE CHCĘ UMIERAĆ! Zejdź ze mnie, stworze! Jestem za młody i za ładny!”.
- Mały Alex? – spytał Will, a jego mina wskazywała na to, że ledwo się powstrzymuje od zareagowania tak jak James. – Pięcioletni?
- Tak. No, może bez tego „za ładny”. Gdy próbowałem go z tego odplątać, zaczął się jeszcze bardziej szamotać i wrzeszczeć, a potem… a potem…
Tu urwał i ponownie zaczął się śmiać. Teraz już nie mógł przestać.
- Co dalej? – spytała Sharon.
- Nieważne! – krzyknął Alex. – Nie chcecie wiedzieć! NIE DOWIECIE SIĘ! Błagam, nie chcę was potraktować jakimś zaklęciem niewybaczalnym!
- O kurna – powiedziała nagle Sharon, otwierając szeroko oczy. – Chyba wiem, co się stało.
Will spojrzał na nią nic nie rozumiejąc.
Dziewczyna starała się mu to wytłumaczyć, ale była zbyt zajęta śmianiem się.
- Wyobraź sobie takiego małego aniołka… takiego z obrazów… I wyobraź sobie, że taki chłopczyk myśli… myśli… nie, raczej nie myśli… że go atakuje coś podobnego do dementora... Jest potwornie przerażony, nie kontroluje się i…
- TAK, KURNA, ZSIKAŁEM SIĘ! PASUJE?! Błagam, nie mówcie Margaret…
Nikt go już nie słuchał. Jego przyjaciele nie musieli być potraktowani śmiertelnym zaklęciem, bo właśnie umierali, dusząc się.
─────────────────────────────────────────────────────
- Tak… - mruknął Alex, by zmienić temat. Pozostała trójka już przestała się śmiać, ale wciąż, gdy się na niego spojrzeli, parskali. –  Ale wiecie co mnie wkurza? Brakuje mi cholernie Pokoju Wspólnego. Jedyne miejsce, w którym możemy się spotykać jako paczka to błonia albo pokój Sharon, a tam przecież jest Aline i moja kochana, i cudowna, i w ogóle dziewczyna. Hogwart jest tysiąc razy fajniejszy pod tym względem.
Sharon spojrzała na niego i mimowolnie parsknęła.
- Sharon!
- Przepraszam! Staram się! Ale to jest silniejsze ode mnie! Na pocieszenie powiem, że mieszkam przy dziurawym kotle, a to oznacza, że miałam różne ciekawe wypadki. Choć może nie tak ciekawe, jak ten…
Ponowie parsknęła. Alex zabił ją spojrzeniem. Nie było ono jednak tak wyćwiczone, jak jej, więc dziewczyna nie odniosła obrażeń.
- Ale masz rację – powiedziała. - Ta nowa szkoła jest… nowa. Nie ma żadnych tajnych przejść. Ani nic, co moglibyśmy… odkrywać. W takiej sytuacji już bym wolała robić mapę zakazanego lasu…
- Mówiłem ci, że będziesz żałować! – krzyknął James, nagle się podrywając. – Mówiłem ci!
Parę osób przechadzających się nieopodal spojrzało znów na nich jak na niespełna rozumu. Był wśród nich i zwycięzca pierwszego zadania, który opowiadał o czymś Agacie, żywo gestykulując. O ile przy innych dziewczynach wyglądał jak pełen godności arystokrata, to przy niej zdawał się być zupełnie innym człowiekiem – mniej opanowanym, mniej zimnym, a bardziej przypominającym takiego podskakującego chochlika. Agatha wydawała się być z tego zadowolona. Gdy James zwrócił ich uwagę, pomachali do grupy przyjaciół i wrócili do rozmowy.
- Ten John wydaje się być fajny – stwierdził Alex, obserwując ich chwilę.
- Ale jest dupkiem – dodała Sharon, tym razem nie wybuchając śmiechem. O dziwo.
Chłopcy spojrzeli na nią ze zdziwieniem.
- Co?
- Nie wiedzieliście, ile miał dziewczyn? Zmieniał je jak rękawiczki.
- Użyłaś czasu przeszłego.
- Mia powiedziała, że wszystko się zmieniło od tego roku. A ja mogę powiedzieć, nawet nie będąc wyrocznią delficką, że to za sprawą naszej koleżanki ze szkoły.
Alex wzruszył ramionami.
- A ja się z tobą zgadzam, choć nie jestem gajem z Dodony.
Przyjaciele spojrzeli na niego jak na idiotę (którym zapewne był). Alex zaraz dodał:
- W każdym razie… Widać, że jest w niej zakochany. Patrzy się w nią jak w święty obraz.
- Od kiedy ty jesteś takim specem od miłości? – zapytała Sharon z udawanym zainteresowaniem.
James parsknął.
- Od kiedy moją dziewczyną jest Margaret.
- A ona ma z tego doktorat?
- Ona ma koleżanki.
- Dzięki – odparła Sharon sarkastycznie.
- Ej! – zawołał James. – Ale ty masz nas! Kochasz nas!
Sharon spiorunowała go spojrzeniem.
- Wracając do Hogwartu i nie Hogwartu… - powiedział Will, bardzo nie chcąc, by ktoś tu umarł przez porażenie elektryczne. – To myślałem, że Durmstrang będzie… hmmm… dziwny.
- A jest… dziwny? – spytała Sharon z uśmiechem.
- Tak. Ale pod innym tego słowa znaczeniem. W sensie… kurde, fajni oni są. Trochę dziwni, ale…
- Zanim powiesz coś dalej… mieszkasz z Christem w pokoju… mam się bać? – Sharon, mając w pamięci widok obu chłopaków leżących obok siebie na ziemi w noc,  kiedy szła zemścić się na Anemoni, wolała zostać uprzedzona.
- Jesteś głupia – powiedział Will, żartobliwie ją popychając, jakby cofnęli się do pierwszej klasy.
- A ty głupszy.
- Uwaga, uwaga! Pociski na poziomie przedszkola! – ogłosił James takim samym głosem, jak w trakcie komentowania pierwszego zadania.
- Ćwok – stwierdziła Sharon.
- Imbecyl – dodał Will.
- Przypominają się stare, dobre czasy – rzekł melancholijnie Alex.
- Jak gdy bawiliście się w Aurorów? – spytał Will, a pozostali wybuchli śmiechem.
- Nie – zaprzeczył Alex, choć też nie mógł powstrzymać uśmiechu. - Kiedy z Jamesem wyrąbaliśmy się na wejściu do pociągu i Will chciał po nas przejść…
- Wyrąbaliśmy się jak… - zaczął James, ale Will go uprzedził, bo już go bolał brzuch, a kolejna dawka żartów o pięcioletnim Alexie zniszczyłaby mu życie.
- Ej. Nie chciałem. Dlatego stałem nad wami… - uśmiechnął się Włoch.
- A Maggie była plastikiem… - dodała Sharon.
- A ty wyglądałaś jak chłopak… - James dodał złośliwie.
Sharon uniosła wyżej podbródek.
- Krótkie włosy są dużo wygodniejsze od długich – dotknęła swoich zielonych końcówek.
Nagle zmarszczyła brwi i wyjęła z kieszeni różdżkę. Przyjrzała jej się krytycznie.
- Wiecie co? Chyba je zetnę – stwierdziła nagle. – Strasznie mnie denerwują.
- Chyba nie teraz? – spytał Will, dobrze wiedząc, jaka będzie odpowiedź.
- Czemu nie? Nudzimy się, siedzimy na błoniach… najwyżej zdobędę skądś eliksir bujnego owłosienia i wszystko wróci do normy. A nie będą zielone. Pomożesz mi?
Dziewczyna odgarnęła włosy z piegowatego karku i złapała je, jakby miała zrobić luźny kucyk.
- A jak? – spytał przestraszony Will. – Nie mamy nożyczek.
„Poza tym lubię twoje włosy…”
Dziewczyna przewróciła oczami i już otwierała usta, gdy usłyszała:
- O! – dźwięczny głos, z francuskim akcentem widocznym nawet w tak krótkiej sylabie, rozległ się nad nimi. – Sharon! Wszędzie cię szukają!
Luiza podeszła do nich z takim samym wdziękiem jak zwykle – delikatnie i zwiewnie, niczym jakaś nimfa ze starych opowieści. Jak zwykle emanowała urodą i tą taką „luizowatością”. Miała na sobie granatową sukienkę we wzory, które przypominały kolorowe, świecące zaklęcia.
Sharon skrzywiła się.
- Kto mnie szuka? – spytała z niechęcią.
Blondynka spochmurniała, widząc reakcję dziewczyny.
- Christo. Tak mi się wydaje. Bo teraz to już pół szkoły. Podobno coś ważnego. Ja już pójdę…
- Nie, zaczekaj chwilę – prawie krzyknął James, nie chcąc wyglądać na zdesperowanego, co mu się jednak nie udało. – Skąd masz tę sukienkę?
Luiza, LUIZA, ta przepiękna miss, dziewczyna, która wyglądała, jakby zeszła z nieba (nie spadła, bo upadek zazwyczaj coś uszkadza, a ona wyglądała jak przeciwieństwo uszkodzenia), zarumieniła się jak burak.
- Nieważne – odpowiedziała.
James wstał. Przyjaciele przypatrywali się mu z zaciekawieniem. Cała trójka wiedziała, że dziewczyna nie jest mu obojętna, ale w razie, gdyby próbował pójść za daleko, mogliby go przytrzymać i wylać kubeł zimnej wody na głowę (Sharon już sobie przypominała zaklęcie).
- Serio się pytam – powiedział, uspokajając Alexa (który prawie wstał, chcąc koniecznie służyć za przyzwoitkę) delikatnym kopnięciem. Bardzo delikatnym. – Moja siostra ma niedługo urodziny. I nie mam pojęcia co jej dać. Jakoś tak mi się z nią skojarzyła.
- Lily ma niedługo urodziny?
- Twoja siostra nosi sukienki? – spytał cicho Will, za co również oberwał kopniakiem.
- Tak. Dominiqe.
- Ona jest twoją kuzynką.
- Co ty nie powiesz?
Luiza najwyraźniej starała się odejść podczas tej kłótni, ale spojrzenie Sharon, która z jakiegoś powodu chciała się dowiedzieć, czemu tamta nic nie mówi, skutecznie ją powstrzymało.
- To… ja sama. Znaczy się… - jąkanie było tak nie w stylu Luizy, że wszyscy zamarli. – Trochę projektuję. I szyję. To tyle… au revoir
- Czekaj! – krzyknęła Sharon, układając dłonie w literę „T”. – Czekaj. Czekaj. Szyjesz?
Luiza zamknęła oczy i kiwnęła głową.
- A tniesz?
To pytanie tak zdziwiło Luizę, że zapomniała się uroczo rumienić i otworzyła oczy.
- Excusez-moi?
- Chcę sobie obciąć włosy. Teraz.
Zapadła cisza.
- Ok, to zabrzmiało trochę dziwnie – stwierdziła Sharon. – Chodzi mi o to, czy mogłabyś mi pomóc pozbyć się zielonych końcówek?
Luiza zmarszczyła (uroczo) brwi.
- Dobrze – powiedziała po chwili namysłu. – Ale… teraz? Christo powiedział, że to pilne…
- Dla Christa wszystko jest pilne.
Luiza wyglądała jak motyl, którego z każdą sekundą można spłoszyć.
- Okej… - Luiza z gracją uklękła za Sharon, a chłopcy automatycznie zmienili pozycje tak, by miała dużo miejsca. A ponieważ siedziała za Sharon i tak miała go wystarczająco. Alex, u którego dziewczyna budziła naturę młodego szlachcica, chciał jej oddać swoją bluzę, by nie musiała dotykać trawy, ale przypomniał sobie, że jej nie wziął z pokoju. – Dokąd chcesz?
- Tak, żeby nie było zielonych końcówek.
- Ale… wiesz, jest dużo opcji. Mogą być proste, skosem… - zamilkła, szukając słowa. - …pocieniowane…
- Zdaję się na ciebie, skoro znasz takie trudne słowa, których nie rozumiem – stwierdziła Sharon, z jakiegoś powodu czując nagle większą sympatię do dziewczyny.
Luiza wyjęła swoją różdżkę, która wyglądała, jak ta wróżki z bajki o Kopciuszku.
- Zrobię trochę pod skosem. Ma któryś z was bluzę? – spytała.
W tym momencie wszyscy trzej się poderwali i podali jej swoje, nawet Alex, który po chwili ponownie usiadł, przypominając sobie, że swojej nie zabrał. Dziewczyna, trochę zdziwiona, wzięła tę Jamesa.
- Zrobię trochę pod skosem – powtórzyła, jakby chcąc się tym uspokoić. - Dobrze?
Właśnie miała uciąć włosy osobie, o której dotąd myślała, że nienawidzi jej z całego serca.
- Spoko. Ja miałam to zrobić nic nie widząc, więc i tak będzie dużo lepiej.
Luiza rozłożyła jej bluzę Jamesa na ramionach.
- Robiłam to dawno, bardzo dawno… temu – powiedziała i nagle spochmurniała. – A mojej… hmm… modelce… było wszystko jedno, bo… bo i tak mogła sobie poradzić ze wszystkim, co by było złe…
Wszyscy zrozumieli, że chodzi jej o Aline i jej ponadprzeciętne zdolności w dziedzinie zmiany wyglądu.
Luiza przeczesała włosy Sharon zaklęciem, które znał pewnie poza nią tylko Jordan (aczkolwiek pewnie go nie używał, co było widać po nim na pierwszy rzut oka) i wszystkie dziewczyny bardziej interesujące się swoim wyglądem niż Sharon. Ruda poczuła, jak coś spada obok niej na ziemię. A chwilę potem Luiza oznajmiła, że skończyła.
Uśmiechnęła się smutno.
- Już. A teraz leć do Christa, bo wyglądał na… zdesperowanego.
Sharon spojrzała na leżące na ziemi zielone włosy.
- Dzięki – uśmiechnęła się. – Reducto.
Włosy zniknęły.
─────────────────────────────────────────────────────
Gdy Sharon odbiegła, a Luiza oddaliła się z godnością, chłopcy zostali sami. Wymienili znaczące spojrzenia.
- Wymieńcie mi jeszcze jedną dziewczynę, która w ciągu trzech sekund potrafi zdecydować, by obciąć sobie włosy, następnie zaprzyjaźnić się z inną dziewczyną tylko po to, by tamta wykonała jej prośbę odnośnie tego obcięcia włosów – powiedział Will.
- Sorry, nie ma szans – powiedział James. – Na egzaminie oblałbym to zadanie.
- Na egzaminie oblałbyś każde zadanie.
- To prawda, ale wypominanie mi tego jest niemiłe. – Brunet udał, że się naburmuszył.
- Okej, okej… - powiedział Will, który zadaniem pytania chciał nawiązać pewną rozmowę, która od dawna nie dawała mu spokoju. Spojrzał na swoje paznokcie. – Słuchajcie, nie wydaje wam się, że strasznie mało wiemy o Sharon?
Po chwili namysłu James powiedział:
- Nie, niekoniecznie. O niej samej wiemy dość dużo. Wiemy jaka jest, w końcu mówimy tu o Sharon, którą przecież znamy pod tym względem.
- Ale nie zauważyłeś, że o dzieciństwie i o rodzinie mówi nam strasznie mało?
- Bo nie pytamy. Aczkolwiek masz trochę rację. W moim przypadku znacie nawet historię o patyczakach, a u niej tylko przefarbowanie jednemu czarodziejowi włosów na fioletowo. Albo na różowo. Nie pamiętam. W każdym razie nie wiemy nawet, gdzie chodziła do szkoły, ani razu nie wspomniała nam o swoich starych znajomych, jej mam podobno pracuje w sklepie z elektroniką, ale jeszcze trzy lata temu zajmowała się pandami w zoo…
Will spojrzał na Alexa z szeroko otwartymi oczami.
- Jak ty to mówisz, to zaczyna brzmieć nawet podejrzanie. Mi chodziło raczej o to, że nie wiemy co z jej tatą.
- Will, nie wiemy też, co z twoim tatą – powiedział James.
Na chwilę zapadła cisza.
- Mój tata – powiedział Will. – Był naprawdę fajny. Wszystko wydawało się być fajne, jak był. Kochał mamę, oboje utrzymywali dom, Patrick nie miał problemów psychicznych. Ale pewnego dnia po prostu odszedł. Nikt nie wie, co się stało. Nie szukaliśmy go, bo zostawił list, że mamy nie szukać. Coś tam było o zmianie nudnego życia na ciekawe i żeglowaniu. Sam nie wiem. To było dość dawno.
- A…cha – mruknął cicho Alex. - Cudownie. Piątka dzieci, zero alimentów, nic.
- Nieważne, Alex. Zapomniałem już o tym. Chodziło mi o to, że ani razu nie powiedziała słowa o swoim tacie. O swojej mamie może dwa. Nam się wydaje, że ją dobrze znamy, ale ilość tajemnic, jaką wciąż ma, jest trochę przerażająca. I ja nawet nie mam nic przeciwko temu. Tylko że… wydaje mi się, że to może się jakoś łączyć. Dobra, jednak nie to brzmi dziwnie. Jakby to była jakaś zagadka.
James uśmiechnął się przebiegle.
- Przecież każda kobieta jest jedną, wielką, cholerną zagadką.
─────────────────────────────────────────────────────
Alex dostał list od matki.
Zaniepokoiło go to, gdyż zazwyczaj nie pisała do niego sama z siebie, jedynie odpisywała na jego listy.
Nerwowo rozerwał kopertę i usiadł na łóżku, rozprostowując list. Kartka była miękka i pachnąca, jak zawsze.
Po chwili czytania złożył list i położył go na ziemi, po czym schował twarz w dłonie, nie wiedząc, czy płakać, czy się śmiać, czy po prostu zapaść pod ziemię, żeby cały świat o nim zapomniał i dopiero tam zdecydować.

Witaj, Alexandrze!
Strasznie za tobą tęsknię, kochanie. Bez ciebie nasz wielki dom jest jeszcze większy i bardziej pusty, wiesz? W wakacje zawsze tam byłeś i nawet mimo, że w tym roku mnie za bardzo nie było, to zawsze miło było pomyśleć, że po powrocie do domu cię tam zastanę.
Listu tego nie piszę jednak dlatego, by powiedzieć, że za tobą tęsknię. Pewne wydarzenia sprawiły, że muszę to zrobić, że chcę to zrobić, żebyś nie miał potem do mnie pretensji. Żebyś nie mówił, że o niczym nie wiedziałeś.
Zapewne wiesz o twoim ojcu i tej jego „koleżance”. Wiem, że wiesz, skoro nawet ja wiem, a to przede mną chciał ją ukryć najbardziej. A ty, skoro spędziłeś z nim więcej czasu w te wakacje niż ze mną, na pewno wiesz, że nasze małżeństwo utrzymujemy tylko ze względu na wygląd publiczny.
A ja nie chcę, by tak było. Poślubiłam twojego ojca myśląc, że to ten jedyny. Nie chcę dalej okłamywać samej siebie, że tak nadal jest, bo przecież wszyscy znamy prawdę.
Zapewne jutro we wszystkich czasopismach przeczytasz to samo ze szczegółami, ale ja tylko chcę ci powiedzieć, że zgłosiłam wniosek o rozwód.
Chciałabym powiedzieć, że wiem, jak zareagujesz, ale nie mam pojęcia. Nie wiem, ile, tak naprawdę, wiesz. I jak to na ciebie wpłynie. Chętnie bym cię teraz przytuliła, ale, niestety, nie mogę.
Przed nami wszystkimi długa rozprawa. Mam nadzieję, że dasz sobie z tym radę.
Co ja mówię? Na pewno dasz sobie z tym radę! Przecież to wiem.
Synku kochany, napisz do mnie. Słyszałam, że masz dziewczynę. Czemu mi nic nie napisałeś? Opisz mi ją, wyślij zdjęcie, chcę ją poznać. Daj też znać, co w szkole.
Twoja kochająca
Mama

─────────────────────────────────────────────────────
- Hej Mia, co tam u ciebie? – spytał Will, siadając obok dziewczyny na ławce.
Blondynka spojrzała na niego z roztargnieniem, mnąc w rękach jeden ze swoich szali.
- Wszystko dobrze, czemu pytasz?
- Wyglądasz na poddenerwowaną.
- Nie wiem czemu podejrzewasz, że mi się podoba, to przecież oczywiste, że twoje podejrzenia są prawdziwe, czemu więc nie jesteś pewny, a jedynie podejrzewasz? – spytała dziewczyna.
Will zamrugał, niezbyt wiedząc, co powiedzieć. Najwyraźniej Mia pominęła pewien fragment rozmowy, dla niego samego bardzo istotny.
- Jak już mówiłem… wyglądasz na poddenerwowaną. Zawsze wtedy odpowiadasz na niezadane pytania?
Dziewczyna spojrzała na niego nic nie rozumiejąc. Po chwili jednak jej duże oczy rozszerzyły się.
- A. Przepraszam. Jestem trochę poddenerwowana. Zaraz ma tu być Stephan.
- Stephan, czy Stephan? W sensie… czy Rudy?
Dziewczyna wypuściła szal z ręki i zaczęła wykonywać nimi taki ruch, jakby coś strzepywała.
- Stephan.
- Jesteście tu umówione, czy tylko czekasz?
Mia spojrzała mu głęboko w oczy, a on poczuł się trochę nieswojo. Wydawała się czytać mu w myślach, ale, o ile mu było wiadomo, takiej umiejętności chyba nie posiadała.
- Czekam. Coś mi mówi, że będzie tędy przechodzić.
Gdy Mii „coś mówiło” cokolwiek, oznaczało, że tak zapewne będzie.
Will zmarszczył brwi.
- Czekaj. Mia, wiem, że to pytanie jest strasznie… nie na miejscu i trochę prosto z mostu… ale słyszałem, że jesteś lesbijką, tak?
Mia kiwnęła głową i ponownie zaczęła bawić się szalem. Zagryzła jedną wargę.
- Wiem też, że muszę to zrobić, bo ona tego nie zrobi – odparła.
Rozmowa z troszkę zdenerwowaną Mią wymagała od drugiej osoby maksymalnego wysilenia szarych komórek. Will powoli zaczął łączyć fakty w jedną całość.
- Ok, podejrzewam, że ona ci się podoba, a ty chcesz to jej powiedzieć?
- Wydaje mi się, że już odpowiedziałam na to pytanie.
Will zmarszczył brwi i wysilił pamięć.
- Zgodzi się? – spytał.
- Nie jestem pewna.
- Dlatego się stresujesz?
- To bardzo prawdopodobne.
Will uśmiechnął się.
- Będzie dobrze. Też jej się podobasz.
- Tak myślisz? – spytała dziewczyna z nadzieją, a jej wielkie oczy zwróciły się na Willa.
- Tak mi się wydaje.
Dziewczyna pochyliła się i przypatrywała się wzorkom na chustach. Milczała chwlię, aż wreszcie się wyprostowała.
- O nie – jęknęła.
- Co się stało? – automatycznie spytał Will choć wiedział, że jak będzie chciała mu powiedzieć, to powie, a jak nie, to nie ma co nalegać.
- Spóźni się. Ten ch… coś ją zatrzymało.
Will poklepał ją po ramieniu.
- Nawet nie wie, że się spóźni. Przecież na planowała tego. Sama nie wie, że ma tu być. Bądź wyrozumiała.
- Jasne. – Mia uśmiechnęła się z wdzięcznością. – Masz rację.
- Słuchaj, zadam kolejne dziwne pytanie tego dnia – ostrzegł ją Will, choć pewnie bez sensu, skoro ona i tak pewnie wiedziała, o co będzie chodzić. – Jak wygląda przyszłość? W sensie… czytanie przyszłości?
Mia uśmiechnęła się szeroko.
- Oj, nawet nie wiesz, jak długo szukałam dobrego porównania. Ok, wiesz jak wygląda tama? Razem z wodą stanowią przyszłość. Osoby bez wewnętrznego oka widzą tamę na zdjęciu. Chodzi o to, że taką przyszłość, jak to, że po wypiciu eliksiru miłosnego człowiek się zakocha, zna każdy. Po wielu ćwiczeniach w kierunku wróżbiarstwa osiągasz dół tamy. Patrzysz się na przyszłość z dołu, przerasta cię ona, niewiele potrafisz z niej wyczytać i w efekcie nic nie korzystasz. Są osoby stojące na szczycie tamy, które widzą i wodę, i samą budowlę. To znaczy, że widzą i przyszłość niezmienną i zmienną. Wiesz, o co chodzi?
- Przyszłość zmienna to decyzje ludzkie, czy coś takiego? A niezmienna to, na przykład, pogoda? – Will starał się nadążyć za tokiem rozumowania Mii.
- No tak jakby. Decyzje ludzkie też mogą być niezmienne. Niezmienna przyszłość jest wynikiem ciągu przyczynowo skutkowego. Zmienna jest na początku tego ciągu i jeszcze może na niego wpłynąć.
- Okej, to trochę skomplikowane.
- W każdym razie na tamę nie można wejść. Trzeba się na niej urodzić. I będąc na tamie możesz z niej spaść. To zobrazowanie zaprzepaszczenia predyspozycji. Jednak będąc na tamie możesz się też nauczyć pływać. Wówczas istnieje duże prawdopodobieństwo, że będziesz mógł pływać w przyszłości zmiennej i będą ci się pokazywać wizje różnych możliwych przyszłości.
- Okej… czyli przyszłość krótkotrwała, w sensie ta, która będzie w ciągu najbliższej godziny, zazwyczaj jest już niezmienna? A to, co jest za parę lat, można jeszcze zmienić?
Mia klasnęła w dłonie.
- Dość dobrze.
- A ty? Gdzie jesteś na tamie? – spytał Will z zainteresowaniem.
Odpowiedź dziewczyny go nie zaskoczyła.
- Kurczowo trzymam się koła dmuchanego.
─────────────────────────────────────────────────────
- Hej! – przywitał się entuzjastycznie Christo, po czym natychmiast dosiadł się do ich stolika.
- Rozumiem, że już zawsze będziesz do nas przychodzić na losowania uczestników? – spytał James.
Po co pytaszszsz, ssskoro wieszszsz? – odpowiedział bez wrogości Grzegorz (i nie chodziło tu zupełnie o to, że nie otrzymał dzisiaj stosownej, według niego, porcji szczurów).
James zignorował go.
- Zapewne – Christo wzruszył ramionami. – Postawiliście na kogoś?
- Nie – odpowiedział Will. – Bo znów bym wygrał, a inni zakładający się i tak już mnie nie… Auć! Sharon, to serio bolało.
- Dzięki mnie wygrałeś!
- Też dostałaś swoją kasę! – parsknął chłopak.
- Ale nie pozwolę na bezczeszczenie mojego honoru! Stawaj do walki, tchórzu!
Sharon podniosła nóż i natychmiast udała, że dźga Willa. Chłopak w ostatniej chwili chwycił swoją łyżkę i odbił uderzenie. Ostatnio walczyli na sztućce w czwartej klasie, jednak najwyraźniej żadne z nich nie wyszło z wprawy.
Pszszszyjacielu, tszszszymaj mnie z daleka od ich noży! – poprosił Grzegorz, zapominając o szczurach.
- Zwiesz mnie tchórzem? I mój honor splamiony został! Walcz jak mężczyzna!
Christo parsknął śmiechem i cała magia sytuacji prysła.
Sharon tylko dźgnęła nożem żebra Willa i odłożyła go na miejsce.
- Wygrałam – stwierdziła z dumą.
- W każdym razie macie jakichś faworytów?
- Nie mam pojęcia. O ile poprzednie zadanie było dość siłowe, to teraz pewnie będzie coś bardziej na myślenie. Zobaczymy.
- Drodzy uczniowie! Proszę o ciszę! – przez głosy tłumu uczniów przebił się głos dyrektora Magictime.
Powoli wszyscy kończyli rozmowy, więc cisza nie zapadła od razu, jakby sobie tego ten mężczyzna życzył, ale w końcu zapadła, więc nie miał na co narzekać.
 - Jak zapewne wszyscy wiecie, dziś mamy zamiar losować uczestników drugiego zadania turnieju. Zanim jednak to się stanie, my, jako nauczyciele, pragniemy jeszcze coś ogłosić.
Zapadła cisza. Z jakiegoś powodu owo „coś” nie napawało nikogo entuzjazmem.
- W tradycji Turnieju Trójmagicznego, na którym wzorowany jest nasz Kwartet Różdżkowy, istnieje coś takiego, jak Bal Bożonarodzeniowy.
Niektóre dziewczyny pisnęły. Melanie prawie natychmiast odwróciła się do Luizy, by zacząć z nią wszystko omawiać.
- JEDNAKŻE – powiedział głośno dyrektor, chcąc przekrzyczeć powstający szum. – Za względu na odmienność naszego Kwartetu wprowadziliśmy kilka zmian.
- O nie – jęknął James. – Znając pomysły tego faceta, mamy przerąbane.
- Po pierwsze, bal nie odbędzie się w Boże Narodzenie, a w Sylwestra, przez co zostaje przechrzczony na Bal Sylwestrowy. Po drugie – moje ulubione – bal jest karnawałowy! Każdy obecny ma obowiązek przebrać się za coś! Czerpać pomysły możecie ze wszystkiego! Polecam zajrzeć do mugolskiej kultury, gdyż mieli oni naprawdę dużo pomysłów! A teraz najważniejsze – panowie tak czy inaczej zapraszają panie!
Wybuchł taki szum, że dyrektor nie miał prawa wylosować teraz uczestników. Każdy z osobna postanowił skomentować całe to zajście.
- O nie – jęknął Alex, jednak po piorunującym spojrzeniu Margaret dokończył: - Nie będę mógł włożyć mojej odświętnej szaty?
Zabrzmiało to bardziej jak pytanie, jednak wystarczyło Maggie za odpowiedź.
- Nie chcę balu – stwierdził James. – Nie mam pojęcia, kogo zaprosić. Nie chcę nikogo zapraszać. Merlinie…
- A nawet jeśli bym miał kogo? W sensie… wiedział. To zapraszanie nie jest takie łatwe.
- Zapraszanie nie jest też trudne – stwierdził Alex. – Zobacz. Margaret, pójdziesz ze mną na bal?
Dziewczyna chciała powiedzieć nie, by mu utrzeć nos, ale te jego niebieskie oczy prosiły z taka prawdziwą prośbą…
- No dobrze.
- Widzisz? Nie jest trudne. – Alex natychmiast odwrócił się do Jamesa.
- Może jak się ma dziewczynę? – spytał Will z uśmiechem.
- Która się zawsze zgodzi? – spytała Sharon. – U dziewczyn też nie będzie łatwo. Czasami naprawdę fajniej jest móc decydować o tym, kogo się zaprosi, wiecie?
- Wolałbym mieć problem z tym, że ktoś, kogo nie lubię, mnie zaprosi, niż musieć zapraszać – stwierdził James.
- Tylko, że dla niektórych dziewczyn niezaproszenie jest problemem. One to traktują jako samoocenę – dodała Maggie.
- A ty nie?
- Ja mam chłopaka. Moja samoocena jest wyższa.
Pocałowała z uśmiechem Alexa.
- Ale bez jedzenia sobie twarzy dobrze?
Christo siedział cicho i przypatrywał się ich rozmowie. Po chwili wziął głębszy wdech.
- Sharon, pójdziesz ze mną na bal? 

4 komentarze:

  1. Jako twoja wytrwała czytelniczka wiem, że nawet z 39,5 stopniami gorączki ten konkurs poszedł ci świetnie, więc nie marudź kobieto. To świetnie, że masz pomysły bo ja mam ochotę czytać twoje rozdziały. No tytułem wstępu to tyle.
    Sorry Christo wszystkim jest bardzo przykro (jasne możesz to sobie wmawiać baranie), że Sharon musi ci odmówić. Ponieważ jest już omówiona. Prawda Will?
    Historia Alexa z dzieciństwa jest bardzo przejmująca. Nie mam pojęcia dlaczego jego przyjaciele okazali się tacy niedojrzali( hahahahahah nie nie mogę. Płacze...głęboki oddech ) A więc jak mówiłam ich zachowanie było wysoce niestosowne :) Alex pierwsza zasada ucznia hogwartu brzmi : Nie ufaj Jamesowi Potterowi. Było mu wymazać pamięć niemądry chłopcze!
    Świetny rozdział. Życzę weny.
    Orzełek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wowowow. Jestem finalistką. Więc mogło być gorzej :D.
      Ekhem. Eee... to ja piszę następny rozdział.
      Ja też nie rozumiem, czemu oni się śmieją. Mały Alex był czymś tak słodkim, że gdyby go usłyszała jakaś fanka to pobiegłaby go ratować w ciągu trzech sekund.
      Dzięki, że nadal jesteś.
      Okej

      Usuń
  2. Jak tak w ogóle poszedł ci trzeci etap ?
    Bo chyba już są wyniki.

    OdpowiedzUsuń
  3. JASNY CHOLERNY GWINT, NAPISALAM DŁUGI KOMENTARZ KTÓRY SIE USUNĄŁ PFFF JAKI WREDNY.
    No to od nowa...
    JEZUS MARYJA PRZEPRASZAM ZA TĄ KARYGODNĄ NIEOBECNOŚĆ, PROSZE NIE ZABIJAJ
    a co do rozdziału...
    Will+Sharon forever, więc Christo możesz iść sie wypchać pluszem.
    Chce James'a i Aline hehe
    Szkoda mi Alexa, co w tym śmiesznego? To bylo przykre :(
    Ogólnie cudnie i mega, i kocham
    Pozdrawiam RosalieIris :*
    *jeszcze raz przepraszam za spóźnienie*

    OdpowiedzUsuń

JEDEN KOMENTARZ = JEDEN SZCZUR DLA GRZEGORZA
nie bądź obojętny na jego los

Szablon

Obserwatorzy