Dlaczego
ten tytuł oddaje zarówno moje uczucia, jak i temat opowiadania?
Nie, nie mylą was oczy, to jestem
ja.
Po pierwsze wiem, że obiecałam
dodać rozdział w wigilię, ale ostatnio jestem tak cholernie niesłowna, że chyba
nie dziwi was to spóźnienie. Grunt, że wreszcie jest.
Dobrze. A teraz najważniejsze:
PRZEPRASZAM.
Trochę mnie nie było. Wiem. Ale
nie mogę powiedzieć, że teraz wszystko się zmieni. Wręcz przeciwnie. Może być
coraz gorzej.
Wszystko zaczęło się od tego, że
przeszłam do drugiego etapu konkursu kuratoryjnego z polskiego. Ilość mojego
wolnego czasu, na który nawet normalnie narzekam, skurczyła się mniej więcej do
trzech minut dziennie. Dodatkowo jakiś czas temu, o czym wam nie mówiłam, moja
(ex)przyjaciółka mnie rzuciła, przez co mój nastrój pozwalał mi pisać tylko
perspektywę Aline. Poza tym przeczytałam parę naprawdę dobrych książek i
zadałam sobie podstawowe pytanie: O czym ja, do cholery, piszę?
Bardzo lubię to opowiadanie.
Uwielbiam. Bohaterów chciałabym mieć w klasie, w życiu, a niektórych w pokoju.
Uwielbiam sprawiać, że ożywają przez jakieś dziwne wzorki na ekranie, jakiś
kod, który wszyscy znają. Kocham to, że umieściłam ich w uniwersum J. K.
Rowling. Ale coraz częściej zaczynam dostrzegać błędy w fabule. Czasami mam
ochotę przestać to pisać, zacząć wszystko od początku, mając dużo ciekawszy
plan, w ogóle mając jakiś plan. Bo na początku go nie było, to miały być tylko
epizody, coś jak serial z ledwie widoczną fabułą (jak „P.R.Z.Y.J.A.C.I.E.L.E),
ale przede wszystkim coś, co ma bawić, nie tylko was, ale i mnie. Potem,
niestety, sama zaczęłam to wszystko prowadzić tak, że wpadłam na pomysł fabuły,
która nadal nie zaczęła się dobrze rozgrywać. Gdybym teraz miała zdecydować, co
z tym zrobić, nie wiedziałabym, czy zrezygnować z epizodów i ciągnąć fabułę,
czy zniszczyć fabułę i kontynuować to, dla czego powstał ten blog. W pewnym
momencie stwierdziłam, że mogłabym zacząć pisać to od początku, mając tych
bohaterów, ale wsadzając ich w zupełnie inne sytuacje, zwłaszcza biorąc pod
uwagę to, że niektóre wątki mnie potwornie nudzą i nawet nie chce mi się ich
kończyć.
Tak na marginesie, to tak powstał
pomysł na to opowiadanie, którego alternatywnym tytułem miało być „Co by było,
gdyby…?”.
Co jeszcze mogę powiedzieć? Poza
kryzysem akcji przeżywam całkowity kryzys pisarski, jeśli chodzi o moje
umiejętności. Nie jestem pewna, czy dobrze ubieram w słowa to, co chcę napisać.
Do następnego rozdziału siadałam już jakieś piętnaście razy, ale nie byłam w
stanie pisać. Po prostu… Fabuła we mnie żyje, rozwija się, a ja nie jestem
pewna, czy chce mi się ją prowadzić (zwłaszcza biorąc pod uwagę ilość osób,
która to czyta).
No po prostu… Argh!
Nie potrafię porzucić tego
opowiadania, ale nie potrafię go też dalej prowadzić w takiej postaci.
Rozważałam mnóstwo time-skipów, ale one zniszczyłyby mi niektóre sceny. Chcę
napisać jeszcze rozdział świąteczny, walentynkowy i dużo innych…
Ale wracamy do kwestii czasu. Bo
po drugim etapie jest trzeci, do którego, o dziwo, też się dostałam. Na
początku, rzecz jasna, szczęście. Ale potem, jak sobie wyobraziłam ilość
lektur, to mi się zrobiło słabo. (Ogniem i mieczem, na przykład).
A ja przecież nie mogę zawieść
moich czytelników! Ale nie chcę pisać beznadziejnych, krótkich rozdziałów! Nie
wiem, co robić! Poradźcie mi w komentarzach, choć pewnie po takiej przerwie nie
mam się jak spodziewać ich dużej ilości.
Niżej macie pięknie przedstawiony
świat alternatywny który naprawdę mi się podoba, a zarazem nie podoba. Zresztą,
sami zobaczcie.
Pozdrawiam
Okej
P.s. 10 stron Worda. I tak, oni by się nienawidzili. Fajnie, że jednak jest inaczej, nie?
* * *
McGonagall
dostrzegła czwórkę całkowicie różnych pierwszoroczniaków, którzy wbrew sobie
zerkali na siebie ze smutkiem. Dyrektorka wiedziała, że gdyby trafili do tego
samego domu, Hogwart szybko doczekałby się nowego pokolenia typowych kawalarzy.
Sprawialiby mnóstwo problemów.
Zostali jednak
rozdzieleni, ze względu na zupełnie inne charaktery.
Chciała się
cieszyć, że nie będzie się musiała z nimi użerać, ale widok ich wymuszonych
uśmiechów, kiedy rozmawiali z nowymi znajomymi z domów, był poniekąd wyjątkowo
smutny.
Ich niedoszła
przyjaźń rozpadła się na cztery kawałki.
Mieli się widywać
jedynie na zajęciach i pozostać znajomymi.
Nawet Sharon nie
wiedziała, co zrobić.
Miała w ręku
buteleczkę Super-Glue, ale myśląc, że jest pusta, wyrzuciła ją do śmieci.
─────────────────────────────────────────────────────
Na dworze szalał
śnieg. Wielkie, pozlepiane płatki przykrywały zarówno nielicznych przechodniów,
jak i domy.
Sharon Sheridan przemykała
pomiędzy chodzącymi zaspami, szukając znajomej twarzy. Z jej ust z każdym
oddechem wydobywała się para. Gdy tylko ujrzała szyld Trzech Mioteł,
natychmiast dopadła do drzwi, chcąc skryć się w ciepłym pomieszczeniu.
Otworzyła je z impetem, wpuszczając do gospody zimny wiatr i płatki śniegu, a
stary dzwonek zabrzęczał. Natychmiast zdjęła oblepioną białym puchem czapkę.
Ognistorude włosy, do tej pory skryte pod nią, opadły jej na ramiona. Nad lewym
uchem, gęsto podziurawionym kolczykami, były wygolone.
Dziewczyna
rozejrzała się po gorącym, zatłoczonym pomieszczeniu, w którym czuć było
mokrymi ubraniami, ognistą whisky i potem. Nie dostrzegła znajomej, białej
głowy, jednak w rogu pokoju zauważyła inną znajomą sylwetkę. Natychmiast
zaczęła się przepychać w jej kierunku, czując, jak śnieg na jej ubraniu również
się roztapia.
Chłopak miał
czarne, długie włosy, jak zawsze spięte w kucyk, z którego wystawały pojedyncze
kosmyki. Jego spodnie były poplamione farbą, gdyż miał w zwyczaju wycierać o
nie palce. Za ucho włożył różdżkę, a w ręku trzymał szkicownik, w którym coś
rysował. Opierając się o ścianę wyciągnął się na kanapie, a jego buty sterczały
z jej skraju. Na stoliku obok leżały okulary i duży kubek z parującym napojem.
Sharon
natychmiast usiadła po drugiej stronie stolika.
- James, jak miło
cię widzieć – powiedziała z uśmiechem, zdejmując rękawiczki, już kompletnie
przemoczone.
- Czego chcesz? -
spytał chłopak, podnosząc na nią wzrok.
Sharon
przewróciła oczami.
- Czy nie mogę
się po prostu dosiąść?
Chłopak zmierzył
ją znaczącym spojrzeniem.
- To ty –
stwierdził. - A ty zazwyczaj szukasz Stephan. I nie, nie wiem, gdzie jest.
Sharon uniosła
wysoko brwi.
- Ach tak?
James położył
szkicownik obok okularów szybkim ruchem, a parę kolejnych włosów wypadło mu z kucyka.
Sharon zauważyła, że napojem w kubku była gorąca czekolada z pływającą pianką.
- Już mi
przeszło, Sharon. Byłem z nią półtora roku temu. Ona jest lesbijką.
Rudowłosa
wpatrywała się w niego powątpiewająco spod uniesionych brwi.
- Czy w związku z
tym możesz mi powiedzieć, gdzie jest twoja lesbijska ex? – spytała, gdyż
naprawdę mało interesowały ją jego uczucia.
- Nie mam pojęcia
– odparł chłopak, siadając tak, jak go zastała i zaczynając coś szybko
szkicować.
Sharon wiedziała,
że chłopak ma zwyczaj uwieczniać każdego swojego rozmówcę i była przygotowana
kolejny portret. Widziała, jak na nią zerkał co chwilę, by uzgodnić proporcje.
Czekała.
- Jasna cholera,
wiewiórko, mówiłem, że nie wiem. Możesz się odczepić?
- Twoja ex jest
moją najlepszą przyjaciółką.
- I jaki to ma,
kurna, związek?
- Kobiety gadają
o swoich idiotycznych chłopakach.
James poprawił różdżkę,
wciąż tkwiącą za uchem i zmarszczył brwi.
- Ale tak się
składa, że moją przyjaciółką nie jesteś, więc nie musisz tu sterczeć, bo nawet,
jakbym wiedział, to bym ci nie powiedział.
- Tak? – Sharon
nachyliła się do niego, a na jej wargach wykwitł diaboliczny uśmieszek, który
tak często widywali jej rozmówcy. – A co, jeśli z tego powodu Anemonia
dowiedziałaby się, że na ostatnim sprawdzianie miałeś pięknie sporządzoną
ściągę, która nadal może się pokazać na twojej ławce za sprawą prostego
zaklęcia?
James poczuł, jak
wnętrzności przekręcają mu się niebezpiecznie. Nie sądził, by ktoś to zauważył.
- Rzecz jasna nie
wydarzyłoby się to, gdybyś jednak wiedział i mi powiedział – dodała dziewczyna
z wrednym uśmieszkiem.
James usiadł
normalnie i uścisnął dłoń rudej z wymuszonym uśmiechem.
- Uwielbiam robić
z tobą interesy, Sheridan. Stephan poszła do miodowego królestwa.
- Och, cała
przyjemność po mojej stronie. Uwierz mi, Potter.
─────────────────────────────────────────────────────
William Smilenice
trzymał w rękach po piętnaście pudełek czekoladowych żab i eksplodujących
dropsów i starał się obliczyć, ile go będzie kosztować ta przyjemność.
Rodzeństwo jest
potworne. I kochane. I musi im to kupić, bo dobrze wie, że jedyną magiczną
rzeczą, jaką Ingrid toleruje, jest czekolada pod każdą postacią.
- Mary, masz
pożyczyć... parę galeonów? – spytał ciemnej koleżanki, spod której białej kurtki wystawała koszulka z napisem „Co ma murzyn białego? Pana.”
Mary przewróciła
oczami.
- Jesteś mi już
winny... czekaj, niech pomyślę... pół wygranej jaką można zgarnąć w tym
tygodniu w konkursie z Proroka.
- Oddam ci
kiedyś. Naprawdę. Tylko... muszę wygrać ten konkurs. Albo coś innego.
- Przemawia do
mnie to „coś innego” – stwierdziła Mary. - Czyli gdy otworzysz własną
cukiernię? Spoko, poczekam. Choć wtedy wystarczą mi pewnie darmowe ciastka.
- Myślałem raczej
o restauracji, ale skoro tak stawiasz sprawę...
- Ludzie, Bulwa
się przyczepił do rynny! – usłyszeli głos Ewey, która, wraz z zaspą śniegu,
wpadła do sklepu. Miała czerwone policzki i dyszała.
Will jęknął.
- Znowu?
Ewea uśmiechnęła
się słodko mimo zmęczenia.
- Jego się
spytaj...
- Nie uwierzycie,
co się stało! – Karen wpadła do sklepu zaraz za dziewczyną, sprawiając, że na
warstwę już roztopionego śniegu, który kapał z Ewei, wysypała się nowa. Oczy
wszystkich zwróciły się na nią. – Bulwa nie może mówić!
Will objął
ramieniem Eweę, która wyglądała, jakby bardzo chciała coś powiedzieć.
- Ćśśśś... to jej
chłopak. Daj jej się nacieszyć chwilą.
Karen zdjęła
czarny kapelusz i otrzepała go, gdyż na jego rondzie zebrała się
trzycentymetrowa warstwa puchu.
- Powiedział, że
poliże sopel. Polizał. A mogliśmy iść na lody. Chodzę z takim idiotą.
Will kiwnął
głową, a Mary poklepała Karen po ramieniu. Niestety, zanim zdążyła coś
powiedzieć, staroświecki dzwonek przy drzwiach (czy one były naprawdę w każdym
sklepie w Hogsmeade?) ponownie zadzwonił.
W drzwiach
pojawił się Bulwa. Kałuża powiększyła się o kolejne krople topiącego się w
błyskawicznym tempie śniegu. Natychmiast zdjął czapkę i zaczął odwijać się z
szalika w kratkę, mówiąc:
- To bolało, ale
udało mi się uwolnić spod jarzma tej kary boskiej, co na mnie spłynęła!
Kurtka zwisała na
nim jak na wieszaku, a kości policzkowe wystawały dużo bardziej, niż w
pierwszej klasie, kiedy to zyskał swoje ziemniaczane przezwisko. Od tamtej pory
bardzo schudł, przez co dziewczyny spokojnie umieszczały go w czołówce
najprzystojniejszych chłopaków w Hogwarcie, zaraz obok cudownego Alexandra
Bulstrode’a.
Rzeczą, która go
jednak odróżniała od Ślizgona było to, że poziom rozwinięcia jego umysłu był
nadal na poziomie pierwszej klasy. Albo zdawał się taki być.
- Bulwa, to
jarzmo nie było karą boską.
- Tak się każe idiotów,
Kar. A ja jestem idiotą – stwierdził chłopak pogodnie, obejmując ją opiekuńczo
ramieniem.
- Cóż, z miłości
nie zaprzeczę. Znaczy się... z grzeczności. Tak.
Młody mężczyzna
pracujący w Miodowym królestwie, który całkiem niedawno musiał skończyć Hogwart,
wziął mop i spokojnie zaczął wycierać wodę przy drzwiach, która natychmiast
zniknęła, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Choć nikt nie
podejrzewał, że było inaczej.
Niestety, chwilę
potem okazało się, że jego praca jest syzyfowa, gdyż do sklepu ponownie
wleciało zimne powietrze wraz z płatkami śniegu.
Weszła trójka
Gryfonów, których przyjaciele znali z widzenia – Stephan, na której włosach
płatki śniegu idealnie się maskowały, Thomas, którego fryzura nie miała już
takich właściwości oraz Michael, który w całości odznaczał się kolorem od
zamieci za oknem. Chłopcy słuchali gadającej Stephan, a jej białe włosy, nie
przykryte czapką (Will miał ochotę oddać jej swoją) natychmiast zawilgły.
Will uśmiechnął
się do nich przyjaźnie, wciąż rozważając, czy aby na pewno dziewczyna nie
przyjmie od niego nakrycia głowy.
- Hej – przywitał
się.
Odpowiedzieli
skinieniem głowy, a Stephan nie przerwała swojego monologu. Chyba nie chciała
czapki.
- Sharon kazała
kupić coś lepiącego się, tak? A co się bardziej lepi od cukru?
- Lep na muchy? –
spytał Michael.
- Smoła? – dodał
Thomas.
- Idioci –
stwierdziła białowłosa. – Lepiej wziąć lizaki, czy landrynki? – nagle jej oczy
się zaświeciły. – Gumy do żucia! Albo toffi od Weasley’ów! Sharon będzie
zadowolona z toffi!
Gryfoni minęli
Puchonów, wchodząc do głębi sklepu.
Will zmarszczył
brwi. Znał Sharon z widzenia, od czasu do czasu mówili sobie cześć. Ostatnią
długą rozmowę odbył z nią w Expresie Hogwart w pierwszej klasie. Wtedy miała
włosy ścięte na chłopaka. Potem, gdy trochę jej urosły, były poplecione w
warkoczyki. Teraz były wygolone po boku.
Nie to, by go to
interesowało.
Po prostu... jako
Prefekt Naczelny dość często musiał zwracać na nią większą uwagę, gdyż wszyscy dobrze
wiedzieli, że jest ona pierwszą osobą do utrudniania mu życia, razem ze
Stephan, Thomasem i Michaelem.
A teraz ta trójka
szukała krówek czy czegoś podobnego na jej polecenie.
Czemu Will miał
wrażenie, że niedługo będzie mieć dużo pracy?
- Williamie?
Czemuż się tak zamyślił? – spytał Bulwa, klepiąc go po plecach.
- Bo mam mózg,
drogi kolego. A on czasem potrzebuje takich rzeczy, by sprawnie działać –
odparł z uśmiechem.
- Ej, ja też mam
mózg...! – oburzył się sztucznie Bulwa.
-
...polemizowałabym... – wtrąciła Mary.
- ...tylko
niedziałający! – dokończył chłopak z wyszczerzem na twarzy.
- Pomogłabym ci
go włączyć, gdybyś miał jakiś panel sterowania. Następnym razem możesz stracić
język – dodała Ewea bez uśmiechu.
Weszli w głąb
sklepu. Will wciąż trzymał czekoladowe żaby w rękach, a Ewea zaczęła gromadzić
słodkie pióra, na których punkcie miała kompletnego fisia.
- Panie
Smilenice? Puk, puk? – spytała po dłuższej chwili milczenia, waląc go pierzastą
końcówką jednego z nich po nosie. – Twój mózg się zaraz przegrzeje, nie jest
przyzwyczajony do takiej pracy.
- Sorry. Pewnie
niedługo znów będzie jakaś afera.
Ewea natychmiast
zrozumiała.
- Słuchaj, Sharon
nie powstrzymasz. Jest szalona, często wredna, ale na swój sposób diabelnie
inteligentna. Poza tym... naprawdę musisz trochę wyluzować.
Will spojrzał na
ręce, a raczej na pudełka z magicznymi czekoladkami.
- Wiem. Ale...
kurde, staram się być już trochę odpowiedzialny. Za rok będziemy dorośli. A ona
nie wydaje się tego rozumieć. Poza tym – uśmiechnął się do niej
niespodziewanie. – MY mamy zamiar ratować ludzkie życia, koleżanko. A ona nam
będzie tych żyć do ratowania dostarczać.
- I dlatego
musisz się wyluzować, to ostatni rok, w którym masz na to czas. – krótkowłosa
zrobiła groźną minę.
Will roześmiał
się. Ewea nigdy nie wyglądała groźnie.
- Ale jak to zrobić,
skoro zaraz będę się użerać z eksplodującym toffi?
Usłyszeli dzwonek
przy drzwiach, więc odwrócili się w tamtym kierunku. Will zauważył, że nie
wpadło tak dużo śniegu jak ostatnio, co pewnie oznaczało, że za jakiś czas
skończą się opady.
- Step! –
wydyszała dziewczyna, zdejmując natychmiast czapkę. - Wszędzie cię szukałam!
Zmiana planów. Ten cholerny Smilenice mógłby się wkurzyć i mi wlepić szlaban, gdyby...
o, witam – powiedziała na widok pół-Włocha, który z zainteresowaniem słuchał
jej wywodu.
Na włosach Sharon
też widać było płatki śniegu. Wyglądała zabawnie, bo jej bladą cerę zdobiły
rudawe piegi. Jakby cętki odwróciły kolory.
Will uśmiechnął
się na jej widok, jak na widok każdej żywej duszy.
- Gdyby co? –
spytał, unosząc zabawnie brwi.
Sharon nawet się
nie uśmiechnęła, tylko obrzuciła go pełnym wyższości spojrzeniem.
- Ach, długa
historia, pełna zwrotów akcji, nudnych pogadanek przy kawie i toffi... znaczy
się ciastkach. A poza tym dużo mądrze brzmiących nazw. Już cię znudziłam?
- Tak właściwie to
zainteresowałaś. Ale nie będę dociekać, o co chodzi – Will uśmiechnął się tak,
że wokół jego oczu powstały urocze zmarszczki. Sharon odwróciła wzrok. – Jakby
co, to nie słyszałem waszej rozmowy i nie mogłem zapobiec eksplodującemu toffi
w trakcie kolacji.
Sharon zamrugała
i ponownie na niego spojrzała, tym razem spod przymrużonych powiek. Zrobiła
krok w jego kierunku i skrzyżowała ramiona na piersi. Tak, ona potrafiła
wyglądać groźnie.
- Słucham? –
spytała.
- Nieważne. Nikt
nigdy nie rozumie moich żartów...
- Prawda –
wtrącił się Bulwa. – Wydają się inteligentne, ale jego otoczenie takie nie
jest, także...
- Nie, nie o to
chodziło – zaprzeczyła dziewczyna, wymieniając znaczące spojrzenia ze Stephan
i jednocześnie przewracając oczami.. –
Tak właściwie, to zgadłeś, co planowaliśmy. W każdym razie... nie spodziewaj
się tej nocy eksplodującego toffi.
- To… dobrze.
Dziękuję – powiedział Will, z jakiegoś powodu czując się źle.
- Bo mam inny
pomysł – dokończyła dziewczyna z diabolicznym uśmiechem, który wykwitł na jej
twarzy jak trujący, ale piękny kwiat. – Żegnaj, panie naczelny. Na razie nie
przeszkadzam.
Złapała koleżankę
pod ramię i wyszły.
Śnieg przestał
padać.
Thomas i Michael
zostali sami. Zapadła niezręczna cisza.
- Fajna bluzka –
stwierdził Michael wskazując gestem na brzuch Mary. – Nosiłbym.
- Jest damska.
- Ale jak
trafiona! Biorąc pod uwagę Stephan i Sharon... – stwierdził Thomas z wymuszonym
uśmiechem.
- Mogę wam kiedyś
pożyczyć.
- Dzięki. Pa –
Michael uśmiechnął się szelmowsko, odsłaniając kontrastujące z jego cerą zęby.
Obaj wyszli
pospiesznie, chcąc jeszcze dogonić przyjaciółki, zanim znikną w białym puchu,
który, co prawda, nie był już wszędzie, ale nadal pokrywał znaczną część
przestrzeni.
- Chyba lubię
Gryfonów – stwierdził Bulwa, wsadzając sobie całego lizaka do buzi. Will zdał
sobie sprawę, że nie widział, jak kolega za niego płaci, ale nie przejął się
tym. Zwykle płaci już po zjedzeniu.
- Ja chyba też –
zgodziła się Mary, poprawiając bluzkę.
Will wzruszył
ramionami.
Gdzieś w głębi
serca nie zgadzał się z nimi.
Głęboko, w części
duszy, do której sam nie sięgał, tej części niedostępnej dla nikogo na świecie
w tym czasie...
Wolał Krukonów.
─────────────────────────────────────────────────────
Alex spojrzał na
swoich towarzyszy, którzy właśnie śmiali się z czegoś.
Ethan - wredny
dupek i idiota bez wyobraźni.
Emily – suka
uważająca wszystko i wszystkich za swoją własność.
Margaret – słodka
i wyjątkowo głupia dziewczyna, uśmiechająca się pusto prawie zawsze.
I on, Alex,
siedzący obok nich.
Czy na pewno
pasujący?
Chciał przeczesać
swoje jasne włosy, ale przypomniał sobie, ile je dziś rano ustawiał na żel i od
razu odechciało mu się to robić.
Jego niebieskie
oczy obrzuciły uważnie nowoczesne pomieszczenie Zwariowanego Maga, najmłodszego
klubu młodzieżowego w Hogsmeade. Prawie wszyscy znajdujący się w pokoju byli z
Hogwartu. Znał parę twarzy. Z tamtą dziewczyną w rogu chyba się kiedyś
umówił... jak jej było? Gertruda? Glodzia? Nie, chyba raczej Greta. Strasznie
wysoka. Musiał z nią zerwać, bo przecież dziewczyna nie może przerastać
chłopaka. A tamta blondynka z lokami chyba była raz z nim na randce. Jest w rok
młodszej klasie. Chyba.
Alex potrząsnął
głową.
- Alek, a ty co
myślisz o tym? – spytała Margaret piskliwym głosem.
Alex przewrócił
oczami i uśmiechnął się do niej szelmowsko.
- Myślę, że was
nie słuchałem.
Zarumieniła się.
Fakt, że jej się podobał, był tak oczywisty, że nie rozumiał, czemu jeszcze nie
spytała go o chodzenie. Pewnie i tak by się nie zgodził. Była dla niego trochę
za duża. A dodatkowo nosiła obcisłe ubrania, tylko podkreślające jej figurę.
- Dlaczego? –
spytała głupio.
- Bo mnie wasza
rozmowa nie zainteresowała, Margaret. Była nudna.
Dziewczyna
uśmiechnęła się.
- Lubię, gdy
jesteś szczery. To miłe.
Emily, siedząca
obok niej, przewróciła oczami i wypiła łyk musującego koktajlu.
- Nie, Margaret,
to wredne. A on o tym dobrze wie. I to jest w nim fajne.
Alex nawet się
nie zarumienił. Wiedział, że jest świetny, ciągle mu to powtarzano.
Twarz Margaret
stała się czerwona. Albo stałaby się. Pokrywała ją taka warstwa makijażu, że
nie był pewny.
- Masz rację,
Emily – powiedziała tylko, po czym zacisnęła mocno wargi.
Alex uśmiechnął
się z wyższością i odwrócił wzrok.
Nie zauważył
błysku inteligencji w oczach Margaret.
Dawno nauczył się
patrzeć ludziom w oczy, bez dostrzegania ich. Oczy bowiem najczęściej mówiły
prawdę o człowieku. A on nie chciał znać prawdy o ludziach. Bo w takiej
sytuacji oni mogliby poznać prawdę o nim. Że pod piękną twarzą, pewnym siebie uśmiechem, Król Hogwartu kryje coś więcej,
coś czego z pewnością nikomu nie pokaże. Nawet swojej przyszłej żonie, o ile
takową będzie mieć. Prawdziwy on był ukryty pod warstwą żelu na włosach,
markowymi ciuchami i paczką przyjaciół, którzy go tak naprawdę w ogóle nie
znali. Nie był pewny, czy chciałby go komukolwiek pokazać.
- Chodźmy do
Trzech mioteł. Nudzi mi się tu – stwierdził leniwie, niby mimochodem, tak,
jakby go nic nie obchodziło. Takie zachowanie było najbezpieczniejsze.
Jego znajomi
wzruszyli ramionami i zaczęli się ubierać. Zawsze wykonywali jego polecenia
nawet, gdy nimi nie były. Jako Prefekt Slytherinu miał dużą władzę, a jako ulubieniec
większości nauczycieli miał potężnych sojuszników. Tylko niektórzy z nich nie
pałali do niego sympatią. Ale nimi się nie przejmował.
Wyszli z baru.
Emily i Margaret komentowały wygląd wszystkich osób przechodzących obok nich, a
Ethan im pomagał.
Alex szedł obok
nich, szurając nogami, nie w humorze.
Nagle dziewczyny
dostrzegły wysoką sylwetkę wystającą nad tłumem.
- Uwaga, idzie
pół-olbrzym, kuzyn Hagrida – odezwał się Evan.
- Jego loki jak
zwykle wyglądają jak gniazdo dla ptaków... – dorzuciła Emily z pełnym wyższości
uśmiechem.
Alex podniósł
wzrok i ujrzał Prefekta Naczelnego idącego w towarzystwie jakiejś
pierwszoklasistki w okularach. Był jak zawsze uśmiechnięty, gdy słuchał wywodu
dziewczynki.
- O, znalazł
sobie nową dziewczynę. Wreszcie ktoś o jego poziomie umysłowym – mruknął, a
jego towarzysze parsknęli śmiechem.
Will rzucił mu
pobłażliwe spojrzenie i przestał się uśmiechać. Z jakiegoś powodu Alex poczuł
się jeszcze podlej. Ten chłopak nie darzył go szacunkiem, jakby tego chciał.
Miał go za kogoś niższego. Nieważnego.
Kiedyś tego
pożałuje.
Znaleźli się w
zasięgu słuchu. Dziewczynka w okularach z dwoma warkoczykami nie przerywała
swojego wywodu, jakby go nie zauważyła.
- Percy, jako syn
Posejdona, mógł kontrolować wodę, prawda? Mówiłam ci. W każdym razie robił to
tylko siłą woli, bez zaklęć. Myślisz, że czarodzieje, jakby ich rozwój magiczny
poszedł bardziej w kierunku umysłowym, też nie musieliby używać różdżek?
Mielibyśmy wtedy więcej możliwości... – trajkotała dziewczynka obok niego.
Alex nie zarumienił
się. Normalnie pewnie by to zrobił. Skoro ten wywód pokazywał poziom
intelektualny dziewczynki, to Will znalazł kogoś, komu nawet on, Alex, nie
dorastałby do pięt. Teraz jednak jego całą jego uwagę zaprzątał fakt, że dziewczynka
zdecydowanie rozmawiała o czymś w kontekście książki, którą naprawdę lubił.
Przez chwilę miał
ochotę żyć w innym świecie, by móc po prostu zignorować swoich przyjaciół,
podbiec do tych Puchonów i dołączyć się do rozmowy.
Mógłby to zrobić.
Ale nie zrobił.
Musiał bronić
swojej reputacji.
Chociaż...
chociaż przez dłuższą chwilę myślał o świecie alternatywnym, w którym mógłby
być sobą, w którym nie zależałoby mu tak na opinii innych i...
I w którym jego
przyjaciele rzeczywiście by nimi byli.
─────────────────────────────────────────────────────
James otworzył
zamaszyście drzwi pubu, chcąc go wreszcie opuścić i niemal w tej samej chwili
walnął z całej siły w czyjeś twarde ciało.
- Ojej, czyżby
nasz biedny Potter nie umiał chodzić? – usłyszał znienawidzony głos.
Parę centymetrów
od jego twarzy znajdowała się przystojna twarz króla Hogwartu.
Tylko jęknął.
- Słucham? Nie
słyszałem? Przeprosił mnie? – spytał Margaret, która obojętnie wzruszyła ramionami.
James nie
potrafił sobie wyobrazić, by byli spokrewnieni. Ta dziewczyna nie była do niego
podobna nawet w najmniejszym stopniu.
- Nie –
zaprzeczył. – Nie przeprosiłem cię. Czemu miałbym to robić?
- No nie wiem…
hmm… Może dlatego, że przez ciebie nie mogę wejść do Trzech Mioteł?
- Och, Trzy Miotły
z pewnością mi podziękują.
Alex uniósł brwi
i uśmiechnął się kpiąco.
- O, garncarz
szczeka. Nie szkoda ci głosu?
- Jestem
malarzem, nie śpiewakiem, spokojnie mogę ochrypnąć – James sam nie wiedział,
dlaczego, ale kłótnie z Alexem z jakiegoś powodu sprawiały mu przyjemność.
Rzecz jasna poza tym, że go nienawidził najbardziej na świecie. Jeszcze
bardziej niż Sharon.
- To wiem. Ale
głos ci jest potrzebny również po to, by móc się skarżyć tacie, prawda?
- Nie, wystarczy
mi listownie. Ale dzięki za troskę. A mama odpowiedziała na twój poprzedni
list, czy jak zwykle nie ma czasu?
Za plecami Alexa
rozległ się jęk zirytowania.
- Przepraszam, że
przeszkadzam w randce, ale mogłabym przejść? – usłyszeli oboje głos rudowłosej.
TEJ rudowłosej. Żadna inna ruda w Hogwarcie, może poza siostrą Jamesa, nie była
tak nazywana.
- Cudownie,
jeszcze wiewióra przylazła – stwierdziła Emily. – Razem z Kolorową.
- W sensie wam w
randce? – spytał Alex. Chciał sprawić, by ktoś się czuł tak podle jak on sam.
Akurat zjawiły się dwie osoby, które mógł gnoić bez umiaru. Potter i Sheridan.
– Czyli już wreszcie jesteście parą?
- Nie, aczkolwiek
gdy widzę ciebie mam ochotę zostać lesbijką.
James parsknął.
Nie mógł nic
poradzić na to, że dwie osoby, których w szkole najbardziej nie lubił, czyli
Alex i Sharon, również się nienawidziły. Jakby miał na to wpływ, to pewnie by
wolał, by byli przyjaciółmi. Nie mógł znieść myśli, że może chichotać przez
ripostę któregoś z nich.
- Och, a ciebie co tak śmieszy? Na pocieszenie dodam, że patrząc na ciebie zastanawiam się
jednak nad niebyciem homo. Nie sądziłam wcześniej, że dziewczyny mogą być tak beznadziejne.
James poczuł, jak
jego policzki stają się czerwone. Wiedział, że chodzi jej o jego włosy. Miał to w nosie.
- Och, moja ruda
koleżanko – powiedział. – Kończą ci się riposty. Tą uraczyłaś mnie już jakieś
trzy razy.
- Och, mój… moja koleżanko – uśmiechnął się kpiąco
Alex. – Czyżby oznaczało to, że nauczyłeś się już liczyć do trzech? A może
podajesz tę liczbę jako losową, która przypadkiem oddaje stan rzeczy?
- Mądre słowa nie
zrobią z ciebie intelektualisty, tak jak markowe ciuchy kogoś modnego –
stwierdziła Sharon.
Wszyscy dookoła
zamilkli. I znajomi Alexa, i Sharon (ci dość rzadko się zamykali), jak również
przypadkowi przechodnie z Hogwartu. Wszyscy oni wiedzieli, że zapowiada się tu
całkiem ciekawa kłótnia.
- Mimo wszystko
one sprawią to prędzej, niż te kawałki wojskowych szmat, które masz na sobie.
- Nie sądzisz, że
jednak chłopak instruujący kobietę w kwestii mody nie ma po kolei w głowie?
- Nie sądzisz, że
kobieta, która nie nosi makijażu, nie powinna się nią nazywać?
- Chyba nie
sugerujesz, że jest kobietą? – spytał James. – Ma nawet krótsze włosy niż ja.
- Och, ty akurat
nie jesteś kimś, kogo można by wziąć za przykład osoby normalnej – stwierdził Alex skwaszonym
głosem.
Ktoś w okolicy
krzyknął coś co brzmiało jak „Przy Trzech Miotłach trwa Roast”. Dalszej części
wypowiedzi James nie usłyszał. Wiedział jednak, że chodzi tu o kłótnie jego,
Sharon i Alexa. I z jakiegoś powodu podobało mu się, że jest to takim
wydarzeniem. Rzadko kiedy ktokolwiek się nim interesował. Nie miał przyjaciół,
dość dużo osób uważało go za dziwaka. Nawet jego młodszy brat-gej miał lepszą
opinię.
Kiedyś dogadywał
się ze Stephan, Thomasem i Michaelem, ale oni teraz spędzali cały wolny czas z
Sharon. Dawniej nawet z Sharon miał dobry kontakt. Ba! Nawet z Alexem! Przed
pójściem do szkoły był on jego najlepszym przyjacielem. Oboje mieli sławnych
rodziców, oboje nie znali nikogo innego. Lubili się. A potem poszli do
Hogwartu.
Ich drogi się
rozeszły. Trafili do dwóch, zupełnie różnych domów. Wręcz przeciwnych. Blondyn
zakolegował się, a potem zaprzyjaźnił z Evanem, który robił wszystko, by zdobyć
jego przychylność. Z każdym dniem on i Alex byli sobie coraz bliżej, przez co
James i Król Hogwartu coraz rzadziej się spotykali. Wreszcie zostało tylko
„cześć” na korytarzu, a potem i ono znikło. W trzeciej klasie zastąpiły je
drwiny.
Trzecia klasa. To
był koszmar.
- A ty jesteś?
Błagam cię, naprawdę można mieć ciekawszy przydomek niż „męska Barbie”, wasza wysokość – diabolicznie
uśmiechnęła się Sharon. – Różni byli królowie Hogwartu, ale ty bijesz
wszystkich na głowę.
- Och, nie
spodziewałem się, że usłyszę komplement z twoich ust, wiewiórko. Ale dziękuję.
- Jeżeli uważasz
to za komplement, to twoja świta dzielnie się ostatnio sprawuje. Jeszcze rok i
„synalek mamusi” zostanie przez ciebie tak samo odebrany – wtrącił James.
- Możecie
wreszcie przestać się kłócić i pozwolić Alkowi wejść do gospody, bo pewnie mu
zimno tu na dworze? – spytała Margaret, patrząc na nich z nadzieją, jakby nie
widziała, że żadnemu z nich już na tym nie zależy.
- Nie? – odezwała
się cała trójka sarkastycznie, taksując grubą blondynkę z tapetą na twarzy
piorunującym wzrokiem.
- Och, on nie
jest synalkiem mamusi – odezwała się Sharon słodko, parodiując ton Margaret. –
Jego mamusia nie ma na niego czasu, dlatego zamyka się w sobie i często myśli nad tym, jakie ma trudne i smutne życie.
Alex przez chwilę
ruszał ustami, jakby nie wiedział, co powiedzieć. Sharon zrobiła krok w tył z
pełną zadowolenia miną, jakby podziwiała jakiś namalowany przez siebie obraz.
James nawet nie
zauważył, jak wokół nich zgromadził się tłum.
Spojrzał na
Sharon. Miała taką samą minę, jak wtedy, gdy rozpowiedziała wszystkim, że
„mały, biedny Potter w głębi duszy jest potajemnie wszystkich portretującym artystą”. O ile sama pogłoska nic mu nie mogła zrobić, tak opublikowanie niektórych jego rysunków już tak.
To było dokładnie
w trzeciej klasie. To wtedy wszystko się dla Jamesa zawaliło. Wtedy jeszcze
mieli go za normalnego chłopaka, pałkarza, popularnego nawet. Kogoś, z kim
wielu chciało się przyjaźnić. Pewnego dnia powiedział do jakiegoś
chłopka z Ravenclaw, że uważa, iż Sharon często zachowuje się, jakby była wciąż
w pierwszej klasie. Potem coś powiedział o jej przerażającym wyglądzie (wówczas
miała warkoczyki, które przypominały węże zwisające z głowy). Nie miał nic
złego na myśli, każdego czasem ktoś denerwuje. Zwłaszcza, że to było zaraz po
kłótni jego i Sharon. Nawet nie pamiętał, o co poszło. A tak zaważyło na jego
przyszłości.
Sharon ma siatkę
szpiegów w Hogwarcie. Na każdego miała haka, przez co zdobywała jeszcze więcej
informacji, szantażując te osoby. Zazwyczaj przyjaciele nie donosili na
przyjaciół, ale jeśli się podsłuchało coś ciekawego na korytarzu, to czemu by
nie zdobyć przychylności dziewczyny, która pewnie i tak to wie?
Z tego powodu
niektórzy się jej po prostu bali. Starali się nie wchodzić jej w drogę.
Na pierwszy rzut
oka była tylko nieszkodliwą, typową huncwotką nowego pokolenia. Ale gdyby
poznać ją głębiej… była przerażająca. A najgorsze było to, że pewnie już do
końca życia nic się nie zmieni. Przecież nawet w Ministerstwie Magii są tajne
służby zwane Departamentem Tajemnic, a Sharon z pewnością się do nich nadaje.
Chyba, że zostanie nowym czarnoksiężnikiem, do czego również wydaje się być stworzona.
- Ale czy tylko
udaje? – spytała po paru sekundach ciszy. – Może nim jest? Nie, to nie możliwe.
Taki przystojny, wyglądający jak aniołek chłopak… to by było straszne – nagle
zmieniła ton głosu. – Nie, przepraszam. Teraz mówię jak nauczyciele, a miałam
jak ta gruba szlama.
- Sharon, czy ty
sama przypadkiem nie jesteś szlamą? – odezwał się James słodkim głosem.
Sharon zacisnęła
usta. Nie była pewna, czy tłum wokół niej chce wejść do gospody, czy dalej słuchać
kłótni. Stwierdziła, że raczej to drugie.
- Przypadkiem
jestem i jestem z tego dumna, mój drogi. – Uniosła wysoko podbródek. – To lepsze,
niż słyszeć plotki o własnym wydziedziczeniu, prawda?
- Mój ojciec by
tego nie zrobił. Jest dobrym człowiekiem – powiedział James, nagle zapominając,
że musi się odwdzięczyć ripostą.
Sharon
uśmiechnęła się przebiegle, wiedząc, że trafiła w czuły punkt.
- Ach tak? Jesteś
tego pewny? Przypomnę ci tylko, że zabił paru ludzi, którzy również byli
dobrzy.
- Oni byli śmierciożercami,
Sharon.
- A czy z punktu
widzenia ich rodzin jest to ważne? Czy z punktu widzenia ich samych było?
Potter, pozwól, że zdradzę ci pewną prawdę: „dobro zależy od punktu widzenia”.
Alex zamrugał i
zanim zdążył się powstrzymać, wypalił:
- To jakiś cytat?
- Nie –
odpowiedział James, zanim otworzyły się wygięte w wszechwiedzącym uśmiechu usta
Sharon. – Myśl filozoficzna ze starożytnej Grecji.
Dziewczyna
spiorunowała go spojrzeniem.
- Ojej, czyżby
pan Potter coś wiedział?
Zanim
którykolwiek z chłopaków zdołał coś powiedzieć, rozległ się inny głos:
- Okej, okej,
okej… Co tu się dzieje i dlaczego nie mogę się dostać do Trzech Mioteł?
William Smilenice
wystawał delikatnie nad tłumem, dlatego udało mu się dość szybko dotrzeć w
pobliże osób, przez które ten tłum się zebrał.
- O, przybył
Naczelny. Tylko tego tu brakowało – odezwał się Ethan, zabierając Alexowi
kwestię.
Will westchnął.
- Naprawdę? Znowu
się kłócicie? – spytał retorycznie.
- Naprawdę.
Znowu się kłócimy – odezwał się Alex, parodiując jego ton.
- Wielce szanowny
Prefekt musi się upewnić, jego przecież wszyscy kochają, dawno nie widział
czegoś takiego – wytłumaczyła mu Sharon.
Puchonowi opadły
ramiona.
- Słuchajcie, ja rozumiem,
że nie darzycie się sympatią, ale możecie, proszę, robić to gdzie indziej? Albo
chociaż nie wciągać mnie do tego?
- Ojej, jak nas
tak ładnie prosi to chyba się przeniesiemy – stwierdził prześmiewczo Król
Hogwartu.
- Tak, w końcu
tak bardzo nas obchodzi jego zdanie.
Will wyglądał,
jakby miał ich wszystkich zdzielić po głowie podręcznikiem.
- Możecie się
uspokoić? – jęknął. – Naprawdę, wiem, że żadne z was nie chce skończyć tej
kłótni, bo będzie, że ustąpiło, stchórzyło czy co tam jeszcze, ale jeżeli wam
tak zależy, to mogę to wziąć na siebie i kazać wam się rozejść. Zachowujecie
się niedojrzale, rozumiem, każdy czasem chce. Ale możecie tego nie robić przy
wejściu do gospody? Naprawdę, nikogo nie obchodzą wasze problemy. Ja też już
mam dosyć ciągłego rozdzielania was. Dobrze wiesz, o co mi chodzi, Sharon, nie
przewracaj oczami. Nie możecie choć raz mi ułatwić? Sprawia wam to przyjemność,
czy co? Już zawsze będziecie tą wielką trójką, pełną godności, która może cię
kłócić do końca świata, jeżeli jej nikt nie rozdzieli?
- Wielką Czwórką,
panie Prefekcie Naczelny. Muszę cię zmartwić, ale zawsze się włączasz do naszych rozmów, jesteś ich nieodłączną częścią – stwierdził zgryźliwie
James.
Zapadła cisza.
Każdy każdego obrzucił wkurzonym spojrzeniem, bezsilnym spojrzeniem. Ale gdy
ich oczy się spotkały, doznali dziwnego uczucia.
Nie nazwali go.
Nie mogli, bo ich
historia potoczyła się nie tak.
Zupełnie nie tak,
jak miała.
Podoba mi się to.
OdpowiedzUsuńW sensie... jest takie inne, nawet ciekawsze, gdy się kłócą. Mogą użyć swojej inteligencji i ciętych ripost wobec kogoś na równym poziomie. No i wreszcie Sharon nie jest panną idealną.
Jedyne, czego Ci nie wybaczę, to to co zrobiłaś z Margaret. I Alexem. Ale przede wszystkim z Maggie.
Co do notki... No fakt, trochę Cię nie było. Ale w końcu to Ty za darmo dajesz nam rozrywkę i możesz przestać to robić kiedy tylko zechcesz. Więc nie masz za co przepraszać. Skoro już mowa o przepraszaniu, to... przepraszam. Chciałabym obiecać poprawę, ale i tak pewnie nie wyjdzie. W każdym razie wiedz, że cały czas czytam.
Aga
Cieszę się, że ci się podoba. Bałam się, że mnie wszyscy za to zabiją :D.
UsuńSharon w tym opowiadaniu zachowuje się jak przyszła czarna pani.
Ja przepraszam za Margaret! Ale... ale tak by się stało, bo nie miałaby na sobie wpływu Sharon. Ogólnie to jest tak, że w tej przyjaźni oni są ze sobą naprawdę mocno związani. Na Willa wpływają głównie tak, że jest bardziej wyluzowany, mniej spięty. Na Jamesa tak, że ma przyjaciół i nie jest przez to męską wersją Aline. Na Alexa tak, że nie musi zamykać się w sobie i grać kogoś, kim nie jest, bo przy nich jest sobą. A na Sharon oni wszyscy wpływają tak, że... hmmm... nie nie wiem... tłumi w sobie ukrytego diabła? Nie wiem, jak to powiedzieć.
Aga, proszę cię, napisałaś pierwszy komentarz po tak długim czasie! Nie wiesz, ile to dla mnie znaczy!
Ps. Nie mam zamiaru
Ps2. O JEZU TAK! ZAPOMNIAŁAM O TYM NAPISAĆ NA GÓRZE. KOCHAM TEN FILM. KOCHAM EDDI'EGO REDMAYNE'A. UWIELBIAM NEWTA I NIUCHACZA.
Zapewne w jeszcze innym alternatywnym świecie Will zachowywałby się tak samo :D.
Ale Newt jest jedyny w swoim rodzaju. Uwielbiam tę postać.
PS Gratulacje! Nie spieprz tego teraz.
OdpowiedzUsuńPPS Widziałaś FBaWtFT? Postać Newta mi trochę przypomina z charakteru Willa. W każdym razie obu ich kocham <3
UsuńJak nie widziałaś, to zobacz. Naprawdę warto (po przeklętym dziecku byłam pełna obaw, ale miło się zaskoczyłam).
Aga
Pff moja ex-przyjaciółka rzuciła mnie z 4 lata temu i dalej nie wiem czemu. Płakałam równo przez tydzień nie rozumiejąc co zrobiłam nie tak i dalej nie rozumiem. Choć byłam dość młoda już nie potrafiłam ufać ludziom. A ona na dodatek zaczęła sie przyjaźnić z naszym wrogiem. Zniszczyła moje zaufanie jeszcze bardziej, bo w sumie była moją przyjaciółką i zwierzałam jej sie z różnych problemów. A ona to rozpowiadała. Wtedy dla mnie to było jak nóż w plecy. Ale teraz mam dużo lepszych ziomków z którymi bawię sie dużo lepiej niż z nią kiedykolwiek. Ale najgorsze jest to że chodzi ze mną do klasy, a moja obecna przyjaciółka zmieniła szkołę bo miała na pieńku z dyrektorką i panią z religii (baba z religii jest nawiedzona...). Depresyjnie sie zrobiło, a nie taki był mój zamiar.
OdpowiedzUsuńTo opowiadane jest cudowne! Jest odskocznią od tylu rzeczy! Ja je po prostu kocham, czego dowodem powinno być to że przez ostatni tydzień wchodziłam tu codziennie po parę razy żeby sprawdzić czy coś jest.
Gratulacje z przejścia do trzeciego etapu! W mojej szkole nikt nawet nie próbował w polonistycznym! Ja do drugiego z angielskiego przeszłam ale z trzecim już było gorzej, zakichana gramatyka... Z WOS-u do drugiego zabrakło pięć punktów, z historii 10... Powinnam brać udział w tylko jednym żeby się bardziej skupiać, ale ja tak nie potrafię i w sumie dobrze mi poszło. Na olimpiadę z historii spóźniłam sie 45 minut bo kompletnie o niej zapomniałam... Na szczęście pozwoliły mi pisać. Dziewczyny które brały też udział mówiły że nie chodziłam na kółko dodatkowe i jeszcze się spóźniłam. Miałam więcej punktów niż one, BOOM!
Ja tu więcej napisze o sobie niż o samym dodatku ale to pewnie przez to że jest nic a w nicy zawsze więcej mówię, i jak widać pisze xD.
Dodatek w sumie całkiem fajny, ale tak sie zżyłam z bohaterami że gdy to czytałam miałam takie dziwne wrażenie. Nawet nie wiem jak to opisać. Uff dobrze że Maggie sie opamiętała wtedy i już nie jest plastikiem bo to byłby straszne. Maggie to jedna z moich ulubionych postaci <3. I Percy! Dostałam wszystkiego pięć części BO i teraz będę czytać na okrągło ^^. Dobrze że Will by sie nie zepsuł, gdyby on przestałby być miły to chyba koniec świata byłby bliski o.o . I nawet jeśli sie nie przyjaźnią to ich to siebie ciągnie. Rozwaliło mnie to że nawet Albus ma lepszą opinie niż James xD. I Will dalej tak dobrze rozumie Sharon <33.
I jeszcze sie pożalę że mój wychowawca zmienił układ siedzenia w klasie. Bo u mnie w szkole każda klasa ma swoją sale. No i ja będąc najniższa w klasie siedziałam sobie w pierwszej ławce pod ścianą, najdalej od biurka, przede mną była szafka, potem krótki odstęp a później tablica. To ja się opierałam o ścianę widziałam całą klasę a za mną siedziała moja koleżanka i był fajnie. Teraz siedzę w środkowym rzędzie (na 5) w drugiej ławce. Przede mną siedzi chłopak wyższy ode mnie o 20 pare centymetrów (bycie niską tak boli), za mną siedzi chłopak który gadam z tym chłopakiem przede mną i chce żebym mu pomagała w chemii i biologii bo podobno jestem dobra. Jasne... Koło mnie siedzi nierozgarnięty chłopak który nawet jak nauczyciel powie stronę 10 razy to i tak ci się będzie patrzył w książkę bo nie wie która to strona! A z drugiej strony chłopak który już jest całkiem spoko, ale ciągle kicha i ma czkawkę. Najgorsze miejsce ever. A moja koleżanka poszła na koniec między dwóch "przystojnych" chłopaków. Gdzie tu sprawiedliwość? O a ławki mamy pojedyncze.
Więcej napisałam o sobie niż o dodatku ale musiałam wyrzucić to z siebie w końcu komuś kto mnie nie zignoruje, bo moja przyjaciółka uważa to za zabawne. A moja koleżanka gada że ona ma gorzej, no to ja do niej zamień sie a ona nie.
Gwen :**
Czyli historia lubi się powtarzać, bo u mnie było tak samo :D. Łącznie z tym, że dołączyła do moich wrogów :D.
UsuńA ja brałam udział tylko w polonistycznym, BANG.
Mi też to było dziwnie pisać. A zarazem strasznie fajnie było spojrzeć na nich pod innym kątem.
Ej, ja cię tak dobrze rozumiem, bo w podstawówce miałam tylko trzech chłopaków w klasie i co? I siedziałam dokładnie pomiędzy nimi -,-. A teraz w szkole mam super sytuację, bo moja exprzyjaciółka nie chce się przesiąść, więc nadal spędzam z nią w cholerę dużo czasu. A moje najlepsze przyjaciółki chodzą do klasy równoległej. Także wiesz. Super.
Okej
GRATULACJE!!!!
OdpowiedzUsuńŁał trzeci etap olimpiady polonistycznej...biję przed tobą pokłony miszczu. Ucz mnie.
A tak serio to rozumiem, że możesz teraz nie mieć za dużo czasu bo moja koleżanka z ławki też przeszła do trzeciego etapu więc wiem jak to jest z tym czasem. Ale nie przejmuj się nami. Skup się na dobrym przygotowaniu i napisaniu trzeciego etapu.(tylko nie porzucaj bloga błagam) Trzymam kciuki.
Ten dodatek był interesujący.
Cokolwiek się stanie Will i tak będzie sobą. Do mnie przeraża ale nie przeszkadza mi Sharon w tym wcieleniu.
Myślę, że takie dodatki to fajny pomysł. Takie odświeżenie. Trochę odrywają od głównego opowiadania i zmuszają do myślenia( choć dla niektórych to bardzo trudne) o charakterze głównych bohaterów.
Jeszcze raz powodzenia.
Orzełek
Cieszę się, że rozumiesz :D. Nie mam zamiaru porzucać, sama bym nie przetrwała.
UsuńWcale nie. Will nie był do końca sobą. Był strasznie spiętym i nerwowym sobą. Może słabo to przedstawiłam, przyznaję, ale jednak nie był taki sam. Miał w sobie mniej tego luzu.
Sharon w tym wcieleniu nie ma na sobie takiego wpływu pozostałych, głównie Willa, więc jest po prostu zła :D.
Cieszę się. Mam jeszcze parę pomysłów, choć chyba już żadnej alternatywy. Chociaż...
O kurna, właśnie wymyśliłam. Jakby wam się podobała zamiana płci? :D.
Dobra, to by było dziwne 0.o.
Dzięki
Okej
Hej, przepraszam że tyle mnie nie było, ale też miałam nie za ciekawy okres w życiu i nie wiem czy to jakaś plaga ale też straciłam przyjaciółkę i jest mi okropnie smutno, także wchodzę na bloga i chciałam przeczytać jakiś optymistyczny rozdział, przy którym popłaczę się ze śmiechu a tu cóż, ciekawy aczkolwiek nie dający już takiej radości czytania dodatek. Bo te riposty wcale mi się nie spodobały. Koncepcja jest bardzo ciekawa o ile miałabyś jakiś super pomysł, ale kocham tą wersję która jest od początku i błagam, nie każ długo czekać na rozdział, bo oszaleje w tym okropny życiu bez twojego poczucia humoru. Trzymaj się. Wiktoria
OdpowiedzUsuń