wtorek, 27 grudnia 2016

Dodatek 3. Nie tak, zupełnie nie tak miało być

Dlaczego ten tytuł oddaje zarówno moje uczucia, jak i temat opowiadania?

Nie, nie mylą was oczy, to jestem ja.
Po pierwsze wiem, że obiecałam dodać rozdział w wigilię, ale ostatnio jestem tak cholernie niesłowna, że chyba nie dziwi was to spóźnienie. Grunt, że wreszcie jest.
Dobrze. A teraz najważniejsze:
PRZEPRASZAM.
Trochę mnie nie było. Wiem. Ale nie mogę powiedzieć, że teraz wszystko się zmieni. Wręcz przeciwnie. Może być coraz gorzej.
Wszystko zaczęło się od tego, że przeszłam do drugiego etapu konkursu kuratoryjnego z polskiego. Ilość mojego wolnego czasu, na który nawet normalnie narzekam, skurczyła się mniej więcej do trzech minut dziennie. Dodatkowo jakiś czas temu, o czym wam nie mówiłam, moja (ex)przyjaciółka mnie rzuciła, przez co mój nastrój pozwalał mi pisać tylko perspektywę Aline. Poza tym przeczytałam parę naprawdę dobrych książek i zadałam sobie podstawowe pytanie: O czym ja, do cholery, piszę?
Bardzo lubię to opowiadanie. Uwielbiam. Bohaterów chciałabym mieć w klasie, w życiu, a niektórych w pokoju. Uwielbiam sprawiać, że ożywają przez jakieś dziwne wzorki na ekranie, jakiś kod, który wszyscy znają. Kocham to, że umieściłam ich w uniwersum J. K. Rowling. Ale coraz częściej zaczynam dostrzegać błędy w fabule. Czasami mam ochotę przestać to pisać, zacząć wszystko od początku, mając dużo ciekawszy plan, w ogóle mając jakiś plan. Bo na początku go nie było, to miały być tylko epizody, coś jak serial z ledwie widoczną fabułą (jak „P.R.Z.Y.J.A.C.I.E.L.E), ale przede wszystkim coś, co ma bawić, nie tylko was, ale i mnie. Potem, niestety, sama zaczęłam to wszystko prowadzić tak, że wpadłam na pomysł fabuły, która nadal nie zaczęła się dobrze rozgrywać. Gdybym teraz miała zdecydować, co z tym zrobić, nie wiedziałabym, czy zrezygnować z epizodów i ciągnąć fabułę, czy zniszczyć fabułę i kontynuować to, dla czego powstał ten blog. W pewnym momencie stwierdziłam, że mogłabym zacząć pisać to od początku, mając tych bohaterów, ale wsadzając ich w zupełnie inne sytuacje, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że niektóre wątki mnie potwornie nudzą i nawet nie chce mi się ich kończyć.
Tak na marginesie, to tak powstał pomysł na to opowiadanie, którego alternatywnym tytułem miało być „Co by było, gdyby…?”.
Co jeszcze mogę powiedzieć? Poza kryzysem akcji przeżywam całkowity kryzys pisarski, jeśli chodzi o moje umiejętności. Nie jestem pewna, czy dobrze ubieram w słowa to, co chcę napisać. Do następnego rozdziału siadałam już jakieś piętnaście razy, ale nie byłam w stanie pisać. Po prostu… Fabuła we mnie żyje, rozwija się, a ja nie jestem pewna, czy chce mi się ją prowadzić (zwłaszcza biorąc pod uwagę ilość osób, która to czyta).
No po prostu… Argh!
Nie potrafię porzucić tego opowiadania, ale nie potrafię go też dalej prowadzić w takiej postaci. Rozważałam mnóstwo time-skipów, ale one zniszczyłyby mi niektóre sceny. Chcę napisać jeszcze rozdział świąteczny, walentynkowy i dużo innych…
Ale wracamy do kwestii czasu. Bo po drugim etapie jest trzeci, do którego, o dziwo, też się dostałam. Na początku, rzecz jasna, szczęście. Ale potem, jak sobie wyobraziłam ilość lektur, to mi się zrobiło słabo. (Ogniem i mieczem, na przykład).
A ja przecież nie mogę zawieść moich czytelników! Ale nie chcę pisać beznadziejnych, krótkich rozdziałów! Nie wiem, co robić! Poradźcie mi w komentarzach, choć pewnie po takiej przerwie nie mam się jak spodziewać ich dużej ilości.
Niżej macie pięknie przedstawiony świat alternatywny który naprawdę mi się podoba, a zarazem nie podoba. Zresztą, sami zobaczcie.
Pozdrawiam
Okej
P.s. 10 stron Worda. I tak, oni by się nienawidzili. Fajnie, że jednak jest inaczej, nie?


* * *

McGonagall dostrzegła czwórkę całkowicie różnych pierwszoroczniaków, którzy wbrew sobie zerkali na siebie ze smutkiem. Dyrektorka wiedziała, że gdyby trafili do tego samego domu, Hogwart szybko doczekałby się nowego pokolenia typowych kawalarzy. Sprawialiby mnóstwo problemów.
Zostali jednak rozdzieleni, ze względu na zupełnie inne charaktery.
Chciała się cieszyć, że nie będzie się musiała z nimi użerać, ale widok ich wymuszonych uśmiechów, kiedy rozmawiali z nowymi znajomymi z domów, był poniekąd wyjątkowo smutny.
Ich niedoszła przyjaźń rozpadła się na cztery kawałki.
Mieli się widywać jedynie na zajęciach i pozostać znajomymi.
Nawet Sharon nie wiedziała, co zrobić.
Miała w ręku buteleczkę Super-Glue, ale myśląc, że jest pusta, wyrzuciła ją do śmieci.

─────────────────────────────────────────────────────
Na dworze szalał śnieg. Wielkie, pozlepiane płatki przykrywały zarówno nielicznych przechodniów, jak i domy.
Sharon Sheridan przemykała pomiędzy chodzącymi zaspami, szukając znajomej twarzy. Z jej ust z każdym oddechem wydobywała się para. Gdy tylko ujrzała szyld Trzech Mioteł, natychmiast dopadła do drzwi, chcąc skryć się w ciepłym pomieszczeniu. Otworzyła je z impetem, wpuszczając do gospody zimny wiatr i płatki śniegu, a stary dzwonek zabrzęczał. Natychmiast zdjęła oblepioną białym puchem czapkę. Ognistorude włosy, do tej pory skryte pod nią, opadły jej na ramiona. Nad lewym uchem, gęsto podziurawionym kolczykami, były wygolone.
Dziewczyna rozejrzała się po gorącym, zatłoczonym pomieszczeniu, w którym czuć było mokrymi ubraniami, ognistą whisky i potem. Nie dostrzegła znajomej, białej głowy, jednak w rogu pokoju zauważyła inną znajomą sylwetkę. Natychmiast zaczęła się przepychać w jej kierunku, czując, jak śnieg na jej ubraniu również się roztapia.
Chłopak miał czarne, długie włosy, jak zawsze spięte w kucyk, z którego wystawały pojedyncze kosmyki. Jego spodnie były poplamione farbą, gdyż miał w zwyczaju wycierać o nie palce. Za ucho włożył różdżkę, a w ręku trzymał szkicownik, w którym coś rysował. Opierając się o ścianę wyciągnął się na kanapie, a jego buty sterczały z jej skraju. Na stoliku obok leżały okulary i duży kubek z parującym napojem.
Sharon natychmiast usiadła po drugiej stronie stolika.
- James, jak miło cię widzieć – powiedziała z uśmiechem, zdejmując rękawiczki, już kompletnie przemoczone.
- Czego chcesz? - spytał chłopak, podnosząc na nią wzrok.
Sharon przewróciła oczami.
- Czy nie mogę się po prostu dosiąść?
Chłopak zmierzył ją znaczącym spojrzeniem.
- To ty – stwierdził. - A ty zazwyczaj szukasz Stephan. I nie, nie wiem, gdzie jest.
Sharon uniosła wysoko brwi.
- Ach tak?
James położył szkicownik obok okularów szybkim ruchem, a parę kolejnych włosów wypadło mu z kucyka. Sharon zauważyła, że napojem w kubku była gorąca czekolada z pływającą pianką.
- Już mi przeszło, Sharon. Byłem z nią półtora roku temu. Ona jest lesbijką.
Rudowłosa wpatrywała się w niego powątpiewająco spod uniesionych brwi.
- Czy w związku z tym możesz mi powiedzieć, gdzie jest twoja lesbijska ex? – spytała, gdyż naprawdę mało interesowały ją jego uczucia.
- Nie mam pojęcia – odparł chłopak, siadając tak, jak go zastała i zaczynając coś szybko szkicować.
Sharon wiedziała, że chłopak ma zwyczaj uwieczniać każdego swojego rozmówcę i była przygotowana kolejny portret. Widziała, jak na nią zerkał co chwilę, by uzgodnić proporcje.
Czekała.
- Jasna cholera, wiewiórko, mówiłem, że nie wiem. Możesz się odczepić?
- Twoja ex jest moją najlepszą przyjaciółką.
- I jaki to ma, kurna, związek?
- Kobiety gadają o swoich idiotycznych chłopakach.
James poprawił różdżkę, wciąż tkwiącą za uchem i zmarszczył brwi.
- Ale tak się składa, że moją przyjaciółką nie jesteś, więc nie musisz tu sterczeć, bo nawet, jakbym wiedział, to bym ci nie powiedział.
- Tak? – Sharon nachyliła się do niego, a na jej wargach wykwitł diaboliczny uśmieszek, który tak często widywali jej rozmówcy. – A co, jeśli z tego powodu Anemonia dowiedziałaby się, że na ostatnim sprawdzianie miałeś pięknie sporządzoną ściągę, która nadal może się pokazać na twojej ławce za sprawą prostego zaklęcia?
James poczuł, jak wnętrzności przekręcają mu się niebezpiecznie. Nie sądził, by ktoś to zauważył.
- Rzecz jasna nie wydarzyłoby się to, gdybyś jednak wiedział i mi powiedział – dodała dziewczyna z wrednym uśmieszkiem.
James usiadł normalnie i uścisnął dłoń rudej z wymuszonym uśmiechem.
- Uwielbiam robić z tobą interesy, Sheridan. Stephan poszła do miodowego królestwa.
- Och, cała przyjemność po mojej stronie. Uwierz mi, Potter.
─────────────────────────────────────────────────────
William Smilenice trzymał w rękach po piętnaście pudełek czekoladowych żab i eksplodujących dropsów i starał się obliczyć, ile go będzie kosztować ta przyjemność.
Rodzeństwo jest potworne. I kochane. I musi im to kupić, bo dobrze wie, że jedyną magiczną rzeczą, jaką Ingrid toleruje, jest czekolada pod każdą postacią.
- Mary, masz pożyczyć... parę galeonów? – spytał ciemnej koleżanki, spod której białej kurtki wystawała koszulka z napisem „Co ma murzyn białego? Pana.”
Mary przewróciła oczami.
- Jesteś mi już winny... czekaj, niech pomyślę... pół wygranej jaką można zgarnąć w tym tygodniu w konkursie z Proroka.
- Oddam ci kiedyś. Naprawdę. Tylko... muszę wygrać ten konkurs. Albo coś innego.
- Przemawia do mnie to „coś innego” – stwierdziła Mary. - Czyli gdy otworzysz własną cukiernię? Spoko, poczekam. Choć wtedy wystarczą mi pewnie darmowe ciastka.
- Myślałem raczej o restauracji, ale skoro tak stawiasz sprawę...
- Ludzie, Bulwa się przyczepił do rynny! – usłyszeli głos Ewey, która, wraz z zaspą śniegu, wpadła do sklepu. Miała czerwone policzki i dyszała.
Will jęknął.
- Znowu?
Ewea uśmiechnęła się słodko mimo zmęczenia.
- Jego się spytaj...
- Nie uwierzycie, co się stało! – Karen wpadła do sklepu zaraz za dziewczyną, sprawiając, że na warstwę już roztopionego śniegu, który kapał z Ewei, wysypała się nowa. Oczy wszystkich zwróciły się na nią. – Bulwa nie może mówić!
Will objął ramieniem Eweę, która wyglądała, jakby bardzo chciała coś powiedzieć.
- Ćśśśś... to jej chłopak. Daj jej się nacieszyć chwilą.
Karen zdjęła czarny kapelusz i otrzepała go, gdyż na jego rondzie zebrała się trzycentymetrowa warstwa puchu.
- Powiedział, że poliże sopel. Polizał. A mogliśmy iść na lody. Chodzę z takim idiotą.
Will kiwnął głową, a Mary poklepała Karen po ramieniu. Niestety, zanim zdążyła coś powiedzieć, staroświecki dzwonek przy drzwiach (czy one były naprawdę w każdym sklepie w Hogsmeade?) ponownie zadzwonił.
W drzwiach pojawił się Bulwa. Kałuża powiększyła się o kolejne krople topiącego się w błyskawicznym tempie śniegu. Natychmiast zdjął czapkę i zaczął odwijać się z szalika w kratkę, mówiąc:
- To bolało, ale udało mi się uwolnić spod jarzma tej kary boskiej, co na mnie spłynęła!
Kurtka zwisała na nim jak na wieszaku, a kości policzkowe wystawały dużo bardziej, niż w pierwszej klasie, kiedy to zyskał swoje ziemniaczane przezwisko. Od tamtej pory bardzo schudł, przez co dziewczyny spokojnie umieszczały go w czołówce najprzystojniejszych chłopaków w Hogwarcie, zaraz obok cudownego Alexandra Bulstrode’a.
Rzeczą, która go jednak odróżniała od Ślizgona było to, że poziom rozwinięcia jego umysłu był nadal na poziomie pierwszej klasy. Albo zdawał się taki być.
- Bulwa, to jarzmo nie było karą boską.
- Tak się każe idiotów, Kar. A ja jestem idiotą – stwierdził chłopak pogodnie, obejmując ją opiekuńczo ramieniem.
- Cóż, z miłości nie zaprzeczę. Znaczy się... z grzeczności. Tak.
Młody mężczyzna pracujący w Miodowym królestwie, który całkiem niedawno musiał skończyć Hogwart, wziął mop i spokojnie zaczął wycierać wodę przy drzwiach, która natychmiast zniknęła, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Choć nikt nie podejrzewał, że było inaczej.
Niestety, chwilę potem okazało się, że jego praca jest syzyfowa, gdyż do sklepu ponownie wleciało zimne powietrze wraz z płatkami śniegu.
Weszła trójka Gryfonów, których przyjaciele znali z widzenia – Stephan, na której włosach płatki śniegu idealnie się maskowały, Thomas, którego fryzura nie miała już takich właściwości oraz Michael, który w całości odznaczał się kolorem od zamieci za oknem. Chłopcy słuchali gadającej Stephan, a jej białe włosy, nie przykryte czapką (Will miał ochotę oddać jej swoją) natychmiast zawilgły.
Will uśmiechnął się do nich przyjaźnie, wciąż rozważając, czy aby na pewno dziewczyna nie przyjmie od niego nakrycia głowy.
- Hej – przywitał się.
Odpowiedzieli skinieniem głowy, a Stephan nie przerwała swojego monologu. Chyba nie chciała czapki.
- Sharon kazała kupić coś lepiącego się, tak? A co się bardziej lepi od cukru?
- Lep na muchy? – spytał Michael.
- Smoła? – dodał Thomas.
- Idioci – stwierdziła białowłosa. – Lepiej wziąć lizaki, czy landrynki? – nagle jej oczy się zaświeciły. – Gumy do żucia! Albo toffi od Weasley’ów! Sharon będzie zadowolona z toffi!
Gryfoni minęli Puchonów, wchodząc do głębi sklepu.
Will zmarszczył brwi. Znał Sharon z widzenia, od czasu do czasu mówili sobie cześć. Ostatnią długą rozmowę odbył z nią w Expresie Hogwart w pierwszej klasie. Wtedy miała włosy ścięte na chłopaka. Potem, gdy trochę jej urosły, były poplecione w warkoczyki. Teraz były wygolone po boku.
Nie to, by go to interesowało.
Po prostu... jako Prefekt Naczelny dość często musiał zwracać na nią większą uwagę, gdyż wszyscy dobrze wiedzieli, że jest ona pierwszą osobą do utrudniania mu życia, razem ze Stephan, Thomasem i Michaelem.
A teraz ta trójka szukała krówek czy czegoś podobnego na jej polecenie.
Czemu Will miał wrażenie, że niedługo będzie mieć dużo pracy?
- Williamie? Czemuż się tak zamyślił? – spytał Bulwa, klepiąc go po plecach.
- Bo mam mózg, drogi kolego. A on czasem potrzebuje takich rzeczy, by sprawnie działać – odparł z uśmiechem.
- Ej, ja też mam mózg...! – oburzył się sztucznie Bulwa.
- ...polemizowałabym... – wtrąciła Mary.
- ...tylko niedziałający! – dokończył chłopak z wyszczerzem na twarzy.
- Pomogłabym ci go włączyć, gdybyś miał jakiś panel sterowania. Następnym razem możesz stracić język – dodała Ewea bez uśmiechu.
Weszli w głąb sklepu. Will wciąż trzymał czekoladowe żaby w rękach, a Ewea zaczęła gromadzić słodkie pióra, na których punkcie miała kompletnego fisia.
- Panie Smilenice? Puk, puk? – spytała po dłuższej chwili milczenia, waląc go pierzastą końcówką jednego z nich po nosie. – Twój mózg się zaraz przegrzeje, nie jest przyzwyczajony do takiej pracy.
- Sorry. Pewnie niedługo znów będzie jakaś afera.
Ewea natychmiast zrozumiała.
- Słuchaj, Sharon nie powstrzymasz. Jest szalona, często wredna, ale na swój sposób diabelnie inteligentna. Poza tym... naprawdę musisz trochę wyluzować.
Will spojrzał na ręce, a raczej na pudełka z magicznymi czekoladkami.
- Wiem. Ale... kurde, staram się być już trochę odpowiedzialny. Za rok będziemy dorośli. A ona nie wydaje się tego rozumieć. Poza tym – uśmiechnął się do niej niespodziewanie. – MY mamy zamiar ratować ludzkie życia, koleżanko. A ona nam będzie tych żyć do ratowania dostarczać.
- I dlatego musisz się wyluzować, to ostatni rok, w którym masz na to czas. – krótkowłosa zrobiła groźną minę.
Will roześmiał się. Ewea nigdy nie wyglądała groźnie.
- Ale jak to zrobić, skoro zaraz będę się użerać z eksplodującym toffi?
Usłyszeli dzwonek przy drzwiach, więc odwrócili się w tamtym kierunku. Will zauważył, że nie wpadło tak dużo śniegu jak ostatnio, co pewnie oznaczało, że za jakiś czas skończą się opady.
- Step! – wydyszała dziewczyna, zdejmując natychmiast czapkę. - Wszędzie cię szukałam! Zmiana planów. Ten cholerny Smilenice mógłby się wkurzyć i mi wlepić szlaban, gdyby... o, witam – powiedziała na widok pół-Włocha, który z zainteresowaniem słuchał jej wywodu.
Na włosach Sharon też widać było płatki śniegu. Wyglądała zabawnie, bo jej bladą cerę zdobiły rudawe piegi. Jakby cętki odwróciły kolory.
Will uśmiechnął się na jej widok, jak na widok każdej żywej duszy.
- Gdyby co? – spytał, unosząc zabawnie brwi.
Sharon nawet się nie uśmiechnęła, tylko obrzuciła go pełnym wyższości spojrzeniem.
- Ach, długa historia, pełna zwrotów akcji, nudnych pogadanek przy kawie i toffi... znaczy się ciastkach. A poza tym dużo mądrze brzmiących nazw. Już cię znudziłam?
- Tak właściwie to zainteresowałaś. Ale nie będę dociekać, o co chodzi – Will uśmiechnął się tak, że wokół jego oczu powstały urocze zmarszczki. Sharon odwróciła wzrok. – Jakby co, to nie słyszałem waszej rozmowy i nie mogłem zapobiec eksplodującemu toffi w trakcie kolacji.
Sharon zamrugała i ponownie na niego spojrzała, tym razem spod przymrużonych powiek. Zrobiła krok w jego kierunku i skrzyżowała ramiona na piersi. Tak, ona potrafiła wyglądać groźnie.
- Słucham? – spytała.
- Nieważne. Nikt nigdy nie rozumie moich żartów...
- Prawda – wtrącił się Bulwa. – Wydają się inteligentne, ale jego otoczenie takie nie jest, także...
- Nie, nie o to chodziło – zaprzeczyła dziewczyna, wymieniając znaczące spojrzenia ze Stephan i  jednocześnie przewracając oczami.. – Tak właściwie, to zgadłeś, co planowaliśmy. W każdym razie... nie spodziewaj się tej nocy eksplodującego toffi.
- To… dobrze. Dziękuję – powiedział Will, z jakiegoś powodu czując się źle.
- Bo mam inny pomysł – dokończyła dziewczyna z diabolicznym uśmiechem, który wykwitł na jej twarzy jak trujący, ale piękny kwiat. – Żegnaj, panie naczelny. Na razie nie przeszkadzam.
Złapała koleżankę pod ramię i wyszły.
Śnieg przestał padać.
Thomas i Michael zostali sami. Zapadła niezręczna cisza.
- Fajna bluzka – stwierdził Michael wskazując gestem na brzuch Mary. – Nosiłbym.
- Jest damska.
- Ale jak trafiona! Biorąc pod uwagę Stephan i Sharon... – stwierdził Thomas z wymuszonym uśmiechem.
- Mogę wam kiedyś pożyczyć.
- Dzięki. Pa – Michael uśmiechnął się szelmowsko, odsłaniając kontrastujące z jego cerą zęby.
Obaj wyszli pospiesznie, chcąc jeszcze dogonić przyjaciółki, zanim znikną w białym puchu, który, co prawda, nie był już wszędzie, ale nadal pokrywał znaczną część przestrzeni.
- Chyba lubię Gryfonów – stwierdził Bulwa, wsadzając sobie całego lizaka do buzi. Will zdał sobie sprawę, że nie widział, jak kolega za niego płaci, ale nie przejął się tym. Zwykle płaci już po zjedzeniu.
- Ja chyba też – zgodziła się Mary, poprawiając bluzkę.
Will wzruszył ramionami.
Gdzieś w głębi serca nie zgadzał się z nimi.
Głęboko, w części duszy, do której sam nie sięgał, tej części niedostępnej dla nikogo na świecie w tym czasie...
Wolał Krukonów.
─────────────────────────────────────────────────────
Alex spojrzał na swoich towarzyszy, którzy właśnie śmiali się z czegoś.
Ethan - wredny dupek i idiota bez wyobraźni.
Emily – suka uważająca wszystko i wszystkich za swoją własność.
Margaret – słodka i wyjątkowo głupia dziewczyna, uśmiechająca się pusto prawie zawsze.
I on, Alex, siedzący obok nich.
Czy na pewno pasujący?
Chciał przeczesać swoje jasne włosy, ale przypomniał sobie, ile je dziś rano ustawiał na żel i od razu odechciało mu się to robić.
Jego niebieskie oczy obrzuciły uważnie nowoczesne pomieszczenie Zwariowanego Maga, najmłodszego klubu młodzieżowego w Hogsmeade. Prawie wszyscy znajdujący się w pokoju byli z Hogwartu. Znał parę twarzy. Z tamtą dziewczyną w rogu chyba się kiedyś umówił... jak jej było? Gertruda? Glodzia? Nie, chyba raczej Greta. Strasznie wysoka. Musiał z nią zerwać, bo przecież dziewczyna nie może przerastać chłopaka. A tamta blondynka z lokami chyba była raz z nim na randce. Jest w rok młodszej klasie. Chyba.
Alex potrząsnął głową.
- Alek, a ty co myślisz o tym? – spytała Margaret piskliwym głosem.
Alex przewrócił oczami i uśmiechnął się do niej szelmowsko.
- Myślę, że was nie słuchałem.
Zarumieniła się. Fakt, że jej się podobał, był tak oczywisty, że nie rozumiał, czemu jeszcze nie spytała go o chodzenie. Pewnie i tak by się nie zgodził. Była dla niego trochę za duża. A dodatkowo nosiła obcisłe ubrania, tylko podkreślające jej figurę.
- Dlaczego? – spytała głupio.
- Bo mnie wasza rozmowa nie zainteresowała, Margaret. Była nudna.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Lubię, gdy jesteś szczery. To miłe.
Emily, siedząca obok niej, przewróciła oczami i wypiła łyk musującego koktajlu.
- Nie, Margaret, to wredne. A on o tym dobrze wie. I to jest w nim fajne.
Alex nawet się nie zarumienił. Wiedział, że jest świetny, ciągle mu to powtarzano.
Twarz Margaret stała się czerwona. Albo stałaby się. Pokrywała ją taka warstwa makijażu, że nie był pewny.
- Masz rację, Emily – powiedziała tylko, po czym zacisnęła mocno wargi.
Alex uśmiechnął się z wyższością i odwrócił wzrok.
Nie zauważył błysku inteligencji w oczach Margaret.
Dawno nauczył się patrzeć ludziom w oczy, bez dostrzegania ich. Oczy bowiem najczęściej mówiły prawdę o człowieku. A on nie chciał znać prawdy o ludziach. Bo w takiej sytuacji oni mogliby poznać prawdę o nim. Że pod piękną twarzą, pewnym  siebie uśmiechem, Król Hogwartu kryje coś więcej, coś czego z pewnością nikomu nie pokaże. Nawet swojej przyszłej żonie, o ile takową będzie mieć. Prawdziwy on był ukryty pod warstwą żelu na włosach, markowymi ciuchami i paczką przyjaciół, którzy go tak naprawdę w ogóle nie znali. Nie był pewny, czy chciałby go komukolwiek pokazać.
- Chodźmy do Trzech mioteł. Nudzi mi się tu – stwierdził leniwie, niby mimochodem, tak, jakby go nic nie obchodziło. Takie zachowanie było najbezpieczniejsze.
Jego znajomi wzruszyli ramionami i zaczęli się ubierać. Zawsze wykonywali jego polecenia nawet, gdy nimi nie były. Jako Prefekt Slytherinu miał dużą władzę, a jako ulubieniec większości nauczycieli miał potężnych sojuszników. Tylko niektórzy z nich nie pałali do niego sympatią. Ale nimi się nie przejmował.
Wyszli z baru. Emily i Margaret komentowały wygląd wszystkich osób przechodzących obok nich, a Ethan im pomagał.
Alex szedł obok nich, szurając nogami, nie w humorze.
Nagle dziewczyny dostrzegły wysoką sylwetkę wystającą nad tłumem.
- Uwaga, idzie pół-olbrzym, kuzyn Hagrida – odezwał się Evan.
- Jego loki jak zwykle wyglądają jak gniazdo dla ptaków... – dorzuciła Emily z pełnym wyższości uśmiechem.
Alex podniósł wzrok i ujrzał Prefekta Naczelnego idącego w towarzystwie jakiejś pierwszoklasistki w okularach. Był jak zawsze uśmiechnięty, gdy słuchał wywodu dziewczynki.
- O, znalazł sobie nową dziewczynę. Wreszcie ktoś o jego poziomie umysłowym – mruknął, a jego towarzysze parsknęli śmiechem.
Will rzucił mu pobłażliwe spojrzenie i przestał się uśmiechać. Z jakiegoś powodu Alex poczuł się jeszcze podlej. Ten chłopak nie darzył go szacunkiem, jakby tego chciał. Miał go za kogoś niższego. Nieważnego.
Kiedyś tego pożałuje.
Znaleźli się w zasięgu słuchu. Dziewczynka w okularach z dwoma warkoczykami nie przerywała swojego wywodu, jakby go nie zauważyła.
- Percy, jako syn Posejdona, mógł kontrolować wodę, prawda? Mówiłam ci. W każdym razie robił to tylko siłą woli, bez zaklęć. Myślisz, że czarodzieje, jakby ich rozwój magiczny poszedł bardziej w kierunku umysłowym, też nie musieliby używać różdżek? Mielibyśmy wtedy więcej możliwości... – trajkotała dziewczynka obok niego.
Alex nie zarumienił się. Normalnie pewnie by to zrobił. Skoro ten wywód pokazywał poziom intelektualny dziewczynki, to Will znalazł kogoś, komu nawet on, Alex, nie dorastałby do pięt. Teraz jednak jego całą jego uwagę zaprzątał fakt, że dziewczynka zdecydowanie rozmawiała o czymś w kontekście książki, którą naprawdę lubił.
Przez chwilę miał ochotę żyć w innym świecie, by móc po prostu zignorować swoich przyjaciół, podbiec do tych Puchonów i dołączyć się do rozmowy.
Mógłby to zrobić.
Ale nie zrobił.
Musiał bronić swojej reputacji.
Chociaż... chociaż przez dłuższą chwilę myślał o świecie alternatywnym, w którym mógłby być sobą, w którym nie zależałoby mu tak na opinii innych i...
I w którym jego przyjaciele rzeczywiście by nimi byli.
─────────────────────────────────────────────────────
James otworzył zamaszyście drzwi pubu, chcąc go wreszcie opuścić i niemal w tej samej chwili walnął z całej siły w czyjeś twarde ciało.
- Ojej, czyżby nasz biedny Potter nie umiał chodzić? – usłyszał znienawidzony głos.
Parę centymetrów od jego twarzy znajdowała się przystojna twarz króla Hogwartu.
Tylko jęknął.
- Słucham? Nie słyszałem? Przeprosił mnie? – spytał Margaret, która obojętnie wzruszyła ramionami.
James nie potrafił sobie wyobrazić, by byli spokrewnieni. Ta dziewczyna nie była do niego podobna nawet w najmniejszym stopniu.
- Nie – zaprzeczył. – Nie przeprosiłem cię. Czemu miałbym to robić?
- No nie wiem… hmm… Może dlatego, że przez ciebie nie mogę wejść do Trzech Mioteł?
- Och, Trzy Miotły z pewnością mi podziękują.
Alex uniósł brwi i uśmiechnął się kpiąco.
- O, garncarz szczeka. Nie szkoda ci głosu?
- Jestem malarzem, nie śpiewakiem, spokojnie mogę ochrypnąć – James sam nie wiedział, dlaczego, ale kłótnie z Alexem z jakiegoś powodu sprawiały mu przyjemność. Rzecz jasna poza tym, że go nienawidził najbardziej na świecie. Jeszcze bardziej niż Sharon.
- To wiem. Ale głos ci jest potrzebny również po to, by móc się skarżyć tacie, prawda?
- Nie, wystarczy mi listownie. Ale dzięki za troskę. A mama odpowiedziała na twój poprzedni list, czy jak zwykle nie ma czasu?
Za plecami Alexa rozległ się jęk zirytowania.
- Przepraszam, że przeszkadzam w randce, ale mogłabym przejść? – usłyszeli oboje głos rudowłosej. TEJ rudowłosej. Żadna inna ruda w Hogwarcie, może poza siostrą Jamesa, nie była tak nazywana.
- Cudownie, jeszcze wiewióra przylazła – stwierdziła Emily. – Razem z Kolorową.
- W sensie wam w randce? – spytał Alex. Chciał sprawić, by ktoś się czuł tak podle jak on sam. Akurat zjawiły się dwie osoby, które mógł gnoić bez umiaru. Potter i Sheridan. – Czyli już wreszcie jesteście parą?
- Nie, aczkolwiek gdy widzę ciebie mam ochotę zostać lesbijką.
James parsknął.
Nie mógł nic poradzić na to, że dwie osoby, których w szkole najbardziej nie lubił, czyli Alex i Sharon, również się nienawidziły. Jakby miał na to wpływ, to pewnie by wolał, by byli przyjaciółmi. Nie mógł znieść myśli, że może chichotać przez ripostę któregoś z nich.
- Och, a ciebie co tak śmieszy? Na pocieszenie dodam, że patrząc na ciebie zastanawiam się jednak nad niebyciem homo. Nie sądziłam wcześniej, że dziewczyny mogą być tak beznadziejne.
James poczuł, jak jego policzki stają się czerwone. Wiedział, że chodzi jej o jego włosy. Miał to w nosie.
- Och, moja ruda koleżanko – powiedział. – Kończą ci się riposty. Tą uraczyłaś mnie już jakieś trzy razy.
- Och, mój… moja koleżanko – uśmiechnął się kpiąco Alex. – Czyżby oznaczało to, że nauczyłeś się już liczyć do trzech? A może podajesz tę liczbę jako losową, która przypadkiem oddaje stan rzeczy?
- Mądre słowa nie zrobią z ciebie intelektualisty, tak jak markowe ciuchy kogoś modnego – stwierdziła Sharon.
Wszyscy dookoła zamilkli. I znajomi Alexa, i Sharon (ci dość rzadko się zamykali), jak również przypadkowi przechodnie z Hogwartu. Wszyscy oni wiedzieli, że zapowiada się tu całkiem ciekawa kłótnia.
- Mimo wszystko one sprawią to prędzej, niż te kawałki wojskowych szmat, które masz na sobie.
- Nie sądzisz, że jednak chłopak instruujący kobietę w kwestii mody nie ma po kolei w głowie?
- Nie sądzisz, że kobieta, która nie nosi makijażu, nie powinna się nią nazywać?
- Chyba nie sugerujesz, że jest kobietą? – spytał James. – Ma nawet krótsze włosy niż ja.
- Och, ty akurat nie jesteś kimś, kogo można by wziąć za przykład osoby normalnej – stwierdził Alex skwaszonym głosem.
Ktoś w okolicy krzyknął coś co brzmiało jak „Przy Trzech Miotłach trwa Roast”. Dalszej części wypowiedzi James nie usłyszał. Wiedział jednak, że chodzi tu o kłótnie jego, Sharon i Alexa. I z jakiegoś powodu podobało mu się, że jest to takim wydarzeniem. Rzadko kiedy ktokolwiek się nim interesował. Nie miał przyjaciół, dość dużo osób uważało go za dziwaka. Nawet jego młodszy brat-gej miał lepszą opinię.  
Kiedyś dogadywał się ze Stephan, Thomasem i Michaelem, ale oni teraz spędzali cały wolny czas z Sharon. Dawniej nawet z Sharon miał dobry kontakt. Ba! Nawet z Alexem! Przed pójściem do szkoły był on jego najlepszym przyjacielem. Oboje mieli sławnych rodziców, oboje nie znali nikogo innego. Lubili się. A potem poszli do Hogwartu.
Ich drogi się rozeszły. Trafili do dwóch, zupełnie różnych domów. Wręcz przeciwnych. Blondyn zakolegował się, a potem zaprzyjaźnił z Evanem, który robił wszystko, by zdobyć jego przychylność. Z każdym dniem on i Alex byli sobie coraz bliżej, przez co James i Król Hogwartu coraz rzadziej się spotykali. Wreszcie zostało tylko „cześć” na korytarzu, a potem i ono znikło. W trzeciej klasie zastąpiły je drwiny.
Trzecia klasa. To był koszmar.
- A ty jesteś? Błagam cię, naprawdę można mieć ciekawszy przydomek niż „męska Barbie”, wasza wysokość – diabolicznie uśmiechnęła się Sharon. – Różni byli królowie Hogwartu, ale ty bijesz wszystkich na głowę.
- Och, nie spodziewałem się, że usłyszę komplement z twoich ust, wiewiórko. Ale dziękuję.
- Jeżeli uważasz to za komplement, to twoja świta dzielnie się ostatnio sprawuje. Jeszcze rok i „synalek mamusi” zostanie przez ciebie tak samo odebrany – wtrącił James.
- Możecie wreszcie przestać się kłócić i pozwolić Alkowi wejść do gospody, bo pewnie mu zimno tu na dworze? – spytała Margaret, patrząc na nich z nadzieją, jakby nie widziała, że żadnemu z nich już na tym nie zależy.
- Nie? – odezwała się cała trójka sarkastycznie, taksując grubą blondynkę z tapetą na twarzy piorunującym wzrokiem.
- Och, on nie jest synalkiem mamusi – odezwała się Sharon słodko, parodiując ton Margaret. – Jego mamusia nie ma na niego czasu, dlatego zamyka się w sobie i często myśli nad tym, jakie ma trudne i smutne życie.
Alex przez chwilę ruszał ustami, jakby nie wiedział, co powiedzieć. Sharon zrobiła krok w tył z pełną zadowolenia miną, jakby podziwiała jakiś namalowany przez siebie obraz.
James nawet nie zauważył, jak wokół nich zgromadził się tłum.
Spojrzał na Sharon. Miała taką samą minę, jak wtedy, gdy rozpowiedziała wszystkim, że „mały, biedny Potter w głębi duszy jest potajemnie wszystkich portretującym artystą”. O ile sama pogłoska nic mu nie mogła zrobić, tak opublikowanie niektórych jego rysunków już tak.
To było dokładnie w trzeciej klasie. To wtedy wszystko się dla Jamesa zawaliło. Wtedy jeszcze mieli go za normalnego chłopaka, pałkarza, popularnego nawet. Kogoś, z kim wielu chciało się przyjaźnić. Pewnego dnia powiedział do jakiegoś chłopka z Ravenclaw, że uważa, iż Sharon często zachowuje się, jakby była wciąż w pierwszej klasie. Potem coś powiedział o jej przerażającym wyglądzie (wówczas miała warkoczyki, które przypominały węże zwisające z głowy). Nie miał nic złego na myśli, każdego czasem ktoś denerwuje. Zwłaszcza, że to było zaraz po kłótni jego i Sharon. Nawet nie pamiętał, o co poszło. A tak zaważyło na jego przyszłości.
Sharon ma siatkę szpiegów w Hogwarcie. Na każdego miała haka, przez co zdobywała jeszcze więcej informacji, szantażując te osoby. Zazwyczaj przyjaciele nie donosili na przyjaciół, ale jeśli się podsłuchało coś ciekawego na korytarzu, to czemu by nie zdobyć przychylności dziewczyny, która pewnie i tak to wie? 
Z tego powodu niektórzy się jej po prostu bali. Starali się nie wchodzić jej w drogę.
Na pierwszy rzut oka była tylko nieszkodliwą, typową huncwotką nowego pokolenia. Ale gdyby poznać ją głębiej… była przerażająca. A najgorsze było to, że pewnie już do końca życia nic się nie zmieni. Przecież nawet w Ministerstwie Magii są tajne służby zwane Departamentem Tajemnic, a Sharon z pewnością się do nich nadaje.
Chyba, że zostanie nowym czarnoksiężnikiem, do czego również wydaje się być stworzona.
- Ale czy tylko udaje? – spytała po paru sekundach ciszy. – Może nim jest? Nie, to nie możliwe. Taki przystojny, wyglądający jak aniołek chłopak… to by było straszne – nagle zmieniła ton głosu. – Nie, przepraszam. Teraz mówię jak nauczyciele, a miałam jak ta gruba szlama.
- Sharon, czy ty sama przypadkiem nie jesteś szlamą? – odezwał się James słodkim głosem.
Sharon zacisnęła usta. Nie była pewna, czy tłum wokół niej chce wejść do gospody, czy dalej słuchać kłótni. Stwierdziła, że raczej to drugie.
- Przypadkiem jestem i jestem z tego dumna, mój drogi. – Uniosła wysoko podbródek. – To lepsze, niż słyszeć plotki o własnym wydziedziczeniu, prawda?
- Mój ojciec by tego nie zrobił. Jest dobrym człowiekiem – powiedział James, nagle zapominając, że musi się odwdzięczyć ripostą.
Sharon uśmiechnęła się przebiegle, wiedząc, że trafiła w czuły punkt.
- Ach tak? Jesteś tego pewny? Przypomnę ci tylko, że zabił paru ludzi, którzy również byli dobrzy.
- Oni byli śmierciożercami, Sharon.
- A czy z punktu widzenia ich rodzin jest to ważne? Czy z punktu widzenia ich samych było? Potter, pozwól, że zdradzę ci pewną prawdę: „dobro zależy od punktu widzenia”.
Alex zamrugał i zanim zdążył się powstrzymać, wypalił:
- To jakiś cytat?
- Nie – odpowiedział James, zanim otworzyły się wygięte w wszechwiedzącym uśmiechu usta Sharon. – Myśl filozoficzna ze starożytnej Grecji.
Dziewczyna spiorunowała go spojrzeniem.
- Ojej, czyżby pan Potter coś wiedział?
Zanim którykolwiek z chłopaków zdołał coś powiedzieć, rozległ się inny głos:
- Okej, okej, okej… Co tu się dzieje i dlaczego nie mogę się dostać do Trzech Mioteł?
William Smilenice wystawał delikatnie nad tłumem, dlatego udało mu się dość szybko dotrzeć w pobliże osób, przez które ten tłum się zebrał.
- O, przybył Naczelny. Tylko tego tu brakowało – odezwał się Ethan, zabierając Alexowi kwestię.
Will westchnął.
- Naprawdę? Znowu się kłócicie? – spytał retorycznie.
- Naprawdę. Znowu się kłócimy – odezwał się Alex, parodiując jego ton.
- Wielce szanowny Prefekt musi się upewnić, jego przecież wszyscy kochają, dawno nie widział czegoś takiego – wytłumaczyła mu Sharon.
Puchonowi opadły ramiona.
- Słuchajcie, ja rozumiem, że nie darzycie się sympatią, ale możecie, proszę, robić to gdzie indziej? Albo chociaż nie wciągać mnie do tego?
- Ojej, jak nas tak ładnie prosi to chyba się przeniesiemy – stwierdził prześmiewczo Król Hogwartu.
- Tak, w końcu tak bardzo nas obchodzi jego zdanie.
Will wyglądał, jakby miał ich wszystkich zdzielić po głowie podręcznikiem.
- Możecie się uspokoić? – jęknął. – Naprawdę, wiem, że żadne z was nie chce skończyć tej kłótni, bo będzie, że ustąpiło, stchórzyło czy co tam jeszcze, ale jeżeli wam tak zależy, to mogę to wziąć na siebie i kazać wam się rozejść. Zachowujecie się niedojrzale, rozumiem, każdy czasem chce. Ale możecie tego nie robić przy wejściu do gospody? Naprawdę, nikogo nie obchodzą wasze problemy. Ja też już mam dosyć ciągłego rozdzielania was. Dobrze wiesz, o co mi chodzi, Sharon, nie przewracaj oczami. Nie możecie choć raz mi ułatwić? Sprawia wam to przyjemność, czy co? Już zawsze będziecie tą wielką trójką, pełną godności, która może cię kłócić do końca świata, jeżeli jej nikt nie rozdzieli?
- Wielką Czwórką, panie Prefekcie Naczelny. Muszę cię zmartwić, ale zawsze się włączasz do naszych rozmów, jesteś ich nieodłączną częścią – stwierdził zgryźliwie James.
Zapadła cisza. Każdy każdego obrzucił wkurzonym spojrzeniem, bezsilnym spojrzeniem. Ale gdy ich oczy się spotkały, doznali dziwnego uczucia.
Nie nazwali go.
Nie mogli, bo ich historia potoczyła się nie tak.
Zupełnie nie tak, jak miała.

A gdzieś indziej, po drugiej stronie czasu, w głębi serca, cała czwórka siedziała razem przy stole w Trzech Miotłach i parskała kremowym piwem, śmiejąc się z jakiegoś żartu.

9 komentarzy:

  1. Podoba mi się to.
    W sensie... jest takie inne, nawet ciekawsze, gdy się kłócą. Mogą użyć swojej inteligencji i ciętych ripost wobec kogoś na równym poziomie. No i wreszcie Sharon nie jest panną idealną.
    Jedyne, czego Ci nie wybaczę, to to co zrobiłaś z Margaret. I Alexem. Ale przede wszystkim z Maggie.
    Co do notki... No fakt, trochę Cię nie było. Ale w końcu to Ty za darmo dajesz nam rozrywkę i możesz przestać to robić kiedy tylko zechcesz. Więc nie masz za co przepraszać. Skoro już mowa o przepraszaniu, to... przepraszam. Chciałabym obiecać poprawę, ale i tak pewnie nie wyjdzie. W każdym razie wiedz, że cały czas czytam.
    Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ci się podoba. Bałam się, że mnie wszyscy za to zabiją :D.
      Sharon w tym opowiadaniu zachowuje się jak przyszła czarna pani.
      Ja przepraszam za Margaret! Ale... ale tak by się stało, bo nie miałaby na sobie wpływu Sharon. Ogólnie to jest tak, że w tej przyjaźni oni są ze sobą naprawdę mocno związani. Na Willa wpływają głównie tak, że jest bardziej wyluzowany, mniej spięty. Na Jamesa tak, że ma przyjaciół i nie jest przez to męską wersją Aline. Na Alexa tak, że nie musi zamykać się w sobie i grać kogoś, kim nie jest, bo przy nich jest sobą. A na Sharon oni wszyscy wpływają tak, że... hmmm... nie nie wiem... tłumi w sobie ukrytego diabła? Nie wiem, jak to powiedzieć.
      Aga, proszę cię, napisałaś pierwszy komentarz po tak długim czasie! Nie wiesz, ile to dla mnie znaczy!
      Ps. Nie mam zamiaru
      Ps2. O JEZU TAK! ZAPOMNIAŁAM O TYM NAPISAĆ NA GÓRZE. KOCHAM TEN FILM. KOCHAM EDDI'EGO REDMAYNE'A. UWIELBIAM NEWTA I NIUCHACZA.
      Zapewne w jeszcze innym alternatywnym świecie Will zachowywałby się tak samo :D.
      Ale Newt jest jedyny w swoim rodzaju. Uwielbiam tę postać.

      Usuń
  2. PS Gratulacje! Nie spieprz tego teraz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PPS Widziałaś FBaWtFT? Postać Newta mi trochę przypomina z charakteru Willa. W każdym razie obu ich kocham <3
      Jak nie widziałaś, to zobacz. Naprawdę warto (po przeklętym dziecku byłam pełna obaw, ale miło się zaskoczyłam).
      Aga

      Usuń
  3. Pff moja ex-przyjaciółka rzuciła mnie z 4 lata temu i dalej nie wiem czemu. Płakałam równo przez tydzień nie rozumiejąc co zrobiłam nie tak i dalej nie rozumiem. Choć byłam dość młoda już nie potrafiłam ufać ludziom. A ona na dodatek zaczęła sie przyjaźnić z naszym wrogiem. Zniszczyła moje zaufanie jeszcze bardziej, bo w sumie była moją przyjaciółką i zwierzałam jej sie z różnych problemów. A ona to rozpowiadała. Wtedy dla mnie to było jak nóż w plecy. Ale teraz mam dużo lepszych ziomków z którymi bawię sie dużo lepiej niż z nią kiedykolwiek. Ale najgorsze jest to że chodzi ze mną do klasy, a moja obecna przyjaciółka zmieniła szkołę bo miała na pieńku z dyrektorką i panią z religii (baba z religii jest nawiedzona...). Depresyjnie sie zrobiło, a nie taki był mój zamiar.
    To opowiadane jest cudowne! Jest odskocznią od tylu rzeczy! Ja je po prostu kocham, czego dowodem powinno być to że przez ostatni tydzień wchodziłam tu codziennie po parę razy żeby sprawdzić czy coś jest.
    Gratulacje z przejścia do trzeciego etapu! W mojej szkole nikt nawet nie próbował w polonistycznym! Ja do drugiego z angielskiego przeszłam ale z trzecim już było gorzej, zakichana gramatyka... Z WOS-u do drugiego zabrakło pięć punktów, z historii 10... Powinnam brać udział w tylko jednym żeby się bardziej skupiać, ale ja tak nie potrafię i w sumie dobrze mi poszło. Na olimpiadę z historii spóźniłam sie 45 minut bo kompletnie o niej zapomniałam... Na szczęście pozwoliły mi pisać. Dziewczyny które brały też udział mówiły że nie chodziłam na kółko dodatkowe i jeszcze się spóźniłam. Miałam więcej punktów niż one, BOOM!
    Ja tu więcej napisze o sobie niż o samym dodatku ale to pewnie przez to że jest nic a w nicy zawsze więcej mówię, i jak widać pisze xD.
    Dodatek w sumie całkiem fajny, ale tak sie zżyłam z bohaterami że gdy to czytałam miałam takie dziwne wrażenie. Nawet nie wiem jak to opisać. Uff dobrze że Maggie sie opamiętała wtedy i już nie jest plastikiem bo to byłby straszne. Maggie to jedna z moich ulubionych postaci <3. I Percy! Dostałam wszystkiego pięć części BO i teraz będę czytać na okrągło ^^. Dobrze że Will by sie nie zepsuł, gdyby on przestałby być miły to chyba koniec świata byłby bliski o.o . I nawet jeśli sie nie przyjaźnią to ich to siebie ciągnie. Rozwaliło mnie to że nawet Albus ma lepszą opinie niż James xD. I Will dalej tak dobrze rozumie Sharon <33.
    I jeszcze sie pożalę że mój wychowawca zmienił układ siedzenia w klasie. Bo u mnie w szkole każda klasa ma swoją sale. No i ja będąc najniższa w klasie siedziałam sobie w pierwszej ławce pod ścianą, najdalej od biurka, przede mną była szafka, potem krótki odstęp a później tablica. To ja się opierałam o ścianę widziałam całą klasę a za mną siedziała moja koleżanka i był fajnie. Teraz siedzę w środkowym rzędzie (na 5) w drugiej ławce. Przede mną siedzi chłopak wyższy ode mnie o 20 pare centymetrów (bycie niską tak boli), za mną siedzi chłopak który gadam z tym chłopakiem przede mną i chce żebym mu pomagała w chemii i biologii bo podobno jestem dobra. Jasne... Koło mnie siedzi nierozgarnięty chłopak który nawet jak nauczyciel powie stronę 10 razy to i tak ci się będzie patrzył w książkę bo nie wie która to strona! A z drugiej strony chłopak który już jest całkiem spoko, ale ciągle kicha i ma czkawkę. Najgorsze miejsce ever. A moja koleżanka poszła na koniec między dwóch "przystojnych" chłopaków. Gdzie tu sprawiedliwość? O a ławki mamy pojedyncze.
    Więcej napisałam o sobie niż o dodatku ale musiałam wyrzucić to z siebie w końcu komuś kto mnie nie zignoruje, bo moja przyjaciółka uważa to za zabawne. A moja koleżanka gada że ona ma gorzej, no to ja do niej zamień sie a ona nie.

    Gwen :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli historia lubi się powtarzać, bo u mnie było tak samo :D. Łącznie z tym, że dołączyła do moich wrogów :D.
      A ja brałam udział tylko w polonistycznym, BANG.
      Mi też to było dziwnie pisać. A zarazem strasznie fajnie było spojrzeć na nich pod innym kątem.
      Ej, ja cię tak dobrze rozumiem, bo w podstawówce miałam tylko trzech chłopaków w klasie i co? I siedziałam dokładnie pomiędzy nimi -,-. A teraz w szkole mam super sytuację, bo moja exprzyjaciółka nie chce się przesiąść, więc nadal spędzam z nią w cholerę dużo czasu. A moje najlepsze przyjaciółki chodzą do klasy równoległej. Także wiesz. Super.
      Okej

      Usuń
  4. GRATULACJE!!!!
    Łał trzeci etap olimpiady polonistycznej...biję przed tobą pokłony miszczu. Ucz mnie.
    A tak serio to rozumiem, że możesz teraz nie mieć za dużo czasu bo moja koleżanka z ławki też przeszła do trzeciego etapu więc wiem jak to jest z tym czasem. Ale nie przejmuj się nami. Skup się na dobrym przygotowaniu i napisaniu trzeciego etapu.(tylko nie porzucaj bloga błagam) Trzymam kciuki.

    Ten dodatek był interesujący.
    Cokolwiek się stanie Will i tak będzie sobą. Do mnie przeraża ale nie przeszkadza mi Sharon w tym wcieleniu.
    Myślę, że takie dodatki to fajny pomysł. Takie odświeżenie. Trochę odrywają od głównego opowiadania i zmuszają do myślenia( choć dla niektórych to bardzo trudne) o charakterze głównych bohaterów.
    Jeszcze raz powodzenia.
    Orzełek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że rozumiesz :D. Nie mam zamiaru porzucać, sama bym nie przetrwała.
      Wcale nie. Will nie był do końca sobą. Był strasznie spiętym i nerwowym sobą. Może słabo to przedstawiłam, przyznaję, ale jednak nie był taki sam. Miał w sobie mniej tego luzu.
      Sharon w tym wcieleniu nie ma na sobie takiego wpływu pozostałych, głównie Willa, więc jest po prostu zła :D.
      Cieszę się. Mam jeszcze parę pomysłów, choć chyba już żadnej alternatywy. Chociaż...
      O kurna, właśnie wymyśliłam. Jakby wam się podobała zamiana płci? :D.
      Dobra, to by było dziwne 0.o.
      Dzięki
      Okej

      Usuń
  5. Hej, przepraszam że tyle mnie nie było, ale też miałam nie za ciekawy okres w życiu i nie wiem czy to jakaś plaga ale też straciłam przyjaciółkę i jest mi okropnie smutno, także wchodzę na bloga i chciałam przeczytać jakiś optymistyczny rozdział, przy którym popłaczę się ze śmiechu a tu cóż, ciekawy aczkolwiek nie dający już takiej radości czytania dodatek. Bo te riposty wcale mi się nie spodobały. Koncepcja jest bardzo ciekawa o ile miałabyś jakiś super pomysł, ale kocham tą wersję która jest od początku i błagam, nie każ długo czekać na rozdział, bo oszaleje w tym okropny życiu bez twojego poczucia humoru. Trzymaj się. Wiktoria

    OdpowiedzUsuń

JEDEN KOMENTARZ = JEDEN SZCZUR DLA GRZEGORZA
nie bądź obojętny na jego los

Szablon

Obserwatorzy