sobota, 12 listopada 2016

Dodatek 2. Czarne kurtki, Bliźniaczka i Pomysł

Drogie czarownice, szlachetni rycerze!

W tym tygodniu udało mi się nie spóźnić!
Jestem idealnie o czasie!
Jak was poinformowałam w kolumnie bocznej, w tym tygodniu przychodzę do was nie z rozdziałem, a z dodatkiem, który jednak zasługuje na miano innej wersji rozdziału. Miałam zamiar coś napisać z perspektywy Jamesa i Alexa, ale wydaje mi się, że tak, jak jest, jest ciekawiej.
Obiecałam Vinci, że będzie Agatha – jest Agatha. Jej dedykuję ten fragment, choć jestem prawie pewna, że się jej nie spodoba ;D. Jako druga na scenę wchodzi Luiza, której perspektywa zajęła najwięcej - zarówno czasu, jak i miejsca. Zapewne przestaniecie ją nienawidzić, albo znienawidzicie jeszcze bardziej. A ostatnia… cóż, nie powiem, niech was zaskoczy :D.
Jak pewnie również wyczytaliście z kolumny bocznej, mam mało czasu na pisanie, z powodu konkursu, na którym mi bardzo zależy i na który jest do przeczytania parę rzeczy. Poza tym o pierwszym etapie zupełnie zapomniałam, więc muszę nadrobić wszystko.
Te punkty domów tak smętnie wyglądają… trzeba coś zmienić.
Pytanie:

Jakiej postaci najbardziej nie lubisz w Harrym Potterze? A w moim opowiadaniu? Odpowiedź uzasadnij.

To tyle na dzisiaj i na następny tydzień. Pracuję nad pewną zajefajną miniaturką. Poza tym wciąż myślę, jak przedstawić perspektywę Stephan, Michaela lub Thomasa oraz Mii bądź Stephana. Dodatkowo wiszą nade mną ci „BOHATEROWIE”. Nie wiem, czy coś zmieniać, czy zostawić, jak jest. Dajcie znać w komentarzach.
Dobra, przedłużam. Żegnam was na ten moment
Okej

* * *


Czarne Kurtki

Agatha spojrzała spokojnie na Alexa całującego Margaret na patio przed szkołą.
Jego jasne włosy, dziś nie postawione na żel, ślicznie opadały mu na oczy i wyglądały, jakby w dotyku przypominały pierze. Słońce oświetlało jego jasnoniebieskie oczy i sprawiało, że były jeszcze bardziej wyjątkowego koloru. Umięśnionymi rękami o długich palcach, stworzonymi do gry na pianie (Agatha mogłaby się założyć, że umiał na nim grać!) trzymał twarz pulchnej Margaret i muskał jej wargi swoimi. Scena wyglądała jak z jakiegoś słabego filmu w którym najprzystojniejszy chłopak w szkole zakochuje się w przeciętnej urody koleżance jego przyjaciółki. No dobrze, Margaret była ładna, ale nadal miała delikatną nadwagę, co nie kwalifikowało jej do typowych plastikowych blondynek, które zwykły się podobać chłopakom wyglądającym jak Alex.
Agatha zadała sobie ważne pytanie: co ona w nim kiedykolwiek widziała?

Miał anielskie rysy twarzy i był doskonale wychowany. Ideał. Jak dla Agathy, zbyt przesłodzony. Owszem, rozumiała, że mógł jej się kiedyś podobać, ale... no dobra, nie rozumiała tego. Ten idealny aniołek bez najmniejszych problemów z kochającymi rodzicami, z ogromnym majątkiem... trochę nudne.
Zwłaszcza po tym, jak poznała JEGO.
- Witaj, co powiesz na pójście ze mną do Maga podczas najbliższego wypadu do miasta? – usłyszała głos blisko jej ucha.
Agatha poprawiła skórzaną kurtkę, by ukryć fakt, że się wzdrygnęła i uśmiechnęła się pod nosem.
- Mówię "nie". Och, John, przed chwilą pytał się mnie o to ten twój Julian.
John usiadł obok niej na trawie, z szelmowskim uśmiechem przyglądając się jej.
Dziewczyna zmierzyła go wzrokiem.
Co ona, do jasnej cholery, widziała w tym przesłodzonym aniołku Minister Magii?
John był dużo, DUŻO bardziej w jej typie.
- On się pytał, czy jesteś wolna - odparł chłopak z szelmowskim uśmiechem.
John był przystojny. Miał czarno-bordowe włosy, które kiedyś z pewnością były wygolone po bokach, jak u Juliana, ale teraz odrosły i sterczały dziko na wszystkie strony. W jednym uchu miał, ale to nie robiło Agathcie różnicy. Uwielbiała jego kości policzkowe, bardzo wysokie i podkreślające specyficzną urodę jego twarzy. Przypominał dziewczynie młodego Johnnego Deppa. Miał nawet podobnie na imię. A ona doskonale wiedziała, jak wyglądał młody Johnny Depp. W domu na komputerze miała jakieś pięćdziesiąt jego zdjęć, do których zwykła wzdychać w wakacje myśląc o tym, że takich chłopaków nie ma.
Są.
- A ja odpowiedziałam, że nie.
Chłopak uniósł brwi, jakby rzeczywiście był zdziwiony piętnastą odmową tego dnia.
- Czemu?
- Czy ja wyglądam na dziewczynę, którą mógłbyś zaciągnąć do Maga?
- Ej, tam jest fajnie, jeśli zignorujesz te puste czarownice w miniówkach. Choć ja nie lubię ich ignorować – dodał po chwili namysłu.
- Takie czarownice, które zapraszasz na randki?
- Jakie czarownice?
- Jesteś umówiony z tą laską... tą... nie pamiętam jak ona się nazywa. Tą z Francji. Tą, co wygląda jak lalka.
John zmarszczył brwi, a po chwili na jego twarz wstąpiło zrozumienie.
- A. Z tą. Błagam cię, zapomniałem już o niej. Poza tym sam słyszałem, jak się umawiała z Potterem.
Tak, reprezentant Magictime w pierwszym zadaniu Kwartetu zdecydowanie miał jedną wadę. A było nią bycie niezaprzeczalnym Cassanovą. Umówił się z chyba każdą dziewczyną z jego szkoły choć raz. Młodszą, starszą… żadna różnica. Lubił mieć wybór. Był z każdą. No... może Mia się do nich nie zaliczała. Agatha słyszała opowieści Juliana, jak powiedziała "Sorry, ale jestem lesbijką", zanim tamten do niej podszedł.
W każdym razie mimo, że Agatha bardzo chciała się z nim umówić, nie zgadzała się. Wiedziała, że gdyby przyjęła takie zaproszenie, chłopak z tatuażem szybko by o niej zapomniał, jak o pozostałych. Niech się wysili. Niech zawalczy. A nie rzuci po tygodniu.
- O to mi chodzi.
- Ale... wiedziałaś, że idę z tą francuzką. Czyżbyś się mną interesowała? - John zabawnie poruszył brwiami, zdejmując swoją skórzaną kurtkę.
Dla Agathy skórzane kurtki nie były tylko ubraniem. To było coś jak odznaczenie charakteru. Według niej, aby nosić takie ubranie, należało być innym od pozostałych. Ostrym, mocnym, twardym. A nie miętkim. Krew ją zalewała, jak takie paniusie w stylu Emily czy Luizy wkładały czarną skórę tylko po to, by wyglądać fajnie. Czarne kurtki to nie element stylizacji, na którą poza nią składa się jeszcze różowa sukienka i szpilki. Noszenie ich w taki sposób powinno być karalne. Czarne kurtki to oznaczenie mające dać do zrozumienia rozmówcy, że jej właścicielka bądź właściciel nie jest osobą łatwą i delikatną.
Agatha uśmiechnęła się z wyższością.
Kurde, Johnowi skórzana kurtka pasowała bardziej, niż komukolwiek innemu w tej szkole. W tych szkołach.
- A nawet jeśli? - spytała.
- Zastanawiam się, w takim razie, czemu nie chcesz się ze mną umówić?
- Bo słowo "jeśli" wyraża przypuszczenie – odpowiedziała Agatha, odpychając go za śmiechem. Podczas rozmowy zdecydowanie zaczął naruszać jej przestrzeń osobistą, ale jakoś się tym nie przejęła. - Które nie zawsze jest prawdą.
- A gdybyś mnie lepiej poznała? - dopytywał John. Z jakiegoś powodu wyglądał na zdesperowanego.
- Może - odparła Agatha unosząc brwi i robiąc tajemniczą minę.
Widziała, jak go to wkurzało. Z jakiegoś powodu uznała to za swój osobisty sukces.
- Morze, jest głębokie i mokre. A ty chcesz mnie bliżej poznać – stwierdził stanowczo czarnowłosy, zagryzając wargę.
- Cóż, a nie zastanawiasz się, czy nie jest przypadkiem odwrotnie?
- Nie rozumiem – powiedział chłopak, nagle przestając próbować łapać jej spojrzenie.
- A może to ty chcesz mnie bliżej poznać? – spytała z przebiegłym uśmiechem. - Bo, załóżmy, podobam ci się?
- Niemożliwe - odparł John szybko.
- Czemu, w takim razie, chcesz się ze mną umówić?
J zamrugał, nie wiedząc, co powiedzieć. Agatha była prawie pewna, że się zarumienił. Z pewnością nie był przyzwyczajony do dziewczyn, które mu odmawiały.
- Może najpierw zostaniemy przyjaciółmi, a może, gdy dorośniesz, coś się zmieni – zaproponowała, wiedząc, że to było dla niego ostateczne poniżenie.
Zamiast się jakoś wkurzyć, John wstał i podał jej rękę. Ona zignorowała ją, po czym wstała o własnych siłach.
- Cóż... przyjmuję wyzwanie – uśmiechnął się szelmowsko i chwycił jej dłoń. Miał zamiar ją pocałować, ale Agatha szybko wyrwała ją spomiędzy jego palców. – Żegnaj.
I odszedł w kierunku kolegi, który przez cały czas przypatrywał się ich rozmowie z najbliższej ławki, udając, że jest zajęty treścią podręcznika od transmutacji.
- Jak poszło? – spytał, gdy tamten podszedł.
- Ta dziewczyna doprowadzi mnie do szaleństwa – stwierdził John, posyłając jej wieloznaczne spojrzenie.
Ona wytrzymała je. Uśmiechnęła się z wyższością i odeszła w drugą stronę, wewnętrznie odśpiewując hymn zwycięstwa.


Bliźniaczka

Luiza Lacroix.
Dziewczyna uważana przez większość za uosobienie anioła. Za dobrą, miłą i zawsze uśmiechniętą koleżankę, której się można zwierzyć ze wszystkiego i która zawsze pomoże w sytuacji pozornie bez wyjścia. Dodatkowo tak piękna, że większość chłopaków jest na każde jej zawołanie. Pochodząca z dobrego domu, posiadającego też pewien majątek. Dziewczyna-ideał. Damska wersja Alexandra Bulstrode’a.
Nerwowo gryzła paznokieć, uważając, by go nie przegryźć.
- Emily, to, co robisz, jest trzy razy bardziej stupide, niż ci się wydaje, że jest – powiedziała, marszcząc nos, gdy doleciał do niego smród papierosów.
- Błagam cię. Co może mi się stać? To tylko papieros – powiedziała brunetka, malowniczo wypuszczając dym przez usta.
Siedziały nad jeziorem, pod jednym z paru drzew, na ławce. Nauczyciele nie powinni ich zobaczyć, ale w przeciwnym wypadku Emily mogłaby ponieść konsekwencje. W końcu palenie jest zakazane w każdej z czterech szkół biorących udział w Kwartecie.
- W mugolskim świecie można od tego umrzeć – dodała blondynka, z rozpaczą patrząc, jak tamta niszczy sobie drogi oddechowe.
- Ale tak się składa, że jesteśmy czarodziejami. Prawie wszystko możemy uleczyć. Poza tym ten głupi Smilenice zrobi wszystko, by mnie uratować, a wiesz, że on chce być magomedykiem – powiedziała lekceważąco.
Luiza założyła ręce na piersi i zaczęła piorunować spojrzeniem Emily. Nic nie mogła zrobić, tylko patrzeć, jak razem z dymem z jej ust uchodzi życie. Hipotetycznie mogła jej wyrwać skręta, ale wiedziała, że to i tak nic nie da, bo nie dość, że się zapewne poparzy, to dziewczyna i tak wyciągnie kolejnego z pogardliwym uśmiechem na ustach.
- Wydaje mi się, że Willa zupełnie nie interesuje twoje zdrowie – stwierdziła po chwili ciszy. – Znaczy się… nie bardziej niż pozostałych.
- Jest we mnie zabujany od pierwszej klasy – stwierdziła lekceważąco Emily, wymachując papierosem.
Blondynka posłała jej spojrzenie spod uniesionych wysoko idealnych brwi. Nie wydawało jej się, by Smilenice był nią zainteresowany. Ten zawsze uśmiechnięty Włoch wydawał się być raczej zainteresowany tą rudą… Sharon Sheridan.
Emily ponownie wypuściła z ust dym.
Luiza wstała.
- Emily, jak chcesz to palić, to nie przy mnie, bo mi się robi niedobrze.
- Oj tam, zaraz niedobrze. Przejdzie ci – mruknęła lekceważąco brunetka.
- Idę sobie stąd. Znajdź mnie, jak skończysz – stwierdziła dziewczyna.
Emily obrzuciła ją pełnym wyższości spojrzeniem. Nie była przyzwyczajona do takiego zachowania dziewczyny. Zwykle była bardziej potulna i zgadzała się z nią we wszystkim, nie chcąc dyskutować.
- Okej, okej, jak chcesz. Już gaszę. Evanowi to nie przeszkadza.
- On sam pali – przypomniała jej zjadliwie Luiza i usiadła z powrotem na ławkę.
Emily rzuciła papierosa na ziemię i zgasiła go butem.
Luiza westchnęła i natychmiast się schyliła, by go podnieść.
- Wiem, że pali – ciągnęła swój wywód dziewczyna. - Ale co z tego? Jemu nie jest niedobrz… co ty robisz?
- Zbieram twoje śmieci, bo sama tego nie zrobiłaś – stwierdziła Luiza, trzymając z obrzydzeniem niedopałek w dwóch palcach.
Emily uniosła brwi.
- Po co? – spytała.
- Po pierwsze, nie masz pojęcia, jak źle to wpływa na przyrodę. Po drugie, mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że jakby ktoś to znalazł, to rozpoczęło by się la recherche /śledztwo/?
Emily uśmiechnęła się, nie mając pojęcia, co znaczyło ostatnie słowo..
- Moja mała dobra przyjaciółka zwierzątek – zaśmiała się. – Sprzątaj. Ale jak ktoś zauważy, jak to wyrzucasz, to nie moja wina.
Luiza spojrzała na nią po chwili wahania.
- Ja nie chcę tego wyrzucać.
- A co chcesz zrobić, hmmm? Chyba nie rzucisz tego w innym miejscu, bo ucierpią inne ptaszki… czy tam kotki.
- Emily, niedopałki szkodzą przede wszystkim wozakom. Zjadają je przez… - chwilę szukała słowa. - …nieopatrzność i później chorują na żołądek i umierają!
- Tu nie ma wozaków. Teren chronią czary ochronne – zauważyła dziewczyna.
Luiza przewróciła oczami, załamana głupotą koleżanki.
- Wozaki żyją pod ziemią. A pod ziemią łatwiej ominąć takie czary, bo odnoszą się one tylko do powietrza, nie ciał stałych. Widziałam jednego nie dalej jak dzień czy dwa. Po drugie, nie chcę wyrzucać. Bo tak się składa, że jesteśmy czarodziejami.
Luiza wyjęła ze specjalnej kieszonki w plisowanej spódnicy długą, białą różdżkę podobną do tej, którą miała wróżka chrzestna w Kopciuszku i dotknęła nią trzymanego w ubrudzonych ziemią palcach niedopałka.
- Reducto – powiedziała.
Papieros zniknął.
- Skoro tyle wiesz o tych zwierzętach, to czemu nie poszłaś na magoweterynarię? – spytała Eliza, powstrzymując się przed wyjęciem kolejnego skręta.
Luiza posłała jej smutne spojrzenie.
- Rodzice nie pozwolili. Stwierdzili, że pochodząc z arystokracji nie powinniśmy się dotykać zwierząt, bo to dla mugolaków. Mam zająć jakieś ważne stanowisko w ministerstwie, wiesz. Poza tym nie nadaję się na taką pracę, bo za bardzo brzydzę się niektórych chorób. Mam inne marzenia. Chcę… – chciała mówić dalej, ale koleżanka jej nie pozwoliła, wciskając się w słowo jeszcze na początku wywodu.
- Mają rację – stwierdziła Emily. – Jesteś z czystokrwistej rodziny, to trzeba szanować. Ja bym chciała zostać Minister Magii, jak dorosnę. Kolejna piękna kobieta na tronie Anglii.
Luiza uśmiechnęła się smutno, wiedząc, że dziewczynę mało interesuje to, czego ona sama by chciała. Już miała ochotę jakoś skomentować jej ostatnie słowa, kiedy przerwał jej słodki głos.
- O, cześć, Emily. Wiesz, że umrzesz od tych papierosów?
Mia Shinydragonfly była osobą, która często pojawiała się znikąd i wyskakiwała z takimi stwierdzeniami, po których nikt nie wiedział co powiedzieć. Może poza dobrze wychowaną Luizą.
- Cześć, Mia. Co u ciebie? – spytała z serdecznym uśmiechem.
Mia odgarnęła ręcznie farbowany szal na ramię i odwzajemniła gest.
- Wszystko dobrze. Postaram się nie przewrócić dziś do jeziora, bo to może przynieść opłakane skutki. Głowa przestanie cię boleć jakoś o siedemnastej – dodała.
Cała Mia. Żadnego „A co u ciebie?”. Jej to nie obchodziło. Ona to wiedziała. Mogła najwyżej powiedzieć coś… coś takiego, jak teraz.
Luiza nie wiedziała, co odpowiedzieć, bo głowa jej jeszcze nie bolała. Skoro jednak Mia powiedziała, że zacznie boleć, to tak zapewne będzie.
Luiza postanowiła cieszyć się chwilą bez bólu.
- Jak to umrę od tych papierosów? – spytała Emily, która wciąż nie mogła się otrząsnąć po jej poprzednim stwierdzeniu.
Mia przewróciła oczami.
- Jeśli nie rzucisz, to złapie cię antymagiczny zżeracz dróg oddechowych. Ale to zależy od ciebie. Pa. A! I udawajcie wniebowzięte z nowiny Melanie.
Odeszła, mrugając do Luizy.
- Myślisz, że mówi serio? W końcu zżeracz to jednak straszna choroba… mój wujek na to zmarł. Żadne zaklęcia nie pomagają, on jest takim pochłaniaczem. Magia go tylko wspomaga, a on od środka wyżera, jak kwas, wszystkie wnętrzno…
- Myślę, że mówi serio. Po co miała by nie mówić? – odparła Luiza, nie chcąc dalej słuchać o skutkach choroby.
W oddali zauważyła idącą ku nim przyspieszonym krokiem Melanie, więc pomachała jej na powitanie.
- Słuchajcie, umówiłam się z Potterem! – oznajmiła im na wstępie, gdy tylko do nich doszła.
Emily spojrzała na nią z nieskrywanym zdziwieniem.
- Z Jamesem? Tym debilem?
Melanie zgromiła ją wzrokiem.
- Nie debilem. On jest po prostu… - zamilkła, szukając angielskiego słowa. - …artystą. On myśli inaczej.
- On nie myśli – stwierdziła Emily.
- Nie będę się z tobą spierać – Melanie wzruszyła ramionami. – Nie zmienia to faktu, że umawiam się z synem słynnego Harry’ego Pottera! Halo! Może mnie wsadzą do gazet…?
- Temat dzieci Wybrańca już im się znudził – stwierdziła Emily. – Wywałkowali to tak, że bardziej się nie da. Tak się składa, że teraz najbardziej się wszystkim podoba Alex – i mediom, i dziewczynom. A Alex będzie mój.
- On ma dziewczynę – przypomniała cicho i niepewnie Luiza.
- I co z tego? Dziewczyny się rzuca, gdy się znajdzie lepsze – stwierdziła Melanie.
Luiza spojrzała na swoje dwie koleżanki, jakby były nie z tej ziemi. Dziewczyny się rzuca? A gdzie solidarność jajników? Luiza był idealistką – wierzyła w to, że każda osoba ma swoją drugą połówkę, trzeba ją tylko znaleźć. A zostanie parą oznacza dopuszczenie faktu, że ta druga osoba jest tym, kogo się szukało. I takiej osoby nie rzuca się ot tak, po prostu. Rozstanie kojarzyło się Luizie wciąż ze smutkiem i żalem, nawet mimo faktu, że jej najlepszą przyjaciółką była dziewczyna, która zmieniała chłopaków jak rękawiczki.
Luiza zmierzyła wzrokiem Melanie, jej porcelanową skórę, małe, pełne usta, duże oczy. Była ładna. Przypominała lalkę.
A zachowywała się zupełnie nie tak niewinnie, na jaką wyglądała.
Luiza sama nie rozumiała, czemu się przyjaźniła z nią, jak również z Emily. Poza urodą nic ich nie łączyło. Emily była wredna, Melanie była d… żeńskim Cassanovą, a Luiza wierzyła w większe sprawy. Nie pasowała do nich.
Blondynka zmarszczyła brwi, przysłuchując się ich rozmowie, podczas której planowały rozdzielenie Alexa i Maggie.
Jej samej Alex naprawdę się podobał. Zamieniła z nim parę zdań i wydawał się być nie tylko przystojny, ale i inteligentny. Poza tym miała wrażenie, że są trochę do siebie podobni pod różnymi względami. I na początku roku naprawdę starała się go poderwać. Chciała go bliżej poznać.
Ale wtedy okazało się, że jemu podoba się Margaret. Ta ładna i wesoła, choć pulchna dziewczyna. I pomimo tego, że Luizę serce bolało, jak widziała ich razem, to… wierzyła w zasadę drugiej połówki. A mimo różnic ich dzielących, ona widziała, że pasują do siebie doskonale, a Alex jest szczęśliwy. Kibicowała im. Wierzyła w ich związek.
Emily i Melanie zastanawiały się właśnie, co zrobić, by Maggie znów utyła.
- Dziewczyny, czemu wy jej tak nienawidzicie? – spytała blondynka, przypatrując się im.
- Po pierwsze – jest głupia i nie mam pojęcia, czemu trafiła do Ravenclawu – stwierdziła Emily bez zastanowienia. – Dodatkowo to taka typowa pusta lalka bez charakteru, która nie ma żadnych pomysłów na siebie. A Alexowi się podoba. Zaczynam wątpić w jego zdrowie psychiczne. I wzrok… - ponownie zaczęła swój wywód.
„Jeśli Maggie jest pusta… to jaka jesteś ty?” – miała ochotę spytać Luiza, ale tego nie zrobiła. Nie była z typu tych dziewczyn, które sprawiają innym przykrość bez powodu. Poza tym, te dwie dziewczyny były jej jedynymi przyjaciółkami. Nie chciałaby ich stracić.
Tylko… czy one ją w ogóle lubiły?
Ojciec Melanie pracował w firmie ojca Luizy, a sama Melanie przez cały drugi rok ich nauki łaziła za nią jak pies. Zupełnie nagle postanowiła się z nią zaprzyjaźnić. Zaraz po tym, jak przestała się odzywać do Aline, bo dowiedziała się, że ojciec uważa ją za „tą gorszą” za względu na jej niecodzienne umiejętności. Luiza na początku starała się pomagać siostrze, ale ta zamknęła się w sobie i stała się opryskliwa. Unikała wszystkich ludzi, więc Luiza unikała Melanie. Ona jednak za punkt honoru postawiła sobie zostanie jej przyjaciółką. A Luiza, przy całej swej naiwności i wierze w ludzi, naprawdę jej uwierzyła. Nie od razu, rzecz jasna. Ale… ona nie potrafiła ignorować nikogo, kto przebywał w jej otoczeniu. Nie była Aline. Nie potrafiła sprawiać ludziom przykrości. A ignorując Mel zdecydowanie to robiła. Więc przestała.
Ale nigdy nie zaufała, wciąż widując popadającą w depresję bliźniaczkę.
A Emily? Emily znała dopiero od miesiąca. Nie wiedziała nawet zbyt dobrze, jaka ta dziewczyna była. Na razie jednak udało jej się domyślić, że wobec niej samej brunetka nie ma szczególnie ciepłych uczuć. Po prostu razem przebywają. A Emily kocha jej rozkazywać, rządzić rozmową i wciąż wpływać na nią.
Dlaczego więc uznawała je za swoje przyjaciółki?
„Bo tylko one kiedykolwiek chciały ze mną gadać. Inni tylko patrzą się z daleka, jakbym była nieosiągalna” – pomyślała i poczuła, że zaczynają piec ją oczy.
- Dziewczyny, muszę na chwilę wrócić do pokoju – stwierdziła z uśmiechem.
Wymuszonym uśmiechem. Tak wyćwiczonym, że nikt nie potrafił go odróżnić od prawdziwego.
- Jasne – Emily machnęła na nią ręką.
Luiza odeszła.
Nie miała pojęcia, co odstrasza od niej ludzi. Starała się być miła i dobra dla każdego. Starała się pomagać, ludzie zawsze mogli na nią liczyć. A mimo to nawet jej siostra bliźniaczka, z którą spędziła w łonie dziewięć miesięcy, nie chciała się do niej odzywać i za każdym razem, gdy wchodziła do jej pokoju, by pogadać, obrzucała ją wyzwiskami zarówno francuskimi, jak i angielskimi.
Jej siostra.
Jej klon.
Klon, który nie ma żadnej cechy klona.
Zamknęła oczy.
Co mogło sprawić, że nienawidziła jej Aline? Rozumiała, że nie wszyscy muszą ją uwielbiać. Obcy ludzie, tak samo ci, których nie zna i ci, których zna całkiem dobrze, nie musieli jej lubić. Ale czemu osoba, z którą w dzieciństwie były najlepszymi przyjaciółkami, która mieszka razem z nią, nie chce mieć z nią żadnego kontaktu?
Luiza prawie nie zorientowała się, że stoi przed drzwiami do swojego pokoju.
Otworzyła je.
W środku, jak zawsze, panował idealny porządek. Luiza zawsze sprzątała sama, bo ani Stephan, ani Emily jakoś szczególnie o to nie dbały. Blondynka cieszyła się z tego, bo miała więcej rzeczy do układania. A gdy coś układała, miała wrażenie, że jej życie również jest bardziej ułożone.
Przy swoim biurku siedziała Stephan, ta białowłosa dziewczyna. Luiza wiedziała o niej tylko jedną rzecz: miała całkowitego świra na punkcie Szarlatanów. Ścianę nad jej biurkiem zdobiły plakaty przedstawiające niebieskowłosego Lupina, Maxa, Rudolfa i przepiękną Victorie. Luiza sama kochała ten zespół, ale nigdy nie udało jej się o nim z nikim porozmawiać, gdyż nawet Stephan wychodziła zawsze, gdy ona tylko wchodziła do pokoju.
Białowłosa jak zwykle wstała i spuściła oczy na podłogę. Luiza mogła się założyć, że dziewczyna się zarumieniła. Natychmiast wyszła z pokoju, uważając, by nie spojrzeć w jej oczy.
Luiza podeszła do swojego biurka i wyjęła szkicownik.
Rzadko rysowała. I nie rysowała tak, jak Aline. Rysowała nie dość, że gorzej, to jeszcze coś zupełnie innego.
Naprędce naszkicowała sylwetkę kobiety i zaczęła rysować jej ubranie.
Żałowała, że Emily nie chciała jej dzisiaj słuchać i od razu zaczęła mówić o sobie. Gdyby chwilę poczekała, Luiza miałaby szansę opowiedzieć jej o swoim największym hobby – projektowaniu.
Z jej czarnej kredki spłynęły na kartkę linie przedstawiające jedwab. Powoli suknia zyskała rozkloszowany dół i głębokie wcięcie w dekolcie.
Rodzice aprobowali jej zainteresowanie. Ojciec mówił, że to bardzo kobiece, i że na rynku brakuje dobrych projektantów mody dla czarodziejów. A matka jak zwykle się z nim zgadzała. Poza tym dawali Luizie wystarczająco dużo kieszonkowego, by starczało jej na materiały. Dlatego większość rzeczy, jakie miała w szafie Luiza, wychodziło spod jej własnej ręki, łącznie ze spódnicą, którą miała na sobie teraz.
O tym wiedziała tylko Melanie, bo nikomu nie chciało się nigdy jej słuchać. Jedynie osoba, z którą się znała od dziewiątego roku życia, wiedziała o jej zainteresowaniu, jak również bliźniaczka, która nie mogła o tym nie wiedzieć.
Luiza miała ochotę przekląć (ale tego nie zrobiła, bo była dobrze wychowana). Czemu Aline pojawia się w jej myślach dużo częściej, niż ona by tego chciała?
Na kartce widniał już projekt przepięknej, jedwabnej sukienki w kolorach czerni ze złotym paskiem w talii.
Luiza westchnęła i wstała. Bez namysłu wyszła z pokoju i chwilę potem stała przed drzwiami do pokoju Aline.
Uniosła rękę, by zapukać, ale zawahała się.
Czego się może spodziewać? Były, tak naprawdę, tylko dwie możliwości. Jeżeli Al miała dobry humor, to będzie ją ignorować. A jeśli zły… to znów usłyszy o tym, jakim potwornym człowiekiem jest, przy użyciu wszystkich przymiotników, niepojawiających się w przyzwoitych słownikach.
Opuściła rękę i w tym momencie otworzyły się drzwi.
- Na Merlina, nie sądziłam, że James jest takim debilem, by umawiać się z tą d…
Sharon Sharidan zauważyła ją w chwili, w której przerwała swoją wypowiedź. Jej twarz bynajmniej nie rozpogodziła się na widok blondynki.
- Dzień dobry – przywitała się Luiza, przywołując na twarz ten sam uśmiech, który rzuciła na pożegnanie Emily i Melanie.
Sharon trzasnęła drzwiami i znalazły się na korytarzu we dwie.
Ruda przymrużyła oczy, jakby próbowała ją prześwietlić spojrzeniem. Luiza czuła się jednak, jakby jej wnętrzności zostały wyprute i przeprowadzona została na nich szczegółowa sekcja. Sharon Sheridan potrafiła rzucać takie spojrzenie.
- Nie wiem, co tu robisz, ale mam dziwną ochotę się dowiedzieć – powiedziała, zamiast odpowiedzieć na jej powitanie.
Stwierdzenie nie było ani pytaniem, ani zachęceniem do rozmowy. Luiza milczała, czując się nagle mniejszą, niż była w rzeczywistości. Przerastała rudą o parę centymetrów, a teraz miała na sobie jeszcze szpilki, więc górowała nad nią. A czuła się, jakby było na odwrót.
- Przechodziłam tędy – stwierdziła po chwili, unikając spojrzenia jej dwukolorowych tęczówek, które były wyjątkowo rozpraszające.
- Nie chcę cię martwić, ale jesteśmy na końcu korytarza, więc ta wymówka odpada – stwierdziła ruda.
Luiza zaczęła bawić się własnymi palcami, choć rodzice wiele razy jej powtarzali, że nie należy tak robić.
- Przecież wiesz – powiedziała cicho.
- Wiem i właśnie to mnie najbardziej dziwi. W ilu językach cię już przeklęła, co?
- We wszystkich, ale nie po francusku – odparła Luiza, nie wiedząc tak naprawdę, co mówi.
- I dlatego jej nie rozumiesz? Ona cię tu nie chce.
- To samo można powiedzieć o wszystkich personnes na tej planecie. Łącznie z tobą. Bez urazy.
- Uwierz mi, trzeba czegoś więcej, bym się obraziła. Mieszkam z twoją siostrą.
Twarz dziewczyny była jak maska. Nie dało się z niej wyczytać nic.
- Poza tym – powiedziała Sharon, ponownie prześwietlając ja wzrokiem. – Nie wyglądałaś na kogoś, kto chciałby wejść.
Luiza wzięła głęboki wdech. Nie chciała jej tłumaczyć braku sensu w jej życiu. Wystarczyło, że nie wiedziała, jak to zrobić, nawet w myślach.
Drzwi otworzyły się ponownie i wyszły przez nią włosy Margaret, a za nimi ona sama.
- Okej, nie chcę wiedzieć, po co tu stoicie – stwierdziła. – Ale wnoszę, że chodzi o Aline. Nie ma jej w pokoju – dodała po chwili.
Sharon posłała jej wkurzone spojrzenie.
- Dzięki, Maggie. Pomogłaś.
Margaret posłała jej słodki uśmiech z nutką satysfakcji, którego na pewno nie mają w repertuarze osoby „puste i bez charakteru”.
- Nie ma za co – odparła.
- Pójdę już. Miłego dnia – powiedziała Luiza i oddaliła się korytarzem.
Czuła, że Sharon nie spuszcza z niej spojrzenia.
Zaczęła boleć ją głowa. Wyszła z internatu na świerze powietrze i ruszyła w kierunku jeziora. Musiała się przecież spotkać ponownie ze swoimi przyjaciółkami.
W sercu czuła dziwną pustkę, która od czasu do czasu dawała o sobie znać.
Siostry Lacroix, różne od siebie jak noc i dzień, były do siebie dużo bardziej podobne, niż myślały.
Obie samotne, ale każda na własny, inny zupełnie sposób.


Pomysł

- Arturze, mam dosyć! – krzyknęła Molly Weasley, nagle rzucając ścierką o ziemię.
Artur Weasley odłożył na stół „Prorok Codzienny” i spojrzał na żonę bez zrozumienia. Na nosie miał okulary, które zawsze wkładał do czytania, a jego rude włosy przyprószone były siwizną.
- Co się stało, kochanie?
- Tu jest za cicho! – krzyknęła płaczliwie kobieta. – A ten dom jest za duży!
Artur zamrugał. Nie potrafił zrozumieć związku pomiędzy wszystkimi wypowiedzianymi przez jego żonę zdaniami.
Molly podniosła ścierkę i przerzuciła ją przez zlew.
- Nie słyszysz tego? – spytała.
Artur wstał i nadstawił ucho, by coś jednak zrozumieć. Panowała cisza jak makiem zasiał.
Nic nie zrozumiał.
- Nie, kochanie – powiedział.
- No właśnie! – obruszyła się Molly. – Przez całe moje życie było głośno! Słyszałam, jak w pokoju na górze Charlie bawi się z miniaturką smoka, Ron kłóci się z Ginny, Percy ich ucisza, a Geroge i Fred… - głos jej się załamał, a w oczach pojawiły się łzy. Przełknęła gulę, która pojawiła się w jej gardle. - …A Fred i George próbują pozbawić nasz dom dachu. A teraz nie słychać nic. W domu nie ma nikogo poza nami.
Artur podszedł do Molly i objął ją, wtulając twarz w jej niegdyś rude włosy. Nadal była tak samo energiczna jak dawniej, ale teraz po prostu miała za sobą więcej lat bycia energiczną.
- Kochanie, wiedziałaś, że kiedyś tak będzie. Dzieci muszą odejść z domu, by zacząć swoje życie. My też tak zrobiliśmy.
Molly wzięła głęboki wdech.
- Czemu choć jedno z nich nie mogło zostać? Ja wariuję, gdy nie mam komu zrobić obiadu. Całe życie robiłam tylko to, a teraz… teraz jesteśmy tylko we dwójkę. A oni przyjeżdżają tylko w wakacje, na święta i co weekend.
Artur spojrzał na nią ze smutkiem. Po jej twarzy spłynęła jedna łza. Otarł ją palcem.
Molly odwróciła głowę.
- Niektóre moje wnuki są już dorosłe – stwierdziła i schowała twarz w dłonie. – Czemu ten czas tek szybko leci? Gdybym tylko mogła go cofnąć… tylko po to, by poczuć się znów normalnie, a nie jak zdesperowana babcia, która nie ma po co żyć.
Spojrzała na wiszący na ścianie zegar rodziny Wesleyów. Już od dawna nie działał. Wskazówki wariowały pomiędzy napisami „w domu”, a „w podróży”. Wskazówka Freda zamarła na zawsze na pozycji „w niebezpieczeństwie”.
Artur w przypływie złości podszedł do niego i zdjął go ze ściany, jednym ruchem posyłając w kierunku kosza na śmieci.
- Molly, to przeszłość. Nie możesz ciągle nią żyć – stwierdził.
Molly spojrzała na niego załzawionymi oczami, w których wciąż odbijał się napis „w niebezpieczeństwie”.
- Wiem. Minęło tyle lat. Ale… ale nie zmienia to faktu, że nawet ty wychodzisz na całe dnie do pracy…
- Jesteśmy na granicy przełomu! Razem z departamentem zaklęć pracujemy nad pewnym projektem, który sprawi, że magia zrobi wielki krok w przód! – przerwał jej entuzjastycznie Artur, a na jego twarz wstąpił uśmiech.
Nagle zauważył spojrzenie Molly i mina mu zrzedła.
- Znaczy się…
- Wiem, co się znaczy, Arturze. Całe dnie jestem sama. Chcę coś zmienić – stwierdziła nagle zdecydowanie.
- Tylko co? – spytał ze zdziwieniem mężczyzna.
─────────────────────────────────────────────────────
Nazajutrz po powrocie z pracy zastał żonę nad wielkimi arkuszami papieru rozłożonymi na stole w kuchni. Nerwowo kreśliła coś ołówkiem, wciąż zmieniając układ kresek.
- Co robisz, kochanie?
Molly podniosła na niego spojrzenie błyszczących ze szczęścia oczu.
- Spełniam marzenia, Arturze. Mam nadzieję, że mi pomożesz.
Mężczyzna jeszcze nigdy nie widział żony w takim nastroju. Ze zdziwieniem zbliżył się do projektów leżących na stole. Na środku największego z nich widniał ozdobny napis:

Hotel Nora

- Kochanie, wiesz, że to może być największą katastrofą finansową, jaka kiedykolwiek znajdzie miejsce w magicznym świecie? – spytał, nie chcąc jej martwić.
- Tak – odpowiedziała Molly. - Ale może też być największym sukcesem.
- Możemy stracić wszystko, co mamy.
- Zostało nam mało życia, nie mam zamiaru go marnować na gotowaniu za wielkich obiadów, byśmy mogli je zjeść za jednym razem – stwierdziła w odpowiedzi.
- Co chcesz, w takim razie, zrobić?

- MUSIMY zawiadomić wiele osób, a inne poprosić o pomoc – stwierdziła, akcentując pierwsze słowo, by dać mu do zrozumienia, że nie zrobi tego sama. - Ale przede wszystkim trzeba nabyć papeterię. Najlepiej parę.

15 komentarzy:

  1. Hej!
    Myślałam że będzie jutro, ale weszłam myśląc że może już jest. I był xD.
    Wiedziałam że John jest fajny! Ostatnio zaczęłam bardziej lubić tych grzecznych, ale znowu mam ochotę na jakieś opowiadanie o bad boy'u :D. Mam nadzieję że będzie zabiegał o względy Agathy i nie zrezygnuje. Możemy założyć klub skórzanych kurtek? Ok, lubię Luizę. Ta jej niechęć do papierosów mnie ostatecznie przekonała. I jej sposób myślenia o Alexie i Maggie. Jak Emily nie mogła zauważyć że Willowi podoba sie Sharon? James, randka z Melanie? Serio -,- ? I ich chęć sprawienia żeby Maggie utyła, sądzę że Alex jest tak zakochany że nawet by nie zauważył xd. To że nikt nie chce rozmawiać z Luizą jest chyba spowodowane faktem że onieśmiela większość osób. Ja na przykład odczuwam pewien dyskomfort gdy mam rozmawiać z osobą która mnie onieśmiela. Czytanie ostatniego fragmentu było jak: :D :) *fred* :""""""( xD XD. Nie wiem jak mam to inaczej opisać xD.
    Mi Bohaterowie tak jak jest pasują.
    Pozdrawiam
    Gwen :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz. Nie powinnam was tak zaskaczać (jest takie słowo?). Zobacz, jak mało wyświetleń...
      Musiałam dać Johna. Po prostu musiałam.
      Ok. Wchodzę. Mam dwie ;D.
      Oj, nie zrezygnuje, ona by go zabiła.
      CZyLi już Ktoś luBi LuiZę! O to chodziło!
      Emily to tępa dzida, za przeproszeniem.
      James sam to będzie tłumaczyć jako "chęć spróbowania czegoś nowego, a w ogóle to dawno i nieprawda".
      To prawda. Alex by nie zauważył nawet, gdyby scięła się na łyso. Choć wtedy by pewnie zdziwił go brak włosów na jej głowie.
      No wiem :D. Ale ona tego nie wie ;D.
      Ten opis taki prawdziwy :D.
      Ok.
      Okej.

      Usuń
  2. Ej, ja zawsze lubiłam Luizę! Znaczy nie lubiłam, bo jej nie znałam, ale na pewno nie żywiłam do niej negatywnych uczuć. Tak jak do Maggie w pierwszej klasie. Wszyscy pisali, że jest głupim plastikiem, a ja jej współczułam.
    Najbardziej podobała mi się cześć Luizy, ale ta Molly też była fajna. Taka... prawdziwa.
    Mam nadzieję, że napiszesz perspektywę Emily lub Evana. Chcę poznać ich spisób myślenia.
    Jako to konkurs? Kuratoryjny? Z czego? (Czytm na telefonie, więc nie wiem.) Ja nie przeszłam z matmy, 2 punktów mi zabrakło. Ale nawet moją matematyczka przyzprzyznała, że był w tym roku trudny. Pozostaje mieć nadzieję na przyszły rok.
    Będą dwa warianty odpowiedzi, jedna z dobrej postaci, jedna ze złej.
    Harry Potter:
    1) Cho. Irytowala mnie tym, że podobali jej się równocześnie Cedric i Harry i nie umiała się zdecydować, co było nie fair wobec obu. W końcu się zdecydowała, super. No ale jak umarł, to chociaż była kompletnie roztopioną psychicznie, znów zainteresowała się Harrym. No i po prostu była wkurzajaca.
    2) Dolores Umbridge. Tu chyba nie trzeba nic wyjaśniać. Wredne, głupie babsko. Nie wyobrażam sobie jak można ją lubić.
    Twoje opowiadanie:
    1) Sharon. Wiem, że ją uwielbiasz. I to czuć w opowiadaniu. Widać, że jest po części Tobą, ale przede wszystkim osobą, którą chciałabyś być. Dlatego robi się z niej taka inteligentna, zabawna, odważna, ładna, mądra Marysujka. I nawet gdy starasz się tego uniknąć dając jej jakieś wady... Nie. Sharon to nie moja bajka. Chociaż nawet zaczynałam ją lubić, ale znowu zaminusowała i mnie tą akcją z włosami. Znów wspaniałej Pani Sharon wszystko się udało, mimo głupiej pewności siebie, która powinna ją zgubić.
    2) Emily. Tępa dzida przekonana, że wszystko się jej należy. W dodatku PALI!!! Osoby palące papierosy są tak głupie, że szkoda słów (i nie mówię tu o dorosłych, którzy zaczynali gdy nie znano jeszcze wszystkich skutków, a teraz są uzależnione. Żeby nie obrazić czyichś rodziców lub dziadków). Nastolatki, którzy marnują sobie życie dla fejmu, czy czegokolwiek innego.
    Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. XD. Wiem, że ją lubiłaś ;). Mówiłam do większości.
      Postaram się napisać och perspektywę. Mam nawet pomysł na Emily.
      Kuratoryjny z Polaka ;). Kto by pomyślał, biorąc pod uwagę ilość błędów w opowiadaniu... no, ale miałam dokładnie 80%. Ktoś się zlitował.
      Jezu, też nie lubiłam Cho. Ale najbardziej chyba Harry'ego.
      Co do Umbridge to oczywista rzecz.
      Ok. Szanuję twoje zdanie. Teraz przygotuj się na mowę Obronną.
      Po pierwsze i najważniejsze. Masz rację z tym, że chcę być jak Sharon. Ale nie jestem nią w najmniejszym stopniu, niestety ;). Poza tym ładna jest specyficznie, jeśli wiesz, o co mi chodzi. Niektórzy mają prawo uważać ją za brzydką, a, jak na razie, jej wygląd opisywali tylko Will i ona sama, a ona sama nie uznała się za piękność. Daje jej wady potrzebne do opowiadania. Ale przede wszystkim: na razie wszystko jej wychodzi, wszystko idzie zgodnie z planem, jest szkolną gwiazdą... nie sądzisz, że kolejnym zdaniem powinno być "do czasu"? :D. Nie zdradzam dalszej części, brońcie bogowie. Po prostu wysnuwam wniosek.
      Każdy mój bohater ma powody postępowania, pamiętaj! No, ale Emily i Anemonia... no...
      Okej

      Usuń
  3. Po kolei.
    Przekonałam się do Luizy, jest super. Zaczyna przypominać mi, mnie samą.
    Molly i Artur, uwielbiam ich po prostu, Hotel Nora no wooow! ♡ mega podoba mi się ten pomysł!
    I teraz najważniejsze..
    Agatha.. jedna z moich ulubionych postaci, jak zapewne zdążyłaś zauważyć. :') od początku opowiadania widziałam ją z Alexem. Po tym dodatku, zrozumiałam to co chciałaś przekazać mi od początku. Jestem bardzo ciekawa tego, jak to wszystko się rozwinie. W zakładce BOHATEROWIE nie ma Johna, nadrobisz to?^^ Wprowadź proszę jakoś wątek Agathy i Johna do opowiadania! Wybacze Ci wtedy mniej więcej Alexa i Maggie.
    A teraz pytania:
    Nie lubię w książce: Cho Chang, Rona.
    W Twoim opowiadaniu: Emily, Maggie.
    Nie chce mi się rozwijać dlaczego:/
    Życzę dużo weny, powodzenia w konkursie, buziak Vinci.^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yay! Przekonałaś się do Luizy!
      Ta ostatnia perspwktywa jest tak od czapy. A jednocześnie to na nią wpadłam na początku.
      I teraz wyobraź sobie mnie czytającą twoje komentarze pt.: Alex&Agatha. I ciągle tylko myślałam: jasna cholera, chcę już skończyć ten dodatek albo wpakować ten wątek do opowiadania :D! Bo to był mój plan od początku!
      Tak, z pewnością! Muszę tam dodać i jego,i Juliana. Na początku mieli być mniej znaczącymi bohaterami, ale niedawno stwierdziłam, że jednak muszą być.
      Oczywiście, że to będzie w opowiadaniu!
      Zgadzam się, zgadzam się, zgadzam się... nie zgadzam się.
      Czemu nie ma tam Anemoni? XD.
      Dzięki!
      Okej

      Usuń
    2. Jedno pytanko,w którym rozdziale pojawia się John, bo kompletnie go nie pamiętam z Twojego opowiadania, a zaczął mnie intrygować teraz^^?

      Usuń
    3. Został wylosowany jako reprezentant Magictime w pierwszym zadaniu. Bliżej go jeszcze nie poznali.
      Okej

      Usuń
  4. Ooooo po przeczytaniu fragmentu o Luizie wszędzie zaczełam widzieć tęcze i jednorożce patrzące na mnie smutnym wzrokiem. Teraz to ja już sama nie wiem co ja mam o niej myśleć.
    Agatha jak może ci się nie podobać Alex??
    Skoro już musi to być ten Johny to cię z nim zeswatamy. Nie bój się.
    Zgadzam się odnośnie czarnych kurtek
    Molly wspieram cię całym sercem...FRED!!!
    Rezerwuję sobie pokój w Norze !!!!!
    W odpowiedzi na pytanie :
    1. w Harrym najbardziej nie lubię Umbridge i to nie dla tego, że na szlabanach kazała Harremu wycinać na ręce napisy, próbowała zniszczyć Dumbledora, trzymała z Knotem, nienawidziła odmieńców. Nie to nie przez to. Nie cierpię jej bo zabrała miotłę Fredowi i zabroniła mu grać w quidditcha choć nic nie zrobił!
    2. w twoim opowiadaniu najbardziej nie lubię Emily. Jak ktoś ma coś do Maggie to ma coś do mnie. To jest najsłodsza, i przy tym normalna nie tak przesadnie jak Luiza, osoba w tym opowiadaniu( znaczy Maggie nie Emily). Jak można chcieć rozwalić związek Alexsa i M ?
    Jeśli spróbujesz to rozwalić to przysięgam ci, że wejdę do tego opowiadania i załatwię cię tak, że wylądujesz w św. Mungu ( przepraszam ciut mnie poniosło )
    No to już wszystko. życzę weny.
    Orzełek
    Ps. Te przeprosiny nie były do ciebie Emily !
    Pps. Zauważyłam, że w swoich komentarzach zwracam się w większości do bohaterów twojego opowiadania. Przeszkadza ci to ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak często normalnie widujesz tęcze i jednorożce, że się tak spytam?
      JUŻ jej się nie podoba. W każdym razie znalazła kogoś lepszego.
      Skórzane kurtki :D.
      Sorry, na najbliższe trzy lata wszystko jest zarezerwowane...
      To jest dobry argument za nielubieniem Umbridge.
      Emily to dobry wybór.
      To ja chyba nic nie zrobię. Lubię swoje życie. Ale Dzięki za chęci.
      Okej.
      P.s. zupełnie mi nie przeszkadza! Sama tak robię!

      Usuń
  5. "W jednym uchu miał " chyba zabrakło ci "kolczyka" :-D
    O jejku jejku! Molly! Artur! Weasley owie! <3 Czekam na ten hotel XD
    Trochę mnie nie było...ale trafiłam z powrotem i wszystko nadgoniłam! Tęskniłaś? :-D
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba zabrakło :D.
      Pojawi się. O ile mi się uda go dobrze umieścić.
      Bardzo tęskniłam! Zastanawiałam się, czy nie umarłaś!
      :D
      Okej

      Usuń
  6. Trochę mi to zajęło, ale przeczytałam. Do tej pory zastanawiam się dlaczego mi to wszystko aż tyle czasu zajęło, ale no cóż - ja mam talent do wszystkiego jak widać.

    Zacznijmy od tego, że denerwuje mnie nieco taka nagonka na Maggie, która jest przecież cudowną postacią i bardzo sympatyczną osobą. Ja wiem, że wszyscy mają problem ze jej związkiem, bo Alex to powinien być z jakąś bogatą siksą nie? No właśnie to jest oznaka, że chłopak mądrym i nie odwala mu na myśl o tym, że jego matka to jakaś tam wielka osoba. Kibicuje im z całego serduszka!

    Dobra, Agath. No powiem szczerze, że podoba mi się ta postać. Taka niedostępna, ale wie co robi. Z takimi typami jak John właśnie tak się postępuje. Wszystkie piszczą czy zgadzają się na spotkanie, bo są zdesperowane, a ona powie "nie" i tym jeszcze sprawi, że chłopak będzie sam za nią latał jak piesek. Doooobre!
    Luiza... No w sumie trochę mnie zaskoczyłaś tym, bo ta blondyneczka pokazywała zupełnie coś innego. Wiadomo, każdy ma jakieś uczucia, ale nie spodziewałam się takich. Widać, że zależy jej na Aline, ale jej metody dotarcia do siostry są przerażające... (korzystając z poprzednich rozdziałów). Mam nadzieje, że chodź trochę pokaże serca za jakiś czas.
    Molly skradła moje serce. Już sobie wyobrażam tą radość jak miliony gości zjeżdżają się do Nory, a ona ma towarzystwo i w końcu jest dla kogo gotować. Chciałabym jeszcze o tym usłyszeć!

    Oby tak dalej, czekam na kontynuację.

    Pozdrawiam.
    #Nath

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ODP NA PYTANIE:

      Nie wiem czy kogoś zaskoczę, ale ja mam dość samego Harry'ego Pottera. Od kiedy przeczytałam książki serii, ten typ mnie tak irytuje. Ten jego fart, szczęście na każdym kroki... Jaki to z niego wybraniec jest... Phi! Dobra, może delikatnie przeginam, ale serio. Irytuje mnie jak cholera. Gdyby nie te wszystkie osoby, które wokół niego są (szczególnie Hermiona), to on nic by nie osiągnął. Chyba więcej nie potrzebuje na ten temat się wypowiadać.

      Z twojego opowiadania? Będę bardzo banalna jak powiem, że jest to panna Elwira, więc ją sobie odpuszczę, bo o tym już każdy wie. Mnie denerwuje Christo. Chyba jest za bardzo związana z Willem i Sharon, bo nie wyobrażam sobie tego by ktoś mi zniszczył tą piękną miłość, a on ewidentnie się tam wpiernicza. Nie podaruje mu tego jak coś w tym wszystkim namiesza.

      Chyba wystarczająco na spamowałam.
      I jeśli mogę (bo nie wiem czy mogę) identyfikuję się z Hufflepuffem. Jestem Puszkiem całym sercem, bo nie ważne gdzie to sprawdzam, to mój charakterek zawsze tam trafia.

      ŻÓŁTA POWELL TYMCZASEM UCIEKA.
      Czekam na nowe!

      Usuń
    2. Ok. Ten wykład o Maggie i Alexie zabrzmiał, jakbyś miała do mnie pretensje, że ktoś chce rozwalić ich związek :D. I ja tylko takie: Ej, to nie moja wina! To wina... eee... tej tam obok!
      Tak! Agatha robi coś mega inteligentnego. Ok. Podobasz mi się? Super. Ja ci się podobam? Fajnie. Ale jesteś dupkiem i musisz dorosnąć.
      Zauważ, że jedyną złą rzeczą, jaką Luiza zrobiła w stosunku do Aline było powiedzenie, że tamta nie ma przyjaciół i żyje jej życiem. A my nie wiemy, jak ta rozmowa wyglądała wcześniej.
      Uwierz mi, to będzie piękne.
      O boże! Ktoś jeszcze poza mną nienawidzi Harry'ego! NIE CZUJĘ SIĘ ODOSOBNIONA! Ja cię rozumiem z całego serca i mam nawet więcej argumentów!
      A ja Christa lubię... :(.
      OŁ JEA! PUCHON! Ja osobiście uwielbiam Hufflepuff. Chciałabym w nim być, ale nie nadaję się :'(. Szkoda. Bo kocham.
      Pa!
      Okej

      Usuń

JEDEN KOMENTARZ = JEDEN SZCZUR DLA GRZEGORZA
nie bądź obojętny na jego los

Szablon

Obserwatorzy