Czarodzieje,
Czarownice, synowie Minister Magii!
Przybyłam z 10 stronnicowym
rozdziałem. Starałam się jak najbardziej potrafiłam, by wyszedł jak najlepszy.
I wydaje mi się, że jest całkiem spoko. Dość dużo się dzieje, więc na to
narzekać nie możecie :D. Jak zawsze mogło być lepiej, ale jestem zadowolona.
Scena z Willem i Christo sprawiła,
że mój mózg wyparował.
Nie dziwcie się, że dalsza część
rozdziału jest taka chaotyczna :D.
Cóż, w tym rozdziale dotrwaliśmy
do 200 strony w Wordzie.
Dwa. Zero. Zero.
To więcej, niż napisałam
pozostałych rzeczy łącznie :D.
Ale tak serio, to kocham tych
bohaterów. Ostatnio żyję tylko nimi. Za tydzień rozdziału pewnie nie będzie,
ale pochwalę się przed wami moimi rysunkami Wielkiej Czwórki i nie tylko. Poza
tym jestem na dobrej drodze odnośnie drugiego dodatku :D. Dodatkowo ostatnio
myślałam nad delikatną zmanią zakładki „Bohaterowie”, więc szykuje się dużo
nowości.
Ale mam nadzieję, że mimo
rzadszego dodawania rozdziałów ktoś tu jeszcze jest :D. Jeżeli tak, to proszę o
meldunek.
Dzisiejsze pytanie na punkty
domów:
Jakiego jedzenia z Harry’ego
Pottera chcielibyście spróbować i dlaczego?
To chyba tyle. Jakbym o czymś
zapomniała, to napiszę w kolumnie :D.
Wasza
Okej
* * *
- AAAA! JORDAN,
ZABIJ TO, ZABIJ TO! AAAA… NA MERLINA, JORDAN, ZABIJ TO!!! ZAKLINAM CIĘ!!!
Raja wskoczyła na
jedno z krzeseł i mocno zacisnęła powieki, dalej szepcząc coś o śmierci.
Jordan ze
spokojem spojrzał na spokojnie idącego obok uwalonych pod oknem ubrań Jamesa
pajączka. I nie ruszył się z miejsca.
- Raja, to tylko
pająk – stwierdził spokojnie chłopak.
Jordan i Raja
dostali zadanie znalezienia Jamesa. Rzecz jasna, najpierw udali się do jego
pokoju. Wpuścił ich do środka wszechwiedzący inaczej Matthew, który burknął
coś, po czym wrócił do pisana eseju. Postanowili poczekać na Jamesa – w końcu
kiedyś będzie musiał tu wrócić. Para starała się być cicho, ale w pewnych
sytuacjach jest to niemożliwe.
- WIEM, CO CI
SZKODZI GO ZABIĆ?!!! – odwarknęła dziewczyna mocniej zaciskając powieki.
- Nigdy nie
zrozumiem, czemu się ich boisz, Księżycu Mojego Życia.
- ZABIJ, DO
JASNEJ CHOLERY, POTEM POGADAMY.
- Kobieto, możesz
łaskawie umilknąć? Rozumiem, iż twoja arachnofobia wzbudza w tobie dziwne,
zwierzęce instynkty, ale to nie oznacza, iż możesz się tak głośno wysławiać.
Próbuję napisać esej, a i tak toleruję waszą obecność. Z góry…
- WAL SIĘ,
MATTHEW! MAM CIĘ, KURDE, GŁĘBOKO GDZIEŚ!
Kujon zmarszczył
nos, patrząc na dziewczynę jak na dziwnego przedstawiciela homo
nie-bardzo-sapiens. W przeciwieństwie do Xawiera, on opuszczał pokój tylko, gdy
musiał iść po coś do biblioteki, albo na lekcje. Miał bardzo za złe Jamesowi
fakt, iż ten ma gości. Nawet gdy samego Jamesa w pokoju nie było.
Raja nie mogła zobaczyć spojrzenia Pana
Wszystko-wiem-najlepiej, gdyż jej oczy wciąż były zaciśnięte. Jordan złapał
jakiś podręcznik i ruszył w kierunku pająka.
─────────────────────────────────────────────────────
Wąż Grzegorz
bardzo lubił ciepłe miejsca.
Jednym z takich
miejsc, choć dopiero dziś je odkrył, był stos ubrań jego przyjaciela. Wąż
Grzegorz nie bardzo rozumiał, po co przyjacielowi są ubrania, po co w ogóle
ludziom są ubrania, ale ich kupki idealnie nadawały się na jamę dla węża
takiego jak wąż Grzegorz.
Wąż Grzegorz spał
pod ubraniami, gdyż uważał to za coś dużo bardziej sensownego niż wkładanie ich
na siebie.
Mimo to zwierzęcy
instynkt węża Grzegorza dał mu znać o pewnym nowym osobniku na jego terytorium.
O ile ludziów wąż Grzegorz jeszcze jako tako tolerował, tak osobniki mniejsze,
zdecydowanie ludziami nie będące, naruszając jego przestrzeń osobistą narażały
się na pewne nieprzyjemności.
Wąż Grzegorz
wysunął język i powąchał.
Ten osobnik był
mały. Bardzo mały. A tak się złożyło, że wąż Grzegorz, pomimo trawienia myszy
od Czcigodnej Pani Sharon, nigdy nie przepuszczał okazji do najedzenia się na
zapas.
─────────────────────────────────────────────────────
Z ubrań Jamesa
leżących pod oknem momentalnie coś wystrzeliło, złapało pająka i zacisnęło na
nim zęby. Pająk pękł z cichym „pyk”.
To był wąż.
Niezbyt duży, ale wąż.
Jordan z trudem
powstrzymał się, aby nie wrzasnąć.
Wziął głęboki oddech.
- Raja –
powiedział ze strachem. - Może… no nie wiem… nie otwieraj na razie oczu?
Jak w każdej
takiej sytuacji, Raja uchyliła powieki, gdy tylko usłyszała, iż ma tego nie
robić. Jednak zamiast wrzasnąć, dziewczyna odetchnęła z ulgą.
- Ufff… nie ma
już pająka – powiedziała.
Jordan przeniósł
wzrok na dziewczynę.
- Czekaj…
bardziej się boisz pająków niż węży?
Raja wzruszyła
ramionami.
- Jak na mój gust
to jest Pantherophis Guttatus –
odezwał się Matthew, podnosząc wzrok znad eseju. – Niejadowity. Możecie teraz
umilknąć?
Jordan nie za
bardzo wiedział, co odpowiedzieć, więc wbrew własnej woli zastosował się do
polecenia okularnika.
Raja zeszła z
krzesła i przypatrywała się z zaciekawieniem wężowi. Wąż robił to samo w
stosunku do niej.
Drzwi do pokoju
otworzyły się i wszedł przez nie James.
- O cholera –
mruknął, gdy zobaczył Grzegorza łypiącego na Raję i Jordana, który starał się
powoli wycofać z miejsca akcji.
Co cholera? – spytał wąż Grzegorz, patrząc na niego
niezrozumiale.
- Jordan? Raja?
Co tu robicie?
Jordan nadal
patrzył na węża ze strachem, więc nie raczył odpowiedzieć. Raja za to odwróciła
się do niego i wyjaśniła:
- Czekaliśmy na
ciebie. Zaraz spotkanie odnośnie sam-wiesz-czego.
James westchnął i
spojrzał na czerwony ołówek w ręku. Świetnie. Tylko tego mu teraz brakowało.
Wsadził go sobie
za ucho.
- Możemy tego tam
nie nazywać? Kojarzy mi się z Voldkiem.
Raja zerknęła na
węża.
- Ta – mruknęła.
– Nie spytam skąd on się tu wziął. Idziemy?
Czy to twoi pszszszyjaciele? – spytał wąż
Grzegorz Jamesa.
- Tak.
Ssspytaszszsz, czy mają szszszczury?
- Przecież już
dziś jednego zjadłeś. Od Sharon dostałeś.
Czcigodna Pani Sssharon to na razie moja ulubiona
twoja pszszszyjaciółka.
- James, nie chcę
się wtrącać, ani nic, ale… czy ty gadasz z wężem? – spytał Jordan z
przerażeniem w oczach.
- Nie –
odpowiedział okularnik z uśmiechem. – Skąd ten pomysł?
- Wiesz… raz ty
syczysz, raz on, utrzymujecie kontakt wzrok… A. To był sarkazm.
- A to ci
odkrycie, Krzysztofie Kolumbie.
- Po pierwsze,
Krzysztof Kolumb odkrył Amerykę – powiedział Matthew przemądrzałym tonem. – Ale
myślał wówczas, że są to Indie i nikt przed śmiercią nie raczył mu powiedzieć,
iż się myli. Po drugie fakt, iż mój współlokator, James Potter, jest wężousty
nie powinien nikogo dziwić, zważając na to, iż jego ojciec również posiada taką
umiejętność. A teraz ponownie wnoszę o wasze opuszczenie tego pomieszczenia.
- Ta jest,
kapitanie – mruknęła Raja.
- Wiecie co…? Ja
muszę tylko jeszcze pójść w jedno miejsce, okej? – spytał James, podchodząc do
biurka i wyjmując z niego czarną buteleczkę. Raja mogła się prawie założyć, iż
jego twarz przybrała bardziej różową barwę niż zazwyczaj. – Spotykamy się tam,
gdzie zawsze?
- Tak.
James podszedł do
węża i wyciągnął w jego kierunku rękę. Grzegorz wiedział, co zrobić – wpełzł na
nią i owinął się wokół nadgarstka.
Jordanowi
zadrgała powieka.
- On idzie z
nami?
Czarnowłosy
kiwnął głową.
- Jak na razie to
ze mną.
- Ale potem
dołączy?
Czarnowłosy
ponownie przytaknął.
- Bosko – jęknął
chłopak.
─────────────────────────────────────────────────────
Słońce chyliło
się ku zachodowi, więc Aline zeszła z łóżka i wyjęła pędzle.
Miała wielką
ochotę namalować coś wesołego, coś, dzięki czemu nie potnie się tej nocy.
Ustawiła
sztalugę, bowiem takową miała, przy oknie, ignorując dziwne spojrzenie Maggie i
Alexa, którzy najwyraźniej mieli się zaraz zamiar pocałować.
Żołądek Aline
wykonał dziwny obrót.
Nie chodziło jej
o to, że miłość ją obrzydza. Miłość wydawała się być nawet fajnym uczuciem,
byle tylko nie była jednostronna. Miłość sprawiała, że człowiek nie czuł takiej
głupiej pustki w okolicach mostka, która przypominała trochę czarny kłębek, w
której kumulowały się wszystkie negatywne emocje. I z której czasami wybuchały
wstęgi ciemnego światła, które chyba jednak ze światłem nie miało nic
wspólnego. I wówczas całe ciało stawało się taką pustką, czarną i zimną. Albo
odwrotnie, całe ciało ogarniał ból, jakiego nigdy indziej nie da się poczuć. I
wtedy ma się ochotę płakać w jakimś ukrytym miejscu po wsze czasy.
Czasami jednak
pustka zmniejszała się do rozmiarów główki od szpilki i wtedy wydawało się, że
człowiek staje się lżejszy i szczęśliwszy. Ale to wcale nie oznaczało, że
kłębka tam nie było. Z jednym, nieostrożnym słowem mógł wybuchnąć i wtedy
wszystko mogło wrócić do normy.
W tym momencie
miał on wielkość odwłoku mrówki. Był mały i nic nieznaczący, a Aline chciała
narysować coś ładnego i wesołego.
Wyjęła pędzel i
zamoczyła go w pomarańczowej farbie. Mimowolnie zerknęła w stronę Maggie i
Alexa, którzy postanowili jednak rozmawiać, a nie kleić się do siebie.
Maznęła półokrąg,
który w jej wyobraźni natychmiast stał się słońcem. Chciała sięgnąć do czarnej
farby, ale jej ręka natrafiła na pustkę.
No tak. Ze
względu na różnorodność kolorystyczną jej dzieł ten kolor skończył się dwa dni
temu.
Westchnęła i
wsadziła pędzel do żółtej farby. Na płótnie utworzyła się piękna mieszanka
pomarańczy i cytrynowej żółci.
Pędzel Aline
ślizgał się po płótnie. W miarę, jak zachód nabierał kolorów, rodziła się w
niej pewna nadzieja, zupełnie nie pasująca do idei zachodów słońca, które
zazwyczaj oznaczają koniec.
Może i ona nie
będzie samotna do końca życia? Może… może znajdzie kogoś, kto ją zrozumie i
komu będzie mogła powiedzieć wszystko? Jej idiotyczna siostra odpadała, to
rzecz jasna.
Maznęła czerwoną
farbą przez środek kartki.
Zmarszczyła brwi,
a kłębek w jej piersi urósł.
Jak ona może
znaleźć kogokolwiek, kto będzie dla niej życzliwy, co? Przecież spaliła już
wszystkie mosty. Wszyscy mają ją za samotniczkę z wyboru, nienawidzącą świata.
Zresztą… mieli
rację. Aline taka była.
Ale czy aby na
pewno z wyboru?
Pamiętała, jak w
pierwszej klasie przyjaźniła się z Melanie. Miały być nigdy, kurna, nie
rozłączne. Planowały, że jak Mel będzie mieć dzieci, to chrzestną zrobi Aline,
a jak Aline, która już wówczas nie chciała mieć dzieci, założy galerię, to
zarobki przeznaczą na podróż dookoła świata dla ich obu.
Ale coś się
pochrzaniło po wakacjach w drugiej klasie. Mel coraz częściej zaczęła gadać z
Luizą, z którą wówczas Aline miała jeszcze całkiem dobre stosunki, coraz
rzadziej miała czas dla Aline. W pewnym momencie Mel „wymsknęła się” jakaś
tajemnica Aline przed całą klasą. Potem Mel udawała, że nic się nie stało. A
potem… całkowicie ignorowała metamorfomaga. Zaczęła traktować Aline jak
powietrze. Ona zyskała wielu znajomych, a Aline została sama.
I taka sytuacja
trwała po dziś dzień.
Aline poczuła,
jak kłębek powiększa się do wielkości pięści i nagle zupełnie straciła ochotę
na rysowanie.
Tu niekoniecznie
chodzi o to, ze ona nie lubi być sama. Bardzo, bardzo lubi. Już dawno
stwierdziła, że jej własne towarzystwo odpowiada jej znacznie bardziej niż
innych. Tyle, że czasami wciąż się zastanawiała, jak by się jej historia
potoczyła, gdyby nie ta zdradziecka suka. Gdyby w pierwszej klasie zaprzyjaźniła
się z kimś innym, ba!, gdyby miała lepsze stosunki z siostrą.
Pewnie by była
innym człowiekiem.
Aline nawet nie zauważyła,
jak Alex i Margaret się wynieśli.
Spojrzała na
płótno i westchnęła.
Naprawdę
potrzebowała tej czarnej farby.
Drzwi się
otworzyły.
- Hej – przywitał
się James Potter trochę nieśmiało. – Tak myślałem, że cię tu znajdę.
Aline policzyła
do trzech, zanim się odwróciła. Ten gość strasznie ją wkurzał.
Uniosła brwi,
czekając na jego wyjaśnienie, po co tu przylazł.
- Przyszedłem
oddać ołówek – usprawiedliwił się chłopak, wskazując na czerwony przedmiot w
ręku.
- Zdajesz sobie
sprawę, że ci go dałam, a to znaczy, że nie mam zamiaru przyjąć go z powrotem? –
spytała przez zaciśnięte zęby.
- Eee… tak –
odparł James. – Ale zawsze lepiej oddać niż potem mieć na głowie kogoś, kto się
będzie o to upominać.
- Czy ja wyglądam
na osobę, która by się upominała o cokolwiek?
James wyglądał
jak ryba wyjęta z wody, raz po raz otwierając usta, by coś powiedzieć.
- Cieszę się, że
o nim pamiętałeś – ciągnęła Aline bez ani jednej emocji na twarzy. – Ale możesz
być tak dobry i już się stąd wynieść?
James wyszedł.
Aline westchnęła.
Czy ten debil
naprawdę nie rozumie słowa…
- A… nie mogę ci
dać czegoś w zamian? – spytał James, wtykając głowę do pokoju.
- Idź sobie.
- Na pewno?
- Jak wyżej,
Potter.
- Nie wiem… może
czarną farbę, bo ci się skończyła, jak widzę?
- Potter, liczę
do trzech albo… - Aline urwała. – Choć wiesz co? Jak ci tak zależy to dawaj tę
farbę i zostaw mnie w spokoju.
James wyszedł, a
Aline wróciła do malunku, starając się nie myśleć o tym, że chyba właśnie ktoś
coś jej chce dać od bardzo, bardzo dawna. Że ktoś w ogóle o niej pamięta.
Chłopak wrócił po dłuższej chwili z czarną buteleczką.
Dał ją zdziwionej Aline.
- Czy to jest…
farba od Yennefer? – spytała dziewczyna zamurowana, rozpoznając najlepszy
produkt na rynku.
James kiwnął
głową.
- I ty chcesz mi
ją dać? – Aline uniosła brwi.
- Tak.
- Pogrzało cię?
Zdajesz sobi… o kurna, czy to jest wąż zbożowy? – spytała zdziwiona dziewczyna,
zauważając, że chłopak ma owinięte zwierzę wokół nadgarstka.
James nagle
stracił cały entuzjazm. Całkowicie zapomniał o Grzegorzu.
- Eee… tak.
Aline
powstrzymała się od debilnego pisku, jaki wydają inne dziewczyny na widok
szczeniaczków.
- Na Merlina.
Mogę zobaczyć? Ale śliczny. Mogę potrzymać? – Aline dłuższą chwilę miała
wewnętrzny dylemat: wypędzić go z pokoju, czy zatrzymać węża, co się równa z
zaakceptowaniem jego obecności.
Wąż Grzegorz
zasyczał zadowolony.
Dziewczyna
całkowicie zapomniała o buteleczce, którą postawiła obok innych farb.
─────────────────────────────────────────────────────
- Czyli problem
drugiej pary przedstawienia sam się rozwiązał – stwierdził nonszalancko
Christo, opierając się na krześle i zakładając dłonie na karku.
Zanim zdążyła
zrobić to Raja, Jordan ją uprzedził i trzepnął go w głowę podręcznikiem do
zaklęć, z którym się chyba nie rozstawał.
Alex uśmiechnął
się i rzucił porozumiewawcze spojrzenie Margaret, która siedziała blisko niego.
Will wyszczerzył
się. Nowo powstałe pary nigdy nie mogą się nacieszyć swoim towarzystwem.
- Tak właściwie
to nie wiem, czego wam gratulować – miłości czy ogarnięcia – poprawił kolegę
Jordan.
Raja wyrwała mu
książkę z ręki i wykonała ten sam gest, co on w stosunku do przyjaciela.
- Przemoc u was
jest na porządku dziennym? – spytał Will z uśmiechem, czym naraził się na
dostanie podręcznikiem od Dredówny.
- Coś ty. Skąd ci
to przyszło do głowy? – wyszczerzył się Christo.
- Ech… biedne
niedorozwoje z Durmstrangu…
Książka w rękach
Raji zniszczyła piękną fryzurę Alexa. Zaraz potem Margaret wyrwała jej te
książkę i pogroziła palcem.
- Nikt nie będzie
bić mojego chłopaka! – odezwała się srogo, a Alex przybrał zadowoloną minę.
Fajnie jest mieć
dziewczynę, która obroni cię przed zbędnymi ciosami.
- … poza mną –
dodała blondynka i grzmotnęła go tym samym przedmiotem po raz drugi.
- Auć – jęknął Alex,
masując głowę. – To bolało.
- Też cię kocham
– odpowiedziała dziewczyna z uśmiechem.
- Zebraliśmy się
tutaj, aby coś omówić – przypomniał Christo udając, że jest bardzo zajęty
tematem spotkania. – Może przejdźmy do szczegółów?
Sharon
przewróciła oczami.
- Christo, na
bark inteligencji nie ma lekarstwa. My lubimy cię takim, jakim jesteś. Nie
musisz udawać.
- Och, jakbym nie
udawał, to teraz tkwiłbym w psychiatryku – odparł chłopak.
- Chwila –
przerwał Will. – A myślałeś, że gdzie jesteś?
James, który pił
wodę, parsknął śmiechem. Przez chwilę wyglądał jak jeden z tych rzygaczy na
starych budowlach podczas ulewy.
Christo otarł
parę kropli z podbródka i wrócił do udawania, iż prowadzi ważną konferencję.
- W każdym razie
ustaliliśmy już, iż całkiem interesująco by było stworzyć sztukę składającą się
ze znanych już widzom opowieści…
Raja nachyliła
się do niego i postukała go palcem w głowę.
- Matthew? Jeśli
to ty, to przestań udawać i wracaj do pokoju pisać ten swój cudowny esej, ok?
Gdyby Jordan pił
wodę wyglądałby tak samo jak James przed chwilą.
- Ale tak serio –
stwierdził Will. – To jakie opowieści robimy? Bo czarodziejskich nie znam zbyt
wiele.
- Cóż… myśleliśmy
nad historią o Trzech Braciach – stwierdził Jordan. – Ostatnio jest strasznie
popularna.
- Prawda – zgodziła się Maggie. – Ale jako, iż
jest to parodia, to może być coś o Trzech Siostrach.
- Które i tak
graliby chłopcy – dodała Sharon.
- O Merlinie,
Jordan, ja cię chcę zobaczyć w sukience – powiedziała Raja, jakby dostała
objawienia.
- To samo mógłbym
powiedzieć o tobie – odciął się chłopak.
- Chciałbyś.
- Oj, zobaczysz,
że jeszcze cię zobaczę.
- Marzenia.
Jordan miał,
rzecz jasna, rację. Ale to zupełnie inna historia.
- To dobry pomysł
– stwierdził po namyśle James. – Jak parodia to idźmy na całość.
- TAK!
Apaszka-niewidka, diament wskrzeszenia i czarna szminka! – stwierdził Christo z
entuzjazmem. – JA TO WIDZĘ!
- Cudownie –
skwitowała Sharon. – Mieliśmy jeszcze plan dołączyć coś z mugolskich baśni.
Kopciuszka, Śpiącą Królewnę…
- Tak – zgodził
się Will. – Ale trzeba je przerobić na czarodziejskie baśnie. Wiesz… zamiast
Kopciuszka będzie czarownica urodzona w mugolskiej rodzinie, zamiast zamku
księcia, załóżmy, Hogwart, a zamiast królewicza, dajmy na to, syn Minister
Magii.
- Rzecz jasna bez
wskazywania palcami – dodał Alex zapobiegawczo.
- Bowiem nie
miałem, rzecz jasna, nikogo konkretnego na myśli – potwierdził Will z
uśmiechem.
- Tyle, że trzeba
to jakoś połączyć w spójną całość – stwierdziła Raja, marszcząc brwi. – Żeby to
nie były wyrwane z kontekstu scenki.
Pozostali kiwnęli
głowami.
- Sharon jest
pisarką – stwierdził po chwili namysłu James. – niech ona coś wymyśli.
Wąż na jego
nadgarstku coś zasyczał, a James odsyczał coś do niego.
- Ta – mruknęła
Sharon, opierając głowę na dłoniach. – Tyle, że Sharon jest zajęta.
Posłała mu tak
porozumiewawcze spojrzenie, że wszyscy je zauważyli, chociaż nikt nie
skomentował.
- Dobra, wymyśli
się – stwierdził Alex. – Mamy czas.
- Prawda –
zgodził się Christo. – Teraz trzeba pogadać o Quiddichu.
- Masz rację –
zgodziła się Sharon. – To, co oni nam robią mówiąc, iż rozgrywki są odwołane,
jest jednym, wielkim niefairostwem.
- Nie ma czegoś
takiego – zmarszczył brwi Jordan.
- Ale i tak
wszyscy wiedzą, o co chodzi, więc po co się kłócić?
─────────────────────────────────────────────────────
Hej, Will,
Dziwnie się czuję pisząc do ciebie. Wiem, że mówiłeś,
że mogę zawsze z tobą pogadać i w ogóle, ale tak trochę… dawno z tobą nie
gadałam. I im dłużej tego nie robię, tym trudniej jest wrócić do tego. Ale mama
kazała, a ja chciałabym z tobą pogadać, w końcu jesteś moim cholernym
starszym bratem i wiążą nas więzy krwi czy coś tam i powinnam utrzymywać z tobą
ten głupi kontakt.
Z Patrickiem jest już dobrze. A nawet coraz lepiej.
Wiem, że to takie zapeszanie, ale mam prawo mieć nadzieję, prawda? Poza tym
wiem o nim więcej niż ty. W końcu Patrick, do jasnej cholery, nie zostawia mnie
na cały rok samej i nie wymaga potem, bym go przyjaźnie traktowała!
Zamiast „do cholery” wstaw sobie inne przekleństwa.
Tylko to dobrze wyglądało na piśmie, więc tego używam, ale wszelkie inne
określenia pasowałyby tak samo.
Chyba wyślę ci ten list sama, bo matka by się zaczęła
wkurwrzać, gdyby go przeczytała.
Luke eksplodował dziś przypadkiem ogniem, gdy się
zdenerwował. Matka mówiła, żebym ci o tym nie mówiła, bo się zaczniesz
denerwować, ale, Jezu, przecież to i tak nic nie zmieni. On od czasu do czasu
będzie robić takie rzeczy, jest w końcu taki jak ty. Cieszę się, że ty nie
eksplodujesz ogniem z byle powodu, choć co ja tam wiem? Nie widziałam cię
przecież od trzech tygodni, a nie zobaczę dłużej.
Słyszałam, że masz jakiś cudowny, magiczny turniej.
Mam nadzieję, że weźmiesz udział w jednym z zadań, bo inaczej uznam cię za
tchórza. Choć jak na razie i tak cię za niego uważam, więc nie wiem, co by się
zmieniło, gdybyś w tym udziału nie wziął. Mam
nadzieję, że nic ci się nie stanie.
U mnie w szkole wszystko spoko. Frank jak zwykle się
do mnie podwala. Ostatnio przyniósł mi debilne róże z okazji jakiegoś tam dnia.
A doskonale wie, że uważam je za coś banalnego. Czy faceci nie mogą się
bardziej postarać? Kwiaty to nie wszystko, czego chce kobieta. Mam nadzieję, że
ty w stosunku do Sha tej, jak jej tam, do której rzekomo żadnych uczuć
nie masz, nie stosujesz tak beznadziejnych podrywów.
W ostatnim liście kazałeś mi zacząć pisać pamiętnik.
Mówiłeś, że to pomaga, gdy wywalamy z siebie te wszystkie negatywne uczucia,
itp. I… dobra, mogę chyba napisać choć raz coś miłego, nie? To pomogło. I
dziękuję ci za to. Ale nie licz na podziękowania.
Wczoraj jedliśmy na obiad makaron Meli. Jednego ci w
tej szkole zazdroszczę. Żarcia. Czy mama serio nie może nam dawać czegoś jej
autorstwa? Prowadzi restauracje, a własne dzieci karmi jakimś węglem w
kształcie robaków. Tak właściwie to tęsknię za tobą tym, jak ty
gotowałeś. Idzie ci dużo lepiej niż Meli, która nagle odnalazła w tym swoją
pasję.
Teraz piecze jakieś ciasto. Możesz mnie stąd
teleportować?
Choć pewnie nie umiesz.
Rzecz jasna napisałam do ciebie tylko dlatego, że
mama kazała. Nie są to jakieś moje cholerne pobudki. Choć w wakacje było fajnie, jak byłeś. Ktoś się mną zajmował, nie jak
Patrick, który prawie nie zwraca na nas uwagi, albo jak mama, która i tak ma na
głowie jeszcze płonącego Luke’a i Mel.
Jak ci się będzie chciało to możesz odpisać
INGrid
Will szczerzył
się do listu jak wariat.
Dobra, jego już
dwunastoletnia siostra nie była najlepsza w okazywaniu uczuć. Ktoś, kto jej nie
znał, nie zrozumiałby, że to, co jest tam wyżej napisane, jest powiedzeniem
„Ej, Will, wiesz, ja cię chyba jednak lubię i tęsknię za tobą.
Przez ostatnie
parę lat Ingrid zachowywała się wobec niego jakby przenosił jakąś groźną
zarazę. Nie odzywała się, nie pisała, a jak na niego patrzyła to tylko po to,
by gromić go spojrzeniem.
W wakacje nagle
zaczęła się do niego częściej odzywać, chciała, by jej pomagał w lekcjach z
dodatkowego włoskiego (Will w jej wieku też musiał uczęszczać na te same
zajęcia – to była tradycja ich rodziny), raz poprosiła, by ją odprowadził na
spotkanie z kolegami w skateparku (mówiła, że to dlatego, iż padało), gdzie
poznał Franka (który jej przyniósł czekoladki) i poznał opinię Ingrid na jego
temat. Gdyby nie to, że była jego siostrą serio pomyślałby, że dziewczyna go
nienawidzi, ale najwyraźniej uważała go za słodkiego (tak wyczytał z jej oczu).
Will otworzył
drugi list, zaadresowany do niego przez mamę, jednak w środku znalazł tekst od
swojej drugiej siostry.
CZEŚCI, WILL!
Ostatnio ucze się gotować jak ty. Ostatnio nawet
ugotowałam makaron. Wszystkim straszrznie smakował. Ingrid powiedziała rze ma
durzo wenglowodanuw. To hyba dobrze. Patrik zjadł cały tależ mówiąc, rze to ma
taki kolor jak jego dusza. Ale chyba mu smakowało. Tylko Luke wypluł i zaczoł
się palici, ale on jest gułpi.
Poza tym pani w szkole powiedźała, rze mam dyslekcje.
Nie wiem co to jest ale mam nadźeje rze nie umre.
U nas wszystko fajnie. Pżesyłam pozdrowienia od mamy.
MALANIE
Will z trudem
odczytał sens tego, co chciała mu opowiedzieć Mel, ale nie przejął się tym.
Rechotał na cały głos.
- Co jest? –
spytał Christo, wchodząc do pokoju i zauważając nastrój kolegi.
Chłopak wskazał
gestem na list od najmłodszej siostry. Białowłosy złapał go i przeczytał.
- No, no… ma
dyslekcje. Oby to nie było zaraźliwe – wyszczerzył się. - Twój brat zaczął się
palić?
- Boki zrywać.
- Ale serio? –
dopytał się chłopak z uśmiechem.
- Czy te błędy
ortograficzne mogą kłamać?
- Chyba nie. Ej,
ale czemu oni podchodzą do tego z takim spokojem?
- Ja w jego wieku
też się ze dwa razy zapaliłem. Raz na oczach mugoli. Prawie przyjechała straż
pożarna – oznajmił Will ze śmiechem.
Christo usiadł
obok niego z miną pedofila.
- A to dlatego
jesteś taki gorący.
Will spadł na
podłogę i zaczął się po niej tarzać ze śmiechu, nie mogąc złapać oddechu.
- Zaraz umrę!
Zaraz umrę! – krzyczał mimo to.
- Nie martw się,
zrobię ci usta, usta! – wyszczerzył się Christo i też zaczął rechotać w
niebogłosy.
Will miał trochę
zaraźliwy śmiech.
Ale tak tylko
trochę.
- Jeżeli chcesz,
bym cię pocałował, wystarczyło poprosić – parsknął przez głupawkę Will.
- Sorry, ale ja
jestem hetero!
- Ja też, no ale
skoro zacząłeś?
- Ale wiesz… może
jakbym był dziewczyną, to byłbyś w moim typie… – powiedział Christo, ruszając
zabawnie brwiami.
Will spojrzał na
niego ze strachem.
- Ratunku! On
udaje, że nie jest homo, ale tak naprawdę chce mnie zgwałcić!
W tym momencie Stephan
wszedł do pokoju. Stał tam chwilę z osłupiałą miną, nie wiedząc, co powiedzieć,
widząc ich obu na podłodze.
Na ich nagrobkach
widnieje napis:
„Umarli ze
śmiechu. Ale nie byli homo.”
─────────────────────────────────────────────────────
Sharon zerknęła
na zegarek, włożyła bluzę i jeszcze raz przeszukała wszystkie kieszenie bojówek
sprawdzając, czy wszystko spakowała.
Bułka z żółtym
serem?
Jest.
Zielona farba do
włosów od Wesley’ów?
Jest.
Kieszonkowe bagno
Weslay’ów?
Jest.
Eliksir słodkiego
snu?
Jest.
Aparat
czarodziejów?
Jest.
Różdżka?
Jest.
Mapa huncwotów?
Jest.
Dziewczyna
zmarszczyła brwi.
Czy aby na pewno
niczego nie zapomniała?
Zerknęła do
wielkiego tomiszcza zatytułowanego „Najtrudniejsze zaklęcia – tom drugi”. Była
pewna, że Jordan miał już za sobą lekturę tego dzieła, ale ją interesowało
jedno zaklęcie, które bardzo jej się przyda w razie niepowodzenia tej misji.
Poczuła, jak coś
jej się przewraca w żołądku.
Nigdy nie bała
się nocnych wypraw. Tyle, że dzisiejsza budziła w niej lekki niepokój. Tyle
rzeczy mogło pójść nie tak… ale przecież, jeżeli wszystko się uda, to naprawdę
będzie warto. Oj, tak.
Narzuciła na ramiona
pelerynę niewidkę Jamesa i wyszła z pokoju.
Siedząca na łóżku
Aline przewróciła oczami. Już się przyzwyczaiła do tego, że Sharon rzadko
spędza noce w swoim posłaniu.
Sharon ruszyła
korytarzem w kierunku schodów.
Gdy przechodziła
obok pokoju Willa, z którego dobiegał jego śmiech, przystanęła.
Czemu by nie
zabrać go ze sobą…?
Pokręciła mocno
głową.
Nie, im mniej
osób, tym łatwiej będzie jej to wszystko zorganizować.
Obok niej
przeszedł Stephan, a Sharon usłyszała jakiś krzyk, dochodzący z pokoju, mówiący
coś o homoseksualistach i gwałcie. Rudy otworzył drzwi do pokoju, a różnooka
spojrzała mu przez ramię. Zobaczyła Willa oraz Christa tarzających się ze
śmiechu po ziemi.
Uśmiechnęła się
pod nosem i ruszyła dalej.
Pierwszą rzeczą,
która mogła pójść nie tak, było po prostu nie zdążenie na czas. Jeżeli
dziewczyna zawaliłaby w tym momencie, przestałaby wierzyć w siebie.
Sharon zbiegła po
schodach na poziom, na którym znajdowały się gabinety nauczycielskie.
Po przeciwnej
stronie korytarza ujrzała tę osobę, której szukała.
Nie mogła się
spóźnić.
Zaczęła biec,
ignorując fakt, że peleryna powiewa wokół niej i zapewne odsłania jej nogi.
Bogu dzięki kobieta, którą goniła, nie zorientowała się, że ktoś za nią
biegnie, tylko wyszła ze szkoły i ruszyła drogą w kierunku jeziora.
Sharon dołączyła
do niej i szły.
W pewnym momencie
kobieta, gdy zeszła już ze wzgórza, skręciła w trawę. Sharon postąpiła tak
samo.
Nagle poczuła,
jak odbija się od niewidzialnej bariery. Ledwo udało utrzymać jej się na
nogach.
Kobieta obok niej
wyjęła różdżkę i powiedziała: Muru tu nie
ma.
Rudowłosa poczuła
delikatny wiaterek, który zapewne oznajmiał, że mur, który jednak przed chwilą
tam był, rozwiał się niewidzialnie.
Kobieta obok niej
robiła parę kroków do przodu.
Sharon w
ostatniej chwili zdołała dotknąć torebki Anemoni, zanim ta zniknęła z cichym
„pyk”.
Hej!
OdpowiedzUsuńJestem, żyję!
Pamiętasz jeszcze Ali? Powróciłam!
Merlinie, uwielbiam to twoje opowiadanie. A ciebie razem z nim.
No i, jeszcze, Wąż Grzegorz ❤
Coś cudownego!
Maggie i Alex razem! ��
Zaraz rzygnę tęczą ��
Uwielbiam Cię,
Ali!
Pamiętam!
UsuńCieszę się, że żyjesz!
Wow. Ktoś mnie lubi :D. Miła odmiana.
Dzięki za komentarz
Okej
Ahh jak romantycznie...
OdpowiedzUsuńno bo cóż zbliża ludzi bardziej niż czarna farba i węże zbożowe. James ona już jest twoja.
Aline nie łam się James cie pocieszy :)
Will co to za bratanie się z wrogiem?
Alex i Maggie jak zawsze spoko
Z jedzenia z Harrego chciałabym sprubować najbardziej dwóch rzeczy:
1. Gumy Do Żucia Drooblesa nie umiem wytłumaczyć dlaczego ale chciałabym jej spróbować
2.Kociołkowych Piegusków a z tym poniekąd wiąże się moja historia z dzieciństwa. Kiedyś zawsze wjeżdżałam w wakacje do babci, która piekła pyszne ciastka i chowała je przed dziećmi w takim wielkim garze przy kuchni ( miała taką staromodną kuchnie na drewno ). A ja pewnego lata( miałam chyba siedem lat )znalazłam tą skrytkę i jak nikt nie patrzył wzięłam pięć tych ciastek. Nagle do kuchni wpada babcia ( ja szybko wepchnęłam wszystkie ciastka do buzi ) patrzy na gar, patrzy na mnie i mówi *kto zjadł moje ciastka*a ja na to * to nie ja!*. Zapomniałam tylko o tych ciastkach w mojej buzi. W rezultacie babcia została opluta papką ciasteczkową mojej własnej roboty. Zaczęła wrzeszczeć w wniebogłosy i chwyciła swoją miotłę. Ja uciekałam po całym domu a ona ganiała mnie wymachując wściekle miotłą.
Od tamtej chwili byłam i wciąż jestem święcie przekonana, że moja babcia jest ukrywającą się wiedźmą kryminalistką( nie wiem tylko dlaczego mi nikt nie wierzy ).
Od kiedy przeczytałam Harrego Pottera to kociołkowe pieguski kojarzą mi się tylko z ciasteczkami z gara mojej babci (szkoda tylko,że je wyplułam bo babcia już nigdy ich nie upiekła ) i zastanawiam się czy smakowałyby podobnie.
Weny.
Orzełek
Ps. Mam nadzieję, że chociaż ty mi uwierzysz w to, ze moja babcia to ukrywająca się czarownica ( bo moja rodzinka uważa, że zwariowałam ).
Pps. Co ty kombinujesz Sharon?...
Czarna farba rządzi :D.
UsuńTa historia z pieguskami jest boska :D. Ja ci wierzę, że ona jest czarownicą z dwóch względów:
a) moja rodzina jest czystej krwi. Moje babcie uwielbiają Harry'ego, tak samo jak dziadek, o rodzicach nie wspominając. Tylko moja siostra jest chyba Charłakiem ;-;. Dodatkowo całościowo przypominamy trochę rodzinę Addamsów - cechują nas czarne jak smoła ubrania, u mnie i u mamy przypominające szaty, jak również typowo czarny humor :D. Więc wiem, że czarodzieje istnieją, a moja rodzina jest tego najlepszym przykładem.
b) osoba chowająca ciastka w kociołku nie może nie być czarownicą.
Więc ja wierzę :D. Ja nie mogę nie wierzyć.
Oj, Sharon ma zajedwabisty plan :D
Okej
Hej!
OdpowiedzUsuńRaja boi sie pająków, Jordan węży... To sie dobrali xD. Rozkmniy węża Grzegorza zawsze na propsie :D. Rozumiem Aline, dzisiaj po całym dniu nic nie robienia i spotkaniu z przyjaciółką chciało mi sie płakać, nawet nie wiem czemu O.o. James w tym delikatnym obchodzeniu sie z Aline jest taki słodziutki <33. A tak swoją drogą jak nazywać parring James'a i Aline? I reakcja Aline na węża cudna... ;). Jaki miałam wyszczerz na twarzy jak czytałam scenę wzajemnego bicia to sobie nawet nie wyobrażasz. Jak już chce to przedstawienie... Uwielbiam takie zabawy xD. Hah rozumiem siostrę Willa i samego Willa z swoją reakcją, jak przechodziłam swój "okres buntu" też nie chciałam okazywać zbytnio uczuć, a teraz jak chce to zrobić to tak troche mi dziwnie bo nikt nie jest do tego przyzwyczajony :/. OMG jak łachałam jak czytałam scenę z Willem i Christo (lubię Christo jak nie próbuje z Sharon nic, ten tego), moi przyjaciele tak samo, publicznie. I oni sie nie przejmują ludźmi a ja siedzę i strzelam facepalm'a. Odniosłam wrażenie że Sharon chciała zafarbować włosy Anemoni, ale czy Sharon spodziewała sie że Anemonia sie teleportuje?
Rozdział jak zawsze bardzo mi się podobał. Twoje rozdziały są moją odskocznią od życia.
Pozdrawiam :*
Gwen
Ps. Potrzebuje zasięgnąć opinii z zewnątrz. Byłam u odpowiedzi na polskim, co samo w sobie nie jest dziwne. Ale stałam tam 20 min a on sie mnie pytała o moje uczucia, rodzeństwo jak reaguje na komplementy i inne różne dziwne rzeczy. Więc potrzebuje zdania. Czy to jest dziwne. Według mnie tak,ale najwyraźniej nikt inny tak nie sądzi :/.
Uważam, ze Raja i Jordan są jedną z fajniejszych par jakie stworzyłam :D.
UsuńWąż Grzegorz rules.
Stosunek Jamesa do Aline przypomina mi gościa bawiącego się granatem :D. Niby strasznie niebezpieczne ale nie może przestać tego robić.
Parring Jamesa i Aline... Almes? Jamline? XD.
Ingrid jest świetna :D. To taka mugolska wersja Aline połączonej z Agathą :D.
Przedstawienie się tworzy. Zastanawiam się, czy nie najlepiej będzie je opublikować w postaci sztuki (w sensie sam dialog i didaskalia).
Ja Christo lubię! On musi być przecież fajny, no heloł!
Nie mam przyjaciół.
Wszystko w następnym rozdziale.
U mnie też tak jest :D.
Okej
P.s. Nie, to nie jest normalne :D. Ale ja tam miałam w zeszłym roku z matematyczką.
Hah, masz mnie :*! W sumie w formie dramatu byłoby fajnie, plus to kto kogo gra i moje marzenia się spełnią xD. Oficjalne potwierdzenie, nazwa parringu Jamesa i Aline to... ALMES! Napisałabym to pod następnym rozdziałem ale jak to ja pewnie bym o tym zapomniała xd.
UsuńPozdrawiam, życzę weny i dobrego humoru :*
Gwen
Hej hej
OdpowiedzUsuńJestem jestem ciągle jestem i zaglądam i kocham kolejne rozdziały mocniej od poprzednich. Ale ale ale czego Sharon szuka? Co planuje? Gdzie znika Anemonia? Tyle pytań. Ojeeej. A wracając do rozdziału... Aline zachwycona wężem, tak bardzo liczyłam, że rozwiniesz tą historie. Powoli ją lubię :) Nawet szybciej niż powoli :p No! Christa też o dziwo zaczynam lubić bo nie miesza za bardzo :) I dobrze, grzeczny chłopak :D O i to tyle na dziś, lecę do pracy :)
Luella
Świetnie, że jesteś! Jezu, jak czytelnicy cieszą!
UsuńWszystko okaże się w następnym rozdziale :D.
Z wężem i Aline jeszcze dużo się rozwinie :D.
Aline jest taką ciemniejszą wersją mnie, a Sharon jaśniejszą :D.
Okej
Cześć!
OdpowiedzUsuńPrzyznaję się szczerze, że po raz pierwszy komentuje, bo musiałam wiele nadrobić (oj wieleeee). Z zapartym tchem przebrnęłam od samego początku, aż do teraz. Wszystko pochłonęłam jak gąbka i jestem dumna. :D
Mała wada to to, że bardzo szybko kręci się akcja i przechodzisz (a przynajmniej na początku tak było) z wątku do wątku.
Nie jestem mistrzem interpunkcji i ortografii, sama popełniał mnóstwo błędów, więc nie dane mi jest wytknąć (przyznaj jednak, że ani razu mnie nie zabolało w oczy ani nie odebrało ochoty do dalszego czytania, więc chyba jest dobrze)
Cieszą mnie wątki rozczulające, jak ten z Alex i Mag. Ogólnie większość skupia się na śmieszkach, więc miło dla odmiany (by nie było nudy), dać trochę miłości do opowiadania. Pochwalam bardzo!
Trochę się rozgadałam, więc już na sam koniec, powiem ci, że chęcią bym wybrała Willa za swojego męża, bo jest cudowny i przemilutki. Moja mamusia nazywa mnie Matką Teresą, bo nie umiem kogoś olać jak potrzebuje pomocy i to jest też cecha Willa, więc może dlatego tak mi się podoba? No dobra, te loczki mają swój urok, ale no cóż.. xD
Będę zaglądać i obserwować dalszy ciąg!
Zapraszam Cię także do siebie. U mnie dopiero początek, ale może jakoś zainteresuje :)
http://hogwarckie-opowiesci.blogspot.com/
#Nath
Zapomniałam dodać jeszcze jedno, a mianowicie:
UsuńGSZZZEGOSZZZ TO MÓJ MISSSSTSZZZ <33333
Uwielbiam tego pytona!
DOSTAJESZ ODE MNIE SZCZURA W NAGRODĘ ZA PRZECZYTANIE WSZYSTKIEGO.
UsuńCieszysz się?
Na początku bardzo często zmieniałam czas i miejsce akcji, przyznaję. Ale to dlatego, że uznałam, iż opisywanie nudnych części ich życia będzie, jak sama nazwa wskazuje, nudne. Ale teraz, gdy weszliśmy do ciekawszej części akcji, nie będzie się to zdarzać tak często :D.
Staram się pisać jak najlepiej potrafię pod względem interpunkcyjnym i ortograficznym, ale nikt nie jest doskonały. Często przy powtórnym czytaniu rozdziału dużo rzuca mi się w oczy, ale wydaje mi się, że rzeczywiście mogło być gorzej.
Opowiadanie z założenia miało być lajtowe (spolszczony angielski taki fajny), a takim słowem określam właśnie śmieszki i miłosne wątki. Takie też najfajniej się pisze :D.
Ja, tak naprawdę, z chęcią bym wzięła na męża i Alexa, i Jamesa, i Christa, i Jordana, i Johna, i wszystkich, ale przede wszystkimi Willa.
Cieszę się, że zyskałam nowego czytelnika
Okej
P.s. Przeczytałam Prolog, za chwilę się zabieram do 1 rozdziału. Niestety, ale BARDZO nie lubię Ginny, więc mało mnie tematyka interesuje, ale postaram się zaglądać.
P.s.2. Tak. Grzegorz to mistrz.
Ekhm... napisałam taaaki długi komentarz *włączyła się gestykulacja chociaż nikt jej nie widzi*, ale mój "cudowny" internet w momencie jego dodawania postanowił sobie pójść na kawę, tak więc trzeba zacząć od początku.
OdpowiedzUsuńReakcja Raji (mam nadzieję, że poprawnie odmieniłam) na pająka przypomniała mi wszystkie takie reakcje mojej przyjaciółki i prawie popłakałam się ze śmiechu :D
Scena z Aline, Jamesem, czarną farbą i Grzegorzem jest świetna, szkoda tylko, że dziewczyna nie zapiszczała na widok węża, byłby to ciekawy kontrast do jej dotychczasowego zachowania. Zresztą same przemyślenia Aline są bardzo dobre i pozwalają nam ją lepiej poznać. Fajnie byłoby przeczytać coś takiego z perspektywy Luizy, bo chociaż dawno jej nie było zaczynam zmieniać o niej zdanie.
Listy Willa od jego sióstr były świetne, wyobrażam sobie reakcję ludzi na widok płonącego dziecka :D a na wiadomość o płonącym Willu wyobraźnia podsunęła mi widok płonących loczków na jego głowie :D
Rozmowa Willa z Christo zdecydowanie jest dla mnie sceną rozdziału! To musiało wyglądać epicko ^^
A na koniec chcę dodać, że wcale, ale to wcale nie interesuje mnie po co Sharon te wszystkie rzeczy, jak ich użyje i czemu poszła za Anemonią. Wcale, a wcale *kiwa głową w kierunku, który przeczy jej słowom*
Pozdrawiam, Lome
P.S. Mam nadzieję, że tym razem internet pójdzie mi na rękę i doda mój komentarz.
O Marlinie. Współczuję. Też tak raz miałam. Koszmar.
UsuńWydaje mi się, że dobrze odmieniasz. Ja sama nie wiem do końca, jak jest poprawnie, więc... no. A jej reakcja była wzorowana na reakcji mojej koleżanki z obozu na karalucha.
Jakby zapiszczała, to straciłaby w oczach Jamesa, uwierz mi :D. Poza tym to by było bardzo nie w jej stylu. Już sam fakt, że nagle dostała słowotoku był mega odskocznią :D.
Z perspektywy Luizy będzie na pewno. Musicie poznać ją lepiej, a nie tylko tak, jak ją widzą pozostali. Jak ją poznacie taką, jaką ona siebie widzi, zrozumiecie, czemu ja ją lubię.
Rodzina Willa ogólnie jest zajedwabista. Uwielbiam ich wszystkich i, choć w opowiadaniu nie pojawią się ani razu bezpośrednio, to dużo od nich zależy :D.
To wyglądało epicko.
Kolejny rozdział już się pisze!
Okej
P.s. Wróżę, że... doda!
Jak mogłaś skończyć w takim momencie no kurdeee. Teraz się zestresowałam 😞 Ogólnie to bardzo podobała mi się reakcja Aline na tego węża,to było takie inne. Ogólnie ostatnie rozdziały były wspaniałe i ten wąż jest bardzo fajny, podoba mi sie. Okej spać mi się chce. Dobranoc, Wiktoria
OdpowiedzUsuńDzisiaj mega krótko..
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba.
Aline i James, no wow <3
Nie mam czasu na nic..
Pozdrawiam i życzę duuużo weny!
Vinci.
Grunt, że skomentowałaś :D.
UsuńDzięki.
Okej