Czarodzieje.
Czarownice. Nie przeklinajcie mnie. Proszę.
Jak już pewnie niektórzy z was
wyczytali w kolumnie bocznej, wyjeżdżam.
Znowu.
Ale to wyjazd niezapowiedziany i
spontaniczny.
Więc nie wiem, ile tam będę i
kiedy wrócę (co, poniekąd, dotyczy tego samego zagadnienie „kiedy kolejny
rozdział?”).
Także wstawiam post dzisiaj,
byście mnie nie zjedli żywcem, ale nie obiecuję, że za tydzień również się on
pojawi. Możliwe, że po prostu zostanę na wakacjach dłużej, niż się spodziewałam
:D.
Za to obiecuję, że w roku szkolnym
wszystko się będzie pojawiać zgodnie z planem (albo i nie…).
W każdym razie: Rozdział krótki,
ale dużo się dzieje, więc może was zadowoli.
Dziś punktacji nie robię, bo sama
nie wiem, kiedy ją sprawdzę.
Pozdrawiam
Okej
P.s. Mówiłam już, że was kocham? Doszliśmy
do ponad 9000(!!!) wyświetleń. Nie wierzę. Poza tym ilość komentarzy w postaci
460(*.*) to po prostu… kocham was!
* * *
Aline spała – tym
razem naprawdę.
Margaret również
spała.
W pokoju panowała
cisza jak makiem zasiał, przerywana tylko głębszymi oddechami dziewczyn.
Czy wnosicie po
tym, że Sharon również spała?
Jeśli tak, to
przeczytajcie wszystko od początku, bo chyba jej jeszcze dobrze nie znacie.
Sharon starała
się włożyć bluzę, którą kupiła na Pokątnej i nie obudzić przy tym
współlokatorek.
Bluza ta była
zrobiona z czarnego materiału, na który nałożone było zaklęcie zwodzące –
dzięki temu wzrok człowieka ześlizgiwał się w bok, przez co nie zauważał osoby,
która była w nią ubrana. Oczywiście jeżeli wiedział, gdzie dana osoba się
znajduje, bez trudu mógł ją dostrzec, jednak zdecydowanie pomagała ona ukryć
się przed woźnym.
Sharon pociągnęła
suwak i rozległ się charakterystyczny, bzyczący dźwięk.
Właśnie.
Woźny Rogerson.
Po raz pierwszy
zobaczyła mężczyznę na kolacji i trochę się przeraziła. W przeciwieństwie do
Burna był czarodziejem i najwyraźniej podobała mu się jego praca, polegająca na
karaniu uczniów. Owszem, był starszy, o czym świadczyła siwiejąca powoli broda,
ale nie brakło mu entuzjazmu. Z pewnością trudniej będzie mu się wymknąć.
Sharon
uśmiechnęła się diabolicznie, a jej białe zęby błysnęły w ciemnościach,
odbijając światło padających przez okno
promieni księżyca.
Trudnej, ale z
pewnością nie będzie to niewykonalne.
Zostając na
bosaka, by lepiej móc kontrolować ilość wydawanych przez nią dźwięków, podeszła
do drzwi i wyszła z pokoju.
─────────────────────────────────────────────────────
Will szedł
korytarzem jak najbliżej ścian. Czuł się trochę dziwnie, gdy był ubrany na
czarno i się tak skradał, ale zarazem strasznie mu się to podobało. Coś było w
tej nienaruszalnej ciszy. Dlatego nadal, pomimo wieku, ciągle to robił. A
przecież wiele osób mówi, że takie rzeczy dla dzieci – fałszywa adrenalina,
naciągane przygody…
Ale za to jakie
świetne naciągane przygody!
Will przystanął
na zakręcie. Gdzieś tu miała czekać na niego Sharon. Już na dworze mieli
dołączyć James i Alex pod peleryną niewidką. W końcu łatwiej jest być
niezauważalnym we dwójkę niż czwórkę.
- Will – rozległ
się nagle szept za jego plecami.
Chłopak
gwałtownie się obrócił.
Za nim stała
Sharon w czarnej bluzie z kapturem narzuconym na głowę, by zakrywał włosy i
leginsach w tym samym kolorze. Na stopach nie miała butów – jak zwykle, gdy nie
chciała, by ktoś ją słyszał.
Z jakiegoś powodu
w takich sytuacjach wyglądała piękniej niż zazwyczaj.
- Nie zauważyłem
cię – mruknął cicho Will. – Kupiłaś sobie niewidkę, czy co?
Nawet w
ciemnościach łatwo można było dostrzec, jak się uśmiecha.
- Nie. Jedynie
bluzę zwodzącą – odparła Sharon. – Ale najwyraźniej działa.
Will przewrócił
oczami na widok jej diabolicznego uśmiechu.
- Masz jakiś plan
na dzisiejszą noc? – spytał, rozglądając się tak samo jak ona.
Ostrożności nigdy
za wiele.
Sharon wyjęła
różdżkę z rękawa.
Ruszyli wzdłuż
jednego z „żeber” i doszli na jego koniec, po czym skręcili w prawo, by dojść
do wąskich, rozklekotanych schodów. Woleli pokonać ten odcinek pomiędzy
pokojami uczniów niż gabinetami nauczycieli.
- Przede
wszystkim postępowanie „r” – rzekła spokojnie. – A poza tym zwiedzamy. Może się
do kogoś włamiemy? – spytała retorycznie ciemności.
Ponieważ
przyjaciele już od lat wybierali się na nocne przechadzki zdołali już ustalić
pewne typowe postępowania w razie zagrożenia w postaci woźnego. Najprostsze z
nich było „r” – rozdzielają się i
biegną natychmiast do pokoi, nie myśląc o innych. Poza tym z ważniejszych
istniało jeszcze „p” – spotykamy się w Pokoju
Życzeń, co w Magictime niezbyt pasowało – i „n”, czyli chowają się pod Peleryną Niewidką pomimo, że może widać
im stopy. Było jeszcze wiele różnych innych możliwości, jak podzielenie się w
pary i ucieczka nie do swoich pokoi. Ale to już było zbyt skomplikowane.
- Do czego
takiego chcesz się włamać? – zadał pytanie Will, gdy znaleźli się przy schodach.
Sharon wzruszyła
ramionami.
- Nie mam
konkretnych typów. Raczej kobieca zachcianka, rozumiesz?
Will miał ochotę
parsknąć śmiechem. Zwykłe dziewczyny kobiecymi zachciankami nazywały ochotę na
lody o smaku pistacjowym albo chęć pomalowania sobie ust na czerwono jednego
dnia, a Sharon... to Sharon.
Metalowe schody,
po których schodzili już wcześniej tego dnia, wydawały niemiłosiernie dużo
dźwięków. Skrzypiały i klekotały przy każdym kroku, a Sharon i Will zaciskali
zęby przy każdym głośniejszym odgłosie.
Zeszli na dół i znaleźli się przy jednych z
drzwi wejściowych. Gdyby ruszyli dalej korytarzem w głąb budynku, znaleźli by
się w gnieździe żmij – wśród gabinetów profesorów oraz przy skrzydle
szpitalnym, mieszczącym się tuż pod pokojem Sharon. Na razie stali w szerokim
korytarzu, a przed nimi w ścianie mieściły się przeszklone drzwi.
Will wyciągnął ku
nim rękę, ale zza jego pleców rozległ się głos:
- Są zamknięte.
Will gwałtownie
odwrócił się w kierunku głosu, ale niczego nie zobaczył, dopóki powietrze nie
zadrgało i osobnik nie zdjął z siebie peleryny niewidki. Sharon postąpiła tak
samo.
Oboje niemal od
razu rozpoznali nonszalancką postawę i białe włosy Christa.
- Sharon? –
spytał ze zdziwieniem chłopak, nagle dostrzegając dziewczynę.
- Christo –
stwierdził Will, wyjmując jej to z ust.
Ostatnio dość
często używali imion zamiast „O, cześć, co robisz przed drzwiami prowadzącymi
na zewnątrz w środku nocy?”.
Will nie był
zaskoczony tym, że go tu zobaczył. W końcu odkąd się poznali bezwiednie psuł
każdą chwilę, jaką zyskał z rudą na osobności. Owszem, zdziwiło go trochę to,
że nie słyszał, jak chłopak wychodzi z pokoju, byli w nim bowiem razem, ale
równie dobrze mając taki kamuflaż nie musiał się zbyt wysilać przemykając od
cienia do cienia.
Christo zamrugał.
- Will? Co ty tu
robisz?
Will wzruszył
ramionami.
- O to samo
mogłem powiedzieć, a zobacz, nie zadaję takich niewygodnych pytań.
Christo
uśmiechnął się. Miał na sobie zwykły, biały t-shirt i dżinsy. Najwyraźniej
bardzo polegał na pelerynie.
- Wybacz. Po
prostu… nie spodziewałem się, że też lubisz nie spać. Nie wyglądasz na takiego.
Bez urazy.
Powiedział to
takim tonem, który naprawdę nie miał za zadanie nikogo obrazić. Po prostu
stwierdzał fakty. A Will, będąc typowym Puchonem, musiał się z nim zgodzić. Jak
na razie dał się poznać jako jeden ze znajomych Sharon, przy której każdy
wygląda przeciętnie.
- Nie obrażam
się. Rozumiem.
Sharon potraktowała
sytuację całkiem normalnie.
- Zamknięte? –
spytała, jakby nic się nie wydarzyło.
- Jakimś
zaklęciem – odparł białowłosy. – Nie da się Alohomorą.
Will westchnął.
- Nie widziałeś
Jamesa i Alexa? – spytał.
Christo
wyszczerzył się.
- Nie.
- Nie byłbyś w
stanie – stwierdziła spokojnie Sharon, odwracając się ponownie w stronę
schodów. – Za to usłyszeć już tak.
Schody skrzypiały
jak zwykle, gdy się po nich szło.
- Zaraz tu będą –
mruknął Will.
O ich przybyciu
zaświadczyło krótkie, aczkolwiek idealnie oddające dziwność sytuacji, przekleństwo,
wypowiedziane przez Jamesa.
Powietrze
zafalowało, a przed nimi zmaterializował się Alex.
- Robi się
ciekawie – mruknął.
Obok niego
pojawił się James, zwijając Niewidkę w rękach.
- Rozumiem że
nici z pływania? – spytał z uśmiechem. – W sensie zamknięte?
Christo, Will i
Sharon kiwnęli głowami.
- To było do
przewidzenia – mruknął Alex, poprawiając grzywkę. – Możemy jeszcze zwiedzić
wyższe piętra.
Sharon wzruszyła
ramionami.
- Prawda. Ale to
chyba nie będzie tak samo fajne.
Christo kiwnął
głową, popierając ją i oparł się o ścianę.
- Czyli jesteście
w podobnej sytuacji co ja. Nudzi wam się. Chcecie pochodzić. Ale nie macie
gdzie. Wasi koledzy ćwiczą tango i ogólnie chyba idę spać.
To mówiąc ruszył
w stronę schodów.
Dobiegła do niego
Sharon.
- Kto ćwiczy
tango? – spytała na tyle głośno, by Will ją usłyszał. On również zaczął
wchodzić po schodach.
- Raja i Jordan.
Są tancerzami. Choć równie dobrze to może być walc – zmarszczył brwi. - Nie
znam się. Jak chcecie zobaczyć, to są w tym pomieszczeniu dla personelu
naprzeciwko stotrzydziestki.
Ziewnął, a James,
parę schodków niżej, zrobił to samo.
Zapowiadała się
nudna noc.
Chyba trzeba będzie
wrócić do pokoi.
Szli w ciszy,
przerywanej tylko skrzypieniem schodów.
Nagle Christo
potknął się o coś i wyrżnął na nie, wprawiając je w ruch drgający, co
poskutkowało wydaniem przez nie wielu dźwięków klekocząco-dzwoniących, słyszalnych
pewnie w całym internacie.
- Na brodę
Merlina – jęknął z przerażeniem Christo, starając się podnieść. – Mia nałożyła
na mnie jakąś klątwę, czy co?
Czwórka
przyjaciół go nie usłyszała. Dźwięk wydany przez schody zadziałał na nich jak
syrena alarmowa.
Sharon złapała
Willa za rękę i natychmiast zaczęła biec na górę, ignorując hałas wydawany
przez jego buty. James momentalnie nakrył się niewidką, wciągając pod nią też
Alexa. Oni zaczęli iść powoli w dół. Christo wyciągnął swoją pelerynę dopiero
po chwili i zniknął.
Will biegł za
Sharon, niemal czując zbliżającego się woźnego.
Wbiegli na ich
piętro, i przystanęli na rozgałęzieniu korytarzy. Zamiast w stronę pokoju,
Sharon pociągnęła go na drugie skrzydło i stanęła przed odbiciem lustrzanym
schodów, po których właśnie weszli.
Przyłożyła palec
do ust i stanęła w kącie, wciskając za siebie Willa.
Nasłuchiwali w
skupieniu dalszych dźwięków.
Will nie spytał
się jej, czemu postąpiła niezgodnie z planem „r”. Sam doszedł do wniosku, czemu
to zrobiła. Gdyby pobiegli do pokojów, woźny z pewnością by ich złapał, zanim
by do nich weszli – zapewne czatował teraz przy nich. Pobiegli zamiast tego w
miejsce, do którego nie zajrzy – drugich schodów. Skoro słyszał ich na tych w
prawym skrzydle, czemu miałby iść do lewego?
- Zdejmij buty –
poleciła tak cicho, że polecenie zrozumiał tak naprawdę tylko dlatego, że ją
znał. Szybko udało mu się je wykonać.
Zapadła cisza, a
Will słyszał tylko swój oddech i przyspieszone bicie serca.
Wiedział
doskonale, że nie biło dlatego, że przed chwilą przebiegł parę metrów. Lubił
biegać i robił to hobbystycznie, więc miał dość dobrą kondycję. Mimo to czuł
swój szybki puls nazbyt wyraźnie i szybko zrozumiał, czemu się pojawił.
Sytuacja
stresowa.
Tak.
Tylko co było
bardziej stresujące – fakt, że w każdej chwili z cienia może wyłonić się
Rogerson, czy świadomość tego, że rudowłosa niemal wtula się w niego, chcąc
zastosować w razie wypadku zaklęcie zwodzące chroniące jej bluzę na ich oboje?
Stali w ciszy tak
długo, aż Sharon nie wskazała palcem, by zeszli po schodach. Nie miał pojęcia,
czy był to jakoś szczególnie wyliczony odstęp czasu, czy jej, tak samo ja i
jemu, znudziło się stanie i czekanie w jednym miejscu.
Mimo, że szli na
bosaka, przy każdym kroku schody skrzypiały. Ten dźwięk w ich uszach brzmiał
jak dzwon na wieży kościelnej, jednak wbrew pozorom niewiele osób by zwróciło
na niego uwagę.
Znaleźli się znów
na parterze przy drzwiach prowadzących na patio – odbicie lustrzane tych, przez
które chcieli przed chwilą wyjść.
Ruszyli wolno
korytarzem, przystając co chwilę.
Cisza.
Powietrze sprawiało
wrażenie, jakby mogło w każdej chwili stać się ciałem stałym.
Ani jednego
dźwięku.
Do czasu, aż to
powietrze rzeczywiście stało się ciałem stałym i runęło na nich z cichym
jękiem.
Sharon próbowała
się wyplątać z fałd jeszcze przed chwilą niewidzialnego materiału i…
- Christo,
debilu, ja cię kiedyś zacznę torturować tak, że śmierć będzie przyjemniejsza.
Wstawaj ze mnie – syknęła, jak najciszej potrafiła.
Chłopak przerwał
jej wywód, blokując jej usta ręką i natychmiast wciągnął dwoje przybyszów pod
swoją magiczną pelerynę.
Ukucnęli pod
ścianą – Will, Christo i Sharon – i ze zgrozą obserwowali, jak trzy cale od
nich przechodzi Rogerson z zapaloną różdżką.
- Widziałem cię.
I słyszałem – syknął i ruszył wolno w kierunku schodów.
Przyjaciele bali
się choćby wziąć oddech, a woźny bynajmniej nie sprawiał wrażenia takiego,
który zaraz stamtąd odejdzie.
- Możliwe, że w
tym momencie siedzisz pod ścianą, prawda? – spytał mężczyzna powietrze, a Will
zamknął oczy.
Był dużo starszy
od Burna, woźnego Hogwartu, ale wydawał się posiadać dużo więcej entuzjazmu w
stosunku do wykonywanej przez niego pracy. No… i był czarodziejem, co trochę
utrudniało ucieczkę.
Podszedł do
przeciwnej ściany na nich wysokości i kopnął powietrze.
Obok Willa Sharon
wydawała się być posągiem.
Christo wyglądał,
jakby zaraz miał zemdleć. Will zaczął się modlić, by tego nie zrobił, gdyż zdecydowanie
utrudniło by to ucieczkę.
- A może jesteś
po drugiej stornie? – spytał Rogerson, wyraźnie szczęśliwy, że może się tak
naśmiewać z Christa. Ciekawe, co by powiedział, gdyby zdał sobie sprawę z tego,
że poza chłopakiem pod peleryną są jeszcze dwie inne osoby.
W momencie, gdy
miał kopnąć przyjaciół, na schodach coś zadźwięczało.
Rogersonowi
zaświeciły się oczy.
- Mam cię.
Odszedł,
zostawiając ich, próbujących złapać powietrze.
─────────────────────────────────────────────────────
Christo i Will
odprowadzili Sharon do pokoju, mimo, że zapewniała ich, że jeden korytarz
potrafi przejść niezauważona. Przejście obok gabinetów profesorów, korytarzem
prowadzącym do większych schodów, które nie były zbudowane z metalu, a ze
zwykłego drewna, nie było nawet w połowie tak przerażające, jak but Rogersona,
prawie dotykający niewidki. Teraz, na wspomnienie tamtej sytuacji, Sharon
chciała się uśmiechać – uwielbiała, gdy udawało się jej umknąć, nawet, gdy nie
była to bezpośrednio jej zasługa. Czuła buzującą w jej żyłach adrenalinę i
miała ochotę powtórzyć tamtą sytuację – byleby zakończyła się tak samo. Uznała,
że nocny wypad można zaliczyć do udanych, choć nie osiągnęli celu, po który
poszli.
Gdy otworzyła
drzwi, uśmiechnęła się. W pokoju było ciemno. Szybko zmieniła strój na piżamę i
położyła się spać.
Leżąc, usłyszała
nagle głos Margaret:
- Jesteś idiotką
– stwierdziła dziewczyna zaspanym tonem.
- I jestem z tego
bardzo, bardzo zadowolona – odparła Sharon z uśmiechem, który błysnął
diabolicznie dzięki wpadającemu przez okno światłu księżyca.
Zastanawiam się, kiedy Sharon wreszcie się ogarnie i zrozumie, że nawet rude stworzenia ktoś może kochać XD
OdpowiedzUsuńAle i tak całym swym twardym malutkim serduszkiem shippuję Mar i Alexa :3
Weny!
Ireth
Nikt nie koch rudych stworzeń!
Usuń*powiedziała ta, której najlepsza przyjaciółka właśnie taka jest + tak wiem, jesteś ruda :D*
Mag i Alex są słodką parą. I są inspirowani na pewnej osobie...
Dzięki!
Okej
Ten Christo zaczyna mnie denerwować, po co się wtrąca. Ja wiem, że nie powinnam, ale Will i Sharon to byłaby taka cudowna para (jak Aline i James, ale ty będziesz zła i nie pozwolisz -_-)
OdpowiedzUsuńOgólnie nie podoba mi się to, że tak ciągle na siebie wpadają, to jest nienormalne, on ją śledzi czy co?
Może rozdział jest krótszy ale naprawdę w niektórych momentach naprawdę się zaśmiałam, co nie zdarza mi się często, zazwyczaj jedynie się uśmiechnę.
Trzeba być ślepym jak Sharon i Will aby nie zauważyć co między nimi jest.
Ja chce już kolejny, no ale poczekam cierpliwie.
Cudownego wyjazdu, mnóstwo dobrej pogody, miliona życzeń przy spadających gwiazdach (wiem, że zaczęło się wczoraj, ale dziś u mnie widać więc jeszcze mogę pożyczyć)
Tule, In :*
Christo, tak naprawdę, jeszcze nie zaczął mieszać. Ciekawie zacznie się robić mniej więcej w październiku :D (czasu opowiadania, choć pewnie będzie to również czas prawdziwy).
UsuńTo kwestia przeznaczenia :D.
Sharon taka spostrzegawcza i w ogóle, a jednak :D.
Wyjazd był świetny. A na działce mamy jeszcze łóżko w ogrodzie (nie pytaj) i jak się o drugiej kładziesz i patrzysz na gwiazdy, to jest po prostu cudownie.
Okej
Aaaah! Co za szczęście! O 22 wczoraj znalazłam pająka i byłam zrozpaczona po prostu! I włączam telefon i tuuu bum, nowy rozdział! Poprawiłaś mi niezmiernie humor! Dzięki wielkie! W tym rozdziale brakuje mi tylko Agathy i Alexa. Ale ich to się razem chyba nigdy nie doczekam:( udanego wypoczynku, dużo weny, pozdrawiam! Vinci.
OdpowiedzUsuńPowiem ci tak: Przez te twoje rozmyślania o Alexie i lasce, która nie-jest Margaret, mam ochotę zrobić pozostałym czytelnikom przykrą niespodziankę.
UsuńAle nie zrobię.
Choć może?
No nie wiem.
Kusi.
Mam pytanie: Czy tylko ja najzwyczajniej w świecie nie rozumiem Arachnofobii?
Okej
Dla mnie nie byłaby to przykra niespodzianka!!
UsuńPrzecież lubisz palenie na stosie, te łaskotki i w ogóle! ^^
Arachnofobia jest okropna! Nie polecam:/
Vinci
Hej!
OdpowiedzUsuńPewnie byłabym wczoraj, no ale na stypie musiałam być więc jestem dzisiaj xD
Coraz bardziej lubię Sharon, jej charakter jest taki pocieszny :D. A Christo to jakaś łamaga, mógł ich wydać :/. Will w tak pokrętny sposób stara się zatuszować to co czuje do Sharon, że już chyba sam w to nie wierzy ;D. Tak mało Alexa i Maggie że to smutne... :(. A tak btw, skąd Christo wytrzasnął pelerynę niewidkę? Gdyby moi znajomi tańczyli to też bym nie wytrzymała, nienawidzę tańczyć * otrząsa się z obrzydzeniem * , od tego momentu w którym w szkole zaczęli nas do tego zmuszać:'(. I ta krótka rozmowa Sharon z Maggie, trzeba sie cieszyć z bycia innym niż wszyscy xD.
Pozdrawiam :*
Życzę weny
Gwem
Christo to łamaga i zewnętrznie i wewnętrznie.
UsuńKtoś lubi Sharon! JEJ!
Wiesz, na rynku magicznym wiele rzeczy można zdobyć... W "Fantastycznych Zwierzętach (...)" jest informacja o zwierzętach zwanych demimozami, które w razie zagrożenia potrafią stawać się niewidzialne. Z ich włosów plecie się peleryny niewidki, ale z tego co mi się wydaje, Demimozy są na wyginięciu... choć nie, to znikacze. W każdym razie takie peleryny są dostępne, ale po jakimś czasie tracą swoją moc (czarny rynek taki fajny).
Nienawidzę tańczyć. Piona.
Okej
Ehh, dlaczego zawsze muszą wpadać na Christo? W sumie brakuje mi tego co dokładnie Sharon czuje do Willa, dlatego nie wiem czy on może bardzo namieszać czy raczej nie xd Aline jest taka zagubiona, jej siostra mnie denerwuje i nie wiem czy dobrze podejrzewam, że Aline jest metamorfomagiem, shipuje ja i Jamesa, i przysięgam torturować Cie widelcem jeśli nie będą razem. Ogólnie to chyba tyle co do rozdziału. Wracaj mi tu pisać następny, noo! Czekam
OdpowiedzUsuńWiktoria
Postaram się trochę rozjaśnić uczucia Sharon w kolejnym rozdziale.
UsuńPierwsze zdanie kolejnego rozdziału rozwieje twoje wątpliwości.
NIE! TYLKO NIE WIDELCEM!
Okej
Nareszcie powróciłam do internetu... a tam dwa nowe rozdziały
OdpowiedzUsuńcudowne jak zawsze XD
ALINE I JAMES <3 PROSIE! * mina kota ze shreka *
znaczy się prosze ...yyyyyyyyyyyy polski jenzyk trudny jenzyk
Christo masz się odczepić od Sharon! Ona będzie z najfajniejszym, najsuperantszym ,kochanym ,wiecznie uśmiechniętym ( nie nie mam na myśli siebie choć ten opis idealnie odzwierciedla moją osobowość ) Willem !!
Im więcej czytam tych rozdziałów tym trudniej mi cierpliwie czekać na następne :)
Życzę ci żeby wena cię nawiedziła no i czekam na następny
Orzełek
Ps. zgadzam się z podejrzeniami koleżanki Wiktori o metamorfomagu
Ja też wreszcie powróciłam do internetu.
UsuńLudzie. W. Tym. Rozdziale. Słowa. Nie. Było. O. Jamesie. I. Aline.
POLSKA JENZYK TRUDNA JENZYK.
Christo jest jak rzep - gdy go odczepisz, przyczepi się gdzie indziej.
Ale zgadzam się co do twojego opisu Willa.
Strasznie się cieszę, że cię to tak wciąga.
Okej
Tak, to znowu ja - Ali w końcu wzięła się za te dwa ostatnie rozdziały! *cieszmy się i radujmy*
OdpowiedzUsuńNie pozwolę Ci zepsuć WillxSharon.
Nie pozwolę Ci zepsuć AlexxMargaret.
Nie pozwolę Ci zeswatać Jamesa z Luizą. On ma być z Aline.
Ale Bulwę za to swataj sobie z kim chcesz xD
Uwielbiam Raję, jakoś polubiłam ją już od pierwszego opisu <3
Świetne rozdziały, dużo się dzieje, czekam na więcej! :D
Pozdrawiam, Ali :*
Życie romantyczne Bulwy będzie bujne, kochana.
UsuńOj, tak.
O, jak nie pozwolisz, to ja się poddaję *wredna mina autora nr. pięć*.
Ja też lubię Raję. Cieszę się, że nie jestem jedyna.
Okej