Cz.,
Cz., Cz.! (Czytaj: Czarodzieje, Czarownice, Czytelnicy!)
Gdy się dowiedziałam, że dziś
niedziela, omal nie zeszłam na zawał. Ten tydzień minął mi jakoś cholernie
szybko, więc nie spodziewałam się, że rozdział będę musiała wstawić już dziś.
Na szczęście mam już parę
napisanych na zapas, więc nie było jakoś strasznie źle.
Rozdział zajmuje 15(!) stron.
Jeżeli powiecie, że krótki, to
ukatrupię.
Wezmę nóż.
I będzie bolało.
Dziewięćdziesiąt procent zajmują
dialogi. A poprzedniej notce mówiłam coś o drzewach, nocy i w ogóle… ale to
chyba dopiero za tydzień. Dziś będzie trochę poznawania nowych postaci. I tak,
przepraszam za to, że was zanudzam, ale w pierwszej wersji to miały być dwa
rozdziały. Uznałam, że ponieważ w obu mało się dzieje, to je połączę, by to się
trzymało kupy. Po prostu chyba lepiej, byście mieli jeden długi i nudny
rozdział, niż dwa krótkie i nudne z odstępem tygodnia, nie?
Ja najbardziej nie mogę się
doczekać 9 :D (tak, mam rozpisany plan. Nie miałam weny to sobie uporządkowałam
akcję na najbliższe dziesięć rozdziałów).
Komentarze jak zwykle mile
widziane.
Jaka
postać wam się, jak na razie, najbardziej spodobała z tych, które pojawiły się w drugiej części?
Dziś będę hojna jeśli chodzi o
punkty…
W bardzo najbliższym czasie
zaktualizuję BOHATERÓW.
(Na dole dołączony plan zamku
robiony w zaawansowanym programie graficznym).
Okej
Profesor Wróżbiarstwa w Collage of
Wizardy Magictime
No dobra, jednak nie.
Jestem za młoda.
Ale i tak wiem, co się wydarzy.
*demoniczny śmiech*
* * *
„Dzięki, Maggie,
naprawdę się cieszę, że przez ciebie mam złamany ołówek” – miała ochotę
powiedzieć Aline, jednak nie odezwała się słowem. Zwłaszcza, ze doskonale
wiedziała, ze to nie wina Margaret, a jej samej.
Sharon już się
wypakowała, a teraz siedziała przy biurku i zawzięcie coś pisała w czarnym, już
wyraźnie zużytym notatniku. Margaret zamknęła się w łazience jakiś czas temu i
do tej pory nie wyszła.
Aline szybko
zorientowała się, że dziewczyny nie są tylko znajomymi ze szkoły. Były zbyt
zżyte. Jak przyjaciółki. A nie wyglądały na takie, które by do siebie pasowały.
Sharon sprawiała
wrażenie osoby, która ma charakter i mocną osobowość, a Margaret wydawała się
raczej miła i nie chcąca nikogo skrzywdzić. Z wyglądu też się różniły – Sharon
raczej wysportowana, a Maggie… cóż, nie. Dodatkowo blondynka była raczej
delikatna i najwyraźniej lubiła dbać o urodę, a ruda widocznie wolała robić coś
innego. Mimo to wydawały się dogadywać ze sobą.
Aline zauważyła,
że całą kartkę zamazała grafitem, nie zostawiając ani jednego miejsca. Gdy
patrzyła się na tę czarną już kartkę, do głowy przyszła jej jedna myśl.
„To wygląda jak
moje serce. Jedna, wielka, czarna dziura.”
Poczuła, jak coś
jej się przewraca w brzuchu.
Zatrzasnęła
notatnik i zrzuciła go na podłogę, ignorując Sharon, która spojrzała na nią z
drugiego końca pokoju. Położyła się na brzuchu twarzą do poduszki.
Nikt jej nie
kochał.
Siostra od zawsze
traktowała ją jak kogoś gorszego, co w jej przypadku nie było jakąś nowością. Ojciec
miał ją za dziwaka od kiedy się urodziła. Miało to związek z jej…
przypadłością. Matka za to była tak w niego wpatrzona, że nie śmiała z nim
dyskutować. Wszyscy jej przyjaciele po jakimś czasie przeszli na stronę jej
siostry, jak Melanie, która teraz była JEJ najlepszą przyjaciółką. Miała
wrażenie, że to, co myśli, to zwykłe użalanie się nad sobą, cały problem
polegał na tym, że miała rację.
Po jakimś czasie
człowiek przyzwyczaja się do samotności. Uczy się z nią żyć, a ona staje się
ona jego zbroją. Uzależnia się od niej i nie jest w stanie przebywać z ludźmi.
Odstrasza wszystkich, którzy okazują mu choć odrobinę dobra, bo wie, że jeżeli
się do nich przyzwyczai, a oni znikną, to zbroja pęknie, a spomiędzy jej
fragmentów wypływać zaczną łzy, które nie skończą się nigdy.
Aline zacisnęła
zęby.
„Ignoruj
wszystkich, a oni też będą cię ignorować. Rób co chcesz, nikt przecież nie
zauważy. Dąż do bycia szczęśliwym”.
Już dawno zgubiła
drogę i teraz błądziła w ciemnościach.
Podniosła głowę i
przewróciła się na plecy, by móc patrzeć się w sufit. Czuła mrowienie na nosie
– zaczęły pojawiać się piegi.
Niech się
pojawiają. Niedługo i tak wszyscy będą wiedzieć.
Nagle drzwi do
łazienki otworzyły się i wyszła przez nie Margaret wraz z obłokiem pary. Na
włosach zawinięty miała ręcznik i uśmiechała się.
Do nosa Aline
doleciała woń truskawek.
- Sharon? Idziemy
do chłopaków? – spytała.
Czarnowłosa
udawała, że słucha muzyki.
- Oni mają
przyjść tutaj. Wiesz, jako jedyne mamy pokój we dwie. Oni wszyscy są
rozdzieleni – odparła spokojnie ruda.
„Bosko. Kolejni
ludzie. Hip, hip hurra!” – pomyślała Aline.
- No dobra – mruknęła
Margaret. – Ale myślisz, że to dobry pomysł? Aline nie wygląda na taką, która…
„Margaret wreszcie powiedziała coś w miarę
inteligentnego! Aline nie wygląda na taką, co cokolwiek!”
- Aline jak na
razie z powodzeniem nas ignoruje, tak samo może ignorować większą grupę ludzi –
skwitowała Sharon.
„Cóż,
inteligentny tok myślenia, próbowałaś kiedyś ignorować słonia skaczącego ci po
głowie?”
- Myślisz, że ona
tak z każdym?
Sharon nie
odpowiedziała.
„Jasne, że z
każdym. Nie martw się, Maggie, nie jesteście wyjątkowe”.
Nagle drzwi do
pokoju otworzyły się.
Aline pomyślała, że
stworzenie oka na kolanie nie byłoby złym pomysłem. Niestety, ale miała na
sobie długie spodnie. Poza tym nigdy jeszcze nie próbowała tworzyć dodatkowej
części ciała.
Mimochodem
zmieniła pozycję i spod przymrużonych powiek zobaczyła najprzystojniejszego
chłopaka, jakiego w życiu widziała.
Był wysoki i
umięśniony. Na jego błękitne oczy opadały złote loki, które w dotyku musiały
przypominać pierze. Był opalony, a teraz uśmiechał się szeroko, odsłaniając
białe i równe zęby.
„Bosko. Brakowało
tu jeszcze tylko syna Minister Magii” – pomyślała Aline, wbrew bijącemu
szybciej sercu. – „Luiza będzie wniebowzięta.”
- Hej. Wy tu
mieszkacie? Macie świetne miejsce! – powiedział na przywitanie.
Aline zamknęła
oczy i wsłuchała się w to, co mówią.
Z jakiegoś powodu
uwielbiała ignorować ludzi. Ale jeszcze bardziej podobało jej się śledzenie ich
i słuchanie gdy myślą, że nie słyszy i patrzenie na nich gdy myślą, że nie
widzi. Teraz z pewnością wyglądała, jakby przysnęła słuchając muzyki, a w
rzeczywistości miała nad wszystkim kontrolę.
Usłyszała, jak
ktoś bierze głębszy wdech.
„Pewnie
Margaret”.
Zaczęła uważniej
słuchać ich rozmowy.
Margaret: Tak.
Jest całkiem niezłe. Chociaż nasza współlokatorka nie należy do najmilszych.
Alex: Wasza
współlo…? A. Okej. Leży na łóżku.
Aline usłyszała,
jak chłopak odsuwa krzesło od stołu i zapewne na nim siada.
Margaret: Jak na
razie dała się poznać jako burkliwa i ignorująca wszystkich i wszystko
dziewczyna.
Alex: Ej, pewnie
nie jest tak źle. W sensie… hmm… nie może tak być.
„Chcesz się założyć,
pięknisiu?”
Margaret: Może
masz rację. Teraz chyba śpi. Ale dziwnie będzie z nią mieszkać cały rok.
Sharon: Serio
myślisz, że śpi?
Aline prawie
otworzyła oczy.
Jak ta dziewczyna
się zorientowała?
Margaret: Jak to?
Sharon: Wątpię,
by tak szybko zasnęła, a poza tym… ma niemiarowy oddech i wydaje się być
skupiona nad czymś. Pewnie tylko udaje, że śpi, by – urwała. - By wszyscy się
od niej odczepili – dokończyła po chwili niepewnie.
Aline starała się
nie zmieniać wyrazy twarzy, jednak po uwadze Sharon nie było to takie proste.
Wygląda na skupioną? Naprawdę? Albo wyszła z wprawy, albo Sharon była dużo
bardziej spostrzegawcza, niż jej się wydawało.
Była pewna, że
wszyscy na nią patrzą.
Cholerny
rudzielec.
Margaret: Pewnie
jak zawsze masz rację.
Alex: Rzeczywiście
nie śpi.
Drzwi:
*skrzyyyyyp* Otwieramy się!
Przybysz nr. 1:
O, już tu jesteście. Gdzie James?
Sharon: Wiemy
tyle, co ty. Pewnie się jeszcze rozpakowuje.
Przybysz nr. 1:
Okej. Kto to jest? Wygląda na smutną.
Margaret: Aline.
I, Will, nie jest smutna, tylko udaje, że śpi.
Najwyraźniej-Will
aka Przybysz nr. 1: Co nie znaczy, że nie jest smutna. Myślisz, że czemu udaje,
że śpi i słucha muzyki?
Zabrzmiało to
tak, jakby Will uznał, że słuchanie muzyki też jest udawaniem. Ale jednocześnie
mógł być też to dodatek do spania. Aline nie była pewna.
Margaret: Bo ma
dosyć ludzkości? Chce nas ignorować? Nie chce, by ktoś jej zawracał gitarę?
Will:
Interesujący wniosek. Mimo to nadal utrzymuję, że jest smutna.
Aline poczuła,
jak coś ściska ją w gardle, a w jej brzuchu tworzy się ziejąca dziura.
„Smutna?” –
pomyślała. – „Nie, nie jestem smutna. To jest jakieś inne uczucie. Coś pomiędzy
pustką, złością i bólem.”
Ponownie
usłyszała szuranie krzesła po podłodze.
Sharon: Jedno
drugiego nie wyklucza. Mam jednak wrażenie, że lepiej byłoby wyjść na dwór, gdy
przyjdzie James.
Alex: Czemu?
Sharon: Nieważne.
Powiem, jak wyjdziemy. Chcę się przejść po zamku i poznać nowych ludzi.
Will: Alex.
Alex: No co?
Will: Nie pytaj.
Alex: W sensie…?
Will: W sensie
powie, jak wyjdziemy.
Aline znudziło
się leżenie w jednej pozycji, więc postanowiła udać, że się budzi. W końcu
przecież nie słyszała ich rozmowy.
Nie mogła wiedzieć, że wiedzą, że ona nie spała.
Przetarła oczy i
przelotnie rzuciła okiem na drugiego chłopaka siedzącego przy stoliku.
Był wysoki,
bardzo wysoki, było to bowiem widać nawet gdy siedział. Miał śniadą cerę i
trochę włoską urodę. Był strasznie chudy, jak to często są osoby o jego
wzroście, a troszkę przydługie, czekoladowe loki opadały mu na ciemne oczy.
Miał wysokie kości policzkowe i był przystojny.
Gwoli ścisłości –
był przystojny, ale był to fakt, tak samo jak u Alexa. Nie żadne „o Jezu,
właśnie się zakochałam!”. Jak u Alexa, rzecz jasna.
Nagle drzwi
otworzyły się, a przez nie wpadł kolejny chłopak.
Ponieważ
bliźniaczka Aline miała świra na punkcie głupiutkich pisemek i plotek,
dziewczyna niestety znała najważniejsze fakty ze świata… dziewczyn? Show-biznesu?
Aline nie wiedziała, jak to nazwać. Wiedziała jednak, że chłopak, który właśnie
wszedł do pokoju to James Potter – syn sławnego Harry’ego Pottera.
Był średniego
wzrostu, Will i Alex zdecydowanie go przerastali. Jak pozostałych również można
go było uznać za przystojnego. Na nosie miał okulary, co dodawało mu powagi,
choć ciemne włosy skierowane były we wszystkie strony jednocześnie. Jego
sylwetka nie wybijała się w żadnym kierunku – nie był gruby, ale nie wyglądał
na sportowca. Raczej przeciętny.
Aline ponownie opadła
na poduszkę, tym razem już będąc na plecach i żałowała, że upuściła szkicownik
na ziemię.
Kiedyś będzie
musiała wstać i go podnieść.
Na razie jednak zdecydowała
się leżeć na łóżku i… starać się przeżyć.
─────────────────────────────────────────────────────
- Ludzie!
Ratujcie mnie! Proszę! – krzyknął James, gdy tylko wszedł do pokoju.
Pozostali
spojrzeli na niego, nic nie rozumiejąc.
- Jestem w pokoju
z kujonem. Kujonem. Przez ogromne
„K”! Rozumiecie? Już pół pokoju mam obwieszone ściągawkami.
Margaret
spojrzała na niego ze współczuciem.
- Uwierz mi,
wiem, co czujesz. Też mam w pokoju kujona.
- Wypraszam
sobie! – obruszyła się Sharon, jednak nie wyglądała na strasznie zdenerwowaną.
– Ja nie wieszam ściągawek!
- Jeszcze! –
powiedział Alex złowieszczo.
- Nie strasz mnie
– udała przerażenie Maggie. – Ja rozumiem, że James cierpi, ale by jeszcze mnie
na to skazywać?
Sharon parsknęła
śmiechem.
- No dobrze,
obiecuję, że nie będzie ściągawek…
James już jej nie
słuchał, bowiem patrzył na szkicownik, leżący po drugiej stronie pokoju i
otwarty na jednym z wielu rysunków.
Przedstawiał
hipogryfa (swoją drogą jego ulubione zwierzę), który został tak idealnie
oddany, że w pierwszej chwili chłopak pomyślał, iż jest to zdjęcie. Mimo to gdy
podszedł bliżej ujrzał, że wszystko składa się z pozornie nie łączących się ze
sobą kresek. Z bliska to, co z daleka zdawało się być hiperrealistycznym
rysunkiem, było pozornie niedbałym szkicem.
Z jakiegoś powodu
James zakochał się w nim od pierwszego wejrzenia.
Zawsze chciał tak
rysować, ale na razie zatrzymał się na wiernym oddawaniu rzeczywistości. Nie
wiedział, kto narysował to coś, ale była ona, bo to pewnie była dziewczyna, w
większym stopniu artystą niż on sam. Dawała coś od siebie, a on tylko kopiował
rzeczywistość.
Nim się
zorientował podniósł szkicownik.
Nad jego głową
rozległ się zjadliwy głos.
- Oddaj to.
Słowa te
wypowiedziała przepiękna dziewczyna.
Miała w sobie coś
mrocznego, a zaciśnięte w wąską kreskę usta jasno mówiły, że nie mówi tego
żartobliwie. Miała czarne jak smoła włosy, trzy piegi na zadartym nosie i…
Jej oczy.
One były złote.
James miał ochotę
chwycić za pędzel i natychmiast je namalować.
- Powiedziałam,
kurna, byś mi to oddał – wysyczała dziewczyna, a on dopiero teraz zdał sobie
sprawę z tego, że patrzy się na nią jak zamurowany.
Jego serce
mocniej zabiło.
Co się, kurde,
dzieje?
Przez chwilę
ruszał ustami jak wyjęta z wody ryba, ale udało mu się wykrztusić:
- Przepiękne.
Sam nie wiedział,
czy mówi o rysunku, czy oczach.
Dziewczyna
wyrwała mu szkicownik z rąk i odwróciła się, kończąc rozmowę.
- Mam na myśli
rysunek – uściślił tym razem.
Dziewczyna nie
poruszyła się.
- W sensie… masz
niewiarygodną kreskę. Taką lekką. Ja nie umiałbym tak narysować.
Dziewczyna wzięła
głęboki wdech i odwróciła się.
- Cudownie.
Naprawdę, ta informacja odmieniła moje życie. Idź oświecić teraz kogoś innego,
dobra?
James zamrugał.
Nawet nie zauważył, że pozostałe osoby w pokoju uważnie na niego patrzą.
- Po co ta
wrogość?
- Po co ta
nachalność? Odwal się, k***a, ode mnie – burknęła dziewczyna.
- Przekleństwa
nie przystają.
- Myślisz, że
zmienisz zdanie, jak dostaniesz z glana w twarz? Przekleństwa ranią jednak
trochę mniej, nie sądzisz?
- Czyli teraz
brutalnie – stwierdził James.
Sam nie wiedział,
czemu nie chce kończyć tej rozmowy.
Dziewczyna nie
odpowiedziała, tylko przycisnęła słuchawki do uszu i zaczęła smarować ołówkiem
po kolejnej kartce.
- Ona mnie
zaczęła ignorować? – upewnił się u przyjaciół.
- Cóż. Dopiero
teraz zaczęła cię traktować jak wszystkich innych.
- O co ci chodzi?
– spytał James.
- Wydobyłeś z
niej więcej słów niż my wszyscy łącznie.
Okularnik
zamrugał. Nie miał pojęcia, czy to dobrze, czy źle.
─────────────────────────────────────────────────────
Sharon szła z
chłopakami na błonia.
Teraz mieli czas
wolny do kolacji, aby mogli się spokojnie rozpakować i w miarę zorientować w
terenie szkoły. Margaret gdzieś się odłączyła, wspominając o tym, że musi
porozmawiać ze Stephan (która, jak doszło do jej uszu, siedzi gdzieś załamana i
szuka żyletki. Na dlatego, że nagle popadła w depresję, a dlatego, że trafiła
na beznadziejny skład pokoju – Emily i Luizę).
- Dobra, Sharon,
o co ci chodzi? Czemu nic nie chciałaś mówić w pokoju?
- Wiesz, Alex,
ściany mają uszy – odparła wymijająco dziewczyna.
- Nie rozumiem.
- A ja tak –
stwierdził Will, wyjmując ręce z kieszeni. – Aline cały czas nas słuchała.
Sharon spojrzała
na niego z niedowierzaniem. Nie sądziła, by on również to zobaczył. Myślała, że
nikt inny nie zwrócił na to uwagi.
Will uśmiechnął
się.
- Chodzi o to, że
te słuchawki nie były do niczego podłączone. Widziałem koniec kabla. Ona nas
słyszała przez cały czas.
Alex zmarszczył
brwi.
- Po co miałaby
nas podsłuchiwać?
Sharon
przewróciła oczami.
- Bez powodu. Po
prostu, dla zabawy. Ja tak czasem robię.
Alex spojrzał na
nią ze strachem.
Szli po wąskich
schodach, które prowadziły ich na dół. Były zrobione z czarnego metalu i
brzęczały przy każdym kroku, a ich poręcz porastał bluszcz. Za oknem widać było
jasne słońce, Sharon czuła jak przy każdym kroku robi jej się coraz cieplej. No
tak, można było przewidzieć, że na Florydzie taka pogoda nie będzie ustępować. Mimo
to wdzięczna była przezornym budowniczym, którzy użyli cegły do stworzenia tej
magicznej szkoły – powszechnie bowiem wiadomo, że zatrzymuje ona temperaturę na
dłużej, dzięki czemu w pomieszczeniach było chłodniej niż na zewnątrz.
Przyjaciele wyszli
na zalany słońcem placyk, w którego każdym rogu stało drzewo, rzecz jasna
owinięte bluszczem. Miejsce to pełne było ciemnobrązowych ławek, na których
teraz siedzieli uczniowie wszystkich szkół.
- Cóż… - mruknął
James. – Najwyraźniej nie tylko my wpadliśmy na pomysł pójścia na mały spacer.
Sharon zgromiła
go spojrzeniem.
- Oni siedzą –
stwierdziła. – A my będziemy spacerować.
Ruszyła szybkim
krokiem w kierunku drogi, która prowadziła w dół zbocza, a chłopcy nie uznali
za stosowne się z nią kłócić, więc poszli za dziewczyną. Przy zakręcie Sharon
zatrzymała się i spojrzała w górę na szkołę.
Szkoła Magictime,
a raczej internat, górowała nad otaczającym ją terenem, nie tylko ze względu na
wysokie położenie. Miała sześć pięter i cała składała się z cegieł, a jej
ściany porastał bluszcz, skądinąd znajdujący się wszędzie, czego większość z
was zdołała się już domyślić. Budynek miał skomplikowany kształt, bo został
zaprojektowany, by każdy pokój miał dostęp do co najmniej jednego okna. Dlatego
właśnie od góry mógł wyglądać trochę jak żebra człowieka - od głównego
korytarza z każdej strony odchodziły po trzy odgałęzienia. Mały placyk,
prowadzący od wyjścia szkoły, otoczony był przez dwa dodatkowe ramiona, które
szły równolegle do „kręgosłupa”. Na ich końcach znajdowały się schody,
prowadzące aż pod ziemię – do stołówki, która mieściła się pod placykiem.
Od placyku
ciągnęła się droga skręcająca w lewo – w kierunku, jak się zorientowała Sharon,
jeziora. Po drodze do niego stały jednak inne budynki – mniejsze i bardziej
przeszklone, choć utrzymane w tej samej kolorystyce co internat.
Sharon zdała
sobie sprawę, że mimo tego, iż szkoła nie jest zamkiem, było w niej coś
magicznego.
James, który
podążył za jej spojrzeniem, cicho przeklął.
- Bosko. Duża
szkoła, ale mało prawdopodobne, by były tu jakieś tajne przejścia Albo… albo
coś tego typu.
Wszyscy
wiedzieli, że pod „cosiem tego typu” kryła się nazwa „Pokój Życzeń”.
- Masz rację. W
tej szkole nie było jeszcze żadnych przebudówek. Nie potrzebne są też ścieżki
ewakuacyjne dla mieszkańców, jak w zamkach. Tu raczej odkrycie całej szkoły
będzie wyzwaniem.
- O co ci chodzi?
Stąd prawie wszystko wid…
Sharon przerwała
Alexowi unosząc dłoń i wskazując nią w drugą stronę, dalej, za jezioro.
Stał tam
identyczny budynek, jakby odbicie lustrzane tego, z którego wyszli. Można go
było nie zauważyć przez drzewa, które skutecznie zmniejszały widoczność.
- Oł. –
podsumował James.
- To zmienia
postać rzeczy – stwierdził Will. - Tam są pewnie ci, którzy nie biorą udziału w
turnieju, a chodzą tutaj do szkoły.
Sharon
uśmiechnęła się do niego.
- To prawda. A to
już daje nam pewne pole do popisu.
Ruszyli dalej
wzdłuż drogi.
- Pamiętaj
Sharon, mamy jeszcze Anemonię na karku – przypomniał jej James z uśmiechem. –
Masz już jakiś pomysł na… eee… zemstę?
- Tak naprawdę
to… Christo.
James spojrzał na
nią bez zrozumienia – ta odpowiedź zdecydowanie go nie satysfakcjonowała. Gdy
zobaczył, że wpatrzona jest w jakiś punkt na drodze, podążył za jej
spojrzeniem.
Od strony budynków,
w których prowadzone są lekcje, zmierzał ku nim Christo w towarzystwie dwójki
uczniów Drumstrangu – dziewczyny z dredami i chłopaka o niebieskich oczach,
dzięki którym Sharon znała jego imię. Wszyscy prawie płakali ze śmiechu, więc
gdy białowłosy dostrzegł dziewczynę, nawet nie musiał zmieniać mimiki twarzy.
Uśmiechał się
szeroko.
- Sharon –
przywitał się jak zwykle, gdy do niej doszedł. – I Will? – zauważył ze
zdziwieniem chłopak, gdy zobaczył wysokiego bruneta stojącego za rudowłosą. –
Ty też tu?
- Jaki ten świat
mały – uśmiechnął się Will.
- Chociaż… mogłem
się domyślić – stwierdził po chwili białowłosy. – W końcu skądś ją musiałeś
znać, a do podstawówki razem nie chodziliście, więc…
- Poczekajcie
chwilę. Co tu się, do jasnej cholery, dzieje? – spytał James, patrząc to na
Willa, to na Sharon i Christa. – Znacie się?
- Nie –
odpowiedzieli równocześnie, a dziewczyna z dredami parsknęła śmiechem.
- Spotkali się na
wakacjach – wyjaśniła. Miała lekko zachrypnięty i miły dla ucha głos.
- Powiedziałeś…?
– Sharon rzuciła Christo pytające spojrzenie.
Chłopak wzruszył
ramionami.
- To tajemnica?
- Mogliśmy ich
wkręcać… - jęknęła ruda.
Will uśmiechnął
się dla odmiany. Przerastał Christa o pół głowy.
Czy jej się
wydawało, czy w tym uśmiechu było coś wymuszonego?
- Powiedziałem im
o tobie jeszcze zanim się dowiedziałem, że jesteś czarownicą.
Niebieskooki
chłopak, do tej pory milczący, parsknął.
- Tak, opowiadał
nam o tobie…
Dredówna
trzepnęła go po ramieniu i mruknęła coś po bułgarsku.
Chłopak przestał
się uśmiechać, a Christo rzucił Sharon zaniepokojone spojrzenie.
- Tak w ogóle
jestem Alex – powiedział blondyn, chcąc przerwać przedłużającą się ciszę.
Wszyscy zaczęli
iść w kierunku budynków z klasami.
- A ja Jordan.
Chyba jesteśmy razem w pokoju – rzucił niebieskooki, ciągle patrząc z
zaniepokojeniem na dziewczynę z dredami. Ona na szczęście uśmiechnęła się i
podała Alexowi rękę.
- Raja. A ten tu
to Christo, choć pewnie się zorientowałeś.
- Nie, nie
słuchałem waszej rozmowy, byłem zbyt zajęty podziwianiem widoków – mruknął Alex
sarkastycznie.
- Tak myślałam.
Dziewczyna
zatrzepotała rzęsami, a Jordan naburmuszył się.
- Pamiętaj, że
nadal jestem twoim chłopakiem – przypomniał, patrząc spode łba na Alexa.
- Pamiętaj, że
zawsze mogę z tobą zerwać.
- Pamiętaj, że
beze mnie długo nie przeżyjesz – stwierdził Jordan, kłaniając się w jej
kierunku.
Sharon
spostrzegła, że chłopak nie tylko ma figurę tancerza, ale też się tak porusza.
A, tak naprawdę,
Raja również wyglądała na tancerkę.
- Pamiętaj, że…
dobra, masz rację. Kocham cię, głuptasie.
Czwórka
przyjaciół z Hogwartu wymieniła spojrzenia.
- Oni tak często?
– spytał James Christa.
- Prawie ciągle –
jęknął.
Pozostali
popatrzyli na niego współczująco.
- Uważaj, gdy
będziesz szedł pod górę – rozległ się nagle wysoki głos za placami białowłosego.
Stała tam
dziewczyna z burzą loków na głowie i nieobecnym spojrzeniem. Miała delikatną
urodę, a ubrana była w ręcznie farbowaną spódnicę do ziemi i szal.
Christo rzucił
jej nic nie rozumiejące spojrzenie.
- Słucham?
Dziewczyna
zamrugała i popatrzyła na niego.
- Słucham? –
powtórzyła. Teraz jej oczy wyglądały normalnie
Do ich grupki
dobiegł chłopak, dysząc. Miał blond włosy i wyglądał raczej przeciętnie.
- Cześć, Stephan
– przywitał się Will, najwyraźniej skądś go znając. – To Mia?
Uśmiechnął się
nieśmiało.
- Tak. Eee… -
zaczął elokwentnie, gdy złapał oddech. – Ona jest jasnowidzką. Nie zwracajcie
na nią uwagi – zwrócił się do pozostałych.
- Stephan,
rozumiem, że czasem się wyłączam, ale to nie znaczy, że mają mnie ignorować! –
obruszyła się dziewczyna.
W jej oczach
błysnęła iskierka rozbawienia.
- Mia, proszę
cię, nie zaczynaj znowu. Przepowiedziałaś już przyszłość piętnastu osobom.
Chłopakowi ptak nasrał na głowę tylko dlatego, że kazałaś mu się przesunąć, by
to się nie stało! Przeklął cię!
Mia, bo tak
najwyraźniej dziewczyna miała na imię, przewróciła oczami.
- Był wredny –
powiedziała, jakby to było oczywiste. - Nazwał moje włosy stogiem siana. Poza
tym powiedziałam mu tylko, żeby się przesunął, nie ważne, w którą stronę. To,
że wiedziałam, w którą to zrobi, to inna kwestia. A teraz bądź tak dobry i
pozwól mi się przywitać z nowymi ludźmi, okej?
Blondyn wyglądał
na załamanego.
- Cześć. Jestem
Mia Shinydragonfly. Możecie mówić mi Mia. Czasem się wyłączam, ale jak
powiedział ten tu obok, nie zwracajcie na to uwagi.
Christo zamrugał
parę razy.
- To… Ja jestem
Christo. O co chodzi z tym pójściem na górę?
- Jakim pójściem
na górę? – spytała szczerze zainteresowana dziewczyna.
- Przed chwilą
powiedziałaś, że mam uważać, jak będę iść na górę.
- Pewnie miałam
rację. James, popraw okulary – zwróciła się do czarnowłosego.
James wyglądał,
jakby mu ktoś zrzucił doniczkę na głowę.
- Eee… - chciał
coś jeszcze powiedzieć, ale zmienił zdanie. Zamiast tego spytał: - Ten obok ciebie
to Stephan, tak?
- Tak. Przekażcie
Stephan, że może go nazywać Rudym, jeśli zbyt ja dziwi nazywanie chłopaka jej
imieniem.
Alex starał się
nadążyć za jej tokiem rozumowania, ale Jasnowidztwo trochę wykraczało poza jego
poziom pojmowania świata.
- On nie jest
rudy – stwierdził oszołomiony.
- Nie jestem –
mruknął Stephan, wyraźnie załamany. – Mówiłem, że mam dosyć tej historii.
Mia wzruszyła
ramionami.
- Masz na
nazwisko Ginger. Nie możesz go winić za to, że on chciał, byś wyglądał
adekwatnie do niego – urwała, po czym powiedziała: - W takim razie to jest
Alex, to Will, to Sharon, to Jordan, a to Raja? – spytała, wskazując na każdego
palcem, choć doskonale znała odpowiedź.
- Tak… -
powiedział Jordan, czując się coraz dziwniej.
- Rudy, musimy
iść na górę. Ta dziewczyna jeszcze nie wie o tej szmince.
- Nie nazywaj
mnie Ru…
Zamilkł, gdyż
dziewczyna pociągnęła go za rękę, idąc na górę.
- To było… -
zaczął Will, ale Mia odwróciła się gwałtownie, a jej oczy znów były nieobecne.
- Will, wiedz, że
ona wróci. Poczekasz trochę, pomyślisz, że cię opuściła, ale wróci. I musisz
być gotowy, by ją uratować. Bo nie będzie taka, jak była.
Uśmiechnęła się nieśmiało, a jej oczy znów
były normalne.
- Pa –
powiedziała, machając jedną ręką, gdyż drugą ciągle trzymała Rudego.
─────────────────────────────────────────────────────
- Sharon, cieszę
się, że jednak nie jesteś jasnowidzką – stwierdził Christo. – Jeżeli wszystkie
takie są, to… są po prostu dziwne.
- Właśnie. Nie
mam pojęcia, o co jej chodziło z tym ostatnim… - mruknął Will, który z jakiegoś
powodu czuł ucisk w brzuchu.
Skręcili i dotarli
do budynków. Każdy z nich był zbudowany z cegieł, po których piął się bluszcz.
Od strony drogi przez wielkie okna widać było wnętrza niektórych klas, które
były, jak na razie, puste. W jednym budynku mogło się mieścić ze dwadzieścia
pięć pomieszczeń.
- I codziennie
będziemy chodzić od internatu do klas, tak? – jęknął James, wyobrażając sobie
codzienne wędrówki w górę i na dół, wszyscy go jednak zignorowali.
- Czekaj,
Christo, ty masz na nazwisko Nikolov? – spytał nagle Will.
Christo kiwnął
głową i uśmiechnął się.
- A ty
Smileniece, nie? Bo jesteśmy razem w pokoju.
- Tak, z nami
jest jeszcze ten Stephan – odparł Will.
- A. Tak. Masz
rację. Jakoś nie zwróciłem na to uwagi. Jeszcze nie byłem w pokoju. Z Rają i
Jordanem od razu poszliśmy nad jezioro.
- To dlatego Jordana
nie było – zrozumiał Alex. – Musiałem się, kurna, użerać z Evanem sam.
- Evanem? –
spytał Jordan, nie rozumiejąc. – Kim on jest? I co znaczy użerać?
Przyjaciele
prawie zapomnieli, że ich nowi znajomi pochodzą z innego kraju. Owszem, przy
rozmowie z nimi wyczuwali akcent, ale po jakimś czasie przyzwyczaili się do
niego.
- Użerać się kimś to znaczy… - Sharon przez chwilę szukała
słowa. – Coś jakby „спори с някой”/kłócić się z kimś/.
Jordan otworzył
szeroko oczy i spojrzał na Christa.
- Miałem ci
powiedzieć – mruknął tamten.
- Kiedy, kurde?
Kiedy już bym powiedział na głos o…
Christo doskoczył
do niego w pół słowa i zamknął mu usta dłonią.
- Tak.
Chłopak zdjął
jego rękę z twarzy i postarał się zmienić temat:
- Nie mów mi, że
ten koleś, co gadał przy jeziorze z Luizą, gdy tam byliśmy, jest z nami w
pokoju.
- Zależy, jak
wyglądał… – powiedział Alex, choć już przypuszczał, jaka będzie odpowiedź.
- Miał czarne
włosy ufarbowane na końcówkach na blond – zaczął Jordan, jednak wszyscy
uczniowie Hogwartu już mu przerwali.
- Tak. Tak, to
on.
Jordan tylko
jęknął w odpowiedzi.
Raja położyła mu
rękę na ramieniu.
- Nie martw się.
Mogło być gorzej.
- Tak? Powiedz
mi, jak?
- Mógłbyś być
dziewczyną. I być w pokoju i z Luizą i z tą… jak jej tam… Emily?
Sharon miała
ochotę się wtrącić i powiedzieć coś o Stephan, ale przerwał jej czarnowłosy.
- Co jest nie tak
z Luizą? – spytał nagle James, a Christo spojrzał na niego aprobująco.
Raja przewróciła
oczami.
- Ja właśnie też
nie wiem – stwierdził Jordan, a dziewczyna trzepnęła go po ramieniu, mamrocząc
coś po bułgarsku. Sharon nie zrozumiała, co dokładnie, ale udało jej się
zrozumieć kontekst – „i ty się czepiałeś o Alexa, tak?”
- Niby nic… -
zaczęła. – Ale… hmmm… jest miła, dobra, przyjacielska i ogólnie tak idealna, że
nie da się z nią przebywać…
- To chyba nie
jest źle? – zastanawiał się okularnik. – W sensie… nie rozumiem, co jesz złego
w byciu idealnym.
Christo kiwnął
głową, popierając go, a Sharon wymieniła z Rają znaczące spojrzenia.
- Nie ma nic
złego – stwierdził spokojnie Alex. – Ja w końcu taki jestem…
Sharon nadepnęła
mu na stopę, a on jęknął z bólu.
- Za co? – spytał
z wyrzutem.
- Za udawanie
idioty.
Alex uśmiechnął
się szelmowsko.
- Nie muszę
udawać.
James wymienił
znaczące spojrzenia z Sharon. Oboje pomyśleli o tym samym.
Maggie by się
zaróżowiła.
- W ogóle… jak
jest w Bułgarii? – spytał Will, by odwrócić uwagę obcokrajowców od ich kolegi.
- Pytasz się o
szkołę, czy kraj?
- Szkołę.
- Przede
wszystkim zimno – stwierdził odkrywczo Christo. – I są strasznie surowe zasady
dotyczące…
Stanął
gwałtownie.
Raja i Jordan
wymienili zaniepokojone spojrzenia.
- Właśnie! Na
Merlina, musimy już iść! – krzyknęła przestraszona Raja.
Cała trójka
zaczęła biec pod górę w kierunku zamku.
- Pa! – krzyknął
Christo, odwracając się w ich kierunku.
Rzecz jasna,
potknął się i runął na ziemię.
Mia miała rację.
─────────────────────────────────────────────────────
Przy jeziorze
stała rozmawiająca grupka ludzi.
Jezioro miało
nienaturalny, prostokątny kształt, a po jego dwóch stronach stały obręcze,
służące w Quiddichu za bramki. Alex zastanawiał się, czy woda w formie boiska
to dobry pomysł. Niby, jak ktoś spadnie, to będzie mieć miększe lądowanie, ale
jednocześnie wszyscy wiedzą, że upadek z dużej wysokości na jej powierzchnię
przypomina walnięcie w beton. Poza tym jeżeli ktoś będzie nieprzytomny, to może
się to skończyć źle.
Utonięciem, na przykład.
Oczywiście Alex
nie mówił tego w kontekście jego dawnego upadku. Nie.
Alex ruszył w
kierunku grupy, której środek, jak można było przewidzieć, stanowiła Luiza z
koleżankami.
Ponownie powaliła
go jej uroda i nie dziwiłby się wszystkim chłopakom, którzy wokół niej skakali
gdyby nie…
Właśnie, gdyby
nie co?
- On. Miał. Na.
Głowie. Ptasią. Kupę – powiedział z uśmiechem James, akcentując wyraźnie każde słowo. –
Czemu, bogowie, czemu nie wziąłem aparatu, albo chociaż szkicownika? To było
tak piękne, że nie mogło być prawdziwe.
Przed chwilą
minął ich Evan, starając się wytrzeć ze swoich zadbanych i misternie ułożonych
włosów sowie odchody.
Sharon
uśmiechnęła się, myślami jednak była widocznie gdzie indziej.
- Jak spotkam
Mię, to uścisnę jej dłoń – stwierdził Alex, na próżno próbując znaleźć w tłumie
pewną znajomą twarz.
Chwila.
Właściwie, czemu
on jej szukał? Dobrze wiedział, że została w zamku.
- Muszę się jej
spytać, czy za nią wyjdę – stwierdził James. – Właściwie zastanawiam się, ile
ona wie. Równie dobrze już pewnie wiedziała, że będę ją chcieć poślubić już jak
nam się przedstawiała, więc…
- James, bądź tak
dobry i staraj się nie zagłębiać w jasnowidzenie, bo zaraz nam wszystkim
eksplodują mózgi – poprosił grzecznie Will.
Doszli do tłumu.
Było tu parę osób z Hogwartu, miedzy innymi Thomas i Michael, jak
również Bulwa, rzecz jasna próbujący rozmawiać z Luizą. Aktualnie jej uwaga
była skupiona głównie na blondynie z tatuażem na ramieniu i chłopaku w
skórzanej kurtce (na zewnątrz było około trzydziestu stopni, ale z pewnością
nie było mu za gorąco, nie). Miał jasnokasztanowe włosy i dość dziecięcą twarz.
Pozostali
rozmawiali między sobą lub próbowali się dołączyć do rozmowy.
Obok Luizy
siedziały dwie dziewczyny – obie prześliczne, lecz przy niej wydawały się być
zwyczajne. Jedna z nich miała włosy układające się w fale w ślicznym odcieniu
mlecznej czekolady. Delikatna uroda sprawiała, że wyglądała jak lalka – usta w kolorze płatków
róż i porcelanowa cera.
Druga dziewczyna
była Alexowi doskonale znana – czarnowłosa o przepięknym uśmiechu i dołku w
podbródku – Emily, dziewczyna, która przez ostatnie parę lat ciągle go
podrywała.
Na jego widok
Luiza uśmiechnęła się promiennie.
Jezu, jaka ona
była piękna. Czy nie miała jakiejś willi w rodzinie? Albo trzech?
- O! Witai! Ti
jesteś Aleksiander, prawdia? – spytała.
Miała słodki
głos. Alex miał wrażenie, że dziewczyna zwiększa swój akcent, by… właśnie, po
co?
- Oczywiście.
Wolę jednak, byś zwała mnie Alex… - miał ochotę dodać „ma belle”, ale w porę się powstrzymał. „Kiedyś zabiję tego ojca” –
pomyślał.
Uśmiech Luizy się
poszerzył.
- Więc, Alex,
chciałbyś może… znaczi się, ciałbiś możie usiąści?
„Pragnąłbym, byś
zaczęła mówić normalniej, ma belle” –
odparł w myślach blondyn, po czym zdał sobie sprawę, że nawet myśli
nienormalnie.
Nagle obok Alexa
znalazła się Sharon, która przed sekundą zamieniła parę słów z Willem, teraz idącym do Bulwy. Jej mina nie ukazywała żadnych emocji, dopóki nie
uśmiechnęła się sztucznie i nie położyła Alexowi ręki na ramionach.
- O czym gadacie?
– spytała trochę zbyt entuzjastycznie, ignorując minę Luizy, która wyglądała, jakby
zjadła cytrynę. Po chwili na jej oblicze ponownie wstąpił uśmiech, choć
wymuszony.
- O, Alexi tilko
mi się przedstawiali. A ti? Jak maszi na imię? Już cię gdzieś widzialam.
- Sharon –
odparła krótko dziewczyna.
- Ja jestem
Melanie – wtrąciła się dziewczyna o wyglądzie lalki, prawie bez akcentu,
rzucając Luizie znudzone spojrzenie. – Miło mi was poznać.
Emily skrzywiła
się i szepnęła jej coś do ucha, ta ją jednak zignorowała.
- Ty musisz być
sławny James Potter, czyż nie? – spytała okularnika, trzepocząc rzęsami.
James stał jak
zamurowany.
- Taaak…
- Och! U nas, we
Francji, czytałam trochę o tobie! – oznajmiła Melanie, wstając. – Słyszałam,
że…
Dalsza cześć
zdania umknęła uszom Alexa, wyszeptana tylko do Jamesa, który uśmiechnął się
nieśmiało.
- Tak… -
potwierdził jej słowa.
- Naprawdę? –
spytała Melanie, a jej twarz przybrała niewinny wyraz. – Opowiedz mi o tym!
Pociągnęła go
poza tłum, trajkocząc coś o czarnych włosach.
Alex powstrzymał
się od powiedzenia przeciągle „Okeeej…”.
- Och, to moija
pszijaciólka – machnęła ręką Luiza, a jej jasne włosy do pasa zawirowały wokół niej, gdy wstała. – Jużi takia jest. Musicije się
przyzwyczaić.
Alex zdał sobie
sprawę, że ostatnio dość często słyszał te słowa z ust nowo poznanych ludzi.
- Ti jestieś synem
Minister Magji? – spytała nagle Luiza, trzepocząc rzęsami.
Chłopak zapragnął
zapaść się pod ziemię. Albo schować się gdzieś. Albo być tylko z przyjaciółmi.
- Tak – odparł
sucho.
Kiedy ludzie wreszcie przestaną się o to pytać? Miał na dzieję, że ta cholerna kadencja niedługo się skończy.
Ciągle tylko
„jesteś synem minister Magii?”, „Och, ty jesteś jej synem, prawda?” albo
chociaż „Czytałam o tobie w magazynie. Jak to jest mieć matkę Minister Magii?”.
To się robiło
leciutko, ale tylko leciutko wkurzające.
Poczuł, jak Sharon
zdjęła swoje ramię z jego barków, jednak nagle zdał sobie sprawę, że mimo tego jest mu ciężko. Zwłaszcza na sercu.
Nie chciał już
tutaj stać, ale jednocześnie odejście byłoby wysoko niekulturalne, za co ojciec z pewnością by go skarcił.
Starał się
odszukać w tłumie któregoś ze swoich przyjaciół. James stał daleko, rumieniąc
się przed trajkoczącą Melanie, która wyglądała, jakby zaraz miała go pocałować.
Sharon stała obok niego, więc nie mógł liczyć na żadną pomoc od niej. Został
tylko Will.
Rozmawia z roztrzęsionym Bulwą i wyglądał, jakby zaraz miał skoczyć z
najwyższego punktu internatu. Zerknął na Alexa.
Ich spojrzenia
się spotkały i z obu stron poleciał sygnał sos.
Alex odwrócił
wzrok, choć zobaczył jeszcze, jak Will kładzie rękę na ramieniu Bulwy i mówi
coś, wyraźnie przepraszająco.
Popatrzył się na
Luizę, która uśmiechnęła się nieśmiało. a jej błękitne oczy zaświeciły.
Kurna, jaka ona
była piękna.
- Dzień dobry –
przywitał się Will, dołączając do milczącej grupki. – Jestem Will. Mogę wziąć
na chwilę Alexa? Na dłuższą chwilę?
Luiza wyglądała
na wielce zawiedzioną. Obok niej Emily piłowała paznokcie, rzucając blondynowi
spojrzenie spode łba.
- Jeśili musis… -
jęknęła Luiza.
Will już ciągnął
kolegę poza obręb grupki.
- Dzięki –
mruknął Alex. – Zaczęła mówić o Minister Magii.
Will spojrzał na
niego współczująco, przepychając się pomiędzy trzema ubranymi identycznie
dziewczynami.
- Mnie Bulwa
dawał wykład o tym, jak to uda mu się, lub nie uda, zdobyć jej serce.
Alex westchnął.
- Ta dziewczyna
miesza wszystkim w głowach.
- Chłopakom –
uściślił Will. – Ale muszę przyznać, piękna jest. Sam chciałem podejść i pogadać.
- Myślisz, że ma
w rodzinie Willę?
- To już się
zdarzało – stwierdził brunet, wzruszając ramionami. – Przecież Victorie, wiesz,
ta z Szartlatanów, dziewczyna Teddy’ego, jest w jednej… którejś tam willą. Jej
prababcia była…
- Tak, wiem –
przerwał mu Alex. - Ale Luiza jednocześnie w ogóle nie wygląda na Willę. One
roztaczają wokół siebie coś takiego, że się w nich zakochujesz, a Luiza… jest
tylko piękna. W cholerę, ale jednak tylko.
Will uśmiechnął
się.
- Zastanawiam
się, czemu jej siostra bliźniaczka wygląda zupełnie inaczej.
Alex stanął
gwałtownie.
- Ona ma siostrę
bliźniaczkę?! - krzyknął przerażony.
- Nie wiedziałeś?
– spytał zdezorientowany Will. – Aline, ta, co jest w pokoju Sharon, ma tak
samo na nazwisko. Widziałem, jak porównywaliśmy plany – dodał dla wyjaśnienia.
Blondyn nadal
stał jak zamurowany.
- Ale… ona nie
może być jej bliźniaczką. Mają inny kolor włosów, inne rysy twarzy…
Will ruszył
spokojnie drogą w kierunku internatu.
- Dlatego mam
pewną teorię, a Sharon się ze mną zgadza…
─────────────────────────────────────────────────────
Margaret czytała
książkę, leżąc na łóżku, a trochę dalej od niej to samo robiła Aline.
W pokoju panowała
cisza, jak makiem zasiał.
Margaret zmieniła
pozycję, a jej łóżko zatrzeszczało piekielnie.
„Zabiję się z
nim” – pomyślała, gdy wyobraziła sobie, jak będzie próbować zasnąć.
Starała się
wydawać jak najmniej dźwięków, gdyż Aline, choć miała na uszach słuchawki, była
cicho jak kot.
Gdzie jest ta
Sharon? Wyszła z półtorej godziny temu! Powinna już dawno wró...
W tym momencie
drzwi otworzyły się i weszła przez nie wyżej wspomniana osoba.
- Hej, Maggie –
powiedziała, jakby przed chwilą w ogóle nie zniknęła z jej życia na półtorej
godziny.
Margaret odłożyła
książkę.
- Gdzie ty byłaś?
Sharon podeszła
do swojego biurka i zaczęła w nim grzebać. Po chwili wyjęła czarny notatnik.
Margaret często
zastanawiała się, co tam się znajduje. Sharon ciągle coś w nim pisała, w
różnych momentach, nawet do tego nie przeznaczonych. To był raczej jej
dziennik, czy plan na Dzieło Życia? A
może coś jeszcze innego? W końcu to Sharon, to może być wszystko.
- Nad jeziorem z
chłopakami. A potem oni zniknęli. Pogadałam chwilę z różnymi ludźmi. I wtedy
pojawiła się Stephan.
Margaret
uśmiechnęła się pod nosem i usiadła na łóżku.
- Strasznie jej
współczuję. Od początku wiedziała, że będzie z Emily i to ją załamało, a gdy do
tego doszła jeszcze Luiza…
Sharon pokiwała
głową i usiadła przy stole.
- Zwłaszcza, że
Stephan jest taka, a nie inna – ciągnęła Maggie. - Teraz siedzi u Michaela i
Thomasa. Swoją drogą, śmiesznie wyszło, że im, tak jak i nam, udało się trafić
razem do pokoju, nie?
- No. Maggie,
możemy pogadać? – spytała Sharon nagle.
Margaret
zamrugała.
- Przecież
rozmawiamy.
Rudowłosa uniosła brwi, patrząc na nią niedowierzająco i wskazała podbródkiem na leżącą
na łóżku Aline, która spokojnie czytała książkę, pozornie nie zainteresowana
wszystkim wokół niej.
- Może wyjdźmy? –
spytała Margaret, po chwili, rozumiejąc, o czym myśli ruda. – Chcę się przejść – stwierdziła.
Gdy drzwi się za
nimi zamknęły, Sharon ruszyła w kierunku głównego korytarza. Margaret coraz
lepiej orientowała się w rozmieszczeniu pokojów. Gdy schodziły po schodach była
pewna, że stamtąd da radę wrócić.
- Margaret, co
sądzisz o Aline?
Margaret
zmarszczyła czoło.
- Jest cholernie
wredna. Chodzi mi o to, że jak już się odzywa, to ma jakiś problem z
otoczeniem.
Sharon kiwnęła
głową.
- Zauważyłaś, że
ciągle nas słuchała?
Margaret
zamrugała.
- Naprawdę?
Chociaż… tak, masz rację. Tak mi się wydawało.
Sharon stanęła w
połowie schodów.
- Ona jest interesująca – stwierdziła, jakby mówiła o pogodzie. – Wracajmy. Nie ma sensu iść dalej,
nie?
Margaret
wzruszyła ramionami.
- To ty chciałaś
wyjść.
- Nie. To był
twój pomysł – stwierdziła z uśmiechem.
Margaret
przewróciła oczami, gdy ruszyły ponownie w kierunku pokoju.
- A tak w ogóle –
powiedziała mimochodem rudowłosa. – To pilnowałam dziś Alexa, gdy Luiza go
podrywała.
Margaret chciała
ją ucałować.
─────────────────────────────────────────────────────
Sharon sama
niezbyt wiedziała, czemu nie przepadała za Luizą, ale od początku dziewczyna
niezbyt przypadła jej do gustu – mimo, że nigdy nie była dla nikogo niemiła,
ani nie wyrządziła nikomu większej krzywdy. Po prostu jej sposób bycia jej się
nie podobał – uważała, że człowiek to coś więcej niż piękno i miłość do każdej
żyjącej istoty – a, jak na razie, Luiza tego nie wykazała. Wiedziała, że ocenianie kogoś po jednym spotkaniu jest nie na miejscu, a jednak nie była w stanie tego nie robić.
Już chętniej by
się zaprzyjaźniła z Aline.
Dlatego gdy
otworzyła drzwi i ujrzała piękną blondynkę siedzącą na łóżku obok Aline i
trajkoczącą o bóg wie czym, przez chwilę stała jak zamurowana.
Aline również nie
wyglądała na zachwyconą faktem, że odwiedziła ją jej bliźniaczka. Siedziała na
łóżku i rysowała, starając się ignorować blondynkę. Tamta jednak nic sobie z
tego nie robiła – mówiła szybko po francusku z błogim uśmiechem na twarzy.
Po chwili wahania
dziewczyny weszły do pokoju i stanęły przy łóżku Maggie.
Luiza zaszczyciła
je jednym spojrzeniem i powróciła do relacjonowania siostrze… właśnie, czego?
Sharon usiadła
przy swoim notatniku, pozornie nie zainteresowana ich rozmową, jednak uważnie
słuchała.
"Podsłuchiwała bez przyczyny. Dla zabawy" - przypomniała sobie spoją rozmowę z chłopakami, dotyczącą Aline.
Luiza: Aline, on
jest synem Minister… coś tam!
Luiza: Boże, jak
ja chcę ją poznać!
Luiza: Słyszałam,
że ona była przez chwilę… coś tam… projektantką!
Luiza: A poza tym
on jest tak… coś tam… przystojny!
Luiza: Myślisz,
że mógłby być moim chłopakiem?
Sharon zerknęła
na Margaret, która porządkowała biurko. Z jakiegoś powodu domyśliła się, że
dziewczyna rozumie to, o czym mówi Luiza. Miała zaciśnięte usta i oczy jej się
szkliły.
Luiza: Aline,
wiem, że on tobie też się podoba, ale zrozum, że ja mam większe szanse.
Luiza: Nie mówię
tego, by ci zrobić przykrość, ale sama dobrze wiesz, że taką postawą, jaką
teraz wykazujesz, nikomu się nie spodobasz.
Aline: …coś tam…
się.
Sharon zauważyła,
że Aline użyła angielskiego.
Luiza: Mówiłam!
Myślisz, że komuś mogło by się spodobać takie ciągłe… coś tam?
Luiza: Poza tym
mów po francusku, te dwie… coś tam… mogłyby się domyślić, o czym mówię.
Luiza: Chociaż
to, co powiedziałaś, mogłoby się odnosić do wszystkiego, co mówię, mam rację?
Aline mruknęła
coś, co mogło znaczyć „Jak wyżej”.
Luiza: Dobra, nie
chcesz mnie tu? Myślałam, że przyda ci się jakiś kontakt z rzeczywistością.
Kiedyś będziesz dziękować. Żyjesz moim życiem, prawda? Sama nie masz za bardzo
swojego.
Margaret
wyglądała, jakby się chciała rzucić na prześliczną blondynkę.
Sharon już
wiedziała, czemu od początku jej nie lubiła. Ani razu w ciągu całej rozmowy ton jej głosu się nie zmienił, wciąż był słodki i współczujący, ale przecież zdania nim wypowiedziane, wcale nie były miłe.
Luiza uśmiechnęła
się słodko do dziewczyn:
- Dzienj dobri,
Sharjon. Hej, Majgarjet. Czemu ci dziś ni bylo nad jezjorem?
Sharon
uśmiechnęła się szeroko tak, by nadrobić jeszcze za Margaret, która udawała, że
nie usłyszała blondynki.
- Oh, elle a parlé à Stephan, de sorte qu'elle ne pouvait pas venir à vous /Oh, rozmawiała ze Stephan, więc nie mogła do ciebie przyjść/– odparła Sharon po francusku.
- Mais je vous remercie qui inquiète pour moi /Ale dzięki, że
się martwiłaś o mnie/ – dodała Margaret w tym samym języku.
Zrozumiała, że
byłaby w stanie ponownie cierpieć na lekcjach francuskiego tylko po to, by
jeszcze raz zobaczyć minę Luizy.
I obiecana mapka, robiona w zaawansowanym programie graficznym, rzecz jasna |
Kobieto... Kocham cie za ten wpis. Wcale je jest nudny. I postać w której się po prostu zakochałam to Aline. Jej nienawiść do świata jest aż urocza. I do tego cudowny talent.. Chociaż nie to nie dlatego. Może po prostu, bo przypomina mnie, a raczej tego kogoś kogo staram się ukryć pod ciągłym uśmiechem. Nie wiem, ona jest idealna. Bardziej idealnych postaci tu nie ma.
OdpowiedzUsuńI bardzo polubiłam Stephan, za jej reakcje na problemy.tak wiem nie powinno się tego popierać, ale osoby które mnie lepiej znają wiedzą dlaczego.
Czy to dziwne, że najbardziej podobają mi się drugo i dalej planowe postaci?
Nom... Nie wiem co więcej napisać, bo byly same dialogi :-/.
Czekam na następny w wpis i podziwiam za systematyczność oraz umiejętność planowania.
Lwica In :*
Ale... to ze Stephan to był żart ;-;.
UsuńTo normalne. Ja sama, na przykład, uwielbiam Amy i Mię.
Osoby, które mnie znają, nigdy by nie powiedziały, że jestem systematyczna.
Dzięki
Okej
P.s. mentalnie zabieram ci wszystkie żyletki
Hej!
OdpowiedzUsuńCzekałam na ten rozdział, jak na światełko które rozjaśnia mrok... xD. Ja tam sie cieszę, że było tyle dialogów bo zbyt długie opisy mnie męczą :D(najgorsze są opisy na 4 kartki w książkach :/)
Aline podoba mi się jako postać, ale gdyby była prawdziwa to bym z nią nie wytrzymała, co by skutkowało tym że lepiej żeby nie było jej blisko mnie ;D, ale dalej mam nadzieję że James ją otworzy na świat i będą sie kochać! James...Taki niewinny w swojej niewiedzy co do Luizy. Może jak już James będzie z Aline,ona może go uczyć rysować takiego hipogryfa <3. Will tak dobrze zna Sharon, że to jest takie słodkie! I reaguje zazdrości na Christo choć stara sie tego nie pokazać, to też jest słodkie, i jak zauważył że Alinę jest smutna <3 Nie lubię Luizy, denerwuje mnie. Nie lubię ludzi idealnych w ten sposób, w który ona jest idealna. Może ją bardziej znielubię później, ale na razie to jest tylko niechęć do niej... Hehehe też bym chciała zobaczyć minę Luizy jak usłyszała że Maggie i Sharon potrafią mówić płynnie po francusku xD. Mam nadzieję że Maggie pokaże Luizie kiedyś swoją mroczną stronę B). Alex ma swoją własną ekipę ratunkową, na ekstremalne sytuacje :D A jak szukał Maggie w tłumie choć wiedział, że jej tam nie ma <3 Niby lubię Christo ale no, moja solidarność z Willem na to nie pozwala :'(. I ta przepowiednia, powiało grozą...(uwielbiam trzy kropki). Najlepsza akcja tego rozdziału to! ptak który zrobił kupę na głowę Dywaniarza xDDD. Dalej utrzymuje że Alex i Maggie tworzą najlepszą niedoszła parę tego bloga(trzeba wymyślić jakiś fajny ship ale to nie ja bo tego nie umiem)
Pozdrawiam :*
Życzę weny
Pa!
Jaki ze mnie matoł! Zapomniałam sie podpisać!
UsuńGwen xD
Staram się nie robić długich opisów, bo wiem, że one trochę przynudzają. Wiem, że moje opowiadanie zawiera ich trochę za mało, ale jednocześnie ja jwielbiam pisać dialogi.
UsuńCzytanie o tym, co myślisz o telacjach ludzi, jest cudowne. Mam teki wyszczerz na twarzy, bo przez to mam wrażenie, że ktoś się tym interesuje.
To wasze shipowanie Jamesa i Aline mnie rozwala :D. Will jest najsłodszą (i jedną z najlepszych) postacią jaką stworzyłam. Idealnie nadaje się na ratownika (Alex korzysta B)).
Znam ten ból. Normalnie uwielbiałabym Christa, no ale Will.
Gratulacje dla Mii.
Alggie? Margalex? O. To ostatnie jest spoko.
Wzajemnie pozdrawiam
Okej
Aline love! Wiedziałam! Czułam po prostu coś po między nią, a Jamesem!! Najbardziej oczywiście lubię jej postać z tych wszystkich, które pojawiły się teraz. Luizy jakoś nie lubię zbytnio, mam o niej niemalże takie same zdanie co Sharon! Gdzie majne Agatha się podziewa w tym rozdziale? :c
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się następnego rozdziału już! Dużo weny!
Pozdrawiam.
Vinci.
Przed chwilą matka weszła do mnie do pokoju i się spytała, czemu szczerzę się tak do monitora.
UsuńTwoje komentarze zrodziły w mojej głowie pewien szatański plan *zaciera ręce*.
Rozumiem, że jakbym wam powiedziała, że Aline nie będzie z Jamesem to byście mnie zignorowali prawie tak jak Aline zlewa wszystkich?
Na sto procent tak.
Okej
O nie, nie! Aline ma być z Jamesem koleżanko! I jeszcze ona pokaże mu siebie taką prawdziwą (bo ona wygląda jak Luiza, bliźniaczki w końcu) i on się jeszcze bardziej zakocha. Co to za szatański pomysł? (Nie wiem po co pytam nawet, spodziewając się jak zawsze nie jasnej odpowiedzi XD ) a może tak, ten szatański plan jest związany z tym, że Alex złamie Maggie serduszko i będzie z Agathą? ♡ (nie przepadam jakoś za młodą Dursley:/)
UsuńVinci.
Najbardziej lubię Amy (namawianie Willa do wyznania swoich uczuć <3), Aline (lubię jej podejście do ludzi i nie przyznawanie się do Luizy :D), Mia (tak bardzo przypomina Lunę, którą uwielbiam) i Christo (może dzięki niemu Will pójdzie za radą Amy).
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to myślę, że Sharon zapisuje w notatniku plan podboju świata, ewentualnie jest to po prostu jej dziennik, choć pierwsza wersja bardziej do mnie przemawia, w końcu to Sharon :D (a na końcu i tak okaże się, że zapisywała tam ludzi, których będzie ze sobą swatać ^^). Zupełnie nie rozumiem podejścia rodziny i przyjaciół Aline do jej "przypadłości" (kiedy przeczytałam to słowo moją pierwszą myślą było "Remus"), ich zachowanie wskazuje, że nie są godni przebywać w towarzystwie Aline (dobra, zazdroszczę jej tej umiejętności :( zaoszczędziłabym na fryzjerze ! Chociaż nie, przepuściłabym to na książki... eh, te uzależnienia). Tak liczyłam, że Aline nie zwróci uwagi na to jak Alex jest przystojny, ale i tak nie dopadło jej zauroczenie nim, więc wybaczam jej to. Zachwyt Jamesa rysunkiem Aline i w końcu nią samą <3 Uwielbiam Cię za to, myślę, że James będzie błagał Aline, żeby uczyła go rysunku. Od tego zaczną, a potem będzie bajkowy ślub (w otoczeniu tylko najbliższych przyjaciół i bez rodziny Aline) i gromadka czarnowłosych dzieci, z nieujarzmionymi włosami i umiejętnościami po mamie :D (a ślub będzie dzięki Teddiemu, który pomoże Aline zaakceptować siebie i przekona ją, że ich "przypadłość" to coś dobrego, w czym pomoże mu pewnie Sharon :D ). Pierwszy krok już został postawiony, w końcu to do Jamesa czarnowłosa powiedziała najwięcej słów ^^ Co do zastanawiania się Pottera czy to dobrze czy źle, moim zdanie jest to gdzieś po środku obu tych odczuć (brak lepszego określenia) i podejrzewam, że wyniknie z tego kilka zabawnych sytuacji, albo James zostanie jej łącznikiem ze światem, coś jak brzuchomówca i kukiełka (nie mam pojęcia skąd to porównanie, ale spuśćmy na to zasłonę milczenia). Zemsta na Anemonii ! Nie mogę się doczekać co to będzie, ale na pewno będzie to zapamiętane i przekazywane z pokolenia na pokolenie we wszystkich magicznych szkołach ! Przepowiednia Mii brzmi dość groźnie, ale też smutno za razem i pewnie dotyczy albo Sharon albo (moja druga myśl, która naszła mnie podczas pisania komentarza) Amy. Scena kiedy faceci nie ogarniali czemu dziewczyny nie lubią Luizy jest chyba moją ulubioną z tego rozdziału, zaraz po ostatniej kiedy blondynce opada szczęka słysząc francuski w ustach Maggie i Sharon :D
Swoją drogą Luiza mogłaby sobie darować ten przesadny akcent i podrywanie Alexa, przecież on jest przeznaczony zupełnie innej blondynce ! Ale kocham Sharon za to, że kiedy nie ma jej przyjaciółki w pobliżu broni Alexa przed niechcianymi adoratorkami :D Reakcja Alexa na wieść o tym, że Luiza i Aline są bliźniaczkami była cudowna, zresztą gdybym znalazła się w podobnej sytuacji co to pewnie zareagowałabym tak samo jak on :D Jestem prawie pewna (tak na 99,99%), że Sharon i Aline się zaprzyjaźnią, myślę, że nawet Margaret się z nią zaprzyjaźni, kiedy tylko jakoś uda im się przebić przez mur Aline.
A tak poza rozdziałem, jestem ciekawa jak wygląda relacja Margaret i Jamesa, w końcu są rodziną (mimo, że James ogarnął to dość późno :D )
Pozdrawiam,
Lome
P.S. Przeraża mnie długość własnego komentarza
UsuńLome
A mnie przeraża długość własnego rozdziału :D.
UsuńTakie komentarze są świetne.
W waszych marzeniach James już się oświadczył Aline... och, byłoby przykro, gdyby one się nie spełniły *mina Georga R. R. Martina nr. 6*.
No dobra, obiecuję, że nikogo nie zabiję.
Zemsta na Anemoni jest dziesięć razy lepiej dopracowana niż wygląd pierwszego zadania na Kwartecie...
Przepowiednia Mii się spełni jak wszystko, co powiedziała. A kiedy... musicie poczekać.
Trochę długo.
Scenę z tym nieogarnianiem strasznie fajnie się pisało. I porozumiewawcze spojrzenia dziewczyn.
Co to przyzwoitki-Sharon, ja zachowuję się podobnie w stosunku do mojej koleżanki. Cały problem polega na tym, że ten kolega chyba myśli, ze się w nim zabujałam...
Nieważne.
Aline zaprzyjaźni się z... *gwałtowny kaszel, zagłuszający dalszą część wypowiedzi*
Relacja Jamesa i Margaret zostanie niebawem ukazana :D.
Strasznie dziekuję za taki długi komentarz. To mega podnosi na duchu. Bo jak wam się chce pisać takie rzeczy, to i mi chce się pisać
Okej
(Jak to pisałam to wyszedł Olej, ale spoko...)
Błagam, wszystko tylko nie mordowanie bohaterów ( z moim szczęściem padnie na wszystkich do których się przywiązałam). Z dwojga złego już wolę, żeby James związał się z Luizą (mimo upału przeszły mnie ciarki kiedy to pisałam, brr...) zawsze mogą się rozstać, a ludzie raczej nie zmartwychwstają (chyba, że to Supernatural:D ) Przy kaszlu pomyślałam, że powinno tam być Alex albo Bulwa:D
OdpowiedzUsuńLome
Powiedziałam, ze nie będę mordować bohaterów. To nie ten typ opowiadania. Tam nie było sarkazmu. Nie zrobię tego. Koniec. Kropka.
UsuńChociaż może... NIE!
Nic nie powiem.
Okej
Hej :) Nie, ja nie potrafię pisać długich komentarzy więc... sorry :*
OdpowiedzUsuńZacznę od Aline <3 już ją lubię, nie dlatego że jest wredna ale dlatego, że przypomina mi moją przyjaciółkę, którą poznałam podobnie jak James ją :p i jest to przyjaźń na lata więc oni już dla mnie stoją na ślubnym kobiercu :) Tylko oczywiście wśród gości nie ma Luizy bo nie znoszę przesłodzonych dziewczyn. FUJ tyle mam o niej do powiedzenia. No i może nie będzie tam też Christo bo jak za bardzo namiesza między Sharon i Willem to jego też przestanę lubić. Jeśli w ogóle zacznę. Bo na razie jest taki neutralny. O. A wracając jeszcze na chwilę do Luizy to niech zacznie mówić normalnie PROSZĘ :* Bo za ten jej akcint (czy jak to się tam po francusku piszę) mam ochotę ją zamordować :) A i na koniec dodam, że ostatni fragment, gdy dziewczyny ujawniły się ze swoim francuskim był naj naj najlepsiejszy :D
Czekająca na rozwój wypadków Luella :)
Liczą się chęci :D.
UsuńCiekawe poznanie :D.
Nawet nie chce mi się liczyć, która osoba już dała im ślub. A jak powiem, że Aline jest lesbijką, a James zakochał się w chłopaku młodszego brata? To co?
Ludzie, czemu tak nie lubicie Luizy? Ja nie mam nic przeciwko niej... Choć jej akcint jest troszku wkurzający.
Ostatni fragment był piękny. Ale ja jeszcze kocham ten z Mią.
Okej
(to 460 komentarz)
Nadepnęłam mojego znajomego w glanach i podobno boli XD Kondziu, jeżeli to czytasz to sorki!
OdpowiedzUsuńOgółem rozdział super, Aline jest okej. Ma nieciekawe życie, pośrednio wiem, co czuje. Mia też jest spoko.
James zaczyna mieć sporo fanek XD
Weny!
Ireth
<3 <3 <3 <3 James! Aline, czemu, Aline?! Jak na razie to średnio mi pasują do siebie...
OdpowiedzUsuńTrochę nie rozumiem czemu od razu kiedy dziewczyny mają to samo nazwisko wszyscy mówią że są bliźniaczkami i to mimo że wyglądają inaczej? Czemu nie mogą być po prostu siostrami? Tego nie czaję XD
Kasia
Boże rozdział jest cudowny ❤ sama nie wiem co napisać, bo to jest epickie, kocham Cię za ten rozdział, no nic lecę nadrabiać następny, bo i tak nic nie napisze puki nie przeczytam 😁
OdpowiedzUsuńWiktoria