Czarodzieje,
Czarownice i ci pozostali!
Tym razem naprawdę już jestem!
Dawno mnie nie było, prawda?
Ostatnio jakiś miesiąc temu…
*sprawdza na kalendarzu*
Dokładnie 2 lipca ostatnio
wstawiłam post i w tym miejscu należą wam się przeprosiny.
Także biorę głęboki wdech i…!
Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo,
bardzo, bardzo, bardzo, strasznie was przepraszam za moją nieobecność. Boję
się, że przez ten czas wielu porzuciło bloga, ale mam też nadzieję, że paru z
was zostało.
Wiecie jak to jest – niby to
szkoła każe wam wypruwać z siebie żyły, a jednak to właśnie wakacje zabierają najwięcej
czasu. Przyznaję się, że obiecałam, że wyjeżdżam tylko na dwa tygodnie, a
wyszedł z tego prawie miesiąc. To wszystko przez fakt, że… obóz był zbyt
zajebisty, by z niego wracać. Po prostu zostałam na jeszcze jeden zajebisty
tydzień…
Ale heloł! Ja mam też swoje życie!
No dobra, nie, ale ciii… nie mówcie nikomu.
Teraz siedzę nad morzem, a do domu
wracam… bóg wie kiedy. Ostatnio w nim byłam miesiąc temu.
Za to! mam dla was nagrodę za tak
długie czekanie. Rozdział, z którym dziś przychodzę, ma 10(!) stron Worda (na marginesie - całe opowiadanie ma 136, a to jest 30 post na blogu). Jest
pisany chyba z każdej perspektywy. Choć nie. Nie ma Alexa… Ale jest James.
I Aline…
W rozdziale niewiele się dzieje,
poznawanie postaci, nowego miejsca, etc, ale postaram się, by za tydzień
pojawiło się już coś ciekawszego (podpowiedź: okno, drzewko, noc, zabawa).
Dobra. A dzisiejsze pytanie za 20
punktów brzmi:
Jaki
tytuł dalibyście temu rozdziałowi?
Czas na odpowiedź macie do urodzin Harry'ego.
Tak. Jestem leniwa :D.
Dobra, a jednocześnie chciałabym
ten beztytułowy na razie rozdział zadedykować paru osobom, które skomentowały
bloga po raz pierwszy w czasie mojej nieobecności. Zobaczcie, jak brak autora
może ujawnić czytelników :D.
Luelli – dzięki za kreskę :D.
Anonimowemu – wierzę, że wymyślisz
sobie jakąś ksywkę :D.
Ali – dzięki za rozpoczęcie
czytania. Mam nadzieję, że dojdziesz do tego posta (i serduszko <3).
Wiktorii Wierzbowskiej – dzięki za
czytanie XD.
Unknown – łączmy się w miłości do
Amy
Natalii Honoracie – nie wiem, czy
czytasz dalej, czy nie, ale dzięki za komentarz :D.
Cóż. To chyba tyle. Przepraszam,
jeśli kogoś pominęłam. Stali czytelnicy będą jeszcze dostawać dedykacje, nie bójcie
się :D. Rozdziałów jeszcze będzie w brud.
W takim razie żegnam was i
zapraszam do czytania!
Okej
P.s. Zaktualizować „BOHATERÓW” już
teraz, czy chcecie poczekać, aż zacznie być ich więcej w fabule?
* * *
Nie można
powiedzieć, by Sharon przepadała za osobami, które bezceremonialnie łapią ją za
rękę, jednak Christo był pod pewnymi względami wyjątkiem od zasady. Mimo to nie
nawrzeszczała na niego tylko ze względu na wciąż nie opuszczające jej
zdziwienie odnośnie jego nie-mugolowatości.
No dobra, już
wcześniej podejrzewała go o bycie czarodziejem, ale czym innym są podejrzenia,
a czym innym zobaczenie na własne oczy, jak ktoś, kogo uważało się do tej pory
za mugola, stoi przed nią na stołówce w jednej z bardziej nowoczesnych
magicznych szkół.
Stanęli pod
ścianą. Christo był od Sharon wyższy, jednak niewiele. Zdecydowanie nie
przerastał Willa czy Alexa – był raczej wzrostu Jamesa, choć troszkę wyższy.
- Sharon –
powiedział, gdy cisza zaczęła się przedłużać.
- Christo –
odparła hardo, z godnością patrząc mu w oczy.
- Tak myślałem,
że jeszcze się spotkamy. W sensie… - wsadził ręce do kieszeni. – od początku
wiedziałem, że nie możesz być mugolem.
Sharon
uśmiechnęła się.
- Ja też
wiedziałam, że jesteś czarodziejem.
Christo zamrugał.
- Naprawdę? –
spytał z niedowierzaniem.
- W końcu kto
inny nosiłby różdżkę w tylnej kieszeni spodni? – spytała retorycznie.
Chłopak
zmarszczył brwi. Sharon dostrzegła malutki pieprzyk przy prawym kąciku lewej
brwi.
Uśmiechnął się.
- Rzeczywiście.
Ciągle mnie jednak zastanawia… skąd wiesz, jak mam na imię?
- Ma się swoje
źródła – odparła tajemniczo. – Mam jednak pytanie… co robiłeś w Anglii?
Christo
uśmiechnął się szelmowsko.
- Twoje źródła
cię o tym nie poinformowały?
Ruda przewróciła
dwukolorowymi oczami. Zauważyła, że z tłumu przy stoliku złotowłosej piękności
wychodzi Alex w towarzystwie Margaret.
- Czekaj –
mruknęła. Starała się sobie przypomnieć tamten dzień. – Byłeś u kuzyna-mugola,
bo twoi koledzy jak na złość nie chcieli lub nie mogli cię przyjąć do siebie… -
zaczęła. – Twoi rodzice byli na jakimś wyjeździe służbowym. Zapewne pracują w
ministerstwie Magii, czyż nie? W takim razie… miało to jakiś związek z
Kwartetem Różdżkowym...?
Przy każdym
zdaniu uważnie obserwowała reakcję chłopaka. Jak na razie była pewna, że za każdym razem trafiła w sedno.
Christo wyciągnął
dłonie z kieszeni i złożył je w literę „T”.
- Czekaj, czekaj!
Proszę o czas! Jeszcze przed chwilą nie wiedziałaś, po co tam byłem, a już
prawie znasz historię mojego życia! Zaraz mi jeszcze powiesz, jak się nazywa
mój brat…
- Nie masz
rodzeństwa.
- …co ty, jakąś
jasnowidzką jesteś? – kontynuował swoją wypowiedź Christo, a z jego twarzy nie
schodził uśmiech. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, co powiedziała
dziewczyna. – I skąd wiedziałaś, że nie mam rodzeństwa?
- Nie jestem
jasnowidzką. Gdybyś miał rodzeństwo, to byś mi o tym powiedział, a zbyt
narzekałeś na kuzyna by wiedzieć, jak to jest mieć brata. – odparła Sharon. Zauważyła,
że Alex i Maggie dołączyli do stolika, przy którym już siedzieli Will i James.
– Muszę już iść.
- Idź –
powiedział Christo, uśmiechając się szeroko. Niezbyt go zdziwiło to, że
pamiętała rozmowę, o której on zapomniał. – Ale wiedz, że jeszcze z tobą nie
skończyłem.
- To zabrzmiało
groźnie. – Sharon odwróciła się do niego z uśmiechem, już idąc w kierunku
przyjaciół. – Chciałam powiedzieć to samo.
- Mówiłaś coś o
groźności?
─────────────────────────────────────────────────────
Margaret była
ciągnięta przez Alexa w tłum.
- Powiesz mi, tak
właściwie, o co chodzi? – spytała po chwili.
Nie miała nic
przeciwko byciu ciągniętym przez NIEGO wieczność, ale jeszcze przed chwilą mówił,
że jest gdzieś pilnie potrzebna.
- Tak właściwie?
– spytał Alex, oglądając się na nią z uśmiechem. – Tak właściwie to o nic.
Margaret
zmarszczyła brwi.
- Aha…
- W sensie chcę,
byś z nami usiadła, a jak na razie znaleźliśmy tylko jeden wolny stolik. A Will
i James nie wytrzymają długo w tej batalii.
A teraz
zaprezentuję tę wypowiedź tak, jak ją usłyszała Maggie.
„W sensie (JA!)
CHCĘ, byś Z NAMI usiadła… bla, bla, bla… BATALII”.
Jej serce
szybciej zabiło.
- Alex? –
spytała, śmiejąc. – Batalii?
Blondyn ewidentnie
się zaczerwienił.
- Obecność
Francuzów tak na mnie działa – mruknął.
„Tak, zwłaszcza
Francuzek, które bez wyborów mogą zostać Miss świata…” – pomyślała Margaret,
zapominając o szczęściu w związku z jego poprzednią wypowiedzią.
Alex stanął.
- Chodzi mi o to,
że mój ojciec mieszka we Francji i zawsze jak go spotykam to wymaga ode mnie
mówienia jak średniowieczny książę. I tak mam jakoś zakodowane, że gdy słyszę
ten cholerny akcent, to zaczynam pleść piąte przez dziesiąte i mówić trochę od
rzeczy…
Zaczerwienił się!
On się ewidentnie zaczerwienił!
Margaret chciała
go pocałować.
- Zresztą
nieważne – mruknął Alex, łapiąc ją za rękę i znów ciągnąc w bliżej nie
określonym kierunku.
Mijali kolejnych
ludzi. W pewny momencie Margaret dostrzegła dziewczynę, ubraną w długą spódnicę
do ziemi i ręcznie farbowaną bluzkę, na którą narzuciła cekinowy szal.
Wyróżniała się z tłumu nie tylko ubiorem. Jej włosy przypominały Margaret włosy
jej samej – poskręcane i zajmujące strasznie dużo miejsca. Stała trochę na
uboczu z nieobecną miną, a blondwłosy chłopak obok niej wsadził twarz w dłonie.
Chwilę potem ją
minęli, a Margaret nie rzucił się w oczy nikt równie interesujący.
- Tak w ogóle,
widziałaś gdzieś Sharon? – spytał nagle Alex.
- Ostatnio gdy
Christo ją gdzieś ciągnął.
- Christo? –
spytał Alex, marszcząc brwi.
„Jak on słodko
wygląda, gdy tak rob… Margaret Roxanne Dursley! Opanuj się!” – pomyślała.
- Koleś z
Bułgarii, który twierdzi, że jej nie zna, ale zachowują się tak, jakby już się
gdzieś kiedyś widzieli… nieważne. Taki ciemnooki blondyn. Albo raczej
białowłosy.
W trakcie tej
wypowiedzi Maggie ujrzała stolik, przy którym siedzieli James i Will. W ciągu
pięciu sekund przynajmniej trzy osoby podeszły i się spytały, czy mogą się
dosiąść, w tym brunetka. Odeszła, cicho przeklinając w dziwnym języku, a
Margeret mogła się założyć, że nie był to jej ojczysty. Bardziej przypominał
łacinę.
- Jesteście! –
ucieszył się James, podrywając tak nagle, że przewrócił krzesło. – No to
zostały dwa miejsca do zapełnienia.
- Widzieliście
Sharon? – spytał Will, prostując się na krześle.
- Gdzieś poszła z
jakimś chłopakiem – wyszczerzył się Alex, a brunet tylko uśmiechnął się, bardzo
starając się nie wyglądać na zawiedzionego.
Margaret
spojrzała ze złością na Alexa. Ten to zawsze potrafi coś palnąć.
Znaczy się… jest
przystojny i w ogóle, ale czasami to po prostu…
- Jestem! –
oznajmiła radośnie Ruda, zjawiając się ni stąd ni zowąd.
Margaret
natychmiast zapomniała, o czym myślała.
Byli w komplecie.
─────────────────────────────────────────────────────
Will patrzył, jak
Sharon przysiada się do stolika. Jej rude włosy spięte były w warkocza, który
prześlicznie opadał na ramię.
W głowie usłyszał
głos, który niepokojąco przypominał głos Amy:
„Powiedz jej,
no!”
Ciekawe, kiedy
ona stała się jego sumieniem.
Zamknął oczy.
„Nie”.
- Dobra, guys,
nowa szkoła – uśmiechnęła się Sharon, pochylając konspiracyjnie w kierunku
pozostałych. – Nowe zasady.
Chłopcy
wyszczerzyli się.
- Tej nocy? –
spytał James.
- Po co czekać? –
odparł Will, zanim Sharon zdążyła otworzyć usta, by powiedzieć to samo.
Margaret czuła
się, jakby była świadkiem jakiejś mentalnej rozmowy, toczącej się pomiędzy
czwórką jej towarzyszy. Nie miała im za złe tego, że nie włączają jej do
rozmowy – ona nigdy nie była i nie będzie członkinią ich paczki, która czasami
wydawała się znikać z zamku, by pojawiać się w najmniej oczekiwanych miejscach
z łajnobombami w garściach.
Już dawno się z
tym pogodziła.
- Jeszcze
ustalimy wszystko – skończyli swoją rozmowę w momencie, w którym na całej Sali
zapadła cisza.
Will uniósł
głowę.
Ze stołu, przy
którym siedzieli dyrektorzy, podniósł się mężczyzna w niechlujnej fryzurze –
dyrektor Magictime. Wszystkie oczy były w nim utkwione.
- Witam
wszystkich na pierwszym, choć, mam nadzieję, nie ostatnim posiłku w tej szkole!
Parę uczniów
zachichotało.
- Jak pewnie
wszyscy wiedzą spotkaliśmy się tu w określonym celu. Otóż po raz pierwszy
odbędzie się w tym roku Kwartet Różdżkowy!
Po tych słowach
pewnie miały się rozlec oklaski, ale zdobyli się na to tylko nieliczni.
- Wasi dyrektorzy
wyjaśnili wam pewnie ideę całego przedsięwzięcia, jednak chciałbym wszystko
powtórzyć dla jasności.
Tym razem wszyscy
wyrazili swoje niezadowolenie długim jękiem, który rozszedł się po Sali niczym
fala.
- Chciałbym, ale
nie zawsze dostajemy to, czego chcemy. Podobno mamy mało czasu – westchnął
mężczyzna. – Dlatego mogę tylko liczyć na to, że przynajmniej jedno z was
przeczyta rozpiskę przy wejściu do szkoły.
Teraz rozległy
się prawdziwe oklaski, a dyrektor uśmiechnął się pod nosem.
- Tymczasem
chciałbym jedynie dać wam wskazówki odnośnie poruszania się po szkole. W razie
potrzeby możecie się spytać każdego ucznia Magictime, jak dostać się do
jakiegoś miejsca. Wszyscy oni mają polecone noszenie specjalnych plakietek.
Poza tym każdy nauczyciel jest do waszej dyspozycji. Dostaliście plany lekcji,
na których macie podany numer klasy, w której się one odbywają, jak również
imię i nazwisko nauczyciela prowadzącego zajęcia. Jak pewnie słyszeliście, w
pokojach pomieszane są osoby ze wszystkich szkół. Ma to zwiększyć integrację
pomiędzy wami. Kto wie? Może wśród nowych ludzi poznacie najlepszego przyjaciela
albo… - dyrektor Magictime uśmiechnął się konspiracyjnie. – Kogoś, z kim
zechcecie spędzić resztę życia?
Wszyscy uczniowie
zaczęli wymieniać ze sobą spojrzenia. Z jakiegoś powodu każdy spojrzał się
akurat na tę osobę, z którą do tej pory chciał „spędzić resztę życia”. Ethan
patrzył na Luizę, a obok niego Emily z niezadowoleniem piłowała paznokcie,
zerkając z ukosa to na sąsiada, to na Alexa, całkowicie ignorując chłopaka w
pasiastej koszuli, który próbował z nią nawiązać kontakt wzrokowy. Brunetka
zajmująca miejsce przy stole obok nich, zerkała na chłopaka w skórzanej kurtce,
który siedział naprzeciwko niej. On za to przypominał Ethana – całą jego uwagę
poświęcała Luiza, która jednak zbyt zajęta była patrzeniem na Alexa, by
cokolwiek zauważyć. Ten wymieniał rozbawione spojrzenia z Maggie, starając się
nie patrzeć na otaczające go adoratorki.
Trójkącik?
Trójkąciki są przestarzałe. Jakby narysować liniami relacje pomiędzy
nastolatkami w tym pomieszczeniu, to wyszło by coś na kształt rozgotowanego
spaghetti.
Will spojrzał na
Sharon, która, o dziwo, też na niego patrzyła. Uśmiechnęli się w tym samym
momencie.
James wbił
spojrzenie w stół, a Aline, siedząca na tym samym miejscu co wcześniej, nawet
nie podniosła głowy z ramion, zbyt zajęta myśleniem o tym, jak bardzo chce być
już sama.
Dyrektor
kontynuował swoją wypowiedź.
- Mam nadzieję,
że spodoba wam się w Magictime. Wszystkie najważniejsze informacje będą się
magicznie pojawiać na kartkach z waszym planem lekcji, więc radzę ich nie
zgubić. A teraz czas na obiad!
Dyrektor usiadł,
a na Sali rozległy się brawa, związane, rzecz jasna, z zakończeniem się jego
wypowiedzi. Od razu z wielu gardeł wydostały się głosy, chcące jak najszybciej
skomentować albo wypowiedź dyrektora, albo cokolwiek innego. Szum prędko się
nasilił, więc gdy na stołach znikąd pojawiła się biała zastawa, na której
leżały kartki, nikt się tym za bardzo nie przejął.
Sharon uniosła ją
i zaważyła, że jest to spis dań.
- Menu? – spytał
zdziwiony James, oglądając kartkę ze wszystkich stron.
- Menu – odparła
spokojnie Maggie rzucając okiem na kartkę. – Ja chyba wezmę sałatkę z
kurczakiem.
James otworzył
szerzej oczy.
Dorastał w
magicznej rodzinie, więc niewiele rzeczy powinno go dziwić, jak choćby
pojawianie się znikąd jedzenia na stołach. Co więcej, samo istnienie takiego
menu też go nie dziwiło, a zrobił to fakt, że pojawiło się ono w szkolnej
stołówce. Nawet w Hogwarcie jedzenie pojawiało się w półmiskach.
Ale skoro Maggie
przyjmowała to z takim spokojem, to czemu on by nie miał?
- Nadal jesteś na
diecie? – spytała Sharon, odwracając kartkę na drugą stronę by sprawdzić, czy
nie przegapiła jakiegoś dania.
- Tak naprawdę
już nie – stwierdziła blondynka wzruszając ramionami. – Ale polubiłam sałatę.
Chłopcy spojrzeli
na nią z przerażeniem.
- Zgińprzepadnij
– mruknął James.
─────────────────────────────────────────────────────
Margaret szła za
Sharon, starając się połapać w plątaninie korytarzy. Nie miała pojęcia, jak
rudowłosa nie gubi się przy każdym możliwym zakręcie. Dla Maggie wszystkie
korytarze wyglądały tak samo i jednocześnie skręcały w tylu różnych kierunkach,
że z jej strony próba ogarnięcia tego wszystkiego szybko zakończyła się
kręceniem w głowie. Blondynka wiedziała, że posiada orientację typowej kobiety,
więc nie zdziwiło jej to. Grunt, że miała Sharon, która wyglądała, jakby
wiedziała, co robi.
- Przypomnij mi,
który mamy pokój? – spytała po chwili przedłużającej się ciszy.
- Sto dwadzieścia
trzy – odparła Sharon, patrząc się na drzwi z tabliczką „111”. – Tu chyba
mieszka Will.
Margaret uśmiechnęła
się.
- Czekaj, a z kim
jest Alex?
- Z… chyba jakimś
Francuzem. Ale na pewno Evanem.
- Jakim Evanem? –
spytała Margaret, po czym od razu zrozumiała, jak głupio zabrzmiała, więc
szybko się poprawiła. – A. Dywaniarzem. Ethanem.
- Wiesz co? Nawet
nie zauważyłam, kiedy zaczęliśmy go nazywać Ethanem.
Margaret
zamrugała.
- Ja też nie. To
się chyba wzięło od tego kolesia z Historii Magii…
Sharon walnęła
się otwartą dłonią w czoło.
- Właśnie! Pamiętam!
To pochodzi od tego czarodzieja, Ethana Narcystycznego, który stwierdził, ze
tylko jemu należą się zdolności magiczne, a jak po zabiciu bodajże siedemnastu
czarodziejów czystej krwi, o mugolakach nie wspominając, siedział w Azkabanie,
to jedyne, o co prosił, to lustro…
Sharon gwałtownie
stanęła przed drzwiami w końcu korytarza.
Obok nich
widniało okno wychodzące w dół na błonia z idealnie prostokątnym jeziorem
wielkości boiska do Quiddicha. Sharon już wcześniej zorientowała się, ze szkoła
znajduje się na górce, dlatego woda znajdowała się całkiem daleko. Przyjrzała
jej się. To nie było zwykłe jezioro. To rzeczywiście było boisko do Quiddicha,
a po obu jego końcach stały obręcze.
Sharon odwróciła
się do Margaret, która patrzyła jej przez ramię.
- To nasz pokój –
stwierdziła, wskazując na drzwi, obok których się zatrzymały.
Wyjęła klucz i
przekręciła go w zamku, po czym otworzyła drzwi.
─────────────────────────────────────────────────────
Sharon oczy się
zaświeciły, gdy weszła do pokoju.
Nie chodziło tu o
jego jakieś nadzwyczajne piękno. Ani nawet fakt, że łóżka były piętrowe. Nie.
W pokoju były dwa
okna. Jedno z nich wychodziło na błonia i wspomniane wyżej bisko do Quiddicha,
a drugie z nich w całości zasłaniało ogromne drzewo.
Ogromne drzewo.
Przy oknie.
Sharon zawsze o
takim marzyła.
Gdy pierwsze
wrażenie minęło, dziewczyna przyjrzała się uważniej pokojowi. Ściany były
ceglane i nie pomalowane, a w jednym z rogów pokoju rósł bluszcz. Sharon
zdążyła już zauważyć, że jest on jednym ze stale pojawiających się elementów
wystroju w Magictime, zresztą tak samo jak ceglane ściany. Na podłodze leżał
ciemnozielony dywan, pasujący do roślin, toteż to utrzymało Sharon w
przekonaniu, że nie rosną one tutaj przypadkowo. Białe łóżka były piętrowe, a
pod nimi mieściły się schludne biurka i szafy tego samego koloru. Na środku
pokoju stał stolik z trzema krzesłami, a w ścianie widniały drzwi, najwyraźniej
prowadzące do łazienki.
Sharon zdała
sobie sprawę, że pokój jest większy, niż pomieściłyby ściany, które widziała z
korytarza – najwyraźniej magia miała swój udział przy jego tworzeniu.
Na łóżku stojącym
najdalej od okien i wejścia do pomieszczenia siedziała dziewczyna i rysowała
coś w czarnym szkicowniku. Miała czarne włosy, które opadały jej kurtyną na
twarz i długie rzęsy, które zakrywały oczy. Była bardzo ładna, wręcz śliczna.
Miała na sobie czarną bluzę i spodnie, a na uszach słuchawki.
Gdy dziewczyny
weszły do pokoju nawet nie podniosła głowy, choć Sharon dostrzegła, że jej
palce mocniej zacisnęły się na zeszycie.
- Cześć? –
powiedziała Margaret, choć słowo to zabrzmiało raczej pytająco.
Nieznajoma
zacisnęła powieki. Wyglądała, jakby liczyła do dziesięciu. Mimo to nie odezwała
się, choć tego oczekiwały dziewczyny.
Sharon wzruszyła
ramionami i podeszła do swojego kufra, stojącego przy drzwiach, jednak Margaret
nie dawała za wygraną.
- Jestem
Margaret, a ty?
Sharon przeniosła
kufer pod łóżko znajdujące się najbliżej okna z drzewem, pozornie nie
interesując się dziewczyną, jednak uważnie obserwowała każdy jej ruch.
Czarnowłosa
wzięła głęboki wdech i uniosła oczy na Maggie, zdejmując przy tym słuchawki.
Miała
niewiarygodne, złote oczy, które błyszczały się w świetle padającego z okna
słońca, choć znajdowała się w najciemniejszym kącie pokoju. Zacisnęła usta i
patrzyła wyczekująco na Margaret. Gdy ta się nie odezwała, przemówiła głosem
bez cienia akcentu, który jednak kogoś Sharon przypominał.
- Słucham? –
spytała chłodno.
Margaret
zamrugała.
- Cześć. Jestem
Margaret – powtórzyła.
Dziewczyna
patrzyła na nią przeszywająco.
- Cudownie –
skwitowała perfekcyjnym angielskim.
Zapadła krępująca
cisza, a Sharon wyprostowała się.
- Jesteś Aline,
czyż nie? – spytała.
Złote oczy
przeniosły się na nią, a Sharon miała wrażenie, że coś jest nie tak. One nie
wyglądały, jakby były soczewkami, a jednak prawdopodobieństwo, by były
naturalne było bardzo małe…
- Skoro wiesz, to
czemu żądasz odpowiedzi?
- Człowiek żąda
potwierdzeń przypuszczeń, bowiem w innym wypadku mowa na niewiele by się
zdawała – odparła Sharon, wytrzymując jej spojrzenie.
Czy jej się
zdawało, czy kącik ust Aline drgnął?
- Tak. Jestem
Aline – stwierdziła, zakańczając konwersację ponownym włożeniem na uszy
słuchawek i wzięciem do ręki ołówka.
Sharon zaczęła
wyjmować z kufra ubrania i książki.
─────────────────────────────────────────────────────
Aline
obserwowała, jak jej ołówek tańczy na papierze i tworzy coraz to nowe linie,
które jakby współgrały z mapą jej myśli – były tak splątane, że nie dało się
ich odróżnić, a jednak po spojrzeniu na wszystkie naraz wynurzał się jakiś
konkretny obraz.
Sharon.
Domyśliła się, że
tak się nazywa rudowłosa, bowiem Margaret sama się już przedstawiła.
Ta rudowłosa
dziewczyna miała w sobie coś, czego wiele osób na tym świecie nie ma. Jakąś
inteligencję w spojrzeniu, od razu zrozumiała bowiem o co chodzi Aline – że
mowa jest srebrem, a milczenie złotem. Że czasami nie należy piętnaście razy
mówić „dzień dobry” tylko po to, by przerwać ciszę.
Nie to co
Margaret, która teraz wyjęła z kufra dużą kosmetyczkę i zaniosła ją do
łazienki.
Dziewczyna była
niska i pulchna, choć z figury przypominała raczej Marlin Monroe. Coś w jej
sylwetce mówiło Aline, że kiedyś była dużo grubsza. Jej blond włosy układały
się w fale, a na twarzy nadal widniał prześliczny, biały uśmiech. Mimo, że była
całkowicie inna, niż PEWNA OSOBA, z jakiegoś powodu przypominała wysoką
piękność, która tego dnia już zyskała kolejną armię adoratorów.
Sharon za to…
Ona była inna.
Ognistorude włosy
miała zaplecione w warkocz, który opadał jej na ramię. Cała twarz,
przypominająca trochę elfią, była pokryta piegami. Dziewczyna była wysportowana
i chuda, ale wzrostem niewiele przewyższała Maggie. W przeciwieństwie do tej
drugiej z pewnością nie była umalowana, a jej czerwone rzęsy otaczały oczy w
dwóch różnych kolorach – niebieskim i zielonym. I te kolory nie były zwyczajne,
pojawiające się u wielu ludzi, tylko pięknie elektryzujące.
Jej wygląd
narzucił Aline pewne podejrzenia.
A co jeśli są
podobne pod jednym, dość znaczącym względem?
Dziewczyna poczuła
delikatne mrowienie na nosie, które sugerowało, że pojawiły się na nim trzy
piegi. Zawsze tak było! Gdy tylko za bardzo się przejmowała, jej wygląd
zmieniał się wbrew jej woli.
Zaczęła drapać
się w nos i siłą woli nakłoniła skórę na nim, by powróciła do wcześniejszej
gładkości.
Gdy uniosła wzrok
zauważyła, że Sharon jej się przypatruje.
Jak wszystkich
innych zignorowała ją i wróciła do rysowania, choć teraz jej ruchy były szybsze
i mocniejsze.
Usłyszała, jak
Margaret mówi coś do rudowłosej, choć nie była w stanie stwierdzić, co
dokładnie. Słuchawki skutecznie tłumiły wszelkie dźwięki z otoczenia, za co
była im wdzięczna. Poza tym dzięki nim mogła ignorować ludzi udając, że nie
słyszy, co mówią. W rzeczywistości nie zostały one nigdy użyte do słuchania
muzyki – Aline nakładała je, gdy chciała być sama.
Skończyła rysunek
nim się obejrzała. Poczuła ból w prawej ręce, którą chyba trochę za mocno
trzymała ołówek.
Przejdzie, nim
się obejrzy. Zawsze tak było.
Na kartce widać
było dementora, wynurzającego się z czerni. Wokół niego latała mucha-patronus.
Aline uśmiechnęła się w duchu. Już od dawna prześladowała ją wizja strażników
Azkabanu uciekających w popłochu przed malutkim stworzonkiem.
Przewróciła
stronę, a przed nią ukazała się biała kartka.
Czarnowłosa
wpatrywała się w nią, nie mając najmniejszego pomysłu na kolejne dzieło.
Dopiero po chwili
zdała sobie sprawę, że dziewczyny coś mówią.
Do niej.
Poczuła, jak krew
się w niej zaczyna gotować.
Czy one naprawdę
nie mogą zostawić jej w spokoju?! Czy zawsze wszyscy muszą jej zawracać gitarę?
Nie potrafią zrozumieć tego, że ona naprawdę nie ma ochoty z nimi rozmawiać?!
Pytanie powtórzyło
się, a Aline zamarła.
Tak.
Oczywiście,
kurna, że tak.
Z jakiegoś powodu
przybierała postać czarnowłosej dziewczyny. By nikt się, kurna, nie domyślił!
Ale nie, do jasnej cholery, te porąbane karteczki wszystko zawsze muszą
zdradzać! Nie mogą nie podawać nazwisk współlokatorów, nie! Zawsze, kurna,
choćby nie wie, jakby się starała, zawsze wszystko wychodzi przy pierwszym
sprawdzaniu listy obecności!
Czy ta rodzina
nie może się zlitować i wreszcie jej wydziedziczyć?
Nie! Zawsze,
kurna, trzeba odpowiadać na to samo cholerne pytanie, dotyczące jej cholernej
siostry-bliźniaczki!
Nawet nie
zauważyła, jak złamała kolejny ołówek.
- Jesteś siostrą
Luizy? - spytała Margaret.
„Nie” – miała ochotę
odpowiedzieć Aline, ale konsekwentnie milczała.
- Hej? Wszystko
dobrze?
„Tak, kurna,
jestem spokrewniona z największą divą świata. Słodką, miłą, przyjacielską i
dobrą do wyrzygania. Oczywiście, że wszystko jest zajebiście! Lepiej być nie
mogło! A już zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że takie osoby jak ty zawracają mi
głowę takimi pytaniami!”.
Margaret
przyglądała jej się oczekująco niebieskimi oczami.
Cholerny
niebieski.
Teraz trzeba odpowiedzieć,
nie? Oczywiście. Na tym polegają relacje międzyludzkie. Jakby one ją jakkolwiek
interesowały.
- Tak – wycedziła
bardzo wyraźnie. – Luiza jest moją siostrą bliźniaczką. A teraz bądź tak dobra
i odwal się ode mnie.
Złapała złamany
ołówek i zaczęła smarować nim po kartce, tworząc kolejne kreski, które
znajdowały się w głębokich wgłębieniach.
─────────────────────────────────────────────────────
James wypakowywał
ubrania z kufra, starając się ignorować swoich współlokatorów. Myślał o tym, by
jak najszybciej iść do kolegów i nie musieć przebywać w tym miejscu.
Trafił do pokoju
z niejakim Xawierem, chłopakiem w skórzanej kurtce z Francji, który natychmiast
zniknął z pokoju i Mathewem, miejscowym, który…
Był kujonem.
Ewidentnie.
Niezaprzeczalnie.
Okrągłe okularki,
pięć tysięcy tomiszczy w kufrze, ciągłe zadzieranie nosa i patrzenie na
wszystkich z góry go zdradziły.
James
przyspieszył, by jak najszybciej moc się stąd ulotnić, jednak nie był pewien,
czy będzie szczęśliwszy, jak znajdzie się wśród znajomych.
Od jakiegoś czasu
czuł się jak piąte koło u wozu, spędzając czas ze swoimi przyjaciółmi.
Nie sądził, by
nagle go wszyscy znielubili. Po prostu o jakiegoś czasu coraz mniej zwracali na
niego uwagę. Nie ignorowali, ale z prostych przyczyn nie mieli do niego żadnych
spraw. Gdy dzisiaj siedział przy stoliku i przyglądał się pozostałym, wreszcie
zrozumiał, jak mogła się czuć Maggie przez te wszystkie lata.
On ciągle żył
tylko i wyłącznie dla łączącej ich przyjaźni. Myślał o nowych psikusach i robił
wszystkie te rzeczy, które robili, jak byli młodsi. Jednak od niedawna zaczął
zauważać, że dla innych przyjaźń to nie wszystko. Doskonale zdawał sobie sprawę
z ukradkowych spojrzeń rzucanych Sharon przez Willa i rumieńców pojawiających się
na policzkach Margaret przy rozmowach z Alexem. Widział, jak ciągnie ich do
siebie i nie wiedział, co robić, bo zwyczajnie zaczął się czuć samotny.
Czy chciał się
zakochać?
Jeszcze niedawno
powiedziałby, że nie.
Miłość? Pfff, to
przecież bzdura.
Ale w wakacje
wszystko zaczęło się zmieniać.
Pamiętał, jak na
tydzień przyjechał do Nory i całej swojej rodziny. Miał o tyle fajnie, że
składała się ona prawie wyłącznie z dzieci, więc nie nudził się zbytnio. Jednak
prawdziwa zabawa zaczęła się, gdy przyjechała Victorie.
Z Teddym.
I pierścionkiem
na palcu.
Doskonale
wiedział, że to się kiedyś stanie. Tak naprawdę już wtedy, gdy przyłapał ich na
pocałunku w przedziale, jak rozpoczynał trzeci rok nauki w Hogwarcie.
Oczywiście, wtedy pokazywał tylko swoje zgorszenie zaistniałą sytuacją. Ale w
środku niezbyt wiedział, co czuć.
Oczywiście
rodzina przyjęła ich oświadczyny bardzo pozytywnie, ale jednocześnie też całkiem
normalnie. W końcu to było do przewidzenia, prawda?
Victorie cała
była we skowronkach, Teddy ciągle się uśmiechał i radośnie ciągle zmieniał
kolory włosów.
Tej nocy spał w
starym pokoju Rona razem z Jamesem. Chłopak nadal pamiętał rozmowę, którą wtedy
przeprowadzili…
James: Ted?
Śpisz?
Teddy *ziewając*:
Nie, a co?
James: Tak
naprawdę to nic…
*Cisza*
James: Od kiedy
ją kochasz?
Teddy *po
zastanowieniu*: Chyba od zawsze. Czemu pytasz?
James: Ale czy
zawsze kochałeś ją tak samo?
Teddy: Nie,
James, ale… czemu cię tak to interesuje?
James: Czyli
kiedyś kochałeś ją inaczej?
Teddy: Jak
siostrę. Potem, chyba na trzecim roku zacząłem czuć coś więcej… Jak się znowu
spytam, czemu mnie o to wypytujesz, to ponownie nie odpowiesz, prawda?
James: Prawda.
*cisza*
James: Jak to
jest się zakochać?
Teddy: Czekaj...
Chcesz mi powiedzieć, że nigdy nikt ci się nie podobał?!
*cisza*
Teddy: James?
James: Tak. To właśnie
chcę powiedzieć.
Teddy: James, co
jest?
James: Po prostu
się zastanawiam, czy to normalne.
Teddy: Eee… Twoje
serce czeka pewnie na tą odpowiednią.
James: Ale kiedy
ona się zjawi?
Teddy: W swoim
czasie?
James: Cały
problem polega na tym, że w Hogwarcie żadna dziewczyna mnie nie interesuje…
Teddy *tajemniczo*:
W Hogwarcie…?
James: Ted,
chcesz coś powiedzieć?
Teddy: Nie, skąd
to pytanie?
James:
Zachowujesz się, jakbyś o czymś wiedział.
Teddy: Idź spać.
James: To ma
związek z waszym zespołem?
Teddy: Powiedzmy.
James: O co
chodzi?
Teddy: Dowiesz
się… w swoim czasie.
James: Teddy,
cholero, o czym ty mówisz?
*cisza*
James: Teddy, nie
udawaj, że zasnąłeś!
Teddy: *udaje
chrapanie*
Niedługo świat
też się dowiedział o tych oświadczynach, jednak na pytanie, kiedy odbędzie się
ślub, wciąż nie ma odpowiedzi. Teddy i Victorie uznali, że mają jeszcze czas, a
teraz chcą się zająć swoim zespołem, Szarlatanami.
Swoją drogą
Jamesa ciągle zastanawiało to, jak to możliwe, że tak szybko stali się
rozpoznawalni. Owszem, od dawna zdawał sobie sprawę, że Victorie posiada
niebywały talent wokalny, a Teddy’emu całkiem nieźle idzie gra na gitarze,
jednak fakt, że tak szybko stali się ulubieńcami nastolatków ciągle pozostawał
zagadką.
W zespole byli
jeszcze ich dwaj przyjaciele – Max i Rudolf. Rudolf zawsze był trochę za cichy,
jednak pomimo tego, że mało mówił, wszyscy wiedzieli, że ma niemałe poczucie
humoru. Zawsze gdy się odzywał, wprawiał wszystkich obecnych w stan głupawki.
Gdy jednak okazało się, że od lat gra na perkusji, niewiele osób chciało w to
uwierzyć – w końcu chłopak, który rzadko kiedy się odzywa mógłby tak bardzo
hałasować?
Max grał na
gitarze basowej, miał włosy do pasa i gdy był w Hogwarcie sprawiał wrażenie,
jakby był wszędzie. Najpierw mijałeś go na korytarzu przy wejściu do pokoju
Gryfonów, a chwile później widziałeś go w Wielkiej Sali, jak opowiada wszystkim
jakąś historię. Niektórzy przypuszczali, że udało mu się złamać zakaz teleportacji,
on jednak nigdy nie zdradził, jak mu się to udawało.
Najbardziej jednak
wszystkich zadziwiała zawsze Victorie – prześliczna, blondwłosa willa o tak
delikatnej urodzie jak płatek róży. Pozornie słodka i niewinna… hahahaha! Nie. Trudno
znaleźć dziewczynę o mocniejszym charakterze i bardziej ciętym języku.
James zamknął
szafę, która już w całości zapełniona była ubraniami i zaczął wypakowywać
materiały do rysowania. Zauważył, jak Mathew obwiesza ściany kartkami, na których
ewidentnie znajdowały się materiały z lekcji.
Miał nadzieje, że
będzie mógł stąd uciec jak najszybciej.
Piąte koło u
wozu.
Czy aby stać się
równie ważnym musiałby znaleźć szóste? W końcu niektóre wozy tyle mają…
W myślach mignęła
mu twarz dziewczyny, którą dzisiaj zobaczył.
Luiza Lacroix.
Aaa! Uwielbiam Cię za ten rozdział! Ale i tak za krótko! -.- Czekam na następny <3
OdpowiedzUsuńDzięki za dedykację <3 Uwielbiam Ciebie, tego bloga, te rozdziały, tylko moim zdaniem jest ich za mało! Więc rusz się do pisania!
Pozdrawiam, Ali :*
A, i odpowiedź na pytanie:
UsuńRozdział nazwałabym "Czy to naprawdę siostry?!", przez to, że Aline się przyznaje, że Luiza jest jej bliźniaczką! /Slytherin.
Ali :*
Jezu.
UsuńKrótko?
Ja już nie wiem, ile ja mam pisać, by was zadowolić...
Co do pisania... TAK JEST! SĄ JUŻ TRZY STRONY KOLEJNEGO ROZDZIAŁU!
Poczekam na kolejne propozycje z rozdziałem :d. Wydaje mi się, że tak trochę za banalnie :D
Okej
Po całym tygodniu "depresji" weszłam na Twojego bloga z nadzieją na kolejny rozdział i jak tylko zobaczyłam magiczną 4 zamieniłam się w uśmiechniętego Willa :D a przechodząc do sedna Alex mówiący Willowi, że Sharon zniknęła z Christo, zachował się wrednie, ale i tak go za to lubię :D głos Amy w głowie Willa namawiający go do wyznania uczuć Sharon w 100% popieram i ten moment kiedy popatrzyli na siebie, kiedy była mowa o towarzyszu na życie :) Rozgotowane spaghetti podbiło mój mózg i warte jest zapamiętania. Coś czuję, że Aline i Sharon zostaną przyjaciółkami, a i z czasem ta pierwsza przekona się do Margaret. Aline jest metamorfomagiem <3 mucha patronus z kolei mucha jako patronus podbiła moje serce i spowodowała wybuch śmiechu, kiedy wyobraziłam sobie uciekającego "z krzykiem" dementora :D biedny James czujący się jak piąte koło, ale za to rozmowa z Teddym była epicka, wydaje mi się, że on już zadba o życie miłosne Jamesa w przyszłości ^^ co do Jamesa to zdecydowanie bardziej pasuje do niego Aline niż Luiza, mogliby nawzajem rysować swoje portrety :).
OdpowiedzUsuńCo do tytułu rozdziału to przyszedł mi do głowy "Papier i ołówek", jakoś najbardziej poruszyły mnie perspektywy Pottera i Aline.
Pozdrawiam Lome
P.S. Dziękuję za opowiadanie, które wprowadza trochę radości do życia, bez względu na wszystko :)
Świetny pomysł na rozdział! Jaki dom?
UsuńCieszę się, że tyle ci daję radości! Dla mnie tym samym było ujrzenie twojego komentarza :D.
Sumienie-Amy jeszcze się będzie pojawiać (na przykład w listach...).
Alex nie zachował się wrednie, tylko jak typowy chłopak :D. Zero wyczucia.
Rozgotowane Spaghetti... jak pisałam to porównanie to pomyślałam, że to idealnie opisuje uczucia wszystkich.
Zobaczysz jak to będzie z Sharon i Aline...
Jak pewnie wszyscy się orientują, Teddy jeszcze się pojawi...
Aline jest matamorfomagiem :D.
Jak to będzie z Jamesem jeszcze się przekonasz :D.
Chociaż, mogę ci zdradzić, jedna z rzeczy, o których powiedziałaś, spełni się.
Pozdrawiam
Okej
P.s. Nie ma za co. Dla mnie to też jest szczypta radości :D.
Dom to Hufflepuff. Nie mogę się doczekać pojawienia się Tedda :D i tego, która rzecz się spełni :D może to rysowanie portretów ^^
UsuńLome
Nie pamiętam, kiedy są urodziny, ale załóżmy, że mieszczę się w czasie :) rozdział nazwałbym... "ile kół powinien mieć wóz?"
OdpowiedzUsuńSam rozdział cudowny,.wspaniały, itede. Rozumiem brak czasu, bo mimo wszystko, więcej mamy go w roku szkolnym.
Weny!
Ireth
31 lipca :D.
UsuńMega pomysł na tytuł. Użyję go.
Brak czasu taki bolesny...
Okej
Hej!
OdpowiedzUsuńJa właśnie podczas twojej nieobecności zawitałam na tego bloga! I jestem zadowolona że się na to zdecydowałam xD. Według mnie twoja nieobecność nie była aż tak druzgocąca, jest dużo blogów gdzie te nieobecności są dłuższe. Ale mimo wszystko bede się cieszyć, gdy twoje rozdziały bedą dodawane tak jak do tej pory :D.
Moim zdaniem najlepszą niedoszłą parą tego blog są Alex i Maggie <3, choć Will i Sharon też są spoczko XD. Uwielbiam Jamesa. Naprawdę cieszę sie że to nie jest taki stereotypowy J.S. Potter, to jest drugi blog na którym James jest(w miarę xD) normalny. Proszę powiedz mi że on przełamie Aline i będą sie kochać <3 na zawsze! Choć trochę pod górkę mogą mieć B). Mam nadzieję że Will posłuch Amy, ale pewnie tak nie bedzie i będzie on myślał że Sharon i Christo ze sobą kręcą...
Komentarz nieskładny, ale ze mną tak jest więc! przyzwyczajaj się :D
Pozdrawiam i życzę weny :*
Gwen
Wiem, że nie była druzgocąca, niektórzy bowiem dodają rozdziały co miesiąc, sama jednak jestem czytelniczką i doskonale rozumiem, jak to jest oczekiwać rozdziału, który nie nadchodzi.
UsuńNie wiem, czy masz pojęcie, czy nie, ale komentarze, w których czytelnicy nawet nie mówią, że blog jest świetny, a jedynie przekazują swoje odczucia odnośnie bohaterów i ich relacji, strasznie mnie podnoszą na duchu. W końcu o to chodzi, byście ich lubili (lub nie) i oczekiwali dalszych części.
Jamesa chciałam stworzyć nowego - bardziej człowieka z krwi i kości z własnymi problemami i zainteresowaniami, a nie kolejnego Jamesa Pottera Seniora. Ludzie ciągle ich porównują i to mnie denerwuje - Przecież Junior to zupełnie inny człowiek!
Co do Aline... nic nie powiem. Będę rozwijać jej wątek i ukazywać jej historię, a co będzie z jej relacjami... wszystko w swoim czasie.
Czy tylko ja lubię Christa i Willa jednocześnie?
Oj składny, składny, żebyś ty widziała moje na niektórych blogach.
Okej
Żadna Luiza! A fuj!! :)
OdpowiedzUsuńA Christo hmm... pewnie trochę namiesza? Will pocierpi zanim wyzna co czuje? Tak tylko pytam :)
No to teraz wszyscy grzecznie czekamy na wybrankę Jamesa ( tylko pamiętaj, że to nie może być Luiza ale Alina nadawała by się idealnie) :D
Kreska dla Ciebie ----- :*
Luella
Czemu wy nie lubicie Luizy?
UsuńChristo... namiesza, choć może nie pod tym względem...
Grzecznie. Tak.
Kreska <3.
Okej
Ogólnie to rozdział bardzo dobry, Szczegółowo:
OdpowiedzUsuńCzy jestem jedyną osobą, która nie lubi Aline? Wydaje mi się taka egocentryczna. Chociaż to oczywiście tylko pierwsze wrażenie, jakie na mnie zrobiła, bo nie znam jej jeszcze. Z tego powodu dziwi mnie, że wszyscy nie lubią Luizy. Przecież znamy tylko relację jej siostry, która jest bardzo nieobiektywna i chyba nie do końca poczytalna. Dlatego mam nadzieję, że Luiza okaże się spoko i będzie z Jamesem.
Alex i Maggie <3
Christo musi coś namieszać, ponieważ Will nie może mieć tak łatwo :D (Ale i tak w końcu musi być z Sharon... Chociaż nie. Niech sobie Ruda bierze Christo, to Will zostanie dla mnie *buahahahaha*)
Przepraszam, że tak późno, ale trochę zapomniałam o Twoim blogu.
Aga
Nareszcie ktoś ma inne odczucia!
Usuńja osobiście nie czuję do niej jeszcze nic szczególnego - musiałam wprowadzić jej postać, ale nie oczekiwałam, że wszyscy ją pokochają.
mnie też dziwi, że wszyscy nie lubią Luizy - jak na razie nie okazała si3 suką (to może się zmienić), a Aline jest jej siostrą, a siostry...
Ech.
Christo namiesza. Oj, tak.
Chwila. Will jest mój. Choć ja mogę mieć jeszcze Christo (ta autorska wszehwiedza).
Grunt, że sobie przypomniałaś :D.
Okej
Spoko luz, każdy ma swoje życie! Bez spiny XD ale nie przeczę że czekałam na kolejny rozdział...O no i jest James! Mój ulubieniec! Nie jestem przekonana czy Luiza to trafny wybór...no cóż, pozostaje mi czekanie aż poznam ja lepiej :)
OdpowiedzUsuńZobaczymy, jak to będzie.
UsuńJa wiem, że to nie katastrofa, ale i tak jakos mi tak głupio no...
Jamesa lubię, a co do tych bliźniaczek... we will see.
Okej
Cześć. Wczoraj znalazłam Twojego bloga,nie przeczę, bardzo mi się podoba to ci i w jaki sposób piszesz. Cieszą mnie jakiekolwiek wzmianki o uczniach Hogwartu, których przedstawiła nam J. K. Rowling (mam na myśli słynnego Harry'ego Pottera oraz jego rówieśników). Masz znakomite poczucie humoru, które już ubustwiam. Jedyna rzecz, która mi się nie podoba (HEJTY POLECĄ) to cała miłość Alexa i Maggie. W pierwszym rozdziale ona już się zakochuje i później on nagle też. Bardzo przypomina mi to historię Ginny i Harry'ego. Troszkę naciągane, ale to tylko moje zdanie. Mam nadzieję, że James pozna Aline i to raczej ta bliźniaczka bardziej przypadnie mu do gustu. Pasowali by do siebie, oboje artyści.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko, czekam na następny rozdział. Dużo weny życzę!
Vinci.
Cieszę się na wieść o nowym czytelniku :D.
UsuńCo zabawne, w podstawówce moje poczucie humoru było uznawane za nudne suchary XD. Ale najwyraźniej na tym świecie istnieją normalne osoby.
Co do Alexa i Maggie - uważam, że ta miłość nie narodziła się ot tak sobie. Owszem, Alex od razu spodobał się dziewczynie, ale błagam - miły, przystojny chłopak i to jeszcze ona była plastikiem. Takim mega. To normalne, że uznała to za miłość, a nie zauroczenie. A to, że przez lata nic się nie zmieniło świadczy tylko o jej stałości uczuć. A Alexowi zaczęła się ona podobać dopiero z czasem. Ja osobiście nie potrafię wskazać momentu, w którym się zakochał, zwłaszcza, że sam tego jeszcze przed sobą nie przyznał :D. Będę bronić swoich racji!
Zobaczycie co będzie z Aline i Jamesem! Oni się jeszcze nie poznali :D!
Wzajemnie
Okej
Wymarzyłam sobie po prostu Alexa z Agathą.. jeśli na jakimkolwiek blogu jest zakładka "Bohaterowie" czy coś w ten deseń to od razu tam zaglądam. Zajrzałam zobaczyłam Alexa, przeczytałam wszystko co o nim tam napisałaś i się zakochałam w nim po prostu! (Nie pierwsza i nie ostatnia chyba) przeczytałam całą zakładkę i trafiłam na Agathe, która też mega mi przypadła do gustu! Chciałam ich razem :c mimo, że nigdy tak się nie stanie będę nadal zagorzałą fanką tego co i jak piszesz. A może kiedyś zrobisz zwrot akcji i oni się zakochają? (TO PYTANIE RETORYCZNE, NIE ZAPRZECZAJ, NIE NISZCZ MYCH MARZEŃ!) Haa! Widzę przedostatnie zdanie! Czyli może trafiłam z Aline i Jamesem! Jakoś tak mi się oni spodobało i ogarnęłam, że będą pasować kiedy dyrektor coś tam mówił o znalezieniu kogoś na resztę życia. I oboje tylko na nikogo nie spojrzeli. Wyobrażam sobie koniec ich pobytu.. dyrektor taki, że muszą się już niestety pożegnać, ale to co z nimi się tu stało, to kogo tu poznali zostanie z nimi na zawsze (bla, bla) i oni się na siebie spojrzą, bo będą wtedy parą, love. A Alex wtedy pocałuje Agathe. O tak! To jest to!
UsuńZapraszam do siebie jak by Ci się nudziło, ale okej, zrozumiem, jak nie zaciekawi Cię, bo to niby Dramione, ale nie, mega powalone i dzikie (jak ja :')) dobra, to chyba tyle, dużo weny życzę! Vinci.
PS1. Kiedy następny rozdział?
PS2. http://blaisezabinipmm.blogspot.com/?m=1 (zapraszam, tylko zapowiedź, "(NIE)PROLOG" i 1 rozdział na razie, ale mejbi Ci się spodoba.
Teraz to już naprawdę kończę. :p
Hejka! Vinci.
Pierwsza osoba shipująca Alexa z kimś innym niż Maggie :D.
UsuńTa wizja końca roku :').
Dobra, lecę do ciebie.
A rozdział już jest :D.
Okej
No, bo Alex i Agatha.. tak pięknie by razem wyglądali *.* ja wiem, że Ty wiesz, że ja mam rację z tym końcem roku (szczególnie z Alexem i Agathą) wiem, wiem, przeczytane, skomentowane^^
UsuńNa początku podziękuję Ci za dedyk 😀❤ Co do rozdziału zaciekawiła mnie Aline mam nadzieje ze będzie jej więcej. Hmm James czuje się samotny. Mam co do niego przypuszczenia, że może się w końcu zakochać, ale nic nie wiadomo 😁 Dyrektor z poczuciem humoru, w sumie przypomina mi trochę Dumbledore'a. Ogólnie rozdział jest suprmegazajebisty, chociaż myślałam, że może będzie troszeczkę dłuższy. Przepraszam ze dopiero teraz komentuje, ale też nie miałam za dużo czasu w wakacje, wiec Cie rozumiem. Pozdrawiam Wiktoria 😀
OdpowiedzUsuńOooo James chce się zakochać *o*
OdpowiedzUsuń