Czarodzieje,
Czarownice oraz bóg wie kto jeszcze!
O jezuniu.
Chcecie, bym zawału dostała?
Na. Blogu. Jest. Już. 400 (!). Komentarzy.
I prawie 7 000 wyświetleń.
Normalnie nie wierzę.
(…)
A teraz ogłoszenia parafialne:
!. zamówiłam już szablon na bloga,
czekam na odpowiedź szabloniarki.
@. Zmieniłam trochę zdjęcia w
zakładce BOHATEROWIE u głównych postaci.
#. Teraz trochę mniej
optymistyczny: nie wiem, czy za tydzień i za dwa wstawię rozdziały, gdyż
jeszcze nie są napisane, a ja będę na obozie i nie będę mieć kiedy tego zrobić.
Mimo to postaram się nadrobić w ten weekend i podczas nieobecności wstawić choć
jeden. Na pasku bocznym postaram się was na bieżąco informować, jak się sprawy
mają.
$. Co jeszcze…? Hmmm… O!
Zastanawiam się, ile was w rzeczywistości jest. Miałam zrobić ankietę odnośnie
czytania, ale przy obecnym szablonie odpowiedzi w niej są niemal niewidoczne.
Dlatego mam prośbę – czy osoby, które normalnie czytają, a nie komentują, mogą
wstawić komentarz z kropką obecności?
Okej, to chyba tyle.
A teraz czas na punktację domów!
(Ravenclaw rules)
Pytanie, tym razem z cyklu tych z
wiedzy o Harrym:
Jak
się nazywały stworzenia, które ciągnęły powóz Madame Maxime w czwartej części?
To tyle na dzisiaj.
Pozdrawiam
Okej
* * *
- Mam nadzieję,
że żadna z was nie polubiła Anemoni, gdyż w najbliższym czasie mam zamiar ją
zabić – powiedziała spokojnie Margaret, siedząc na spakowanym kufrze.
- Powiedziałaś to
już jakiś czterdziesty raz – uprzejmie przypomniała jej Greta, ale w jej dłoni
dziwnym zbiegiem okoliczności znalazł się nóż. – Co nie znaczy, rzecz jasna, że
ci w tym nie pomogę.
Sharon obrzuciła
wzrokiem obie dziewczyny, jednak zaraz wróciła do pisania czegoś zawzięcie w
jednym w jej notatniku.
- Ale ta baba to…
uosobienie wredoty! Kurde, Ethan mógłby się od niej uczyć. Choć kiedy
skomentowała jego pięknie rozjaśnioną grzywkę przez chwilę uznałam, że może
nawet ją polubię.
- Nie no, ale
Sharon, wygrałaś życie tym swoim komentarzem – dodała Victoria, próbując
przypomnieć sobie, czy czegoś nie zapomniała. – Powiało chłodem. Nawet Anemonia
się wzdrygnęła. Sharon? Sharon, czy ty mnie słuchasz?
Dochodziło
południe. Dokładnie o dwunastej wszyscy mieli się znaleźć przed szkołą przy
obręczy, jednak dziewczyny czekały, aż ich bagaże zostaną oddane pod opiekę
skrzatów. Jednocześnie po raz kolejny omawiały temat ich nowej nauczycielki
eliksirów.
Sharon podniosła
głowę znad notatnika.
- Tak. Powiało
chłodem. Anemonia się wzdrygnęła, masz rację.
- Muszę jednak
przyznać, że ma całkiem fajny pomysł na to wejście. Ale ty i Michael nie
możecie tego schrzanić.
Sharon
przewróciła oczami.
- Wiem. Choć mina
Anemoni, gdy się dowiedziała, że miałam prawie maksymalną ilość punktów,
leciutko zrzedła.
Margaret
parsknęła śmiechem.
- Najlepsze jest
to, że Alex mi mówił, jak kiedyś porządkowaliście stare akta szkolne i ona z
sumów miała taką samą średnią co ja i chłopcy.
Sharon spojrzała
na nią, nadal pisząc, co wydawało się prawie niemożliwe, a jednak, w jej
przypadku, wykonalne.
- Tak, ale zna
się na tym, co robi. Skończyła Oxford w dziedzinie eliksirów.
Margaret
spojrzała na nią wielkimi oczami.
- Oxford? To tam
jest taki kierunek?
Sharon
uśmiechnęła się diabolicznie.
- Jak wiesz,
gdzie szukać…
Zapadła cisza.
Victoria ponownie zerknęła na swoją kartkę z planem lekcji i numerem pokoju.
- Wiecie, kim
jest ta Mia Shinydragonfly? Albo może…
- Nie. Nie wiemy.
Proszę, nie pytaj nas znów o to samo… - zaczęła Greta, ale umilkła, gdy
zauważyła otwarte z przerażenia oczy Victorii, która wpatrywała się w jeden z
wyrazów na kartce, mając nadzieję, że takim spojrzeniem sprawi, że on zniknie.
Ale nie.
- Co jest?
Victoria zamiast
powiedzieć odwróciła karteczkę w ich stronę, by same mogły zobaczyć tę
potworność.
Tuż pod wpisaną
ładnym charakterem pisma lekcją zatytułowaną „Eliksiry” widniało nazwisko,
dobrze już im wszystkim znane.
Anemonia Elwira.
─────────────────────────────────────────────────────
- Will!
Williamie, zatrzymaj się!
Chłopak, słysząc,
że ktoś krzyczy jego imię, odwrócił się w kierunku, z którego dochodził głos.
Ujrzał biegnącą
po błoniach ku niemu Amy, a jej warkoczyki podskakiwały w rytm kroków. W ręku
jak zwykle trzymała książkę.
Gdy do niego
dobiegła oparła dłonie na kolanach i starała się złapać oddech.
- Co jest? –
spytał Will, uśmiechając się do niej jak zawsze.
Dziewczynka
uniosła rękę w geście nakazującym ciszę.
- Myślałam… że…
już… wyjechaliście – wydyszała.
Will spojrzał na
nią, oczekując na dalszą część wypowiedzi.
Dziewczynka
wzięła parę krótkich wdechów, zanim znów zaczęła mówić.
- Dobra. Już mi
lepiej. Biegłam tu od samej kuchni.
- Aż tak ci
zależało?
Amy uśmiechnęła
się.
- Nie, ale
uznałam, że tobie może zależeć.
Will nie do końca
rozumiał, czemu tak dobrze dogadywał się z tą pierwszoklasistką. A już z
pewnością nie miał pojęcia, czemu trafiła ona do Hufflepuffu. Zdecydowanie
bardziej nadawała się na Ravenclaw. Przez te parę dni, jakie spędziła w zamku,
wykazała się już parę razy inteligencją przekraczającą normy dla jej wieku.
- O co chodzi? –
spytał, szczerząc się do niej.
Dziewczynka
spojrzała w górę, by nawiązać kontakt wzrokowy. Will był od niej prawie dwa
razy wyższy.
- Po pierwsze,
twoja książka – Amy wyciągnęła w jego kierunku „Ruiny Gorlanu”. – Nie
wiedziałam, że będzie tak zajebista. Serio. Owszem, wolę opowieści z magią, ale
„Zwiadowcy” mają w sobie coś magicznego i bez tych latających w koło zaklęć.
- Wiedziałem, że
ci się spodoba. Też kochasz Halta?
- Jezu, uwielbiam
– Amy usiadła na ziemi, by zawiązać buta. – On naprawdę awansował w rankingu
moich ulubionych postaci. Owszem, nikt nie pokona Thalii Grace, ale Halt jest
już bardzo blisko.
- Poczekaj, aż…
dobra, nie będę ci spojlerować. Ale wiesz, że muszę już iść? Jestem już
spóźniony, a Anemonia jeszcze mnie skarze na męki piekielne…
- Dobra.
Rozumiem. Ale czekaj chwilę.
Will spojrzał na
dziewczynkę nic nie rozumiejąc.
- Na co? –
spytał.
- Słuchaj,
chciałam ci powiedzieć, że… - na chwilę zamilkła. – Przypominasz mi Willa.
Stojący przed nią
chłopak parsknął śmiechem.
- Może dlatego,
że mam tak na imię?
Amy też
zachichotała.
- Mówię serio,
Will. Nie tylko z wyglądu. Chcę ci tylko powiedzieć, żebyś…
Za plecami Willa
rozległ się krzyk Anemoni, która patrzyła na zegarek ze złością i z prawie
zabijała wszystkich maruderów wzrokiem.
- Amy, ja serio
muszę już iść… - jęknął, a z jego twarzy znikł uśmiech.
- Dobra. Ale… Mam
prośbę, bo zobaczymy się pewnie dopiero za pół roku…
Will spojrzał na
nią pytająco.
- Powiedz do tej
pory Sharon, co do niej czujesz, okej?
Zanim chłopak zdążył
odpowiedzieć, ona zniknęła w zamku. Jakoś nie dziwiło go to, że się domyśliła.
Szkoda tylko, że,
w przeciwieństwie do książkowego bohatera, on nigdy nie będzie mieć na to
odwagi.
─────────────────────────────────────────────────────
Aline Luiza
Lacroix siedziała jak zwykle samotnie przy stole w rogu.
W każdym razie
starała się siedzieć samotnie. Przy takim natłoku ludzi w stołówce było to
niewykonalne.
Postarała się
jeszcze bardziej odsunąć od swoich towarzyszy, po czym położyła głowę na
rękach.
Niech ten
pieprzony Hogwart wreszcie się zjawi, by mogła uciec do pokoju.
Stołówka, jak
wszystko w szkole Magictime, była utrzymana w kolorystyce
biało-zielono-czerwonej. Ściany były zbudowane z idealnie wygładzonych cegieł,
a na podłogę składały się białe panele, bez wątpienia okryte warstwą magii
ochronnej. Po jednej ze ścian piął się bluszcz, chociaż wszystko znajdowało się
wewnątrz budynku.
Aline starała się
nie zerkać w stronę innych osób z Beauxbatons, które już zajęte były rozmową z
uczniami Drumstrangu i Magictime. Jej wzrok od razu przykuł widok piękniej
blondynki, wokół której już zgromadziło się paru chłopaków. Jej niebieskie oczy
wesoło błyszczały, a uśmiech rozświetlał twarz, nadając jej wygląd cholernej
Afrodyty, która zstąpiła na ziemię, by zaszczycić śmiertelników swoją
obecnością.
Aline pochyliła
głowę, by ciemne włosy opadły jej na twarz i ją zakryły. Przez chwilę
obserwowała jeden z czarnych kosmyków, który nienaturalnie poruszał się w rytm
nieistniejącego wiatru.
Nie chciała już
patrzeć na Luizę Aline Lacroix.
Nigdy.
- Cześć, piękna. Jesteś
z Beauxbatons? – usłyszała nad sobą głos z akcentem.
Podniosła głowę i
jej oczy uchwyciły spojrzenie ciemnookiego chłopaka z prawie białymi włosami.
Wesołe iskierki tańczyły w jego oczach tak, że sprawiał wrażenie osoby wiecznie
mającej się z czego śmiać.
- Nie powinno cię
to obchodzić – odwarknęła, prawie bez akcentu.
- Ależ obchodzi.
- W takim razie
niech przestanie.
Blondyn wzruszył
ramionami i dołączył do dużej grupki wewnątrz Sali.
Cieszyła się, że
chłopak sobie poszedł, bo musiałaby być wobec niego jeszcze bardziej wredna, a
nie zawsze sprawiało jej to przyjemność. W przeciwieństwie do samotności.
I ciszy.
W momencie gdy
pomyślała słowo „cisza”, rozległ się huk na całą salę. Pozostali przerwali
rozmowy, by rozejrzeć się w poszukiwaniu źródła dźwięku.
Aline również
uniosła głowę i ujrzała, że przy ścianach stoją nastolatkowie w szaro-czarnych
mundurkach, trzymając różdżki wycelowane w środek sufitu. Na jakiś niewidzialny
znak wszyscy wystrzelili z nich kolorowy płomień. Jedni czerwony, inni
niebieski, byli też tacy, którzy użyli żółci i zieleni. W każdym rogu Sali dominował
inny z kolorów. Płomienie uniosły się wysoko nad głowami uczniów pozostałych
szkół i utworzyły ogromny herb Hogwartu, zakrywający cały sufit. Po chwili on
wyblakł, a na chłopców i dziewczyny spadł kolorowy pył.
Rozległy się
brawa, a Aline tylko schowała głowę z powrotem w ramiona.
Hogwart nareszcie
przybył.
─────────────────────────────────────────────────────
Margaret tak
zdziwił widok Sali, w której się znalazła, ze prawie zapomniała o wystrzeleniu
niebieskiego płomienia.
Stołówka, gdyż
bez wątpienia była to stołówka, niczym nie przypominała hogwardzkiej Wielkiej
Sali, choć również robiła całkiem dobre wrażenie. Była idealnie wielkości
obręczy, więc teraz wszyscy uczniowie Hogwartu stali pod jej ścianami. Od
strony przeciwnej do dwuskrzydłowych drzwi stała platforma, na której mieścił
się stół nauczycielski, a dla uczniów przeznaczone były sześcioosobowe stoły,
ustawione w wielu rzędach. Na środku panował tłok – tam najwyraźniej, przy
jednym ze stolików, powstał ośrodek życia towarzyskiego.
Zerknęła na
Alexa, który w towarzystwie uśmiechniętej Sophie, wystąpił z szeregu. Zauważył
ją i mrugnął do niej.
Dziewczyna
poczuła, jak się rumieni.
„Serio?” –
pomyślała. – „Sześć lat minęło, a ja nadal nie mogę się przestać czerwienić?!”
Oczy wszystkich
zwróciły się na przedstawicieli domów i zapadła niezręczna cisza.
- Och, wróćcie do
swoich zajęć, my tylko przechodziliśmy – mruknęła Sharon, a Margaret parsknęła
śmiechem.
Z resztą nie
tylko ona. Parę osób, które ją usłyszało, też nie mogło powstrzymać uśmiechu.
Sytuację uratował
przystojny mężczyzna po pięćdziesiątce, zajmujący najwyższe krzesło przy stole
nauczycielskim. Margaret wywnioskowała, że jest on dyrektorem tej szkoły.
- Och! Przybyli i
uczniowie Hogwartu! Usiądźcie, proszę, za chwilę rozpocznie się obiad!
Jego jasne włosy
sprawiały wrażenie, jakby ich dziś nie czesał, tak samo jak niechlujny zarost.
Miał na sobie granatowo-czarną szatę, którą chyba zapomniał wyprasować. Mimo to
wyglądał na całkiem miłą osobę i… eee… odpowiednią do tego zawodu?
Margaret nie
miała pojęcia.
Obok niego przy
stole siedzieli dwaj inni dorośli. Ponieważ zaraz potem dołączyła do nich
McGonagall, dziewczyna domyśliła się, że są to pozostali dyrektorzy.
Kobieta siedząca
na lewo od dyrektora Magictime miała czarne włosy przyprószone siwizną i oczy
ciemne jak smoła oczy. Była wysoka. I nie chodzi to o zwykły, wysoki wzrost jak
u Willa czy nawet Grety. Ona siedząc przewyższała stojącą McGonagall..
Margaret
przypomniała sobie, jak czytała o zagranicznych szkołach. Dowiedziała się
wówczas, że Dyrektorką Beauxbatons jest Madame Maxime. Ponieważ nie sądziła, by
tak miał na imię mężczyzna o rudawych włosach siedzący obok wysokiej kobiety,
szybko domyśliła się, że to właśnie ona nosi takie nazwisko – rudy mężczyzna
musiał być w takim razie dyrektorem Drumstrangu, Georgiewem.
Margaret
zamrugała. Nie sądziła, że pamięta te wszystkie nazwiska.
─────────────────────────────────────────────────────
Sharon
odetchnęła, gdy pozwolono im usiąść.
Przynajmniej nie
będzie musiała stać od ścianą, a to już coś.
- Ej, Maggie,
idziesz ze mną poznać nowych ludzi? – spytała koleżanki, stojącej zaraz obok
niej.
- Nie mam wyboru
– uśmiechnęła się blondynka, zerkając przez ramię.
Sharon mogła się
założyć o pokaźny wór galeonów, że patrzyła na Alexa.
Przy stole
pośrodku stał całkiem spory tłum, zrzeszający uczniów Magictime, Drumstrangu i
Beauxbatons. Powoli dołączali do nich również nowo przybyli.
Sharon zmierzyła
wszystkich wzrokiem.
Najbliżej niej
stała para, zawzięcie dyskutująca po bułgarsku. Dziewczyna miała dredy,
sięgające do połowy pasa i zieloną bluzę – najwyraźniej oni nie musieli przybyć
w mundurkach. Stojący obok niej chłopak miał figurę tancerza, ciemne włosy i
niebieskie oczy. Sharon wiedziała, że przy poznawaniu ludzi nie zwraca się na
początku uwagi na kolor tęczówek, ale jego miały tak elektryzującą barwę, że
nie sposób było tego nie zauważyć.
Usłyszała
strzępek ich rozmowy, a jej mózg z trudem to przetłumaczył. Przypomniała sobie
słowa, których nauczyła się jeszcze przed rozpoczęciem magicznej edukacji.
Owszem, próbowała je sobie odświeżyć przed wyjazdem do nowej szkoły, jednak nie
wszystko pamiętała.
On: …coś tam, coś tam… gdzie jest Christo?
Ona: …Nie mam pojęcia. Pewnie… coś tam… z
dziewczynami.
Sharon
zrozumiała, że ostatnie „coś tam” znaczyło flirtuje.
On: Pewnie masz rację… coś tam… może go
poszukać?
Ona: Nie ma po co. Patrz, tam jest!
Dredówna
wskazywała palcem na idącego w kierunku tłumu na środku sali chłopaka.
Sharon zauważyła,
że miał jasne włosy. Prawie białe. Wydawało jej się, że skądś go kojarzy, ale
nie mogła sobie przypomnieć, skąd. Gdy stanął obok przepięknej blondynki,
stojącej pośrodku tłumiku innych chłopaków, Ruda zobaczyła jego twarz.
Wciągnęła
gwałtownie powietrze.
To był ten koleś
ze sklepu.
─────────────────────────────────────────────────────
- Maggie,
zaczekaj tutaj – powiedziała Sharon, przez chwilę mając minę, jakby zobaczyła
ducha. Chwilę potem się opanowała i ruszyła w kierunku środka tłumu.
Margaret za długo
znała Sharon, by potraktować jej polecenie jako wiążące.
Przepychała się
miedzy ludźmi za dziewczyną, przeklinając umiejętność Sharon do znajdywania
dziur, przez które mogła się przecisnąć. Ona nie miała pojęcia, jak nie wpaść
na każdą napotykaną osobę.
Sharon stanęła
przy grupce chłopaków, otaczających blondynkę.
Dziewczyna była
tak przepiękna, że przy niej Emily wyglądała jak szara myszka. To był ten
rodzaj piękna, którego nie da się zepsuć niczym – nawet usmoleniem twarzy, czy
nie myciem się przez rok. Wyglądała prawie tak, jakby wokół niej tworzyła się
poświata. Jej włosy wyglądały prawie jak u
jednorożca, do tego miała idealną figurę klepsydry.
Margaret poczuła,
że jest jej słabo.
Sharon nie
zaszczyciła piękności ani jednym spojrzeniem (Margaret nie bez satysfakcji
zauważyła, że słodziutki uśmiech blondynki zgasł). Zwróciła się do chłopaka
stojącego na skraju grupy.
Miał jasne,
prawie białe włosy i ciemne, wesołe oczy. Rzadkie połączenie.
Teraz jednak
patrzył się na rudowłosą jakby oświadczyła mu, że tak naprawdę jak kosmitą
przybywającym z planety, którą lizaki porastają jak drzewa, a rzekami zamiast
wody płynie maślanka.
- Christo –
powiedziała bezbarwnie Sharon, krzyżując ręce na piersi.
Chłopak nagle
rozpromienił się.
- Sharon.
Margaret patrzyła
to na jedno, to na drugie.
- Wy się znacie?
– spytała.
- Nie –
odpowiedzieli równocześnie, a jasnowłosy dodał: - Nawet nie wiedziałem, że ona
wie, jak mam na imię.
- Ja wiem
wszystko – powiadomiła go Sharon.
Już się
uśmiechała.
- Dziwne
spotkanie – powiedział Christo, a oczy mu się zaświeciły, gdy zmierzył ją
wzrokiem. – Normalnie neveroyatno /niewiarygodne/.
Margaret mogła
powiedzieć tylko tyle, że to, co powiedział, nie było po francusku.
Sharon
uśmiechnęła się tylko diabolicznie.
- Vsŭshtnost, se chiftosvat /Faktycznie, kolego/.
Jasnowłosy
zamrugał i wyszczerzył się jeszcze szerzej. Odszedł od grupy i złapał Sharon za
rękę. Bezceremonialnie pociągnął ją na drugi koniec Sali, zostawiając Margaret
samą. Usłyszała tylko, jak mówi: „Ty, ruda, jesteś najbardziej neveroyatno osobą, jaką znam”.
Margaret
odwróciła się w kierunku pozostałych, którzy byli świadkami tej sceny.
- To było… dziwne
– stwierdził łamanym angielskim chłopak w skórzanej kurtce, który stał
najbliżej blondynki i wyglądał jak jej ochroniarz. Po akcencie Margaret
poznała, że jest francuzem.
- A ti? Jak maszi
na imi? – spytała blondynka. Miała słodki głos, który podkreślał francuski
akcent.
- Margaret –
odparła dziewczyna, zastanawiając się, jak trudne będzie to do wymówienia dla
tej dziewczyny.
- Ładnie –
mruknął chłopak w skórzanej kurtce.
- Ja jestim Luiza
Lacroix. Ci ciałabiś…
Przerwało jej
pojawienie się chłopaka.
Margaret nagle zdała
sobie sprawę, jak podobny jest on do Luizy. Podobnie idealny. Posiadał przepiękne,
jasne włosy, które w dotyku musiały być miękkie niczym pierze. Opalona twarz
miała idealne rysy, a ciało było umięśnione i wysportowane.
Biały uśmiech był
jednak przeznaczony nie dla piękności, siedzącej przy stole, a Margaret.
- Dzień dobry –
powiedział uprzejmie Alex, przelotnie patrząc na Luizę, która się zaróżowiła
(ona się nawet, cholera, czerwieni jak dama!). – Pani wybaczy, ale muszę porwać
na chwilę pani rozmówczynię.
- Och, a ni
możesz chwilę zostaci? Ciałabim zapitaci cię… znaci ją o jedną rzeci…
Luiza obdarzyła
go najpiękniejszym uśmiechem, jaki Maggie w życiu widziała.
Poczuła ukłucie w
sercu. Oczywiście. Oni przecież do siebie idealnie pasują. Oczyma duszy
widziała jak Luiza zatrzyma go teraz przy sobie, poznają się bliżej, a jeszcze
dziś wieczorem Alex poprosi ją, by była jego dziewczyną, a potem wezmą ślub i
będą mieć prześliczne dzieci, przypominające aniołki, a potem…
- Niestety, ma belle /moja piękna/, ale sprawa ta
wymaga niezwłocznej interwencji tej o to tutaj damy – przerwał jej szybko Alex,
uśmiechając się przepraszająco.
Margaret
uśmiechnęła się identycznie.
No, może prawie.
U niej była taka
mała, malutka nutka satysfakcji.
Amy zaczyna być moim drugoplanowym mistrzem :D Jej prośba do Willa spowodowała wyszczerz na mojej twarzy.
OdpowiedzUsuńWejście Hogwartu i komentarz Sharon genialne aż żałuję, że tego nie widziałam na żywo.
Przez chwilę rozkminiałam jaki koleś ze sklepu, ale po chwili moja genialna pamięć ożyła, coś czuję, że będzie się z nim sporo działo, a biedny Will będzie zazdrosny o swoją miłość życia.
Wyobrażenie Maggie na temat Alexa i Luizy po raz kolejny wywołało u mnie uśmiech :D
Ciekawe czego chciał od Margaret Alex, coś czuję, że ta niezwłoczna interwencja dotyczy Sharon i Christo ^^
Swoją drogą czy Luiza i Aline to siostry lub siostry bliźniaczki?
Pozdrawiam i życzę udanej zabawy na obozie
Lome
Oj, Amy się jeszcze pojawi :D.
UsuńKoleś ze sklepu :D. A, taki tam przypadkowy sprzedawca...
Z nim się będzie sporo działo - zdradzę, że Christo to jeden z moich ulubionych bohaterów.
Wyobraźnia Maggie inspirowana wyobraźnią mojej przyjaciółki :D.
Zobaczysz *diaboliczny uśmiech*.
Co do Luizy i Aline - możliwe...
Dzięki
Okej
Aaaaaaaa...
OdpowiedzUsuńWill czyta Zwiadowców ... umieraam
Ja ja kocham HALTA!!!
...
huehue
...
dobra ogarniam się
Fajne porównanie Willa i Sharon do Willa i Alyss
Brawo siostro :]
Dobra a teraz mów kim jest ta Aline...
Alex i Maggie ...mmm..jak słodko
Odpowiadając na twoje pytanie powóz Madame Maxim ciągnęły wielkie skrzydlate konie [nie pamiętam ile ich było (chyba z tuzin albo coś około tego) i jakiego były koloru...
pozdrawiam Orzełek
HALT <3.
UsuńAle wiesz co jest najlepsze? Ja stworzyłam postać Willa ot tak sobie, z głowy. A potem przeczytałam Panią Noc. I mi strasznie przypomniał Juliana. A potem przeczytałam trzeci raz Zwiadowców. I to było takie - WTF?! WILL TO PRZECIEŻ WILL!
A teraz zastanówmy się nad logiką mojej poprzedniej wypowiedzi.
Niestety, ale chodziło i o konkretną nazwę. Hope ją podała i to Gryfy mają punkty ;-;.
Okej
Boski rozdział :D
OdpowiedzUsuńMam nadzieje ze Will posłucha małej Amy XD i Christo nie narobi bałaganu... Maggie i Alex... Kocham ich <3 A jezeli chodzi o zagadkę to byly to ogromne niebieskie skrzydlate konie, najbardziej mnie rozbawiło to ze piły whisky... Abraxany czy jakos tak
Czekam na nexta :P
I życzę
Duuuuuuuuużo weny :D
-Gryfonka
Ależ Christo narobi mnóstwo bałaganu!
Usuń*ekhem... kisiel... ekhem*
Super! Podałaś nazwę! I 10 punktów dla Gryffindoru!
Dzięki za wenę, przyda się.
Lecę pisać następne rozdziały *ktoś musi*.
Tak btw to kto jest za stworzeniem maszyny, która by przelewała wszystkie moje myśli na papier tudzież monitor? Byłoby prościej...
Okej
A cóż to, nowa postać! Ciekawie się zaczyna z Aline, ciekawie... O Alex i Margaret! To chyba moja ulubiona para :D
OdpowiedzUsuńStrasznie się cieszę.
UsuńNowa postać Rules.
Okej
Tak... postać Amy jest zajebista!!! Nie mogę się doczekać następnych rozdziałów B)
OdpowiedzUsuńJezu, dziękuję!
UsuńNastępne rozdziały już niebawem!
Tyle, że właśnie zaczęłam czytać GoT, więc...
BĘDĄ!!!
Jeden właśnie kończę!
Okej
Uwielbiam to czytać <3
OdpowiedzUsuńTe słowa dla mojego serca, są jak Nutella w znaleziona w szafce :D.
UsuńOkej
<3 Uwielbiam to opowiadanie. Mogłabym je czytać i czytać, tylko rozdziałów brakuje! Mam nadzieję, że będą szybko <3 Już nie mogę się doczekać! Tyle tajemnic :o Masakra!
OdpowiedzUsuńWill ma być z Sharon <3
Alex ma być z Maggie <3
Jamesa mało teraz jest :/
Christo wprowadza zamęt. Jakoś go nie lubię.
W ogóle pierwszy raz tu komentuję <3 Ale jestem, czytam i dawaj kolejną porcję mojej miłości (czytaj: opowiadania <3)
Zasłodziłam serduszkami :p
Pozdrawiam i czekam,
Ali :*
Tajemnic dużo...? Żebyście wy wiedzieli, co ja mam w planach!
UsuńJamesa będzie więcej, muszę tylko wprowadzić nowe wątki :d.
Will&Sharon <3.
Ja tam Christa lubię (#teamChaos)
Strasznie dziękuję za komentarz to daje tyle weny, że aż! serce skacze!
Serduszka <3.
Okej
Mogę Ci wstawić kropkę, kreskę, kółko czy co tylko chcesz tylko napisz już kolejny rozdział :*
OdpowiedzUsuńLuella
Pisze się, jutro lub pojutrze będzie wstawiony! Staram się, by był długi, by wam pokazać, że nie porzuciłam. To kwestia tego, ze nie byłam w domu od miesiąca i dostałam w moje łapki GoT...
UsuńI dzięki za kreski :D.
Okej
"Wróćcie do swoich zajęć, my tylko przechodziliśmy." You made my day XD
OdpowiedzUsuńLecem cytać dalej!