niedziela, 5 czerwca 2016

Rozdział @!. "Go...ściem... bądź! Gościem bądź! Sprawdź obsługę naszą, siądź!"... znaczy się: potrzebujemy jeszcze rąk do pomocy

Czarownice, Czarodzieje oraz inne magiczne istoty!

Dziś notka krótka.
Po pierwsze – pierwsza scena jest piękna.
Po drugie – scena Will&Alex jest smutna.
Po trzecie – To przedostatni rozdział trzeciej części.
Po czwarte – Czwarta część będzie najdłuższa.
Po piąte – Tak, ja żyję.
Po szóste – Przepraszam, że tak długo musieliście czekać

Pozdrawiam
Okej

* * *


Sharon leżała w łóżku i podświetlała co jakiś czas znajdujący się na ścianie zegar.
Wskazywał godzinę drugą nad ranem, a ona nie była w stanie zasnąć.
Jutro… znaczy się dzisiaj Alex urządzi, razem z nimi, przyjęcie urodzinowe. Tak się złożyło, że na świat przyszedł trzydziestego sierpnia, więc jego najlepsi przyjaciele już nie wracali do domu. Matka Alexa zobowiązała się dostarczyć ich na peron numer 9 i ¾.
A, że matka Alexa posiadała pewien rodzaj władzy, rodzice Sharon szybko się zgodzili.
Nagle ciche pukanie do drzwi przerwało panującą wokół ciszę, do której już się przyzwyczaiła.
- Proszę – szepnęła w ciemność.
Usłyszała, jak drzwi otworzyły się, jednak pozostało ciemno, więc dziewczyna nie wiedziała, kto wszedł, dopóki ten ktoś się nie odezwał.
- Hej – powiedział cicho Will.

- Co ty tu robisz? Jest druga w nocy! – krzyknęła na niego szeptem.
Była pewna, że się zaczerwienił.
- Eee… przepraszam, jeśli cię obudziłem – powiedział, a ona od razu wyczuła, że coś jest nie tak.
Usiadła.
- Nie obudziłeś. Nie spałam – uśmiechnęła się pocieszająco. Wątpiła, by ją zobaczył, ale wiedziała, że pewnie i tak wyczuł, jaką ma minę. – Co jest? – spytała troskliwie.
Głos z ciemności odezwał się.
- Nie mogę zasnąć – powiedział, jakby się przyznawał, że zrobił coś złego.
Sharon wyciągnęła rękę w kierunku miejsca, w którym powinien się znajdować i natrafiła na ubranie. Pod spodem wyczuła jego brzuch. Will nie należał do umięśnionych chłopaków posiadających sześciopak, jak Alex, ale był też chudszy od Jamesa. Ani za twardy, ani za miękki. Sharon ze zdziwieniem odkryła, że uważa, iż jest w sam raz.
Chłopak natychmiast złapał ją za dłoń, a ona przyciągnęła go do siebie, by usiadł obok niej.
- Czemu? – spytała, gdyż wyczuła, że kryje się za tym jakiś poważniejszy powód.
Chłopak westchnął.
- Nigdy nie spałem sam.
- Jak to?
Will poczuł, jak dziewczyna ponownie się kładzie. Nie zajmowała nawet połowy całego posłania.
On dalej siedział.
- Chodzi o to, że w całym swoim życiu nigdy nie byłem sam w pokoju.
Był pewien, że dziewczyna posyła mu zdziwione spojrzenie.
- W domu pokój dzielę z Patrickiem, na obozach zawsze byłem w przynajmniej pięcioosobowych pokojach, w Hogwarcie jesteśmy w dormitoriach, a teraz… po raz pierwszy jestem sam w pokoju. Nie ma szans, bym był w stanie zmrużyć oko. Zawsze usypiał mnie czyjś oddech.
Sharon chciała go przytulić. Cieszyła się, że do niej przyszedł, a nie do nikogo innego, nie wiedziała jednak, dlaczego tak myśli.
- Do chłopaków nie pójdę, bo z pewnością śpią – parsknął Will. – A poza tym, nie wiem, czy by zrozumieli.
- Okej. Chcesz, możesz tu ze mną poleżeć chwilę. Albo przenieść się na łóżko Margaret. Mi to obojętne.
Will siedział chwilę. Czuł za sobą ciepło promieniujące od dziewczyny. Zapragnął nagle położyć się obok niej i zasnąć. Nic więcej. Po prosu wiedzieć, że jest obok.
- Dzięki – powiedział jednak. – Idę jak na razie do Margaret. Jutro zobaczymy, co dalej.
- Zawsze możesz spać ze mną… – wymsknęło się Sharon, zanim zdążyła ugryźć się w język. – …Albo z Jamesem… czy Alexem… – dodała, chcąc brzmieć niezobowiązująco.
Usłyszała, jak Will kładzie się parę metrów dalej.
- Dobranoc – powiedział.
- Dobranoc.
Dziewczyna zasnęła wsłuchana w jego uspokajający się oddech.
─────────────────────────────────────────────────────
- NO EJ, MIAŁEŚ SPAĆ!!! – krzyknął James od progu drzwi do pokoju Alexa.
Jak zawsze obudził się pierwszy. Po ubraniu się od razu poleciał do pokoju Sharon, gdzie zastał również Willa, co go trochę zdziwiło, ale postarał się nie wyrażać tego na głos. Kazał im wziąć prezent dla chłopaka. Mieli w planie obudzić go śpiewając „sto lat”, ale w momencie otwarcia drzwi zastali Alexa siedzącego na łóżku i przeciągającego się.
Pokój Alexa był naprawdę duży, jednak mniejszy, niż można by się spodziewać po całym jego domu. Był pomalowany na biało, ale miał ciemną podłogę, przez co nie wyglądał jak hol. Ścianę, na której znajdowały się drzwi, w całości zajmowały książki w różnej tematyce. Niektóre z całą pewnością nie pochodziły ze świata czarodziejów, jak „Kod Leonarda Da Vinci” Dana Browna (przyjaciele wiedzieli, że z jakiegoś powodu chłopak ma świra na punkcie mugolskich książek). Poza tym jedną z krótszych ścian zajmowała biała szafa, a tę równoległą do półek z książkami zdobiło olbrzymie okno, z którego rozciągał się przepiękny widok na wille wokół. Przed nim stało duże biurko. Pod czwartą ze ścian było łóżko, na dzień składanym na kanapę, a w rogu stało pianino.
- STO LAT, STO LAT – zaintonowała Sharon, ignorując nieśpiącego blondyna. Po chwili dołączył do niej Will i James, nadal zawiedziony, że nie udało im się zaskoczyć kolegi.
Alex spokojnie wysłuchał wycia przyjaciół, a jego usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, mimo że ich talent podbiegał pod wątpliwość.
Gdy skończyli, Sharon powiedziała głosem nieznoszącym sprzeciwu.
- A teraz, mój drogi, przyjmiesz ten prezent i, jak na cywilizowanego człowieka przystało, będziesz się z niego cieszyć.
- Jak widzę, nie mam innego wyboru – zaśmiał się chłopak.
- Zaiste – powiedział James. – Ale nadal uważam, że miałeś spać.
- Maggie zadzwoniła – wyjaśnił chłopak, wskazując na jedyny w całym domu telefon stacjonarny, stojący na szafce przy jego łóżku. Jego matka długo się wzbraniała przed jego kupnem, jednak po długich przekonywaniach („mamo, nie będę pisać do kolegów listów, by im powiedzieć, jak trafić, gdy się zgubią!”) Alexowi udało się go dostać. 
- Powiedziała, że zaraz wychodzi z domu. Będzie za godzinę.
Sharon uśmiechnęła się.
- To dobrze. Będzie dodatkowa para rąk do pomocy. Mamy jeszcze od cholery roboty, a zaproszenia są na… czekaj…
- Na piątą – dopowiedział Will. – A roboty mamy rzeczywiście od cholery, chociaż tort i babeczki już zrobiłem.
Sharon podeszła do Alexa i wręczyła mu małą, szczelnie opakowaną papierem w balony paczuszkę.
- Wszystkiego najlepszego. Typowa formułka, etc. A teraz otwieraj.
- Tak jest, jaśnie pani – powiedział, rozrywając papier.
Wewnątrz było małe, czarne MP3.
- Od nas wszystkich. Nie było drogie. Moja matka pracuje w sklepie z elektronikami, więc mam kontakty – uśmiechnęła się.
- Wow, to… - Alex nie mógł znaleźć słów. Od kiedy dowiedział się o istnieniu tego urządzenia, chciał je dostać, ale nigdy nikomu o tym nie powiedział. Najwyraźniej przyjaciele znają go dużo lepiej, niż przypuszczał.
- Cudowne? – podsunął James.
- Olśniewające? – dodała Sharon.
- Niewiarygodne? – dokończył Will.
Alex uśmiechnął się szelmowsko.
- Superkalifradalistobekspiralityczne.
Wszyscy parsknęli śmiechem, tylko James nie zrozumiał o co chodzi. Naprawdę fakt, że Alex czytał dużo mugolskich książek sprawiał, że czuł się zacofany.
Alex zauważył jego zdziwienie.
- Merry Popins – wyjaśnił. – Ta książka o czarownicy, która zjawia się w mugolskiej rodzinie i niańczy dzieci. Czytałem to gdy byłem mały – dokończył, ale w myślach dodał:
„I kiedy marzyłem, by ktoś mną się tak zajął.”
Westchnął.
Sharon nagle uniosła entuzjastycznie głowę.
- Słuchajcie, wpadłam na najlepszy na świecie pomysł! – krzyknęła.
Chłopcy ożywili się. Gdy Sharon miała pomysły, zazwyczaj kończyło się to całkiem interesująco.
- Wszyscy wrócimy do siebie, przebierzemy się, a potem będziemy harować jak woły do imprezy, by przyjąć gości, którzy i tak nie będą zadowoleni! – skończyła.
Wszyscy chłopcy nieznacznie opadli, jakby ktoś wypompował z nich powietrze.
- Acha – podsumował James, któremu niezbyt uśmiechało się przygotowywanie ogrodu (nawiasem mówiąc – dużego ogrodu) do przyjęcia.
- NO! RUCHY! RUCHY! – krzyknął Alex, wypędzając ich z pokoju.
- Kiedyś będziesz mi musiał spłacić dług, jaki masz u mnie przez te piekielne urodziny – mruknęła Sharon, już za drzwiami.
- Pa, pa! – pożegnał się Aex i zatrzasnął drzwi.
Chwilę potem oparł się o nie, czując, jak ogarnia go beznadzieja.
To będzie trudny dzień.
─────────────────────────────────────────────────────
Will wszedł do pokoju Alexa, pełen złych przeczuć.
Chłopak nie pojawił się w kuchni od piętnastu minut, więc przyszedł sprawdzić, co z nim się stało.
Miał dziwne wrażenie, że stało się coś złego.
Gdy wszedł do pokoju zobaczył, że miał rację.
Chłopak leżał na ziemi.
Nie ruszał się.
Brunet skamieniał.
Podbiegł do niego i odwrócił go na plecy.
W jego czole była wielka dziura, wywołana kulą pochodzącą z pistoletu.
Broń znajdowała się w ręce blondyna.
Chłopak nie żył.
Will zaczął drżeć na całym ciele.
Nie.
Nie mógł się zabić.
Miał urodziny.
Nie mógł się zabić.
Nie mógł.
Nie mógł.
Nie mógł…
Powtarzał to w kółko w myślach, czując, jak jego serce zamienia się w czarną dziurę.
Nie ruszał się.
Nagle od strony drzwi usłyszał szczery śmiech.
- Nie wiedziałem, że bogin zamieni się w zabitego mnie, ale patrzenia na siebie jako trupa bywa interesującym przeżyciem.
Will odwrócił się i zobaczył blondyna, opierającego się spokojnie o ścianę.
Poczuł nieodpartą chęć, by jednak zobaczyć go martwego.
- Ej, spokojnie! – Alex podniósł ręce do góry. – Nie wiedziałem, że to będę ja! Nawet nie chciałem cię nastraszyć!
Will odwrócił się w kierunku rzekomo martwego Alexa. W jego miejscu nic nie było. Stworzenie najwyraźniej już uciekło, słysząc dźwięczny śmiech Alexa.
Tak w ogóle – czemu on nawet śmiał się z wdziękiem? Will miał czasami dosyć jego idealności.
Rzucił mu piorunujące spojrzenie.
„Ach, czyżby?”
- No dobra, gdy zobaczyłem samego siebie nie mogłem się powstrzymać – poddał się niebieskooki. – Nie zabijaj mnie.
Will nie mógł być na niego zły. Całe napięcie z niego uszło.
- Już wydałeś na siebie wyrok śmierci. Za późno na błagania.
Uśmiechnął się.
- No dobra. Ale opóźnij egzekucję, okej? Nie chcę, by się męczyli na darmo – Alex wskazał palcem na dół, mając w domyśle Jamesa i Sharon.
- Okej. Ale powiedz mi proszę – skąd wziął się tutaj ten bogin?
Alex podrapał się po karku.
- Tak właściwie to wyjmowałem z szuflady krawat.
Will uniósł brwi.
- A na co ci krawat, kolego?
- Sam nie wiem. Tak jakoś wyszło. – blondyn podszedł do szafy i zamknął szufladę.
Zapadła cisza.
- Chodźmy na dół. Zaraz zaczną się niepokoić.
Alex posłał mu długie spojrzenie.
- Powiedz mi proszę… czemu zobaczyłeś martwego mnie? – spytał niby od niechcenia. – Bo wątpię, bym była jakąś miłością twojego życia albo coś.
Will posłał mu pełne bólu spojrzenie.
- Proszę, nie pytaj.
Sięgnął do klamki, ale w tym momencie ktoś brutalnie odwrócił go w swoim kierunku.
Zobaczył Alexa, a jego spojrzenie było twarde jak stal. Szatyn odwrócił wzrok.
- Masz mi powiedzieć - nalegał niebieskooki.
Will westchnął.
- Nie.
Alex położył mu rękę na ramieniu w braterskim geście.
Will poczuł ucisk w sercu.
- Will, proszę. Widzę, że coś jest nie tak.
- Alex, nie chcę. Nie rozumiesz? Nie chcę do tego wracać.
Alex złapał go mocno za rękę i pociągnął w kierunku łóżka. Może i Will był od niego parę centymetrów wyższy, ale to blondyn miał sześciopak.
- Will, to nie jest prośba. Spowiadaj się.
Will przewrócił oczami.
- To naprawdę nic takiego.
Alex posłał mu polemiczne spojrzenie.
- Słuchaj, nie jesteś dobrym aktorem.
- To było w piętnaste urodziny Patricka - zaczął ze ściśniętym gardłem.
Alex przeszukał w pamięci listę znanych mu imion. Patrick był dziewiętnastoletnim bratem Willa. Teraz był już pełnoletni.
- Od jakiegoś czasu był strasznie zdołowany. Robiliśmy imprezę dla jego kolegów i by go trochę rozweselić. Jak zwykle pomagałem w przygotowaniach. Upiekłem tort, taki sam jak wczoraj. I nagle zobaczyłem, że go nigdzie nie ma.
Alex zamarł.
Miał wrażenie, że wie, jak się ta opowieść skończy.
- Poszedłem do jego pokoju i zobaczyłem, jak półleży na podłodze, opierając się o szafę. W rękach miał żyletkę – chłopak przełknął głęboko ślinę. – A żyły popodcinane.
Alex nie był w stanie się ruszyć. Nie wiedział, jak się odezwać.
- I wtedy… wtedy nie wiedziałem, co robić. Zacząłem krzyczeć, podbiegłem do niego, starałem się jakoś pomóc. Rodzice zadzwonili po pogotowie. Ledwo go uratowali.
Will miał łzy w oczach.
- Widoku umierającego brata się nie zapomina.
Ponownie przełknął ślinę.
- Zdiagnozowano u niego depresję. Od tamtej pory ciągle się bałem, że coś się stanie. Że następnym razem nie zdążę.
Alex stał jak zamurowany. Nie tego się spodziewał. Z pewnością nie tego. A już sam fakt, że nigdy nie widział płaczącego Willa robił swoje.
Cisza trwała bardzo długo.
- Możemy już iść? – spytał Will, znów idąc do drzwi.
- Myślałem… - odezwał się w końcu. – Nie wiem, co myślałem. Że nie masz takich problemów, jak ja. Ale masz gorsze.
Will zamarł w połowie ruchu.
- Jakich problemów?
Alex machnął dłonią, starając się wyglądać na wyluzowanego.
- W porównaniu do tego, to nic. Proszę cię.
Will popatrzył na niego tak samo, jak on patrzył na niego przed chwilą.
- No? Wysłów się.
- Dobra. Moja rodzina nie jest taka idealna, jak się wydaje. I tyle. Idziemy?
Will zablokował mu drogę do drzwi.
- Czyli?
- Czyli mój ojciec mieszka we Francji i wykłada Magomagię wyższą. Nie był w domu od trzech lat. Matka co rusz wyjeżdża i nie widuję jej często. Nie rozmawiali ze sobą od wieków, nie licząc premiery „Oczarowanego”. To dlatego, że… że ojciec ma kochankę. I mama o niej wie. I nie wzięli rozwodu tyko dlatego, że nasza rodzina reprezentuje Wielką Brytanię i ma być idealna. Przystojny mąż-profesor i przepiękna żona-minister magii, co dawniej była najsławniejszą aktorką w świecie Czarodziejów. I ich syn, rzekomo najbardziej uwielbiany chłopak wśród nastolatek – wyrzucił na jednym tchu. – Co tu dużo mówić? Chodźmy na dół.
Tym razem ruszyli ramię w ramię.
„Sekrety pozostają w tym pokoju” – pomyśleli oboje.
─────────────────────────────────────────────────────
- Dalej, Rambo, nieś ten stół! – krzyknęła żartobliwe Sharon w kierunku Alexa, swobodnie wynoszącego mebel od ogrodu. Chłopak uśmiechnął się w odpowiedzi.
- Pomysł zrobienia tego w ogrodzie był lepszy w teorii – jęknął James, z wysiłkiem wytaszczając dwa krzesła.
W takich sytuacjach widać było różnicę w ich kondycjach fizycznych.
Sharon pobiegła w podskokach, by przynieść kolejne krzesła.
Ogród Alexa nie był zwykłym trawnikiem jaki spotyka się w zwykłych domach. Teren był otoczony przez sięgające trzech pięter drzewa, które zakrywały wszelkie „dziwne” rzeczy, które można było zobaczyć w nim. Trawnik był idealnie przystrzyżony, a w niektórych miejscach widać było przepiękne grządki pełne wiecznie wonnych kwiatów we wszystkich kolorach tęczy. Poza tym cały teren przecinały gdzieniegdzie alejki, która przypominały wijące się w lesie ścieżki. Wszystko tonęło w kolorach, a przy każdej dróżce stały rzeźbione latarnie. Poza tym na środku widać było basen, który, jak przystało na magiczne baseny, potrafił się zmieniać raz w rekreacyjny, raz w sportowy, a temperatura wody zależała jedynie od czarodzieja.
Właśnie tam Alex zdecydował się urządzić przyjęcie. Kazał wszystkim wziąć kostiumy i aktualnie starał się ustawić go na tryb wieloosobowo-rekreacyjny. Czyli coś, co w świecie mugoli nazwano by „małym parkiem wodnym”.
Słońce świeciło jasno i ciepło, sprawiając, że temperatura sięgała trzydziestu stopni.
Sharon zobaczyła, jak Will wychodzi z domu i idzie w ich kierunku, niosąc tacę pełną babeczek.
- O, cieszę się, że właśnie skończyliście! – krzyknął entuzjastycznie tonem, który mówił jasno „a nawet jeśli nie, to i tak zostaliście oddelegowani do pomocy w noszeniu jedzenia”.
- Tak właściwie, to… - zaczął James, ale umilkł wiedząc, że i tak wiele nie zdziała. Miał dosyć noszenia wszystkiego. Był zmęczony. Pot lał się z niego strumieniami. Najchętniej usiadłby na jednym z leżaków otaczających basen ze szkicownikiem i odpoczął.
A jego samopoczuciu nie pomagał fakt, że Alex był całkowicie nie-zmęczony, a Sharon latała bez butów i też wydawała się nie przejmować sytuacją.
- Ja też się cieszę! – krzyknęła, biegnąc w kierunku Willa. – A wiesz z czego? Że dasz mi jedną z tych bajecznych babeczek!
Will nawet nie próbował bronić tacy przed dziewczyną.
A może nawet nie chciał?
- Supeł – powiedziała ruda, mając w buzi babeczkę. – Tełaz mogę ci pomós.
James podniósł rękę.
- Ja też potrzebuję babeczek!
Ruszyli w kierunku budynku, rozkoszując się jedzeniem. Babeczki były przepyszne. Jak wszystkie dzieła Willa.
Gdy szli w kierunku kuchni, Sharon odezwała się.
- Nie wiem, czemu, ale nie mogę się doczekać zobaczenia wszystkich z rocznika – zaczęła. – Chodzi o to, że na pewno się zmienili przez wakacje.
Will otworzył usta, by odpowiedzieć, ale przerwał im dzwonek do drzwi.
Wszyscy rzucili się w ich kierunku biegiem, nawet nie organizując formalnego wyścigu. On był oczywisty.
Pierwszy był Will na równi z Alexem, a sekundę po nich dobiegła Sharon, która potknęła się na jednym progu. Ostatni przybiegł James.
Alex od razu otworzył drzwi.
─────────────────────────────────────────────────────
Alex patrzył ze zdumieniem na dziewczynę, która pojawiła się na progu.
To była Margaret.
Ale jakby nie ona.
Była ubrana w przepiękną, białą sukienkę w duże, różowe kwiaty, a na nosie miała ciemne okulary, przez które wyglądała, jakby zwiała z jakiegoś filmu o bogatych dziewczynach. Jej włosy były jaśniejsze i opaliła się, ale to nie było to, na co wszyscy zwrócili uwagę.
Ze wszystkich osób jakie znali ona z pewnością najbardziej zmieniła się przez wakacje.
Schudła.
Bardzo schudła.
Teraz miała figurę Merlin Monroe.
Co pomyślał wtedy Alex?
Nie liczcie na nic wyrafinowanego.
„Boże, ona wygląda zajebiście”.
- O – powiedział, gdy ja zobaczył. Na nic więcej się nie zdobył. Widok chudej (no dobra: chudszej) Margaret miał ochotę otworzyć szeroko buzię.
Pozostali wyglądali, jakby myśleli to samo.
- Cześć – odezwała się dziewczyna, rumieniąc się.
- Hej, Maggie – powiedziała Sharon, która odzyskała rezon. – Potrzebna nam para rąk do pomocy!
- Wiem. Dlatego tu jestem – uśmiechnęła się dziewczyna.
Alex nadal stał zamurowany w drzwiach, starając się jakoś odnaleźć.
- Wow – powiedział, gdy wróciły świadome myśli. – Wyglądasz pięknie.
Margaret wyglądała, jakby miała zaraz zejść za zawał, ale szybko wróciła do żywych.
- Serio?
- No – rzekł James, przerywając Alexowi, który już otwierał buzię, choć nadal nie wiedział co chciał powiedzieć. – Mega schudłaś, kuzynko.
- James ma rację – dodał Will. – Co nie zmienia faktu, że będziesz mieć ulgi przy pomocy. Alex też jest piękny – ciągnął, parodiując ton blondyna i uśmiechając się przy tym szelmowsko. – a zobacz, też umiera ze zmęczenia.
Alex nadal gapił się na blondynkę.
- Powiedziałem – naciskał Will. – Że umiera ze zmęczenia.
Alex po chwili zorientował się, co ma zrobić i teatralnie udał omdlenie.
Margaret zachichotała.
„Boże, jak ona się pięknie śmieje” – pomyślał blondyn, leżąc na ziemi.


10 komentarzy:

  1. Wow świetny rozdział :D Will i Sharon są uroczy choć Alex i jego reakcja na Maggie... Boskie <3 Szkoda mi Willa i jego przeżyć...
    Czekam na nexta
    I życzę
    Duuuuuużo weny <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak myślałam, że wam się spodoba :D.
      Will jest moją ukochaną postacią na równi z Sharon i Al... znaczy się tylko Sharon.
      Dzięki za wenę, choć bardziej by się przydał czas przy laptopie...
      Okej

      Usuń
  2. Może nie pierwsza (w nocy nie wolno ci korzystać z telefonu!!! ~ matka), ale za to druga :P
    Scena z Willem i Sharon... takie słodkie ^.^
    Alex i Margaret... takie słodkie x2 :3
    Uwielbiam parrig MaggiexAlex, kocham! Kurde, ta to ma brak lenistwa... ja powiedziałam sobie kiedyś, że będę ćwiczyć. Tia... mięśnie palców się liczą? :P
    Weny!
    Ireth

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jezu, mam zupełnie tak samo!
      (Jeśli chodzi o komputer/telefon i noc)
      Ja najbardziej lubię parring Sharon&Will. Ale Maggie i Alex też są spoko (zdradzę ci że następny rozdział rozwinie się w ich kierunku).
      Margaret na niewiele rzeczy, ale silna wola jest u niej, tak naprawdę, silniejsza niż u kogokolwiek innego w tym opowiadaniu.
      Wzajemnie!
      Okej

      Usuń
  3. twoja twórczość ryje mi beret ( w pozytywnym sensie). Niech wena będzie z tobą

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie się cieszę. Po to właśnie piszę *diaboliczny śmiech*.
      Okej

      Usuń
  4. Sorry, że nie komentowałam, ale blogger to taki *cenzura*... Pewnie sama rozumiesz :P
    Rozdział cudo jak zwykle ^^
    Meega pozdrowienia od RosalieIris :* (która nie może zalogować się na bloggera)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O. Współczuję i doskonele to rozumiem.
      Cieszę się że się jednak udało :D. Komentarze dużo mi dają.
      Okej

      Usuń
  5. Hej kochana. Wczoraj natknęłam się u kogoś na twojego bloga. Pomyślałam, a co tam, zobaczę. No i jakos umknęło mi cztery godziny życia. A o 2 w nocy oczy mi posłuszeństwo wypowiedziały i na komentarz, musisz czekać, aż do teraz.
    A teraz do rzeczy :
    Jak ja ich wszystkich kocham. W końcu James nie jest w 100% stereotypowy, fajnie, że pokazujesz, że prawda nie zawsze jest taka, jak to wygląda na pierwszy rzut oka. Ludzie są sobą, nie przy ludziach, tylko gdy są sami, w ciasnym gronie przyjaciół, tych prawdziwych.
    Kolejny genialny pomysł, to wysłanie bohaterów do różnych domów. Zazwyczaj wszystko dzieje się w Gryffindorze lub Slythedrynie, a tu coś rzadziej spotykanego.
    Każda z głównych postaci jest inna i to mi się podoba, nie masz tu MarySue ale też typowej ciapy z syndromem ratowania świata.
    Jak ja kocham Maggie×Alex.. Ten parring jest taki.. Prawdziwy? Chyba to dobre słowo. Takie powolne poznawanie innej osoby, dostrzeganie czegoś pozytywnegoa a nie "trzepne Cię patelnią i się zakochasz". Tak samo Will i Sharon.
    Podoba mi się też, że pomału , dozujesz nam informacje o przeszłości bohaterów, a nie jak to się często zdarza, wszystko na raz i to nie przy tej okazji gdy trzeba.
    Co tutaj jeszcze... Hmm.. Chyba to na razie tyle.
    Mam nadzieję, że niedługo wstawisz kolejny rozdział.
    Życzę weny, czasu i jak najwięcej przyjemności z pisania.
    Pozdrawiam, In :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem ci tak - ten komentarz uratował moją psychikę.
      Chodzi mi o to, że przed chwilą napisałam dwa sprawdziany max. na dwa, rozwaliłam sobie przez to oceny na koniec ;-;.
      Nieważne. Dzięki tobie sobie czegos nie zrobilam, bo tentwój komentarz to takie: "Wcale nie jesteś taka beznadziejna jak myślisz".
      Ja już po prostu nie mogłam słuchać o Jamesie jako superhiperfajnymgraczuquiddicha.
      Ja osobiście kocham Sharon&Willa, a do Margaret&Alex jestem mega przywiązana. Przede wszystkim dlatego, że Maggie kocha go od początku, a on się do niej przekonuje.
      MarySue są straszne. A najgorsze są ciapowate Mary Sue z syndromem ratowania świata.
      Al... znaczy się nowa postać też będzie spoko. Mam nadzieję.
      Jeszcze raz dziękuję!
      Okej

      Usuń

JEDEN KOMENTARZ = JEDEN SZCZUR DLA GRZEGORZA
nie bądź obojętny na jego los

Szablon

Obserwatorzy