niedziela, 22 maja 2016

Rozdział @). "Wygląda jak izolatka dla królowej Anglii"

Czarodzieje, Czarownice oraz wszelkie dusze wiedzące o magii!

Dzisiaj, jak zwykle, pojawia się rozdział, choć jestem pewna, że już to zauważyliście.
Jak tam wasze życie? Bo ja już nie mogę doczekać się wakacji (pozostało jedynie 32 dni i 22 godziny)!
Dzisiejsza część opowiadania składa się z paru scen, niekoniecznie ze sobą związanych, jednak każda z nich w swoim istnieniu ma jakiś cel. Mam nadzieję, że spodoba wam się, zwłaszcza osobom, które chciały trochę dłuższe rozdziały (ten ma 7 stron w Wordzie).
Tymczasem… wybił nam 20 rozdział. Wow. Niewiarygodne. Wobec tego możecie w komentarzach zapytać mnie o co tylko chcecie (oczywiście swojego imienia nie podam, jak również miejsca zamieszkania, etc), jak również proponować różne ulepszenia na bloga!
Ponieważ, mimo wakacji, panujących w opowiadaniu, dalej prowadzę punktację, i dzisiaj mam dla was pytanie, tym razem z wiedzy o Harrym Potterze. Żeby było prościej, jest ono zaszyfrowane :D.

J4K4 ZUP3 UGOTOW4Ł4 MO11Y W34SL3Y, K13DY H4RRY WRÓC1Ł Z DUMBL3DOR3M OD SLUGHORN4?

Szyfr jest tak banalny, że aż boli.
Prawda?
No cóż, ja was zostawiam z Sharon, Willem, Jamesem i Alexem.
Okej
P.s /tak napisane zdania albo słowa są tłumaczeniem poprzednich/


* * *

- Wow.
Tylko to zdołała powiedzieć Sharon, gdy weszła do domu Alexa.
Hol był wysokości dwóch pięter i zdecydowanie został zaprojektowany tak, by właśnie „wow” było tym, co mówi jakakolwiek osoba po wejściu do domu. Wszystko wyglądało bogato, a zarazem było czyste i stonowane, więc nie zakrawało się na kicz.
Stare meble były pomalowane na biało. Ściany były pomalowane na biało. Lampy były pomalowane na biało.
Wszystko było cholernie białe albo srebrne, więc Sharon bała się zrobić krok w którąkolwiek stronę, by niczego nie pobrudzić. Nagle martensy nie wydały się jej odpowiednie do tej chwili. Były za ciężkie. Wszystko wokół niej zdawało się błyszczeć i było tak delikatne, że była pewna, iż mogła wszystko zniszczyć w każdej chwili.
- Tak, wiem. Wygląda jak izolatka dla królowej Anglii – powiedział Alex, drapiąc się po karku. Był widocznie poddenerwowany.

Jakby to było możliwe, to Sharon powiedziałaby, że przez wakacje znowu wyprzystojniał. Opalił się, a od słońca pojaśniały mu włosy. Urósł parę centymetrów. Jak tak dalej pójdzie, to dziewczyny oszaleją i kiedyś go zabiją.
- Wygląda… - zaczął Will, ale nie mógł znaleźć słowa.
- Czysto – skończyła za niego Sharon. - Czyli jak izolatka. Masz rację. Co mam zrobić, by nie pobrudzić podłogi?
Alex uśmiechnął się nieśmiało (w tym momencie serca wielu nastolatek na świecie przestałyby bić).
- Nic. Możesz to uwalić błotem, burakami i budyniem, a samo się wyczyści. Jakieś zaklęcie. Nawet nie wiesz, ile razy próbowałem sprawić, by wyglądało to normalniej.
Zza szklanych wrót za jego plecami wybiegł James.
On również się zmienił przez wakacje, choć zdecydowanie mniej. Miał na nosie nowe okulary, a włosy starczały mu na wszystkie strony bardziej niż zwykle.
- WITAM PAŃSTWA! – krzyknął tak, że można było usłyszeć echo.
Will zrozumiał, dlaczego można się tu czuć samotnie. Jak się ma do dyspozycji tylko dźwięk własnego głosu, który odbija się od ścian, to rzeczywiście można oszaleć.
- Jezu, Will, wielkoludzie, znowu urosłeś – jęknął James.
Chłopak zrobił w jego kierunku ukłon i wyszczerzył się. Przerastał już obu chłopaków, choć aktualnie to James był najniższy. A nie był niski.
- Do usług.
- Kurde, zaraz Hagrid będzie mieć kompleksy.
- A ja co mam powiedzieć? – spytała Sharon. Sięgała okularnikowi do nosa.
- Masz milczeć. Z liliputami nie gadamy.
- Wal się. Połowa dziewczyn jest ode mnie niższa. To wy Guliwerami jesteście – mruknęła, po czym zmieniła temat. - Skąd się tu wziąłeś, James?
- Proszek Fiuu. Nie muszę korzystać z Błędnego Rycerza. I dobrze, bo jak ostatnio nim podróżowałem, to wymiotowałem pół godziny.
Sharon parsknęła, a Will do niej dołączył.
- To teraz czekamy tylko na Margaret – stwierdziła.
Alex popatrzył na swoje stopy.
- Powiedziała, że będzie dopiero jutro. Wysłała mi list, że rodzice zabrali ją na wyspy Kanaryjskie. Musi się przepakować.
Sharon poczuła lekkość na sercu. Margaret miała kontakt z Alexem. 
─────────────────────────────────────────────────────
- Jego mina była bezcenna – opowiadała Sharon, przechodząc przez salon.
Alex dziwnie się czuł, jak jego przyjaciele byli w jego domu. Wręcz źle. I nie chodziło tu o to, że ich nie lubił, a o to, że był bogaty.
Doskonale wiedział, że Willa ledwo stać na nową szatę i mieszka w małym mieszkaniu wraz z rodzicami i rodzeństwem. Sharon mieszkała tylko z matką naprzeciwko dziurawego kotła, a Alex doskonale wiedział, że tamta kamienica nie należy do najnowszych. A on mieszka w pałacu, na który spokojnie mógłby się zamienić z królową Anglii.
„Co ja mam dzisiaj z tą królową Anglii?” – pomyślał, patrząc, jak Sharon przejeżdża ręką po czerwonym, skórzanym fotelu.
W pokoju stały stare, idealnie dopasowane do siebie meble w odcieniach złota i czerwieni. W tym pomieszczeniu matka Alexa przyjmowała gości, więc miało ono wyglądać powalająco. Miało pokazywać czarodziejom zza granicy, jak potężna jest Wielka Brytania.
„Tak naprawdę, to moja matka jest taką jakby królową Anglii” – dodał w myślach blondyn. – „Tylko czarodziejskiej. I jest młodsza. I ładniejsza. I zdecydowanie mniej osób o niej wie. I…”
- Alex, gdzie jest twój pokój? Bo wydaje mi się, że to będzie najnormalniejsze miejsce w tym domu – stwierdziła Sharon z uśmiechem.
Chłopak westchnął z ulgą. Cieszył się, że przerwała mu porównywanie matki do Elżbiety II.
- Dobra, zaprowadzę was. Mieszkam na górze.
Sharon spojrzała na swój bagaż, po czym przeniosła wzrok na różdżkę. Westchnęła ze zrezygnowaniem.
- Alex, błagam, poproś mamę, by zmieniła przepisy. Mam dosyć braku magii.
Blondyn uśmiechnął się szeroko i ukłonił przesadnie.
- To nie takie proste. Ale jak ci zależy, milady, to mogę wnieść twój bagaż.
Sharon spiorunowała go wzrokiem.
- Twierdzisz, że sama nie dam rady? – spytała wyniośle.
- Och nie – odparł teatralnie Alex. – Nie śmiał bym. Ale daj chociaż miotłę.
Sharon zmierzyła go wzrokiem, po czym bezceremonialnie wcisnęła mu długi przedmiot do ręki.
- Jak można za dramo mieć służbę, to czemu nie? – spytała przestrzeni.
Ona, o dziwo, nie odpowiedziała.
- Dobra, chodźmy – zakomenderował blondyn, kładąc miotłę na ramię.
─────────────────────────────────────────────────────
Każdy dostał własny pokój.
W willi matki Alexa znajdowało się ich tyle, że chyba żadne z nich nie powinno się dziwić. Mimo to, gdy dowiedzieli się, że na noc każde będzie w oddzielnym pokoju, wyrazili lekkie zdumienie. I tak nie mieli zamiaru spać, więc pomieszczenia gościnne zostały oddane pod ich dyspozycję symbolicznie.
Wszystkie znajdowały się piętro pod pokojem Alexa, który dostał na własność wszystkie pokoje na wyższym poziomie.
Pokój Sharon był przytulnie urządzony i w żadnym stopniu nie przypominał tych hotelowych. Stały w nim dwa, przynajmniej dwuosobowe, dębowe łóżka, misternie rzeźbione, a na jednej ze ścian widniała fototapeta lasu. I wszystko to wyglądałoby nawet normalnie, gdyby nie fakt, że las ten był najwyraźniej idealnym odzwierciedleniem prawdziwego. Gałęzie kołysały się na wietrze, a od czasu do czasu można było zobaczyć pomiędzy drzewami przechadzające się zwierzęta. Dziewczyna pozostawiła drzwi do pokoju uchylone, by dać chłopakom znać, że mogą wchodzić, kiedy im się żywnie podoba.
Kiedy Sharon wyjęła z kufra kosmetyczkę i zanosiła ją do małej łazienki, znajdującej się do pokoju, w drzwiach zauważyła małe, dużouche stworzonko.
Skrzata domowego.
- Cześć – odezwała się rudowłosa, chcąc nawiązać z nim kontakt.
Skrzat momentalnie zniknął, trzaskając drzwiami.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
Na półeczce pod lustrem położyła pastę do zębów i szczoteczkę. Dziwnie się czuła, nie mając żadnych kosmetyków. Zdecydowanie większość dziewczyn z jej rocznika zaczęłaby teraz wykładać na blat wszelkiego rodzaju magiczne tusze do rzęs i szminki, zmywalne jedynie działaniem prostego zaklęcia.
Spojrzała na siebie w lustrze.
Nie lubiła tego robić. Niezbyt podobał jej się jej niespotykany wygląd. Rude włosy, dwa różne kolory tęczówek, piegi… czasami wolałaby mniej rzucać się w oczy. Chociaż dzięki temu nie można było jej z nikim pomylić. I zdecydowanie nie było problemu ze stwierdzeniem, że nie jest całkowicie normalna.
Tyle że większość ludzi mówiła, że nie jest normalna, patrząc na jej szalone zachowanie. Ale nikt tak naprawdę nie wiedział o jej przeszłości. Nigdy nikomu o niej nie mówiła.
Czasami starała się spojrzeć na siebie obiektywnie. Wówczas stwierdzała, że ma całkiem ładne rysy twarzy. Owszem, były ostre i trochę drapieżne, ale ktoś kiedyś powiedział jej, że przypomina dorosłego chochlika. Wąska broda, lekko zadarty nos…
Może jednak była ładna na swój własny sposób?
- Hej, Alex mówi, że zostaliśmy wybrani spośród wielu na pomoc w urządzaniu przyjęcia – powiedział optymistycznie Will, opierając się o framugę.
Sharon znowu zadziwiło to, jak się zmienił. Opalenizna mu służyła. Choć kiedyś powiedziałaby, że jest przeciętny, teraz spokojnie mogła go nazwać przystojnym. Choć do tego zdecydowanie przyczyniło się również dorastanie - podniosły mu się kości policzkowe, zmężniał...
- Cudownie – odparła dziewczyna. – Fajnie, że daje nam wybór.
Will parsknął.
- Zobacz, ja też się cieszę. – spojrzał za ramię i zmienił temat. – Czemu masz większy pokój?
Rudowłosa przewróciła oczami.
- Bo ze mną będzie spać Margaret.
- To czemu ja nie mogę z Jamesem?
- Bo póki co jestem hetero – odpowiedział mu głos z korytarza.
Chwilę potem do pokoju wpadł brunet.
- To jak? Jakieś zabranie, a ja o nim nie wiem? – zatarł ręce.
- Tak – odparł Will. – Aktualnie Sharon przedstawiała mi plan włamania się do tajnych akt ministerstwa, ale nam przerwałeś.
James zamrugał.
- Jak to? Wiesz, że matka Alexa by was zabiła…
Rozbawione spojrzenia dwójki pozostałych skutecznie przerwały mu dalszy ciąg wypowiedzi.
- Acha. Wkręcasz mnie. Od kiedy ty jesteś takim dobrym aktorem?
Will odgarnął włosy z czoła.
- Wiesz, uczę się od najlepszych.
Razem z Sharon przybili piątkę.
─────────────────────────────────────────────────────
Za oknem słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, a czwórka przyjaciół zgromadziła się w kuchni.
- A twoja skrzatka nie może nic ugotować? – spytała Sharon, patrząc ze strachem na listę rzeczy do zrobienia. Zajmowała ona kartkę A4.
Blondyn posłał jej spojrzenie pod tytułem „skąd wiesz, że mamy skrzatkę?”.
- Już ugotowała – odparł Alex, wskazując na lodówkę. Niektóre wynalazki mugoli czarodzieje ulepszyli i zaczęli samemu wykorzystywać. – Są tam. Ale teraz ma wolne.
- Jak to ma wolne? – zdziwił się James. – Czy skrzaty nie pracują dwadzieścia cztery na siedem?
Alex posłał mu pełne bólu spojrzenie.
- Babeczka nie.
- Babeczka? – zdziwił się Will, przeszukując jedną z szafek w poszukiwaniu materiałów na ciasto.
- Czemu? – dopytał James.
- Ogólnie moja matka jako minister Magii wspiera różne projekty, by zyskać poparcie wpływowych czarodziejów. I między innymi bardzo przypadł jej do gustu pomysł Hermiony Granger, wiesz, twojej ciotki. I polega on na… eee… lepszym traktowaniu skrzatów domowych.
Sharon poparzyła na niego, podając Willowi miskę.
- Chodzi ci o „Walkę o Emancypacje Skrzatów Zniewolonych”? – spytała.
- Tak. Właśnie od to.
- Wow. Nie wiedziałem, że ktoś jeszcze poza nią popiera to dziwactwo – odezwał się James, szukając kakao. – W sensie… nie zrozum mnie źle, ale aktualnie spotkałem parę skrzatów i wszystkie wydawały się zadowolone ze swojej pracy.
Alex posłał mu cierpiętnicze spojrzenie i oparł się o blat.
- Babeczka też jest.
Will parsknął, prawie wysypując mąkę.
- Tyle że moja matka tego nie rozumie. Uważa, że każdy powinien mieć dzień wolny. Więc w niedziele Babeczka odpoczywa. Co zabawne, moja matka nie była w domu od… hmmm… sam nie wiem… trzech tygodni? Ta zasada najwyraźniej odnosi się jedynie w stosunku do Babeczki.
Tym razem część mąki wylądowała na blacie.
Wszyscy spojrzeli na duszącego się ze śmiechu Willa.
- Co jest? – spytała Sharon, też się uśmiechając.
- Nie wiem, jak bardzo musicie jej nie lubić, by nazwać ją Babeczka.
Alex długo patrzył mu w oczy. Will starał się powstrzymać od wybuchania śmiechem, ale niezbyt mu to wychodziło.
- Babeczka to normalne imię dla skrzata – stwierdził, akcentując każde słowo oddzielnie i próbując udawać poważnego.
- Tak jest, kapitanie – zasalutował mu Will. – A teraz bądź tak dobry i leć do sklepu.
Blondyn posłał mu zdumione spojrzenie, a uśmiech zszedł z jego twarzy.
- Jak to?
- Brakuje paru składników. – wyjaśnił chłopak. - A wydaje mi się, że jako jedyny z nas znam się na gotowaniu, więc w kuchni szefem jestem ja. A teraz wyjmuj listę, bo dyktuję – dodał, zaglądając do jednej z szafek i wyjmując z niej mleko.
Sharon odwróciła listę rzeczy do zrobienia na drugą stronę i wyjęła swoje samonotujące pióro.
- Ja pójdę.
Will obrzucił krytycznym spojrzeniem produkty na blacie.
- Potrzebujemy mąki.
Alex spojrzał na niego z wyrzutem.
- Ej, to, że przed chwilą wysypałeś połowę na blat nie znaczy, że możesz nam kazać kupić więcej.
- Och, mój drogi – Will spojrzał na niego z udawaną troską. – Właśnie to to znaczy.
- Ile tej mąki potrzebujesz?
- Kup jeden kilogram.
- Aż jeden kilogram? – zdziwił się Alex, wstając.
- Dziecko drogie – powiedział do niego Will, jak do niededukowanego siedmiolatka. – Chcesz tort czekoladowy? I jeszcze babeczki-ninja*? To bądź tak dobry i się nie czepiaj.
James podniósł głowę, próbując jednocześnie rozpakować lizaka, którego znalazł w którejś z szafek.
- To Babeczka dorabia jako ninja?
- Nic mi o tym nie wiadomo – powiedział Alex. – Ale wiesz, nigdy nie lekceważ skrzatów domowych.
Wszyscy parsknęli.
Sharon posłała im pobłażliwe spojrzenie.
- Możecie powiedzieć, co jeszcze jest potrzebne? – spytała.
Will podał jej resztę składników.
- Dobra – powiedziała, ściskając kartkę. – To ja lecę. Gdzie jest sklep?
James się ożywił i włożył do buzi lizaka.
- Wesz, moge sie tam zapowazić – powiedział niewyraźnie.
- O „WESZ-y” już dziś gadaliśmy, więc nie – stwierdziła Sharon. – Wystarczą instrukcje.
- Poza tym – dodał Alex. – jesteś potrzebny tutaj z tym swoim zmysłem artystycznym. Trzeba przystosować salon i ogród do przyjęcia gości.
Brunet jęknął.
─────────────────────────────────────────────────────
Gdy Sharon wyszła, Will zajął się przygotowywaniem stanowiska pracy. Z pomocą chłopaków ogarnęli blaty, na które wyłożyli pozostałe substraty (tak je nazwał Will, który od jakiegoś czasu miał świra na punkcie chemii).
Gdy James poleciał na górę po blok rysunkowy, na którym miał zamiar naszkicować wstępne projekty wyglądu domu, Alex i Will zostali sami.
Szatyn starał się zacząć robić nadzienie do babeczek-ninja. Wcześniej w jednej z szafek znalazł starą książkę kucharską, według której próbował teraz postępować.
- Dobra, Alex, mam do ciebie ważne pytanie – powiedział nagle.
- Dawaj.
- Czemu nie mogliśmy posłać Babeczki na zakupy? Już by wróciła.
- Bo Babeczka uciekła na wakacje – powiedział obojętnie blondyn. - Moja kolej.
- Na co? – zdziwił się brązowooki.
- Na pytanie.
Will podniósł głowę znad opasłego tomiska. Według niego powinien teraz dodać do zmiksowanych jajek aromatu tęczowego (tak brzmiała jego nazwa, choć nie miało to żadnego związku z Skittlesami). Co przecież nie miało sensu, bo wszystko by dużo lepiej smakowało, jakby najpierw dodał pianki musujące, które następnie nasiąkną aromatem. Postanowił zmodyfikować przepis.
- Dobra – mruknął.
Alex posłał mu poważne spojrzenie.
- Okej, to pytanie jest serio dziwne, ale… co czujesz do Sharon?
Will, mieszający teraz spokojnie papkę w misce, prawie ją wylał.
- CO.
- Przecież widzę, że usłyszałeś.
Will dalej stał jak zamurowany.
- Jest moją przyjaciółką. Lubię ją. I tyle.
Alex, dotychczas stojący, usiadł na blacie i schował twarz w dłonie w geście zrezygnowania.
- Serio? Myślisz, że nie widzę?
Serce szatyna mocniej zabiło.
Sam siebie próbował przekonać, że to tylko przyjaźń. Ale może należało spojrzeć prawdzie w oczy, nieważne, jak bardzo będzie ona boleć?
- Alex, proszę, nie wałkuj tematu – jęknął bezsilne. – Dobra?
Ponownie zaczął mieszać, jednak robił to mniej energicznie, a ramiona mu opadły.
Blondyn spojrzał na niego z prawdziwą troską.
- Okej – uciął rozmowę.
Chciał o tym porozmawiać. Widział, jak Willowi świecą się oczy w obecności rudowłosej. Tylko co on wiedział o miłości?
W końcu to była sprawa, z którą nigdy nie miał styczności.
─────────────────────────────────────────────────────
Sharon przeszukiwała spokojnie półki sklepowe.
Patrzyła na nie i nie była w stanie uwierzyć, jak z sypkiej i białej mąki możne zrobić rozpływające się w ustach ciasto czekoladowe. Dla niej gotowanie zakrawało się na czarną magię. A i czarna magia była jej bliższa, bo przed nią umiała się przynajmniej obronić.
Ale pieczenie?
Nie, to było zbyt trudne.
Podziwiała Willa właśnie za to, że potrafił wyczarować coś pysznego pawie z niczego. I za to, że prawie nauczył ją robić pizzę. Tak, nauczenie Sharon nie spalenia jej na wiór było cudem.
„Ale czy tylko to w nim jest dla ciebie interesujące?” – szeptał jakiś cichy głosik z tyłu głowy.
Tak się zamyśliła, że prawie wpadła na chłopaka idącego przed nią.
Miał w ręku jedynie coca-colę, więc wątpiła, by wybrał się tu, chcąc załatwić sprawunki dla rodziny. Po chwili patrzenia się w jego ciemne oczy przypomniała sobie, że widziała dziś tego blondyna w bandzie Charlesa. Wcześniej jednak nie zwróciła uwagi na to, że jest przystojny – sam fakt, że przyjaźnił się z takim dupkiem, niszczył jakiekolwiek szanse na jego zaprzyjaźnienie się z nią.
- Przepraszam – powiedziała tonem, który przypominał raczej mówienie „obyś zdechł z tym swoim koleżką”. – Ale chciałabym przejść.
Chłopak zamrugał.
- Czekaj, ty wkręciłaś Charlesa dzisiaj? – powiedział z lekkim akcentem, którego dziewczyna nie rozpoznała.
Dziewczyna uniosła podbródek.
- Tak, a co? Masz z tym jakiś problem?
Chłopak spojrzał na nią z nieskrywanym podziwem.
- Brawo. Naprawdę doskonała robota, piękna.
Z jakiegoś powodu ta jego wypowiedź sprawiła, że rudowłosa zapałała do niego nieznaczną sympatią.
- Nawet nie wiesz, jakim idiotą jest on. Dziewczyny zmienia jak rękawiczki, a myśli tylko o… czekaj, zapomniałem – on nie umie myśleć. Czasami mam wrażenie, że go w nocy zabiję.
- Super – powiedziała chłodno dziewczyna, wymijając go. – Nie sądzisz, że inteligentniej by było w ogóle się z nim nie zadawać?
Blondyn oparł się o ścianę.
- Cóż, zdecydowanie byłoby łatwiej, ale wiesz – to mój kuzyn. Przyjechałem do niego na tydzień, bo rodzice nie mieli co ze mną zrobić. Musieli wyjechać na... eee… wyjazd służbowy. Na szczęście już wracam dzisiaj. A co ty tu robisz, piękna? 
Sharon spojrzała mu chłodno w oczy.
- Znam cię od minuty i mam się zacząć spowiadać? Proszę cię. A teraz przepraszam, muszę już iść.
Minęła go i ruszyła wzdłuż alejki.
- сбогом /do widzenia/ – pożegnał się krótko.
Sharon natychmiast rozpoznała bułgarski. Odwróciła się, ale chłopak już odchodził.
Mimo to dziewczyna zobaczyła zarys przedmiotu w jego tylnej kieszeni.
Przetarła oczy.
„Jestem zmęczona, umysł płata mi figle” – starała się przekonać.
Nauczyła się jednak wierzyć swoim przeczuciom.






*babeczki-ninja – znane w całym świecie babeczki czarodziejów, które zawierają w sobie specjalny, tęczowy aromat. Jego nazwa wzięła się od tego, że w losowej kolejności przybiera zupełnie inny smak, przez co każda babeczka jest inna. Jedna z odmian tęczowego aromatu jest również używana przy produkcji Fasolek Wszystkich Smaków, jednak w sklepach spotyka się wersję zawierającą jedynie smaki jadalne – dlatego babeczki czarodziejów według niektórych są po prostu bezpieczniejsze.


7 komentarzy:

  1. Nie mam pojęcia jak to była zupa :P Będę strzelać! Eee...
    Chwila! To była zupa cebulowa! Nie wiem, czy tak można, ale mam Harrego Pottera w pdf i znalazłam :P Jeśli tak nie można, to nie daj mi punktów. Ale jakby co to jestem wężykiem ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Martensy najlepsze buty świata! Miałam je na prawie wszystkich konkursach XD Na początku rozdziału byłam pewna, że Sharon spróbuje uwalić tą podłogę budyniem -.- zryta psychika Ireth, aktywacja. Spróbuj mnie pobić Sharon - spaliłam ryż. GOTOWANY ryż. Umiejętność gotowania - zero. Makaron zawsze jest al dente, a jak cokolwiek innego to tylko w postaci proszku do zalania wrzątkiem. Inaczej nie wyjdzie -.-
      Alex wali prosto z mostu i dobrze, ale jest na tyle tępy by nie rozumieć swoich uczuć :3 Margaret przyjeżdża jutro! Lubię ją XD
      Czy tylko mi Babeczka kojarzyło się z Laseczka? XD Wyobraźnia zadziałała i skrzatka w stroju ninja powstała w moim umyśle. Nie ma to jak ryć zryty mózg.
      Skoro nie możesz się doczekać następnego rozdziału, to ja tym bardziej!
      Weny!
      Ireth

      Usuń
    2. Dostaniesz 5 punktów za pomysłowość.
      Martensy FOREWA <3.
      Co do uwalenia podłogi budyniem... *nerwowy śmiech*
      Dobra, Sharon podpaliła wodę gotującą się na makaron... #zdolności_magiczne_poziom_hard
      Tak, dokładnie. Alex niby się zna, a jednak jest ciotą.
      Skrzatka w stroju ninja niestety zrobiła mój dzień, jak to pisałam.
      :D
      :D
      :D
      :D
      Okej

      Usuń
  2. Nie widziałam jeszcze palącej się wody, to musi być ciekawe zjawisko.
    Wnioskuję, że podłoga będzie jeszcze uwalona budyniem... w sumie why not? XD
    Ireth

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak ja lubię kiedy wspominasz o kanonicznych bohaterach HP <3 Zjadłabym takie babeczki, daj przepis! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Buahaha...nareszcie dostęp do internetu
    cudowny rozdział (zawsze tak mówię XD)
    MERLINIE!!! Nie mów, że chcesz w to wmieszać durmstrang!!!
    Wiem, że już to muwiłam ale KOCHAM SHARON...no i Willa
    Co do zupy to była chyba cebulowa...nie jestem pewna...
    Dobra co tam w końcu raz czarownicy śmierć

    OdpowiedzUsuń
  5. Nominowałam cię do LBA, bo w końcu why not? Przed odpowiedzeniem na pytania zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania, gdyż moje pytania niewłaściwie zrozumiane zagrażają Twojemu życiu lub zdrowiu. Co z tego, że nie ma opakowania.

    http://skrzydlo-kruka.blogspot.com/2016/05/liebster-blog-award-cos-czego-jeszcze.html

    OdpowiedzUsuń

JEDEN KOMENTARZ = JEDEN SZCZUR DLA GRZEGORZA
nie bądź obojętny na jego los

Szablon

Obserwatorzy