Czarodzieje,
Czarownice oraz wszelkie dusze wiedzące o magii!
Dzisiaj, jak zwykle, pojawia się
rozdział, choć jestem pewna, że już to zauważyliście.
Jak tam wasze życie? Bo ja już nie
mogę doczekać się wakacji (pozostało jedynie 32 dni i 22 godziny)!
Dzisiejsza część opowiadania składa
się z paru scen, niekoniecznie ze sobą związanych, jednak każda z nich w swoim
istnieniu ma jakiś cel. Mam nadzieję, że spodoba wam się, zwłaszcza osobom,
które chciały trochę dłuższe rozdziały (ten ma 7 stron w Wordzie).
Tymczasem… wybił nam 20 rozdział.
Wow. Niewiarygodne. Wobec tego możecie w komentarzach zapytać mnie o co tylko
chcecie (oczywiście swojego imienia nie podam, jak również miejsca
zamieszkania, etc), jak również proponować różne ulepszenia na bloga!
Ponieważ, mimo wakacji, panujących
w opowiadaniu, dalej prowadzę punktację, i dzisiaj mam dla was pytanie, tym razem
z wiedzy o Harrym Potterze. Żeby było prościej, jest ono zaszyfrowane :D.
J4K4
ZUP3 UGOTOW4Ł4 MO11Y W34SL3Y, K13DY H4RRY WRÓC1Ł Z DUMBL3DOR3M OD SLUGHORN4?
Szyfr jest tak banalny, że aż
boli.
Prawda?
No cóż, ja was zostawiam z Sharon,
Willem, Jamesem i Alexem.
Okej
P.s /tak napisane zdania albo słowa są tłumaczeniem poprzednich/
* * *
- Wow.
Tylko to zdołała
powiedzieć Sharon, gdy weszła do domu Alexa.
Hol był wysokości
dwóch pięter i zdecydowanie został zaprojektowany tak, by właśnie „wow” było
tym, co mówi jakakolwiek osoba po wejściu do domu. Wszystko wyglądało bogato, a
zarazem było czyste i stonowane, więc nie zakrawało się na kicz.
Stare meble były
pomalowane na biało. Ściany były pomalowane na biało. Lampy były pomalowane na
biało.
Wszystko było
cholernie białe albo srebrne, więc
Sharon bała się zrobić krok w którąkolwiek stronę, by niczego nie pobrudzić. Nagle
martensy nie wydały się jej odpowiednie do tej chwili. Były za ciężkie.
Wszystko wokół niej zdawało się błyszczeć i było tak delikatne, że była pewna,
iż mogła wszystko zniszczyć w każdej chwili.
- Tak, wiem.
Wygląda jak izolatka dla królowej Anglii – powiedział Alex, drapiąc się po karku. Był widocznie poddenerwowany.
Jakby to było
możliwe, to Sharon powiedziałaby, że przez wakacje znowu wyprzystojniał. Opalił
się, a od słońca pojaśniały mu włosy. Urósł parę centymetrów. Jak tak dalej
pójdzie, to dziewczyny oszaleją i kiedyś go zabiją.
- Wygląda… -
zaczął Will, ale nie mógł znaleźć słowa.
- Czysto –
skończyła za niego Sharon. - Czyli jak izolatka. Masz rację. Co mam zrobić, by
nie pobrudzić podłogi?
Alex uśmiechnął się
nieśmiało (w tym momencie serca wielu nastolatek na świecie przestałyby bić).
- Nic. Możesz to
uwalić błotem, burakami i budyniem, a samo się wyczyści. Jakieś zaklęcie. Nawet
nie wiesz, ile razy próbowałem sprawić, by wyglądało to normalniej.
Zza szklanych
wrót za jego plecami wybiegł James.
On również się
zmienił przez wakacje, choć zdecydowanie mniej. Miał na nosie nowe okulary, a
włosy starczały mu na wszystkie strony bardziej niż zwykle.
- WITAM PAŃSTWA! –
krzyknął tak, że można było usłyszeć echo.
Will zrozumiał,
dlaczego można się tu czuć samotnie. Jak się ma do dyspozycji tylko dźwięk
własnego głosu, który odbija się od ścian, to rzeczywiście można oszaleć.
- Jezu, Will,
wielkoludzie, znowu urosłeś – jęknął James.
Chłopak zrobił w
jego kierunku ukłon i wyszczerzył się. Przerastał już obu chłopaków, choć
aktualnie to James był najniższy. A nie był niski.
- Do usług.
- Kurde, zaraz
Hagrid będzie mieć kompleksy.
- A ja co mam
powiedzieć? – spytała Sharon. Sięgała okularnikowi do nosa.
- Masz milczeć. Z
liliputami nie gadamy.
- Wal się. Połowa
dziewczyn jest ode mnie niższa. To wy Guliwerami jesteście – mruknęła, po czym
zmieniła temat. - Skąd się tu wziąłeś, James?
- Proszek Fiuu.
Nie muszę korzystać z Błędnego Rycerza. I dobrze, bo jak ostatnio nim
podróżowałem, to wymiotowałem pół godziny.
Sharon parsknęła,
a Will do niej dołączył.
- To teraz
czekamy tylko na Margaret – stwierdziła.
Alex popatrzył na
swoje stopy.
- Powiedziała, że
będzie dopiero jutro. Wysłała mi list, że rodzice zabrali ją na
wyspy Kanaryjskie. Musi się przepakować.
Sharon poczuła
lekkość na sercu. Margaret miała kontakt z Alexem.
─────────────────────────────────────────────────────
- Jego mina była
bezcenna – opowiadała Sharon, przechodząc przez salon.
Alex dziwnie się
czuł, jak jego przyjaciele byli w jego domu. Wręcz źle. I nie chodziło tu o to,
że ich nie lubił, a o to, że był bogaty.
Doskonale
wiedział, że Willa ledwo stać na nową szatę i mieszka w małym mieszkaniu wraz z
rodzicami i rodzeństwem. Sharon mieszkała tylko z matką naprzeciwko dziurawego
kotła, a Alex doskonale wiedział, że tamta kamienica nie należy do najnowszych.
A on mieszka w pałacu, na który spokojnie mógłby się zamienić z królową Anglii.
„Co ja mam
dzisiaj z tą królową Anglii?” – pomyślał, patrząc, jak Sharon przejeżdża ręką
po czerwonym, skórzanym fotelu.
W pokoju stały
stare, idealnie dopasowane do siebie meble w odcieniach złota i czerwieni. W
tym pomieszczeniu matka Alexa przyjmowała gości, więc miało ono wyglądać
powalająco. Miało pokazywać czarodziejom zza granicy, jak potężna jest Wielka
Brytania.
„Tak naprawdę, to
moja matka jest taką jakby królową Anglii” – dodał w myślach blondyn. – „Tylko
czarodziejskiej. I jest młodsza. I ładniejsza. I zdecydowanie mniej osób o niej
wie. I…”
- Alex, gdzie
jest twój pokój? Bo wydaje mi się, że to będzie najnormalniejsze miejsce w tym
domu – stwierdziła Sharon z uśmiechem.
Chłopak westchnął
z ulgą. Cieszył się, że przerwała mu porównywanie matki do Elżbiety II.
- Dobra,
zaprowadzę was. Mieszkam na górze.
Sharon spojrzała
na swój bagaż, po czym przeniosła wzrok na różdżkę. Westchnęła ze
zrezygnowaniem.
- Alex, błagam,
poproś mamę, by zmieniła przepisy. Mam dosyć braku magii.
Blondyn
uśmiechnął się szeroko i ukłonił przesadnie.
- To nie takie
proste. Ale jak ci zależy, milady, to mogę wnieść twój bagaż.
Sharon
spiorunowała go wzrokiem.
- Twierdzisz, że
sama nie dam rady? – spytała wyniośle.
- Och nie –
odparł teatralnie Alex. – Nie śmiał bym. Ale daj chociaż miotłę.
Sharon zmierzyła
go wzrokiem, po czym bezceremonialnie wcisnęła mu długi przedmiot do ręki.
- Jak można za
dramo mieć służbę, to czemu nie? – spytała przestrzeni.
Ona, o dziwo, nie
odpowiedziała.
- Dobra, chodźmy
– zakomenderował blondyn, kładąc miotłę na ramię.
─────────────────────────────────────────────────────
Każdy dostał
własny pokój.
W willi matki
Alexa znajdowało się ich tyle, że chyba żadne z nich nie powinno się dziwić.
Mimo to, gdy dowiedzieli się, że na noc każde będzie w oddzielnym pokoju,
wyrazili lekkie zdumienie. I tak nie mieli zamiaru spać, więc
pomieszczenia gościnne zostały oddane pod ich dyspozycję symbolicznie.
Wszystkie
znajdowały się piętro pod pokojem Alexa, który dostał na własność wszystkie
pokoje na wyższym poziomie.
Pokój Sharon był
przytulnie urządzony i w żadnym stopniu nie przypominał tych hotelowych. Stały
w nim dwa, przynajmniej dwuosobowe, dębowe łóżka, misternie rzeźbione, a na
jednej ze ścian widniała fototapeta lasu. I wszystko to wyglądałoby nawet
normalnie, gdyby nie fakt, że las ten był najwyraźniej idealnym
odzwierciedleniem prawdziwego. Gałęzie kołysały się na wietrze, a od czasu do
czasu można było zobaczyć pomiędzy drzewami przechadzające się zwierzęta.
Dziewczyna pozostawiła drzwi do pokoju uchylone, by dać chłopakom znać, że mogą
wchodzić, kiedy im się żywnie podoba.
Kiedy Sharon
wyjęła z kufra kosmetyczkę i zanosiła ją do małej łazienki, znajdującej się do
pokoju, w drzwiach zauważyła małe, dużouche stworzonko.
Skrzata domowego.
- Cześć –
odezwała się rudowłosa, chcąc nawiązać z nim kontakt.
Skrzat
momentalnie zniknął, trzaskając drzwiami.
Dziewczyna
wzruszyła ramionami.
Na półeczce pod
lustrem położyła pastę do zębów i szczoteczkę. Dziwnie się czuła, nie mając
żadnych kosmetyków. Zdecydowanie większość dziewczyn z jej rocznika zaczęłaby
teraz wykładać na blat wszelkiego rodzaju magiczne tusze do rzęs i szminki,
zmywalne jedynie działaniem prostego zaklęcia.
Spojrzała na
siebie w lustrze.
Nie lubiła tego
robić. Niezbyt podobał jej się jej niespotykany wygląd. Rude włosy, dwa różne
kolory tęczówek, piegi… czasami wolałaby mniej rzucać się w oczy. Chociaż dzięki temu
nie można było jej z nikim pomylić. I zdecydowanie nie było problemu ze
stwierdzeniem, że nie jest całkowicie normalna.
Tyle że większość
ludzi mówiła, że nie jest normalna, patrząc na jej szalone zachowanie. Ale nikt
tak naprawdę nie wiedział o jej przeszłości. Nigdy nikomu o niej nie mówiła.
Czasami starała
się spojrzeć na siebie obiektywnie. Wówczas stwierdzała, że ma całkiem ładne
rysy twarzy. Owszem, były ostre i trochę drapieżne, ale ktoś kiedyś powiedział
jej, że przypomina dorosłego chochlika. Wąska broda, lekko zadarty nos…
Może jednak była
ładna na swój własny sposób?
- Hej, Alex mówi,
że zostaliśmy wybrani spośród wielu na pomoc w urządzaniu przyjęcia –
powiedział optymistycznie Will, opierając się o framugę.
Sharon znowu
zadziwiło to, jak się zmienił. Opalenizna mu służyła. Choć kiedyś
powiedziałaby, że jest przeciętny, teraz spokojnie mogła go nazwać przystojnym.
Choć do tego zdecydowanie przyczyniło się również dorastanie - podniosły mu się kości policzkowe, zmężniał...
- Cudownie –
odparła dziewczyna. – Fajnie, że daje nam wybór.
Will parsknął.
- Zobacz, ja też
się cieszę. – spojrzał za ramię i zmienił temat. – Czemu masz większy pokój?
Rudowłosa
przewróciła oczami.
- Bo ze mną
będzie spać Margaret.
- To czemu ja nie
mogę z Jamesem?
- Bo póki co
jestem hetero – odpowiedział mu głos z korytarza.
Chwilę potem do
pokoju wpadł brunet.
- To jak? Jakieś
zabranie, a ja o nim nie wiem? – zatarł ręce.
- Tak – odparł
Will. – Aktualnie Sharon przedstawiała mi plan włamania się do tajnych akt
ministerstwa, ale nam przerwałeś.
James zamrugał.
- Jak to? Wiesz,
że matka Alexa by was zabiła…
Rozbawione
spojrzenia dwójki pozostałych skutecznie przerwały mu dalszy ciąg wypowiedzi.
- Acha. Wkręcasz
mnie. Od kiedy ty jesteś takim dobrym aktorem?
Will odgarnął
włosy z czoła.
- Wiesz, uczę się
od najlepszych.
Razem z Sharon
przybili piątkę.
─────────────────────────────────────────────────────
Za oknem słońce
zaczęło chylić się ku zachodowi, a czwórka przyjaciół zgromadziła się w kuchni.
- A twoja
skrzatka nie może nic ugotować? – spytała Sharon, patrząc ze strachem na listę
rzeczy do zrobienia. Zajmowała ona kartkę A4.
Blondyn posłał
jej spojrzenie pod tytułem „skąd wiesz, że mamy skrzatkę?”.
- Już ugotowała –
odparł Alex, wskazując na lodówkę. Niektóre wynalazki mugoli czarodzieje
ulepszyli i zaczęli samemu wykorzystywać. – Są tam. Ale teraz ma wolne.
- Jak to ma
wolne? – zdziwił się James. – Czy skrzaty nie pracują dwadzieścia cztery na
siedem?
Alex posłał mu
pełne bólu spojrzenie.
- Babeczka nie.
- Babeczka? – zdziwił
się Will, przeszukując jedną z szafek w poszukiwaniu materiałów na ciasto.
- Czemu? –
dopytał James.
- Ogólnie moja
matka jako minister Magii wspiera różne projekty, by zyskać poparcie wpływowych
czarodziejów. I między innymi bardzo przypadł jej do gustu pomysł Hermiony
Granger, wiesz, twojej ciotki. I polega on na… eee… lepszym traktowaniu
skrzatów domowych.
Sharon poparzyła
na niego, podając Willowi miskę.
- Chodzi ci o
„Walkę o Emancypacje Skrzatów Zniewolonych”? – spytała.
- Tak. Właśnie od
to.
- Wow. Nie
wiedziałem, że ktoś jeszcze poza nią popiera to dziwactwo – odezwał się James,
szukając kakao. – W sensie… nie zrozum mnie źle, ale aktualnie spotkałem parę
skrzatów i wszystkie wydawały się zadowolone ze swojej pracy.
Alex posłał mu cierpiętnicze
spojrzenie i oparł się o blat.
- Babeczka też
jest.
Will parsknął,
prawie wysypując mąkę.
- Tyle że moja
matka tego nie rozumie. Uważa, że każdy powinien mieć dzień wolny. Więc w
niedziele Babeczka odpoczywa. Co zabawne, moja matka nie była w domu od… hmmm…
sam nie wiem… trzech tygodni? Ta zasada najwyraźniej odnosi się jedynie w
stosunku do Babeczki.
Tym razem część
mąki wylądowała na blacie.
Wszyscy spojrzeli
na duszącego się ze śmiechu Willa.
- Co jest? –
spytała Sharon, też się uśmiechając.
- Nie wiem, jak
bardzo musicie jej nie lubić, by nazwać ją Babeczka.
Alex długo
patrzył mu w oczy. Will starał się powstrzymać od wybuchania śmiechem, ale
niezbyt mu to wychodziło.
- Babeczka to
normalne imię dla skrzata – stwierdził, akcentując każde słowo oddzielnie i próbując udawać poważnego.
- Tak jest,
kapitanie – zasalutował mu Will. – A teraz bądź tak dobry i leć do sklepu.
Blondyn posłał mu
zdumione spojrzenie, a uśmiech zszedł z jego twarzy.
- Jak to?
- Brakuje paru
składników. – wyjaśnił chłopak. - A wydaje mi się, że jako jedyny z nas znam
się na gotowaniu, więc w kuchni szefem jestem ja. A teraz wyjmuj listę, bo
dyktuję – dodał, zaglądając do jednej z szafek i wyjmując z niej mleko.
Sharon odwróciła
listę rzeczy do zrobienia na drugą stronę i wyjęła swoje samonotujące pióro.
- Ja pójdę.
Will obrzucił krytycznym
spojrzeniem produkty na blacie.
- Potrzebujemy
mąki.
Alex spojrzał na
niego z wyrzutem.
- Ej, to, że
przed chwilą wysypałeś połowę na blat nie znaczy, że możesz nam kazać kupić
więcej.
- Och, mój drogi
– Will spojrzał na niego z udawaną troską. – Właśnie to to znaczy.
- Ile tej mąki
potrzebujesz?
- Kup jeden
kilogram.
- Aż jeden
kilogram? – zdziwił się Alex, wstając.
- Dziecko drogie
– powiedział do niego Will, jak do niededukowanego siedmiolatka. – Chcesz tort
czekoladowy? I jeszcze babeczki-ninja*? To bądź tak dobry i się nie czepiaj.
James podniósł
głowę, próbując jednocześnie rozpakować lizaka, którego znalazł w którejś z
szafek.
- To Babeczka
dorabia jako ninja?
- Nic mi o tym
nie wiadomo – powiedział Alex. – Ale wiesz, nigdy nie lekceważ skrzatów
domowych.
Wszyscy
parsknęli.
Sharon posłała im
pobłażliwe spojrzenie.
- Możecie powiedzieć,
co jeszcze jest potrzebne? – spytała.
Will podał jej
resztę składników.
- Dobra –
powiedziała, ściskając kartkę. – To ja lecę. Gdzie jest sklep?
James się ożywił
i włożył do buzi lizaka.
- Wesz, moge sie
tam zapowazić – powiedział niewyraźnie.
- O „WESZ-y” już
dziś gadaliśmy, więc nie – stwierdziła Sharon. – Wystarczą instrukcje.
- Poza tym –
dodał Alex. – jesteś potrzebny tutaj z tym swoim zmysłem artystycznym. Trzeba
przystosować salon i ogród do przyjęcia gości.
Brunet jęknął.
─────────────────────────────────────────────────────
Gdy Sharon
wyszła, Will zajął się przygotowywaniem stanowiska pracy. Z pomocą chłopaków
ogarnęli blaty, na które wyłożyli pozostałe substraty (tak je nazwał Will,
który od jakiegoś czasu miał świra na punkcie chemii).
Gdy James
poleciał na górę po blok rysunkowy, na którym miał zamiar naszkicować wstępne
projekty wyglądu domu, Alex i Will zostali sami.
Szatyn starał się
zacząć robić nadzienie do babeczek-ninja. Wcześniej w jednej z szafek znalazł
starą książkę kucharską, według której próbował teraz postępować.
- Dobra, Alex,
mam do ciebie ważne pytanie – powiedział nagle.
- Dawaj.
- Czemu nie
mogliśmy posłać Babeczki na zakupy? Już by wróciła.
- Bo Babeczka
uciekła na wakacje – powiedział obojętnie blondyn. - Moja kolej.
- Na co? –
zdziwił się brązowooki.
- Na pytanie.
Will podniósł
głowę znad opasłego tomiska. Według niego powinien teraz dodać do zmiksowanych
jajek aromatu tęczowego (tak brzmiała jego nazwa, choć nie miało to żadnego
związku z Skittlesami). Co przecież nie miało sensu, bo wszystko by dużo lepiej
smakowało, jakby najpierw dodał pianki musujące, które następnie nasiąkną
aromatem. Postanowił zmodyfikować przepis.
- Dobra –
mruknął.
Alex posłał mu
poważne spojrzenie.
- Okej, to
pytanie jest serio dziwne, ale… co czujesz do Sharon?
Will, mieszający
teraz spokojnie papkę w misce, prawie ją wylał.
- CO.
- Przecież widzę,
że usłyszałeś.
Will dalej stał
jak zamurowany.
- Jest moją
przyjaciółką. Lubię ją. I tyle.
Alex, dotychczas
stojący, usiadł na blacie i schował twarz w dłonie w geście zrezygnowania.
- Serio? Myślisz,
że nie widzę?
Serce szatyna
mocniej zabiło.
Sam siebie
próbował przekonać, że to tylko przyjaźń. Ale może należało spojrzeć prawdzie w
oczy, nieważne, jak bardzo będzie ona boleć?
- Alex, proszę,
nie wałkuj tematu – jęknął bezsilne. – Dobra?
Ponownie zaczął
mieszać, jednak robił to mniej energicznie, a ramiona mu opadły.
Blondyn spojrzał
na niego z prawdziwą troską.
- Okej – uciął
rozmowę.
Chciał o tym
porozmawiać. Widział, jak Willowi świecą się oczy w obecności rudowłosej. Tylko
co on wiedział o miłości?
W końcu to była
sprawa, z którą nigdy nie miał styczności.
─────────────────────────────────────────────────────
Sharon
przeszukiwała spokojnie półki sklepowe.
Patrzyła na nie i
nie była w stanie uwierzyć, jak z sypkiej i białej mąki możne zrobić
rozpływające się w ustach ciasto czekoladowe. Dla niej gotowanie zakrawało się
na czarną magię. A i czarna magia była jej bliższa, bo przed nią umiała się
przynajmniej obronić.
Ale pieczenie?
Nie, to było zbyt
trudne.
Podziwiała Willa
właśnie za to, że potrafił wyczarować coś pysznego pawie z niczego. I za to, że
prawie nauczył ją robić pizzę. Tak, nauczenie Sharon nie spalenia jej na wiór
było cudem.
„Ale czy tylko to
w nim jest dla ciebie interesujące?” – szeptał jakiś cichy głosik z tyłu głowy.
Tak się
zamyśliła, że prawie wpadła na chłopaka idącego przed nią.
Miał w ręku
jedynie coca-colę, więc wątpiła, by wybrał się tu, chcąc załatwić sprawunki dla
rodziny. Po chwili patrzenia się w jego ciemne oczy przypomniała sobie, że
widziała dziś tego blondyna w bandzie Charlesa. Wcześniej jednak nie zwróciła
uwagi na to, że jest przystojny – sam fakt, że przyjaźnił się z takim dupkiem,
niszczył jakiekolwiek szanse na jego zaprzyjaźnienie się z nią.
- Przepraszam –
powiedziała tonem, który przypominał raczej mówienie „obyś zdechł z tym swoim
koleżką”. – Ale chciałabym przejść.
Chłopak zamrugał.
- Czekaj, ty wkręciłaś Charlesa dzisiaj? – powiedział z lekkim akcentem, którego dziewczyna
nie rozpoznała.
Dziewczyna
uniosła podbródek.
- Tak, a co? Masz
z tym jakiś problem?
Chłopak spojrzał
na nią z nieskrywanym podziwem.
- Brawo. Naprawdę
doskonała robota, piękna.
Z jakiegoś powodu
ta jego wypowiedź sprawiła, że rudowłosa zapałała do niego nieznaczną sympatią.
- Nawet nie
wiesz, jakim idiotą jest on. Dziewczyny zmienia jak rękawiczki, a myśli tylko
o… czekaj, zapomniałem – on nie umie myśleć. Czasami mam wrażenie, że go w
nocy zabiję.
- Super –
powiedziała chłodno dziewczyna, wymijając go. – Nie sądzisz, że inteligentniej
by było w ogóle się z nim nie zadawać?
Blondyn oparł się
o ścianę.
- Cóż,
zdecydowanie byłoby łatwiej, ale wiesz – to mój kuzyn.
Przyjechałem do niego na tydzień, bo rodzice nie mieli co ze mną zrobić.
Musieli wyjechać na... eee… wyjazd służbowy. Na szczęście już wracam dzisiaj. A co ty tu robisz, piękna?
Sharon spojrzała
mu chłodno w oczy.
- Znam cię od
minuty i mam się zacząć spowiadać? Proszę cię. A teraz przepraszam, muszę już
iść.
Minęła go i
ruszyła wzdłuż alejki.
- сбогом /do widzenia/ – pożegnał się
krótko.
Sharon
natychmiast rozpoznała bułgarski. Odwróciła się, ale chłopak już odchodził.
Mimo to
dziewczyna zobaczyła zarys przedmiotu w jego tylnej kieszeni.
Przetarła oczy.
„Jestem zmęczona,
umysł płata mi figle” – starała się przekonać.
Nauczyła się
jednak wierzyć swoim przeczuciom.
*babeczki-ninja –
znane w całym świecie babeczki czarodziejów, które zawierają w sobie specjalny,
tęczowy aromat. Jego nazwa wzięła się od tego, że w losowej kolejności
przybiera zupełnie inny smak, przez co każda babeczka jest inna. Jedna z odmian
tęczowego aromatu jest również używana przy produkcji Fasolek Wszystkich
Smaków, jednak w sklepach spotyka się wersję zawierającą jedynie smaki jadalne
– dlatego babeczki czarodziejów według niektórych są po prostu bezpieczniejsze.
Nie mam pojęcia jak to była zupa :P Będę strzelać! Eee...
OdpowiedzUsuńChwila! To była zupa cebulowa! Nie wiem, czy tak można, ale mam Harrego Pottera w pdf i znalazłam :P Jeśli tak nie można, to nie daj mi punktów. Ale jakby co to jestem wężykiem ^^
Martensy najlepsze buty świata! Miałam je na prawie wszystkich konkursach XD Na początku rozdziału byłam pewna, że Sharon spróbuje uwalić tą podłogę budyniem -.- zryta psychika Ireth, aktywacja. Spróbuj mnie pobić Sharon - spaliłam ryż. GOTOWANY ryż. Umiejętność gotowania - zero. Makaron zawsze jest al dente, a jak cokolwiek innego to tylko w postaci proszku do zalania wrzątkiem. Inaczej nie wyjdzie -.-
UsuńAlex wali prosto z mostu i dobrze, ale jest na tyle tępy by nie rozumieć swoich uczuć :3 Margaret przyjeżdża jutro! Lubię ją XD
Czy tylko mi Babeczka kojarzyło się z Laseczka? XD Wyobraźnia zadziałała i skrzatka w stroju ninja powstała w moim umyśle. Nie ma to jak ryć zryty mózg.
Skoro nie możesz się doczekać następnego rozdziału, to ja tym bardziej!
Weny!
Ireth
Dostaniesz 5 punktów za pomysłowość.
UsuńMartensy FOREWA <3.
Co do uwalenia podłogi budyniem... *nerwowy śmiech*
Dobra, Sharon podpaliła wodę gotującą się na makaron... #zdolności_magiczne_poziom_hard
Tak, dokładnie. Alex niby się zna, a jednak jest ciotą.
Skrzatka w stroju ninja niestety zrobiła mój dzień, jak to pisałam.
:D
:D
:D
:D
Okej
Nie widziałam jeszcze palącej się wody, to musi być ciekawe zjawisko.
OdpowiedzUsuńWnioskuję, że podłoga będzie jeszcze uwalona budyniem... w sumie why not? XD
Ireth
Jak ja lubię kiedy wspominasz o kanonicznych bohaterach HP <3 Zjadłabym takie babeczki, daj przepis! :D
OdpowiedzUsuńBuahaha...nareszcie dostęp do internetu
OdpowiedzUsuńcudowny rozdział (zawsze tak mówię XD)
MERLINIE!!! Nie mów, że chcesz w to wmieszać durmstrang!!!
Wiem, że już to muwiłam ale KOCHAM SHARON...no i Willa
Co do zupy to była chyba cebulowa...nie jestem pewna...
Dobra co tam w końcu raz czarownicy śmierć
Nominowałam cię do LBA, bo w końcu why not? Przed odpowiedzeniem na pytania zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania, gdyż moje pytania niewłaściwie zrozumiane zagrażają Twojemu życiu lub zdrowiu. Co z tego, że nie ma opakowania.
OdpowiedzUsuńhttp://skrzydlo-kruka.blogspot.com/2016/05/liebster-blog-award-cos-czego-jeszcze.html