Czytelnicy
bloga mego, Czarownice, Czarodzieje!
Część trzecią tegoż opowiadania za
otwartą uważam. I nieważnym jest to, że jedynie przez trzy rozdziały trwać ona
będzie.
Z początku rozdział z perspektywy
Sharon i Willa miał być napisany, jednak po zastanowieniu dłuższym jedynie
Rudowłosą zostawiłam. Postać Willa się jednak pojawia, więc dużo na tym nie
straciliście. Jakby ktokolwiek miał problem z zachowaniem Sharon, to
przypomnieć pragnę, że nazwanie jej dzi*** dobrze na relacje międzyludzkie nie
wpływa.
Rzeczą kolejną, wartą poruszenia,
jest kwestia domów punktacji. Dziś jedynie was proszę o komentarze w stylu mistrza
Yody napisane. Za każdy takowy punktów dla domu dam dziesięć. I przypomnieć
również pragnę o konieczności poinformowania, czy się orłem, czy lwem, czy
wężem, czy też borsukiem jest.
Poinformować was również pragnę o powstaniu zakładki GALERIA, w której to dzieła me artystyczne znajdziecie.
Oczekując na komentarze pozdrawiam
w imieniu opowiadania bohaterów oraz własnym
Okej
* * *
Parę miesięcy później… sierpień.
Sharon stała z
kufrem na krawężniku, czekając na Błędnego Rycerza. Cieszyła się, że w piątej
klasie Michael napisał artykuł o czarodziejskich środkach transportu, bowiem
dzięki temu nie musiała się teraz tłuc przez pół Londynu w kierunku bliżej
nieokreślonym. Wystarczyło, że machnęła różdżką.
Zza rogu wyjechał
niebieski, trzypiętrowy autobus, a śliczny, biały domek uskoczył przed nim,
jakby się poparzył.
Sharon
uśmiechnęła się.
Pojazd gwałtownie
zatrzymał się przed nosem dziewczyny, prawie zwalając ją z nóg, a drzwi się
otworzyły, ukazując młodego, kasztanowłosego chłopaka, który jeszcze niedawno
chodził do Hogwartu.
- Sharon? –
zdziwił się Alojzy.
- Hej – odparła
dziewczyna. – Ty tu?
Chłopak
przepuścił ją w drzwiach.
- Dorabiam w
wakacje, wiesz. U mnie trochę z kasą krucho, a chcę z Tedy’m ogarnąć wyjazd do
Egiptu.
Sharon uniosła
brwi.
- A po jaką
cholerę wam wyjazd do Egiptu?
Młody mężczyzna
spojrzał na nią, wkładając jej kufer na półkę nad ich głowami.
- Tedy
powiedział, że Bill powiedział, że załatwi nam wejście do piramidy, jeśli załatwimy
sobie Egipt.
Sharon szybko
przypomniała sobie, że Bill to najstarszy z wujków Jamesa.
- Nie da się po
prostu teleportować?
Alojzy wskazał
jej ręką na siedzenie, by usiadła. Eddie, który chyba nigdy nie wychodził zza
kółka czarodziejskiego autobusu, zakręcił kierownicą i wcisnął gaz.
Sharon poczuła
się jak na karuzeli.
Może ten Rycerz
nie był takim dobrym pomysłem?
- Czekaj, zaraz
się przyzwyczaisz – uspokoił ją chłopak. – Nie możemy się teleportować, bo
międzykontynentalnie płaci się kaucję, a jak tego nie zrobisz, to ścigają cię
aurorzy. I jeszcze coś robią teraz międzykrajowo, więc podnieśli ceny.
- To bez sensu.
- Dlatego zbieram
na kaucję – odparł chłopak, źle rozumiejąc jej wypowiedź.
- Nie, chodzi mi
o to, że teleportacja powstała, by ułatwić ludziom przemieszczanie się, a
tymczasem rząd i tak robi wszystko, by nam utrudnić.
- Polityka –
Alojzy wzruszył ramionami. – tego nie zrozumiesz. Tak w ogóle, gdzie chcesz jechać?
- Pod dom
Minister Magii.
- CO?! – gdyby
chłopak miał w buzi wodę, właśnie by ją wypluł zupełnie jak w kreskówkach.
- Twoja reakcja
świadczy o tym, że usłyszałeś, więc nie będę powtarzać.
- Wiesz, że
Minister zakazała podjeżdżać pod jej dom pod groźbą grzywny? Wysokiej?
- Wiem.
- To po jaką
cholerę chcesz tam jechać? – dopytywał się, wciąż nie rozumiejąc,
kasztanowłosy.
- Kolega zaprosił
mnie do siebie na urodziny.
- W DOMU MINISTER
MAGII?!!!
Jakaś czarownica
z tyłu wrzasnęła, by się nie darł.
- Tak się składa,
że tam mieszka!
Na twarz Alojzego
weszło zrozumienie.
- Trzeba było tak
od razu. Poproś, byśmy cię podwieźli na Johansona. Stamtąd masz dwie, czy trzy
ulice do pałacyku.
- W takim razie
na Johansona.
- EDDIE, TA MIŁA
PANI CHCE NA JOHANSONA.
- NIE DRZYJ SIĘ
TAK, GÓWNIARZU! – odkrzyknęła bardzo kulturalnie czarownica z tyłu.
Sharon przyjrzała
się jej. Miała czarne, kręcone włosy i czytała jakąś książkę.
- Ej, czekaj, od
kiedy ty się przyjaźnisz z synem Minister Magii?
- Od pierwszego
września mojego pierwszego roku?
- Czekaj, który
to? – zmarszczył brwi chłopak.
- Blondyn? –
Sharon spojrzała z politowaniem na chłopaka.
- W sensie Alex?
- Noo… -
potwierdziła dziewczyna. Jezu, ten człowiek nie ma w ogóle styczności z
plotkarskimi gazetkami dla kobiet. Jest czego zazdrościć.
- ON JEST SYNEM
MINISTER MAGII?!
- JESZCZE RAZ
PODNIESIESZ GŁOS A NA CIEBIE ZASKARRZĘ!
- Spokojnie, nie
zrobi tego – szepnął do Sharon Alojzy. – Mówi tak od trzech dni.
- Dni?
- Nie chce
opuszczać autobusu. Nieważne, jest trochę zbzikowana, ale to normalne. Raz taki
facet zaczął tańczyć na rurze i próbował się rozebrać…
Autobus zatrzymał
się, a Alojzy zdjął bagaż Sharon na ziemię.
- No to miłych
wakacji. Ja mam dużo pracy. Musisz skręcić w tę uliczkę po prawej, potem na
końcu w lewo.
- Dziękuję.
Miłego dnia.
Sharon wyszła w
tym samym momencie, w którym nawiedzony autobus ruszył.
Nigdy. Więcej.
Stała na
przepięknej, zadbanej uliczce na przedmieściach. Widać było, że w domach
naokoło mieszkają sami bogaci ludzie, bo ociekały one przepychem. Co dokładnie
siedem metrów stało drzewko, którego korona miała kształt sześcianu.
Sharon ruszyła
wzdłuż ulicy, przypatrując się uważnie domom naokoło.
Z jakiegoś powodu
czuła się niekomfortowo. Wiedziała, że tam nie pasuje. Już czerwono-pomarańczowe
włosy, sięgające jej do połowy pleców i jej kolorowe oczy wydawały się odcinać
od tej idealności wszystkiego wokoło, a co dopiero jej strój i bagaż, w którego
skład wchodziła miotła.
Nagle z jednego z
domów wybiegło pięcioro nastolatków w jej wieku.
Gwoli ścisłości:
dom ten był dokładnie trzy metry od Sharon, a oni stanęli metr od niej.
Dziewczyna
zmierzyła ich wzrokiem, a oni odpowiedzieli jej tym samym.
Już przy
pierwszym rzucie oka można było powiedzieć, że mieszkają w tej dzielnicy.
Trzech chłopaków miało markowe, skórzane kurtki i włosy postawione na żel, a
pozostali bluzy znanej firmy i drogie buty. Gdyby obrabować ich z ubrań i
sprzedać je na czarnym rynku, można by wyżywić rodzinę Sharon przez trzy
miesiące.
Rudowłosa ruszyła
dalej, ignorując ich.
„Nie są
zagrożeniem” – pomyślała. – „To tylko cholerne, bogate do bólu, męskie
plastiki.”
- Charles, patrz,
jakaś ruda zjawa!
Sharon westchnęła
ze zdenerwowaniem i zamknęła oczy, licząc do trzech.
- Ty,
sprzątaczka! – odezwał się najwyższy i najszerszy w barach. Miał czarne,
najwyraźniej farbowane włosy, kwadratową szczękę, a na bluzce napis
„McCourtney”, pewnie po to, by nie zapomnieć swojego nazwiska. – Dobrze, że
przyniosłaś własną miotłę! Trzeba zamieść dom Johnny’ego!
Zarechotał.
Dziewczyna odwróciła
się, słodko uśmiechając.
W jej głowie
uformował się szatański plan.
„Zadarłeś z nie
tym, z kim powinieneś” – pomyślała.
- Och, Charles! –
krzyknęła śpiewnie i uśmiechnęła się słodko. – Kochanie! Jak dawno się nie
widzieliśmy! Ze dwa tygodnie!
Chłopak stanął
jak wryty.
- My się znamy?
- Co? – Sharon
zamrugała. – Oczywiście, że się znamy! Nie pamiętasz mnie? To ja, Sharon!
- Nie znam żadnej
Sharon – odezwał się niepewnie chłopak. Gra aktorska rudowłosej sprawiła, że
sam zaczynał mieć wątpliwości.
- Ach, tak? Teraz
mnie nie znasz? – udała oburzoną różnooka, zarzucając mu ręce na ramiona. – A
co z naszą miłością na zawsze? – dodała płaczliwym tonem.
- Jaką miłością
na zawsze?! – chłopak agresywnie zrzucił z siebie jej ręce. – Nie znam cię,
kobieto!
- Jak to „nie
znasz”? A dwa tygodnie spędzone we Włoszech się nie liczą? Mieliśmy przecież
pokoje obok siebie!
Sharon miała
nadzieję, że się nie pomyliła.
- Jakie pokoje?
Byłem we Włoszech, ale w pokoju obok byli tylko jacyś dziadkowie! Odp***rz się
ode mnie!
- Jacyś
dziadkowie?! Jacyś dziadkowie?! To
tak mnie teraz przyjmujesz? Rozumiem, że to był dla ciebie tylko kolejny
wakacyjny romans? – w oczach Sharon stanęły łzy. – A JA GŁUPIA MYŚLALAM, ŻE COŚ
DLA CIEBIE ZNACZĘ!
- Ej, Charles,
przestań się wygłupiać – odezwał się blondyn za nim. – Sam przecież opowiadałeś
o najpiękniejszej dziewczynie na Ziemi.
Sharon
uśmiechnęła się. Nie wierzyła, że ma takie szczęście. Nie dość, że idiota był
we Włoszech, to jeszcze opowiadał o dziewczynie.
Uśmiechnęła się.
- Och, kochanie,
opowiadałeś o mnie? – spytała słodko, nagle przestając się denerwować.
- Nie o tobie,
dzi***! Mówiłem przecież, że cię nie znam!
- Powiedziałeś,
że jestem najpiękniejszą dziewczyną na ziemi! – zaśmiała się głupiutko. – To
takie miłe z twojej strony!
Chłopcy wokoło
zaśmiali się. Ta sytuacja najwyraźniej bawiła również ich.
- Przecież
mówiłem wam, że Angelika była blondynką! – wkurzył się brunet. - I że nazywała
się ANGELIKA!
- Mówiłeś tylko,
że miała piękne włosy – powiedział jeden ze skórzaną kurtką. – A ta tutaj
przecież takie ma.
Puścił do niej
oko.
- Ale ta tutaj ma
na imię Sharon, przecież sama się, kur**, przedstawiła!
Trybiki w mózgu
Sharon pracowały na najwyższych obrotach.
- Ale przecież
sam mówiłeś, że to imię bardziej do mnie pasuje… - szepnęła. – Powiedziałeś wtedy,
że Angelika jest za delikatne. Że potrzebne mi jest jakieś bardziej drapieżne,
bo przypominam tygrysicę…
Charles wyglądał,
jakby go piorun trzasnął. Nie miał pojęcia, co się dzieje.
- Nie wiem, kim
jesteś, dzi*** - zaczął wolno. – Ale jeżeli zaraz nie przestaniesz, to…
- To co mi
zrobisz? – spytała, znów piskliwie, powstrzymując łzy. Dobrze, że nikt nie
wiedział, że to były łzy śmiechu. – Bo serce mi już złamałeś!
- Ej, Charles, to
się robi wredne – powiedział chłopak w białych dżinsach. – Przecież widać, że
ona cię zna! Skąd mogłaby wiedzieć, jak masz na imię albo, że byłeś we
Włoszech?
W oczach bruneta
błysnęło zrozumienie.
- Bo jest je***ą
czarownicą?
Zapadła cisza.
Włoski na karku
Sharon bezwiednie się zjeżyły.
- Sharon? Co ty
tu robisz? – spytał ktoś spoza kręgu wzajemnej adoracji.
Sharon obejrzała
się i ujrzała kogoś, na kogo widok odetchnęła z ulgą.
Nie była już
sama.
- Will? Skąd ty
się tu… – szepnął Charles, jakby zobaczył ducha, również zauważając osobę,
która się przy nich pojawiła.
Sharon złapała
spojrzenie szatyna i ogarnęło ją niespodziewane ciepło.
Przez wakacje
zmienił się. Włosy mu urosły i były zdecydowanie dłuższe, niż by nakazywał
rozsądek, przez co skojarzył się trochę Sharon ze Slashem. Nie zasłaniały mu
one jednak twarzy, więc doskonale widziała jego czekoladowe oczy. Zdecydowanie
się opalił i urósł, a kości jego policzkowe stały się bardziej widoczne.
Z jakiegoś powodu
dziewczynę ogarnęła nagła chęć rzucenia mu się na szyję, jednak zamiast tego
starała się mu jakoś telepatycznie przekazać, co właśnie odwala.
Will kiwnął głową
i uśmiechnął się serdecznie, a serce dziewczyny gwałtownie zabiło.
Co się, kurde,
dzieje?
- Charles! –
krzyknął Will z udawaną radością. – Dawno się nie widzieliśmy! Jakieś… dwa
tygodnie? Trzy? Nie pamiętam już.
- Widzę, że
pamiętasz Willa. – powiedziała Sharon. – A mnie, jakimś cudem, nie. I co, dalej
będziesz próbować wszystkich przekonać, że mnie nie znasz, tak?
- Ale ja cię nie
znam! – krzyknął brunet, wyglądając, jakby próbował zapaść się pod ziemię. – A Will
to mój kolega z podstawówki!
Trybiki w głowie
Sharon obracały się w zawrotnym tempie. Kiedyś Will opowiadał jej, że miał w
podstawówce dupka, który prześladował go od pierwszej klasy. Raz wysmarował mu
włosy psimi odchodami mówiąc, że skoro go nie stać na szampon, to powinien
korzystać z tego, co daje natura. Dziwnym zbiegiem okoliczności tamten też miał
na imię Charles.
- Z jakiej
podstawówki? To syn kolegi mojej mamy – powiedziała dziewczyna.
- Właśnie – dodał
Will, uśmiechając się. – Pamiętasz, spotkaliśmy się we Włoszech. Wtedy, jak
postanowiłeś nam postawić Pizzę. Wiesz, jak skończyło padać.
Sharon miała
ochotę go uściskać.
Charles posiniał.
Najwyraźniej spotkanie po latach kolegi z podstawówki, który był teraz od niego
wyższy, niezbyt dobrze działało na słabe nerwy nastolatka. Choć fakt, że jakaś
dziewczyna wmawia my znajomość też nie mógł mieć na nie dobrego wpływu.
- A no tak! –
krzyknął, jąkając się. – Wtedy! I Angelika miała na sobie taką… eee… zieloną
sukienkę w… czerwone kropki!
Nagle Sharon z
rozchichotanej laluni stała się znowu sobą.
- Fajnie, że
wreszcie sobie przypomniałeś. Tyle, że właśnie zauważyłam, jakim jesteś idiotą.
– podeszła do niego i dała mu z liścia. Na policzku chłopaka pojawił się różowy
ślad. - To za to, że nie chciałeś się do mnie przyznać. – powtórzyła ruch. – A
to za to, ze nazwałeś mnie sprzątaczką. Zrywam z tobą. Najwyraźniej nie jesteś
mnie wart.
Chłopcy wokół
wydali z siebie zbiorowe „ŁUUUU”.
- Chodźmy Sharon
– uśmiechnął się do niej serdecznie Will, po czym nachylił się jej do ucha i
szepnął: - Nawet nie wiesz, jak bardzo mi się to podobało. A rzadko kiedy
jestem zwolennikiem przemocy.
- Szkoda tylko,
że ktoś tu pedancko dba o czystość chodników, bo potraktowałabym go tak, jak on
ciebie – odparła twardo dziewczyna. Chwilę potem jednak zaśmiała się i
podniosła kufer.
Ruszyli w
kierunku domu Alexa.
Nie umiem pisać jak mistrz yoda, więc napiszę jak Ireth :3
OdpowiedzUsuńKocham aktorstwo, kocham teatr, kocham Sharon, kocham Willa, kocham ich jako parę! Charlesowi się należało, gnojek jeden -.- Ooo... jak słodko - Sharon bije serducho na widok Willa ^^ Tak w ogóle to Will to chyba moje ulubione imię męskie (ja cem naparzać z łuku w drzewa!).
Ale gra Sharon wybitna *ociera łezki śmiechu*. Aż mi się przypomniał taki jeden gość z mojej szkoły - był naprawdę dobry w aktorstwie. Ale na tym podobieństwa się kończą, bo jakby nie patrzeć, ciężko jest być podobnym do Sharon ;)
I jeszcze scena w autobusie "- Kolega zaprosił mnie do siebie na urodziny. - DO DOMU MINISTER MAGII?!" - genialne XD W następnym rozdziale impreza - chyba nie wyżyję przez ten tydzień i wymyślę tysiąc teorii co-zrobi-Sharon-będąc-w-domu-MINISTER-MAGII. Z naciskiem na minister.
Wybacz, o Salazarze! Nie umiem pisać jak Yoda, bo szczerze nie ciepię Gwiezdnych Wojen -.- A musiałam obejrzeć przez ojca wszystkie części, eh...
Okej *złowroga mina* nienawidzisz anime, prawda? *bardziej złowroga mina* Właśnie namówiłam jedną osobę do obejrzenia! Zrobię apokalipsę anime, zamienię ci oczy na takie na pół twarzy i dodam dwa kucyki! Buahaha! *złowieszczy śmiech. Najbardziej złowroga mina jaka może być*
Hehe... apokalipsa... Weny!
Mocno walnięta, niemal podchmielona bez użycia chmielu, Ireth
Sharon i Will to najlepszy ship na świecie. Ja też jestem za ich połączeniem!
Usuń(dlatego właśnie wszystko schrzanię...)
TAK!!! Z ŁUKU!!! JA TEŻ MEGA UWIELBIAM WILLA, ALE CHYBA GILAN JEST LEPSZY :D.
Tak. Sharon chce być pisarką, ale ja ci mówię - ona będzie aktorką *wszechwiedząca mina autorki*.
Alojzy jest moją ulubioną postacią. Jest bardziej ogarnięty od Neville'a. A to osiągnięcie.
Impreza będzie, ale nie w następnym rozdziale, ale w jeszcze następnym :D. W następnym będzie... *wszyscy patrzą na nią wyczekując spoilerów*... coś fajnego :D.
Gwiezdne wojny są spoko. Ale bez mistrza Yody to by nie było to samo...
Ostatnia informacja -> moja reakcja:
O kur**.
Podchmielona to teraz moje nowe ulubione określenie :D
Okej
I jeszcze Halt :3 Ooo... nie da się wybrać jednej osoby!
UsuńZła jesteś -.- mam czekać dwa tygodnie na imprezę?! Jak ja wytrzymam? T^T
Wzbogaciłam ci słownik codzienny - czuję się zaszczycona XD
Ierth
Nie ma to jak źle napisać swoje imię -.- chyba naprawdę jestem podchmielona... a jadłam tylko masło orzechowe o.O
UsuńBogatych kretynów, ta akcja pięknom była. Jednak riposty cięte Sharon i Willa jeszcze lepsze.
OdpowiedzUsuńNiech wena z Tobą będzie.
ps.
ORZEŁ
I dziesięć punktów wędruje do mojego ulubionego domu :D.
UsuńCieszę się, że się podobało.
Okej
Rozdział fantastyczny był. Komentować treści godna nie jestem więc tylko,że Sharon kocham powiedzieć muszę. <3
OdpowiedzUsuńprzez te Snoby na ciemną strone mocy przechodzić zaczyna...
Na następny z nie cierpliwością wielką czekam.
Niech moc będzie z tobą...
Orzełek
Po pierwsze: Witaj na blogu! Widzę, że nowa jesteś.
UsuńPo drugie: kolejne dziesięć punktów dla orłów! Oł jea!
Po trzecie: strasznie się cieszę, że podoba ci się rozdział (bo tak wywnioskowałam :D). Poza tym - lubisz Sharon, ja od razu lubię ciebie.
A jeden z fragmentów rozdziału był inspirowana na takiej jednej sytuacji...
I z duchem twoim!
Okej
Ukontentowana jestem iż poniekąd została rodzina Weasleyów wspomniana. Czytało się rozdział wybornie nadzwyczaj. Na imprezę z niecierpliwością czekam!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Mistrz Katarzyna, z domu lwa.
Wesleyów rodzina wspomniana została, gdyż ja sama wielce lubię ją. Jedynym bohaterem, który niezbyt podobał mi się, był sam Ron Weasley.
UsuńImpreza z dużą ilością osób będzie. Czy wam się spodoba zobaczymy.
Okej