sobota, 30 kwietnia 2016

Rozdział !&. Beozar - kamień w brzuchu konia, czyli może lepiej się poucz

Uczniowie Hogwartu bądź innych szkół magii!

Jak obiecałam, dnia dzisiejszego pojawia się rozdział. Powróciłam już z krainy, w której szkołą magii jest Beauxbatons i, mimo, że cierpię z tego powodu, jestem już w mojej ojczyźnie (nie chodzi tu o to, że nie jestem patriotką, ale poza naszym krajem jest niczego sobie…).
W tym rozdziale poznajecie mojego ulubionego nauczyciela. Uprzedzając wszelkie pytania: tak, zainspirowałam się na Magnusie Chase (nawet, kurde, imię zcapiłam…)
Z rzeczy organizacyjno-treściowych:
Znudził mi się ten rok szkolny, bo nie mam już pomysłów, co mogą robić, a ich szóstą klasę mam zaplanowaną ze szczegółami, toteż w następnym rozdziale pojawi się zakończenie ich piątego roku w Hogwarcie. Co oznacza również, że ten remis między trzema domami (Hufflepuff, zawiodłam się!) trzeba niezwłocznie zniszczyć, zdobywając punkty, bym mogła umieścić wszystko w rozdziale.
(Tak jakby co: opowiadanie zakończy się wraz z końcem szóstego roku, więc nie martwcie się – jeszcze będziecie musieli się ze mną pomęczyć).
Tymczasem pytanie za 10 punktów:

Jaki byłby twój patronus? Jakie wspomnienie najprawdopodobniej by go przywoływało? (Z góry mówię – nie wymagam od was otwarcia przede mną swojej duszy, a jedynie pomysłowych odpowiedzi).

I, po raz pierwszy, ja też odpowiem na nie w komentarzu :D.
Liczę na was
Okej
P.s. Niespodzianka jest nadal aktualna. I pojawi się jutro.


* * *

- Witam wszystkich na Obronie Przed Czarną Magią! – zaczął lekcję Magnus, jak zwykle trochę za głośno. Miał zwyczaj, by przypominać wszystkim na początku lekcji, gdzie się znajdują. Sam chodził jeszcze niedawno do Hogwartu i pamiętał, że często miał problemy z zapamiętaniem planu lekcji. W takim wypadku zwykle podążał za tłumem, co albo kończyło się w odpowiednim miejscu, albo zupełnie się od niego różniącym.
Gdy uczniowie weszli do sali, pierwszym, co rzuciło się im w oczy, były ławki stojące pod ścianami i odsłaniające pustą przestrzeń na środku klasy. Niepewnie stanęli przed czarodziejem, ubranym, jak zwykle, w lekko przypominającą płaszcz Matrixa, czarną szatę.
- Dziś się będzie działo – mruknął James do Alexa, a ten w odpowiedzi kiwnął głową.
Magnus rzucił mu krótkie spojrzenie, nie tyle wyrażające aprobatę, co nie będące surowym.

- Przez ostatnich parę lekcji przerabialiśmy strasznie nudną teorię wyczarowywania patronusów. Mówiliśmy między innymi o… - w tym momencie wskazał gwałtownie różdżką na Michaela, który, przyzwyczajony do takiego przebiegu lekcji, płynnie dokończył jego zdanie:
- Przekazywaniu wiadomości za ich pomocą.
- … oraz…? - w tym momencie Magnus pokazał Agathę.
- …obronie przed dementorami? – wyjąkała dziewczyna.
Magnus spojrzał na nią, a w jego oczach kryła się wesoła iskierka.
- To było pytanie, czy odpowiedź?
- Odpowiedź? – stwierdziła pytająco czarnowłosa.
- Mnie się pytasz? – spytał żartobliwie nauczyciel.
- Odpowiedź – powiedziała, tym razem pewnie, uczennica.
- To dobrze. Bo nie mam ochoty powtarzać tego wszystkiego. - mrugnął do niej czarodziej, po czym, przechadzając się przed uczniami, kontynuował: - Rzecz jasna jak w każdej dziedzinie magii, może poza historią, najfajniejsza jest praktyka. Bo na co komu idiotyczne teorie, skoro i tak nie obronimy się nimi przed atakiem strażników z Azkabanu? Odpowiedź brzmi: po nic, ale kochane Ministerstwo Magii wprowadziło coś takiego, jak SUM-y, na których może się pojawić pisemne pytanie odnośnie patronusów, a każdy szanujący się auror, tudzież inny, nawet nie szanujący się czarodziej, musi na nie odpowiedzieć. Teoria pewnie wypadnie wam z głowy zaraz po wyjściu z Wielkiej Sali, ale ja mam obowiązek przygotować was nie tyle do testu, ale do życia, gdzie zamiast przywoływać definicję z podręcznika, będziecie musieli przywołać choćby błękitną mgiełkę, inaczej będziecie przypominać warzywa. Jakieś pytania?
Rozejrzał się po klasie. Wszyscy sprawiali wrażenie rozumiejących.
- Nie ma? Nikogo? Nie wstydźcie się, naprawdę lepiej teraz się o coś spytać, niż potem zarywać noce na szukaniu jakiejś wolnej klasy do nauki.
Nikt się nie odezwał, ale co poniektórzy uśmiechali się.
- Taką klasę naprawdę trudno znaleźć… - zachęcał nauczyciel. – Nie? Super. Niech każdy znajdzie sobie wolną część Sali. Mam nadzieję, że pamiętacie formułkę. Do dzieła.
─────────────────────────────────────────────────────
Alex znalazł się obok Jamesa.
- Uwielbiam tego nauczyciela – powiedział. – Serio. On jedyny wydaje się być człowiekiem.
- No. Jest na tyle młody, by pamiętać, jak to było kuć do testów. Expecto Patronum – mruknął okularnik.
Nic się nie wydarzyło.
- Pomyślałeś o czymś szczęśliwym? – spytała się Sophie, która nagle się obok nich pojawiła. Wyglądała jakoś inaczej.
- Pytanie brzmi, czy w ogóle pomyślał – wyszczerzył się Alex.
- Bardzo, kurde, śmieszne – skomentował James. – Tak, pomyślałem. Ale najwyraźniej nie było wystarczająco miłe.
Alex rzucił mu rozbawione spojrzenie.
- Pierwszy lot na miotle nigdy nie wypala – stwierdziła blondynka.
„Uwielbiam stereotypy!” – pomyślał Alex. – „Dobry z Quiddicha, to od razu miotła, kurde.”
- Ogarnąłem, okej? – powiedział brunet, rzucając dziewczynie zdenerwowane spojrzenie.
Alex i Sophie wymienili spojrzenia, a dziewczyna, korzystając z tego, że na nią patrzy, demonstracyjnie poprawiła włosy.
Kręcone.
Chwila. Czy ona nie miała prostych?
Nieważne.
Alex zamknął oczy. Jakaś szczęśliwa sytuacja z życia. Trzeba przeszukać swoją pamięć w poszukiwaniu czegoś fajnego.
Dzień dostania listu z Hogwartu?
Żołądek chłopaka ścisnął się. Nie. To nie był szczęśliwy dzień.
- Alex, dobrze się czujesz? – spytała Okularnica, ponownie poprawiając włosy.
- Tak, nic mi nie jest – odparł sucho.
- Sophie, chodź tutaj – krzyknęła z drugiego końca sali Agatha.
Dziewczyna ulotniła się.
- Ona jest mega wkurzająca – stwierdził James. – Pojawia się, znika. Czasem lubi, czasem nienawidzi. I ciągle gada.
- Jak to kobiety bywają – stwierdził Magnus, pojawiając się za ich plecami. – Co wam wychodzi?
- Niech pan odejmie od 200 liczbę pięćset razy większą od czterech.
- Na powiedzenie „nic”, są łatwiejsze sposoby – mruknął nauczyciel.
- Ale ten jest bardziej wykwintny.
- Wykwintne może być jedzenie. Albo przyjęcie. Do określenia sposobu się raczej tego nie używa. Nieważne. Spróbuj jeszcze raz.
James wymamrotał formułkę i jak zwykle nic nie wyszło.
- O czym myślałeś?
- Sam nie wiem – wzruszył ramionami chłopak. – Jakoś tak… sam nie wiem.
Magnus przewrócił oczami i powiedział na tyle głośno, by cała klasa usłyszała:
- Dobrze, ponieważ nikomu nie wychodzi, zademonstruję wam, jak mniej więcej powinno to wyglądać.
Czarodziej zamknął oczy i uniósł różdżkę. Wypowiedział „Expecto Partonum” i z końca jego różdżki wyskoczył pełnowymiarowy…
Lew.
- Wow – mruknęła cicho Emily.
Tak naprawdę, to zwierzę to było bardzo odpowiednie do czarodzieja, który je wyczarował. Magnus miał blond włosy sięgające do brody, przypominające niektórym grzywę, był dobrze zbudowany i odważny. Zresztą… był opiekunem Gryffindoru, nie ma się co dziwić, że takie właśnie stworzenie się pojawiło.
- O czym pan pomyślał? – spytał Thomas, gdy Lew zniknął.
James był prawie pewny, że na policzkach nauczyciela wykwitły rumieńce.
- O dniu, w którym poznałem najpiękniejszą kobietę pod słońcem.
Zapadła cisza, którą przerwał Magnus.
- A teraz wasza kolej! Jazda do roboty! Każdy, kto wyczaruje cielesnego patronusa, dostanie dwadzieścia punktów dla domu!
─────────────────────────────────────────────────────
- I wtedy powiedział, byśmy wyczarowali, to wyczarowałam – stwierdziła Sharon, wertując jakąś książkę z biblioteki i kładąc go na stole, przy którym siedziało większość fajnych uczniów z ich rocznika.
James spojrzał na nią szeroko otwartymi oczami i odchylił się na krześle.
- Nie no, proste jak cholera. Nie wpadłem na to, by ot tak, po prostu wyczarować patronusa. To z pewnością bardzo proste. Jestem głupi, że nie spróbowałem.
Sharon obrzuciła go krytycznym spojrzeniem.
- Jakbyś nie przerywał to byś usłyszał.
- Wydaje mi się jednak, że i tak, i tak nic byś nie zdziałała – mruknął w odpowiedzi Michael, pozornie skupiony na treści podręcznika od historii.
Oberwał piórem Jamesa.
- Auć! – pomasował się po głowie.
- Dobrze ci tak – powiedział Thomas, który jako jedyny nie miał wyjętych książek. Ssał cukrowe pióro z Miodowego Królestwa i zdawał się nie przejmować nadchodzącymi sumami.
Ewea zerknęła kątem oka na niego.
- Z tego co słyszałam, to tobie udało się wyczarować ogon tablicy, więc może się poucz, co?
Thomas zrobił się czerwony na twarzy.
- Nie ogon, a rysunek ogona!
Stephan, siedząca tuż obok niego, zdawała się dusić ze śmiechu.
- TY…! – krzyknął na nią chłopak.
- JA! – odkrzyknęła w odpowiedzi białowłosa!
- MAMA NIE UCZYŁA ŻE NIE ŁADNIE ROZSIEWAĆ FAŁSZYWE PLOTKI?!
- Wynocha z biblioteki! – dołączyła się do kłótni bibliotekarka.
- Ale…!
- Powiedziałam „W.Y.N.O.C.H.A” – stała nieugięcie pani Prince.
Thomas złapał protestującą Stephan pod ramię i oboje opuścili pomieszczenie.
Zrobiło się przyjemnie cicho, jednak po paru chwilach odezwał się Alex:
- Czekajcie, co robi Mandragora?
- Wytrzymaliśmy nic nie mówiąc dokładnie 14 sekund – przerwał mu Will, nie podnosząc wzroki znad książki, podczas gdy parę dziewczyn zaczęło gorączkowo szukać informacji o drących się roślinach.
- Liczyłeś? – zdziwił się Bulwa.
Chłopak skinął głową.
- Mandragora to silny środek pobudzający – powiedziała z pamięci Margaret, nonszalancko przewracając stronę notatnika, w którym spisała najważniejsze informacje. – Używa się go do pomocy osobom, na które został rzucony urok, zostały spetryfikowane, tudzież przetransmutowane. Chcesz wiedzieć coś jeszcze? – uśmiechnęła się słodko.
Alex przewrócił oczami i zabrał się do sporządzania notatek.
- Ej, słuchajcie, beozar to ten kamień w brzuchu konia, nie? – spytał Ben.
- Prawie. Tak dokładnie jest to bezoar i tworzy się w żołądku kozy – odparła Sharon tonem przedszkolanki tłumaczącej coś dziecku.
- Nieważne.
- Ważne – kłóciła się Sharon.
- Ma racje, ważne – powiedział spokojnie Michael. - Gdybyś zjadł kamień z brzucha konia, które się specjalnie hoduje na Peloponezie, to prawdopodobnie eksplodowałby ci mózg.
- Serio? – ożywił się James.
- On żartuje. Nie ma czegoś takiego – przewróciła oczami Sharon.
- Możecie być cicho? Próbuję się skupić – mruknęła Ewea.
Ponownie zapadła cisza. Tym razem trwała ze trzy minuty.
- Ja już nie mogę!!! – poderwał się James. – Moje ADHD w połączeniu z tą ciszą zaraz wybuchnie, jak mózg Bena po zażyciu kamienia z brzucha konia!
- Ej. Mózg wszystkich by wtedy eksplodował – wtrącił Ben.
- Ja stąd idę! Jakby ktoś mnie szukał to będę na błoniach, w dormitorium albo… nieważne. Gdzieś będę. Adios.
James zaczął wpychać książki do torby, a Sharon się odezwała:
- On ma rację. Siedzimy tu od pięciu godzin. Chodźmy się przejść.
Wszyscy siedzieli chwilę w ciszy.
- KTO PIERWSZY POD WIERZBĄ DOSTANIE CUKROWE PIÓRO! – ryknął James i rzucił się w kierunku schodów. Pozostali ruszyli za nim, a zostali tylko Alex, Sharon, Will i Margaret.
- Ciekawe, czy wiedzą, że to to pióro, którym walnął Michaela w głowę.
- I to które leży tu na ziemi – dodała Sharon, podnosząc je.

Powoli ruszyli w dół schodów, wciąż się śmiejąc.

11 komentarzy:

  1. Myślę, że biały lis. No wiesz, Kitsune i te sprawy, a lisy przypominają mi o moim przyjacielu ^^ tak, tak, o tobie mówię, nie gap mi się w telefon!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co do wspomnienia, to chyba nasze poznanie się, czyli wtedy, kiedy miałam pełną załamkę z nutką depresjii.

      Usuń
    2. Krótkoooooooo! Ja cem cosik dłuższego -.- ale i tak fajne, jak każdy rozdział. Ej no! Czemu pod koniec szóstego roku! Ja nie wytrzymam bez twojego bloga! Masz opisać wszystko do końca Hogwartu, życie po Hogwarcie i jeszcze po śmierci jako duchów. Wtedy będę szczęśliwa :3
      A tak w ogóle, to... ślizgoni wy leniwe leniwce! Walczyć mi tu o puchar! Inaczej zabiję... chwila... zabiję... zabiję Alexa! :3
      Weny!
      Ireth

      Usuń
    3. 10 punktów dla Slytherinu!
      Za dużo ode mnie wymagasz! Jak na razie mam zaplanowane ok. 25 rozdziałów JESZCZE, czyli łącznie to będzie... z 42? A może więcej...
      Dzięki!
      Okej
      P.s. Obiecałam, ze odpowiem na pytanie:
      Moim patronusem byłaby mucha, ponieważ... ludzie, wyobraźcie sobie dementorów uciekających w popłochu przed m u c h ą. To by było piękne. A wspomnieniem najprawdopodobniej moment jazdy po raz 6 pod rząd na tym samym roller coasterze... tam było tak zajebiście...

      Usuń
    4. Przy twoim patronusie dosłownie padłam XD Ciebie to humor nie opuści chyba nawet w chwili śmierci XD

      Usuń
  2. Rozdział bajka. Niech wena będzie z tobą

    OdpowiedzUsuń
  3. Ej, jakoś krótko:( Scena z lekcją Obrony była boska! :D To znaczy że coraz bardziej zbliżamy się do końca, prawda? :(
    Myślę że moim patronusem byłby..kot. Mam jednego w domu jest mamy dość sporo wspólnego :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak naprawdę to bliżej nam do początku niż końca.
      Obrona przed czarną magię = mój ukochany przedmiot.
      Kasiu, przypomnij mi proszę, jaki masz dom? Mam dziurawą pamięć ;-;.
      Okej

      Usuń
    2. Nieeeeeeeeee! Grygoni nas dogonili! Wybacz mi, Salazarze T.T
      Biedna ślizgonka....

      Usuń
  4. Uczennica Polskiej Szkoły Magii i Czarodziejstwa Merlin się kłania! :D
    Długo mnie tu nie było, ojj długo... Przepraszam... :c
    Patronus... Myślę, że wyglądałby jak szczeniak, bo ja uwielbiam te małe urocze kuleczki! :D A wspomnienie... Jak razem z przyjaciółką gotowałyśmy budyń! To była bardzo trudna misja, ale w końcu jak nam sie udało go zrobić, to odtańczyłyśmy z miskami budyniu super taniec radości! XD
    Aha i ja oczywiście reprezentuję Gryffindor (co z tego, że w PSM nie ma domów?XD)! :D
    Rozdział superaśny, ale ja to nie mogę się doczekać jak coś się zadzieje między Sharon a Willem! *.* <3

    Pozdrawiam cieplutko !:*

    OdpowiedzUsuń

JEDEN KOMENTARZ = JEDEN SZCZUR DLA GRZEGORZA
nie bądź obojętny na jego los

Szablon

Obserwatorzy