Czarodzieje
i czarownice, bo mugoli tu chyba nie mamy!
Dziś mam dla was parę smutnych
wiadomości.
Po pierwsze: rozdział jest krótki.
Po prostu… nie widziałam sensu by go niepotrzebnie wydłużać, więc jest jaki
jest.
Po drugie: Zapomniałam, że dziś
niedziela :D. Dlatego rozdział tak późno :D.
Po trzecie: za tydzień nie wstawię
rozdziału.
*Tu możecie udać śmiertelne
przerażenie, ale na tyle nieśmiertelne, bym nie straciła czytelników*
Powodów jest kilka, ale najważniejszy
to chyba fakt, że będę w innym kraju, nie będę mieć dostępu do internetu i, co
gorsza, laptopa (ale jadę do Disneylandu, więc żebym jakoś strasznie żałowała…).
Bardzo was przepraszam, ale to nie zależy ode mnie, postaram się jednak…
Po czwarte: wstawić post rysunkowy.
Przy czym pewnie więcej tam będzie ojej gadaniny niż prac…
To tyle ze smutnych wiadomości,
teraz pytanie:
Jak
pachniałaby dla was amortencja? Odpowiedź uzasadnij.
No, to żegnam was i do zobaczenia
za dwa tygodnie
Okej
* * *
- Bulwa,
stwierdziłam, że jesteś idiotą.
- Co? Czemu?
Sharon popatrzyła
na chłopaka powątpiewająco.
- Naprawdę
chciałeś robić eliksir miłosny?
Chłopak kiwnął
głową zachęcająco, oczekując dalszej części jej wypowiedzi.
- I sądzisz, że
Wesleyowie nie wysyłają gotowego?
Wszystkie
wtajemniczone osoby, wykluczając Margaret, którą gdzieś wcięło, spojrzały na
nią, jak mugole na ducha (bo dla tych idiotów duchy nie są czymś normalnym. Pfff...).
Gdy zrozumieli, co powiedziała, mieli ochotę palnąć się w twarz.
Boże, było to tak
oczywiste, że o tym zapomnieli.
Jedynie Will uśmiechnął
się szeroko i schował ją w uścisku.
- A teraz, ruda
zjawo, pokaż nam, co masz w kieszeni.
Sharon wyszła z
jego objęć obrotem i spojrzała mu twardo w oczy.
- Pierścień
władzy – odpowiedziała krótko i usiadła na biurku, a urodzeni w niemagicznych rodzinach
parsknęli śmiechem.
Jednak
przynajmniej dziesięć polemicznych spojrzeń, rzucanych przez uczniów 5 roku,
starało się o jej uwagę.
Will usiadł obok
niej i czekał.
Sharon jeszcze
chwilę udawała obrażoną, ale jego wyszczerzona mordka szybko sprawiła, że
również wybuchła śmiechem i wyjęła z kieszeni malutką buteleczkę, którą
podrzuciła jedną ręką, a złapała drugą, prezentując ją zebranym.
- Kocham cię za
to – powiedział Will, zanim pomyślał.
Chwilę potem
starał się robić wszystko, by ukryć swoje zażenowanie. Na szczęście pozostali
uznali to za żart, toteż nie musiał się dłużej czerwienić.
Sharon rzuciła
buteleczkę do Bulwy, który cudem boskim ją złapał.
- No –
stwierdził. – O coś takiego mi chodziło. Jak fajnie jest mieć służbę. – Chwilę
potem chłopak się wyszczerzył, by nikt nie brał tego do siebie. Nie uniknął
jednak piorunującego spojrzenia, które ruda wyćwiczyła przez lata.
- Otwórz –
powiedział James. – Będzie zabawa.
- …będzie się
działo… - mruknęła Karen.
- …i znowu nocy
będzie mało… - dodała Ewea i obie wybuchły śmiechem, pozostawiając innych w
błogiej niewiedzy o dalszej części tekstu piosenki.
Pozostali
popatrzyli na nie dziwnie, ale chwilę potem zwrócili swoje spojrzenia na
Jamesa.
- W sensie… Nigdy
nie wiedziałem, jaki jest mój ulubiony zapach. Czas to sprawdzić.
Gdyby Pani
Pomfrey weszła pięć minut później do klasy, byłaby dumna z młodych ludzi,
wąchających bliżej nie określoną substancję z buteleczki. Zresztą… Pan
Longbottom też nie miałby im tego za złe.
(Ale nie, dzieci.
Nie róbcie tego w domu. Ci uczniowie mieli w rękach jedynie eliksir miłosny
(nawiasem mówiąc nie jest on dostępny wśród waszych kolegów, toteż nie dajcie
się namówić na wdychanie czegokolwiek). A nauczyciele nie używali narkotyków.
Także bądźcie dobrymi dziećmi, jakimi jesteście, i zapomnijcie o sprawie,
wracając do dalszej lektury. Dziękuję.)
─────────────────────────────────────────────────────
- Dobra Alex, a
ty, co czujesz? – spytał James, który przed chwilą oświadczył wszystkim, że
czuje pastę do smarowania rączki od miotły. Rzecz jasna, Sharon, Will i Alex
wiedzieli, że to pewnie nie wszystko. Na pewno było też związanego z malowaniem
albo sztuką.
Blondyn przejął
od okularnika flakonik i powąchał. Przez chwile miał wrażenie, że czuje skórę,
potem kisiel (długa historia opowiadająca o młodym Jamesie, który zawitał w
jego progach, a potem opuszczał je w trybie expresowym) ale następnie poczuł
coś, czego się nie spodziewał. Cynamon. Nawet nie wiedział, z czym może mu się
to kojarzyć.
- Skóra – rzekł
na głos.
- Ludzka? – spytała
Karen.
- Tak, jestem
kanibalem – zaśmiał się, nadal zamyślony. – Smocza.
Czemu cynamon?
Nienawidził cynamonu…
- Coś jeszcze?
- Tak. Kisiel. –
(zero porozumiewawczych spojrzeń w stronę Jamesa) – Jabłkowy.
- Przez cały ten
czas? – spytał wkurzony okularnik.
- Zawsze* –
wyszczerzył się Alex.
Will stwierdził,
że uwielbia zapach pieczonej Pizzy - zerkając z uśmiechem w stronę Sharon - i
sosnowego drewna.
U rudowłosej
sprawa była jasna – powietrze po deszczu i kawa, którą spożywała w nadmiernych
ilościach.
Nietrudno się
domyślić, że kawę poczuł również Will, ale nie ze względu na napój.
Tymczasem Sharon
próbowała zrozumieć coś innego… coś, co, o dziwo, nie budziło w niej
dezorientacji.
─────────────────────────────────────────────────────
Wśród całego zgiełku,
jaki wywołała buteleczka, wszystkim zajęło chwilę, by zobaczyć, że Margaret
stoi w otwartych drzwiach z miną, której nie da się opisać inaczej jak
„największe przerażenie”. Wyglądała, jakby stanęła oko w oko z bazyliszkiem.
Albo inną bestią. Na przykład Profesor Brown.
- Zabierzcie ten
obraz sprzed mych oczu – szeptała.
Po chwili
otaczało ją parę osób, w tym Alex. Usadzili dziewczynę na ławce i starali się
ją przekonać, by zdradziła, co ujrzała.
Blondyn jednak
był zajęty nie konkretnie nią, ale… jej zapachem.
─────────────────────────────────────────────────────
„Zabierzcie ten
obraz sprzed mych oczu”.
Margaret nie
wiedziała, jak spojrzy się w oczy osobom, które przed chwilą widziała w pustej
sali na sąsiadującym korytarzu.
Dlatego nie
należy się gubić i mylić. Co ona by zrobiła, by odwrócić czas…
- Ej, Maggie, co
się stało? – spytała czule Victoria, ale blondynka zwróciła się jednoznacznie
do Sharon.
- Umiesz rzucać
Obliviate? Proszę, powiedz tak – błagała.
Ruda zlustrowała
ją spojrzeniem.
- Jak powiesz, co
się stało… - zaczęła, ale niebieskooka jej przerwała.
- Oni… całowali
się.
Klasa zamarła.
Normalnie
Margaret nie reagowała tak na całowanie. Nie miała takiego problemu. Według niej całowanie było spoko. Najwyraźniej
całującymi się osobami musieli być ludzie, których dziewczyna najlepiej by w takich sytuacjach nie
widywała.
Wszyscy myśleli o
jednym.
- Kto? – zadał
Michael pytanie, które nurtowało wszystkich.
Zamiast tego
Margaret zaczęła się rechotać.
- Wiecie, że ta
Amortencja jest niepotrzebna, co? – spytała retorycznie.
- Oni…
- Nie widzieli
mnie – odparła dziewczyna na niezadane pytanie Jamesa. – Gdyby tak było,
miałabym przerąbane i na Obronie przed Czarną Magią, i Astronomii.
* ten moment, gdy cytujesz książkę, do której piszesz fanfiction, zmieniając znany tekst w coś połowicznie zabawnego...
Amortencja? Zapach pianina (nigdy nie wąchałam :P ale pewna ważna dla mnie osoba grała na keyboardzie, a oba instrumenty posiadają klawisze ;) ), zapach wiatru (bardzo ważny aspekt mnie, ale szczegółów nie zdradzę), zapach nowej książki (wyjaśnienie jest proste - uwielbiam czytać). Tak wiem, dziwne te moje zapachy, ale wiatr naprawdę może pachnieć!
OdpowiedzUsuńRozdział trochę chaotyczny, ale jest spoko ^^
UsuńOmnononom :* Will taki słodki.
Cholibka, patrzę na punkty domów, a moja ślizgońska natura obmyśla już, jak tu pokonać gryfonów i krukonów, do których oczywiście nie żywię urazy! Ale jak te małe wredne lwy nas pokonają... Tak. W Ireth odzywa się natura przebiegłej uczennicy domu węża (tia... a w nazwie masz Raven ~ mózg)
Sorki, odwala mi dzisiaj.
Ślizgoni! Nie dajmy się pokonać gryfonom (krukonów jakoś przeżyjemy) i ruszmy tyłki! Trzeba działać i zdobywać punkty, więc kujcie eliksiry to może Snape nam coś da... Do ataku!
~ Walnięta Irethka
Zapach nowej książki *.*.
UsuńWill moją miłością :D.
XD <- komentarz do trzeciego akapitu drugiego komentarza
Aż ci dam 10 punktów dla domu :D.
Okej
hej jestem tu nowa ale blog mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńTo dobrze, przybyszu
UsuńJa bym czuła zapach piłki od siatkówki, deszczu i dezodorantu mojego krasza.
OdpowiedzUsuńA teraz o rozdziale...
Cudnie, super i w ogóle. No i nwm co jeszcze napisać...
Weny i czekam na nexta
Pozdrawiam RosalieIris 😊
Jaki byłby zapach?... Na pewno róże... Kocham ich zapach i kiedy je dostaje 😂... Zapach lasu... Kojarzy mi się z dzieciństwem... I na pewno zapach czekolady lub herbaty... Bez obydwu tych rzeczy nie mogłabym przeżyć ❤ ... Noooooo rozdział mega :D Alex poczuł cynamon, zapach Margaret awwwww... Tak samo jak Will jest uroczy *_*
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta :P
I życzę
Duuuuuużo weny ❤
Nie chcesz widzieć mojej miny, kiedy przeczytałam że za tydzień cię nie będzie...
OdpowiedzUsuńAnglicy znają tekst polskiej piosenki? A to ciekawe! :D
ja ogólnie jestem strasznie wrażliwa na zapachy, czasem nawet lepiej je zapamiętuję jak cokolwiek innego. Np nienawidzę kadzideł, kiedy w kościele je czuję, jest mi nie dobrze i nie mogę tam siedzieć bo się uduszę :p sama chciałabym wiedzieć jaki zapach uwielbiam. No dobra, wiem na 100% że poczułabym świeży zapach po deszczu letnim,podobnie jak Sharon. Ten zapach kocham i może to głupie ale nie raz było tak że wdychajac tą cudowna świeżość, wzruszałam się prawie do łez. Boże ale jestem dziwna XD
Ah, no i może zapach zupy mlecznej, moje przedszkole!
UsuńTwoje poczucie humoru, jest zaraźliwe i uzależniające. Niech wena będzie z tobą
OdpowiedzUsuńHej, świetny blog, nie mogę się doczekać następnych rozdziałów. Jeśli chodzi o amortencję, jestem bardzo ciekawa co bym czuła, a tak mogę się tylko domyślać, że byłaby to benzyna, siarka, skoszona trawa i jakieś perfumy, nie umiem określić zapachu. Slytherin pozdrawia xd
OdpowiedzUsuń