Czarodzieje,
czarownice i uczniowie szkół niemagicznych!
Taki rozdzialik do was leci.
Taki nadprogramowy.
Taki tam…
Mam nadzieję, że się spodoba,
tymczasem…
UZUPEŁNIŁAM ZAKŁADKĘ BOHATEROWIE,
BEJBE! UDAŁO MI SIĘ! KTO OD POCZĄTKU WE MNIE WIERZYŁ DOSTANIE PIĘĆ PUNKTÓW DLA
DOMU, BEJBE! JESTEM Z SIEBIE MEGA DUMNA!
Mam nadzieję, że bohaterowie
poboczni wam się spodobają, bo mega się namęczyłam, by ich wszystkich znaleźć i
choć nie wszyscy idealnie pasują, to naprawdę dajcie znać, co o nich sądzicie i
który według was się najlepiej zapowiada.
Zagadka:
Im
więcej z tego zabierasz,
Tym
większe to się staje.
Dziesięć punktów, bo mega proste.
Okej
* * *
Miesiąc (dokładnie!) później…
Co dziewczyny z
piątego roku lubiły w dormitorium Ravenclawu w soboty?
Odpowiedź jest
prosta.
Sharon Sheridan spała.
Najwyraźniej właśnie
ten dzień tygodnia wyznaczyła sobie na sen. I tego dnia również spała długo,
więc pozostałe też mogły sobie na to pozwolić. Dodatkowo nawet jeśli wstawała
wcześniej, to szanowała Świętą Zasadę Weekendu, dotyczącą godzin pobudki i
znikała z dormitorium tak szybko i niezauważalnie, jak Pani Pomfrey, gdy
zaczyna się gadać o kuropatwach.
No i warto też
wziąć pod uwagę fakt, że można było w nim przebywać cały dzień, ze względu na
brak lekcji.
Tak. Dokładnie.
Tego dnia jednak
Sharon z samego rana wpadła na pomysł, toteż nie była w stanie dłużej spać i
wymknęła się nad ranem na śniadanie, by znaleźć osobę, której potrzebowała.
O tej porze w
soboty w Wielkiej Sali było niewiele osób. Śniadanie już leżało na stołach, ale
niewiele ludzi z tego korzystało. Można by ich wszystkich policzyć na palcach
dwóch rąk.
Chłopak siedział
przy swoim stole, więc dziewczyna postanowiła się dosiąść.
─────────────────────────────────────────────────────
Jakie są wady
bycia rannym ptaszkiem?
Otóż twoi koledzy
zazwyczaj cię nienawidzą.
Ale gdy to nie
jest problemem, to przez parę godzin porannych jesteś sam.
James siedział
przy stole, tyłem do sali i dłubał w owsiance. Próbował ułożyć wszystkie płatki
tak, by przedstawiały jakiś przedmiot, ale oczywiście
rozpływały się na boki, więc niezbyt to wychodziło.
Westchnął.
Chwilę potem, na
ławce obok niego, pojawiła się Sharon ni stąd ni zowąd. Czasami się
zastanawiał, czy dziewczyna nie ma peleryny niewidki, o której nie chce
powiedzieć.
- Hej –
uśmiechnęła się do niego, a chłopak odpowiedział uśmiechem.
Poprawić –
wszyscy koledzy, poza Sharon, która przecież nie sypia.
- Hej.
- Co robisz?
- Jem – odparł
krótko.
- Nie –
zdecydowała dziewczyna. - Wiem jak wygląda jedzenie. Ty próbujesz stworzyć
portret McGonagall w owsiance.
- Skoro wiesz, co
robię, to czemu się pytasz? – spytał chłopak, niszcząc swoje dzieło.
- Aby jakoś
zgrabnie zacząć rozmowę.
- Po co? Mów,
czego chcesz, ruda.
- Chcę, byś nie
nazywał mnie ruda. To tyle.
- I po to wstałaś
wcześniej niż zazwyczaj?
- Hmmm… - Sharon
udała zamyślenie. – Niekoniecznie. Posłuchaj, mam pomysł, który jest trochę
dziwny, więc może się spodobać.
- Zamieniam się w
słuch.
─────────────────────────────────────────────────────
Will postanowił
znaleźć Sharon.
Brzmi łatwo, prawda?
Tak, dobrze
wyczuliście sarkazm w poprzednim zdaniu.
Nie było jej nigdzie.
Był na błoniach,
przypominających bagno, bowiem deszcz w lutym był czymś oczywistym, w Pokoju
Życzeń, w bibliotece, w Miodowym Królestwie (wszyscy lubimy tajne przejścia!) i
właśnie zmierzał do wieży Ravenclawu, choć nie miał pojęcia, jak tam wejść, by
nie wzbudzić podejrzeń.
Gdy już prawie
był przy schodach idących do przeklętej klamki, z przejścia wyłoniła się Greta
i Victoria, mające najwyraźniej niewiarygodnie śmieszny temat do rozmowy. Gdy
ujrzały Willa, stanęły i Greta zmierzyła go spojrzeniem.
Od pierwszej
klasy dziewczyna nie zmieniła się prawie w ogóle, poza tym, że urosła coś około
dwóch metrów i górowała nad wszystkimi z jej rocznika. Nie przeszkadzało jej to
nosić butów na obcasach. Cały problem polegał na tym, że przerastała również większość
chłopaków, którzy czuli się przynajmniej dziwnie, musząc unosić głowę, by
spojrzeć jej w oczy, a nie w… ekhem… klatkę piersiową, posiadającą zresztą dość
duży obwód. I wszystko by było nawet okej, gdyby nie fakt, że dziewczyna się
strasznie wkurzała, gdy przyłapała kogoś na patrzeniu nie tam, gdzie powinien.
A że była również całkiem dobrym pałkarzem…
Za to Victoria
była jej przeciwieństwem. Była drobna i delikatna, a jej wzrost nie sięgał
powyżej metra pięćdziesięciu.
Toteż widząc je
obie, idące korytarzem, miało się wrażenie, iż Guliwer miał rację, jeśli chodzi
o rasę liliputów i olbrzymów.
- Hej – zagadał.
Dziewczyny
spojrzały na niego.
- Widziałyście
Sharon?
- Nie. Zniknęła
zanim się obudziłyśmy. Jak zwykle – prychnęła wyższa i podeszła bliżej.
Will był jednym z
niewielu chłopaków, którzy nie mieli problemu z patrzeniem jej w oczy, choć
nadal był nieco niższy.
- Victoria, a ty
ją widziałaś?
- Cóż, jak byłam
w bibliotece, to gadała z Potterem – tu rzuciła porozumiewawcze spojrzenie
drugiej i zachichotała. Byłoby niezauważalne, gdyby nie fakt, że musiała
podnieść przy tym głowę o dziewięćdziesiąt stopni.
Will
niezauważalnie zmarkotniał, choć na jego twarzy pozostał uśmiech.
- A kiedy?
- Z dwie godziny
temu? Will, nie wiem nawet, co robili. Sama szukałam Michaela.
Zachichotała. Czy
ona musi ciągle chichotać?
- A. Okej. Nie
wiecie, gdzie może być?
- No
niekoniecznie.
- Okej – Uśmiech prawie
zszedł z twarzy Willa.
Dziewczyny poszły
dalej, a on już zaczął się zastanawiać, gdzie jeszcze mogłaby być jego
przyjaciółka. Prawie nie zwrócił uwagi na słowa Victorii, odbijające się echem
od ścian, jaka to ona jest szczęśliwa, że Michael się zgodził iść z nią do
Trzech Mioteł po południu.
Super.
- Will! –
usłyszał za sobą krzyk chłopaka.
Gdy się odwrócił,
ujrzał Bulwę biegnącego w jego stronę. Chłopak był raczej przy kości, co nie
znaczyło, że nie był przystojny. Wiele osób dziwiło się, że brunet ma tyle
wielbicielek, mimo braku budowy herosa.
Słowo „bulwa” nie
było rzecz jasna jego imieniem, ale przezwiskiem nadanym z dwóch powodów: 1.
był ziemniakiem z Hufcia-Pufcia i 2. nienawidził swojego imienia (brzmiało ono
Harry, gdyż jego matka była wielką fanką „chłopca, który przeżył”).
- Co jest? –
spytał Will, uśmiechając się do niego.
- Cóż. Przed
chwilą, znaczy się godziną, spotkałem w bibliotece Alexa. No i on powiedział,
że gdybym cię zobaczył, to mam ci powiedzieć, że Sharon kazała przekazać ci
wiadomość, byś przyszedł sam-wiesz-gdzie dokładnie w południe – wyrzucił z
siebie chłopak na jednym wydechu. A trzeba mieć talent krasnomówcy, by tego
dokonać bez późniejszego rozwiązywania supła na języku.
- Sharon?
- Wiesz. Ruda,
oczy w różnych kolorach, ładna, pomysłowa…
- Bulwa, wiem o
kogo ci chodzi – zaśmiał się Will, próbując tym ukryć zdziwienie. Harry nazwał
ją ładną. W jego brzuchu coś się przekręciło. – Po prostu szukam jej od rana.
- Okay. To już
wiesz, gdzie ją znaleźć – wyszczerzył się Bulwa. – A tak z innej beczki, to czym jest to „sam-wiesz-gdzie”?
- Tajemnica z
rodzaju takich, których się nie zdradza, pod groźbą dużych problemów.
- Problemów, czyli…?
– dopytywał się chłopak.
- Problemów,
czyli mocno wkurzonej panny pomysłowej.
- Okej. Rozumiem.
To rzeczywiście lepiej nic nie mów.
Will wyszczerzył
się do niego.
- Która godzina?
- Jeżeli
spóźnienie również skutkuje zdenerwowaniem Sharon, to lepiej biegnij.
Jego rozmówca
poprawił torbę na ramieniu i rzucił się w kierunku, czego Harry nie wiedział,
Pokoju Życzeń, co jasno świadczyło o skutkach.
─────────────────────────────────────────────────────
- Alex, znalazłeś
Willa? – spytała Sharon chłopaka, walącego wyćwiczonym ruchem w worek
treningowy.
Chłopak ponownie
rąbnął worek, zanim odpowiedział, po czym powstrzymał go przed dalszym kiwaniem.
- Eee… a co masz
na myśli mówiąc „znalazłeś”?
Sharon popatrzyła
na niego ze zrezygnowaniem.
- Jak rozumiem
nie gadałeś z nim? – spytała.
- Cóż… poprosiłem
jakieś dwieście osób o przekazanie mu wiadomości. Ktoś go znajdzie.
Kolejne walnięcie
w worek.
Sharon pogrzebała
w pudełku fasolek wszystkich smaków i wyjęła czerwoną, którą wsadziła sobie do
buzi.
- James, chcesz
jedną?
Chłopak,
pochylający się nad białym blokiem z pudełkiem kredek i brakiem weny, mruknął
coś niezrozumiale.
- Czyli tak, czy
nie? – dopytała dziewczyna.
- Nie. Nie mam
humoru do wymiotowania.
- A jak ja ci coś
znajdę? – uśmiechnęła się dziewczyna.
Chłopak spojrzał
na nią z przerażeniem malującym się na twarzy.
- Tym bardziej
nie. Nadal pamiętam tą o smaku dżdżownicy. Nie ufam ci.
- James, teraz
nie dam ci obrzydliwej, bo masz u mnie przysługę.
- Ruda, ja
naprawdę nie mam ochoty na wizytę w toalecie. Jestem zajęty tą „przysługą” dla
ciebie.
Sharon wywróciła
oczami i wysunęła rękę z pudełkiem do bijącego worek treningowy Alexa.
- A ty?
Chłopak przybrał
minę „oburzonego księcia”.
- Sharon, muszę
dbać o linię dla moich fanek! Myślisz że nadal będą mnie kochać, gdy będę
gruby?
Wysoko uniesione
brwi dziewczyny jasno dały do zrozumienia, że nie dała się nabrać.
Blondyn wybuchnął
śmiechem.
-… co oczywiście
oznacza, że wezmę całą paczkę – dokończył.
- Chciałbyś. One
są moje.
- Dobra, nie
gadaj, tyko daj trochę.
Chłopak włożył do
ust pierwszą z nich i w jego oczach stanęły łzy.
- Mamy cos do
pica? – spytał, trzymając fasolkę na koniuszku języka.
- Co jest?
Przecież jest zielona, to nie może być Chili… - zdziwiła się Sharon.
- Wasabi – jęknął
Alex, próbując powstrzymać się od płaczu. – Wody. Teaz. Zaaz. Natychmias. I
inne synoni..
Nagle w ścianie
pojawiły się drzwi, a przez nie wpadł zdyszany Will.
─────────────────────────────────────────────────────
- Sorry za
spóźnienie, dopiero przed chwilą Bulwa przekazał mi… - przerwał, gdyż zobaczył
bardzo dziwny widok.
James leżał z
pustą kartką na twarzy na kanapie tak, że jego plecy znajdowały się w miejscu,
w którym powinny być nogi, a nogi były tam, gdzie powinny być plecy. Nad nim
stał płaczący Alex z wysuniętym językiem, na którego końcu znajdowało się coś
zielonego, a przed nim, na oparciu kanapy klęczała rudowłosa, starając się coś
wypatrzeć, rozglądając się po pokoju.
Cóż. Mogło być
gorzej...
- Will, blagam
powiez, ze mas cos do pyca! – wyjąkał blondyn.
Will przeszukał
plecak, w którym, o dziwo, znalazł butelkę soku dyniowego.
- To może być? –
spytał.
- Tak! –
krzyknęła i Sharon, i on.
Will rzucił dziewczynie
butelkę, którą ona odkręciła i podała biednemu chłopakowi, który osuszył ja do
dna i westchnął.
Gdy kryzys został
zażegnany, Will rzucił Sharon pytające spojrzenie.
- Fasolki
wszystkich smaków – odpowiedziała krótko.
- Anotak.
Zapadła cisza.
Chwilę potem
James poderwał się, zwalając kartkę z twarzy.
- Nie wiem. Nie
mam pojęcia. Sharon, ja po prostu nie umiem.
- O co chodzi? –
spytał zaciekawiony Will, obserwując, jak James podchodzi do worka Alka, by się
na nim wyżyć, a blondyn ustępuje mu miejsca, nadal wyglądając, jakby płakał,
pomimo uśmiechu.
- Dobra – odparła
Sharon. – Słuchaj. Mam dziwny pomysł…
Ja w ciebie wierzyłam, ja! Dostanę punkty?
OdpowiedzUsuńZagadka - czyżby chodziło o skrytki w gringocie, kiedy po dotknięciu czegokolwiek pojawiały się kopie? Tylko to mi przychodzi do głowy XD (ta... no i jeszcze ten smok od Herkulesa...)
Obie odpowiedzi błędne, ale oryginalne.
UsuńTak! dostaniesz punkty!
Okej
Enooooo! Chcę wiedzieć co wymyśliła Sharon! Oj James, wiem co.czujesz, łączymy się w bólu z braku weny....
UsuńZakładka jest fajna, ale z moją pamięcią do imion i tak na niewiele się zda XD
Weny!
Ireth
Moje szczęście do zagadek XD
UsuńDowiesz się... w przyszłym rozdziale :D.
UsuńNiedługo zaczniesz ich wszystkich rozpoznawać. Może. Chyba.
Tak.
Dziękuję za komentarze
Okej
Super rozdział. Jak mogłaś przerwać w takim momencie?! Ja chcę wiedzieć, co wymyśliła Sharon! A co do zagadki... Pierwsze skojarzenie: Hydra, ale jej trzeba odciąć głowę, więc nie. Więc... dziura? Skojarzyło mi się dzięki takiemu obrazkowi ze strony na fb Prysznicowe filozofie, ale nie ważne... Pozdrowienia i weny ;* ~ J.K
OdpowiedzUsuńDziura to dobra odpowiedź!
UsuńKończę w takim momencie, by nie tracić czytelników :D.
Zobaczysz...
Okej
Kolejny pomysł Sharon, czyli sie zapowiada świetny rozdział xdd Alex i fasolka o smaku wasabi 😂 to było piękne
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta
I życzę
Duuuuuużo weny :D
Cóż... na razie mogę zdradzić tyle, że akcji nie będzie, ale zaczynam tworzyć fabułę (ekhem...jako taką...ekhem).
UsuńUznałam, że muszę pokazać płaczącego Alexa.
Dzięki
Okej
Rozdział super, tylko urywanie w takim momencie powinno być karalne. nie mniej wybaczę ci to. Niech wena będzie z tobą
OdpowiedzUsuńPowinno... powinno.
UsuńNie mniej jednak cieszę się, że nie jest.
Okej
Jaki pomysł? No wiesz, w takim momencie?? Rozdział super!
OdpowiedzUsuńKasia
Takie momenty są najlepsze :D.
UsuńPozawalają trzymać czytelników w niepewności.
Okej