Czarodzieje,
Czarownice, jajka, barany, króliczki i kurczęta!
Ponownie przybyłam by zadowolić
was rozdziałem.
No wiem, że jest krótki. I mało
ogarnięty. I trochę taki dziwny. I… cóż, nie jestem z niego zadowolona, ale
pisząc to coś byłam w stanie po trzech kawach, więc… głupawka działała w
najlepsze.
I tak. Życzenia. Ten… mówiłam, że
mi nie idą? Szczęścia chcecie? Zdrowia? Życzcie sobie czegoś i wiedzcie, że się
pod tym podpisuję (wykluczam jedynie śmierć i trwały uszczerbek na czyimś
zdrowiu).
Jakby się uprzeć, można by
wyszukać w tym rozdziale jakiś związek z Wielkanocą. Tak.
Dobra, to tyle. Teraz kolejna zagadka.
Tu,
w marmurowych ścian osłonie,
Wśród
mlecznobiałej pościeli tonie
Złocista
kula w błogim śnie
(o
tym że jest tam każdy wie).
I
chociaż w twierdzy tej drzwi nie spotkasz,
wielu
włamuje się doń do środka.
Można zdobyć 10 punktów
(Ravenclaw, weź się w garść, bo wstyd mi za was!).
Okej
* * *
- Ej,
zauważyliście, że McGonagall nie sprzątnęła tego lodowiska? – spytała Sharon,
myjąc podłogę.
- Tak, Sharon,
nadal mam ci za złe, że go nie widziałem – odezwał się naburmuszony Alex,
siedząc na łóżku.
- Alex, kochanie,
dziś wieczorem wychodzisz, więc będziesz miał jeszcze czas skręcić kark.
- Sharon, mi nie
chodzi o zobaczenie zbyt wielkiej ilości lodu. Mnie chodzi o zobaczenie tych
wszystkich roześmianych gęb na owym lodzie – wytłumaczył chłopak.
- Tak, roześmiana
gęba Jamesa zdecydowanie była na lodzie – parsknął Will, wyżynając brudną
ścierkę, co przecież nie było szczególnie radosnym zajęciem.
- Will, cholero,
jeszcze raz wrócisz do tego tematu, a nogi z du… tak, Pani Pomfrey?
- Zaraz będziesz
musiał dłużej zastać. Jeszcze raz usłyszę z twoich ust przekleństwo…
- Ale cholera nie
jest przekleństwem. To taka choroba, która polega na…
- Doskonale wiem,
panie Potter, czym jest cholera.
- To dobrze, bo
żeby uczeń tłumaczył pielęgniarce na czym polega coś, czym ona zajmuje się na codzień...
Przerwała mu
ścierka, która wylądowała na jego włosach.
- Nie zapomnij
umyć nocników – przypomniała kobieta.
Gdy wyszła, James
zaczął się skarżyć.
- Kto, pytam się
kto, używa jeszcze nocników?
- Nikt – odparł
Alex, kładąc się na łóżku. – Są czyste. Ale mają się błyszczeć.
- Nie pomagasz –
stwierdził chłopak.
- A mam? Przecież
nie ja dostałem szlaban. A dostałbym, gdybyście poczekali z tym lodowiskiem.
Blondyn od
niechcenia bawił się różdżką.
- Alex, nie
chciałbyś teraz szorować podłogi – stwierdziła Sharon.
- Teraz, ani
nigdy potem, królewiczu – dodał Will.
Alex gwałtownie
usiadł.
- Jeszcze raz
nazwiesz mnie królewiczem…
- To co, panie
Bulstrode? – odezwała się Pani Pomfrey, ponownie wchodząc do pomieszczenia.
- To powiem mu,
by tak nie robił – stwierdził pokornie chłopak, opadając na poduszki.
Will wyszczerzył
się do niego.
- Przyjąłem do
wiadomości.
Pielęgniarka
ponownie zniknęła. Najwyraźniej cudowną zabawą było dla niej wchodzenie akurat
wtedy, gdy uczniowie mieli powiedzieć coś niestosownego.
- Alex, daj mi na
chwilę różdżkę.
- A proszę?
- O co? – udała
zdziwienie Sharon.
- Chodzi mi o
magiczne słowo…
- Accio?
- Argh! –
westchnął Alex.
- Chodzi o
pirata? – spytał James, podnosząc nagle głowę znad podłogi.
- O co ci chodzi? - zdziwił się blondyn.
- A! No tak! –
brunet udał facepalm. – Jesteś Emily?
- O co ci, do
jasnej cholery, chodzi?
- Nie. W takim
razie to z pewnością Greta.
- Czekaj, ja
wiem. Udaje samego siebie! Chciał nas zmylić! – powiedziała Sharon, rozumiejąc,
że James zaczął grać w grę pt.: „zgadnij kim jestem”, ale bez wiedzy Alexa.
Chłopak chwilę
wpatrywał się w nich nic nie rozumiejąc, ale po sekundzie jego twarz wyrażała
zrezygnowanie. Nie chodziło tu o to, że się poddał, ale o to, że nią mógł
uwierzyć w ich brak inteligencji.
- Jesteście
niemożliwi.
- No, teraz to
jest z pewnością profesor Brown! – krzyknął Will, zresztą niezwykle trafnie.
Ich nauczycielka astronomii powtarzała te słowa średnio trzydzieści razy na
lekcję.
Wszyscy parsknęli
śmiechem, włączając w to nawet Alexa.
- Panie
Smilenice, niech pan pozwoli na chwilę – odezwała się Pani Pomfrey, po raz
setny pojawiając się w drzwiach.
Will podniósł się
i posłał pozostałej trójce zrezygnowane spojrzenie, po czym wyszedł.
James sięgnął do
kubła z wodą i również wyżął ścierkę.
- Ja się zaraz
zabiję.
- Wykorzystaj
okno, bo topienie się w brudnej wodzie nie sprawia przyjemności – stwierdziła
pomocnie Sharon.
- Nie… spadek z
dużej wysokości nie jest przyjemny – uznał Alex, pamiętając ból w złamanej
ręce. – Ja ci polecam przedawkowanie.
- Czego?
- Jak to czego? –
odezwali się chórem pozostali, parodiując słabą reklamę. – Eliksiru
miłosnego!!!
- Tak. A potem
zacznę wymiotować sercami…
- Gdy jesteś
zakochany, nie jesteś sobą… Ale inną drogą, to ciekawe, w kim byś się zakochał.
- Nie dobijaj
mnie. Dziewczyny są dziwne.
- No bardzo mi miło…
- oburzyła się Sharon.
- Nie chodzi mi o
to, że jestem homoseksualny, jak Albus, ale po prostu… no nie, jak na razie. I
znając życiem jeszcze długo nie – kontynuował James, ignorując różnooką.
- Och, nie martw
się, kiedyś znajdziesz miłość życia - pocieszył go Alex, szczerząc się od ucha do ucha.
- Czy ja się,
kur…
- Co pan chciał
powiedzieć, panie Potter? – przerwała Pani Pomfrey, wchodząc do pokoju i
prowadząc Willa, niosącego ręczniki. Albo wszyscy domyślali się, że to Will, bo
niezbyt go było w tym wszystkim widać.
- Kurczaczki
pieczone – odparł James z miną niewiniątka.
- Masz coś do
biednych kurczaczków?! – góra ręczników odezwała się oburzonym głosem Willa.
- Nie. Po prostu
uznałem, że to lepsze niż kurka wodna.
- Co jest w nich
lepszego od kurki wodnej?! – włączyła się Sharon.
- Nic.
- To czemu
wybrałeś je, a nie kurkę wodną? Ona się czuje dyskryminowana! – dodał Alex.
- Równie dobrze
mógłbyś powiedzieć kurczę blade, ale najwyraźniej ono nie było nawet brane pod
uwagę! Jak byś się czuł na jego miejscu?! Miło by ci było? – Will zaczął
walczyć o honor trzeciego zawodnika.
- Nie. Przepraszam
was, kurko wodna i kurczę blade, naprawdę nie…
- Och, rozumiem,
że teraz udajesz, iż kuropatwy nieziemskie nie istnieją, co? Tyle był wart wasz
związek? Po tygodniu udajesz, że się nie znacie, tak? – powiedziała Sharon.
- Jakie kuropatwy
nieziemskie, o czym wy mówici…
- Jakie
kuropatwy? Jakie kuropatwy? – powiedział piskliwie Alex. - Ciesz się, że ich
teraz tu nie ma! Oczy by ci wydziobały na wieść, że je ignorujesz!
Pani Pomfrey
przypatrywała im się z rosnącym przerażeniem.
- Nie ignoruję
ich! Po prostu na chwilę wypadły mi z głowy!
- Tłumacz się,
tłumacz – skwitował Will. – Już nigdy nie odzyskasz ich zaufania!
- I przyjdzie też
armia kurniszunów zielunych, nie zapumnij u nich! Z pewnuścią również nie będę
zaduwulune! – stwierdziła Sharon z rosyjskim akcentem.
Pani Pomfrey
zniknęła jak kamfora.
Czwórka
przyjaciół spojrzała na siebie porozumiewawczo, co czym ryknęła śmiechem.
- Sharon, jesteś
pewna, że to co wsypałaś do wody, to proszek do mycia podłogi tak? Bo wiesz, mógł to być jakiś nieznany narkotyk...
- Nie, pewna nie jestem –
przyznała się Sharon z wielkim wyszczerzem na twarzy.
- Najwyraźniej
nie docenialiśmy naszej Pielęgniarki! Bo to w jej szafkach był ten domniemany proszek, nie?
- Nie tylko
pielęgniarki. Niepozorny profesor Longbottom z pewnością maczał w tym palce. Ktoś przecież musiał to stworzyć!
- Zaraz… się…
uduszę… - mówił James przez śmiech, nie mogąc złapać tchu i tarzając się ze śmiechu po ziemi.
Chwilę potem
potrącił kubeł ręką i brudna woda rozlała się po podłodze.
Zapadła cisza.
- Ups – jęknął
brunet
- Wstawaj –
zarządziła Sharon. Jej ton stał się zimny, a cała rodość zniknęła.
- Sorry, nie
chciałe…
- Powiedziałam
wstawaj.
James jak najszybciej umiał wykonał
polecenie.
- Alex, dawaj
różdżkę.
Blondyn
posłusznie podał jej przedmiot, o który prosiła. Gdy dziewczyna miała taką
minę, wykonywało się jej polecenia bez gadania.
- Glacius.
Cała woda
zamarzła, zamieniając skrzydło szpitalne w nowe lodowisko.
- Chciałeś lód?
Masz lód – uśmiechnęła się dziewczyna i przejechała na próbę parę metrów.
Po chwili cała
czwórka jeździła, ignorując fakt, że wyglądają, jakby byli niedorozwinięci.
Gdy pół godziny
później wróciła Pani Pomfrey, uznawszy, że głupawka już im przeszła, zastała wszystko idealnie posprzątane i lśniące czystością.
I kogo w takiej
sytuacji by obchodził fakt, że Sharon lubi zaklęcie „chłoszczyść”?
No po prostu miodzio, ale jakby słabo pasuje klimatem do wielkanocy. Niech wena będzie z tobą
OdpowiedzUsuńNo nie pasuje XD. Całkowicie. Chyba, że wspomnienie o kurczakach się liczy :D.
UsuńOkej
Opowiedź to jajko?
OdpowiedzUsuńTak. Hufcio-Pufcio zdobył punkty.
UsuńWypadałoby w końcu skomentować, dawno tego nie robiłam...
UsuńSpojrzałam na zakładkę z postaciami i OMG TAM JEST PÓŁ MOJEGO OTP, MÓJ KOCHANY STILES <3 OMG jak ja kocham, mój kochany sarkastyczny dupek <3 Stiles <3 ....znaczy się Dylan
Pomysł z lodowiskiem był bardzo huncwocki, chyba poszukam sobie coś z nimi, ale nie, bo większość skupia się na Lily, a Peter jest tłem.
Poppy mój mistrz wejść
A właśnie chciałam napisać odpowiedź, eh... ale dobrze, że są tu puchoni bo na blogach to często gatunek wymarły ;)
UsuńWiele osób nie uważa się za puchonów, bo puchoni są mili i słabi. Tiara przydziały mówi o wierności przyjaciołom i uporze nie ma tam nic o byciu miłym i nie wiem skąd się wzięło takie spojrzenie na mój dom
UsuńUmarłam, czytając twój komentarz, naprawdę :D.
UsuńPomysł z lodowiskiem wziął się od takiej jednej sytuacji...
No właśnie. Ja mam dosyć Jily. Huncwoci rządzą.
Uwielbiam Hufflepuff! To mój ulubiony dom. Ja też nie rozumiem tej domniemanej słabości (Cedrik!). Mimo to wiem, że bym się nie nadawała do tego domu, toteż trzymam z Rawenclawem.
no cóż, dzięki za komentarze :D
Okej
Ja też się nie nadaję, ale uważam, że Hufflepuff to bardzo fajny dom.
UsuńBoże... ryłam się przez pół rozdziału XD twoi bohaterowie przebiją wszystko, hucwoci to w porównaniu z nimi drętwe kije XD
OdpowiedzUsuńWeny!
Ireth
Niby takie krótkie zdanie, taki krótki komentarz, ale usłyszeć, że moje postacie są lepsze od tych Rowlling, to jest... nie do opisania.
UsuńMega dziękuję!
Okej
Pozwól iż z powodu mojego obolałego nadgarstka napisze ze super i ryplam ze śmiechu.
OdpowiedzUsuńQeby
Pozdrawiam RosalieIris
Soery za bledy niw chce mi suw poprawiać bo rwka,boli
Spoko. Ważne że skomentowałaś C:.
UsuńZdrowiej
Okej
Nie mogę. Po prostu nie mogę. Śmiałam się jak debil. Ten dialog o kurkach i reszcie... Na Merlina, chyba muszę sobie to gdzieś zapisać! Ten rozdział to mistrzostwo! ~ J.K
OdpowiedzUsuńO boże, dziękuję!
UsuńNAPRAWDĘ POPRAWIŁAŚ MI HUMOR!!!
Okej
Te wszystkie dialogi...rozwalasz mnie XD na małe kawałeczki!
OdpowiedzUsuńKasia
Uwielbiam to robić :D
UsuńStrasznie się cieszę, że mi się udaje.
Okej