Czarodzieje,
Wiedźmy, Wiedźmini!
W tym rozdziale długo oczekiwana
przez was część opowiadania – „Huncwotowatość” Wielkiej Czwórki.
Może wytłumaczę przy tym tytuł
opowiadania, bo pewnie większość z was wątpi w moje umiejętności matematyczne,
bo przecież w tytule jest „czwórka”, a, jakby liczyć głównych bohaterów z
Margaret, to wychodzi nic innego, jak pięć. Otóż tytuł wziął się od Czwórki
robiącej kawały i nie tylko, co wyjaśni się kiedy indziej, a Margaret się do
nich nie zalicza. Z początku miałam pisać dwa opowiadania, o czwórce i
Margaret, ale w końcu uznałam, że nie dałabym rady, więc połączyłam je.
Ufff…
Zauważyłam, że liczba czytelników
topnieje, co trochę mnie martwi. Ale cóż… to przykre, ale trzeba sobie radzić.
CZYTAM=KOMENTUJĘ
Tymczasem zagadka na dziś:
Ma jeden kolor, kształtów tysiące,
pojawia się tylko, gdy świeci słońce. Lata i pląsa, lecz by nie uciekł – u dołu
stoi na twardym gruncie. Nie czyni krzywdy, bólu nie czuje, samotnie nigdy nie
podróżuje.
Cóż, odpowiedzi jak zwykle w
komentarzach, a ja was żegnam na ten moment
Okej
***
Alex czuł, że
wszystko go boli, a to oznacza, że żyje. A jeżeli żyje, to ta kupa śniegu go
nie zabiła. A jeśli go nie zabiła, to on będzie mógł zabić tego, kto tę kulę
wyczarował.
Wprost cudownie.
Żyć, nie umierać!
Bolała go głowa i
strasznie chciało mu się pić. Te dwie rzeczy sprawiły, że wbrew sobie
postanowił się obudzić.
Jasność.
Czyli jest u pani
Pomfrey.
Leżał pod ogromną
kupą koców, a obok niego ktoś siedział, ale nie widział kto. Ten ktoś pachniał
wanilią.
Margaret.
Z jakiegoś powodu
ucieszył się, że to ona.
- Rzeczywiście –
powiedział, gdy przypomniał sobie, jak się mówi.
- Przynieść ci
coś?
Chłopak odwrócił
głowę i zobaczył, jak siedzi na tym samym krześle, co on siedział przed laty.
Miała na sobie szary, porozciągany sweter i czytała magazyn „Czarownica”.
- O boże –
mruknął.
- Nie jest tak
źle.
- Co nie jest tak
źle?
Dziewczyna
przewróciła oczami.
- Komentarze na
twój temat. Nie wszystkie wychwalają cię pod niebiosa. Nie martw się.
Komentarze…
Czarownica… Chwila.
- Ile spałem? –
spytał chłopak z przerażeniem.
- Ze dwa dni.
- Dwa dni? –
poderwał się, zrzucając jeden koc. Zobaczył, że u stóp łóżka coś leży.
- Spokojnie. Masz
złamaną rękę. Bez gwałtownych ruchów – uspokoiła go dziewczyna, wstając. –
Przyniosę herbatę.
- Teraz to ja mam
deja vu.
- Więc jest nas
dwóch. Razem podbijemy świat – odezwał się jej głos zza drzwi.
Został sam.
Próbował sobie
przypomnieć ostatnią rzecz, jaką pamiętał. Najwyraźniej było to niebo i śnieg.
Oryginalnie,
biorąc pod uwagę fakt, że tylko to widział przez cały mecz.
Złapał
czasopismo, które zostawiła Margaret i zamarł.
Co ona tu robiła?
Dlaczego obok
niego siedziała?
To było dziwne.
Zastanawiał się
chwilę nad tym, i otworzył na stronie, którą czytała dziewczyna.
Syn Minister
Magii – opinie i komentarze czytelników!
Tydzień
temu w naszym czasopiśmie opublikowano artykuł o jedynym synu jedynej Minister
Magii. Redaktorki okrzyknęły go „młodym bogiem”, z czym wiele czytelniczek
zgodziło się bez wahania. W zeszłym numerze poprosiłyśmy o napisanie nam o
waszych opiniach na ten temat. Oto parę z nich:
Alex przeczytał
kilka i uznał, że rzeczywiście nie jest źle.
Jest potwornie.
Miał ochotę
rzucić magazynem o podłogę.
- Czyli jednak
źle – powiedziała Margaret, stając w drzwiach.
Chłopak jęknął.
- Gdzie wszyscy?
- Poleźli się
uczyć.
- Uczyć?
- To wersja
oficjalna.
- A nieoficjalna?
– chłopak uniósł brew.
- Jest taka, że
właśnie mamy zajefany plan i musieliśmy przekabacić Irytka! – krzyknęła Sharon,
wchodząc do pokoju, rzecz jasna niespodziewanie, i trzaskając drzwiami.
Margaret
przewróciła oczami.
- Jaki plan? –
spytał chłopak.
Dziewczyna
zerknęła na blondynkę.
- Najwyraźniej
nie mam jak prosić, byś nie słuchała, co?
Dziewczyna udała
zamyślenie. W tej szkole najwyraźniej dość często się to zdarzało.
- Nie.
- Okej. To
słuchaj, jest taka akcja, że… O! Czy to są fasolki wszystkich smaków?
Rudowłosa
patrzyła w kierunku dołu łóżka. Alex już wcześniej zauważył, że coś tam leży,
ale wówczas był bardziej zajęty różowym czasopismem. Teraz przyjrzał się i
ujrzał to, co Sharon.
Mnóstwo
upominków. Głównie słodyczy, choć były tam też listy.
- Kocham twoje
fanki – powiedziała Sharon, otwierając jedną z paczuszek i szukając wewnątrz
niej ulubionego przysmaku.
Dziewczyna nie
umiała żyć bez dwóch potraw. Jedną z nich była kawa, drugą – fasolki wszystkich
smaków. Normalnie nie są one zbyt lubiane w społeczeństwie czarodziejów, ale ruda
miała ten niezwykły talent odnajdywania „tych dobrych”.
- Moje fanki? –
jęknął Alex z łóżka, obserwując dziewczynę.
- Te szkolne. Z
tego co mi się wydaje, media nie wiedzą o wypadku – pocieszyła go Margaret.
Zapadła chwila
ciszy.
- Chyba – dodała.
- Dobra, chyba
zacznę mieć to w nosie, bo biorąc pod uwagę fakt, że nie jestem w stanie tego
zmienić. Cieszę się, że nie wysłałaś w końcu tego listu. Byłaby kolejna afera.
- Oto słowa
mądrości – skwitowała Sharon, wkładając do ust fasolkę. – O! Pomelo!
- Pewnie nigdy
nie doczekam się od ciebie pytania „czy mogłabym…?”.
- Nie.
- Oczywiście –
chłopak opadł z powrotem na poduszkę.
- Nie marudź,
ktoś miły przysłał kociołek domowych ciastek!
- Skąd on, do
diabła, miał domowe ciastka?
- Wydaje mi się,
że może mieć konszachty ze skrzatami. Á propos, będę musiała złapać Willa, żeby
podczas tej akcji…
- Właśnie, o jaką
akcję ci chodziło?
- A… - Sharon
uśmiechnęła się diabolicznie i spojrzała na drzwi, po czym ściszyła głos. –
Dobra, słuchaj, będzie lodowisko.
- Lodowisko?
- Szszsz… nie
przerywaj. Wpadłam na to, dzięki Margaret.
- Dzięki mnie?
- Jak się wtedy
poślizgnęłaś, ale naprawdę poradzę sobie bez pytań pomocniczych!
- Sorry.
Sharon zgromiła
ją spojrzeniem.
- Otóż
postanowiliśmy zrobić lodowisko. James i Will zadbają, by nikt się na nim nie
zabił. Mają zamiar uprzedzić wszystkich, ale tak… oficjalnie. Irytek ma zamiar
zatopić hol przed Wielką Salą, rzecz jasna, za naszą namową. W tym czasie
będzie parę innych akcji. James podkrada się do Evana, a ja i Will… dobra, to
niespodzianka.
Alex zmarszczył brwi.
- Do Evana?
- Ogólnie badamy
sprawę znanej ci trochę zbyt blisko kuli śniegu. Wychodzi na to, że on jest w
to zamieszany.
- Co? O co
chodzi?
- Nie teraz… -
Sharon położyła palec na ustach, uciszając go, a do pokoju weszła pani Pomfery.
- Koniec odwiedzin!
– krzyknęła, wyganiając i Margaret, i Sharon za drzwi.
Sharon zdążyła
odwrócić się i mrugnąć do chłopaka.
A potem… już jej
nie było.
─────────────────────────────────────────────────────
- Dobra James.
Pamiętasz, co masz zrobić, prawda?
- Sharon, omawialiśmy
plan jakieś tysiąc razy – westchnął chłopak, poprawiając włosy.
Stali za posągiem
jednego z tysiąca rycerzy uwiecznionych w marmurze w tym zamku.
Sharon przyłożyła
długi palec do ust w geście nakazującym ciszę. Nie zmieniła się prawie wcale.
Chwilę potem już
sunęła od cienia do cienia po korytarzu, idąc w kierunku Wielkiej Sali.
James wziął
głęboki wdech, nałożył pelerynę niewidkę i ruszył za nią.
Jeszcze raz
sprawdził w torbie, czy ma wszystko.
Czerwona farba
była na swoim miejscu, tak jak eliksir. Jeżeli Will nie zapomniał (co jemu
akurat zdarzało się nadzwyczaj rzadko) położyć plakatów tam, gdzie miał,
wszystko wyjdzie idealnie.
Doszedł do holu.
W jednym z jego kątów Sharon omawiała z Irytkiem szczegóły powstania lodowiska.
Poltegrist szczerzył się od ucha do ucha, najwyraźniej usatysfakcjonowany.
James podszedł do
jednej ze zbroi i wymamrotał: „to tylko schowek”.
Przyłbica
otworzyła się z cichym brzęknięciem, ukazując prawie puste wnętrze pancerza.
James ujrzał tam zrulowane kawałki papieru i uśmiechnął się do siebie.
Czas rozpocząć
zabawę.
Chłopak zerknął
przez ramię i zobaczył patrzącą na niego Sharon. Wiedział, że nie może go
zobaczyć, bo miał pelerynę niewidkę, ale ona najwyraźniej miała inne zdanie.
Pomachała do niego albo raczej do miejsca, w którym się znajdował i pobiegła do
pokoju Hufflepuffu.
Brunet wyjął ze
środka zbroi potrzebne przedmioty i ruszył w przeciwnym kierunku.
Podziemia zamku
zawsze go trochę przerażały. Były mniej przyjazne od innych części. Wolał się
tam nie zapuszczać bez powodu.
Teraz jednak miał
bardzo ważny powód.
Zemsta.
Szybko dotarł do
ściany, stanowiącej wejście do domu Ślizgonów. Wymamrotał hasło i znalazł się
tam, gdzie chciał się znaleźć.
(Uwaga,
zdziwienie.)
W pokoju wspólnym
Slytherinu!
Zrzucił z siebie
pelerynę niewidkę i podszedł do tablicy ogłoszeń. Bez namysłu przyczepił tam
jedno z ogłoszeń i zajął się drugim.
Bardzo lubił
robić takie rzeczy. Zawsze w jego żyłach krążyła adrenalina. Kiedy teraz
przyglądał się swemu dziełu, poczuł, że pierwszą część zadania ma za sobą.
Odwrócił się do
niego tyłem i ze zgrozą stwierdził, że ktoś mu się przygląda.
Na fotelu przed
kominkiem siedział Ślizgon.
─────────────────────────────────────────────────────
Sharon stała
przed wejściem do kuchni i czekała na Willa.
W ręku trzymała
jedno z ogłoszeń, które po akcji powinny znaleźć się w pokoju Ravenclawu.
Naprawdę bardzo się jej podobało. James idealnie uwiecznił hol przed Wielką
Salą, dodając lód zamiast posadzki i zaspy w kątach. Z sufitu jakimś cudem
leciał śnieg. Poza tym na środku jeździli uczniowie. Ruda potrafiła nawet co
poniektórych rozpoznać.
Tak, James miał
talent.
Bała się tylko,
że nie sprosta swojemu zadaniu.
Owszem, z
pewnością uda jej się zamrozić wodę. Robiła to już naprawdę wiele razy. Problem
polegał na wyczarowaniu śniegu i sztucznej pogody.
Już wiele razy
próbowała to zrobić, zawsze coś się nie udawało. Odkąd po raz pierwszy ujrzała
sufit w Wielkiej Sali marzyła, by samemu też się nauczyć tak czarować.
Niestety, nadal była jeszcze za młoda, by tworzyć sztuczne gwiazdy, więc
zadowalała się pogodą.
A i ona niezbyt
jej wychodziła.
Owszem i tak
miała talent. Tych zaklęć czarodzieje uczą się na specjalnych wydziałach. Już
sam fakt, że raz czy dwa jej się udało napawał ją dumą, ale miała nadzieję, że
dziś, zwłaszcza dziś, uda jej się to.
- Cześć i sorry
za spóźnienie – wydyszał Will, stając cicho obok niej. W świetle pochodni jego
włosy były jeszcze bardziej czekoladowe.
- Nie no, nic się
nie stało. Po prostu czekam tu pół godziny i możliwe, że hol jest już zalany wodą,
a my jeszcze nie wykonaliśmy zadania – odszepnęła zirytowana.
Chłopak
wyszczerzył się w odpowiedzi.
- Spóźniłem się
minutę, nie pół godziny.
- Jedno i to
samo. Nie wolno się spóźniać.
- Tak jest,
milady. To o co chodzi?
Sharon w
odpowiedzi połaskotała gruszkę na obrazie za nią, która natychmiast zamieniła
się w klamkę. Dziewczyna nacisnęła ją, a przed nimi pojawiła się kuchnia.
Wewnątrz skrzaty
uwijały się od stołu do stołu, przygotowując jedzenie na jutrzejsze śniadanie.
Najwyraźniej termin „sen” był im nieznany, podobnie jak Sharon.
Od razu ich
zauważyły.
- Och, przyszedł
panicz Will i panienka Sharon!
- Uwielbiam jak
zwracają się do mnie per „panienka” – mruknęła sarkastycznie Sharon.
- Och, bez
przesady – odparł Will.
- Jasne, paniczu.
Gdy skrzaty
ochłonęły powróciły do swoich wcześniejszych zajęć. Najwyraźniej już
przygotowywały jutrzejsze śniadanie. Ciekawe, kiedy spały. Czy spały w ogóle.
Choć Will, znając Sharon, uznał, że bez snu też można żyć.
- Dobra. Powiedz
mi, proszę, koleżanko, dlaczego mnie tu przyprowadziłaś?
- Okej. – Sharon
przygryzła wargę. – Otóż powiedziałeś mi niedawno, że twoja rodzina pochodzi z
Włoch, nie?
- Co to ma do
rzeczy? – spytał Will.
- I powiedziałeś,
że twoja mama założyła włoską restaurację.
- No. –
przytaknął Will, który zrozumiał, co dziewczyna może mieć na myśli.
- I, hmmm… pomyślałam
sobie, że jeszcze nigdy w tej szkole nie było pizzy na stołówce.
Will uśmiechnął
się szeroko, pokazując białe uzębienie.
- Jesteś
genialna.
Co do zagadki - nie może to być żadne zwierzę ani człowiek, więc zostaje roślina. Jedyne, ci mi przychodzi na myśl, to liść, ale pewnie się mylę :P zaraz sprawdzę na internecie, ale teraz nie chcę, bo to by było złe :3
OdpowiedzUsuńRozdział jest... krótki! Zbyt krótki, ale jakoś przeboleję. Mam nadzieję, że następny będzie conajmniej o połowę dłuższy! Ciekawe co ta Sharon wymyśliła... a gdybyś zamierzała założyć jakiegoś jeszcze bloga, to będę czytać ^^
Weny!
Ireth
Dobra, jestem tępa - właśnie wyszukałam tą zagadkę. Eh... baka!
UsuńNie. Zła odpowiedź XD.
UsuńPrzepraszam. Długie rozdziały są poza moimi zdolnościami ;-;. Wyznaję zasadę jakość, a nie ilość.
Strasznie się cieszę! Mam jeszcze drugiego -> 49igrzyska.blogspot.com
Zbliża się już ku końcowi, ale zawsze możesz chcieć przeczytać od początku.
No. To pa
Okej
Akurat igrzyska nie za bardzo mnie interesują, ale w wolnym czasie może poczytam ^^
UsuńUwielbaim twoje szalone pomysły. Niech wena będzie z toba
OdpowiedzUsuńCieszę się. A to dopiero początek :D.
UsuńI z duchem twoim
Okej
Rozdział jest świetny :D I juz sie nie mogę doczekać co dalej się zdarzy ale czytając to opowiadanie na pewno będzie to cos genialnego :P
OdpowiedzUsuńA co do zagadki to zdaje mi się ze chodzi o cień
Czekam na nexta i
Życzę duuuuuuzo weny <3
Mam nadzieję (:D), że się nie mylisz.
UsuńJaki dom, moja droga?
Dzięki za wenę
Okej
Całkiem zapomniałam 😂 Gryffindor
UsuńSkomentuje potem, a jeśli chodzi o zagadkę to odpowiedzią jest "cień". Jestem puchonem i jak widzę nie mamy punktów, więc pora to zmienić
OdpowiedzUsuńHeloł. Naprawdę świetny rozdział! Muszę się skupić, aby nie napisać tu długiego komentarza w pełni oddającego moje uwielbienie do Sharon, który składał by się ze słów "KOCHAM, KOCHAM (∞)". Dobra, ogar xD Nigdy nie rozwiąże Twoich zagadek, nie dlatego, że nie umiem, ale dlatego, że ktoś zrobi to przede mną, wiec i tak nie będziesz wiedziała, czy ją rozwiązałam, czy przepisałam XDD Twój blog jest taki pozytywny, że czytam go z uśmiechem na mordzie :) Wszystko jest fajnie napisane, logicznie, chyba bez błędów ( może są, ale takie drobne zawsze mi umykają, więc załóżmy, że jest bezbłędnie). Jesteś moim MISZCZEM dialogów. Życzę milszych rodziców i dostępu do kompa 5 dni w tygodniu ;] ~ J.K
OdpowiedzUsuńA! I czekam na bohaterów!!! ~ J.K
UsuńKocham cię za miłość do Sharon.
UsuńMoże kiedyś ci się uda.
Twój uśmiech to to, co Okej lubi najbardziej.
UWIELBIAM PISAĆ DIALOGI.
Okej
Hej, na tego bloga wpadłam całkiem przypadkiem, ale tak mi się spodobało, że zostanę na dłużej :) Świetnie piszesz i oby tak dalej!
OdpowiedzUsuńNiech magia będzie z tobą! :D
Kique
Nie wierzę w przypadek. To było przeznaczenie.
UsuńCieszę się, że zostajesz.
I z tobą także!
Okej