niedziela, 28 lutego 2016

Rozdział *. "Nie wiedziałem, że mamy w szkole Yeti"

Czarownice, Czarodziejki i Czarodzieju!

Jestem z siebie dumna. Dodaję długi rozdział.
Dzisiaj rozgrywki Quiddicha. Mam nadzieje, że się spodobają XD.
Końcówka… oj, chyba mnie zabijecie.
Choć to będzie trudne, jestem niezniszczalna.
Ostatnio pod postem ktoś zaczął się dopraszać o Punkty Domów, które kiedyś postanowiłam dodać, a potem zdjęłam ze strony, gdyż nie spotkały się z odzewem. Ale znów wracają na stronę, gdyż tak chcę. Przypomnę zasady: ja piszę cytat / zagadkę / pytanie_z_wiedzy_o_Harrym / pytanie_wymagające_kreatywnej_odpowiedzi, a moi kochani czytelnicy (całym sercem wierzę, że istnieją) odpowiadają na nie komentarzu. Dopisują wówczas do odpowiedzi dom Hogwartu, z którym się utożsamiają. Ja decyduję, który czytelnik wygrywa, a on dostaje odpowiednią ilość punktów. Punkty są spisywane w kolumnie, a dom, który będzie mieć najwięcej punktów, wygrywa, co odzwierciedli się na moim opowiadaniu :D. Taka zabawa.
Zagadka: Są cztery szkoły czarodziejów. Stoją w rzędzie, równo, jedna obok drugiej. Pierwsza to Magictime, a po niej kolejno stoją Hogwart, Durmstrang i Beauxbatons. W podziemiach każdej z nich jest magiczne stworzenie. W szkole stojącej obok Hogwartu znajduje się feniks. W zamku najbardziej oddalonym od Beauxbatons siedzibę swoją ma testral, nie może on jednak mieszkać w sąsiedztwie pegaza. Pytanie: w podziemiach którego zamku mieszka bazyliszek?
Tymczasem żegnam was wszystkich!
Wasza
Okej

***

- Sharon…
Dziewczyna podniosła wzrok znad kartki.
- Hmmm?
- Wiesz, że nie musisz tego sprawdzać?
- Wiesz, że chyba masz dysleksję, Alex?
- Co takiego?
- Problemy z odpowiednim pisaniem słów.
- Czym?
- Pisaniem. Popełniasz mnóstwo błędów ortograficznych, chłopcze.
- To nieważne.
- Ważne.
- Zachowujesz się jak Margaret.
- Jak myślisz, kto ją tego nauczył?
Taka dyskusja trwała między nimi już od jakiegoś czasu, a Will przyglądał się Alexowi i Sharon, usilnie próbującym napisać list to redakcji. W końcu postanowili, że Alex sam go stworzy, ale da dziewczynie do sprawdzenia. Słusznie, bo najwyraźniej o ile chłopak cudownie posługiwał się językiem oficjalnym, tak ortografia u niego leżała i kwiczała.
- Błagam cię, Sharon, zaraz jest mecz, a ty teraz postanowiłaś to sprawdzić?
- Tak.
- Sharon…
- Tak mam na imię.
- Boże! – wrzasnął Alex bezsilnie.
- Tak od czasu do czasu też mnie nazywają.
- Rozumiesz, że zaraz gram, tak?
- Tak.
- I teraz mnie męczysz ortografią?
- Tak. Więcej głupich pytań? Bo im szybciej to sprawdzę, tym szybciej skończymy.
- Nie wierzę…
- Ja też byłam ateistką, ale od kiedy zrozumiałam, że sama jestem bogiem, zmieniłam swoje poglądy.
- Sharon, do jasnej cholery! James jest już pewnie na boisku!
- Może przy odrobinie szczęścia śnieg zalepi mu usta i przez następne parę dni nie będę musiała się z nim użerać.
Will mimowolnie parsknął. Spieranie się z Sharon jest jak próba grania w tenisa ze ścianą. Zawsze odbije, a jak popełnisz błąd, to cię wykończy.
- I ty Brutusie przeciw mnie? – jęknął Alex, patrząc z wyrzutem na chłopaka.
- Nie przeciw. Jestem sędzią. I orzekam, że ściana wygrała.
- Co? – spytał blondyn, nie pojmując rozumowania kolegi.
- Nieważne.
- Jasssneee… - syn Minister Magii drążyłby dalej temat, gdyby nie błagalne spojrzenie Willa i Sharon, która wcisnęła mu pogiętą kartkę papieru do ręki.
- Skończyłam.
- Już? – zdziwił się.
- Mam podzielną uwagę. Leć na ten mecz...
- …na miotle – dokończył za nią. Prawie zawsze to mówiła, nie chcąc życzyć nikomu powodzenia.
Zabawne.
Gdyby byli w jednym domu pewnie każdy każdemu by kibicował. Tymczasem… dobra, kochamy się, ale bez przesady, co?
Quiddich znajduje się na innej płaszczyźnie. W końcu i James, i Sharon, i Alex byli w reprezentacjach domów i nie mieli zamiaru życzyć powodzenia przeciwnikowi! Poza tym życząc powodzenia jednej drużynie, trzeci przyjaciel mógłby się poczuć urażony. Will również nikogo nie dopingował, choć w głębi serca był za Sharon.
Alex wybiegł z Pokoju Życzeń, ciesząc się, że włożył szatę do gry jeszcze w dormitorium.
─────────────────────────────────────────────────────
Biało.
Biel.
Białość.
Śnieg.
Gdy Sharon wybiegła z zamku przez chwilę miała problem z odnalezieniem się w terenie.
Bowiem gdziekolwiek nie spojrzała, było, uwaga, czas na zaskoczenie, biało. Widoczność była ograniczona do dwóch metrów, bowiem śnieg oblepiał wszystko. O dziwo, powietrze również się do tego zaliczało. Gdyby ktoś się postarał i wymienił cały ten śnieg na tlen byłby go nadmiar dla całego wszechświata. Zaspy były wysokości smoków (tych dużych) oraz buchorożców. Zależy, z której strony na nie spojrzeć.
I było zimno.
Sharon zadrżała.
- Eee… Powiedz mi proszę, kiedy to się tutaj pojawiło? – spytał Will, który przypadkiem na nią wpadł, potykając się o zaspę.
Był zdecydowanie cieplejszy od otaczającego ich świata.
- To – zaczęła Sharon – jest dobre pytanie.
Ruszyli po śladach innych uczniów.
- Nie wątpię w niczyje umiejętności…
- Ale? – spytała z uśmiechem Sharon.
- Ale wątpię, czy ktokolwiek będzie w stanie dojrzeć w tym – pomachał rękami nad głową, uśmiechając się (dla odmiany) – BRAMKI, a co dopiero znicza.
- To wątpisz, czy nie wątpisz? – zaśmiała się Sharon.
- Z pewnością wątpię. Boję się, że się pozabijają.
- Cóż, kapitanowie zawsze mogą odwołać mecz.
- Biorąc pod uwagę, że uparty dupek jest jednym z nich, są marne szanse.
- Mówiąc uparty dupek miałeś kogoś konkretnego na myśli?
- Hmm… - Will udał, że się zastanawia. – Tak. A dokładniej tego samego dupka co zwykle.
- Acha. Dywaniarza. Czasami zastanawiam się, czy McGonagall w młodości tłuczek w głowę nie walnął, że go kapitanem zrobiła.
- Wiesz – zaczął bronić chłopaka Will. – Jest idiotą, ale też dobrym szukającym.
- Evan jest dobrym szukającym? – spytała z niedowierzaniem Sharon, zatrzymując się w pół kroku.
- Nie tak dobrym jak ty, ale sorry, jest szybki – poprawił się szatyn, spoglądając na rudowłosą z uśmiechem.
- Miałam cię za przyjaciela.
- Czy w związku z tym zostaniemy kimś więcej?
- Śnisz.
- I to przerażający sen – dodał Will, choć w rzeczywistości było zupełnie odwrotnie.
- Twierdzisz, że nie jestem atrakcyjna? – droczyła się z nim Sharon.
- Mam być szczery?
- Niczego innego od ciebie nie oczekuję.
- Hmm… tak.
Zapada cisza.
Chwilę potem chłopak dostał w głowę śnieżką.
- Kłamczuch. – Sharon już lepiła kolejną.
Zamachnęła się, kiedy wpadła na nią kupa swetrów i blond włosów.
- O cholera, Sharon, to ty? – spytała Margaret.
Z pobliskiej zaspy rozległo się przekleństwo.
- Sorry – blondynka uśmiechnęła się przepraszająco i podniosła się z ziemi.
Ta zaspa miała naprawdę duży zasób słów, za które zakonnice kazałyby wymyć usta mydłem, jak na zaspę.
- No co? Poślizgnęłam się. Tu jest jak na lodowisku – dziewczyna wyciągnęła rękę w kierunku leżącej i oblepionej śniegiem koleżanki.
- O kurde, nie wiedziałem, że mamy w szkole Yeti – powiedział Will, patrząc na dziewczynę.
- Nie pomagasz – wyczytał spomiędzy szczękających zębów.
- Choć, przytul się.
- Wal się.
- Jestem gorący.
- Nie przeczę… - Sharon zamarła, gdy usłyszała swoje ostatnie słowa. Żeby zatuszować chwilowe „zamarnięcie” podeszła do niego bliżej i wykonała polecenie.
Rzeczywiście był ciepły.
- Kurczę, teraz to ja zamarznę.
- Cicho, sam chciałeś.
- Czuję się, jakby mnie przytulała zaspa.
- Zresztą z wzajemnością. Śniegu wystarczy na nas oboje.
Margaret przyglądała im się chwilę.
- Chodź, zakochana paro, bo się spóźnimy na mecz.
Sharon obrzuciła ją nienawistnym spojrzeniem i odstąpiła na krok od chłopaka, który był teraz w podobnym stopniu oblepiony śniegiem.
- Mogłabyś mi dać któryś z tych swetrów.
- Moje swetry? Marzenia… Pffff…
Ruszyli dalej w kierunku boiska.
Will nie mógł nie zauważyć, że dziewczyna nie zaprzeczyła.
─────────────────────────────────────────────────────
James mógł przysiąc, że ma śnieg wszędzie, a jego miotła zaraz zacznie przypominać podobną zaspę śniegu, co Sharon (nie dało się jej nie zauważyć na trybunach, zresztą Will też miał przebranie niczego sobie).
Dobra wiadomość była taka, że kontenery śniegu w niebie już się skończyły i używali jedynie wiader.
Zamachnął się kijem, by śnieg za bardzo na nim nie osiadł.
Uważnie obserwował tłuczka, zmierzającego w stronę obrońcy Ślizgonów. Zastanawiał się, czy ktoś inny też go widzi, gdy rozległo się głośne: ŁUP! i zmienił swój kierunek pod wpływem uderzenia kija Marcela, zwalistego chłopaka z szóstego roku, w którym więcej było mięśni niż umiejętności.
Zanurkował i z łatwością walnął w piłkę kijem, posyłając ją w Alexa, który właśnie zmierzał z kaflem w kierunku pętli gryfonów.
- James, do cholery, ogarnij się i zaangażuj, bo aktualnie przegrywamy! – wrzasnął Ben spod bramki (zresztą dobrze, że tam był, bo jako obrońca miał trochę do roboty na swojej pozycji).
- A co ja robię? – odwrzasnął, podlatując do kapitana i zerkając kątem oka na Alexa, który cudem boskim nie miał teraz połamanych żeber. Za to kafel znajdował się już w posiadaniu Stephan, która pędziła w kierunku bramek przeciwnika. Chłopak pokazał mu język, a James wzruszył ramionami.
- Obijasz się! Weź się trochę w garść, jasne?!
- Jasne, generale – odparł James, leniwie ratując go przed innym tłuczkiem, który zamierzał pozbawić go głowy.
- JUŻ!!!
Chłopak odleciał, unikając latających wszędzie płatków śniegu (czyt. czegoś, co przypominało pozlepiane płatki wielkości piłek golfowych).
Latał, odbijał, pozbawiał tchu, ratował przed pozbawieniem tchu i takie tam. Trochę mu się nudziło bycie pałkarzem, ale mina Alexa, kiedy o mało go nie zabił była bezcenna. Wyglądał, jakby chciał podlecieć i zrzucić go z miotły, choć fakt, że to James z ich dwójki miał pałkę, powstrzymywał go przed tym.
Ta miłość.
Ślizgoni prowadzili 60 do 40.
James wiedział, że jeżeli przegrają ten mecz, nie mają szans na puchar, bo wtedy zgarnie go Slytherin. Miał jednak to idiotyczne uczucie, które objawiało się brakiem zainteresowania czymkolwiek.
Ale wtedy zobaczył Evana pędzącego w dół, za złotym błyskiem.
I to go otrzeźwiło.
Widział, że Mary (szukająca Gryffindoru) nie ma szans dolecieć na czas, więc chłopak był pewien, że przegrają.
Dywaniarz zobaczył znicza.
Wszystko stracone.
Albo nie - byłoby wszystko stracone, gdyby nie to, że James widział pędzący niedaleko tłuczek.
Jak można się domyślić, zgrabnie wykorzystał sytuację, prawie zwalając Evana z miotły.
Publiczność, kibicująca Gryfonom, zarechotała.
Michael podleciał do niego z głupkowatym uśmiechem.
- Brawo, Potter. Wykorzystałeś mojego tłuczka.
- Twojego?
- Tsssa. Leciał w Bernarda.
- Ale oberwał nim Evan. Co za przykrość.
- Popłakałbym się, gdyby nie fakt, że łzy mi zamarzły. – udał smutnego chłopak.
Odlecieli, każdy w innym kierunku, by dalej pozbawiać tchu i zrzucać z mioteł.
─────────────────────────────────────────────────────
Przerwa w grze.
- Alex, do cholery, mógłbyś się bardziej postarać! – wrzasnął Evan na blondyna.
- No ja cię strasznie przepraszam, że zdobyłem sześć bramek!
- Mogłeś zdobyć siedem gdybyś się nie dał okiwać temu zdrajcy krwi!
- Kogo nazywasz zdrajcą krwi?
- Pottera, idioto.
- Och, to miło. Do mnie masz pretensje, a sam znicza zobaczyłeś raz. Ale wiesz co ci przeszkodziło w złapaniu? Owy Potter, który na marginesie jest moim przyjacielem, więc stul dziób!
- Eee… chłopaki… - wtrąciła się Amelia, próbując uspokoić dwójkę kłócących się nastolatków.
- Czego?! – warknął Evan.
- Grzeczniej! – Alex rzadko bywał czerwony ze złości, ale to był jeden z takich momentów.
- Evan, Alex ma rację. Nie wkurzaj się tak na niego, gdy ty sam nie radzisz sobie lepiej – odezwał się siedzący dotąd cicho Barnard.
- Czy ja cię pytałem o zdanie? Sam nie wbiłeś żadnego gola, więc się nie odzywaj.
- Tak się składa, że ty też – mruknął Marcel pod nosem, sprawiając, że cała złość wyparowała z Alexa.
- Chłopaki, do jasnej cholery! – wrzasnęła Amelia, przekrzykując walczących ze sobą na spojrzenia chłopaków. Była wysoka i potężnie zbudowana. – Koniec przerwy!
Ślizgoni wzbili się w niebo, a Alex od razu przechwycił kafla (unikając przy tym tłuczka Michaela) i ruszył w kierunku bramek i Bena, który pomimo, że był dość krępym chłopakiem, znakomicie spisywał się na stanowisku obrońcy. 
Nie wiedział jak, ale chwilę potem kafel był nie w jego posiadaniu, ale tej wkurzającej gryfonki, Stephan.
- Jasna cholera, Alex, laska cię okiwała? Czy cię popieprzyło? – zaśmiał się drwiąco Evan.
Alex wziął głęboki wdech, by uspokoić się i nie rzucić na kolegę.
Chciał właśnie polecieć odzyskać piłkę, gdy siedemdziesięciokilowe coś wpadło na niego z impetem.
─────────────────────────────────────────────────────
Margaret obserwowała Alexa, jak leciał z kaflem w kierunku bramki. Prawie by zdobył gola, ale jakaś białowłosa dziewczyna wyrwała mu piłkę z ręki i poleciała w przeciwnym kierunku.
Tak też można.
Evan zaczął wrzeszczeć na chłopaka, który wisiał nad nim w powietrzu, nie zauważając krążącego za nim znicza, kiedy ogromna kula śniegu pojawiła się znikąd na środku boiska, trafiając Alexa i momentalnie zrzucając go z miotły.
Nim ktokolwiek zdążył zareagować, już leżał w jednej z większych zasp na dole.
- O boże! – wrzasnęła Margaret z przerażeniem i natychmiastowo wstała.
To samo uczynili Will i Sharon obok niej.
Nim się zorientowali, już wbiegli na boisko zaraz obok pani Pomfrey i McGonagall.
Leżał w zaspie.
Nie ruszał się.
A jego prawa ręka była wygięta pod dziwacznym kątem.
- O boże – powtórzyła dziewczyna, patrząc ze łzami w oczach na leżącego w śniegu blondyna.



7 komentarzy:

  1. No to tak - bazyliszek jest w Hogwarcie! A przynajmniej tak mi mówi mózg. Mózg ogłasza też, że Tiara przydzieliła go do Slytherinu. A więc punkty dla ślizgonów!
    Rozdział jest fajny, mama się pyta, z czego się śmieję...
    Oby następny rozdział pojawił się jak najszybciej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 5 punktów dla Slytherinu! Dodatkowe pięć by było, jakbyś uzasadniła :D. Może ktoś jeszcze się na to zdobędzie?
      Udało mi się wywołać śmiech? Sukces!
      Pojawi się za tydzień, jak zawsze :D.
      Okej

      Usuń
    2. Eh, pech! Pięć punktów zawsze coś ;)

      Usuń
  2. Witaj, rozdział cudny 😊
    A co do zagadki to bazyliszek jest w Hogwarcie, bo jak sobie stoi
    Magic Hogwart Durmstr Beux
    A testral jest w najdalszym od Beux czyli w Magic. Feniks jest obok Hogwartu czyli Durmstr, a pegaz nie może być obok testrala, wiec musi być w Beux. I wychodzi, że bazyliszek jest w Hogwarcie. A tak poza tym to w HP napisane było, że bazyliszek siedzi w Hogwarcie XD
    Podpisano pewna Krukonka 😊💙
    Weny i czekam na nexta
    Pozdrawiam RosalieIris 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bravo!
      Dziesiątka leci do ciebie!
      Nie poleciałby nic, gdyby było bez uzasadnienia, ale widać, że nie ściągnęłaś po koleżance na górze XD.
      Cieszę się
      Okej

      Usuń
  3. Hej, dopiero znalazłam Twojego bloga, ale już go polubiłam. Szczerze uwielbiam Sharon. Te dialogi miedzy nią a Willem są genialne! Chociaż nie... wszystkie dialogi z Sharon są genialne! Nie no, ja ją ubóstwiam xD te teksty ;') Pozdrawiam i życzę weny, czasu, czy co tam jest Ci potrzebne do pisania ;*
    ~ J.K

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej.
      Ciesze się, ze tak się stało.
      NARESZCIE KTOŚ KOCHA SHARON TAK JAK JA!!!
      Sukces...
      Czasu. Albo milszych rodziców, bo tak się składa, że czas mam, gorzej z dostępem do kompa przez 5 dni w tygodniu...
      Okej

      Usuń

JEDEN KOMENTARZ = JEDEN SZCZUR DLA GRZEGORZA
nie bądź obojętny na jego los

Szablon

Obserwatorzy