niedziela, 31 stycznia 2016

Rozdział $. "James całkowicie-nie-sam w domu", "Co gryzie Albusa Pottera?", "To właśnie miłość" i "Powrót do przyszłości"

Czarodzieje, Czarownice i sklątki tylnowybuchowe!

Żyję i przepraszam, że rozdział nie pojawił się wczoraj. Nie to, że nie miałam czasu. Po prostu zapomniałam.
Jako, że jestem dziwna, wstawiam dziś post świąteczny. Co z tego, że minął już więcej niż miesiąc od gwiazdki? To mi musi pasować do fabuły.
Nie jest to najlepsze, co napisałam, ale nie jest te złe. Pojawia się nawet słynny Harry Potter. Wsadziłam też wątek, który może się wam nie spodobać, ale według mnie jest idealny. Nie będzie się często pojawiać, po prostu chcę postawić sprawę jasno – jest tak, a nie inaczej i nie wymagajcie ode mnie innych parringów.
Hah, na pewno wszystko ogarnęliście. Zrozumiecie po przeczytaniu.
Pojawia się też zainteresowanie Jamesa – co o nim myślicie? Ja uważam, że to jest to, czego mi brakowało w jego postaci. Ale wy nie znacie jej dalszych dziejów… nieważne. Po prostu dajcie znać, jak wam się to podoba.
Co jeszcze? Rozdział nietypowy, ale mam nadzieję, że się spodoba, zwłaszcza RosalieIris i The Grey Lady, którym ten rozdział dedykuję.
Dobra, pozostało mi tylko obiecać, że następne rozdziały (no… może poza następnym…) będą bardziej normalne, o ile możecie w ogóle liczyć na normalność.

Wasza
Okej

***

Coś około pięciu lat później, czyli na piątym roku naszych bohaterów, mając rzecz jasna na myśli rocznik Jamesa, co oznacza, że Albus jest na trzecim, a Lily na pierwszym, co jednak wcale nie znaczy, że są teraz w szkole, bowiem są ferie świąteczne i nikogo nie obchodzi fakt, że… nieważne.

- WSSSSTTTAAAAJJJEEEEMMMMY!!! – wydarł się James, gwałtownie otwierając drzwi pokoju brata. W przeciwieństwie do Sharon nie bawił się w eksperymentalne budzenie rodzeństwa. Polegał na sprawdzonych metodach – takich budzących jeszcze rodziców i sąsiadów.
Kupa kołder leżąca na poduszce nie raczyła się poruszyć.
- BRACISZKUUUU! WIEM, ŻE SIĘ CIESZYSZ, WIDZĄC MNIE! – wrzasnął James, podchodząc do łóżka i potrząsając bratem.
Ten coś mruknął w odpowiedzi (stawiam na niewyrafinowane przekleństwa).
- ALBUS, CHOLERA JASNA, LENIU, WSTAWAJ! PREZENTY SĄ!
Chłopak w łóżku przewrócił się na plecy i spojrzał na Jamesa, szczerzącego się nad nim jak Joker. Włosy sterczały mu na wszystkie strony, a na nosie ledwo trzymały się okulary. Miał jednak już na sobie dżinsy i bluzkę z reniferem.
Boże, jak on nienawidził tego rannego ptaszka.
- Acha. Nie uciekną – mruknął niewyraźnie.
- WIDZIAŁEM WŚRÓD NICH DUŻO DLA CIEBIE! – kontynuował chłopak, ignorując fakt, że mu przerwano.
- Kurde, James, ogarniasz, że mnie to nie obchodzi? Spać mi się chce…
- Cieszę się, że wyraziłeś swoje zdanie na ten temat! Zostało ono zignorowane!
- Idź pomęcz Lilkę, dobra? Ja jestem…
- …bardzo szczęśliwy, że poinformowałeś mnie o tym. Już wstaję i schodzę na dół – dokończył James, umiejętnie naśladując głos brata.
Albus westchnął.
- James, co się dzieje? – w drzwiach stanęła mama. Wyglądała na śpiącą, jakby dopiero wstała z łóżka (o czym świadczył prześliczny wzór na policzku, powstały w wyniku nacisku jej głowy na fałdy poduszki).
- Nic. Postanowiłem zadbać o zdrowie Ala.
- Budząc go o siódmej w dzień Bożego Narodzenia?!
- Nie czytałaś o dobrym wpływie wczesnego wstawania na zdrowie, prawda, mamo?
- James…
- Pani Pomfrey mogłaby poświadczyć! – chłopak położył dłoń na sercu. – Gdy leżałem u niej z tą złamaną ręką, sama mi to powiedziała!
- A słyszałeś może o dobrym wpływie snu na stan zdrowia?
- Mamo, co się dzieje? – Lily stanęła obok niej.
- James upadł na głowę – mruknął Albus.
- To nic nowego.
James spiorunował ją wzrokiem.
- Liluś, idź spać, jeszcze wcześnie.
- Mamo, proszę cię. Obudziły mnie wrzaski tego chorego psychicznie dziecka. Myślisz, że teraz zmrużę oko?
- Czyli wstajecie, tak? – spytał z nadzieją James.
- Już to zrobiłam – ziewnęła mama. – Ale od Mikołaja dostaniesz rózgę.
- Sprawdzałem. Nie.
Mamę zamurowało.
- Jak je znalazłeś? Jeszcze nie… - urwała.
- Eee… - mruknął James. – Schodziłem po schodach i wtedy…
- Dobrze. Rozumiem – Ginny zanotowała, by zmienić kryjówkę. – Idę robić śniadanie.
Gdy wyszła z pokoju, James uśmiechnął się diabolicznie do Albusa.
- Widzisz? Czas wstawać.
─────────────────────────────────────────────────────
- Jak to ZJAZD RODZINNY?! – spytał Harry, krztusząc się mlekiem.
- Jedziemy do Nory. Mama chciała zobaczyć nas wszystkich razem – odparła Ginny.
- Ale… wszyscy?
- Tak. Masz jakiś problem, kochanie?
- Czyli jedziemy do babci? – spytała Lily.
- I będziemy tam wszyscy?! – reakcja Jamesa tylko potwierdzała fakt, że to Harry jest jego ojcem.
- Kiedy zamierzałaś mnie o tym poinformować?
- Dzisiaj – odparła spokojnie kobieta.
- Dzisiaj, to tam jedziemy.
- Wiem – kobieta uśmiechnęła się. – Nie chciałam, żebyś się stresował.
- Żebym się nie stresował? Ginny, tam będzie cała nasza rodzina! Nie mamy dla nikogo prezentów!
- Mama powiedziała, że nawet lepiej. Nikt nic nie będzie miał. To tylko zjazd rodzinny.
- Moment – zaczął Albus. – Nas tam będzie… coś około dwudziestu siedmiu osób. Chyba, że liczymy jeszcze rodzinę Teddy’ego. W końcu jest mężem Victorie. Czyli ciocię Andromedę i…
- Albus nareszcie opanował zdolności matematyczne – pochwalił się powietrzu James. – Jestem dumny z mojego braciszka.
- Nie dziwię się – odgryzł się chłopak. – Dla ciebie to czarna magia.
- Jestem bardzo dobry z obrony przed czarną magią – odgryzł się James.
- Przestańcie się kłócić – przerwała im Lily. – Idę otwierać prezenty.
Pod choinką pojawił się stos paczek.
Chwilę potem wszyscy latali w swetrach od babci, a na podłodze leżały podarte papiery do pakowania prezentów.
- Tato, przyleciały już sowy? – spytał nagle Albus zaniepokojony, przerywając jedzenie czekoladowej żaby (ruszające się ciało w jego dłoniach bynajmniej nie wyglądało apetycznie).
- Tak. Przecież paczki leżą pod choinką – odparł ojciec.
Wszyscy mogli przyrzec, że nie było ich tam jeszcze przed chwilą.
Chłopak natychmiast zaczął je przeszukiwać, ignorując te zapisane nie-tym znajomym pismem.
Nareszcie znalazł. Wewnątrz znajdował się bilet na najbliższy mecz ligi quiddicha.
Ale był jeszcze list.
„Albusie!
Tęsknię za Tobą. Wiem, że widzieliśmy się niecały tydzień temu, ale nie mogę przestać o Tobie myśleć. W najbliższą sobotę idziemy razem na mecz? Mam nadzieję, że Twoi rodzice się zgodzą.
Wesołych świąt!
Scorpius
P.s. Powiedziałem im. Już wiedzą. Nie było tak źle. Myślałem, że są bardziej nietolerancyjni.”

Albus wziął głęboki wdech.
- Mamo, tato, muszę wam coś powiedzieć…
─────────────────────────────────────────────────────
- Zakochałem się.
James podniósł głowę znad nowych, przepięknych farb od Alexa. Czasami fajnie jest mieć bogatych przyjaciół. Zawsze o takich marzył. Już zastanawiał się, co mógłby nimi namalować, gdy usłyszał te słowa z ust brata.
Normalnie pierwszą reakcją powinno być „w kim?”.
Tymczasem on nie pomyślał nawet tego. Co więcej, nie pomyślał „dobra, musi być jakiś powód, bo poruszał ten temat akurat przy rozpakowywaniu prezentów tuż po przeczytaniu listu od kogoś”.
Jego pierwszą myślą było „Kurde, a ja jeszcze nie”.
Taka była prawda. Nigdy nie przyszło mu do głowy, by się zakochać. Nigdy. W nikim. Ani niczym. Owszem, widział miłość dookoła. Widział, że jakimś boskim prawem Sharon i Will mają się ku sobie. Widział różne, dziwne rzeczy. Ale on nigdy niczego nie poczuł ani do dziewczyny, ani chłopaka, ani sklątki tylnowybuchowej.
- To cudownie – pierwsza odezwała się mama. – Kim ona jest?
- Eee… - Albus zawiesił się.
Jamesa olśniło.
Tsssa… ona.
Wiedział, dlaczego Albus się szczerzył jak Sharon na widok kawy do tego listu, zanim go otworzył.
- Dobra, Albus, miej to za sobą – mruknął do brata. Ten spojrzał się mu w oczy i po raz pierwszy zobaczył w nich pełne wsparcie.
Chłopak wziął wdech.
- Eee… to nie jest ona. Dokładniej to Scorpius. Scorpius Malfoy.
Rodziców zamurowało.
- Chodź – powiedział do brata James, przybijając mu piątkę. – Dajmy im ochłonąć. Idziesz Lil?
Dziewczyna nie sprawiała wrażenia, jakby to wyznanie cokolwiek zmieniło.
- Jasssne… - powiedziała, wsadzając do buzi fasolkę wszystkich smaków.
Albus uśmiechnął się do niej, ale ona nie odpowiedziała uśmiechem.
Czemu?
Była zbyt zajęta wymiotowaniem fasolką o smaku wymiocin.
─────────────────────────────────────────────────────
- Jak święta?! Był nieoczekiwany zjazd rodzinny? – spytała z uśmiechem Sharon, niemal wskakując na Jamesa, gdy wszedł do Pokoju Życzeń. Dopiero wszyscy przyjechali, poza Alexem, który spędził święta w szkole. Jego mama miała kolejny wyjazd służbowy.
- Mam wrażenie, że dobrze wiesz. – przewrócił oczami James.
- Cóż… nie zaprzeczę. Mam swoje źródła.
- Błagam, Sharon, pół Hogwartu o tym wie. Bo pół Hogwartu to moja rodzina.
- Bez przesady. Jedna czwarta – poprawiła go dziewczyna.
- Bo to jest duża różnica!
- Cóż… tak. To jest różnica. Gdyby się przyjrzeć waszym drzewom genealogicznym, to jesteś spokrewniony z Alexem. Fajnie, nie?
- Nie – mruknął Alex z kanapy.
- Też cię kocham! – odkrzyknął w odpowiedzi James.
W pokoju pojawił się Will.
- O! Jesteśmy wszyscy! – zauważyła (ta spostrzegawczość) Sharon. – Zacnie. W takim razie życzę wam wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku! Możesz pocałować pannę młodą, czy jak to tam było…
- Spierałbym się, co do aktualności twojej ostatniej wypowiedzi… - uśmiechnął się Will (naprawdę muszę to ciągle pisać? Wyobraźcie sobie po prostu, że uśmiecha się ciągle. Optymizm, miłość do każdej żyjącej istoty… te klimaty).
- Kto jest panną młodą? – spytał retorycznie James, spoglądając na Alexa, który uniósł kąciki ust.
- Wiem, że chcesz, bym ja nią był, ale się obejdzie. W końcu jesteśmy spokrewnieni!
- To by było kazirodztwo – dodał James, rezygnując z patrzenia na kolegę..
- Okej, rozumiem, stop z hausizmem, ale bez przesady, co? Nie musicie pożerać się wzrokiem na moich oczach – przerwała im Sharon.
- Cóż, Alex chętnie pożarłby Jamesa. Ale z ogniem. I jego śmiercią. Natychmiastową. Choć osobiście tego nie pochwalam – dodał Will.
- Ty nie pochwalasz niczyjej śmierci. A czasami jest przecież zabawnie – spierała się Sharon, siadając na pufie obok niego i częstując pozostałych mugolskimi czekoladkami, które zresztą nie były złe. Ogólnie czekolada pod żadną postacią nie była zła. Przeciwnie. Była dobra. A czasami nawet bardzo dobra. Dlatego nikt nie miał zamiaru dyskryminować mugolskiej czekolady. To by było wobec niej nie fair.
- Kogo masz na myśli?
- Czekoladową żabę. Tę, która jakimś cudem przeskoczyła ci na głowę i wplątała się we włosy.
Will przypomniał sobie tamto wydarzenie, a jego uśmiech się poszerzył.
- I znowu wygrałaś.
- 50 punktów dla Ravenclawu! – dodał James, badając wnętrze czekoladki i jej nadzienie. – Z czego ono jest?
- Nie wiem. Sprawdź na opakowaniu.
- A myślałem, że jesteś jasnowidzem.
- Nie mów, że myślałeś, bo zacznie się robić niebezpiecznie. No! – dziewczyna zatarła ręce z nagłym entuzjazmem. – Jak wam się podobały prezenty? Bo ja osobiście uważam, że moje były super.
- Nie no, dzięki za zapas kawy na rok.
- Uwierz mi. Przyda się – odparła nieznoszącym sprzeciwu głosem dziewczyna.
- W to nie wątpię. Dobra… to dzięki za farby. I pędzle. I kartki – powiedział, patrząc kolejno na Alexa, Sharon i Willa.
- Nie ma za co, stary. Masz talent do tego – uśmiechnął się Will.
- Wielu o tym w ogóle nie wie. Wszyscy twierdzą, że quiddich jest moją pasją – odparł, ale nie zdobył się, by dodać „a wy jesteście moimi przyjaciółmi i wiecie, że jestem inny, niż myśli każdy z nich”.
- Sam nie rozwiewasz tych plotek…
- Dobra, koniec smutasów, trza się radować, bo chanuka! – przerwała Sharon. – To ja strasznie się ucieszyłam, gdy dostałam to pióro. Latałam po domu jak wariatka…
- Czemu mogę to sobie wyobrazić?
- … więc to z pewnością pokazuje wam mniej więcej obraz sytuacji. Strasznie się cieszę. Ale to musiało być drogie. Samonotujące pióra nie są przecież…
- Cicho. Ono jest używane. W każdym razie… hmmm… nie kupiliśmy go. Jest mojej mamy. Pozwoliła mi je wziąć, nawet nie pytając po co mi ono – odparł niepewnie Alex.
- To nawet lepiej. Brak poczucia winy odhaczony! Będzie o wiele łatwiej napisać to, co chcę napisać – Sharon zawsze tak określała „powieść mojej przyszłości”. Nie, żeby była to jakoś specjalnie daleka przyszłość, ale jednak.
- Super! A ja chcę podziękować za wszystko! Serio, ludzie! – krzyknął Will.
- Podpisuję się pod moim przedmówcą! – Alex spróbował dorównać mu entuzjazmem.
- Cieszę się waszym szczęściem! – dodała Sharon, nie pozwalając się pokonać na tym polu.
- A ja chcę, byśmy przestali udawać herosowate wiewiórki z ADHD i dysleksją, która naćpały się czegoś porządnego, więc zaczęły się wzajemnie adorować! – odparł James, z tym samym entuzjazmem.
- Wow. To porównanie. Wow. Wow – podsumował Will, a Sharon dołączyła się do jego kwestii:
- Pieseł taki oczarowany. Wow.
- Za dużo mugolskiego Internetu… trza pamiętać, że jest on całkowicie zakazany w szkole Magii i Złodziejstw… Czarodziejstwa! W Hogwarcie! Nie zapominajmy! Gdzie jesteśmy!

- Cóż… fajnie by było też zacząć mówić normalnie, nie to żeby coś…

17 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Wyprzedziłaś mnie! Jak pisałam koma to ja byłam pierwsza T.T

      Usuń
    2. SCORBUS <3 Moje święte OTP w opowiadaniu OMG feels. Trochę nie podoba mi się, że są w związku w wieku trzynastu lat, przecież to jest jeszcze okres przedgimbazjalny, ale i tak ciesze się samą obecnością tego pairingu <3 Potterowie nie powinni puścić Alseva na mecz, bo byłoby to skrajnie nieodpowiedzialne (zrzędzę jak stary piernik). Czy oboje są ślizgonami?

      Usuń
    3. Tak, oboje są ślizgonami.
      Masz coś do 13 lat?!
      Ale nie idą sami na mecz, ale z Draconem. Tak miało być od początku, ale zapomniałam umieścić w tekście...
      Jak ich wymyśliłam, to miałam taką pewność "J. K. Rowling by tego chciała". Nie wiem czemu...
      Okej

      Usuń
    4. Niech zgadnę masz 13 lat...Nie chcę nikogo urazić
      Z tego co mi się wydaję jest to koniec podstawówki/początek gimnazjum i według mnie to trochę za wcześnie na wyznania miłosne, przedstawianie rodzicom, takie związki bardzo rzadko trwają do końca życia

      Usuń
    5. Nie XD.
      Po prostu się pytam, czy masz coś do tego wieku, nic więcej.
      Wiek jak każdy inny.
      Według mnie też, ale co tam - oni są tacy a nie inni, nie zmienisz tego!
      Okej

      Usuń
  2. Al. Jest. Homo.
    Wciąż nie mogę tego ogarnąć moją mózgownicą.
    Ta czwórka jest bardziej porąbana niż wszyscy ludzie razem wzięci.
    Nie umiem wyobrazić sobie Jamesa jako malarza, ale ok.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te kropki nienawiści na końcu każdego słowa O.o
      Tak. Zgadzam się z trzecim akapitem twojej wypowiedzi. Są porąbani.
      James-Malarz jest super. Poza tym uznałam, że tego jeszcze nie było, a strasznie mi się ta koncepcja spodobała. Poza tym... To ważne dla fabuły.
      Okej

      Usuń
    2. W sumie, to taka odskocznia od innych blogów :)
      Te kropki to bardziej od zdumienia - nie mam nic do gejów :)

      Usuń
  3. A miałam nadzieję, że dojrzeją...
    James malarz jest okej.
    Tutaj Sharon znów mnie nie zachwyciła.
    Niezbyt lubię parringi homo. Nie że jestem nietolerancyjna. Po prostu mało ludzi potrafi dobrze taką relację oddać, bo przecież większość z nas nie zna, lub zna jedną osobę/parę homoseksualną. A heteroseksualnymi jesteśmy otoczeni na co dzień. W dodatku sama mając trzynaście lat absolutnie nie wierzę w miłość w tym wieku. Widziałam zbyt dużo "zakochanych" par wśród moich znajomych.
    Ale jeśli uda ci się nie przesłodzić, ani nie zdziewczyńczyć (takie słowo chyba nie istnieje, co?) Ala i Scorpiusa, to spoko. Zgadzam się. Chociaż lepiej by było, żebyś poczekała z tym tak, cztery lata?
    Szkoda, że tak skaczesz czasowo. Tacy jak tutaj, to oni powinni być w pierwszej, drugiej klasie. Do piątej powinni się jednak zmienić.
    Czekam na normalny rozdział.
    Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dojrzeją, mieli po prostu takie... eee... odwalenie.
      Cieszę się, ze się podoba.
      ;-;.
      Ja nie będę opisywać ich związku. To jest opowieść o Sharon, Jamesie, Alexie i Willu (Margaret też gdzieś wciśnijcie). Po prostu oni gdzieś tam są w tle. Poza tym - spędzają ze sobą niemal każdy moment. To przybliża ludzi, serio.
      O boże. Tylko nie przesłodzenie. I zdziewczyńczenie (nie, nie ma takiego słowa, ale żyjemy w wolnym kraju!).
      Muszę skoczyć czasowo dla dobra fabuły.
      Okej

      Usuń
  4. Słowa zdziwienia na temat szalonego pomysłu zrobienia z Ala homosia do teraz więzną mi w gardle. a co do cytatu: J.R.R Tolkien Władca pierścieni + Hobbit w wykonaniu Smeagol a.ka Gollum

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brawo! Ktoś to przeczytał ;D. Jaki dom?
      Słowa więzną ci w gardle...? Ale ok, ogarniam. Nieprzyzwyczajony jesteś.
      Okej

      Usuń
  5. Jestem w jungle i jest po drugiej... Rozdział przeczytam dziś/jutro, to zależy od patrzenia na czas XD.

    Nominowałam Cię do Liebster Award
    http://pomimoroznic.blogspot.com/2016/01/liebster-award.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra przeczytałam. Zadziwiłaś mnie Albusem i Scorpiusem. Super rozdział.
      Weny i czekam na nexta 😊

      Usuń
  6. Witam!
    Twój blog walczy o miano Blogu Miesiąca Marezc 2016 ;)
    PomyLuna Kocham Czytać Blogi :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wcale nie zapomniałam o Twoim blogu, tylko czasu nie miałam.
    Cała rodzina u babci? Będzie ciekawie…
    Widzę, że jesteś fanką pairingu Albus/Scorpius, czemu nie, jest ciekawie :)
    Rozdział krótki i mało się dzieje.
    Dzięki za dedykację :)
    http://zyj-szczesliwie-nowe-pokolenie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

JEDEN KOMENTARZ = JEDEN SZCZUR DLA GRZEGORZA
nie bądź obojętny na jego los

Szablon

Obserwatorzy