Czarodzieje,
Czarownice i sklątki tylnowybuchowe!
Żyję i przepraszam, że rozdział
nie pojawił się wczoraj. Nie to, że nie miałam czasu. Po prostu zapomniałam.
Jako, że jestem dziwna, wstawiam
dziś post świąteczny. Co z tego, że minął już więcej niż miesiąc od gwiazdki?
To mi musi pasować do fabuły.
Nie jest to najlepsze, co
napisałam, ale nie jest te złe. Pojawia się nawet słynny Harry Potter.
Wsadziłam też wątek, który może się wam nie spodobać, ale według mnie jest
idealny. Nie będzie się często pojawiać, po prostu chcę postawić sprawę jasno –
jest tak, a nie inaczej i nie wymagajcie ode mnie innych parringów.
Hah, na pewno wszystko
ogarnęliście. Zrozumiecie po przeczytaniu.
Pojawia się też zainteresowanie
Jamesa – co o nim myślicie? Ja uważam, że to jest to, czego mi brakowało w jego
postaci. Ale wy nie znacie jej dalszych dziejów… nieważne. Po prostu dajcie
znać, jak wam się to podoba.
Co jeszcze? Rozdział nietypowy,
ale mam nadzieję, że się spodoba, zwłaszcza RosalieIris i The Grey Lady, którym
ten rozdział dedykuję.
Dobra, pozostało mi tylko obiecać,
że następne rozdziały (no… może poza następnym…) będą bardziej normalne, o ile
możecie w ogóle liczyć na normalność.
Wasza
Okej
***
Coś około pięciu lat później, czyli na piątym roku
naszych bohaterów, mając rzecz jasna na myśli rocznik Jamesa, co oznacza, że
Albus jest na trzecim, a Lily na pierwszym, co jednak wcale nie znaczy, że są
teraz w szkole, bowiem są ferie świąteczne i nikogo nie obchodzi fakt, że…
nieważne.
-
WSSSSTTTAAAAJJJEEEEMMMMY!!! – wydarł się James, gwałtownie otwierając drzwi
pokoju brata. W przeciwieństwie do Sharon nie bawił się w eksperymentalne
budzenie rodzeństwa. Polegał na sprawdzonych metodach – takich budzących
jeszcze rodziców i sąsiadów.
Kupa kołder
leżąca na poduszce nie raczyła się poruszyć.
- BRACISZKUUUU!
WIEM, ŻE SIĘ CIESZYSZ, WIDZĄC MNIE! – wrzasnął James, podchodząc do łóżka i
potrząsając bratem.
Ten coś mruknął w
odpowiedzi (stawiam na niewyrafinowane przekleństwa).
- ALBUS, CHOLERA
JASNA, LENIU, WSTAWAJ! PREZENTY SĄ!
Chłopak w łóżku
przewrócił się na plecy i spojrzał na Jamesa, szczerzącego się nad nim jak
Joker. Włosy sterczały mu na wszystkie strony, a na nosie ledwo trzymały się
okulary. Miał jednak już na sobie dżinsy i bluzkę z reniferem.
- Acha. Nie
uciekną – mruknął niewyraźnie.
- WIDZIAŁEM WŚRÓD
NICH DUŻO DLA CIEBIE! – kontynuował chłopak, ignorując fakt, że mu przerwano.
- Kurde, James,
ogarniasz, że mnie to nie obchodzi? Spać mi się chce…
- Cieszę się, że
wyraziłeś swoje zdanie na ten temat! Zostało ono zignorowane!
- Idź pomęcz
Lilkę, dobra? Ja jestem…
- …bardzo
szczęśliwy, że poinformowałeś mnie o tym. Już wstaję i schodzę na dół –
dokończył James, umiejętnie naśladując głos brata.
Albus westchnął.
- James, co się
dzieje? – w drzwiach stanęła mama. Wyglądała na śpiącą, jakby dopiero wstała z
łóżka (o czym świadczył prześliczny wzór na policzku, powstały w wyniku nacisku
jej głowy na fałdy poduszki).
- Nic.
Postanowiłem zadbać o zdrowie Ala.
- Budząc go o
siódmej w dzień Bożego Narodzenia?!
- Nie czytałaś o
dobrym wpływie wczesnego wstawania na zdrowie, prawda, mamo?
- James…
- Pani Pomfrey
mogłaby poświadczyć! – chłopak położył dłoń na sercu. – Gdy leżałem u niej z tą
złamaną ręką, sama mi to powiedziała!
- A słyszałeś
może o dobrym wpływie snu na stan zdrowia?
- Mamo, co się
dzieje? – Lily stanęła obok niej.
- James upadł na
głowę – mruknął Albus.
- To nic nowego.
James spiorunował
ją wzrokiem.
- Liluś, idź
spać, jeszcze wcześnie.
- Mamo, proszę
cię. Obudziły mnie wrzaski tego chorego psychicznie dziecka. Myślisz, że teraz
zmrużę oko?
- Czyli
wstajecie, tak? – spytał z nadzieją James.
- Już to zrobiłam
– ziewnęła mama. – Ale od Mikołaja dostaniesz rózgę.
- Sprawdzałem.
Nie.
Mamę zamurowało.
- Jak je
znalazłeś? Jeszcze nie… - urwała.
- Eee… - mruknął
James. – Schodziłem po schodach i wtedy…
- Dobrze.
Rozumiem – Ginny zanotowała, by zmienić kryjówkę. – Idę robić śniadanie.
Gdy wyszła z
pokoju, James uśmiechnął się diabolicznie do Albusa.
- Widzisz? Czas
wstawać.
─────────────────────────────────────────────────────
- Jak to ZJAZD
RODZINNY?! – spytał Harry, krztusząc się mlekiem.
- Jedziemy do
Nory. Mama chciała zobaczyć nas wszystkich razem – odparła Ginny.
- Ale… wszyscy?
- Tak. Masz jakiś
problem, kochanie?
- Czyli jedziemy
do babci? – spytała Lily.
- I będziemy tam
wszyscy?! – reakcja Jamesa tylko potwierdzała fakt, że to Harry jest jego
ojcem.
- Kiedy
zamierzałaś mnie o tym poinformować?
- Dzisiaj –
odparła spokojnie kobieta.
- Dzisiaj, to tam
jedziemy.
- Wiem – kobieta
uśmiechnęła się. – Nie chciałam, żebyś się stresował.
- Żebym się nie
stresował? Ginny, tam będzie cała nasza rodzina! Nie mamy dla nikogo prezentów!
- Mama
powiedziała, że nawet lepiej. Nikt nic nie będzie miał. To tylko zjazd
rodzinny.
- Moment – zaczął
Albus. – Nas tam będzie… coś około dwudziestu siedmiu osób. Chyba, że liczymy
jeszcze rodzinę Teddy’ego. W końcu jest mężem Victorie. Czyli ciocię Andromedę
i…
- Albus nareszcie
opanował zdolności matematyczne – pochwalił się powietrzu James. – Jestem dumny
z mojego braciszka.
- Nie dziwię się
– odgryzł się chłopak. – Dla ciebie to czarna magia.
- Jestem bardzo
dobry z obrony przed czarną magią – odgryzł się James.
- Przestańcie się
kłócić – przerwała im Lily. – Idę otwierać prezenty.
Pod choinką
pojawił się stos paczek.
Chwilę potem wszyscy
latali w swetrach od babci, a na podłodze leżały podarte papiery do pakowania
prezentów.
- Tato,
przyleciały już sowy? – spytał nagle Albus zaniepokojony, przerywając jedzenie
czekoladowej żaby (ruszające się ciało w jego dłoniach bynajmniej nie wyglądało
apetycznie).
- Tak. Przecież
paczki leżą pod choinką – odparł ojciec.
Wszyscy mogli
przyrzec, że nie było ich tam jeszcze przed chwilą.
Chłopak
natychmiast zaczął je przeszukiwać, ignorując te zapisane nie-tym znajomym
pismem.
Nareszcie
znalazł. Wewnątrz znajdował się bilet na najbliższy mecz ligi quiddicha.
Ale był jeszcze
list.
„Albusie!
Tęsknię za Tobą.
Wiem, że widzieliśmy się niecały tydzień temu, ale nie mogę przestać o Tobie
myśleć. W najbliższą sobotę idziemy razem na mecz? Mam nadzieję, że Twoi
rodzice się zgodzą.
Wesołych świąt!
Scorpius
P.s. Powiedziałem
im. Już wiedzą. Nie było tak źle. Myślałem, że są bardziej nietolerancyjni.”
Albus wziął
głęboki wdech.
- Mamo, tato,
muszę wam coś powiedzieć…
─────────────────────────────────────────────────────
- Zakochałem się.
James podniósł
głowę znad nowych, przepięknych farb od Alexa. Czasami fajnie jest mieć
bogatych przyjaciół. Zawsze o takich marzył. Już zastanawiał się, co mógłby
nimi namalować, gdy usłyszał te słowa z ust brata.
Normalnie
pierwszą reakcją powinno być „w kim?”.
Tymczasem on nie
pomyślał nawet tego. Co więcej, nie pomyślał „dobra, musi być jakiś powód, bo
poruszał ten temat akurat przy rozpakowywaniu prezentów tuż po przeczytaniu
listu od kogoś”.
Jego pierwszą
myślą było „Kurde, a ja jeszcze nie”.
Taka była prawda.
Nigdy nie przyszło mu do głowy, by się zakochać. Nigdy. W nikim. Ani niczym.
Owszem, widział miłość dookoła. Widział, że jakimś boskim prawem Sharon i Will
mają się ku sobie. Widział różne, dziwne rzeczy. Ale on nigdy niczego nie
poczuł ani do dziewczyny, ani chłopaka, ani sklątki tylnowybuchowej.
- To cudownie –
pierwsza odezwała się mama. – Kim ona jest?
- Eee… - Albus
zawiesił się.
Jamesa olśniło.
Tsssa… ona.
Wiedział,
dlaczego Albus się szczerzył jak Sharon na widok kawy do tego listu, zanim go
otworzył.
- Dobra, Albus,
miej to za sobą – mruknął do brata. Ten spojrzał się mu w oczy i po raz
pierwszy zobaczył w nich pełne wsparcie.
Chłopak wziął
wdech.
- Eee… to nie
jest ona. Dokładniej to Scorpius. Scorpius Malfoy.
Rodziców
zamurowało.
- Chodź –
powiedział do brata James, przybijając mu piątkę. – Dajmy im ochłonąć. Idziesz
Lil?
Dziewczyna nie
sprawiała wrażenia, jakby to wyznanie cokolwiek zmieniło.
- Jasssne… -
powiedziała, wsadzając do buzi fasolkę wszystkich smaków.
Albus uśmiechnął
się do niej, ale ona nie odpowiedziała uśmiechem.
Czemu?
Była zbyt zajęta
wymiotowaniem fasolką o smaku wymiocin.
─────────────────────────────────────────────────────
- Jak święta?!
Był nieoczekiwany zjazd rodzinny? – spytała z uśmiechem Sharon, niemal
wskakując na Jamesa, gdy wszedł do Pokoju Życzeń. Dopiero wszyscy przyjechali,
poza Alexem, który spędził święta w szkole. Jego mama miała kolejny wyjazd
służbowy.
- Mam wrażenie,
że dobrze wiesz. – przewrócił oczami James.
- Cóż… nie
zaprzeczę. Mam swoje źródła.
- Błagam, Sharon,
pół Hogwartu o tym wie. Bo pół Hogwartu to moja rodzina.
- Bez przesady.
Jedna czwarta – poprawiła go dziewczyna.
- Bo to jest duża
różnica!
- Cóż… tak. To
jest różnica. Gdyby się przyjrzeć waszym drzewom genealogicznym, to jesteś
spokrewniony z Alexem. Fajnie, nie?
- Nie – mruknął
Alex z kanapy.
- Też cię kocham!
– odkrzyknął w odpowiedzi James.
W pokoju pojawił
się Will.
- O! Jesteśmy
wszyscy! – zauważyła (ta spostrzegawczość) Sharon. – Zacnie. W takim razie
życzę wam wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku! Możesz pocałować pannę
młodą, czy jak to tam było…
- Spierałbym się,
co do aktualności twojej ostatniej wypowiedzi… - uśmiechnął się Will (naprawdę
muszę to ciągle pisać? Wyobraźcie sobie po prostu, że uśmiecha się ciągle.
Optymizm, miłość do każdej żyjącej istoty… te klimaty).
- Kto jest panną
młodą? – spytał retorycznie James, spoglądając na Alexa, który uniósł kąciki
ust.
- Wiem, że
chcesz, bym ja nią był, ale się obejdzie. W końcu jesteśmy spokrewnieni!
- To by było
kazirodztwo – dodał James, rezygnując z patrzenia na kolegę..
- Okej, rozumiem,
stop z hausizmem, ale bez przesady, co? Nie musicie pożerać się wzrokiem na
moich oczach – przerwała im Sharon.
- Cóż, Alex
chętnie pożarłby Jamesa. Ale z ogniem. I jego śmiercią. Natychmiastową. Choć
osobiście tego nie pochwalam – dodał Will.
- Ty nie
pochwalasz niczyjej śmierci. A czasami jest przecież zabawnie – spierała się
Sharon, siadając na pufie obok niego i częstując pozostałych mugolskimi
czekoladkami, które zresztą nie były złe. Ogólnie czekolada pod żadną postacią
nie była zła. Przeciwnie. Była dobra. A czasami nawet bardzo dobra. Dlatego
nikt nie miał zamiaru dyskryminować mugolskiej czekolady. To by było wobec niej
nie fair.
- Kogo masz na
myśli?
- Czekoladową
żabę. Tę, która jakimś cudem przeskoczyła ci na głowę i wplątała się we włosy.
Will przypomniał
sobie tamto wydarzenie, a jego uśmiech się poszerzył.
- I znowu
wygrałaś.
- 50 punktów dla
Ravenclawu! – dodał James, badając wnętrze czekoladki i jej nadzienie. – Z
czego ono jest?
- Nie wiem.
Sprawdź na opakowaniu.
- A myślałem, że
jesteś jasnowidzem.
- Nie mów, że
myślałeś, bo zacznie się robić niebezpiecznie. No! – dziewczyna zatarła ręce z
nagłym entuzjazmem. – Jak wam się podobały prezenty? Bo ja osobiście uważam, że
moje były super.
- Nie no, dzięki
za zapas kawy na rok.
- Uwierz mi.
Przyda się – odparła nieznoszącym sprzeciwu głosem dziewczyna.
- W to nie
wątpię. Dobra… to dzięki za farby. I pędzle. I kartki – powiedział, patrząc
kolejno na Alexa, Sharon i Willa.
- Nie ma za co,
stary. Masz talent do tego – uśmiechnął się Will.
- Wielu o tym w
ogóle nie wie. Wszyscy twierdzą, że quiddich jest moją pasją – odparł, ale nie
zdobył się, by dodać „a wy jesteście moimi przyjaciółmi i wiecie, że jestem
inny, niż myśli każdy z nich”.
- Sam nie
rozwiewasz tych plotek…
- Dobra, koniec
smutasów, trza się radować, bo chanuka! – przerwała Sharon. – To ja strasznie
się ucieszyłam, gdy dostałam to pióro. Latałam po domu jak wariatka…
- Czemu mogę to
sobie wyobrazić?
- … więc to z
pewnością pokazuje wam mniej więcej obraz sytuacji. Strasznie się cieszę. Ale
to musiało być drogie. Samonotujące pióra nie są przecież…
- Cicho. Ono jest
używane. W każdym razie… hmmm… nie kupiliśmy go. Jest mojej mamy. Pozwoliła mi
je wziąć, nawet nie pytając po co mi ono – odparł niepewnie Alex.
- To nawet
lepiej. Brak poczucia winy odhaczony! Będzie o wiele łatwiej napisać to, co
chcę napisać – Sharon zawsze tak określała „powieść mojej przyszłości”. Nie,
żeby była to jakoś specjalnie daleka przyszłość, ale jednak.
- Super! A ja
chcę podziękować za wszystko! Serio, ludzie! – krzyknął Will.
- Podpisuję się
pod moim przedmówcą! – Alex spróbował dorównać mu entuzjazmem.
- Cieszę się
waszym szczęściem! – dodała Sharon, nie pozwalając się pokonać na tym polu.
- A ja chcę,
byśmy przestali udawać herosowate wiewiórki z ADHD i dysleksją, która naćpały
się czegoś porządnego, więc zaczęły się wzajemnie adorować! – odparł James, z
tym samym entuzjazmem.
- Wow. To
porównanie. Wow. Wow – podsumował Will, a Sharon dołączyła się do jego kwestii:
- Pieseł taki
oczarowany. Wow.
- Za dużo
mugolskiego Internetu… trza pamiętać, że jest on całkowicie zakazany w szkole
Magii i Złodziejstw… Czarodziejstwa! W Hogwarcie! Nie zapominajmy! Gdzie
jesteśmy!
- Cóż… fajnie by
było też zacząć mówić normalnie, nie to żeby coś…
pierwsza
OdpowiedzUsuńWyprzedziłaś mnie! Jak pisałam koma to ja byłam pierwsza T.T
UsuńSCORBUS <3 Moje święte OTP w opowiadaniu OMG feels. Trochę nie podoba mi się, że są w związku w wieku trzynastu lat, przecież to jest jeszcze okres przedgimbazjalny, ale i tak ciesze się samą obecnością tego pairingu <3 Potterowie nie powinni puścić Alseva na mecz, bo byłoby to skrajnie nieodpowiedzialne (zrzędzę jak stary piernik). Czy oboje są ślizgonami?
UsuńTak, oboje są ślizgonami.
UsuńMasz coś do 13 lat?!
Ale nie idą sami na mecz, ale z Draconem. Tak miało być od początku, ale zapomniałam umieścić w tekście...
Jak ich wymyśliłam, to miałam taką pewność "J. K. Rowling by tego chciała". Nie wiem czemu...
Okej
Niech zgadnę masz 13 lat...Nie chcę nikogo urazić
UsuńZ tego co mi się wydaję jest to koniec podstawówki/początek gimnazjum i według mnie to trochę za wcześnie na wyznania miłosne, przedstawianie rodzicom, takie związki bardzo rzadko trwają do końca życia
Nie XD.
UsuńPo prostu się pytam, czy masz coś do tego wieku, nic więcej.
Wiek jak każdy inny.
Według mnie też, ale co tam - oni są tacy a nie inni, nie zmienisz tego!
Okej
Al. Jest. Homo.
OdpowiedzUsuńWciąż nie mogę tego ogarnąć moją mózgownicą.
Ta czwórka jest bardziej porąbana niż wszyscy ludzie razem wzięci.
Nie umiem wyobrazić sobie Jamesa jako malarza, ale ok.
Weny!
Te kropki nienawiści na końcu każdego słowa O.o
UsuńTak. Zgadzam się z trzecim akapitem twojej wypowiedzi. Są porąbani.
James-Malarz jest super. Poza tym uznałam, że tego jeszcze nie było, a strasznie mi się ta koncepcja spodobała. Poza tym... To ważne dla fabuły.
Okej
W sumie, to taka odskocznia od innych blogów :)
UsuńTe kropki to bardziej od zdumienia - nie mam nic do gejów :)
A miałam nadzieję, że dojrzeją...
OdpowiedzUsuńJames malarz jest okej.
Tutaj Sharon znów mnie nie zachwyciła.
Niezbyt lubię parringi homo. Nie że jestem nietolerancyjna. Po prostu mało ludzi potrafi dobrze taką relację oddać, bo przecież większość z nas nie zna, lub zna jedną osobę/parę homoseksualną. A heteroseksualnymi jesteśmy otoczeni na co dzień. W dodatku sama mając trzynaście lat absolutnie nie wierzę w miłość w tym wieku. Widziałam zbyt dużo "zakochanych" par wśród moich znajomych.
Ale jeśli uda ci się nie przesłodzić, ani nie zdziewczyńczyć (takie słowo chyba nie istnieje, co?) Ala i Scorpiusa, to spoko. Zgadzam się. Chociaż lepiej by było, żebyś poczekała z tym tak, cztery lata?
Szkoda, że tak skaczesz czasowo. Tacy jak tutaj, to oni powinni być w pierwszej, drugiej klasie. Do piątej powinni się jednak zmienić.
Czekam na normalny rozdział.
Aga
Dojrzeją, mieli po prostu takie... eee... odwalenie.
UsuńCieszę się, ze się podoba.
;-;.
Ja nie będę opisywać ich związku. To jest opowieść o Sharon, Jamesie, Alexie i Willu (Margaret też gdzieś wciśnijcie). Po prostu oni gdzieś tam są w tle. Poza tym - spędzają ze sobą niemal każdy moment. To przybliża ludzi, serio.
O boże. Tylko nie przesłodzenie. I zdziewczyńczenie (nie, nie ma takiego słowa, ale żyjemy w wolnym kraju!).
Muszę skoczyć czasowo dla dobra fabuły.
Okej
Słowa zdziwienia na temat szalonego pomysłu zrobienia z Ala homosia do teraz więzną mi w gardle. a co do cytatu: J.R.R Tolkien Władca pierścieni + Hobbit w wykonaniu Smeagol a.ka Gollum
OdpowiedzUsuńBrawo! Ktoś to przeczytał ;D. Jaki dom?
UsuńSłowa więzną ci w gardle...? Ale ok, ogarniam. Nieprzyzwyczajony jesteś.
Okej
Jestem w jungle i jest po drugiej... Rozdział przeczytam dziś/jutro, to zależy od patrzenia na czas XD.
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do Liebster Award
http://pomimoroznic.blogspot.com/2016/01/liebster-award.html?m=1
Dobra przeczytałam. Zadziwiłaś mnie Albusem i Scorpiusem. Super rozdział.
UsuńWeny i czekam na nexta 😊
Witam!
OdpowiedzUsuńTwój blog walczy o miano Blogu Miesiąca Marezc 2016 ;)
PomyLuna Kocham Czytać Blogi :)
Wcale nie zapomniałam o Twoim blogu, tylko czasu nie miałam.
OdpowiedzUsuńCała rodzina u babci? Będzie ciekawie…
Widzę, że jesteś fanką pairingu Albus/Scorpius, czemu nie, jest ciekawie :)
Rozdział krótki i mało się dzieje.
Dzięki za dedykację :)
http://zyj-szczesliwie-nowe-pokolenie.blogspot.com/