Szata Hogwartu
wydawała się Nikołajowi nieco staroświecka, przez co od razu ją pokochał. W
Beauxbatons mundurkami nie były szaty, a wyjątkowo wąskie i niewygodne błękitne
marynarki z herbem szkoły na piersi oraz obcisłe białe koszule, zarówno dla
dziewczyn jak i chłopaków. Dziewczyny miały do nich jeszcze spódnice w tym
samym odcieniu niebieskiego, a chłopcy granatowe, eleganckie spodnie. W takim
ubraniu trudno było się garbić.
W Hogwarcie za to
spodnie, koszula i sweter były dużo wygodniejsze, luźne i nie krępujące ruchów.
Albinos czułby się w nich jak w niebie, gdyby nie fakt, że otaczały go
sięgające mu do pasa dzieci, a wszyscy pozostali uczniowie wskazywali go
palcami.
Przywiązanie do
tradycji w Hogwarcie zarówno mu się podobało, jak i nie, gdyż ze względu na nie,
nie pozwolono mu pojechać zwyczajnie powozami, tylko kazano płynąć łódkami z
pierwszoroczniakami i śmiesznym, starym półolbrzymem. A teraz stał pośrodku
ogromnej sali z niebem na suficie czekając, by i na jego głowie wylądowała
stara i podniszczona gadająca tiara.
Przy długich
stołach siedzieli pozostali uczniowie, wpatrując się głównie w niego, nie tylko
dlatego, że był najstarszy, ale i dlatego, że pewnie nigdy nie widzieli
albinosa, a co dopiero takiego z długimi włosami. Kątem oka dostrzegł, jak
Farai i Acrux, siedzący przy stole Gryfonów, wymieniają się galeonami.
Czuł się jak
eksponat w muzeum albo wyjątkowo rzadkie stworzenie w zoo. Najgorsze było to,
że przez jego albinizm kolor jego twarzy przypominał pewnie czereśnie.
Prawie nie zwracał
uwagi na dzieci wokół niego. Tylko raz uniósł głowę, gdy usłyszał nazwisko „Lupin
Hokus Pokus”. Słodki, blondwłosy chłopiec z dużymi oczami, które sprawiały, że
wyglądał jeszcze młodziej niż pozostali, usiadł na stołku tylko po to, by w
ciągu jednej sekundy dołączyć do Farai i Acruxa.
- Nikolov
Nikołaj! – wyczytał karłowaty czarodziej, podobno profesor Flitwick, z długiej
listy nazwisk, którą trzymał w ręku.
Czereśnie na
polikach białowłosego dojrzały.
Przeszedł przez
tłum pierwszaków, które patrzyły na niego z dołu z rozchylonymi ustami lub
wytykały go palcami, jak dwóch chłopców z odstającymi uszami, którzy chichotali
przy tym. Wszedł po schodach na podwyższenie i spojrzał na małego, starego
czarodzieja, błagając go bezgłośnie, by nie musiał choć siadać na tym niskim
małym stołku. Czarodziej jednak wzruszył ramionami i wskazał swoją sterczącą na
wszystkie strony siwą brodą na taboret.
Nikołaj westchnął
z bólem i wykonał polecenie. Kolana wylądowały mu niedaleko twarzy, dzięki
czemu Flitwick mógł włożyć mu Tiarę Przydziału na głowę. Nie spadła mu na oczy,
leżała idealnie.
Spojrzał na salę
i dostrzegł na niej siedzących przy różnych stołach znajomych. Caspian i
Salvatore rozmawiali przyciszonymi głosami na końcu stołu Ravenclaw, prawie przy
wyjściu, a gdy usłyszeli jego imię z zainteresowaniem unieśli głowy. Elisabeth,
siedząca niedaleko nich, przyglądała się całej ceremonii od początku z
zaangażowaniem. Asklepiose przeszywała go spojrzeniem ze stołu Hufflepuffu, a
Abra zupełnie nie zwróciła na niego uwagi i starała się porozumieć z młodszym
bratem siedzącym po drugiej stronie Sali za pomocą różnego rodzaju ruchu warg i
uniesień brwi. Acrux i Farai mrugali do niego i machali, wyglądając jak idioci.
„Nigdy jeszcze
nie miałam do czynienia z tak rozwiniętą osobowością... prawie zawsze decyduję
o przyszłości osób dużo od ciebie młodszych” - odezwał się w jego głowie cichy,
piskliwy głos. – „Kreatywny i oryginalny... lubisz walczyć z zasadami, masz
wystarczającą odwagę do tego. Choć nie jesteś za takiego uważany, jesteś na
swój sposób ambitny... A jednak... jednak nie mam najmniejszej wątpliwości, że
twoim domem jest...”
- HUFFLEPUFF!!! –
wydarła się tiara, o mało co nie pozbawiając go bębenków usznych.
Przy stole
Puchonów rozległa się wrzawa. Parę osób zaczęło wiwatować i bić brawa, mimo
wszystko znani ze swojej otwartości uczniowie, zwłaszcza ci w jego wieku,
rozglądali się na boki, jakby próbując znaleźć ukrytą w zasięgu ich wzroku
odpowiedź na swoje pytania.
Nikołaj wstał z
taborecika i odprowadzony spojrzeniami uczniów i nauczycieli, podszedł do
stołu. Paru nastolatków zaczęło się przesuwać, by zrobić mu miejsce. Asklepiose
przywołała go do siebie ręką, więc zdecydował się usiąść między nią i rudą,
piegowatą dziewczyną o szerokich ramionach, która też się do niego uśmiechnęła
życzliwie. Spojrzał jeszcze raz Roszpunkę, której zielone oczy odnalazły jego.
Wygrałam zakład – odezwał się w jego myślach
spokojny, nie należący do jego myśli głos. Nikołaj poczuł dziwne mrowienie
wewnątrz czaszki.
To przejdzie. Umysł każdego tak reaguje na pierwsze
zetknięcie ze mną. Tylko tak mogę z tobą rozmawiać, gdy nie mam długopisu...
Nikołaj odwrócił
wzrok i usiadł, a Asklepiose dotknęła delikatnie jego dłoni, by go uspokoić.
Naprzeciwko
siedzącej obok niego rudej siedział chłopak o lekko włoskiej urodzie, z
czarnymi lokami, wygolonymi po bokach i opadającymi mu na twarz. Oczy miał
podkreślone czarną kredką, która nadawała mu drapieżny, dziki wygląd, zamiast
sprawiać, by wyglądał jak dziewczyna. W jednym uchu miał tunel, a w drugim pięć
srebrnych kolczyków. Przypominał trochę Salva, ale tak naprawdę prawie w ogóle,
bo Salv był raczej miłym typem chłopaka, a ten wyglądał na takiego, co się będzie
się kłócić dla zasady, albo zignoruje rozmówcę, po czym i tak zrobi po swojemu.
Nikołaj rozejrzał
się.
Pierwszą osobą,
która nie bez powodu rzuciła mu się w oczy, była siedząca niedaleko naprzeciwko
niego dziewczyna o krótkich czarnych włosach. W Beauxbatons Nikołaj miał lekcje
dobrego wychowania, na których uczono też słów takich jak puszysty, przy kości,
z nadwagą, by nie mówić o kimś, że jest gruby. Dziewczynę tę najtrafniej
opisywał przymiotnik tłusty, który w ogóle był zakazany. Możliwe, że miała
wysokie kości policzkowe, jednak jej twarz przypominała kształtem raczej okrąg,
zresztą tak jak cała figura. Guziki w koszuli i w swetrze Hufflepuffu trzymały
się cudem boskim. Gdy śmiała się z żartu siedzącego obok niej ciemnego
chłopaka, jej podbródek podskakiwał. Wyglądała sympatycznie, więc Nikołaj
polubił ją od razu.
- To Ana. Jest
prefektem – powiedziała siedząca obok niego dziewczyna, wskazując na przypinkę
z borsukiem na jej mundurku.
Nikołaj odwrócił
się w jej kierunku.
Miała rude włosy,
których każdy kosmyk miał swoją własną długość, przez co przypominały nieco
grzywę lwa. Całą jej twarz pokrywały piegi. Miała szerokie ramiona i lekko
męską urodę.
- Ja jestem
Summer. Summer Weasley. Ask mi powiedziała, że jesteśmy na tym samym roku.
- Czyli ty też
jesteś na szóstym? Na razie poznałem samych szóstoklasistów.
- Asklepiose jest
w piątej klasie – uśmiechnęła się dziewczyna. Miała małą przerwę między
jedynkami. – Ale nie martw się, nikomu o tym nie mówi, więc się nie dziw. Zadaje
się też głównie z naszą klasą, bo przez jednego gościa z Ravenclaw wszyscy się
jej lekko boją.
Ja też się siebie lekko boję – pojawiła się w
umyśle Nikołaja myśl zdecydowanie należąca do blondynki, choć nie mieli
kontaktu wzrokowego.
Kontakt wzrokowy tylko ułatwia, ale bez niego nie
jest to niemożliwe
– dodała dziewczyna, czytając mu w myślach.
- Okeeej... Ana
też jest z nami?
- Tak. Tak jak
moi bracia. – Summer wyszczerzyła się ponownie.
- Twoi bracia? – zdziwił się białowłosy,
rozglądając na boki. Przy stole Hufflepuffu siedział tylko jeden rudy chłopiec,
ale nie wyglądał na ich rówieśnika.
- Nie, głuptasie,
nie ma ich tu – roześmiała się dziewczyna. – Rodzeństwo nie zawsze trafia do
tego samego domu.
- Wiem, to z
przyzwyczajenia – odparł chłopak, myśląc o Salvie i Farai. - W Beauxbatons wszyscy
chłopcy siedzą przy jednym stole, a dziewczyny przy drugim. Muszę się
przyzwyczaić.
- Czyli jesteś z
Beauxbatons? Przecież twoje nazwisko brzmi bułgarsko. Nie. Czekaj. Twoja mama
jest z Francji, tak?
- Tak, Luiza
Lacroix...
- Lacroix?! – krzyknęła
ze zdziwieniem. - Ta projektantka?!
- Taak...
- Ta, co pierwsza
od trzydziestu lat przegoniła Madame Malkin w rankingu najlepszych szat na
różne okazje?!
- Jest taki
ranking...?
Dziewczyna
rozszerzyła oczy, najwyraźniej nie mając zamiaru go słuchać i zmierzyła go
wzrokiem.
- O mój boże. TY
jesteś Nikołaj! Byłeś w ModoMAGAzynie ze trzy lata temu! Reklamowałeś nową
kolekcje matki!
Nikołaj jęknął,
ale zanim zdążył coś powiedzieć, do mównicy na podium podeszła starsza,
siwowłosa czarownica z okularami. Miała wysoki kapelusz i długą zieloną suknię,
która, mimo wieku, świetnie leżała na jej wyprostowanej sylwetce.
- Witam
wszystkich nowych uczniów! – powiedziała, a cała sala zamilkła, jakby siano
mak. – Jestem profesor McGonagall i jestem dyrektorką Hogwartu. Zachęcam
wszystkich uczniów, nie tylko młodszych, do przeczytania całego regulaminu,
który znajduje się w bibliotece oraz na ścianie w sali wejściowej. Tak naprawdę
to zachęcam do tego głównie starszych uczniów, którzy najwyraźniej do tej pory
go nie przeczytali, skoro ustawicznie go łamią.
Siedząca obok
Nikołaja Summer stłumiła śmiech i uniosła głowę, by poszukać spojrzeniem kogoś
z innego domu.
- Pragnę
przypomnieć głównie o zakazie wchodzenia do lasu, który przez wszystkie
pokolenia był tak lekceważony, że las ten musiał przybrać nazwę ZAKAZANY LAS. Radzę
się dwukrotnie zastanowić, zanim tam wejdziecie, bowiem to nie kara za to jest
najstraszniejszą rzeczą, jaka może was przez to spotkać. Od paru lat stoi nawet
ogrodzenie, które przypomina dosadnie o tym, że dalej nie macie czego szukać,
jednak kilkoro z was wciąż udaje, że go nie widzi. Dodatkowo pan Burn pragnie
przypomnieć o zasadzie mówiącej, że po dziewiątej każdy uczeń znaleziony przez
niego poza pokojem wspólnym bądź dormitorium nie uniknie szlabanu.
Summer tym razem
spojrzała na Anę, która udała wyjątkowo przejętą wszystkimi tymi punktami
regulaminu.
- Wszystkie
drużyny Quidditcha ogłosiły nabór do końca września – ciągnęła dyrektorka. - Każdy
zainteresowany powinien się zgłosić do swojego kapitana. W Gryffindorze jest to
panna Farai Smilenice, w Ravenclaw pan Winter Weasley, w Hufflepuffie pan Aaron
Smilenice-Rogerson, a w Slytherinie pan Charles Chang. Każdy może się zgłosić,
jednak od kapitanów zależy, kogo wybiorą. Puchar Quidditcha może zdobyć każda drużyna,
a z jego zdobyciem łączy się stypendium w postaci pięciu galeonów dla każdego
członka drużyny oraz wnosi sto pięćdziesiąt punktów do punktacji domu.
Przez salę
przeszedł szum, wyrażający zainteresowanie. Quidditch był najbardziej
popularnym sportem czarodziejskim i niewielu uczniów nie było zainteresowanych byciem
w reprezentacji domu.
- Punktacja
domów. Każdy profesor, prefekt oraz, od niedawna, kapitan drużyny Quidditcha
mogą odjąć bądź dodać punkty. Punkty będą się liczyć tylko, gdy poda się określony
powód, dla którego zostały one odjęte lub dodane. Dodatkowo maksymalna ilość
punktów, jaką mogą dać uczniowie za jednym razem wynosi dwadzieścia. Dom z
największą liczbą punktów otrzyma na koniec Puchar Domów, który łączy się ze
stypendium w postaci pięciu galeonów dla każdego członka domu. Stypendia można
zdobyć również poprzez ponadprzeciętne wyniki w nauce. Przyznają je nauczyciele
danego przedmiotu i oni wyznaczają kwotę, jaką dany uczeń dostaje. Wszystkie
stypendia zatwierdzam ja i mogę również zdecydować o tym, czy w ogóle je
dostaniecie.
Nikołaj poczuł,
że burczy mu w brzuchu. Nie jadł nic od czasów drugiego śniadania złożonego
jedynie z pasztecików dyniowych. Wątpił, by mógł liczyć na stypendium, więc
chciał liczyć choć na kolację.
- Ostatnią
rzeczą, o jakiej będę mówić, są wyjścia. Szkoła organizuje takowe do Hogsmeade.
Mogą w nich uczestniczyć uczniowie, którzy ukończyli drugą klasę i mają
pozwolenie rodziców. Odbywać się one będą mniej więcej dwa razy na miesiąc.
Jeżeli uczeń chciałby opuścić Hogwart w ciągu roku szkolnego, nie ważne, czy
wybierając się do Hogsmeade, czy do rodziny, muszę od takiego rodzica otrzymać sowę
z listem wyjaśniającym całą sytuację i informującym mnie, kiedy uczeń wyjedzie
i kiedy wróci. – McGonagall wzięła głęboki wdech i powiedziała bez uśmiechu: -
Dziękuję za uwagę i życzę smacznego posiłku.
Gdy tylko to
powiedziała, na stole zmaterializowały się góry jedzenia. Mięsa - od schabów,
przez filety smażone, po pieczenie i skrzydełka panierowane. Pachnące morzem
ryby, leżące pośród lodu, ale też takie pieczone w folii z czosnkiem i oliwą
rozłożono wzdłuż stołu. Zamki zbudowane z krewetek i innych owoców morza stały
między bukietami z sałat, z wyglądającymi jak kwiaty rzodkiewkami, burakami, marchewkami
i ogórkami wewnątrz. Warzywa blanszowane położono na srebrnych tacach jak
mozaikę. Zupy stały w srebrnych wazach otoczone przez dzbanki z napitkiem
wszelkiego rodzaju.
Nikołajowi oczy
prawie wyszły z orbit. W Beauxbatons na stołach nigdy nie pojawiał się szwedzki
stół, każdy uczeń miał wydzielony na talerzu posiłek. A widząc takie góry
jedzenia albinos zrozumiał, czemu figurze Any daleko do doskonałości.
- Jeszcze desery –
roześmiała się siedząca obok niego rudowłosa. – Polecam ci fasolkę szparagową z
bułką tartą i tę karkówkę.
Nikołaj przeniósł
na nią wzrok wytrzeszczonych oczu, a Summer ponownie zaczęła się śmiać.
Chłopak nałożył
sobie fasolkę oraz parę marchewkowych kwiatów, a do tego cały talerz apetycznie
pachnącej zupy dyniowej z mleczkiem kokosowym, która po pierwszej łyżce została
jego ulubionym daniem.
Summer zaczęła
zajadać się mięsem.
- Ilu masz braci?
– spytał białowłosy, nim dziewczyna zdołała wrócić do rozmowy o nim.
- Trzech. Wszyscy
są na naszym roku.
Nikołaj przełknął
szybko zupę, aż się poparzył.
- Czworaczki?
- Tak.
Jednojajowe. A mimo wszystko każdy w innym domu. Śmiesznie, nie? Spring jest w
Slytherinie, Autumn w Gryffindorze... – powiedziała, nabijając z wprawą na
widelec kolejne ziarna zielonego groszku.
- A Winter jest kapitanem
drużyny Quiditcha w Ravenclaw? – domyślił się chłopak.
- Tak, ale
wszyscy jesteśmy dobrzy w te klocki. Po prostu Farai jest geniuszem, trzeba jej
przyznać. Chang jest rok starszy i jeszcze nie odszedł, a Aaron... – dziewczyna
zerknęła na chłopaka z tunelem i nachyliła się do Nikołaja. - Aaron nie jest
najlepszy w grze, ale zna się na tym, co robi. Jest świetnym taktykiem i dobrze
dobiera drużynę.
Summer napiła się
soku dyniowego.
Dookoła panował
szum rozmów i dzwonienie sztućców o talerze. Co jakiś czas rozlegał się czyjś
śmiech, odpowiadający na żart kogoś innego. Najczęściej śmiejącą się osobą była
Ana, która śmiała się głośno, długo i wdzięcznie, cała się przy tym trzęsąc.
- Czekaj... –
Nikołaj zmarszczył brwi. – Jak to możliwe, że jesteście jednojajowi, skoro...
- Skoro ja jestem
dziewczyną? – dokończyła, unosząc brwi Summer.
Summer urodziła się chłopakiem – odezwała się w
tym samym czasie w jego głowie Asklepiose. – Ale od zawsze była dziewczyną.
- Nie! –
zaprzeczył szybko. - Po prostu słyszałem, że to straszna rzadkość, by
czworaczki były jednojajowe. Zwykle jest tak, że są dwie pary jednojajowych
bliźniaków – powiedział Nikołaj, starając się udać, że od początku o to mu
chodziło.
Summer nie dała
się nabrać, ale uśmiechnęła się z wdzięcznością tak, że Nikołaj znów zobaczył
jej szparę między zębami.
- Zdarzają się
takie przypadki. Niewiarygodnie rzadkie, ale są. Jesteśmy na to żywym dowodem.
Jak zobaczysz pozostałych, zrozumiesz, że nie może być inaczej. W wakacje każdy
miał inną fryzurę, ale na nowy rok postanowili znów robić sobie ze wszystkich
jaja. Ludzie rozróżniają ich po krawatach. Niewielu wie, jak często one migrują
z szyi na szyję – mrugnęła do niego.
Siedzący po lewej
stronie chłopiec poprosił, by podała mu jeden z półmisków, więc dziewczyna
odwróciła się.
Nikołaj spojrzał
na swoją zupę, która wciąż parowała i z pewnością bez dmuchania na łyżkę nie
była zjadliwa. Trochę współczuł swojemu przyszłemu rodzeństwu, że będą
bliźniętami. Zastanawiał się, czy to będzie brat i siostra, dwaj bracia czy
siostry.
Spojrzał na
Asklepiose, której zielone spojrzenie znów wniknęło w jego duszę.
Śmieszne, bo nawet ja nie wiem. Rzadko czegoś nie
wiem. Fajne uczucie.
Dlaczego nie powiedziałaś, że jesteś młodsza? – spytał na próbę
Nikołaj w myślach, zaczynając bawić się jednym z piór w jego włosach z nerwów.
O. Dużo mi teraz wygodniej. Szybko się nauczyłeś
przesyłać mi myśli. Trudno się było skupić na twoich w tym tłumie. Co do wieku,
to jakie on ma znaczenie? Umiem więcej o ludziach niż większość nauczycieli. Mogłabym
rzucić szkołę i wszędzie by mnie przyjęli. Wiesz jak ludzie potrzebują osób z
tak wysoko rozwiniętą leglimencją?
Nikołaj
potrząsnął głową. Drapanie wewnątrz czaszki było nieznośne.
Przepraszam – jęknęła Asklepiose. – Ale nawet jakbym do ciebie nie mówiła, tak
samo by denerwowało. Masz mocny umysł. Wypiera mnie od ciebie. A ja dopiero
zaczynam się uczyć ustępowania. Mógłbyś spróbować nauczyć się oklumencji,
świetnie byś się sprawdził.
- O czym gadacie?
– spytała Summer mimochodem dźgając kawałek mięsa nożem, bo nie chciał się
odkroić.
- O oklumencji –
odparł albinos między dmuchnięciami na porcję zupy na łyżce.
- Twój umysł
jeszcze się nie przyzwyczaił? Boże, mnie to swędziało z miesiąc. Ale przejdzie.
Długowłosy tylko
kiwnął głową, bo właśnie włożył gorącą łyżkę do buzi.
Ana odrzuciła
głowę do tyłu i ryknęła głośnym śmiechem, skupiając na sobie uwagę wszystkich.
Jej biust, brzuch i podbródek podskakiwały w jego rytm.
- Hejka ludzie,
co tam u was? – Albinos usłyszał za sobą znajomy głos.
Uniósł głowę i zobaczył
czarną jak węgiel twarz Farai, na której biały uśmiech wyróżniał się, jak jasny
reflektor w środku nocy.
Dziewczyna
wcisnęła się pomiędzy niego, a Asklepiose i oparła mu łokieć na ramieniu.
- Rozwaliłam
dzięki tobie Acruxa! – oznajmiła mu. – Był pewny, że dołączysz do pozostałych
kujonków. Jest mi winny trzy kremowe piwa Pod Trzema Miotłami.
- Rozumiem, że jedno
z nich jest dla mnie? – spytał Nikołaj unosząc brwi z uśmiechem.
- Oczywiście. Cześć,
Summer, jak tam lato? – spytała czarna, odwracając się w jej kierunku.
- Trochę za dużo
w nim było innych pór roku, ale jakoś przeżyłam. Chwilę pracowaliśmy w Norze. Prababcia
ma strasznie dużo pracy z tym Hotelem, ale przynajmniej przyjeżdżają ludzie. Od
kiedy są oddziały w Egipcie i Los Angeles... Weasley’owie nie są już tacy
biedni.
- Też pracowałam
w Norze – uśmiechnęła się dziewczyna. – W Los Angeles. Opiekowałam się boiskiem
i robiłam treningi dla chętnych.
- Nikt nie wracał
na kolejne spotkania? – spytała Summer, jakby doskonale ich rozumiała.
- Wracali. W
końcu nie zależało mi, by ich wytrenować. Ale najważniejsze, że w końcu
uzbierałam na Promień – podsumowała diabolicznie.
Nikołaj w
międzyczasie skończył kolację. I aż się wzdrygnął, gdy usłyszał:
- NIEEE!!! –
krzyknęła z przerażeniem ruda. – NIEEE!!! NIEEEEEEEEEEEEEEE!!!
- Co jest, Far?
Czemu ona krzyczy? – spytał chłopak naprzeciwko niej, ten z tunelem w uchu.
- Bo wreszcie
sobie kupiłam Promień, Aaron – odpowiedziała dziewczyna.
Aaron wyglądał,
jakby zobaczył ducha. A nawet nie ducha, bo duchy widywał na codzień, a Farai
na najszybszej wyprodukowanej miotle była zdecydowanie bardziej przerażająca.
Nie odezwał się
ani słowem, jedynie ze zrezygnowaniem spojrzał na talerz, na którym widać było
resztki jedzenia.
Nikołaj przenosił
spojrzenie z diabolicznie się uśmiechającej Farai (uśmiech odziedziczyła po swojej
przybranej matce, więc robił wrażenie), na wrzeszczącą Summer i w końcu na
wyraźnie załamanego Aarona.
Nie dziwił się
żadnemu z nich.
W wakacje miał
okazję zagrać w zredukowaną wersję Quidditcha na sześć osób. On i rodzeństwo
byli w jednej drużynie, w drugiej znajdował się jego tata i rodzice Thora i
Farai. On był w tę grę beznadziejny, ale to tak samo jak pan Smilenice, więc
szanse były hipotetycznie wyrównane, dopóki nie zaczęła się gra.
Wtedy czarnoskóra
miała jeszcze Nimbusa 2000, który najlepszą miotłą na świecie był dobre pół
wieku temu, ale potrafiła na nim latać tak, jak nikt by nie potrafił na
Promieniu. Prawdopodobnie dodatkowo się popisywała przed rodzicami, ale
odstawiała takie przedstawienia jak stawanie na miotle czy lecenie do góry
nogami i oburęczne zabieranie kafla lecącym pod nią rodzicom.
A teraz grała w
przeciwnej drużynie.
- Dobra, przestań
wrzeszczeć – roześmiała się po chwili. – Jeszcze go nie mam. Przyjdzie za tydzień.
- To mnie
pocieszyłaś, naprawdę! – sarknęła rudowłosa. – Możemy liczyć tylko na zajęcie z
godnością drugiego miejsca... Właśnie, Niki (mogę cię nazywać Niki?)... latasz?
Przydałby się nam jakiś nowy zawodnik w drużynie.
Białowłosy
właśnie chciał odpowiedzieć, ale w tym momencie wszystkie półmiski, miski,
talerze, dzbanki, wazy i brytfanny zniknęły ze stołów wraz ze znajdującym się w
nich jedzeniem i zostały zastąpione górami deserów wszelkiego rodzaju. Nikołaj nie
potrafił wszystkiego ogarnąć wzrokiem. Spojrzał na tort lodowy z samych tylko
sorbetów stojący tuż przed nim.
- Desery! –
ucieszyła się Farai, wstając z entuzjazmem od stołu. – To ja wracam do siebie.
Co do latania Nikiego... cóż, radzi sobie. Musi głównie popracować nad
pewnością siebie, ona go blokuje. Jest niedoświadczony – dodała mimochodem na
odchodnym.
Summer uniosła
brwi i z zaskoczonym uśmiechem spojrzała na białowłosego.
- Na Dumbledore’a
– rzekła z podziwem. - Farai powiedziała, że sobie radzisz. To komplement.
Nikołaj zamrugał.
- Ledwo się
trzymam na miotle – zaprzeczył. - Powiedziała to, żebyście mnie wzięli do
drużyny by miała wygraną w kieszeni, Sam.
- Niki... ona już
ma zwycięstwo w kieszeni – odparła rudowłosa, nakładając sobie pudding
czekoladowy.
*
- Nasz pokój
wspólny jest najbliżej Wielkiej Sali – powiedziała Summer do Nikołaja, gdy raz
z tłumem pozostałych Puchonów schodzili po schodach na dół. – Ale trzeba iść
trochę naokoło, dla zmylenia.
- Kogo? – spytał chłopak,
rozglądając się po otaczających go twarzach i zastanawiając się, z kim z tych
ludzi będzie dzielić dormitorium.
- Nie mam
pojęcia. Tak to sobie tłumaczymy, żeby nie zniszczyć sobie reputacji tych łagodnych
i nie zacząć wyburzać w furii ścian – odparła dziewczyna, wzruszając ramionami,
gdy minęli zakręt.
Korytarz był
typowo zamkowy i raczej słabo oświetlony przez wiszące naokoło pochodnie. Co
jakiś czas mijali wiszący na ścianie obraz. Jeden z nich przedstawiał grubego
kucharza pochylającego się nad wielkim garem potrawki. Mężczyzna machał do
wszystkich mijających go uczniów brudną chochlą, pozdrawiając ich po imionach i
co jakiś czas mamrocząc „niech to dunder
świśnie”, gdy krople sosu skapywały mu na ręce, fartuch i czasami twarz.
- To Kuchmistrz
Piertuszka – wyjaśniła dziewczyna. – Prowadzi jadłodajnię na obrazie „Karczma Koperkowa”.
Tam jadają postacie z innych obrazów.
- Postacie z
obrazów... jadają?
Summer już miała
odpowiedzieć, gdy zza Nikołaja wyskoczył chłopak w trochę przydługiej szacie z
żółtą przypinką prefekta. Był niski i ze względu na trójkątną twarz i
odstające, duże, odstające uszy przypominał z wyglądu chochlika. W ręku trzymał
plik kartek i wyglądał na przejętego.
- Witam! – przywitał
się. Wsadził papiery pod pachę i wyciągnął w kierunku albinosa rękę. Miał
entuzjastyczny, dźwięczny głos. – Jestem Robert Piper i jestem prefektem. Ty,
zdaje mi się, jesteś Nikołaj, czyż nie?
Białowłosy chciał
potwierdzić, ale Robert trajkotał dalej, nie przerywając. Wyjął spod ramienia
stos kartek i teraz je przeglądał.
- Jestem na twoim
roku i mam obowiązek się tobą zająć. Dyrektor McGonagall zapewniła mnie, iż do
naszego dormitorium zostało wstawione dodatkowe łoże, więc nie musisz się
martwić o to, gdzie lub z kim będziesz spać. Twój kufer znajduje się w nogach
owego łóżka. Ponieważ nie sądzę, byś chciał uczestniczyć w zajęciach
integracyjnych dla pierwszoroczniaków, które prefekci Hufflepuffu organizują co
roku od ponad dwustu lat, muszę ufać, iż sam dasz radę się odnaleźć. Ana
Pencala, drugi prefekt, poinformowała mnie, że na stołach w Pokoju Wspólnym,
jak zawsze, znajdują się broszury z informacjami na temat szkoły, więc czuj się
spokojny, mogąc z nich korzystać. Co jeszcze...? – chłopak zawiesił się i
przejrzał kartki jeszcze raz. Nikołaj dziwił się, że jeszcze nie stracił
oddechu. – Ach tak. Oczywiście. Twój plan lekcji zostanie ci wręczony jutro. Z
tego, co się dowiedziałem, jedynie profesor Anemonia, od eliksirów, nie
pozwoliła ci kontynuować nauki swojego przedmiotu w tym roku szkolnym, ze
względu na twój zbyt niski wynik w TWU...
- TWU? – spytała
Summer, po raz pierwszy przerywając Robertowi.
- Taki
odpowiednik naszych SUM. Testy Wyższych Umiejętności – wyjaśnił chłopak, nawet
nie mrugając. – Jednak zarówno zaklęć, transmutacji oraz OPCM nadal możesz się
uczyć. Dyrektor McGonagall kazała mi również przekazać, że mogą cię
zainteresować rozszerzone zajęcia ze starożytnych runów i języków cywilizacji wymarłych...
- Czekaj –
przerwał mu Nikołaj. – Dlaczego nie mogę kontynuować eliksirów? Miałem powyżej
oczekiwań!
- Bo Anemia jest
suką – odparła panna Weasley niewinnie.
- Bo profesor
Anemonia ma bardzo duże oczekiwania wobec klas zaawansowanych – poprawił ją z
naciskiem Robert, rzucając jej porozumiewawcze spojrzenie. – I uczy jedynie
uczniów z umiejętnościami wybitnymi.
- Robercie,
nazywajmy zjawiska po imieniu.
- ...szkoła
organizuje również najpopularniejszych języków stworzeń myślących i łamania
szyfrów – kontynuował prefekt, ignorując wypowiedź dziewczyny. – Aby zapisać
się na któreś z tych zajęć powinieneś zgłosić się do profesora Antoniego, który
jest opiekunem naszego domu i nauczycielem Opieki nad Magicznymi Stworzeniami. W
razie jakichkolwiek problemów lub pytań zgłoś się do mnie lub do jakiegokolwiek
ucznia, który według ciebie może znać odpowiedź.
Robert wziął
głęboki oddech, który jasno dawał do zrozumienia, że skończył. Zrezygnowanym
gestem wsadził sobie na głowę długi kaptur szaty, który zakrył mu twarz.
- Nienawidzę być
prefektem – westchnął zupełnie innym, nieformalnym głosem i obrócił się na
pięcie. Ze względu na małą posturę przebijanie się przez tłum nie sprawiało mu
trudności. - A! – dodał po chwili, nie odwracając się. – Sam, nie wiem, czy
dziś będę, jestem wykończony. Przekaż Anie.
Nikołaj
odprowadził wzrokiem znikającą niską sylwetkę w kapturze, która wyjęła różdżkę
i jednym ruchem spaliła wszystkie kartki, zostawiając popioły na ziemi i przerażając
paru drugoklasistów.
- Jest strasznie
pracowity, za co się nienawidzi – podsumowała Summer. – Jak ma coś do zrobienia
to to zrobi, nawet zawalając sobie trzy noce pod rząd. Ale poza tym to całkiem
spoko gość.
Korytarz zakręcił
ponownie. Parę metrów dalej kończył się obrazem przedstawiającym ogromny kosz
owoców. Obok niego leżało mnóstwo beczek. Aktualnie były rozsunięte na dwie
strony i przeciskało się przez nie dziesiątki uczniów.
- Nasz pokój
wspólny... jest za beczkami z winem? To wychowawcze?
- To nie wino. To
sok z dyni i kremowe piwo.
- Rozumiem, że
pytanie, skąd to wiesz, byłoby głupie?
Odpowiedziało mu
tylko pełne politowania spojrzenie dziewczyny i tajemniczy uśmiech.
Wraz z innymi
Puchonami przeszli pomiędzy beczkami i znaleźli się w okrągłym pokoju.
Albinosowi od
razu skojarzył się z mieszkaniami Hobbitów z książek Tolkiena. Wszystkie drzwi,
łącznie z tymi, przez które przeszli, miały okrągły, śmieszny kształt. Na podłodze
leżały puchate dywany, wielkie, żółte pufy i poduszki oraz stały niskie, drewniane
stoliki, mające na sobie ślady przetrwanych lat. Na ścianach wisiało wiele obrazów
przedstawiających owoce i oświetlone słońcem krajobrazy. W wielu miejscach z
sufitu zwieszały się materiałowe i wiklinowe huśtawki, a przy ścianie wisiały
hamaki. W paru miejscach można było dostrzec roślinki w donicach, a przed
okrągłym, wielkim kominkiem wylegiwały się koty. Wszystko miało żółto–brązowe i
miejscami zielone kolory i prawie nigdzie nie było ostrych krawędzi. Wszędzie
siedzieli uczniowie i gadali, najwyraźniej nie mając zamiaru iść spać. Paru
trzymało kubki pełne parujących napojów (Nikołaj nie miał pojęcia, skąd oni je
wzięli). To było najprzytulniejsze i najwygodniejsze miejsce, jakie Nikołaj
kiedykolwiek widział. Jednocześnie gdzieś z tyłu głowy czuł, że w Beauxbatons,
gdzie wszystko było zawsze czyste, proste i wyglądało jak nowe, takie miejsce
nie miałoby prawa istnieć, co tylko zwiększało jego miłość do niego.
- Dormitoria
chłopców są za tamtymi drzwiami – Summer wskazała jedne z okrągłych drzwi po
drugiej stronie pokoju, na których wisiała tabliczka z symbolicznym mężczyzną.
Pod spodem ktoś przyczepił kartkę z (całkiem profesjonalnie) narysowanym węglem
przystojnym wikingiem bez koszulki, która by zakrywała jego sześciopak. – Dziewczyny
śpią obok. Decyzję co do ciebie zostawię Robertowi i Anie. Życzę... dobrej
nocy.
Mrugnęła do niego
i ruszyła do pokojów dziewczyn. Na drzwiach prowadzących do nich nie było
żadnej pięknej, seksownej dziewczyny.
Pytanie brzmiało:
Czy to dziewczyna była artystką i pokarała chłopaków wikingiem, czy to chłopak nim
był i za karę nie dał dziewczynom ich własnego rysunku.
- Czekaj, jaką
decyzję?! – zdziwił się Nikołaj, podbiegając do dziewczyny, która zarzuciła
włosami i powiedziała:
- Dowiesz się lub
nie, gdy już ją podejmiemy. Dobranoc.
Uśmiechnęła się
podobnie, jak Farai, gdy ma jakiś pomysł.
Nikołaj został
sam.
Rozejrzał się.
Puchoni najwyraźniej nie planowali iść w ciągu najbliższej godziny spać.
Hej, cieszę się, że się odnajdujesz – usłyszał głos w
swojej głowie.
Odwrócił się w
sam raz, by zobaczyć Asklepiose.
Puchoni są najlepsi w wprowadzaniu pierwszoroczniaków
–
oznajmiła dziewczyna. – Gryfoni i
Ślizgoni zostawiają ich prawie samych sobie. Krukoni robią pierwszego dnia
wycieczkę dookoła szkoły. A Puchoni pomagają im się jeszcze poznać. W
pierwszych dniach prefekci zawsze mają najwięcej pracy.
Oni zawsze mają najwięcej pracy – stwierdził Nikołaj
z uśmiechem, choć ponownie zaczęło go coś swędzić wewnątrz głowy.
Chyba, że jesteś jak Farai i zamiast szkolnej drużyny
Quidditcha próbujesz stworzyć reprezentację kraju.
O co z nią chodzi? Wszyscy mówią o niej jak o
legendzie. W sensie widziałem jak gra, ale nie rozumiem.
Legendą zapewne zostanie. Od kiedy przejęła drużynę,
ani razu nie przegrali. Poza tym... chodzi pogłoska, że WW chciał ją zwerbować.
W te wakacje.
WW, czyli Wilson
Wild, był kapitanem reprezentacji Wielkiej Brytanii.
A chciał? – spytał Nikołaj z przejęciem, wiedząc,
że dziewczyna może mieć wszystkie informacje z pierwszej ręki.
Tak. Ale jak to się stało musisz wyciągnąć od niej
samej... o cholera.
W momencie, gdy
to powiedziała, przez drzwi wypadła wyjątkowo wkurzona Summer. Tabliczka z
dziewczynką w sukience walnęła w ścianę.
- Zabiję go! –
warknęła.
- Kogo? – zapytał
Nikołaj, choć coś mu mówiło, że lepiej, by się nie odzywał.
- JESZCZE NIE
WIEM! – odparła dziewczyna, nie patrząc na niego i przeciskając się między
ludźmi w kierunku wyjścia z pokoju. Po chwili znikła za beczkami, które dotoczyły
się na swoje miejsce.
Naprawdę nie wie. Ktoś jej podmienił bagaż ze
Springiem. Mógł być to on, Autumn, Winter albo Burn, z którym się wyjątkowo nie
lubią.
Burn... ten woźny? – zdziwił się albinos.
Tak, ale zajmuje się też rozsyłaniem bagaży. A ona mu
zalazła za skórę.
A ty wiesz, kto to zrobił?
Nie mam pojęcia. Lubię nie mieć. Ale niedługo się
dowiemy. Idź spać, Niki.
Białowłosy
pożegnał się z nią i poszedł wykonać jej polecenie, zastanawiając się, czemu
wszyscy każą mu spać.
Stanął przed
drzwiami i już miał pociągnąć za klamkę, gdy rysunek na drzwiach się ruszył.
- Niewiarygodne!
– odezwał się wiking męskim głosem, gładząc brodę. – Kolejny przystojny
mężczyzna postanowił dołączyć do najcudowniejszego domu na świecie!
Nikołaj obejrzał
się, bo nikt jeszcze nie nazwał go w życiu „przystojnym mężczyzną”.
- Och, do ciebie
mówię, kolego! Wyglądasz wyśmienicie! Uwielbiam twoje włosy! Cieszę się, że
będziesz tędy przechodzić codziennie, bym mógł nacieszyć tobą swoje spojrzenie.
- Słucham? –
zdziwił się chłopak.
- Brakowało mi
takiej nowej, starszej krwi! Wszystkich pozostałych mężczyzn już znam, a młodzi
mężczyznami jeszcze nie mogą być tak zwani! Dzięki tobie się raduję! Jesteś
cudowny!
Białowłosy miał
wprawę w wykrywaniu sarkazmu, a w entuzjastycznej wypowiedzi portretu nie
wykrył ani jednej takiej nuty, co go zaczęło przerażać.
- Eee...
dziękuję?
- Och, nie jesteś
przyzwyczajony, by przyjmować komplementy? – Wiking spojrzał na niego ze
współczuciem. – Puchoni zwykle tak mają. Jesteście wszyscy zbyt skromni. Każdy
czasem powinien usłyszeć o sobie coś miłego, miłego i prawdziwego zarazem.
Nikołaj czuł się
skołowany.
- Okeeej... jak
cię nazywać?
- Spytałeś o moje
imię! Jesteś strasznie miły! Jestem Wolf, miło mi cię poznać, Nikołaju!
Jakoś go nie
zdziwił fakt, że rysunek zna jego imię.
- W takim razie
chcę ci powiedzieć, że masz ładną brodę Wolfie. Dobranoc.
- Och! Już cię
lubię! Dobranoc, dobranoc, szepnę słówko o tobie prefektom!
*
Dowiedział się,
co to znaczy, dokładnie trzy godziny później.
- Dobra, Niki,
wstawaj – powiedział ktoś, stając nad jego łóżkiem.
Albinos usłyszał
głos od razu, bo nadal nie spał. Nigdy nie umiał zasnąć zaraz po położeniu się,
zwykle udawało mu się dopiero po kilku godzinach rozmyślania o tym, kiedy
wreszcie zaśnie.
Otworzył oczy. Otwarcie
ich nie sprawiło, że zobaczył coś więcej, niż przed chwilą. W panujących
dookoła ciemnościach nie był w stanie zauważyć zupełnie nic, albowiem
dormitoria Hufflepuffu znajdowały się pod ziemią i do pokoju nie wpadały nawet
promienie księżyca.
- Hej. Nikołaj.
Wstawaj – szepnął głos nad nim. Albinos przypomniał sobie, że należy on do
Roberta, który najwyraźniej też nic nie widział.
- Nie śpię –
szepnął, siadając.
- Serio? Super! W
takim razie wstawaj, idziemy.
- Wnoszę, że
jeszcze nie jest rano?
- Zacnie wnosisz.
Nikołaj pomacał
ciemność w okolicach swojej szafki nocnej, aż poczuł pod palcami znany dotyk
drewna różdżki.
- Lumos – powiedział niemal bezgłośnie.
W świetle ujrzał
twarz pochylającego się nad nim Roberta, który na głowie ponownie miał kaptur
szaty, ale spod niej wystawała mu piękna piżama w borsuki.
- Zgaś to! –
krzyknął na niego chłopak szeptem, rozglądając się na boki. Leżący na łóżku
obok ciemny chłopak przekręcił się z boku na bok.
- Nic nie widzę!
– odkrzyknął tak samo Nikołaj, gramoląc się z kołdry i przyciskając koniec
różdżki do prześcieradła, co lekko stłumiło światło.
- Obudzą się!
- I co z tego? –
wymamrotał białowłosy, szukając po omacku trampek, które zostawił przy łóżku.
- Zaczną pytać! –
syknął Robert, naciągając kaptur na twarz.
- To odpowiemy,
że nie wiem, gdzie jest toaleta – odparł Nikołaj, wciskając na stopę
fioletowego buta. Żółtego nigdzie nie było.
Robert wyjrzał na
niego zza kaptura.
- Ooo... to
mądre.
- Wiesz, dzięki.
Co do pytań, to też bym parę zadał – wyszeptał albinos, podnosząc różdżkę i
świecąc nią na podłogę.
- Szszszszszszsz!
Nie teraz. I włosy ci sterczą na wszystkie strony – dodał, widząc klękającego
kolegę w niebieskim świetle, w którym wyglądał jak duch.
Nikołaj wzruszył
ramionami i wcisnął żółtego buta na nogę.
Chłopcy ruszyli w
świetle różdżki do pokoju wspólnego, a następnie stanęli przed beczkami, które
przetoczyły się na boki, odsłaniając ciemny korytarz.
Robert przyłożył
palec do ust i wyszedł na palcach, a za nim ruszył Nikołaj, czując, jak pod wpływem
zimnego powietrza na zewnątrz włoski na całym ciele stają mu dęba.
Albinos był
raczej przyzwyczajony do wypraw nocnych, dlatego w Beauxbatons nie był zbyt
lubiany przez nauczycieli. Gdy przyłapywali go poza pokojem grozili mu obniżeniem
oceny końcowej, która i tak była tak niska, że nie miał jak liczyć na
jakiekolwiek nagrody na koniec roku.
Ocena końcowa w
Beauxbatons była średnią wszystkich ocen, również z zachowania. Jeżeli
przekraczała ona osiem, uczeń mógł liczyć na ulgi w kolejnym roku, które mógł
sam sobie wybrać. Dla takich osób przewidziane były do wyboru ekskluzywne łazienki,
możliwość zgłoszenia trzech nieprzygotowań do esejów lub kupowania produktów w
sklepiku szkolnym czy wycieczki szkolne, odbywające się w trakcie lekcji.
Nikołaj pamiętał,
że w pierwszej klasie, gdy miał około siedmiu lat, był bardzo zmotywowany do
zdobycia jak najwyższego wyniku. Problem polegał na tym, że Xawier postanowił
mu to uniemożliwić. Niszczył jego eseje, przestawiał zegarki czy skarżył
nauczycielom, że ten zrobił to, co tak naprawdę było winą innego ucznia. A
nauczyciele mu wierzyli, bo skoro zgłaszał, to niemożliwe, żeby kłamał. Więc pod
koniec pierwszej klasy albinos zyskał reputacje nieuka i rozrabiaki, a
interwencje jego rodziców nie pomogły. I to tylko dlatego, że miał dziwny kolor
skóry i urodę dziewczyny.
Kolejne lata były
gorsze, więc Nikołajowi przestało zależeć. Zamiast zdobywać wejście do cudownych
łazienek, włamywał się do nich nocami, tak samo jak do sklepiku – brał rzeczy i
zostawiał pieniądze.
W każdym razie
noc na korytarzu w zamku nie robiła na nim wrażenia.
Spodziewał się,
że Robert skręci w kierunku wyjścia do Sali Wejściowej, ten jednak wybrał przeciwny
kierunek. Beczki za nimi wróciły na swoje miejsce, gdy stanęli przed obrazem z
owocami.
Nikołaj spojrzał
na niskiego chłopaka oczekująco, a ten stanął na palcach i pogłaskał gruszkę,
co długowłosy uznawał za dziwne dopóty, dopóki nie zamieniła się ona w klamkę.
- Zapraszam –
poruszył wargami, otwierając obraz jak drzwi. Pomieszczenie za nim było jasne,
więc rzuciło długą poświatę w głąb korytarza, w której ciemno wybijały się
cienie obu chłopaków.
To była kuchnia,
pełna blatów, stołów, metrowych garów, suszonych mięs i warzyw zwieszających
się z sufitu, paru jaśniejących kominków i jeszcze większej ilości tych
ciemnych, pomiędzy którymi biegało parę skrzatów domowych poubieranych w poszewki
na poduszki oraz ludzkie ubrania.
Przy stole stojącym
obok ściany siedziała nad kubkiem kakao Summer i dyskutowała z Aaronem, tym
trochę emo kapitanem Quidditcha. Obok nich na stole siedziała Roszpunka, patrząc
się na wiszący czosnek i majtając nogami z kubkiem w ręku, na którym szumiały na
wietrze namalowane kwiaty. Ana, ledwo mieszcząca się w wąskim korytarzyku między
piekarnikami, ugniatała ręką ciasto i rozmawiała z stojącym na blacie skrzatem
w czapce świętego Mikołaja, który wskazywał jej coś w książce kucharskiej.
- Chochlik, już
myślałam, że zapomniałeś! – krzyknęła, gdy przejście się za nimi zamknęło.
- Ana, gadaliśmy
o tym pół godziny temu. Musiałem dobudzić Nikiego...
- Nie spałem...
- ...przekonać,
żeby przyszedł...
- Nie
oponowałem...
- ...i go tu po
ciemku przyprowadzić...
- Miałem zapaloną
różdżkę...
- ...także rozumiesz,
czemu się spóźniłem – dokończył Robert.
Ana spojrzała na
niego rozbawiona i wytarła tłuste od masła ręce w fartuch.
- Hej, jestem Ana
– przedstawiła się albinosowi.
- Wiem. Jestem
Nikołaj.
- Wiem –
roześmiała się, wracając do pracy.
- Nikołaj, włosy
ci sterczą – stwierdziła Summer, nawet na niego nie patrząc.
Robert podszedł
do stołu i usiadł obok Asklepiose, która popatrzyła mu w oczy, więc zapewne
zaczęli prowadzić rozmowę. Aaron wskazał krzesło obok siebie, na którym Nikołaj
szybko usiadł. Przed nim stał dzbanek, który wcześniej zasłaniała Asklepiose.
- Gorąca
czekolada – wyjaśnił czarnowłosy, odpowiadając na pytające spojrzenie Nikołaja.
- Robert ci nie
wytłumaczył, czemu tu jesteś? – spytała Summer retorycznie.
- Nie miałem
czasu! – odwrócił się do nich Chochlik.
- No dobrze –
dziewczyna westchnęła. – Jesteś tu, bo...
...cię lubimy – dokończyła za nią Asklepiose.
- ...do nas
pasujesz. Jesteś pierwszą osobą, którą zaprosiliśmy na nasz wieczór.
Nikołaj poczuł,
że coś go ściska w gardle.
- Zdałam się na nich,
bo cię wcześniej nie poznałam – powiedziała Ana, opierając się o stół. – I na
Wolfa, który wychwalał cię bardziej niż wszystkich. A to osiągnięcie.
- Na początku
byliśmy tylko ja, Chochlik i An – dodał Aaron. – Spotykaliśmy się tu na narady
władców – (tu narysował palcami cudzysłów w powietrzu.) - ...Hufflepuffu.
- Pewnego dnia
przyłapała nas Sam i Spring – ciągnęła Ana. - Chcieli ciastka. A potem przyszła
też Ask, bo czemu nie, skoro i tak o wszystkim wiedziała. Chcesz, też możesz
przychodzić. Skrzaty robią pyszną czekoladę. A ja dobrze gotuję.
Nikołaj nie
wiedział co powiedzieć. Jeszcze nigdy nikt w jego wieku nie zrobił dla niego
czegoś takiego.
- Merci... – od tego wszystkiego przeszedł
na francuski. - Dziękuję... ale... dlaczego?
- Dlaczego co?
- Dlaczego ja? –
spytał po chwili niepewności.
- Summer ma
słabość do francuzów, Aaron do albinosów, Ask do długowłosych, a Chochlik do
elfów – roześmiała się Ana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
JEDEN KOMENTARZ = JEDEN SZCZUR DLA GRZEGORZA
nie bądź obojętny na jego los