czwartek, 23 sierpnia 2018

Rozdział I. Express Hogwart


Acrux wiedział, że ludzie na świecie mają w cholerę dużo problemów, ale w momencie, gdy ojciec-ranny ptaszek budził go o godzinie 7:00, to uważał, że właśnie ten mężczyzna jest największym problemem całej ludzkości i należy go natychmiast zlikwidować poprzez szybkie i bezbolesne pozbawienie życia.
- ACRUX, WSTAWAJ, BO SIĘ SPÓŹNIMY NA POCIĄG! – wrzasnął James Syriusz Potter, wparowując do pokoju syna. Miał lekką nadwagę, typową dla mężczyzn w jego wielu nieprzywykłych do uprawiania sportów, czarny zarost i włosy spięte w niedbałego kucyka. Do tego sklejone w jednym miejscu czarne okulary. Wyglądał jakby bardzo podobała mu się hipsterska moda, co tylko podkreślała wymięta zielona flanelowa koszula poplamiona w paru miejscach farbą.

Acrux leżał dalej, mocniej zaciskając powieki, toteż jego ojciec podszedł do okna i odsłonił zasłony, które sprawiały, że pomieszczenie tkwiło w półmroku.
- MOJE OCZY! NIECH CIĘ ZJE KWINTOPED, IDŹ STĄD NA MERLINA I ZOSTAW MNIE W SPOKOJU, JA ŚPIĘ – wrzasnął Acrux, mając wrażenie, jakby właśnie oślepł, choć nawet nie otworzył oczu.
Tymczasem James już podszedł do łóżka i ściągnął z chłopaka kołdrę.
- Twoje krzyki świadczą o tym, że chyba jednak już nie śpisz.
- CO TY NIE POWIESZ, TATO? CZY TY KIEDYŚ SŁYSZAŁEŚ O DELIKATNYM BUDZENIU?!!! – krzyknął leżący na łóżku brunet, siadając gwałtownie. Jego włosy tylko potwierdzały przynależność do rodu Potterów – były w takim nieładzie, że wyglądały, jakby każdy kosmyk z osobna obrał własną drogę życiową. Na jednym policzku miał odciśnięty wzór pofałdowanej poduszki.
- Budzenia uczyłem się od twojej ciotki Sharon, więc... nie? – odparł mężczyzna, wzruszając ramionami.
- Dobranoc – wymamrotał Acrux, znów się kładąc i naciągając na siebie kołdrę.
- Wstawaj, bo tu wrócę – James wyszedł, ale zanim zamknął drzwi powiedział jeszcze: - Popraw włosy, bo wyglądają, jakby w wolnym czasie pracowały jako gniazdo.
Acrux ryknął z wściekłości w poduszkę i zacisnął powieki, choć nie miał nadziei na to, że znów zaśnie.
Z pokoju obok doleciały do niego krzyki młodszej siostry, poprzeplatane przekleństwami.
Ospałym gestem dotknął włosów. Jak zwykle w nocy się skróciły. Natychmiast lekko je wydłużył i siłą woli sprawił, że przestały być tak skołtunione, po czym ponownie poszedł spać.
*
- Cudownie. Jak zawsze się spóźnimy, Acrux. Zgadnij, czyja to wina – warknęła kobieta, która uważała się za jego matkę, choć z wyglądu z pewnością jej nie przypominała. Mogła być jego starszą siostrą z tymi swoimi długimi, czarnymi jak smoła włosami, złotymi oczami i nieskalaną niczym urodą. Tak, metamorfomagia służy jej użytkownikom.
- Menkalinan? – spytał obojętnie, tylko po to by zdenerwować matkę, torującą sobie drogę wśród tłumu.
- Nie zwalaj niczego na siostrę. Co prawda, ona też spała za długo, ale była gotowa do wyjścia gdy ty zaczynałeś jeść śniadanie!
- Mamo, to tylko pociąg do Hogwartu – przewrócił oczami chłopak, przeciskając się przez tłumy mugoli, zgromadzonych na dworcu King Cross. – Najwyżej nas wieczorem teleportujesz do Hogsmeade, a ja będę mógł wrócić do domu i jeszcze pospać.
- Aline, kochanie, jeśli go teraz zabijesz będziemy mieć mnóstwo papierkowej roboty – powiedział James, widząc minę żony. Ciągnął oba kufry, co odbiło się na kolorze jego twarzy. Obok niego szła szybkim krokiem Menkalinan, która jako jedyna w rodzinie była blondynką, a jej nos zdobiły piegi oraz srebrne okulary w okrągłych oprawkach. Na nogach miała buty na grubej podeszwie z obcasem, co zawsze wyjątkowo wkurzało matkę, tak samo jak to, że różowa bluza z jej własnym rysunkiem kota mającym na sobie szalik Gryffindoru była według niej odpowiednim zastępstwem szaty szkolnej.
- Mamo, Merlin gdzieś zwiał – stwierdziła spokojnie.
- Jakby kogokolwiek to obchodziło – mruknęła matka. – Znajdziesz tego cholernego kota w Hogwarcie, Melman. Acrux, weź od ojca jeden kufer, bądź mężczyzną.
- Nie – odparł chłopak, jego włosy się wydłużyły, a twarz nabrała delikatniejszych rysów. Po chwili wyglądał jak dziewczyna.
- Weź tę skrzynię, leniu, albo zostawię ją w tym miejscu – zagroził James.
- Ale ja jestem delikatną kobietą.
- TO wiem – odparł ojciec, upuszczając jego kufer z hukiem. – Mugole się na ciebie gapią. Czekamy na peronie.
- Chcę ci tylko przypomnieć, Acrux, że twój kuzyn jedzie w tym roku do Hogwartu. I masz się nim zająć – dodała mimochodem matka.
Acrux otworzył szeroko oczy, sięgając po kufer.
- Mój kuzyn jedzie w tym roku do Hogwartu? Czy Chris nie ma przypadkiem roku? Ile ja spałem? – spytał.
Aline spiorunowała go wzrokiem.
- Brata ciotecznego. Nikołaja. Nie syna Lily. Nie mów, że go nie pamiętasz. Trudno nie pamiętać.
Chłopak ponownie wytrzeszczył oczy.
- CO? ON JEDZIE DO HOGWARTU!?
- Przecież ci mówiłam.
- KIEDY? POZA TYM... ON NIE JEST W MOIM WIEKU?! – krzyknął, upuszczając kufer, który nie rozwalił się chyba wyłącznie dzięki magii. Towarzyszył temu taki huk, że otaczający ich mugole zaczęli im się jawnie przyglądać (wcześniej robili to tylko ukradkiem, bowiem nawet gdy kufer nie naśladuje dźwiękiem bomby wodorowej, rzuca się w oczy. Wśród tych wszystkich nowoczesnych, kolorowych walizek, wyglądają one jak podwędzone z średniowiecza, jednak czarodzieje nadal ich używają ze względu na wysoką pakowność.)
Melman patrzyła na niego wzrokiem, którym on zwykle patrzył na nią – czyli jak na kogoś niedorozwiniętego.
- Mówi o tym od tygodnia. Nika dołącza do twojego rocznika, bo wujek Christo i ciocia Luiza stwierdzili, że tak będzie najlepiej. Podobno słabo się dogadywał z ludźmi w Beauxbatons, czy coś tam.
- Bo nikt normalny się z nimi nie dogaduje – wymamrotała Aline po francusku (wciąż zapominała, że jej dzieci też rozumieją ten język).
- Słuchaj, kochanie, przed chwilą narzekałaś na to, że się spóźnimy. I nie chcę cię martwić, ale właśnie to zrobiliśmy – powiedział James, wpatrując się w zegarek, jakby próbował wyczytać z niego inną godzinę niż wskazywał.
- TAK! NIE JEDZIEMY DO SZKOŁY!!! – krzyknął entuzjastycznie Acrux.
- Mamy jeszcze pół godziny – odpowiedziała kobieta spokojnie, choć z pewnym niesmakiem. Gdy zobaczyła pytające spojrzenie syna, który nadal wyglądał jak córka, które spokojnie można by nazwać zawiedzionym, dodała: - Przestawiłam wszystkie zegarki w domu, bo po tym, co się wydarzyło w zeszłym roku, wiedziałam, że nie ma szans byście nie musieli wskakiwać do odjeżdżającego pociągu, gdybyśmy przyszli tak jak zamierzaliśmy.
- CO – Acrux wyglądał na śmiertelnie oszukanego. Jego mina wyglądała, jakby chciał się rozpłakać i rozwalić wszystkie zegarki jednocześnie.
Menkalinan nie wyglądała na zdziwioną.
- Ta, widziałam jak przestawiałaś ten w salonie.
- To było o drugiej w nocy, Melman! – oburzyła się matka.
Dziewczynka wzruszyła ramionami.
Jakiś gruby mężczyzna z teczką przepchnął się przez środek ich grupki.
Aline odruchowo sięgnęła do kieszeni długiego płaszcza, przypominającego ten, który nosił Neo w  Matrixie.
- Nienawidzę takich ludzi – warknęła. – Zero przepraszam, nic.
- TO SAMO CHCIAŁEM POWIEDZIEĆ, MAMO. Odebrałaś mi pół godziny snu! – odwarknął Acrux, mijając matkę i idąc w kierunku jednej ze ścian pomiędzy peronem numer 9 i 10. Wyglądał na poważnie obrażonego.
- Nie zapomnij zmienić sobie twarzy, Acruxio, wydaje mi się, że nie chcesz żeby znajomi zobaczyli cię w takim stanie – mruknęła kobieta.
*
Acrux posłuchał matki mamrocząc parę przekleństw pod nosem. Po chwili wpadł przez ścianę na peron i jednocześnie na pewną jasnowłosą rodzinę. Jego rodzinę.
- Acrux! – ucieszyła się przepiękna kobieta o blond włosach, która zauważyła go jako pierwsza. Miała na sobie szarą, lnianą, elegancką sukienkę, która mocno opinała jej lekko już okrągły brzuch i kapelusz typowy dla czarownic tego samego koloru i z tego samego materiału. Z pewnością cały strój zaprojektowała sama. Natychmiast uściskała go i obejrzała.
- Cześć, ciociu Luizo – wymamrotał Acrux, uwalniając się z jej rąk i odgarniając szelmowskim gestem włosy.
- Och, nie widzialam cię od bardzo dawna! Chiba od poprzednich świąt! – powiedziała z francuskim akcentem. – Prawie się nie zmieniłeś! Nadal te sami zlote oczi? Nie przeszlo ci? Jesteś jak matka. Ona też nie potrafi się ich pozbyć.
Za plecami kobiety stał jej mąż, białowłosy mężczyzna. Prawie nie zmienił się od czasów szkolnych. Nadal był przystojny, choć w przeciwieństwie do żony zaczęły mu się robić już zmarszczki wokół oczu, a białe włosy byłyby miejscami siwe, gdyby nie fakt, że białe były zawsze. Uśmiechnął się szeroko, a błysk w jego oku mówił, że mimo wyglądu nadal do końca nie dorósł – że naprawdę spodobałaby mu się jakaś bitwa na jedzenie albo wsadzanie do dziurek od klucza gumy do żucia.
- Hej, Acrux, jak leci?
- Matka przestawiła nam zegarki w domu żebyśmy wstali – odburknął, aczkolwiek już patrzył na swojego kuzyna, który naprawdę przyciągał wzrok.
Aline, Matka Acruxa, zawsze mówiła, że chciałaby móc go kiedyś namalować. Ojciec nigdy nie powiedział tego na głos, ale Acrux czuł, że się z nią w głębi duszy zgadza. Chłopak nigdy nie rozumiał, o co im chodzi, ale teraz, gdy go zobaczył po długiej rozłące, poczuł natychmiastową chęć wyjęcia z kufra farb i pędzli i uwiecznienia go w tym miejscu, teraz. Mało go obchodziło to, że Niki jest jego kuzynem i zostałoby to odebrane co najmniej dziwnie.
Nikołaj był albinosem. Albinosem którego białe jak śnieg włosy opadały na plecy i które splecione były w niektórych miejscach w warkoczyki zakończone kolorowymi piórami. Ubrany był w zieloną koszulkę bez rękawów i podarte dżinsy, które kiedyś pewnie sięgały do ziemi, ale teraz obcięte na wysokość kolan, a na nogach miał trampki w dwóch innych kolorach – jeden żółty, drugi fioletowy. W pasie zawiązał czerwoną koszulę w kratkę. Najbardziej jednak rzucała się w oczy ilość talizmanów i amuletów, którymi chłopak był obwieszony. Najciekawsza w jego wyglądzie była jednak twarz. Urodę odziedziczył po matce, była więc wyjątkowo delikatna, nie wyglądał już jednak jak dziewczyna, jak gdy był młodszy. Raczej jak dwudziestopierwszowieczny elf szaman.
Acrux naprawdę nie rozumiał, czemu chłopak nie był akceptowany w Beauxbatons, które słynęło z zamiłowania do grzecznych chłopaków i dziewczyn, ubierających się w takie same mundurki, schludnych i idealnych. Naprawdę.
- Cześć. Miło cię znów widzieć – powiedział albinos. Jego głos był wyjątkowo spokojny i głęboki, choć nie niski.
Podał Acruxowi rękę, który szybko ją uścisnął, również się witając. Wyczuł między palcami parę pierścionków. Dziwnie się czuł w jego towarzystwie. On sam był bardziej normalny z wyglądu i, choć mógł z nim non stop eksperymentować, wolał zostawać raczej takim, jakim naprawdę był, może troszkę podrasowanym (no sześciopak i brak pryszczów to nie jest wiele, prawda?). Jego jedyną słabością metamorfomagiczną były oczy, które prawie zawsze robił na kolor złoty, ale w porównaniu do białowłosego to nie wyróżniał się z tłumu niczym, poza tym, że był nieziemsko przystojny, rzecz jasna.
- Acrux, tu jesteś! – powiedział James, podchodząc do grupki. – Hej, Luiza. Christo!
Mężczyźni powitali się bardzo męskim poklepaniem po plecach (czyli po prostu padli sobie w objęcia).
- Czyli Nikołaj wreszcie jedzie do Hogwartu? – spytał James. – Już zapomniałem jak to jest wysyłać dziecko pierwszy raz do szkoły.
- My też – odpowiedział z uśmiechem Christo. – Robimy to tylko po to, by sobie przypomnieć.
- Tak myślałem – powiedział Nikołaj, wsadzając ręce w kieszenie. Coś w jego ruchach mówiło, że zawsze był oazą spokoju, nawet teraz, gdy jechał do nowej szkoły. Acrux czuł się przy nim jak małpka na sterydach. – W końcu to był wasz pomysł. Jakbyście nie mogli poczekać aż bliźniaki będą mieć jedenaście lat.
- Najpierw muszą się urodzić. Nie wytrzymalibyśmy tak długo.
- Acrux, idź z Nikim, poszukajcie przedziału, dobrze? – poprosiła Aline.
- Jasne – odparł chłopak, podnosząc kufer. – Chodź, Nika, idziemy. Znajdziemy pozostałych.
- Pozostałych? – spytał albinos z uśmiechem. – Rozumiem, że nie przedział?
- Na sto procent mają już przedział. Poza tym, że niektórzy jeszcze nie przyszli. A tak serio, czemu się przenosisz? Znam wersję matki o niedogadywaniu się, ale wiem, że oficjalne wersje zwykle są mało prawdziwe.
- Czyli my też będziemy o tym gadać? – spytał białowłosy, podchodząc za Acruxem do najbliższego wagonu. Brunet wrzucił swój kufer z hukiem przez drzwi (kufer ten dość często doświadczał takiego traktowania, jak pewnie zauważyliście).
- Też? – zdziwił się, wskakując za bagażem.
- Chyba nie myślisz, że dorośli by nas odprawili gdyby nie chcieli o nas gadać? – odparł Niki, podając Acruxowi swój. Chłopak przyjął go ze stęknięciem i zmarszczył brwi.
- Nie mam pojęcia – wzruszył ramionami, gdy albinos wszedł za nim do pociągu. – Więc?
- Cóż  nie dogadywałem się z moimi rówieśnikami.
- Pewnie dlatego, że używałeś takich słów. Kto mówi rówieśnicy? Chyba ostatnio McGonagall coś wspomniała. Wiesz ile ona ma lat?
Nikołaj zignorował go.
- Ani z innymi uczniami. Ani z nauczycielami. Ani z rzeźbami na ścianach. Ani nawet z połową sów pocztowych.
- O co poszło?
- O mnie – powiedział biały, zaglądając do przedziału w poszukiwaniu znajomych twarzy. Nadal miał ręce w kieszeni, ale powiedział to takim tonem, że Acrux od razu wyobraził sobie jak ten wskazuje na siebie teatralnym gestem.
- O ciebie? – zapytał złotooki, idąc za nim i nie zawracając sobie głowy szukaniem kogokolwiek. Nie włożył obu rąk do kieszeni tylko dlatego że ciągnął za sobą bagaż.
- Przez pierwsze trzy roczniki miałem przerąbane, bo wszyscy śmiali się ze mnie, że jestem dziewczyną... nie, czekaj, to chyba jednak przez cały czas, oni z tego nie wyrośli. Poza tym jakoś na drugim roku taki Xawier postawił sobie za punkt honoru zniszczenie mi życia. Wiesz, takie głupie rzeczy jak zabieranie ubrań i chowanie ich po całym budynku. Nauczyciele przymykali na to oko, bo to ja byłem tym beznadziejnym w nauce i ciągle kłócącym się z nauczycielami – ogólnie tym gorszym. Zupełnie nie miałem żadnych wspólnych tematów z nikim. Bla, bla, bla. Czy moja historia życia była interesująca?
- Nie wyglądasz jak dziewczyna.
- Zapomniałeś dodać „już”. Znasz mnie całe życie, Acrux. A to oznacza, że doskonale pamiętasz, jak wyglądałem parę lat temu. Jak mnie zobaczyłeś raz to krzyknąłeś, że myślałeś, iż masz kuzyna.
- Czemy ty używasz takich słów jak „iż”? Nie będę się śmiać z twojego wyglądu, tylko ze sposobu wysławiania się.
- Wysławiania się? Nawet ja tak nie mówię.
- Widzisz, to zaraźliwe!
Nikołaj ciągle sprawdzał nowe przedziały. Kufer Acruxa wydawał głośne stukoty, zwłaszcza w przerwach między wagonami.
Nagle białowłosy zobaczył przebiegającego pod ścianą małego pająka.
- Pająk przed południem! - ucieszył się jak mały chłopiec. Był pełen dziwnych kontrastów. Zachowywał się spokojniej niż większość dorosłych i cieszył się tak niewinnie jak dzieci. – Będziemy mieć szczęście, Acrux. W każdym razie rodzice przenieśli mnie do Hogwartu. Po angielsku i tak umiem mówić, a tu jest najwięcej osób, które znam. Mi jakoś Beauxbatons nie przeszkadzało, przyzwyczaiłem się, ale matka się uparła.
- Czemu nie do Durmastrangu? Tam też kogoś znasz, nie? O co chodzi z tym pająkiem?
- Bo nie lubię Bułgarskiego. Francuski i Angielski lepiej brzmią. Zobaczenie pająka przed południem przynosi szczęście, nie wiedziałeś?
Acrux spojrzał na niego polemicznie, po czym powiedział, jakby nagle sobie to przypomniał:
- Ej, ale to oznacza, że będziesz przydzielany do domu na szóstym roku!
- Chyba ich znalazłem – odpowiedział Nikołaj, nie chcąc wchodzić w dyskusję na temat tego, że z góry przedstawią go całej szkole jako „tego nowego”.
Chłopcy weszli do przedziału.
Były w nim na razie trzy osoby – piegowaty chłopak o kasztanowych włosach i dwóch różnych kolorach oczu, zielonowłosa dziewczyna z mnóstwem kolczyków i czarna jak smoła postać, która natychmiast rzuciła się na Nikołaja.
- Haha! Mówiłam, że kobiety nie przekonasz! Mówiłam, że twoja matka się uprze! - krzyknęła dziewczyna, a burza jej czarnych włosów na chwilę zasłoniła mu całą wizję. Nie była lekka, więc albinos prawie się przewrócił, ale szybko złapał równowagę i również ją objął z uśmiechem. Była miękka i jak zawsze pachniała, jakby właśnie zeszła z miotły – czystym i świeżym powietrzem oraz smarem do czyszczenia rączki.
- Hej, Farai. Tak, moja matka wygrała. Napisałem ci o tym w liście. Cześć, Thor – dodał, patrząc na chłopaka o kasztanowych lokach, który już włożył białą koszulę i właśnie wiązał niebiesko-czarny krawat. Na nogach wciąż jednak miał hawajskie spodnie w hibiskusy i sportowe buty nike.
- Hej – odparł chłopak, wyraźnie skupiony na tym, co robił.
Dziewczyna wypuściła albinosa z objęć i zaczęła szukać stopą klapka, który spadł jej ze stopy, gdy postanowiła na niego skoczyć. Biały, za wielki T-shirt z napisem „Kiedyś byłam aniołem, ale życie podcięło mi skrzydła, więc wsiadłam na miotłę” poza tym, że podkreślał afrykański kolor jej skóry, to jeszcze dodatkowo opisywał charakter dziewczyny. Szorty były prawie w całości zakryte przez bluzkę. Dziewczyna była wysoka, ale nie bardzo chuda.
- Jasne – przewróciła oczami. – Sowa jeszcze nie doleciała, najwyraźniej.
Spojrzała wkurzona na chłopaka z mnóstwem piegów, który wzruszył ramionami, jakby nie miał pojęcia, co się stało z wiadomością.
Acrux przywitał się z rodzeństwem, po czym stanął przed zielonowłosą i się w nią zamienił. Dosłownie.
Dziewczyna uśmiechnęła się. Miała koci uśmiech, który sprawiał wrażenie, jakby wiedziała, kiedy dokładnie świat się skończy. Najwyraźniej to, co Potter zrobił, niezbyt ją zdziwiło. Ona zrobiła do samo. Zamieniła się w Acruxa.
Nikołaj zamrugał zdziwiony, ale ta sytuacja nie wytrąciła go z wewnętrznej równowagi.
- Oni tak zawsze?
Dziewczyna, będąca teraz Acruxem, pocałowała swój biceps, który był dobrze widoczny spod jej czarnej, obcisłej koszulki z trupią czaszką. Pod spodem nadal miała odblaskowo-zielony stanik sportowy, co wyglądało komicznie.
- Ach, jestem taki przystojny – powiedziała zjadliwie. – Szkoda tylko, że jedynie gdy używam do tego mojej mocy.
- Ach, jestem taka niska – odparł czarnowłosy, który rzeczywiście tonął w swoich ubraniach, gdy przybrał jej postać. – Szkoda tylko, że taka jestem też w rzeczywistości.
Acrux trzepnął dziewczynę po krótkich, zielonych włosach, wygolonych po bokach. Znaczy się dziewczyna pod postacią Acruxa trzepnęła Acruxa pod postacią dziewczyny.
- Jaki ty Potter jesteś wkurzający, serio – powiedziała, wracając do swojej normalnej postaci. Jej oczy błysnęły dziko. Naprawdę przypominała kota.
- Jaka ty Lupin jesteś wkurzająca, serio.
W tym momencie zielonowłosa wpiła się w usta owego wkurzającego Pottera, który stanął jak zamurowany, niemal w trakcie przemiany powrotnej. Nikołaj widział jego walkę wewnętrzną odnośnie tego, jak ma się zachować. Po chwili oddał jej pocałunek z taką samą pasją. Najwyraźniej nie był to pierwszy raz, kiedy to robił.
- Tęskniłam za tobą – odezwała się dziewczyna, gdy przestali. – Jesteś idiotą, ale za tobą tęskniłam w cholerę.
Acrux dopiero teraz stanął mrugając jak głupek. Gdy skończyła się część, którą znał dość dobrze (całował się bowiem z wieloma dziewczynami), nie miał pojęcia, co zrobić. Abra nigdy wcześniej nie okazywała wobec niego takich uczuć. Zawsze byli przyjaciółmi. W sensie... zawsze mu się podobała, ale mimo wszystko...
- Nie wiedziałem, że masz dziewczynę – zdziwił się białowłosy z uśmiechem, przerywając ciszę.
- Ja też tego nie wiedziałem – wymamrotał Acrux.
- Bo nie ma – stwierdziła dziewczyna. – Aczkolwiek wygląda na to, że właśnie to zmieniłam.
- Ale... – odezwał się brunet, przypominając sobie o tym co się właśnie wydarzyło. – Co... Jak...
- Ale my się chyba nie znamy, prawda? – zapytała dziewczyna, ignorując wypowiedź bruneta i stając przed Nikołajem. Rzeczywiście była niska. Sięgała mu do podbródka.
- Tak właściwie to się kiedyś widzieliśmy, ale mieliśmy po dwa lata.
Dziewczyna uniosła brew.
- Fascynujące. Jestem Abra.
- ...Kadabra – parsknęła Farai.
Została spiorunowana spojrzeniem.
- Mam rodziców idiotów, bardzo przepraszam.
- Czyli na drugie masz Kadabra? – zaśmiał się albinos.
- Tak. Mój starszy brat to Wingardium Leviosa, a młodszy Hokus Pokus. Problem?
Kufer Acruxa wleciał z hukiem na półkę, nie będąc pewnym, czy polecenie dotyczyło jego, ale woląc je jednak wykonać. Zielonowłosa była typem osoby, której polecenia lepiej wykonywać.
- Nikołaj – przedstawił się szybko, widząc jej spojrzenie. Tak, przypominała kota, ale takiego dzikiego, który w genach miał także węża. Jej oczy miały lekko pionowe źrenice, co widziało się dopiero, gdy się w nie spojrzało. Z pewnością było to zamierzone.
- A, bo ty jesteś chłopakiem? Rozumiem. Wybacz pomyłkę – uśmiechnęła się drwiąco.
Farai wytłumaczyła szybko:
- Ona tak zawsze, musisz się przyzwyczaić. Poza tym, że po wszystkich jedzie, można z nią żyć.
- Masz na myśli przyzwyczaić się? Tak, to umiem - westchnął. - Salalvatorze Smilenice, jesteś tu jedyny ogarnięty, gdzie są wasi rodzice?
Farai usiadła na kanapie i wyprostowała nogi w kolorze hebanu.
- Znając mamę, pewnie już znalazła twoich - odparła.
- Dobra, to ja się idę pożegnać – stwierdził białowłosy, wzruszając ramionami. – Kiedyś będę musiał wysłuchać ich wykładu.
- Spoko, idę z tobą – powiedziała Farai, sięgając po zwisający z półki na bagaże krawat w czerwono-złote paski. Zawiązała go sobie na szyi w kokardę. Widząc zdumione spojrzenie Nikołaja, wytłumaczyła:
- Mama kazała nam się przebrać w mundurki.
Salvatore przewrócił dwukolorowymi oczami. Jedno z nich miało wyjątkowo niebieski kolor, a drugie zielony.
- Powiedziała przebrać się – mruknął, wychodząc za nimi z przedziału. – A nie zawiązać krawat na szyi i udawać, że tak wyglądają szaty odświętne. Już sam fakt, że nie musimy ich nosić na co dzień w szkole świadczy o tym, że powinniśmy je szanować, gdy już je mamy na sobie.
- Powiedział wszechwiedzący Salv, wciąż mając na sobie gatki w hibiskusy – odgryzła się czarna.
Piegowaty spojrzał na swoje nogi, również piegowate, ale zamiast się obrazić, tylko się roześmiał.
- I tak jestem w większym stopniu przebrany niż ty!
- Masz rację, jesteś w większym stopniu komiczny! Poza tym mama mówiła, żebyśmy się przebrali, póki nikogo nie ma, a teraz to i tak nie ma sensu!
Chłopak westchnął.
Nikołaj szedł obok nich i przyglądał się ich rozmowie. Ta dwójka zachowuje się jakby byli naprawdę rodzeństwem, choć w rzeczywistości nie trudno było zgadnąć, że Farai jest adoptowana. Nawet jeśli rodzina Smilenice’ów rzeczywiście jest z Włoch, to jednak tak czarną skórę mają osoby tylko w tych częściach Afryki, w których biały człowiek pojawia się tak rzadko i na tyle krótko, że nie ma szansy spłodzić dzieci. Z pojawieniem się Farai w rodzinie wiązała się pewna historia. Niestety nikt mu jej nigdy nie powiedział.
Nikołaj spojrzał na czarnoskórą.
Dziewczyna wyskoczyła z pociągu, a za nią jej brat. Oboje byli bardzo wysocy, Thor jednak trochę przewyższał siostrę. Nikołaj dziwnie się przy nich czuł – ledwo dorównywał wzrostem Farai. A jednak czuł się przy nich dużo lepiej, niż w swojej poprzedniej szkole. Może jego matka miała rację?
*
Acrux został sam na sam z Abrą w przedziale.
Czuł się co najmniej dziwnie, a jego usta nadal lekko mrowiły i błyszczały się od śliny.
Abra była jego najlepszą przyjaciółką niemal od zawsze. Oboje odziedziczyli niesamowite zdolności metamorfomagiczne i na początku znajomości dlatego właśnie tyle czasu spędzali razem, ucząc się od siebie wzajemnie. Potem to się zmieniło, zostali przyjaciółmi nie tylko przez wgląd na to, co im obu nie sprawiało już żadnego problemu. Nie wszyscy wiedzieli, że aż tyle czasu spędzają ze sobą – czasami jedno z nich zamieniało się w innego ucznia Hogwartu – ale łączyło ich naprawdę dużo. Mimo, że Abra była wyjątkowo wredna i zapatrzona w siebie. Acruxowi to nie przeszkadzało – on sam był w cholerę leniwy i... no, tak właściwie, to też egocentryczny. Razem uwielbiali jechać po ludziach i narzekać na życie i właśnie to było tym spójnikiem między nimi. To podejście było tym „i”, które stawiali inni ludzie między nimi.
Abra i Acrux.
To zawsze dobrze brzmiało. Chłopak zaczął to dostrzegać już rok temu, na równi z tym, że Abra też jest dziewczyną i to całkiem ładną, na swój własny sposób. Tak właściwie to na każdy sposób, nie każdy wśród przodków miał Willę. Po prostu dziewczyna zaczęła mu się podobać. Ale ponieważ wciąż umawiała się z prawie każdym chłopakiem w Hogwarcie na raz to myślał, że to uczucie jednostronne i minie (sam też się umawiał z dziewczynami, żeby nie było, że coś się u niego zmieniło i żeby Abra nie zaczęła nic podejrzewać, bo to mogłoby zniszczyć ich przyjaźń, a tego Acrux nie chciał).
Nie miał pojęcia, że dziewczyna robiła to samo. I że ona robiła to od dwóch lat.
I nagle dzisiejszy pocałunek wszystko zmienił.
- Ab... jak... ale... - znów starał się coś powiedzieć, ale nie wyszło.
- No? – spytała dziewczyna, jakby nie rozumiała, o co mu chodzi. Lekko uniesiony kącik ust jednak przeczył jej słowom.
- Skąd ty... w sensie... argh.
- Nie mam pojęcia o co ci chodzi – stwierdziła dziewczyna, patrząc na swoje zielono-srebrne paznokcie w kolorach jej szkolnego domu. – Postaraj się wysłowić, Potter. I przestań udawać pirata.
- Abra! – krzyknął bezsilnie brunet. – Skąd ty wiedziałaś?
- O czym? – uniosła brwi.
- Ja nie mogę.
- Ja też. Rzecz jasna zrozumieć, o co ci chodzi. Chciałabym być Asklepiose.
Acrux natychmiast zrozumiał aluzję.
- ASKLEPIOSE! – krzyknął, wcale nie symbolicznie waląc się dłonią po czole. - Jestem idiotą.
- Jesteś – Abra przysunęła się do niego. Pachniała mocnym dezodorantem. Złapała jego twarz w dłonie i stanęła na palcach, by jej wargi znalazły się bliżej jego warg. – Ogromnym idiotą, tak dokładniej – dodała szeptem.
Tak jak Acrux, dziewczyna całowała cudownie. W ogóle była cudowna. Potter dość często wyobrażał sobie ich pierwszy pocałunek. Zapominał się nawet przy Asklepiose, choć wiedział, że dziewczyna się dowie. Tak właściwie mało było rzeczy, których nie wiedziała. Tylko doskonali oklumenci byli w stanie się przeciwstawić jej umysłowi.
- Co musiałaś zrobić, by się dowiedzieć? – spytał cicho w jej ucho.
- Ma u mnie zapas tylu czekoladowych żab, ile zechce, do końca tego roku. U nas – poprawiła się, również szepcząc. – No, ale trzeba pożegnać rodziców. Co ty na to, by przypadkiem przemilczeć tę kwestię?
*
Grupka rodziców znacznie się powiększyła, nie tylko o rodziców.
Obok taty Acruxa stał teraz wysoki, przystojny i umięśniony blondyn, uśmiechający się od ucha do ucha i ściskający swoją żonę, również blondynkę. Kobieta jednak, w przeciwieństwie do matki Nikołaja, nie miała idealnej figury (chyba, że jest nią kula), a jej włosy stanowiły istną burzę loków. Również się uśmiechała.
Nikołaj spojrzał na swoją matkę i ojca. Przyjrzał się brzuchowi mamy – mylił się, jego matka nie miała idealnej talii, ale nie miało to związku z nadmiarem tłuszczu, a nadmiarem chęci posiadania kolejnego dziecka.
A raczej dzieci. Dwójki.
Obok pary blondynów na kufrze siedział chłopak. Acrux znał słowo obiektywny i w zgodzie z nim mógł powiedzieć, że był on wyjątkowo przystojny. Wyglądał jak młodsza wersja własnego ojca, ale jednocześnie przypominał poniekąd matkę. Miał wysokie kości policzkowe i niebieskie oczy. Dżinsy, niebieska koszula w czarną kratkę i trampki z tym samym wzorem były idealnie wyprasowane i dopasowane. Wyglądał na brytyjskiego chłopaka z bogatej rodziny, kulturalnego, dobrze wychowanego i idealnego.
W ręku trzymał wielki zeszyt (również w kratkę) i przypatrywał się intensywne czemuś, co się w nim znajdowało, o czym świadczyły zmarszczone brwi i lekko wysunięty język. Za uchem brunet dostrzegł niebieski ołówek (jego kolor nie mógł być przypadkiem), który szybko został stamtąd zabrany i teraz wybijał równy rytm na kartce.
Obok niego stali Salv, Farai i Nikołaj, rozmawiając głośno. Chłopak najwyraźniej nie zwracał na nich uwagi.
- Hej! – krzyknęła Abra, podchodząc do grupki. – Rozumiem, że nasz kolega znów nad czymś pracuje i nie ignoruje mnie tylko dlatego, że nie odpisałam na jego poprzedni list?
Blondyn nawet nie podniósł głowy, zbyt zajęty stukaniem ołówkiem o kartkę.
- Czyli pracuje – stwierdziła dziewczyna.
- Cóż, to taki trudny los geniusza – westchnął Salv i spojrzał na blondyna z udawanym smutkiem. – Nie rozumiem, czemu go jeszcze tolerujemy.
- Bo jestem twoim najlepszym przyjacielem, czy tego chcesz, czy nie – odparł entuzjastycznie chłopak, nagle unosząc głowę i patrząc na kasztanowłosego. Zatrzasnął zeszyt, który wydał pusty dźwięk uderzających o siebie kartek papieru. – Muszę to na chwilę zostawić, żeby potem mieć świeższe spojrzenie. O czym mówiliście, bo was nie słuchałem?
- O tobie i tym, że jesteś wkurzający – stwierdziła Farai.
- Nie, na pewno nie, jestem za cudowny na takie traktowanie.
- Mówię serio. Przedstawiałam cię Nikołajowi – wskazała na białowłosego, który uśmiechnął się.
Blondyn zbadał go spojrzeniem.
- Ale ja go przecież znam – orzekł po chwili.
- Dawno się nie widzieliście.
- Jeżeli tak, to cześć, Nikołaj, jestem Caspian, jeśli mnie nie pamiętasz. – Wstał z kufra i wyciągnął rękę w kierunku albinosa, który przyjął ją i powiedział:
- Właśnie im tłumaczyłem, że też cię pamiętam. Ale najwyraźniej bardzo chcieli opowiedzieć o tobie. Niezbyt miłe rzeczy, tak na marginesie.
Nikołaj zdziwił się, gdy przyjął jego dłoń. Był prawie pewny, że będzie gładka i zadbana o długoch palcach stworzonych do gry na pianinie, jak dłoń często traktowana kremem nawilżającym, tak bowiem sugerował wygląd chłopaka, jednak w trakcie uścisku, który był bardzo mocny, białowłosy wyczuł mnóstwo małych blizn, zgrubień i ranek pod palcami. O taką dłoń mógłby podejrzewać jakiegoś macho, co w wolnym czasie nawala pięściami w metalowe słupy, a nie takiego (bądźmy ze sobą szczerzy) lalusia.
- Nie rozumiem ich. Są jedynymi osobami w szkole, które nie mają mnie za ideał.
- Jeszcze Asklepiose – dodała Farai. – Ale ona nigdy nikogo nie będzie mieć za ideał. Także musisz się pogodzić z tym, że twoim przyjaciele cię lubią najmniej ze wszystkich.
- Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że twoja wypowiedź trochę mija się z sensem. Ponieważ doskonale wiecie, że po poznaniu bliżej jeszcze zyskuję – obruszył się Caspian, obrzucając ją swoim olśniewającym uśmiechem nr. 7 i schylając się, by podnieść leżącą obok kufra czarną torbę przez ramię.
Nikołaj uniósł brwi. Owszem, pamiętał Caspiana, ale ostatnio widzieli się jakieś pięć czy nawet sześć lat temu. I wtedy chłopak wyglądał troszeczkę inaczej. A raczej zachowywał się. Zapamiętał go w luźnych, dziurawych ogrodniczkach poplamionych białą farbą i z za wielkim pasem na narzędzia, uśmiechniętego od ucha do ucha. Może fakt, że widział go w wakacje dodatkowo zmieniał jego punkt widzenia. Teraz blondyn przypominał mu Xawiera z Beauxbatons, narcystycznego dupka, za którym nie za bardzo przepadał.
- Dobra, ja muszę znaleźć moich rodziców – stwierdziła znienacka Abra. – Hokus jest pierwszoroczniakiem. Muszę wysłuchać ich odkrywczego wykładu o opiekowaniu się nim. Jakby naprawdę wierzyli, że trafi ze mną do Slytherinu. A poza tym chyba nie myślą, że będę się nim zajmować w przerwach. Mam ważniejsze rzeczy do roboty.
- Idź już i przestań narzekać – warknęła Farai. – Jeszcze ktoś pomyśli, że jesteś wredną dzidą, której nic nie obchodzi.
- Przepraszamy za spóźnienie – usłyszeli głos od strony dorosłych, który przerwał ciszę. Abra odeszła mamrocząc coś pod nosem. – Musiałam zamienić słówko z panią Hudson.
Niespodziewanie do grupki dołączyli rodzice Salvatore’a i Farai. Nikt nie miał najmniejszych wątpliwości, że to oni. Kobieta była marchewkoworuda, miała piegi na całym ciele i oczy dwóch różnych kolorów, a mężczyzna z brązowymi lokami i dwudniowym zarostem o włoskiej urodzie przewyższał prawie wszystkich w okolicy, choć jego posturę można było nazwać tylko dwoma słowami – wyjątkowo chudy. Salv stanowił idealną mieszankę ich obu.
- Z kim? – zdziwił się tata Acruxa.
- Z panią, która rozwozi słodycze w trakcie podróży do Hogwartu – odparła pani Smilenice. – Pani Hudson.
- Jak ta z Sherlocka Holmesa? – dopytał ojciec Caspiana. – I my o tym nie wiedzieliśmy przez całe nasze życie?
- Może wy. Ja z Willem wdałam się z nią w miłą rozmowę na trzecim roku.
Farai podeszła do matki.
- Czemu rozmawiałaś z panią Hudson? – spytała. Ona i Salvatore niemal od zawsze wiedzieli, że tak się nazywa, jej rodzice już wcześniej im powiedzieli.
- Far, kazałam wam się przebrać w mundurki – oburzyła się kobieta. – A nie zawiązać krawat jak kokardę i udawać że tak to powinno wyglądać!
- To samo jej powiedziałem – stwierdził Salv pod nosem tonem przywodzącym na myśl „a nie mówiłem”.
- Powiedział chłopak w spodniach w hibiskusy – mruknęła jego matka, mierząc go spojrzeniem.
*
Hogwart Express ruszył ociężale po torach. W ośmioosobowym przedziale trzy miejsca nie były zajęte, mimo, że znajdowało się w nim sześć osób. Abra bowiem wybrała sobie miejsce na kolanach Acruxa.
- Gdzie jest Ask? – spytał Salv, rozglądając się.
- Dopiero teraz zdałeś sobie sprawę, że jej nie ma? – spytała sarkastycznie Farai. – Masz spostrzegawczość sowy, doprawdy – dodała z tajemniczym uśmieszkiem.
- Sowy mają bardzo dobry wzrok.
- Widzisz nawet wśród nich byłbyś niedorozwinięty.
Kasztanowłosy spiorunował ją spojrzeniem. Na każdym innym ten wzrok z pewnością zrobiłby duże wrażenie, jednak czarnoskóra dorastała z nim od niemowlaka i była przyzwyczajona. Poza tym to spojrzenie Sharon Smilenice znane było ze swojej mocy, a ona była ich matką. Z tego powodu pewnie nie istniała na świcie osoba, która mogłaby wywołać dyskomfort u Farai, patrząc na nią.
Po chwili Salv przeniósł spojrzenie dwukolorowych oczu na Caspiana, który ponownie coś robił ze swoim zeszytem w kratkę. Nie było to z pewnością rysowaniem, wyglądał, jakby starał się zrobić z kartki origami, nie wyrywając jej. Wyglądał na zbyt zajętego swoją czynnością, by zobaczyć choćby najnowszą wystawę w magicznych dowcipach Wesley’ów (która składała się głównie z fajerwerków), jednak mruknął:
- Na mnie się nie patrz.
Salv westchnął.
- Kim jest Asklepiose? – spytał Nikołaj po chwili milczenia, wypełnionego bezgłośnym pojedynkiem Acruxa i Abry na języki.
- Naszą przyjaciółką – odparł Salvatore, wstając, by sięgnąć do plecaka i starając się nie patrzeć na Ślizgonkę i Gryfona. Kolor włosów Abry zmieniał się jak w tęczy, a Acrux nie pozostawał jej dłużny, bo piegi, które pojawiły się w ilościach masowych na jego twarzy migrowały jak bociany na zimę.
- Domyśliłem się – odparł chłopak, bezwiednie bawiąc się jedną z dłuższych, zakończonych koralikiem bransoletek.
- Co wy wszyscy tacy domyślni dzisiaj? Dobra, w każdym razie Asklepiose jest... oryginalna.
- Och, daj spokój z tymi swoimi dyplomatycznymi kwestiami – ziewnęła Farai i przeciągnęła się. – Asklepiose jest wyjątkowo dziwna. Nie tylko pod względem wyglądu. Urodziła się niemową, ale w zamian za to ten ktoś czy tam ktosiowie na górze obdarzył ją mega mocną głową.
- Co nie znaczy, że się nie upija alkoholem – wtrącił Salv, grzebiąc w plecaku. Nikołaj dostrzegł tam głównie książki.
- Skąd wiesz? Widziałeś kiedyś jak piła? – zaczęła się kłócić dziewczyna.
- Nie i nie mam zamiaru. W każdym razie jest wyjątkowo potężną leglimentką.
- Jest takie słowo? – dogryzła mu siostra.
- Włada mocą leglimencji! – zdenerwował się piegowaty. – Jest leglimentką!
Farai nachyliła się do Nikołaja i szepnęła mu do ucha tak cicho, że maszynista pociągu zapewne ją usłyszał:
- TO ZNACZY, ŻE CZYTA W MYŚLACH, JAKBYŚ NIE ZROZUMIAŁ JEGO GLĘDZENIA.
Thor jedynie spojrzał na nią ze współczuciem i wyjął jakieś zawiniątko z folii aluminiowej z plecaka.
- To, że ty jesteś głucha, nie znaczy, że on też.
- Moja głuchota to działanie obronne mojego organizmu na twoje kazania.
- Twoja głupota? – dopytał jej brat.
- O, twój organizm zaczął się chronić przed sobą samym.
Nikołaj siedział z boku i przyglądał się im, jednak myślami był gdzie indziej. Kłótnia rodzeństwa trwała jeszcze chwilę, dopóki Thor nie wgryzł się w kanapkę (która okazała się być zawartością zawiniątka) i nie krzyknął z obrzydzeniem:
- O fuuu.
Z trudem powstrzymał się od wyplucia kęsa, który wziął.
- To pewne moje – uśmiechnęła się Farai, wyjmując mu ją z ręki. – Możliwe, że twoja głuchota działa trochę upośledzenie, mówiłam ci, że pakuję moje rzeczy do ciebie, bo nie chce mi się nosić.
Salv był zbyt zajęty próbą zdjęcia z języka smaku ketchupu bananowego, by się odgryźć, aczkolwiek posłał jej spojrzenie mówiące, że nawet nie chce mu się jej  poprawiać.
- Boże, ty nadal jesz te obrzydliwe kanapki? – spytała Abra, odrywając się od Acruxa.
- Nie wiem, o co ci chodzi – odparła czarnoskóra. – Ketchup bananowy jest zajebisty.
Zielonowłosa tylko skrzywiła się z pogardą.
- Idę poszukać Asklepiose – stwierdził znienacka Caspian, wstając. Jego zeszyt wyglądał, jakby przebiegło po nim stado wyjątkowo wkurzonych centaurów. – Reparo – mruknął w kierunku kartek, które zaczęły się sklejać.
Wszyscy odwrócili się w jego kierunku, bo zapomnieli, że wciąż jest w przedziale (do dochodzących z jego strony urywanych przekleństw byli tak przyzwyczajeni, że nie zwracali na to uwagi).
- A ja nie. Jak będzie chciała, sama nas znajdzie, a mi osobiście trochę nie chce się gadać z Elizabeth, bo ona pewnie siedzi z nią – mruknęła Farai,
- Co ty masz  do Elizabeth? – spytał nieco zbyt agresywnie Salv. – Co ona ci zrobiła? Jest miła, zabawna, oczytana... i ogólnie fajnie się z nią gada! O co ci cho...?
- Zamknij się, kochasiu, wiem, że ci się podoba od jakiś pięciu lat – przerwała mu Farai obojętnie.
Caspian opadł na siedzenie.
- Wcale nie – zaprzeczył automatycznie piegowaty, rumieniąc się. – A nawet jeśli – dodał tonem mówiącym, że takowe „jeśli” nie ma prawa istnieć – To czemu nie chcesz z nią gadać? Bo jest mądrzejsza?
Farai obrzuciła go pogardliwym spojrzeniem.
- Wcale nie! – przedrzeźniła go nieco zbyt histerycznie, po czym dodała z politowaniem: - Poza tym to, że jest z tobą w tym twoim świetnym Ravenclaw nie znaczy, że jest mądra ani inteligentna. Równie dobrze może znaczyć, że nie jest ani odważna, ani ambitna, ani lojalna! Że nigdzie nie pasuje!
- Wtedy by trafiła do Hufflepuffu – sprzeciwiła się Abra, odrywając od Acruxa.
- Ej! – tym razem to Caspian, który do tej pory obojętnie oglądał ich wymianę zdań, włączył się. – Hufflepuff to najlepszy dom!
- To czemu w nim nie jesteś? – spytał z uśmiechem Salvatore.
- Och, jestem zbyt inteligentny, by być gdziekolwiek – odparł nonszalancko blondyn, niby mimochodem odgarniając włosy z twarzy i wydzielający tym samym dodatkowe miliony kilodżuli uroku osobistego w przestrzeń.
- Więc, ty biedny, trafiłeś do domu ze mną i z Elizabeth? – udał współczucie kasztanowłosy Smilenice.
- Właśnie! – odezwał się niespodziewanie Nikołaj, podnosząc rękę jak w szkole. – Wiem, że te pytania zaczynają być trochę nużące, ale nie spodziewajcie się, bym przestał je zadawać przez najbliższy rok. Kim jest Elizabeth?
- Serio nie wiesz, kim jest Elizabeth? – spytał Acrux, patrząc na niego z niedowierzaniem. – Człowieku, z jakiej planety ty jesteś?
- Może po prostu załóżmy, że nie wiem nic, będzie wam łatwiej.
- Ale każdy wie, kim jest Elizabeth! – zaśmiał się Caspian. – Ty pewnie też. Podpowiedź: jest w mediach od urodzenia.
Nikołaj spojrzał na niego, jakby tamten oświadczył, że tak naprawdę słońce obraca się wokół ziemi.
- Do Ravenclaw nie trafisz – stwierdził blondyn i westchnął. – Naprawdę nic nie wiesz o rodzinie królewskiej?
Nikt nie był pewny, czy białowłosy otworzył usta, by krzyknąć, czy raczej po prostu dla samego ich otworzenia. Nikołaj też nie wiedział.
- Elizabeth... ta Elizabeth?! – spytał po chwili.
- Tak, pierwsza w kolejce do tronu Anglii i tych pozostałych – mruknęła Farai niewyraźnie, bo wciąż żuła kanapkę. – Można przy niej wypić wywar żywej śmierci, jest strasznie nudna.
- Rozmawiałaś z nią kiedyś? – oburzył się Salvatore. – Jest naprawdę fajna, tylko nie ma okazji tego pokazywać, bo tak się składa, że wszyscy z góry mają do niej uprzedzenia!
Caspian ponownie wstał i podszedł do drzwi, które otworzył. Wyjrzał na korytarz
- Tak, rozmawiałam! Kazała mi przekazać ci przed wakacjami, żebyś jej przesłał notatki z Historii Magii, bo zazwyczaj podczas niej musiała wracać do Londynu! Przysnęłam w połowie opowieści!
Nikołaj wstał. Dziękował wszystkim bogom, że na początku podróży nie zdecydował się usiąść między rodzeństwem, tylko bliżej drzwi. Caspian odwrócił się w jego kierunku.
- Co? – krzyknął Salvatore. – I ROZUMIEM, ŻE DO TEJ PORY NIE PRZESZŁO CI PRZEZ MYŚL, ŻEBY MI TO PRZEKAZAĆ?!
- Idziesz, Nika? - zaśmiał się Cas cicho, gdy albinos wysunął się z przedziału tuż za nim. – Niewiarygodne, że nie chce ci się słuchać kłótni tych dwojga. Miałem cię za cierpliwą osobę.
- Widzisz, czasem pozory mylą, idź.
- Wakacje to nie czas, żeby spać! Nie cieszysz się, że mogłeś udawać, że umiesz latać na miotle zamiast martwić się buntami goblinów?! – naburmuszyła się fałszywie Farai.
- Elizabeth mnie zabije – mruknął Thor, chowając twarz między dłonie. – A ja zabiję ciebie! – dodał, patrząc oskarżycielsko na siostrę, która udała, że ogląda paznokcie.
- Oj tam, wytłumaczysz jej, że przysnęłam! – Farai przewróciła oczami.
Za Nikołajem i Caspianem zamknęły się drzwi przedziału, a Abra i Acrux wymienili spojrzenia.
- Myślisz, że powinnam powiedzieć Charlesowi, że jesteśmy razem? – spytała cicho.
- Nie, po co? – wymruczał Acrux, całując ją delikatnie w kącik ust. – Sam się domyśli.
- FARAI, CZY TY MOŻESZ BYĆ NORMALNĄ SIOSTRĄ CHOĆ RAZ? – krzyknął różnooki.
- Jestem! - oburzyła się dziewczyna. – Na tym polega moja praca! SIOSTRY WKURZAJĄCE Z ZAŁOŻENIA!
- Acrux, czy Menkalinan zachowuje się jak to czarne diablisko? – spytał niespodziewanie kasztanowłosy Pottera.
- Tak, powinnaś powiedzieć Charlesowi – zdecydował metamorfomag wstając i prawie zrzucając dziewczynę ze swoich kolan.
- Wiedziałam, że cię przekonam – uśmiechnęła się złośliwie Lupin, lądując zwinnie.
*
Nikołaj szedł za Caspianem, który zaglądał po kolei do każdego przedziału i czuł się trochę nieswojo, nie mając z nim tematu do rozmowy. Niby go znał, ale jednak zupełnie zapomniał o tym.
Najdziwniej się czuł, gdy z jednego przedziału wypadła ruda jak marchewka dziewczyna w rurkach i modnej, luźnej bluzce z kokardą i niemal rzuciła się na Caspiana. Chłopak nie zaprotestował, ale też nie wykazał większego entuzjazmu w związku z jej reakcją. Nikołaj założył, że ruda jest jego dziewczyną, ale gdy odeszli od niej po chwili (zaczęła zadawać pytania o to, czemu blondyn nie odpisywał na jej listy, kim jest ten dziwny duch obok niego i czemu się nie cieszy, że ją widzi) i Nikołaj zapytał, Cas tylko wzruszył ramionami:
- Sam nie wiem. W ostatnim liście ze mną zerwała. Tak właściwie mało mnie to obchodzi.
Białowłosy spojrzał na blondyna bez zrozumienia.
- Jak to?
- No po prostu. Nie wiem nawet, czy mi się podoba.
- Jak to nie wiesz, czy ci się podoba? – ponownie się zdziwił.
- No kiedyś chyba tak było, ale teraz... nie wiem, niech zrywa. Słuchaj, wiedzę w tobie gościa, który głęboko wierzy w jedną miłość na całe życie i w ogóle, ale nastoletniość jest po to, by eksperymentować, nie? – dodał, niby mimochodem zacierając pobliźnione dłonie.
Nikołaj spojrzał do przedziału obok którego przeszli, gdy Cas tłumaczył mu jego podejście do tamtej rudej dziewczyny. Zauważył w nim trzy blondynki: siostrę Acruxa, głaszczącą szarego kota, krótkowłosą dziewczynę z grzywką, której odcień włosów był najciemniejszy i drobną dziewczynę, której warkocz leżał obok niej na siedzeniu.
- Ej, jak wygląda Asklepiose? – spytał białowłosy, doganiając Bulstrode’a.
- Jak Roszpunka z tej bajki Disneya.
- A. Okej.
Szli chwilę w ciszy.
- Chyba ją minęliśmy – dodał Nikołaj.
- Niemożliwe.
- Siedziała w przedziale z siostrą Acruxa. I chyba Elizabeth.
- Skąd wiesz, jak wygląda Elizabeth?
- Przecież jest w mediach od urodzenia – odparł albinos, wzruszając ramionami z uśmiechem.
Caspian zawrócił na pięcie.
- W tył zwrot, kolego elfie.
- Kolego elfie? – Nikołaj zmarszczył brwi. – Serio?
- Och błagam, wolisz koleżanko? – Caspian przewrócił oczami. - Poza tym dziwisz się? Wyglądasz jak elf szaman.
- Nie wiem, czy mam się obrazić, czy śmiać – stwierdził po chwili milczenia białowłosy.
- Pomyśl jeszcze, bo masz czas do końca tego roku szkolnego. – Blondyn wszedł do przedziału a Nikołaj za nim.
Dziewczyny spojrzały na nich z zainteresowaniem. Znaczy się Asklepiose i ta blondynka z krótkimi włosami, bo Menkalinan udawała wyjątkowo zajętą głaskaniem kocura.
- Witam drogie panie! – przywitał się Cas. – Melman,  masz nowe okulary?
Nikołaj zobaczył jak ręka Menkalinan prześlizguje się po futrze kota trochę mocniej niż powinna, a sama blondynka rumieni się.
- Tak – uśmiechnęła się poprawiając włosy. – Tamte były trochę za małe.
- Wyglądasz ślicznie! – uznał entuzjastycznie i spojrzał na Nikołaja. – A. To jest Nikołaj – dodał jakby była to nic nieznacząca informacja. – Przeniósł się w tym roku.
- Tak, to mój kuzyn – stwierdziła Menkalinan.
Caspian przeniósł wzrok na Elizabeth, która wyglądała, jakby chciała się przycisnąć do okna.
- Cześć, Eliza, miło cię widzieć.
- Dzień dobry – przywitała się dziewczyna, prostując plecy. Miała perfekcyjny, brytyjski akcent. Spojrzała na niego z delikatną godnością. Gdyby Nikołaj nie wiedział, że jest z rodziny królewskiej, domyśliłby się. Jej urodę można było nazwać przeciętną - miała lekko zadarty, trójkątny nos, z którego lekko schodziła skóra od opalenizny, a jej włosy miały specyficzny kolor miodu, jednak w jej zachowaniu było jakieś wyrafinowanie i dyplomatyczność, bardzo rzadka u osób w jej wieku. Chyba jedyna osoba poza nią, która miała tę cechę, stała właśnie przed blondynką obok niej ze zniewalającym uśmiechem białych zębów.
- Asklepiose, wszędzie cię szukałem! – oznajmił  niemal od razu Caspian, nie patrząc już na Elizę, która jakby skurczyła się w sobie.
Długowłosa, która wyglądała jakby wyjęta została z Zaplątanych, uśmiechnęła się łagodnie i kiwnęła głową.
Blondyn usiadł przed dziewczyną na wolnym miejscu i spojrzał jej głęboko w oczy. Asklepiose nachyliła się trochę w jego stronę.
Zapadła cisza.
- Eee... - przerwał ją po chwili Nikołaj. – To normalne? - zapytał Mankalinan.
- Tak, w zupełności – odparła zamiast jego kuzynki Elizabeth, odrywając wzrok od Caspiana. – Nie bez powodu istnieje powiedzenie „oczy zwierciadłem duszy”. Mają one najszybsze połączenie z mózgiem osoby, której myśli czyta Ask. Dzięki kontaktowi wzrokowemu i ona może mu łatwiej przekazywać swoje spostrzeżenia. Cas chce najwyraźniej coś przedyskutować, a tak jest najszybciej. Poza tym miło mi cię poznać, jestem Elizabeth. Elizabeth Windsor.
Dziewczyna wstała i niemal natychmiast zaczepiła się bluzką o wyjątkowo mocno wyryte bruzdy w plastikowej części siedzenia. Wyglądały one na ślady pazurów dość dużego zwierzęcia (historia tego ułamania sięga aż trzy pokolenia wstecz, kiedy to czterech przyjaciół ćwiczyło pewne wyjątkowo trudne czary).
Dziewczyna była zmuszona opaść na fotel jeszcze raz i odczepić materiał. Nie zaklęła przy tym jednak w ogóle. Przyjęła to z ponurą rezygnacją, jakby takie sytuacje zdarzały jej się dość często.
- Tak, słyszałem o tobie – uśmiechnął się chłopak. - Jak już wiesz, jestem Nikołaj Nikolov.
- To nazwisko brzmi rosyjsko, czemuż więc masz francuski akcent? – zapytała Elizabeth inteligentnie, gdy wreszcie udało jej się wstać i uścisnąć mu rękę.
- Mój ojciec jest z Bułgarii, matka z Francji, ale mają dość dużo znajomych w Anglii, dlatego mnie tu przenieśliśmy – powiedział nie do końca zgodnie z prawdą Nikołaj.
Wtem, przez otwarte okno wleciała sowa uszatka. Była średniej wielkości, brązowa, w niektórych miejscach ruda, trochę chuda jak na przedstawiciela swojego gatunku, a jej pióra były wyjątkowo zadbane. W pazurach trzymała białą kopertę.
- Och! – ucieszyła się Eliza, najwyraźniej na widok sowy. – Jak ja cię dawno nie widziałam, sir. Rogerze!
Sowa również wyglądała na dość szczęśliwą z powodu zobaczenia dziewczyny. Zrobiła ósemkę w powietrzu i wylądowała obok Elizabeth, zrzucając jej na kolana list.
- Sir. Roger to twoja sowa? – spytał Nikołaj, przypatrując się jak blondynka zaczyna głaskać ją po piórach.
- Nie – odparła Menkalinan, do tej pory będąca cicho. Merlin zeskoczył na ziemię i zjeżył się na widok ptaka. – Należy do Sowiej Poczty albo do Hogwartu. Jest niczyja. Ale dość często przekazuje Elizabeth listy. Eliza sądzi, że ją lubi.
- Skąd wiesz jak się nazywa? – spytał zdziwiony Nikołaj, który do tej pory nigdy nie słyszał, by sowy publiczne miały imiona.
Melman podniosła Merlina, który wysunął pazury i byłby ją podrapał, gdyby nie miała długiego rękawa. Widocznie w przeciwieństwie do księżniczki, on niezbyt lubił ptaka.
- Nie wiem. Wydaje mi się, że to odpowiednie imię dla kogoś takiego. Przecież ten ptak musi być szlachcicem, czyż nie? – brytyjski akcent Elizabeth był wyjątkowo widoczny w tym zdaniu, jakby i on świadczył o szlachectwie. Sir. Roger wypiął pierś, jakby na potwierdzenie słów blondynki.
- Od kogo list? – spytała Melman, patrząc na kopertę.
Eliza była tak zajęta sową, że zapomniała o liście. Przestała na chwilę głaskać ptaka i zajęła się wiadomością. Ptak wyglądał na niezadowolonego, ale nie upominał się o nic dziobaniem. Najwyraźniej rozumiał swoją pracę.
- Od Salva – oparła blondynka, zerkając na charakter pisma.
Sowa kiwnęła główką.
- Pisze, że przeprasza za niewysłanie notatek - dodała.
Sowa kiwnęła główką.
- I że jego siostra jest beznadziejna.
Sowa ponownie skinęła.
- Czyli to co zwykle – podsumowała Eliza. – Jakby nie mógł mnie znaleźć sam w pociągu. Musi wysyłać sowę.
Sowa zamarła w połowie kiwnięcia i spojrzała podejrzliwie na Elizabeth, jakby się pytała, czy to, że przybyła, jest złe.
Asklepiose parsknęła śmiechem. Gdy Caspian spojrzał na nią pytająco, pokręciła głową jakby mówiła „nieważne”.
- Sir. Rogerze, przekażesz mu ten list - poleciła dziewczyna rozkazującym tonem. Nie było chyba osoby, która by jej nie posłuchała. Rozkaz był zupełnie naturalny i jednocześnie silny.
Na odwrocie kartki zaczęła coś pisać, a sir. Roger przyglądał się temu z ciekawością.
Po chwili wyleciał.
Niemal dwadzieścia sekund po jego opuszczeniu przedziału, za szybą drzwi ukazał się młody Smilenice. Wszedł do środka i przywitał się ze wszystkimi, choć Asklepiose i Caspian wydawali się nie zauważyć jego pojawienia się.
- Cześć, Eliza – powiedział na końcu. – O, Nikołaj, nie wiedziałem, że tu jesteś. Elizabeth, dostałaś mój list? Nie wiem, czy ta sowa jest kompetentna. Przepraszam za te notatki, ale, jeżeli dostałaś list, to wiesz, że to wina mojej siostry.
Asklepiose ponownie się zaśmiała, a Thor spiorunował ją spojrzeniem, zresztą tak jak Caspian, który wydawał się uważać jego rozmowę za coś wyjątkowo ważnego.
- Och, nie musisz się martwić. Właśnie ci odpisałam na ten list, że dostałam je już od Bonnie.
- A. Okej. To przepraszam za tę całą sytuację. Ja po prostu kiedyś zabiję Farai.
- Nie wydaje się być taka straszna, to mimo wszystko twoja siostra.
Salv odwrócił od niej wzrok, a w jego oczach błysnęła iskierka rozbawienia.
Asklepiose dostała głupawki. Zaczęła bezgłośnie rechotać.
- Roszpunko, ja tu mówię o poważnej sprawie! – oburzył się blondyn.
Dziewczyna kiwnęła głową i spojrzała Bulstrode’owi w oczy.
- Ask każe ci przekazać, Thor, że zrobiłeś jej dzień. Nie wiem, o co chodzi.
- Nikt nie wie, nawet ja – odparł piegowaty, choć jego mina wskazywała na coś innego. Mrugnął do dziewczyny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

JEDEN KOMENTARZ = JEDEN SZCZUR DLA GRZEGORZA
nie bądź obojętny na jego los

Szablon

Obserwatorzy