czwartek, 23 sierpnia 2018

Rozdział III. Czubek Gryfonów


Hokus Pokus Lupin uwielbiał swoje imię. Był jedynym pierwszakiem, którego starsi uczniowie zapamiętali i nawet jeśli się śmiali, to chłopiec śmiał się z nimi.
Zanim znalazł się z innymi w pokoju wspólnym, jego siostra złapała go, gdy najmłodsi Gryfoni wychodzili z Wielkiej Sali za swoim prefektem i zmierzwiła mu włosy.
- Brawo – powiedziała sarkastycznie. – Kto by pomyślał, że tam trafisz. Doprawdy zaskoczonam.
- Zamknij się – mruknął chłopiec, próbując ominąć siostrę, bo chciał jak najszybciej dogonić swoich nowych kolegów.
Dziewczyna nawet nie ukrywała, że nie obchodzą ją mundurki, gdyż zamiast białej koszuli miała swoją ulubioną bluzkę z trupią czachą, a na szyi zawiązany krawat.
- Nie słuchaj się Farai i Acruxa, to debile.
- Tak jak ty! Puść mnie! – wyrywał się chłopak.
- I nie wspinaj się po niczym, bo nas rodzice zabiją.
- I dobrze! – wkurzył się Hokus.
- Leć już. – dziewczyna odstąpiła z jego drogi.
- Wal się – pożegnał się przypominający aniołka chłopiec.
Pobiegł sprintem w kierunku znikających za załomem korytarza uczniów.
Słyszał już wcześniej od Wingarda, że Gryfoni mieszkają za portretem jakiejś Grubej Damy w drugiej najwyższej wieży Hogwartu, więc nie było to dla niego zaskoczeniem, tak samo jak fakt, że trzeba podać hasło. Pokój Wspólny też nie zmienił się, od kiedy starszy brat pokazywał mu jego zdjęcie, więc kiedy inni wzdychali z zachwytu on pobiegł w kierunku drzwi prowadzących do dormitoriów i nim inni chłopcy do niego dołączyli już miał na sobie dżinsowe spodnie i szarą bluzę z kapturem wkładaną przez głowę.
Zszedł ponownie do pokoju wspólnego, gdzie siedząca na stole Farai tworzyła z daleka czarną plamę w otaczającym ją tłumie. Trzymała na kolanach teczkę i plik kartek.
Chłopiec podszedł bliżej.
- ...eiminacje będą za dwa tygodnie. Trzeba się zapisać – powiedziała do jakiegoś dużo młodszego od niej chłopaka.
- To chcę się zapisać! – krzyknął piskliwie. Wyglądał na drugoklasistę.
- Mamy już dwunastu ścigających – dodała niedbale i uznała rozmowę za skończoną. – Acrux, wpisuję cię jak zawsze na obrońcę, ale jak każdy musisz przejść jeszcze eliminacje.
- Nie... – jęknął chłopak, choć wyglądał na dość zadowolonego z faktu, że kapitan sama mu zaproponowała pozycję, o czym świadczyły świecące się na żółto końcówki włosów.
Metamorfomag był mocno umięśniony, a jego uroda nie zaliczała się do chłopięcej, raczej do męskiej. Miał mocno zbudowaną szczękę i ciemne brwi. Jeżeli w przyszłości postanowiłby zapuścić brodę, wyglądałby nawet groźnie. Gdyby na twarzy przybyło mu blizn, wyglądałby jak młodsza wersja swojego dziadka, najsłynniejszego Aurora wszechczasów – Harry’ego Pottera. Możliwe, że dzięki swoim umiejętnościom sam lekko podrasował swój wygląd, aby go bardziej przypominać.
- Ćwiczyłem przez wakacje! – dodał chłopiec z drugiego roku, któremu najwyraźniej bardzo zależało.
Farai przewróciła oczami i zignorowała go.
- Proszę, daj mi chociaż szansę! – jęczał dalej.
- Dobra! – krzyknęła wkurzona. – Chcesz, zapiszę cię. Tylko pamiętaj, że u mnie, jak już jesteś w drużynie, to nie możesz zrezygnować.
- I tak nie przejdzie eliminacji – mruknął Acrux na tyle głośno, by Hokus go usłyszał. Parsknął, a Potter spojrzał się na niego.
- O, Lupin – zaśmiał się pogardliwie, odchodząc. – Ty też chcesz się zapisać?
Farai, do tej pory gadająca z wysokim, rudym chłopakiem z piegami odwróciła się do niego.
- Hej, brat Wingarda? – spytała się odchodzącej sylwetki Pottera, po czym zwróciła się do blondynka. – Jesteś Hokus, tak?
- Pokus. Chcę zostać szukającym w twojej drużynie – dodał z powagą chłopiec, a jego loki spadły mu na twarz, gdy kiwnął głową.
- Lubię waszych rodziców – stwierdziła Farai z roztargnieniem podając kartkę rudemu, by się wpisał. – I twojego brata. Ale za to siostry nienawidzę i jesteś za młody. Poczekaj z rok czy dwa.
Hokus stał przed nią, wyglądając komicznie w dresowej bluzie z napisem „Strong doesn’t mean Big” i sięgając najniższym z otaczającego go tłumu do piersi, ale jego mina bynajmniej nie przywodziła na myśl aniołków z obrazów Rembrandta.
- Mogę wam truć tyłki jak ten gość przede mną, ale nie o to mi chodzi, by wyjść na wkurzającego pierwszaka.
Farai uniosła ciemną brew, ledwo widoczną na tle skóry i odebrała od rudego kartki.
- Jesteś bratem Abry – stwierdziła. – Masz cięty język. Ale nawet ty musisz zrozumieć, że marnujesz mój czas, bo nie przyjmę pierwszaka. Prędzej któryś się wpisze na Czubku Gryfonów niż dołączy do mojej drużyny. Przepraszam.
Odwróciła się od niego, mając sprawę za skończoną.
Hokus odszedł wkurzony, wkładając obie ręce do pojedynczej kieszeni w jego bluzie. Usiadł obrażony przed kominkiem i spojrzał w płomienie.
- Czemu ty musisz być bratem Abry? – spytał głos obok niego.
Chłopak uniósł głowę i zobaczył Acruxa, który rzucił się obok niego na kanapę, aż blondyn podskoczył.
- Kim chcesz być? – spytał Potter.
- Nie twoja sprawa – warknął.
- Mogę z nią pogadać.
- Nie potrzebuję twojej pomocy.
- Wiesz, że to przedostatni rok Farai, nie? – spytał metamorfomag, najwyraźniej mając trudności ze zniżaniem się do poziomu pierwszaka, nawet młodszego brata swojej dziewczyny. – Może ci się nie udać być w jej drużynie.
- Trudno.
Acrux wzruszył ramionami.
- No dobrze. Przynajmniej widać, że tiara dobrze wybrała. Godność, honor, odwaga Gryfonów... bla, bla, bla...
Starszy chłopak wstał i już miał odejść, gdy blondynek spytał:
- Co to Czubek Gryfonów?
Acrux chwilę się zastanawiał, czy odpowiedź na to pytanie uwłacza jego godności, honorowi i bla, bla, bla, ale odpowiedział.
- Na szczycie tej wieży jest taki wystający, wysoki czub. Dzięki niemu nasza wieża jest wyższa od tej Krukonów.
- O co chodzi z wpisywaniem się? – spytał Hokus, starając się ukryć rosnące podekscytowanie.
- Jest taka tradycja, że najodważniejsi Gryfoni od piątego roku wpisują tam swoje imiona niezmywalnym atramentem. To dość wysoko, więc nie wszyscy to robią. Podlatuje się miotłą, wspina... nikt nie może zobaczyć jak to robisz, bo cię wyleją ze szkoły – wyjaśnił, przysiadując na oparciu.
- To jak sprawdzają, że ktoś jest tam wpisany?
- Inni patrzą jak wchodzą. Wiele się chwali. Farai czasem podlatuje i spisuje nowe nazwiska, po czym wiesza je na tablicy ogłoszeń, bo nauczyciele już przestali się przejmować jej lataniem. W sensie udają, że nie widzą.
- Ty się wpisałeś? – zainteresował się chłopiec.
- W tym roku mam zamiar.
- A. No to trochę nuda. Myślałem, że coś fajniejszego.
Acrux zeskoczył z oparcia kanapy i zaczął wracać do grupki obok Farai. Po drodze zobaczył jak jakaś blondynka wchodzi przez dziurę w portrecie i szybko do niej skręcił, uśmiechając się szeroko. Dziewczyna spojrzała na niego wzrokiem Abry.
Hokus też ją zauważył, więc szybko wstał i udał, że wcale jej nie zobaczył. Prawie pobiegł do dormitorium, wiedząc, że ona go obserwuje.
Po schodach skakał po dwa schodki, przeklinając siostrę.
*
Hokus spojrzał na zegarek i zobaczył, że dochodzi trzecia. Nie mógł zasnąć, zbyt się emocjonował tym, co miał zamiar zrobić.
Wspinanie było rzeczą, która jako jedyna wychodziła mu tak dobrze jak latanie. Miał sprawne palce i doskonały refleks. Zaczęło się od ścianek wspinaczkowych na placach zabaw, a teraz już umiał się sprawnie wspinać po kamiennych ścianach. Wynajdywanie przerw i wypustek, na których mógł oprzeć swój ciężar ciała nie było dla niego problemem. Jeszcze w pociągu planował, że w Hogwarcie będzie się nocami wymykać, by to robić, a teraz miał jeszcze jeden powód.
Wcześniej wieczorem wyjął z kufra swoją ulubioną uprząż, którą cudem przemycił do szkoły schowaną w jednych dresach. Jeżeli osoba w nią ubrana spadnie, ona zacznie lewitować metr nad ziemią. Była lekka i rzucono na nią zaklęcie kameleona, więc prawie w ogóle jej nie czuł. Parę razy uratowała mu życie.
Hokus włożył ją na siebie i podszedł do okna. Otworzył je szeroko. Do pokoju wpadło zimne, nocne powietrze i światło księżyca. Zasłony zakrywające łóżka jego kolegów zafalowały pod wpływem wiatru. Gwiazdy na niebie jaśniały tak, że błonia były dobrze widoczne.
Hokus rozejrzał się, ale wszyscy pozostali najwyraźniej wciąż spali. Po chwili stanął na parapecie, który zaskrzypiał.
Nie wiedział, że wiele lat temu na tym samym parapecie siadywał pewien chłopiec z blizną na czole i patrzył w stronę Zakazanego Lasu, czasami widując czarnego psa, jego ojca chrzestnego. Ten pies też, razem z przyjaciółmi, stawali na tym parapecie, gdy jako pierwsi chcieli zostawić swój ślad na Czubku Gryfonów.
Blondyn włożył marker z niezmazywalnym tuszem między zęby i złapał za kraniec dachu. Na szczęście jego rocznikowi przypadł najwyższy pokój. Podciągnął się do góry, aż wyprostował ręce i udało mu się usiąść na dachu.
Z daleka wyglądał on na stromy, ale wcale taki nie był. Bardziej przerażający był widok w dół i świadomość, że można z takiej wysokości spaść. Hokus oparł nogi o rynnę i odepchnął się nimi.
Dachówki były wystające i łatwo można było się ich złapać. Najwyraźniej ktoś w przyszłości budujący ten zamek wpadł na to, że Gryfoni to odważni idioci i mogą zechcieć kiedyś wejść na dach.
Hokus w parę sekund znalazł się przy czubku i poczuł się oszukany. Gdy Acrux o tym opowiadał wydawało mu się to dużo trudniejsze. Coś jak wyzwanie.
Czubek był drwewniano-metalowym, wystającym wysoko na metr czymś, co przypominało maszt. Z pewnością dałoby się zawiesić na tym flagę, więc Hokus zastanowił się, czemu nikt jeszcze tego nie zrobił. Objął Czubek Gryfonów nogami i przyjrzał mu się.
Metal pokrywały napisy, choć nie było ich bardzo dużo. Wzdłuż prawie całego drąga ciągnął się wyblakły napis „ROGACZ”, napisany dużymi literami. Pod nim, jeszcze większy widniał pogrubiony „ŁAPA”. Hokus zobaczył jeszcze jakiegoś PETERA, tak samo wyblakłego, ale jego wzrok padł obok, gdzie eleganckim pismem napisane było „Remus Lupin (Lunatyk)”.
Chłopiec poczuł, że serce mu szybciej bije.
Jego przybrany dziadek, pan Harry Potter, opowiadał mu o jego prawdziwym dziadku. Ale rzadko można było znaleźć jakieś prawdziwe dowody na to, że też kiedyś żył, istniał, nie był tylko opowieścią. A tu, na drugiej najwyższej wieży Hogwartu znalazł go, choć było to ostatnie miejsce, po jakim by się tego spodziewał, zwłaszcza, że jego dziadek był podobno prefektem i nauczycielem.
Mocniejszy podmuch wiatru zwiał chłopakowi włosy na twarz. Odgarnął je ręką.
Pod tym napisem ujrzał nazwiska, które sprawiły, że uśmiechnął się pod nosem, trochę ze szczęścia, trochę złośliwie.
„TEDDY (również Lupin)” widniał zbyt dużymi literami, by mógł to imię pomylić z kimś, kto nie był jego ojcem. Ród Lupinów ciągnął się jeszcze do jednego nazwiska:
„Wingardium Leviosa (nie zaklęcie tylko ja, Teddy Lupin jest strasznym ojcem)” zajmowało mniej miejsca niż „ŁAPA”, ale małe też nie było.
Pod spodem było jeszcze dużo miejsca.
Hokus odetkał marker, nie zastanawiając się dłużej, co napisać. Mokry tusz połyskiwał w świetle księżyca, gdy „HOKUS POKUS ZGADZA SIĘ Z PRZEDMÓWCĄ” pojawiło się niżej.
W momencie, gdy skończył, poczuł się bliżej jego całej rodziny niż kiedykolwiek wcześniej. Jakaś gula ścisnęła go w gardle, gdy pomyślał, że jego dziadek, ojciec i brat siedzieli w tym samym miejscu i też trzymali skuwkę w zębach, zostawiając po sobie ślad dla potomnych.
*
Parę dni później, gdy schodził razem z jakimś Carlem, którego dość polubił, na śniadanie, czyjaś ręka złapała go brutalnie za ramię i odwróciła.
- Carl idź, zaraz cię dogonię – powiedział z przerażeniem, widząc Farai, której mina bynajmniej nie wskazywała na zadowolenie. Tłumaczyła raczej, czemu nazywają ją Czarnym Gromem. Niby tylko na boisku. Ale jednak.
Carl odszedł, patrząc na nich niezrozumiale, ale nie zadawał pytań.
- Jesteś idiotą! – krzyknęła tak głośno, że Carl tak czy inaczej usłyszał. – Co ty sobie wyobrażałeś?! Mogłeś się zabić!
- Tak jak ty! Widziałem twoje imię!
- Ja miałam piętnaście lat, nie dziesięć! – prawie wrzasnęła. - Twoja siostra mnie zabije!
- Ja mam jedenaście! Nie musi wiedzieć! – krzyknął z przerażeniem chłopiec, rozszerzając oczy.
Farai wzięła głęboki oddech i wypuściła ze świstem powietrze.
- W każdym razie – powiedziała już bez złości. – wiem co powiedziałam. Eliminacje są w sobotę o trzeciej. Najwyraźniej zależy ci, więc masz przyjść. Masz jedną szansę. Nie zmarnuj jej, bo zaczęłam cię szanować – powiedziała, odchodząc.

Rozdział II. Hufflepuff


Szata Hogwartu wydawała się Nikołajowi nieco staroświecka, przez co od razu ją pokochał. W Beauxbatons mundurkami nie były szaty, a wyjątkowo wąskie i niewygodne błękitne marynarki z herbem szkoły na piersi oraz obcisłe białe koszule, zarówno dla dziewczyn jak i chłopaków. Dziewczyny miały do nich jeszcze spódnice w tym samym odcieniu niebieskiego, a chłopcy granatowe, eleganckie spodnie. W takim ubraniu trudno było się garbić.
W Hogwarcie za to spodnie, koszula i sweter były dużo wygodniejsze, luźne i nie krępujące ruchów. Albinos czułby się w nich jak w niebie, gdyby nie fakt, że otaczały go sięgające mu do pasa dzieci, a wszyscy pozostali uczniowie wskazywali go palcami.

Rozdział I. Express Hogwart


Acrux wiedział, że ludzie na świecie mają w cholerę dużo problemów, ale w momencie, gdy ojciec-ranny ptaszek budził go o godzinie 7:00, to uważał, że właśnie ten mężczyzna jest największym problemem całej ludzkości i należy go natychmiast zlikwidować poprzez szybkie i bezbolesne pozbawienie życia.
- ACRUX, WSTAWAJ, BO SIĘ SPÓŹNIMY NA POCIĄG! – wrzasnął James Syriusz Potter, wparowując do pokoju syna. Miał lekką nadwagę, typową dla mężczyzn w jego wielu nieprzywykłych do uprawiania sportów, czarny zarost i włosy spięte w niedbałego kucyka. Do tego sklejone w jednym miejscu czarne okulary. Wyglądał jakby bardzo podobała mu się hipsterska moda, co tylko podkreślała wymięta zielona flanelowa koszula poplamiona w paru miejscach farbą.

Szablon

Obserwatorzy