Hokus Pokus Lupin
uwielbiał swoje imię. Był jedynym pierwszakiem, którego starsi uczniowie
zapamiętali i nawet jeśli się śmiali, to chłopiec śmiał się z nimi.
Zanim znalazł się
z innymi w pokoju wspólnym, jego siostra złapała go, gdy najmłodsi Gryfoni
wychodzili z Wielkiej Sali za swoim prefektem i zmierzwiła mu włosy.
- Brawo –
powiedziała sarkastycznie. – Kto by pomyślał, że tam trafisz. Doprawdy
zaskoczonam.
- Zamknij się –
mruknął chłopiec, próbując ominąć siostrę, bo chciał jak najszybciej dogonić swoich
nowych kolegów.
Dziewczyna nawet nie
ukrywała, że nie obchodzą ją mundurki, gdyż zamiast białej koszuli miała swoją
ulubioną bluzkę z trupią czachą, a na szyi zawiązany krawat.
- Nie słuchaj się
Farai i Acruxa, to debile.
- Tak jak ty! Puść
mnie! – wyrywał się chłopak.
- I nie wspinaj
się po niczym, bo nas rodzice zabiją.
- I dobrze! –
wkurzył się Hokus.
- Leć już. –
dziewczyna odstąpiła z jego drogi.
- Wal się –
pożegnał się przypominający aniołka chłopiec.
Pobiegł sprintem
w kierunku znikających za załomem korytarza uczniów.
Słyszał już
wcześniej od Wingarda, że Gryfoni mieszkają za portretem jakiejś Grubej Damy w drugiej
najwyższej wieży Hogwartu, więc nie było to dla niego zaskoczeniem, tak samo
jak fakt, że trzeba podać hasło. Pokój Wspólny też nie zmienił się, od kiedy
starszy brat pokazywał mu jego zdjęcie, więc kiedy inni wzdychali z zachwytu on
pobiegł w kierunku drzwi prowadzących do dormitoriów i nim inni chłopcy do
niego dołączyli już miał na sobie dżinsowe spodnie i szarą bluzę z kapturem
wkładaną przez głowę.
Zszedł ponownie
do pokoju wspólnego, gdzie siedząca na stole Farai tworzyła z daleka czarną
plamę w otaczającym ją tłumie. Trzymała na kolanach teczkę i plik kartek.
Chłopiec podszedł
bliżej.
- ...eiminacje
będą za dwa tygodnie. Trzeba się zapisać – powiedziała do jakiegoś dużo
młodszego od niej chłopaka.
- To chcę się
zapisać! – krzyknął piskliwie. Wyglądał na drugoklasistę.
- Mamy już dwunastu
ścigających – dodała niedbale i uznała rozmowę za skończoną. – Acrux, wpisuję
cię jak zawsze na obrońcę, ale jak każdy musisz przejść jeszcze eliminacje.
- Nie... – jęknął
chłopak, choć wyglądał na dość zadowolonego z faktu, że kapitan sama mu
zaproponowała pozycję, o czym świadczyły świecące się na żółto końcówki włosów.
Metamorfomag był
mocno umięśniony, a jego uroda nie zaliczała się do chłopięcej, raczej do
męskiej. Miał mocno zbudowaną szczękę i ciemne brwi. Jeżeli w przyszłości
postanowiłby zapuścić brodę, wyglądałby nawet groźnie. Gdyby na twarzy przybyło
mu blizn, wyglądałby jak młodsza wersja swojego dziadka, najsłynniejszego
Aurora wszechczasów – Harry’ego Pottera. Możliwe, że dzięki swoim
umiejętnościom sam lekko podrasował swój wygląd, aby go bardziej przypominać.
- Ćwiczyłem przez
wakacje! – dodał chłopiec z drugiego roku, któremu najwyraźniej bardzo
zależało.
Farai przewróciła
oczami i zignorowała go.
- Proszę, daj mi
chociaż szansę! – jęczał dalej.
- Dobra! –
krzyknęła wkurzona. – Chcesz, zapiszę cię. Tylko pamiętaj, że u mnie, jak już
jesteś w drużynie, to nie możesz zrezygnować.
- I tak nie
przejdzie eliminacji – mruknął Acrux na tyle głośno, by Hokus go usłyszał.
Parsknął, a Potter spojrzał się na niego.
- O, Lupin –
zaśmiał się pogardliwie, odchodząc. – Ty też chcesz się zapisać?
Farai, do tej
pory gadająca z wysokim, rudym chłopakiem z piegami odwróciła się do niego.
- Hej, brat
Wingarda? – spytała się odchodzącej sylwetki Pottera, po czym zwróciła się do
blondynka. – Jesteś Hokus, tak?
- Pokus. Chcę
zostać szukającym w twojej drużynie – dodał z powagą chłopiec, a jego loki
spadły mu na twarz, gdy kiwnął głową.
- Lubię waszych
rodziców – stwierdziła Farai z roztargnieniem podając kartkę rudemu, by się
wpisał. – I twojego brata. Ale za to siostry nienawidzę i jesteś za młody.
Poczekaj z rok czy dwa.
Hokus stał przed
nią, wyglądając komicznie w dresowej bluzie z napisem „Strong doesn’t mean Big”
i sięgając najniższym z otaczającego go tłumu do piersi, ale jego mina
bynajmniej nie przywodziła na myśl aniołków z obrazów Rembrandta.
- Mogę wam truć
tyłki jak ten gość przede mną, ale nie o to mi chodzi, by wyjść na wkurzającego
pierwszaka.
Farai uniosła
ciemną brew, ledwo widoczną na tle skóry i odebrała od rudego kartki.
- Jesteś bratem
Abry – stwierdziła. – Masz cięty język. Ale nawet ty musisz zrozumieć, że
marnujesz mój czas, bo nie przyjmę pierwszaka. Prędzej któryś się wpisze na Czubku
Gryfonów niż dołączy do mojej drużyny. Przepraszam.
Odwróciła się od
niego, mając sprawę za skończoną.
Hokus odszedł
wkurzony, wkładając obie ręce do pojedynczej kieszeni w jego bluzie. Usiadł
obrażony przed kominkiem i spojrzał w płomienie.
- Czemu ty musisz
być bratem Abry? – spytał głos obok niego.
Chłopak uniósł
głowę i zobaczył Acruxa, który rzucił się obok niego na kanapę, aż blondyn podskoczył.
- Kim chcesz być?
– spytał Potter.
- Nie twoja
sprawa – warknął.
- Mogę z nią
pogadać.
- Nie potrzebuję
twojej pomocy.
- Wiesz, że to
przedostatni rok Farai, nie? – spytał metamorfomag, najwyraźniej mając
trudności ze zniżaniem się do poziomu pierwszaka, nawet młodszego brata swojej
dziewczyny. – Może ci się nie udać być w jej drużynie.
- Trudno.
Acrux wzruszył
ramionami.
- No dobrze. Przynajmniej
widać, że tiara dobrze wybrała. Godność, honor, odwaga Gryfonów... bla, bla,
bla...
Starszy chłopak
wstał i już miał odejść, gdy blondynek spytał:
- Co to Czubek Gryfonów?
Acrux chwilę się
zastanawiał, czy odpowiedź na to pytanie uwłacza jego godności, honorowi i bla,
bla, bla, ale odpowiedział.
- Na szczycie tej
wieży jest taki wystający, wysoki czub. Dzięki niemu nasza wieża jest wyższa od
tej Krukonów.
- O co chodzi z
wpisywaniem się? – spytał Hokus, starając się ukryć rosnące podekscytowanie.
- Jest taka
tradycja, że najodważniejsi Gryfoni od piątego roku wpisują tam swoje imiona
niezmywalnym atramentem. To dość wysoko, więc nie wszyscy to robią. Podlatuje
się miotłą, wspina... nikt nie może zobaczyć jak to robisz, bo cię wyleją ze
szkoły – wyjaśnił, przysiadując na oparciu.
- To jak
sprawdzają, że ktoś jest tam wpisany?
- Inni patrzą jak
wchodzą. Wiele się chwali. Farai czasem podlatuje i spisuje nowe nazwiska, po
czym wiesza je na tablicy ogłoszeń, bo nauczyciele już przestali się przejmować
jej lataniem. W sensie udają, że nie widzą.
- Ty się
wpisałeś? – zainteresował się chłopiec.
- W tym roku mam
zamiar.
- A. No to trochę
nuda. Myślałem, że coś fajniejszego.
Acrux zeskoczył z
oparcia kanapy i zaczął wracać do grupki obok Farai. Po drodze zobaczył jak
jakaś blondynka wchodzi przez dziurę w portrecie i szybko do niej skręcił,
uśmiechając się szeroko. Dziewczyna spojrzała na niego wzrokiem Abry.
Hokus też ją
zauważył, więc szybko wstał i udał, że wcale jej nie zobaczył. Prawie pobiegł
do dormitorium, wiedząc, że ona go obserwuje.
Po schodach
skakał po dwa schodki, przeklinając siostrę.
*
Hokus spojrzał na
zegarek i zobaczył, że dochodzi trzecia. Nie mógł zasnąć, zbyt się emocjonował
tym, co miał zamiar zrobić.
Wspinanie było
rzeczą, która jako jedyna wychodziła mu tak dobrze jak latanie. Miał sprawne
palce i doskonały refleks. Zaczęło się od ścianek wspinaczkowych na placach
zabaw, a teraz już umiał się sprawnie wspinać po kamiennych ścianach.
Wynajdywanie przerw i wypustek, na których mógł oprzeć swój ciężar ciała nie
było dla niego problemem. Jeszcze w pociągu planował, że w Hogwarcie będzie się
nocami wymykać, by to robić, a teraz miał jeszcze jeden powód.
Wcześniej
wieczorem wyjął z kufra swoją ulubioną uprząż, którą cudem przemycił do szkoły
schowaną w jednych dresach. Jeżeli osoba w nią ubrana spadnie, ona zacznie
lewitować metr nad ziemią. Była lekka i rzucono na nią zaklęcie kameleona, więc
prawie w ogóle jej nie czuł. Parę razy uratowała mu życie.
Hokus włożył ją
na siebie i podszedł do okna. Otworzył je szeroko. Do pokoju wpadło zimne,
nocne powietrze i światło księżyca. Zasłony zakrywające łóżka jego kolegów
zafalowały pod wpływem wiatru. Gwiazdy na niebie jaśniały tak, że błonia były
dobrze widoczne.
Hokus rozejrzał
się, ale wszyscy pozostali najwyraźniej wciąż spali. Po chwili stanął na
parapecie, który zaskrzypiał.
Nie wiedział, że
wiele lat temu na tym samym parapecie siadywał pewien chłopiec z blizną na
czole i patrzył w stronę Zakazanego Lasu, czasami widując czarnego psa, jego
ojca chrzestnego. Ten pies też, razem z przyjaciółmi, stawali na tym parapecie,
gdy jako pierwsi chcieli zostawić swój ślad na Czubku Gryfonów.
Blondyn włożył
marker z niezmazywalnym tuszem między zęby i złapał za kraniec dachu. Na
szczęście jego rocznikowi przypadł najwyższy pokój. Podciągnął się do góry, aż
wyprostował ręce i udało mu się usiąść na dachu.
Z daleka wyglądał
on na stromy, ale wcale taki nie był. Bardziej przerażający był widok w dół i
świadomość, że można z takiej wysokości spaść. Hokus oparł nogi o rynnę i odepchnął
się nimi.
Dachówki były
wystające i łatwo można było się ich złapać. Najwyraźniej ktoś w przyszłości
budujący ten zamek wpadł na to, że Gryfoni to odważni idioci i mogą zechcieć
kiedyś wejść na dach.
Hokus w parę
sekund znalazł się przy czubku i poczuł się oszukany. Gdy Acrux o tym opowiadał
wydawało mu się to dużo trudniejsze. Coś jak wyzwanie.
Czubek był drwewniano-metalowym,
wystającym wysoko na metr czymś, co przypominało maszt. Z pewnością dałoby się
zawiesić na tym flagę, więc Hokus zastanowił się, czemu nikt jeszcze tego nie
zrobił. Objął Czubek Gryfonów nogami i przyjrzał mu się.
Metal pokrywały
napisy, choć nie było ich bardzo dużo. Wzdłuż prawie całego drąga ciągnął się
wyblakły napis „ROGACZ”, napisany dużymi literami. Pod nim, jeszcze większy
widniał pogrubiony „ŁAPA”. Hokus
zobaczył jeszcze jakiegoś PETERA, tak samo wyblakłego, ale jego wzrok padł
obok, gdzie eleganckim pismem napisane było „Remus Lupin (Lunatyk)”.
Chłopiec poczuł,
że serce mu szybciej bije.
Jego przybrany
dziadek, pan Harry Potter, opowiadał mu o jego prawdziwym dziadku. Ale rzadko
można było znaleźć jakieś prawdziwe dowody na to, że też kiedyś żył, istniał,
nie był tylko opowieścią. A tu, na drugiej najwyższej wieży Hogwartu znalazł go,
choć było to ostatnie miejsce, po jakim by się tego spodziewał, zwłaszcza, że
jego dziadek był podobno prefektem i nauczycielem.
Mocniejszy
podmuch wiatru zwiał chłopakowi włosy na twarz. Odgarnął je ręką.
Pod tym napisem
ujrzał nazwiska, które sprawiły, że uśmiechnął się pod nosem, trochę ze
szczęścia, trochę złośliwie.
„TEDDY (również
Lupin)” widniał zbyt dużymi literami, by mógł to imię pomylić z kimś, kto nie
był jego ojcem. Ród Lupinów ciągnął się jeszcze do jednego nazwiska:
„Wingardium
Leviosa (nie zaklęcie tylko ja, Teddy Lupin jest strasznym ojcem)” zajmowało mniej
miejsca niż „ŁAPA”, ale małe też nie
było.
Pod spodem było
jeszcze dużo miejsca.
Hokus odetkał
marker, nie zastanawiając się dłużej, co napisać. Mokry tusz połyskiwał w świetle
księżyca, gdy „HOKUS POKUS ZGADZA SIĘ Z PRZEDMÓWCĄ” pojawiło się niżej.
W momencie, gdy
skończył, poczuł się bliżej jego całej rodziny niż kiedykolwiek wcześniej.
Jakaś gula ścisnęła go w gardle, gdy pomyślał, że jego dziadek, ojciec i brat
siedzieli w tym samym miejscu i też trzymali skuwkę w zębach, zostawiając po
sobie ślad dla potomnych.
*
Parę dni później,
gdy schodził razem z jakimś Carlem, którego dość polubił, na śniadanie, czyjaś
ręka złapała go brutalnie za ramię i odwróciła.
- Carl idź, zaraz
cię dogonię – powiedział z przerażeniem, widząc Farai, której mina bynajmniej
nie wskazywała na zadowolenie. Tłumaczyła raczej, czemu nazywają ją Czarnym
Gromem. Niby tylko na boisku. Ale jednak.
Carl odszedł,
patrząc na nich niezrozumiale, ale nie zadawał pytań.
- Jesteś idiotą!
– krzyknęła tak głośno, że Carl tak czy inaczej usłyszał. – Co ty sobie
wyobrażałeś?! Mogłeś się zabić!
- Tak jak ty!
Widziałem twoje imię!
- Ja miałam
piętnaście lat, nie dziesięć! – prawie wrzasnęła. - Twoja siostra mnie zabije!
- Ja mam
jedenaście! Nie musi wiedzieć! – krzyknął z przerażeniem chłopiec, rozszerzając
oczy.
Farai wzięła
głęboki oddech i wypuściła ze świstem powietrze.
- W każdym razie –
powiedziała już bez złości. – wiem co powiedziałam. Eliminacje są w sobotę o
trzeciej. Najwyraźniej zależy ci, więc masz przyjść. Masz jedną szansę. Nie
zmarnuj jej, bo zaczęłam cię szanować – powiedziała, odchodząc.