Acrux wiedział,
że ludzie na świecie mają w cholerę dużo problemów, ale w momencie, gdy
ojciec-ranny ptaszek budził go o godzinie 7:00, to uważał, że właśnie ten
mężczyzna jest największym problemem całej ludzkości i należy go natychmiast
zlikwidować poprzez szybkie i bezbolesne pozbawienie życia.
- ACRUX, WSTAWAJ,
BO SIĘ SPÓŹNIMY NA POCIĄG! – wrzasnął James Syriusz Potter, wparowując do
pokoju syna. Miał lekką nadwagę, typową dla mężczyzn w jego wielu
nieprzywykłych do uprawiania sportów, czarny zarost i włosy spięte w niedbałego
kucyka. Do tego sklejone w jednym miejscu czarne okulary. Wyglądał jakby bardzo
podobała mu się hipsterska moda, co tylko podkreślała wymięta zielona flanelowa
koszula poplamiona w paru miejscach farbą.
Acrux leżał
dalej, mocniej zaciskając powieki, toteż jego ojciec podszedł do okna i
odsłonił zasłony, które sprawiały, że pomieszczenie tkwiło w półmroku.
- MOJE OCZY!
NIECH CIĘ ZJE KWINTOPED, IDŹ STĄD NA MERLINA I ZOSTAW MNIE W SPOKOJU, JA ŚPIĘ –
wrzasnął Acrux, mając wrażenie, jakby właśnie oślepł, choć nawet nie otworzył
oczu.
Tymczasem James
już podszedł do łóżka i ściągnął z chłopaka kołdrę.
- Twoje krzyki
świadczą o tym, że chyba jednak już nie śpisz.
- CO TY NIE
POWIESZ, TATO? CZY TY KIEDYŚ SŁYSZAŁEŚ O DELIKATNYM BUDZENIU?!!! – krzyknął
leżący na łóżku brunet, siadając gwałtownie. Jego włosy tylko potwierdzały
przynależność do rodu Potterów – były w takim nieładzie, że wyglądały, jakby
każdy kosmyk z osobna obrał własną drogę życiową. Na jednym policzku miał
odciśnięty wzór pofałdowanej poduszki.
- Budzenia
uczyłem się od twojej ciotki Sharon, więc... nie? – odparł mężczyzna,
wzruszając ramionami.
- Dobranoc –
wymamrotał Acrux, znów się kładąc i naciągając na siebie kołdrę.
- Wstawaj, bo tu
wrócę – James wyszedł, ale zanim zamknął drzwi powiedział jeszcze: - Popraw
włosy, bo wyglądają, jakby w wolnym czasie pracowały jako gniazdo.
Acrux ryknął z
wściekłości w poduszkę i zacisnął powieki, choć nie miał nadziei na to, że znów
zaśnie.
Z pokoju obok
doleciały do niego krzyki młodszej siostry, poprzeplatane przekleństwami.
Ospałym gestem
dotknął włosów. Jak zwykle w nocy się skróciły. Natychmiast lekko je wydłużył i
siłą woli sprawił, że przestały być tak skołtunione, po czym ponownie poszedł
spać.
*
- Cudownie. Jak
zawsze się spóźnimy, Acrux. Zgadnij, czyja to wina – warknęła kobieta, która
uważała się za jego matkę, choć z wyglądu z pewnością jej nie przypominała.
Mogła być jego starszą siostrą z tymi swoimi długimi, czarnymi jak smoła
włosami, złotymi oczami i nieskalaną niczym urodą. Tak, metamorfomagia służy
jej użytkownikom.
- Menkalinan? –
spytał obojętnie, tylko po to by zdenerwować matkę, torującą sobie drogę wśród
tłumu.
- Nie zwalaj
niczego na siostrę. Co prawda, ona też spała za długo, ale była gotowa do
wyjścia gdy ty zaczynałeś jeść śniadanie!
- Mamo, to tylko
pociąg do Hogwartu – przewrócił oczami chłopak, przeciskając się przez tłumy
mugoli, zgromadzonych na dworcu King Cross. – Najwyżej nas wieczorem teleportujesz
do Hogsmeade, a ja będę mógł wrócić do domu i jeszcze pospać.
- Aline,
kochanie, jeśli go teraz zabijesz będziemy mieć mnóstwo papierkowej roboty –
powiedział James, widząc minę żony. Ciągnął oba kufry, co odbiło się na kolorze
jego twarzy. Obok niego szła szybkim krokiem Menkalinan, która jako jedyna w
rodzinie była blondynką, a jej nos zdobiły piegi oraz srebrne okulary w
okrągłych oprawkach. Na nogach miała buty na grubej podeszwie z obcasem, co
zawsze wyjątkowo wkurzało matkę, tak samo jak to, że różowa bluza z jej własnym
rysunkiem kota mającym na sobie szalik Gryffindoru była według niej odpowiednim
zastępstwem szaty szkolnej.
- Mamo, Merlin gdzieś
zwiał – stwierdziła spokojnie.
- Jakby kogokolwiek
to obchodziło – mruknęła matka. – Znajdziesz tego cholernego kota w Hogwarcie,
Melman. Acrux, weź od ojca jeden kufer, bądź mężczyzną.
- Nie – odparł
chłopak, jego włosy się wydłużyły, a twarz nabrała delikatniejszych rysów. Po
chwili wyglądał jak dziewczyna.
- Weź tę
skrzynię, leniu, albo zostawię ją w tym miejscu – zagroził James.
- Ale ja jestem
delikatną kobietą.
- TO wiem –
odparł ojciec, upuszczając jego kufer z hukiem. – Mugole się na ciebie gapią.
Czekamy na peronie.
- Chcę ci tylko
przypomnieć, Acrux, że twój kuzyn jedzie w tym roku do Hogwartu. I masz się nim
zająć – dodała mimochodem matka.
Acrux otworzył
szeroko oczy, sięgając po kufer.
- Mój kuzyn
jedzie w tym roku do Hogwartu? Czy Chris nie ma przypadkiem roku? Ile ja
spałem? – spytał.
Aline
spiorunowała go wzrokiem.
- Brata
ciotecznego. Nikołaja. Nie syna Lily. Nie mów, że go nie pamiętasz. Trudno nie
pamiętać.
Chłopak ponownie
wytrzeszczył oczy.
- CO? ON JEDZIE
DO HOGWARTU!?
- Przecież ci
mówiłam.
- KIEDY? POZA
TYM... ON NIE JEST W MOIM WIEKU?! – krzyknął, upuszczając kufer, który nie
rozwalił się chyba wyłącznie dzięki magii. Towarzyszył temu taki huk, że
otaczający ich mugole zaczęli im się jawnie przyglądać (wcześniej robili to
tylko ukradkiem, bowiem nawet gdy kufer nie naśladuje dźwiękiem bomby
wodorowej, rzuca się w oczy. Wśród tych wszystkich nowoczesnych, kolorowych
walizek, wyglądają one jak podwędzone z średniowiecza, jednak czarodzieje nadal
ich używają ze względu na wysoką pakowność.)
Melman patrzyła
na niego wzrokiem, którym on zwykle patrzył na nią – czyli jak na kogoś
niedorozwiniętego.
- Mówi o tym od
tygodnia. Nika dołącza do twojego rocznika, bo wujek Christo i ciocia Luiza
stwierdzili, że tak będzie najlepiej. Podobno słabo się dogadywał z ludźmi w
Beauxbatons, czy coś tam.
- Bo nikt
normalny się z nimi nie dogaduje – wymamrotała Aline po francusku (wciąż
zapominała, że jej dzieci też rozumieją ten język).
- Słuchaj,
kochanie, przed chwilą narzekałaś na to, że się spóźnimy. I nie chcę cię martwić,
ale właśnie to zrobiliśmy – powiedział James, wpatrując się w zegarek, jakby
próbował wyczytać z niego inną godzinę niż wskazywał.
- TAK! NIE
JEDZIEMY DO SZKOŁY!!! – krzyknął entuzjastycznie Acrux.
- Mamy jeszcze
pół godziny – odpowiedziała kobieta spokojnie, choć z pewnym niesmakiem. Gdy
zobaczyła pytające spojrzenie syna, który nadal wyglądał jak córka, które
spokojnie można by nazwać zawiedzionym, dodała: - Przestawiłam wszystkie
zegarki w domu, bo po tym, co się wydarzyło w zeszłym roku, wiedziałam, że nie
ma szans byście nie musieli wskakiwać do odjeżdżającego pociągu, gdybyśmy
przyszli tak jak zamierzaliśmy.
- CO – Acrux
wyglądał na śmiertelnie oszukanego. Jego mina wyglądała, jakby chciał się
rozpłakać i rozwalić wszystkie zegarki jednocześnie.
Menkalinan nie
wyglądała na zdziwioną.
- Ta, widziałam
jak przestawiałaś ten w salonie.
- To było o
drugiej w nocy, Melman! – oburzyła się matka.
Dziewczynka
wzruszyła ramionami.
Jakiś gruby
mężczyzna z teczką przepchnął się przez środek ich grupki.
Aline odruchowo
sięgnęła do kieszeni długiego płaszcza, przypominającego ten, który nosił Neo
w Matrixie.
- Nienawidzę
takich ludzi – warknęła. – Zero przepraszam, nic.
- TO SAMO
CHCIAŁEM POWIEDZIEĆ, MAMO. Odebrałaś mi pół godziny snu! – odwarknął Acrux,
mijając matkę i idąc w kierunku jednej ze ścian pomiędzy peronem numer 9 i 10.
Wyglądał na poważnie obrażonego.
- Nie zapomnij zmienić
sobie twarzy, Acruxio, wydaje mi się, że nie chcesz żeby znajomi zobaczyli cię
w takim stanie – mruknęła kobieta.
*
Acrux posłuchał
matki mamrocząc parę przekleństw pod nosem. Po chwili wpadł przez ścianę na
peron i jednocześnie na pewną jasnowłosą rodzinę. Jego rodzinę.
- Acrux! –
ucieszyła się przepiękna kobieta o blond włosach, która zauważyła go jako
pierwsza. Miała na sobie szarą, lnianą, elegancką sukienkę, która mocno opinała
jej lekko już okrągły brzuch i kapelusz typowy dla czarownic tego samego koloru
i z tego samego materiału. Z pewnością cały strój zaprojektowała sama.
Natychmiast uściskała go i obejrzała.
- Cześć, ciociu
Luizo – wymamrotał Acrux, uwalniając się z jej rąk i odgarniając szelmowskim
gestem włosy.
- Och, nie
widzialam cię od bardzo dawna! Chiba od poprzednich świąt! – powiedziała z
francuskim akcentem. – Prawie się nie zmieniłeś! Nadal te sami zlote oczi? Nie
przeszlo ci? Jesteś jak matka. Ona też nie potrafi się ich pozbyć.
Za plecami
kobiety stał jej mąż, białowłosy mężczyzna. Prawie nie zmienił się od czasów
szkolnych. Nadal był przystojny, choć w przeciwieństwie do żony zaczęły mu się
robić już zmarszczki wokół oczu, a białe włosy byłyby miejscami siwe, gdyby nie
fakt, że białe były zawsze. Uśmiechnął się szeroko, a błysk w jego oku mówił,
że mimo wyglądu nadal do końca nie dorósł – że naprawdę spodobałaby mu się
jakaś bitwa na jedzenie albo wsadzanie do dziurek od klucza gumy do żucia.
- Hej, Acrux, jak
leci?
- Matka
przestawiła nam zegarki w domu żebyśmy wstali – odburknął, aczkolwiek już
patrzył na swojego kuzyna, który naprawdę przyciągał wzrok.
Aline, Matka
Acruxa, zawsze mówiła, że chciałaby móc go kiedyś namalować. Ojciec nigdy nie
powiedział tego na głos, ale Acrux czuł, że się z nią w głębi duszy zgadza.
Chłopak nigdy nie rozumiał, o co im chodzi, ale teraz, gdy go zobaczył po
długiej rozłące, poczuł natychmiastową chęć wyjęcia z kufra farb i pędzli i
uwiecznienia go w tym miejscu, teraz. Mało go obchodziło to, że Niki jest jego
kuzynem i zostałoby to odebrane co najmniej dziwnie.
Nikołaj był
albinosem. Albinosem którego białe jak śnieg włosy opadały na plecy i które
splecione były w niektórych miejscach w warkoczyki zakończone kolorowymi
piórami. Ubrany był w zieloną koszulkę bez rękawów i podarte dżinsy, które
kiedyś pewnie sięgały do ziemi, ale teraz obcięte na wysokość kolan, a na
nogach miał trampki w dwóch innych kolorach – jeden żółty, drugi fioletowy. W
pasie zawiązał czerwoną koszulę w kratkę. Najbardziej jednak rzucała się w oczy
ilość talizmanów i amuletów, którymi chłopak był obwieszony. Najciekawsza w
jego wyglądzie była jednak twarz. Urodę odziedziczył po matce, była więc wyjątkowo
delikatna, nie wyglądał już jednak jak dziewczyna, jak gdy był młodszy. Raczej
jak dwudziestopierwszowieczny elf szaman.
Acrux naprawdę
nie rozumiał, czemu chłopak nie był akceptowany w Beauxbatons, które słynęło z
zamiłowania do grzecznych chłopaków i dziewczyn, ubierających się w takie same
mundurki, schludnych i idealnych. Naprawdę.
- Cześć. Miło cię
znów widzieć – powiedział albinos. Jego głos był wyjątkowo spokojny i głęboki,
choć nie niski.
Podał Acruxowi
rękę, który szybko ją uścisnął, również się witając. Wyczuł między palcami parę
pierścionków. Dziwnie się czuł w jego towarzystwie. On sam był bardziej
normalny z wyglądu i, choć mógł z nim non stop eksperymentować, wolał zostawać
raczej takim, jakim naprawdę był, może troszkę podrasowanym (no sześciopak i
brak pryszczów to nie jest wiele, prawda?). Jego jedyną słabością
metamorfomagiczną były oczy, które prawie zawsze robił na kolor złoty, ale w
porównaniu do białowłosego to nie wyróżniał się z tłumu niczym, poza tym, że
był nieziemsko przystojny, rzecz jasna.
- Acrux, tu
jesteś! – powiedział James, podchodząc do grupki. – Hej, Luiza. Christo!
Mężczyźni
powitali się bardzo męskim poklepaniem po plecach (czyli po prostu padli sobie
w objęcia).
- Czyli Nikołaj
wreszcie jedzie do Hogwartu? – spytał James. – Już zapomniałem jak to jest
wysyłać dziecko pierwszy raz do szkoły.
- My też –
odpowiedział z uśmiechem Christo. – Robimy to tylko po to, by sobie
przypomnieć.
- Tak myślałem –
powiedział Nikołaj, wsadzając ręce w kieszenie. Coś w jego ruchach mówiło, że
zawsze był oazą spokoju, nawet teraz, gdy jechał do nowej szkoły. Acrux czuł
się przy nim jak małpka na sterydach. – W końcu to był wasz pomysł. Jakbyście
nie mogli poczekać aż bliźniaki będą mieć jedenaście lat.
- Najpierw muszą
się urodzić. Nie wytrzymalibyśmy tak długo.
- Acrux, idź z
Nikim, poszukajcie przedziału, dobrze? – poprosiła Aline.
- Jasne – odparł
chłopak, podnosząc kufer. – Chodź, Nika, idziemy. Znajdziemy pozostałych.
- Pozostałych? –
spytał albinos z uśmiechem. – Rozumiem, że nie przedział?
- Na sto procent
mają już przedział. Poza tym, że niektórzy jeszcze nie przyszli. A tak serio,
czemu się przenosisz? Znam wersję matki o niedogadywaniu się, ale wiem, że
oficjalne wersje zwykle są mało prawdziwe.
- Czyli my też
będziemy o tym gadać? – spytał białowłosy, podchodząc za Acruxem do
najbliższego wagonu. Brunet wrzucił swój kufer z hukiem przez drzwi (kufer ten
dość często doświadczał takiego traktowania, jak pewnie zauważyliście).
- Też? – zdziwił
się, wskakując za bagażem.
- Chyba nie
myślisz, że dorośli by nas odprawili gdyby nie chcieli o nas gadać? – odparł
Niki, podając Acruxowi swój. Chłopak przyjął go ze stęknięciem i zmarszczył
brwi.
- Nie mam pojęcia
– wzruszył ramionami, gdy albinos wszedł za nim do pociągu. – Więc?
- Cóż nie dogadywałem się z moimi rówieśnikami.
- Pewnie dlatego,
że używałeś takich słów. Kto mówi rówieśnicy? Chyba ostatnio McGonagall coś
wspomniała. Wiesz ile ona ma lat?
Nikołaj
zignorował go.
- Ani z innymi uczniami.
Ani z nauczycielami. Ani z rzeźbami na ścianach. Ani nawet z połową sów
pocztowych.
- O co poszło?
- O mnie –
powiedział biały, zaglądając do przedziału w poszukiwaniu znajomych twarzy. Nadal
miał ręce w kieszeni, ale powiedział to takim tonem, że Acrux od razu wyobraził
sobie jak ten wskazuje na siebie teatralnym gestem.
- O ciebie? –
zapytał złotooki, idąc za nim i nie zawracając sobie głowy szukaniem
kogokolwiek. Nie włożył obu rąk do kieszeni tylko dlatego że ciągnął za sobą
bagaż.
- Przez pierwsze
trzy roczniki miałem przerąbane, bo wszyscy śmiali się ze mnie, że jestem
dziewczyną... nie, czekaj, to chyba jednak przez cały czas, oni z tego nie
wyrośli. Poza tym jakoś na drugim roku taki Xawier postawił sobie za punkt
honoru zniszczenie mi życia. Wiesz, takie głupie rzeczy jak zabieranie ubrań i
chowanie ich po całym budynku. Nauczyciele przymykali na to oko, bo to ja byłem
tym beznadziejnym w nauce i ciągle kłócącym się z nauczycielami – ogólnie tym
gorszym. Zupełnie nie miałem żadnych wspólnych tematów z nikim. Bla, bla, bla.
Czy moja historia życia była interesująca?
- Nie wyglądasz
jak dziewczyna.
- Zapomniałeś
dodać „już”. Znasz mnie całe życie, Acrux. A to oznacza, że doskonale
pamiętasz, jak wyglądałem parę lat temu. Jak mnie zobaczyłeś raz to krzyknąłeś,
że myślałeś, iż masz kuzyna.
- Czemy ty
używasz takich słów jak „iż”? Nie będę się śmiać z twojego wyglądu, tylko ze
sposobu wysławiania się.
- Wysławiania
się? Nawet ja tak nie mówię.
- Widzisz, to
zaraźliwe!
Nikołaj ciągle
sprawdzał nowe przedziały. Kufer Acruxa wydawał głośne stukoty, zwłaszcza w
przerwach między wagonami.
Nagle białowłosy
zobaczył przebiegającego pod ścianą małego pająka.
- Pająk przed
południem! - ucieszył się jak mały chłopiec. Był pełen dziwnych kontrastów.
Zachowywał się spokojniej niż większość dorosłych i cieszył się tak niewinnie
jak dzieci. – Będziemy mieć szczęście, Acrux. W każdym razie rodzice przenieśli
mnie do Hogwartu. Po angielsku i tak umiem mówić, a tu jest najwięcej osób, które
znam. Mi jakoś Beauxbatons nie przeszkadzało, przyzwyczaiłem się, ale matka się
uparła.
- Czemu nie do
Durmastrangu? Tam też kogoś znasz, nie? O co chodzi z tym pająkiem?
- Bo nie lubię
Bułgarskiego. Francuski i Angielski lepiej brzmią. Zobaczenie pająka przed
południem przynosi szczęście, nie wiedziałeś?
Acrux spojrzał na
niego polemicznie, po czym powiedział, jakby nagle sobie to przypomniał:
- Ej, ale to
oznacza, że będziesz przydzielany do domu na szóstym roku!
- Chyba ich
znalazłem – odpowiedział Nikołaj, nie chcąc wchodzić w dyskusję na temat tego,
że z góry przedstawią go całej szkole jako „tego nowego”.
Chłopcy weszli do
przedziału.
Były w nim na
razie trzy osoby – piegowaty chłopak o kasztanowych włosach i dwóch różnych
kolorach oczu, zielonowłosa dziewczyna z mnóstwem kolczyków i czarna jak smoła
postać, która natychmiast rzuciła się na Nikołaja.
- Haha! Mówiłam,
że kobiety nie przekonasz! Mówiłam, że twoja matka się uprze! - krzyknęła
dziewczyna, a burza jej czarnych włosów na chwilę zasłoniła mu całą wizję. Nie
była lekka, więc albinos prawie się przewrócił, ale szybko złapał równowagę i
również ją objął z uśmiechem. Była miękka i jak zawsze pachniała, jakby właśnie
zeszła z miotły – czystym i świeżym powietrzem oraz smarem do czyszczenia rączki.
- Hej, Farai.
Tak, moja matka wygrała. Napisałem ci o tym w liście. Cześć, Thor – dodał,
patrząc na chłopaka o kasztanowych lokach, który już włożył białą koszulę i
właśnie wiązał niebiesko-czarny krawat. Na nogach wciąż jednak miał hawajskie
spodnie w hibiskusy i sportowe buty nike.
- Hej – odparł
chłopak, wyraźnie skupiony na tym, co robił.
Dziewczyna
wypuściła albinosa z objęć i zaczęła szukać stopą klapka, który spadł jej ze
stopy, gdy postanowiła na niego skoczyć. Biały, za wielki T-shirt z napisem
„Kiedyś byłam aniołem, ale życie podcięło mi skrzydła, więc wsiadłam na miotłę”
poza tym, że podkreślał afrykański kolor jej skóry, to jeszcze dodatkowo
opisywał charakter dziewczyny. Szorty były prawie w całości zakryte przez
bluzkę. Dziewczyna była wysoka, ale nie bardzo chuda.
- Jasne –
przewróciła oczami. – Sowa jeszcze nie doleciała, najwyraźniej.
Spojrzała
wkurzona na chłopaka z mnóstwem piegów, który wzruszył ramionami, jakby nie
miał pojęcia, co się stało z wiadomością.
Acrux przywitał
się z rodzeństwem, po czym stanął przed zielonowłosą i się w nią zamienił.
Dosłownie.
Dziewczyna
uśmiechnęła się. Miała koci uśmiech, który sprawiał wrażenie, jakby wiedziała,
kiedy dokładnie świat się skończy. Najwyraźniej to, co Potter zrobił, niezbyt
ją zdziwiło. Ona zrobiła do samo. Zamieniła się w Acruxa.
Nikołaj zamrugał
zdziwiony, ale ta sytuacja nie wytrąciła go z wewnętrznej równowagi.
- Oni tak zawsze?
Dziewczyna,
będąca teraz Acruxem, pocałowała swój biceps, który był dobrze widoczny spod
jej czarnej, obcisłej koszulki z trupią czaszką. Pod spodem nadal miała
odblaskowo-zielony stanik sportowy, co wyglądało komicznie.
- Ach, jestem
taki przystojny – powiedziała zjadliwie. – Szkoda tylko, że jedynie gdy używam
do tego mojej mocy.
- Ach, jestem
taka niska – odparł czarnowłosy, który rzeczywiście tonął w swoich ubraniach,
gdy przybrał jej postać. – Szkoda tylko, że taka jestem też w rzeczywistości.
Acrux trzepnął
dziewczynę po krótkich, zielonych włosach, wygolonych po bokach. Znaczy się dziewczyna
pod postacią Acruxa trzepnęła Acruxa pod postacią dziewczyny.
- Jaki ty Potter
jesteś wkurzający, serio – powiedziała, wracając do swojej normalnej postaci.
Jej oczy błysnęły dziko. Naprawdę przypominała kota.
- Jaka ty Lupin
jesteś wkurzająca, serio.
W tym momencie zielonowłosa
wpiła się w usta owego wkurzającego Pottera, który stanął jak zamurowany,
niemal w trakcie przemiany powrotnej. Nikołaj widział jego walkę wewnętrzną
odnośnie tego, jak ma się zachować. Po chwili oddał jej pocałunek z taką samą
pasją. Najwyraźniej nie był to pierwszy raz, kiedy to robił.
- Tęskniłam za
tobą – odezwała się dziewczyna, gdy przestali. – Jesteś idiotą, ale za tobą
tęskniłam w cholerę.
Acrux dopiero
teraz stanął mrugając jak głupek. Gdy skończyła się część, którą znał dość
dobrze (całował się bowiem z wieloma dziewczynami), nie miał pojęcia, co
zrobić. Abra nigdy wcześniej nie okazywała wobec niego takich uczuć. Zawsze
byli przyjaciółmi. W sensie... zawsze mu się podobała, ale mimo wszystko...
- Nie wiedziałem,
że masz dziewczynę – zdziwił się białowłosy z uśmiechem, przerywając ciszę.
- Ja też tego nie
wiedziałem – wymamrotał Acrux.
- Bo nie ma –
stwierdziła dziewczyna. – Aczkolwiek wygląda na to, że właśnie to zmieniłam.
- Ale... –
odezwał się brunet, przypominając sobie o tym co się właśnie wydarzyło. – Co...
Jak...
- Ale my się
chyba nie znamy, prawda? – zapytała dziewczyna, ignorując wypowiedź bruneta i
stając przed Nikołajem. Rzeczywiście była niska. Sięgała mu do podbródka.
- Tak właściwie
to się kiedyś widzieliśmy, ale mieliśmy po dwa lata.
Dziewczyna
uniosła brew.
- Fascynujące.
Jestem Abra.
- ...Kadabra –
parsknęła Farai.
Została
spiorunowana spojrzeniem.
- Mam rodziców
idiotów, bardzo przepraszam.
- Czyli na drugie
masz Kadabra? – zaśmiał się albinos.
- Tak. Mój starszy
brat to Wingardium Leviosa, a młodszy Hokus Pokus. Problem?
Kufer Acruxa wleciał
z hukiem na półkę, nie będąc pewnym, czy polecenie dotyczyło jego, ale woląc je
jednak wykonać. Zielonowłosa była typem osoby, której polecenia lepiej
wykonywać.
- Nikołaj –
przedstawił się szybko, widząc jej spojrzenie. Tak, przypominała kota, ale
takiego dzikiego, który w genach miał także węża. Jej oczy miały lekko pionowe
źrenice, co widziało się dopiero, gdy się w nie spojrzało. Z pewnością było to
zamierzone.
- A, bo ty jesteś
chłopakiem? Rozumiem. Wybacz pomyłkę – uśmiechnęła się drwiąco.
Farai
wytłumaczyła szybko:
- Ona tak zawsze,
musisz się przyzwyczaić. Poza tym, że po wszystkich jedzie, można z nią żyć.
- Masz na myśli
przyzwyczaić się? Tak, to umiem - westchnął. - Salalvatorze Smilenice, jesteś
tu jedyny ogarnięty, gdzie są wasi rodzice?
Farai usiadła na
kanapie i wyprostowała nogi w kolorze hebanu.
- Znając mamę,
pewnie już znalazła twoich - odparła.
- Dobra, to ja
się idę pożegnać – stwierdził białowłosy, wzruszając ramionami. – Kiedyś będę
musiał wysłuchać ich wykładu.
- Spoko, idę z
tobą – powiedziała Farai, sięgając po zwisający z półki na bagaże krawat w
czerwono-złote paski. Zawiązała go sobie na szyi w kokardę. Widząc zdumione
spojrzenie Nikołaja, wytłumaczyła:
- Mama kazała nam
się przebrać w mundurki.
Salvatore
przewrócił dwukolorowymi oczami. Jedno z nich miało wyjątkowo niebieski kolor,
a drugie zielony.
- Powiedziała
przebrać się – mruknął, wychodząc za nimi z przedziału. – A nie zawiązać krawat
na szyi i udawać, że tak wyglądają szaty odświętne. Już sam fakt, że nie musimy
ich nosić na co dzień w szkole świadczy o tym, że powinniśmy je szanować, gdy
już je mamy na sobie.
- Powiedział
wszechwiedzący Salv, wciąż mając na sobie gatki w hibiskusy – odgryzła się
czarna.
Piegowaty
spojrzał na swoje nogi, również piegowate, ale zamiast się obrazić, tylko się
roześmiał.
- I tak jestem w
większym stopniu przebrany niż ty!
- Masz rację,
jesteś w większym stopniu komiczny! Poza tym mama mówiła, żebyśmy się
przebrali, póki nikogo nie ma, a teraz to i tak nie ma sensu!
Chłopak
westchnął.
Nikołaj szedł
obok nich i przyglądał się ich rozmowie. Ta dwójka zachowuje się jakby byli
naprawdę rodzeństwem, choć w rzeczywistości nie trudno było zgadnąć, że Farai
jest adoptowana. Nawet jeśli rodzina Smilenice’ów rzeczywiście jest z Włoch, to
jednak tak czarną skórę mają osoby tylko w tych częściach Afryki, w których
biały człowiek pojawia się tak rzadko i na tyle krótko, że nie ma szansy
spłodzić dzieci. Z pojawieniem się Farai w rodzinie wiązała się pewna historia.
Niestety nikt mu jej nigdy nie powiedział.
Nikołaj spojrzał
na czarnoskórą.
Dziewczyna wyskoczyła
z pociągu, a za nią jej brat. Oboje byli bardzo wysocy, Thor jednak trochę
przewyższał siostrę. Nikołaj dziwnie się przy nich czuł – ledwo dorównywał
wzrostem Farai. A jednak czuł się przy nich dużo lepiej, niż w swojej
poprzedniej szkole. Może jego matka miała rację?
*
Acrux został sam
na sam z Abrą w przedziale.
Czuł się co
najmniej dziwnie, a jego usta nadal lekko mrowiły i błyszczały się od śliny.
Abra była jego
najlepszą przyjaciółką niemal od zawsze. Oboje odziedziczyli niesamowite zdolności
metamorfomagiczne i na początku znajomości dlatego właśnie tyle czasu spędzali
razem, ucząc się od siebie wzajemnie. Potem to się zmieniło, zostali
przyjaciółmi nie tylko przez wgląd na to, co im obu nie sprawiało już żadnego
problemu. Nie wszyscy wiedzieli, że aż tyle czasu spędzają ze sobą – czasami
jedno z nich zamieniało się w innego ucznia Hogwartu – ale łączyło ich naprawdę
dużo. Mimo, że Abra była wyjątkowo wredna i zapatrzona w siebie. Acruxowi to
nie przeszkadzało – on sam był w cholerę leniwy i... no, tak właściwie, to też
egocentryczny. Razem uwielbiali jechać po ludziach i narzekać na życie i
właśnie to było tym spójnikiem między nimi. To podejście było tym „i”, które
stawiali inni ludzie między nimi.
Abra i Acrux.
To zawsze dobrze
brzmiało. Chłopak zaczął to dostrzegać już rok temu, na równi z tym, że Abra
też jest dziewczyną i to całkiem ładną, na swój własny sposób. Tak właściwie to
na każdy sposób, nie każdy wśród przodków miał Willę. Po prostu dziewczyna
zaczęła mu się podobać. Ale ponieważ wciąż umawiała się z prawie każdym
chłopakiem w Hogwarcie na raz to
myślał, że to uczucie jednostronne i minie (sam też się umawiał z dziewczynami,
żeby nie było, że coś się u niego zmieniło i żeby Abra nie zaczęła nic
podejrzewać, bo to mogłoby zniszczyć ich przyjaźń, a tego Acrux nie chciał).
Nie miał pojęcia,
że dziewczyna robiła to samo. I że ona robiła to od dwóch lat.
I nagle
dzisiejszy pocałunek wszystko zmienił.
- Ab... jak...
ale... - znów starał się coś powiedzieć, ale nie wyszło.
- No? – spytała
dziewczyna, jakby nie rozumiała, o co mu chodzi. Lekko uniesiony kącik ust
jednak przeczył jej słowom.
- Skąd ty... w
sensie... argh.
- Nie mam pojęcia
o co ci chodzi – stwierdziła dziewczyna, patrząc na swoje zielono-srebrne paznokcie
w kolorach jej szkolnego domu. – Postaraj się wysłowić, Potter. I przestań
udawać pirata.
- Abra! –
krzyknął bezsilnie brunet. – Skąd ty wiedziałaś?
- O czym? –
uniosła brwi.
- Ja nie mogę.
- Ja też. Rzecz
jasna zrozumieć, o co ci chodzi. Chciałabym być Asklepiose.
Acrux natychmiast
zrozumiał aluzję.
- ASKLEPIOSE! –
krzyknął, wcale nie symbolicznie waląc się dłonią po czole. - Jestem idiotą.
- Jesteś – Abra
przysunęła się do niego. Pachniała mocnym dezodorantem. Złapała jego twarz w
dłonie i stanęła na palcach, by jej wargi znalazły się bliżej jego warg. – Ogromnym
idiotą, tak dokładniej – dodała szeptem.
Tak jak Acrux,
dziewczyna całowała cudownie. W ogóle była cudowna. Potter dość często
wyobrażał sobie ich pierwszy pocałunek. Zapominał się nawet przy Asklepiose,
choć wiedział, że dziewczyna się dowie. Tak właściwie mało było rzeczy, których
nie wiedziała. Tylko doskonali oklumenci byli w stanie się przeciwstawić jej
umysłowi.
- Co musiałaś
zrobić, by się dowiedzieć? – spytał cicho w jej ucho.
- Ma u mnie zapas
tylu czekoladowych żab, ile zechce, do końca tego roku. U nas – poprawiła się,
również szepcząc. – No, ale trzeba pożegnać rodziców. Co ty na to, by przypadkiem
przemilczeć tę kwestię?
*
Grupka rodziców
znacznie się powiększyła, nie tylko o rodziców.
Obok taty Acruxa
stał teraz wysoki, przystojny i umięśniony blondyn, uśmiechający się od ucha do
ucha i ściskający swoją żonę, również blondynkę. Kobieta jednak, w
przeciwieństwie do matki Nikołaja, nie miała idealnej figury (chyba, że jest
nią kula), a jej włosy stanowiły istną burzę loków. Również się uśmiechała.
Nikołaj spojrzał
na swoją matkę i ojca. Przyjrzał się brzuchowi mamy – mylił się, jego matka nie
miała idealnej talii, ale nie miało to związku z nadmiarem tłuszczu, a
nadmiarem chęci posiadania kolejnego dziecka.
A raczej dzieci.
Dwójki.
Obok pary
blondynów na kufrze siedział chłopak. Acrux znał słowo obiektywny i w zgodzie z
nim mógł powiedzieć, że był on wyjątkowo przystojny. Wyglądał jak młodsza
wersja własnego ojca, ale jednocześnie przypominał poniekąd matkę. Miał wysokie
kości policzkowe i niebieskie oczy. Dżinsy, niebieska koszula w czarną kratkę i
trampki z tym samym wzorem były idealnie wyprasowane i dopasowane. Wyglądał na
brytyjskiego chłopaka z bogatej rodziny, kulturalnego, dobrze wychowanego i idealnego.
W ręku trzymał wielki
zeszyt (również w kratkę) i przypatrywał się intensywne czemuś, co się w nim
znajdowało, o czym świadczyły zmarszczone brwi i lekko wysunięty język. Za
uchem brunet dostrzegł niebieski ołówek (jego kolor nie mógł być przypadkiem),
który szybko został stamtąd zabrany i teraz wybijał równy rytm na kartce.
Obok niego stali
Salv, Farai i Nikołaj, rozmawiając głośno. Chłopak najwyraźniej nie zwracał na
nich uwagi.
- Hej! –
krzyknęła Abra, podchodząc do grupki. – Rozumiem, że nasz kolega znów nad czymś
pracuje i nie ignoruje mnie tylko dlatego, że nie odpisałam na jego poprzedni
list?
Blondyn nawet nie
podniósł głowy, zbyt zajęty stukaniem ołówkiem o kartkę.
- Czyli pracuje –
stwierdziła dziewczyna.
- Cóż, to taki
trudny los geniusza – westchnął Salv i spojrzał na blondyna z udawanym
smutkiem. – Nie rozumiem, czemu go jeszcze tolerujemy.
- Bo jestem twoim
najlepszym przyjacielem, czy tego chcesz, czy nie – odparł entuzjastycznie
chłopak, nagle unosząc głowę i patrząc na kasztanowłosego. Zatrzasnął zeszyt,
który wydał pusty dźwięk uderzających o siebie kartek papieru. – Muszę to na
chwilę zostawić, żeby potem mieć świeższe spojrzenie. O czym mówiliście, bo was
nie słuchałem?
- O tobie i tym,
że jesteś wkurzający – stwierdziła Farai.
- Nie, na pewno
nie, jestem za cudowny na takie traktowanie.
- Mówię serio.
Przedstawiałam cię Nikołajowi – wskazała na białowłosego, który uśmiechnął się.
Blondyn zbadał go
spojrzeniem.
- Ale ja go
przecież znam – orzekł po chwili.
- Dawno się nie
widzieliście.
- Jeżeli tak, to
cześć, Nikołaj, jestem Caspian, jeśli mnie nie pamiętasz. – Wstał z kufra i
wyciągnął rękę w kierunku albinosa, który przyjął ją i powiedział:
- Właśnie im
tłumaczyłem, że też cię pamiętam. Ale najwyraźniej bardzo chcieli opowiedzieć o
tobie. Niezbyt miłe rzeczy, tak na marginesie.
Nikołaj zdziwił
się, gdy przyjął jego dłoń. Był prawie pewny, że będzie gładka i zadbana o
długoch palcach stworzonych do gry na pianinie, jak dłoń często traktowana
kremem nawilżającym, tak bowiem sugerował wygląd chłopaka, jednak w trakcie
uścisku, który był bardzo mocny, białowłosy wyczuł mnóstwo małych blizn,
zgrubień i ranek pod palcami. O taką dłoń mógłby podejrzewać jakiegoś macho, co
w wolnym czasie nawala pięściami w metalowe słupy, a nie takiego (bądźmy ze
sobą szczerzy) lalusia.
- Nie rozumiem
ich. Są jedynymi osobami w szkole, które nie mają mnie za ideał.
- Jeszcze
Asklepiose – dodała Farai. – Ale ona nigdy nikogo nie będzie mieć za ideał.
Także musisz się pogodzić z tym, że twoim przyjaciele cię lubią najmniej ze
wszystkich.
- Mam nadzieję,
że zdajesz sobie sprawę z tego, że twoja wypowiedź trochę mija się z sensem.
Ponieważ doskonale wiecie, że po poznaniu bliżej jeszcze zyskuję – obruszył się
Caspian, obrzucając ją swoim olśniewającym uśmiechem nr. 7 i schylając się, by
podnieść leżącą obok kufra czarną torbę przez ramię.
Nikołaj uniósł
brwi. Owszem, pamiętał Caspiana, ale ostatnio widzieli się jakieś pięć czy
nawet sześć lat temu. I wtedy chłopak wyglądał troszeczkę inaczej. A raczej
zachowywał się. Zapamiętał go w luźnych, dziurawych ogrodniczkach poplamionych
białą farbą i z za wielkim pasem na narzędzia, uśmiechniętego od ucha do ucha.
Może fakt, że widział go w wakacje dodatkowo zmieniał jego punkt widzenia.
Teraz blondyn przypominał mu Xawiera z Beauxbatons, narcystycznego dupka, za którym
nie za bardzo przepadał.
- Dobra, ja muszę
znaleźć moich rodziców – stwierdziła znienacka Abra. – Hokus jest
pierwszoroczniakiem. Muszę wysłuchać ich odkrywczego wykładu o opiekowaniu się
nim. Jakby naprawdę wierzyli, że trafi ze mną do Slytherinu. A poza tym chyba
nie myślą, że będę się nim zajmować w przerwach. Mam ważniejsze rzeczy do
roboty.
- Idź już i
przestań narzekać – warknęła Farai. – Jeszcze ktoś pomyśli, że jesteś wredną
dzidą, której nic nie obchodzi.
- Przepraszamy za
spóźnienie – usłyszeli głos od strony dorosłych, który przerwał ciszę. Abra
odeszła mamrocząc coś pod nosem. – Musiałam zamienić słówko z panią Hudson.
Niespodziewanie do
grupki dołączyli rodzice Salvatore’a i Farai. Nikt nie miał najmniejszych
wątpliwości, że to oni. Kobieta była marchewkoworuda, miała piegi na całym
ciele i oczy dwóch różnych kolorów, a mężczyzna z brązowymi lokami i dwudniowym
zarostem o włoskiej urodzie przewyższał prawie wszystkich w okolicy, choć jego
posturę można było nazwać tylko dwoma słowami – wyjątkowo chudy. Salv stanowił
idealną mieszankę ich obu.
- Z kim? –
zdziwił się tata Acruxa.
- Z panią, która
rozwozi słodycze w trakcie podróży do Hogwartu – odparła pani Smilenice. – Pani
Hudson.
- Jak ta z
Sherlocka Holmesa? – dopytał ojciec Caspiana. – I my o tym nie wiedzieliśmy
przez całe nasze życie?
- Może wy. Ja z
Willem wdałam się z nią w miłą rozmowę na trzecim roku.
Farai podeszła do
matki.
- Czemu
rozmawiałaś z panią Hudson? – spytała. Ona i Salvatore niemal od zawsze
wiedzieli, że tak się nazywa, jej rodzice już wcześniej im powiedzieli.
- Far, kazałam
wam się przebrać w mundurki – oburzyła się kobieta. – A nie zawiązać krawat jak
kokardę i udawać że tak to powinno wyglądać!
- To samo jej
powiedziałem – stwierdził Salv pod nosem tonem przywodzącym na myśl „a nie
mówiłem”.
- Powiedział
chłopak w spodniach w hibiskusy – mruknęła jego matka, mierząc go spojrzeniem.
*
Hogwart Express
ruszył ociężale po torach. W ośmioosobowym przedziale trzy miejsca nie były
zajęte, mimo, że znajdowało się w nim sześć osób. Abra bowiem wybrała sobie
miejsce na kolanach Acruxa.
- Gdzie jest Ask?
– spytał Salv, rozglądając się.
- Dopiero teraz
zdałeś sobie sprawę, że jej nie ma? – spytała sarkastycznie Farai. – Masz
spostrzegawczość sowy, doprawdy – dodała z tajemniczym uśmieszkiem.
- Sowy mają
bardzo dobry wzrok.
- Widzisz nawet
wśród nich byłbyś niedorozwinięty.
Kasztanowłosy
spiorunował ją spojrzeniem. Na każdym innym ten wzrok z pewnością zrobiłby duże
wrażenie, jednak czarnoskóra dorastała z nim od niemowlaka i była
przyzwyczajona. Poza tym to spojrzenie Sharon Smilenice znane było ze swojej
mocy, a ona była ich matką. Z tego powodu pewnie nie istniała na świcie osoba,
która mogłaby wywołać dyskomfort u Farai, patrząc na nią.
Po chwili Salv
przeniósł spojrzenie dwukolorowych oczu na Caspiana, który ponownie coś robił
ze swoim zeszytem w kratkę. Nie było to z pewnością rysowaniem, wyglądał, jakby
starał się zrobić z kartki origami, nie wyrywając jej. Wyglądał na zbyt
zajętego swoją czynnością, by zobaczyć choćby najnowszą wystawę w magicznych
dowcipach Wesley’ów (która składała się głównie z fajerwerków), jednak mruknął:
- Na mnie się nie
patrz.
Salv westchnął.
- Kim jest
Asklepiose? – spytał Nikołaj po chwili milczenia, wypełnionego bezgłośnym
pojedynkiem Acruxa i Abry na języki.
- Naszą
przyjaciółką – odparł Salvatore, wstając, by sięgnąć do plecaka i starając się
nie patrzeć na Ślizgonkę i Gryfona. Kolor włosów Abry zmieniał się jak w tęczy,
a Acrux nie pozostawał jej dłużny, bo piegi, które pojawiły się w ilościach
masowych na jego twarzy migrowały jak bociany na zimę.
- Domyśliłem się –
odparł chłopak, bezwiednie bawiąc się jedną z dłuższych, zakończonych koralikiem
bransoletek.
- Co wy wszyscy
tacy domyślni dzisiaj? Dobra, w każdym razie Asklepiose jest... oryginalna.
- Och, daj spokój
z tymi swoimi dyplomatycznymi kwestiami – ziewnęła Farai i przeciągnęła się. –
Asklepiose jest wyjątkowo dziwna. Nie tylko pod względem wyglądu. Urodziła się
niemową, ale w zamian za to ten ktoś czy tam ktosiowie na górze obdarzył ją
mega mocną głową.
- Co nie znaczy,
że się nie upija alkoholem – wtrącił Salv, grzebiąc w plecaku. Nikołaj
dostrzegł tam głównie książki.
- Skąd wiesz?
Widziałeś kiedyś jak piła? – zaczęła się kłócić dziewczyna.
- Nie i nie mam
zamiaru. W każdym razie jest wyjątkowo potężną leglimentką.
- Jest takie
słowo? – dogryzła mu siostra.
- Włada mocą
leglimencji! – zdenerwował się piegowaty. – Jest leglimentką!
Farai nachyliła
się do Nikołaja i szepnęła mu do ucha tak cicho, że maszynista pociągu zapewne
ją usłyszał:
- TO ZNACZY, ŻE
CZYTA W MYŚLACH, JAKBYŚ NIE ZROZUMIAŁ JEGO GLĘDZENIA.
Thor jedynie
spojrzał na nią ze współczuciem i wyjął jakieś zawiniątko z folii aluminiowej z
plecaka.
- To, że ty
jesteś głucha, nie znaczy, że on też.
- Moja głuchota
to działanie obronne mojego organizmu na twoje kazania.
- Twoja głupota?
– dopytał jej brat.
- O, twój
organizm zaczął się chronić przed sobą samym.
Nikołaj siedział
z boku i przyglądał się im, jednak myślami był gdzie indziej. Kłótnia
rodzeństwa trwała jeszcze chwilę, dopóki Thor nie wgryzł się w kanapkę (która
okazała się być zawartością zawiniątka) i nie krzyknął z obrzydzeniem:
- O fuuu.
Z trudem
powstrzymał się od wyplucia kęsa, który wziął.
- To pewne moje –
uśmiechnęła się Farai, wyjmując mu ją z ręki. – Możliwe, że twoja głuchota
działa trochę upośledzenie, mówiłam ci, że pakuję moje rzeczy do ciebie, bo nie
chce mi się nosić.
Salv był zbyt zajęty
próbą zdjęcia z języka smaku ketchupu bananowego, by się odgryźć, aczkolwiek
posłał jej spojrzenie mówiące, że nawet nie chce mu się jej poprawiać.
- Boże, ty nadal
jesz te obrzydliwe kanapki? – spytała Abra, odrywając się od Acruxa.
- Nie wiem, o co
ci chodzi – odparła czarnoskóra. – Ketchup bananowy jest zajebisty.
Zielonowłosa
tylko skrzywiła się z pogardą.
- Idę poszukać Asklepiose
– stwierdził znienacka Caspian, wstając. Jego zeszyt wyglądał, jakby przebiegło
po nim stado wyjątkowo wkurzonych centaurów. – Reparo – mruknął w kierunku
kartek, które zaczęły się sklejać.
Wszyscy odwrócili
się w jego kierunku, bo zapomnieli, że wciąż jest w przedziale (do dochodzących
z jego strony urywanych przekleństw byli tak przyzwyczajeni, że nie zwracali na
to uwagi).
- A ja nie. Jak
będzie chciała, sama nas znajdzie, a mi osobiście trochę nie chce się gadać z Elizabeth,
bo ona pewnie siedzi z nią – mruknęła Farai,
- Co ty masz do Elizabeth? – spytał nieco zbyt agresywnie
Salv. – Co ona ci zrobiła? Jest miła, zabawna, oczytana... i ogólnie fajnie się
z nią gada! O co ci cho...?
- Zamknij się,
kochasiu, wiem, że ci się podoba od jakiś pięciu lat – przerwała mu Farai
obojętnie.
Caspian opadł na
siedzenie.
- Wcale nie – zaprzeczył
automatycznie piegowaty, rumieniąc się. – A nawet jeśli – dodał tonem mówiącym,
że takowe „jeśli” nie ma prawa istnieć – To czemu nie chcesz z nią gadać? Bo
jest mądrzejsza?
Farai obrzuciła
go pogardliwym spojrzeniem.
- Wcale nie! –
przedrzeźniła go nieco zbyt histerycznie, po czym dodała z politowaniem: - Poza
tym to, że jest z tobą w tym twoim świetnym Ravenclaw nie znaczy, że jest mądra
ani inteligentna. Równie dobrze może znaczyć, że nie jest ani odważna, ani
ambitna, ani lojalna! Że nigdzie nie pasuje!
- Wtedy by
trafiła do Hufflepuffu – sprzeciwiła się Abra, odrywając od Acruxa.
- Ej! – tym razem
to Caspian, który do tej pory obojętnie oglądał ich wymianę zdań, włączył się.
– Hufflepuff to najlepszy dom!
- To czemu w nim
nie jesteś? – spytał z uśmiechem Salvatore.
- Och, jestem
zbyt inteligentny, by być gdziekolwiek – odparł nonszalancko blondyn, niby
mimochodem odgarniając włosy z twarzy i wydzielający tym samym dodatkowe miliony
kilodżuli uroku osobistego w przestrzeń.
- Więc, ty
biedny, trafiłeś do domu ze mną i z Elizabeth? – udał współczucie kasztanowłosy
Smilenice.
- Właśnie! –
odezwał się niespodziewanie Nikołaj, podnosząc rękę jak w szkole. – Wiem, że te
pytania zaczynają być trochę nużące, ale nie spodziewajcie się, bym przestał je
zadawać przez najbliższy rok. Kim jest Elizabeth?
- Serio nie
wiesz, kim jest Elizabeth? – spytał Acrux, patrząc na niego z niedowierzaniem.
– Człowieku, z jakiej planety ty jesteś?
- Może po prostu
załóżmy, że nie wiem nic, będzie wam łatwiej.
- Ale każdy wie,
kim jest Elizabeth! – zaśmiał się Caspian. – Ty pewnie też. Podpowiedź: jest w
mediach od urodzenia.
Nikołaj spojrzał
na niego, jakby tamten oświadczył, że tak naprawdę słońce obraca się wokół
ziemi.
- Do Ravenclaw nie
trafisz – stwierdził blondyn i westchnął. – Naprawdę nic nie wiesz o rodzinie
królewskiej?
Nikt nie był
pewny, czy białowłosy otworzył usta, by krzyknąć, czy raczej po prostu dla
samego ich otworzenia. Nikołaj też nie wiedział.
- Elizabeth... ta Elizabeth?! – spytał po chwili.
- Tak, pierwsza w
kolejce do tronu Anglii i tych pozostałych – mruknęła Farai niewyraźnie, bo
wciąż żuła kanapkę. – Można przy niej wypić wywar żywej śmierci, jest strasznie
nudna.
- Rozmawiałaś z
nią kiedyś? – oburzył się Salvatore. – Jest naprawdę fajna, tylko nie ma okazji
tego pokazywać, bo tak się składa, że wszyscy z góry mają do niej uprzedzenia!
Caspian ponownie
wstał i podszedł do drzwi, które otworzył. Wyjrzał na korytarz
- Tak,
rozmawiałam! Kazała mi przekazać ci przed wakacjami, żebyś jej przesłał notatki
z Historii Magii, bo zazwyczaj podczas niej musiała wracać do Londynu! Przysnęłam
w połowie opowieści!
Nikołaj wstał.
Dziękował wszystkim bogom, że na początku podróży nie zdecydował się usiąść
między rodzeństwem, tylko bliżej drzwi. Caspian odwrócił się w jego kierunku.
- Co? – krzyknął
Salvatore. – I ROZUMIEM, ŻE DO TEJ PORY NIE PRZESZŁO CI PRZEZ MYŚL, ŻEBY MI TO
PRZEKAZAĆ?!
- Idziesz, Nika?
- zaśmiał się Cas cicho, gdy albinos wysunął się z przedziału tuż za nim. –
Niewiarygodne, że nie chce ci się słuchać kłótni tych dwojga. Miałem cię za
cierpliwą osobę.
- Widzisz, czasem
pozory mylą, idź.
- Wakacje to nie
czas, żeby spać! Nie cieszysz się, że mogłeś udawać, że umiesz latać na miotle
zamiast martwić się buntami goblinów?! – naburmuszyła się fałszywie Farai.
- Elizabeth mnie
zabije – mruknął Thor, chowając twarz między dłonie. – A ja zabiję ciebie! –
dodał, patrząc oskarżycielsko na siostrę, która udała, że ogląda paznokcie.
- Oj tam,
wytłumaczysz jej, że przysnęłam! – Farai przewróciła oczami.
Za Nikołajem i
Caspianem zamknęły się drzwi przedziału, a Abra i Acrux wymienili spojrzenia.
- Myślisz, że
powinnam powiedzieć Charlesowi, że jesteśmy razem? – spytała cicho.
- Nie, po co? –
wymruczał Acrux, całując ją delikatnie w kącik ust. – Sam się domyśli.
- FARAI, CZY TY
MOŻESZ BYĆ NORMALNĄ SIOSTRĄ CHOĆ RAZ? – krzyknął różnooki.
- Jestem! -
oburzyła się dziewczyna. – Na tym polega moja praca! SIOSTRY SĄ WKURZAJĄCE Z ZAŁOŻENIA!
- Acrux, czy
Menkalinan zachowuje się jak to czarne diablisko? – spytał niespodziewanie
kasztanowłosy Pottera.
- Tak, powinnaś
powiedzieć Charlesowi – zdecydował metamorfomag wstając i prawie zrzucając
dziewczynę ze swoich kolan.
- Wiedziałam, że
cię przekonam – uśmiechnęła się złośliwie Lupin, lądując zwinnie.
*
Nikołaj szedł za
Caspianem, który zaglądał po kolei do każdego przedziału i czuł się trochę
nieswojo, nie mając z nim tematu do rozmowy. Niby go znał, ale jednak zupełnie
zapomniał o tym.
Najdziwniej się
czuł, gdy z jednego przedziału wypadła ruda jak marchewka dziewczyna w rurkach
i modnej, luźnej bluzce z kokardą i niemal rzuciła się na Caspiana. Chłopak nie
zaprotestował, ale też nie wykazał większego entuzjazmu w związku z jej
reakcją. Nikołaj założył, że ruda jest jego dziewczyną, ale gdy odeszli od niej
po chwili (zaczęła zadawać pytania o to, czemu blondyn nie odpisywał na jej
listy, kim jest ten dziwny duch obok niego i czemu się nie cieszy, że ją widzi)
i Nikołaj zapytał, Cas tylko wzruszył ramionami:
- Sam nie wiem. W
ostatnim liście ze mną zerwała. Tak właściwie mało mnie to obchodzi.
Białowłosy spojrzał
na blondyna bez zrozumienia.
- Jak to?
- No po prostu. Nie
wiem nawet, czy mi się podoba.
- Jak to nie
wiesz, czy ci się podoba? – ponownie się zdziwił.
- No kiedyś chyba
tak było, ale teraz... nie wiem, niech zrywa. Słuchaj, wiedzę w tobie gościa,
który głęboko wierzy w jedną miłość na całe życie i w ogóle, ale nastoletniość
jest po to, by eksperymentować, nie? – dodał, niby mimochodem zacierając pobliźnione
dłonie.
Nikołaj spojrzał
do przedziału obok którego przeszli, gdy Cas tłumaczył mu jego podejście do
tamtej rudej dziewczyny. Zauważył w nim trzy blondynki: siostrę Acruxa,
głaszczącą szarego kota, krótkowłosą dziewczynę z grzywką, której odcień włosów
był najciemniejszy i drobną dziewczynę, której warkocz leżał obok niej na
siedzeniu.
- Ej, jak wygląda
Asklepiose? – spytał białowłosy, doganiając Bulstrode’a.
- Jak Roszpunka z
tej bajki Disneya.
- A. Okej.
Szli chwilę w
ciszy.
- Chyba ją
minęliśmy – dodał Nikołaj.
- Niemożliwe.
- Siedziała w
przedziale z siostrą Acruxa. I chyba Elizabeth.
- Skąd wiesz, jak
wygląda Elizabeth?
- Przecież jest w
mediach od urodzenia – odparł albinos, wzruszając ramionami z uśmiechem.
Caspian zawrócił
na pięcie.
- W tył zwrot,
kolego elfie.
- Kolego elfie? –
Nikołaj zmarszczył brwi. – Serio?
- Och błagam,
wolisz koleżanko? – Caspian przewrócił oczami. - Poza tym dziwisz się? Wyglądasz
jak elf szaman.
- Nie wiem, czy mam
się obrazić, czy śmiać – stwierdził po chwili milczenia białowłosy.
- Pomyśl jeszcze,
bo masz czas do końca tego roku szkolnego. – Blondyn wszedł do przedziału a
Nikołaj za nim.
Dziewczyny
spojrzały na nich z zainteresowaniem. Znaczy się Asklepiose i ta blondynka z
krótkimi włosami, bo Menkalinan udawała wyjątkowo zajętą głaskaniem kocura.
- Witam drogie
panie! – przywitał się Cas. – Melman,
masz nowe okulary?
Nikołaj zobaczył
jak ręka Menkalinan prześlizguje się po futrze kota trochę mocniej niż powinna,
a sama blondynka rumieni się.
- Tak –
uśmiechnęła się poprawiając włosy. – Tamte były trochę za małe.
- Wyglądasz
ślicznie! – uznał entuzjastycznie i spojrzał na Nikołaja. – A. To jest Nikołaj
– dodał jakby była to nic nieznacząca informacja. – Przeniósł się w tym roku.
- Tak, to mój
kuzyn – stwierdziła Menkalinan.
Caspian przeniósł
wzrok na Elizabeth, która wyglądała, jakby chciała się przycisnąć do okna.
- Cześć, Eliza,
miło cię widzieć.
- Dzień dobry –
przywitała się dziewczyna, prostując plecy. Miała perfekcyjny, brytyjski
akcent. Spojrzała na niego z delikatną godnością. Gdyby Nikołaj nie wiedział,
że jest z rodziny królewskiej, domyśliłby się. Jej urodę można było nazwać
przeciętną - miała lekko zadarty, trójkątny nos, z którego lekko schodziła
skóra od opalenizny, a jej włosy miały specyficzny kolor miodu, jednak w jej
zachowaniu było jakieś wyrafinowanie i dyplomatyczność,
bardzo rzadka u osób w jej wieku. Chyba jedyna osoba poza nią, która miała tę
cechę, stała właśnie przed blondynką obok niej ze zniewalającym uśmiechem
białych zębów.
- Asklepiose,
wszędzie cię szukałem! – oznajmił niemal
od razu Caspian, nie patrząc już na Elizę, która jakby skurczyła się w sobie.
Długowłosa, która
wyglądała jakby wyjęta została z Zaplątanych, uśmiechnęła się łagodnie i
kiwnęła głową.
Blondyn usiadł
przed dziewczyną na wolnym miejscu i spojrzał jej głęboko w oczy. Asklepiose
nachyliła się trochę w jego stronę.
Zapadła cisza.
- Eee... -
przerwał ją po chwili Nikołaj. – To normalne? - zapytał Mankalinan.
- Tak, w
zupełności – odparła zamiast jego kuzynki Elizabeth, odrywając wzrok od
Caspiana. – Nie bez powodu istnieje powiedzenie „oczy zwierciadłem duszy”. Mają
one najszybsze połączenie z mózgiem osoby, której myśli czyta Ask. Dzięki
kontaktowi wzrokowemu i ona może mu łatwiej przekazywać swoje spostrzeżenia.
Cas chce najwyraźniej coś przedyskutować, a tak jest najszybciej. Poza tym miło
mi cię poznać, jestem Elizabeth. Elizabeth Windsor.
Dziewczyna wstała
i niemal natychmiast zaczepiła się bluzką o wyjątkowo mocno wyryte bruzdy w
plastikowej części siedzenia. Wyglądały one na ślady pazurów dość dużego
zwierzęcia (historia tego ułamania sięga aż trzy pokolenia wstecz, kiedy to
czterech przyjaciół ćwiczyło pewne wyjątkowo trudne czary).
Dziewczyna była
zmuszona opaść na fotel jeszcze raz i odczepić materiał. Nie zaklęła przy tym
jednak w ogóle. Przyjęła to z ponurą rezygnacją, jakby takie sytuacje zdarzały
jej się dość często.
- Tak, słyszałem
o tobie – uśmiechnął się chłopak. - Jak już wiesz, jestem Nikołaj Nikolov.
- To nazwisko
brzmi rosyjsko, czemuż więc masz francuski akcent? – zapytała Elizabeth inteligentnie,
gdy wreszcie udało jej się wstać i uścisnąć mu rękę.
- Mój ojciec jest
z Bułgarii, matka z Francji, ale mają dość dużo znajomych w Anglii, dlatego
mnie tu przenieśliśmy – powiedział nie do końca zgodnie z prawdą Nikołaj.
Wtem, przez
otwarte okno wleciała sowa uszatka. Była średniej wielkości, brązowa, w
niektórych miejscach ruda, trochę chuda jak na przedstawiciela swojego gatunku,
a jej pióra były wyjątkowo zadbane. W pazurach trzymała białą kopertę.
- Och! –
ucieszyła się Eliza, najwyraźniej na widok sowy. – Jak ja cię dawno nie
widziałam, sir. Rogerze!
Sowa również
wyglądała na dość szczęśliwą z powodu zobaczenia dziewczyny. Zrobiła ósemkę w
powietrzu i wylądowała obok Elizabeth, zrzucając jej na kolana list.
- Sir. Roger to twoja
sowa? – spytał Nikołaj, przypatrując się jak blondynka zaczyna głaskać ją po
piórach.
- Nie – odparła
Menkalinan, do tej pory będąca cicho. Merlin zeskoczył na ziemię i zjeżył się
na widok ptaka. – Należy do Sowiej Poczty albo do Hogwartu. Jest niczyja. Ale
dość często przekazuje Elizabeth listy. Eliza sądzi, że ją lubi.
- Skąd wiesz jak
się nazywa? – spytał zdziwiony Nikołaj, który do tej pory nigdy nie słyszał, by
sowy publiczne miały imiona.
Melman podniosła
Merlina, który wysunął pazury i byłby ją podrapał, gdyby nie miała długiego rękawa.
Widocznie w przeciwieństwie do księżniczki, on niezbyt lubił ptaka.
- Nie wiem.
Wydaje mi się, że to odpowiednie imię dla kogoś takiego. Przecież ten ptak musi
być szlachcicem, czyż nie? – brytyjski akcent Elizabeth był wyjątkowo widoczny
w tym zdaniu, jakby i on świadczył o szlachectwie. Sir. Roger wypiął pierś,
jakby na potwierdzenie słów blondynki.
- Od kogo list? –
spytała Melman, patrząc na kopertę.
Eliza była tak
zajęta sową, że zapomniała o liście. Przestała na chwilę głaskać ptaka i zajęła
się wiadomością. Ptak wyglądał na niezadowolonego, ale nie upominał się o nic
dziobaniem. Najwyraźniej rozumiał swoją pracę.
- Od Salva –
oparła blondynka, zerkając na charakter pisma.
Sowa kiwnęła
główką.
- Pisze, że
przeprasza za niewysłanie notatek - dodała.
Sowa kiwnęła
główką.
- I że jego
siostra jest beznadziejna.
Sowa ponownie
skinęła.
- Czyli to co
zwykle – podsumowała Eliza. – Jakby nie mógł mnie znaleźć sam w pociągu. Musi
wysyłać sowę.
Sowa zamarła w
połowie kiwnięcia i spojrzała podejrzliwie na Elizabeth, jakby się pytała, czy
to, że przybyła, jest złe.
Asklepiose
parsknęła śmiechem. Gdy Caspian spojrzał na nią pytająco, pokręciła głową jakby
mówiła „nieważne”.
- Sir. Rogerze,
przekażesz mu ten list - poleciła dziewczyna rozkazującym tonem. Nie było chyba
osoby, która by jej nie posłuchała. Rozkaz był zupełnie naturalny i
jednocześnie silny.
Na odwrocie
kartki zaczęła coś pisać, a sir. Roger przyglądał się temu z ciekawością.
Po chwili
wyleciał.
Niemal
dwadzieścia sekund po jego opuszczeniu przedziału, za szybą drzwi ukazał się
młody Smilenice. Wszedł do środka i przywitał się ze wszystkimi, choć
Asklepiose i Caspian wydawali się nie zauważyć jego pojawienia się.
- Cześć, Eliza –
powiedział na końcu. – O, Nikołaj, nie wiedziałem, że tu jesteś. Elizabeth,
dostałaś mój list? Nie wiem, czy ta sowa jest kompetentna. Przepraszam za te
notatki, ale, jeżeli dostałaś list, to wiesz, że to wina mojej siostry.
Asklepiose
ponownie się zaśmiała, a Thor spiorunował ją spojrzeniem, zresztą tak jak
Caspian, który wydawał się uważać jego rozmowę za coś wyjątkowo ważnego.
- Och, nie musisz
się martwić. Właśnie ci odpisałam na ten list, że dostałam je już od Bonnie.
- A. Okej. To
przepraszam za tę całą sytuację. Ja po prostu kiedyś zabiję Farai.
- Nie wydaje się
być taka straszna, to mimo wszystko twoja siostra.
Salv odwrócił od
niej wzrok, a w jego oczach błysnęła iskierka rozbawienia.
Asklepiose
dostała głupawki. Zaczęła bezgłośnie rechotać.
- Roszpunko, ja
tu mówię o poważnej sprawie! – oburzył się blondyn.
Dziewczyna
kiwnęła głową i spojrzała Bulstrode’owi w oczy.
- Ask każe ci przekazać,
Thor, że zrobiłeś jej dzień. Nie wiem, o co chodzi.
- Nikt nie wie,
nawet ja – odparł piegowaty, choć jego mina wskazywała na coś innego. Mrugnął
do dziewczyny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
JEDEN KOMENTARZ = JEDEN SZCZUR DLA GRZEGORZA
nie bądź obojętny na jego los