czwartek, 23 sierpnia 2018

Rozdział II. Hufflepuff


Szata Hogwartu wydawała się Nikołajowi nieco staroświecka, przez co od razu ją pokochał. W Beauxbatons mundurkami nie były szaty, a wyjątkowo wąskie i niewygodne błękitne marynarki z herbem szkoły na piersi oraz obcisłe białe koszule, zarówno dla dziewczyn jak i chłopaków. Dziewczyny miały do nich jeszcze spódnice w tym samym odcieniu niebieskiego, a chłopcy granatowe, eleganckie spodnie. W takim ubraniu trudno było się garbić.
W Hogwarcie za to spodnie, koszula i sweter były dużo wygodniejsze, luźne i nie krępujące ruchów. Albinos czułby się w nich jak w niebie, gdyby nie fakt, że otaczały go sięgające mu do pasa dzieci, a wszyscy pozostali uczniowie wskazywali go palcami.

Przywiązanie do tradycji w Hogwarcie zarówno mu się podobało, jak i nie, gdyż ze względu na nie, nie pozwolono mu pojechać zwyczajnie powozami, tylko kazano płynąć łódkami z pierwszoroczniakami i śmiesznym, starym półolbrzymem. A teraz stał pośrodku ogromnej sali z niebem na suficie czekając, by i na jego głowie wylądowała stara i podniszczona gadająca tiara.
Przy długich stołach siedzieli pozostali uczniowie, wpatrując się głównie w niego, nie tylko dlatego, że był najstarszy, ale i dlatego, że pewnie nigdy nie widzieli albinosa, a co dopiero takiego z długimi włosami. Kątem oka dostrzegł, jak Farai i Acrux, siedzący przy stole Gryfonów, wymieniają się galeonami.
Czuł się jak eksponat w muzeum albo wyjątkowo rzadkie stworzenie w zoo. Najgorsze było to, że przez jego albinizm kolor jego twarzy przypominał pewnie czereśnie.
Prawie nie zwracał uwagi na dzieci wokół niego. Tylko raz uniósł głowę, gdy usłyszał nazwisko „Lupin Hokus Pokus”. Słodki, blondwłosy chłopiec z dużymi oczami, które sprawiały, że wyglądał jeszcze młodziej niż pozostali, usiadł na stołku tylko po to, by w ciągu jednej sekundy dołączyć do Farai i Acruxa.
- Nikolov Nikołaj! – wyczytał karłowaty czarodziej, podobno profesor Flitwick, z długiej listy nazwisk, którą trzymał w ręku.
Czereśnie na polikach białowłosego dojrzały.
Przeszedł przez tłum pierwszaków, które patrzyły na niego z dołu z rozchylonymi ustami lub wytykały go palcami, jak dwóch chłopców z odstającymi uszami, którzy chichotali przy tym. Wszedł po schodach na podwyższenie i spojrzał na małego, starego czarodzieja, błagając go bezgłośnie, by nie musiał choć siadać na tym niskim małym stołku. Czarodziej jednak wzruszył ramionami i wskazał swoją sterczącą na wszystkie strony siwą brodą na taboret.
Nikołaj westchnął z bólem i wykonał polecenie. Kolana wylądowały mu niedaleko twarzy, dzięki czemu Flitwick mógł włożyć mu Tiarę Przydziału na głowę. Nie spadła mu na oczy, leżała idealnie.
Spojrzał na salę i dostrzegł na niej siedzących przy różnych stołach znajomych. Caspian i Salvatore rozmawiali przyciszonymi głosami na końcu stołu Ravenclaw, prawie przy wyjściu, a gdy usłyszeli jego imię z zainteresowaniem unieśli głowy. Elisabeth, siedząca niedaleko nich, przyglądała się całej ceremonii od początku z zaangażowaniem. Asklepiose przeszywała go spojrzeniem ze stołu Hufflepuffu, a Abra zupełnie nie zwróciła na niego uwagi i starała się porozumieć z młodszym bratem siedzącym po drugiej stronie Sali za pomocą różnego rodzaju ruchu warg i uniesień brwi. Acrux i Farai mrugali do niego i machali, wyglądając jak idioci.
„Nigdy jeszcze nie miałam do czynienia z tak rozwiniętą osobowością... prawie zawsze decyduję o przyszłości osób dużo od ciebie młodszych” - odezwał się w jego głowie cichy, piskliwy głos. – „Kreatywny i oryginalny... lubisz walczyć z zasadami, masz wystarczającą odwagę do tego. Choć nie jesteś za takiego uważany, jesteś na swój sposób ambitny... A jednak... jednak nie mam najmniejszej wątpliwości, że twoim domem jest...”
- HUFFLEPUFF!!! – wydarła się tiara, o mało co nie pozbawiając go bębenków usznych.
Przy stole Puchonów rozległa się wrzawa. Parę osób zaczęło wiwatować i bić brawa, mimo wszystko znani ze swojej otwartości uczniowie, zwłaszcza ci w jego wieku, rozglądali się na boki, jakby próbując znaleźć ukrytą w zasięgu ich wzroku odpowiedź na swoje pytania.
Nikołaj wstał z taborecika i odprowadzony spojrzeniami uczniów i nauczycieli, podszedł do stołu. Paru nastolatków zaczęło się przesuwać, by zrobić mu miejsce. Asklepiose przywołała go do siebie ręką, więc zdecydował się usiąść między nią i rudą, piegowatą dziewczyną o szerokich ramionach, która też się do niego uśmiechnęła życzliwie. Spojrzał jeszcze raz Roszpunkę, której zielone oczy odnalazły jego.
Wygrałam zakład – odezwał się w jego myślach spokojny, nie należący do jego myśli głos. Nikołaj poczuł dziwne mrowienie wewnątrz czaszki.
To przejdzie. Umysł każdego tak reaguje na pierwsze zetknięcie ze mną. Tylko tak mogę z tobą rozmawiać, gdy nie mam długopisu...
Nikołaj odwrócił wzrok i usiadł, a Asklepiose dotknęła delikatnie jego dłoni, by go uspokoić.
Naprzeciwko siedzącej obok niego rudej siedział chłopak o lekko włoskiej urodzie, z czarnymi lokami, wygolonymi po bokach i opadającymi mu na twarz. Oczy miał podkreślone czarną kredką, która nadawała mu drapieżny, dziki wygląd, zamiast sprawiać, by wyglądał jak dziewczyna. W jednym uchu miał tunel, a w drugim pięć srebrnych kolczyków. Przypominał trochę Salva, ale tak naprawdę prawie w ogóle, bo Salv był raczej miłym typem chłopaka, a ten wyglądał na takiego, co się będzie się kłócić dla zasady, albo zignoruje rozmówcę, po czym i tak zrobi po swojemu.
Nikołaj rozejrzał się.
Pierwszą osobą, która nie bez powodu rzuciła mu się w oczy, była siedząca niedaleko naprzeciwko niego dziewczyna o krótkich czarnych włosach. W Beauxbatons Nikołaj miał lekcje dobrego wychowania, na których uczono też słów takich jak puszysty, przy kości, z nadwagą, by nie mówić o kimś, że jest gruby. Dziewczynę tę najtrafniej opisywał przymiotnik tłusty, który w ogóle był zakazany. Możliwe, że miała wysokie kości policzkowe, jednak jej twarz przypominała kształtem raczej okrąg, zresztą tak jak cała figura. Guziki w koszuli i w swetrze Hufflepuffu trzymały się cudem boskim. Gdy śmiała się z żartu siedzącego obok niej ciemnego chłopaka, jej podbródek podskakiwał. Wyglądała sympatycznie, więc Nikołaj polubił ją od razu.
- To Ana. Jest prefektem – powiedziała siedząca obok niego dziewczyna, wskazując na przypinkę z borsukiem na jej mundurku.
Nikołaj odwrócił się w jej kierunku.
Miała rude włosy, których każdy kosmyk miał swoją własną długość, przez co przypominały nieco grzywę lwa. Całą jej twarz pokrywały piegi. Miała szerokie ramiona i lekko męską urodę.
- Ja jestem Summer. Summer Weasley. Ask mi powiedziała, że jesteśmy na tym samym roku.
- Czyli ty też jesteś na szóstym? Na razie poznałem samych szóstoklasistów.
- Asklepiose jest w piątej klasie – uśmiechnęła się dziewczyna. Miała małą przerwę między jedynkami. – Ale nie martw się, nikomu o tym nie mówi, więc się nie dziw. Zadaje się też głównie z naszą klasą, bo przez jednego gościa z Ravenclaw wszyscy się jej lekko boją.
Ja też się siebie lekko boję – pojawiła się w umyśle Nikołaja myśl zdecydowanie należąca do blondynki, choć nie mieli kontaktu wzrokowego.
Kontakt wzrokowy tylko ułatwia, ale bez niego nie jest to niemożliwe – dodała dziewczyna, czytając mu w myślach.
- Okeeej... Ana też jest z nami?
- Tak. Tak jak moi bracia. – Summer wyszczerzyła się ponownie.
 - Twoi bracia? – zdziwił się białowłosy, rozglądając na boki. Przy stole Hufflepuffu siedział tylko jeden rudy chłopiec, ale nie wyglądał na ich rówieśnika.
- Nie, głuptasie, nie ma ich tu – roześmiała się dziewczyna. – Rodzeństwo nie zawsze trafia do tego samego domu.
- Wiem, to z przyzwyczajenia – odparł chłopak, myśląc o Salvie i Farai. - W Beauxbatons wszyscy chłopcy siedzą przy jednym stole, a dziewczyny przy drugim. Muszę się przyzwyczaić.
- Czyli jesteś z Beauxbatons? Przecież twoje nazwisko brzmi bułgarsko. Nie. Czekaj. Twoja mama jest z Francji, tak?
- Tak, Luiza Lacroix...
- Lacroix?! – krzyknęła ze zdziwieniem. - Ta projektantka?!
- Taak...
- Ta, co pierwsza od trzydziestu lat przegoniła Madame Malkin w rankingu najlepszych szat na różne okazje?!
- Jest taki ranking...?
Dziewczyna rozszerzyła oczy, najwyraźniej nie mając zamiaru go słuchać i zmierzyła go wzrokiem.
- O mój boże. TY jesteś Nikołaj! Byłeś w ModoMAGAzynie ze trzy lata temu! Reklamowałeś nową kolekcje matki!
Nikołaj jęknął, ale zanim zdążył coś powiedzieć, do mównicy na podium podeszła starsza, siwowłosa czarownica z okularami. Miała wysoki kapelusz i długą zieloną suknię, która, mimo wieku, świetnie leżała na jej wyprostowanej sylwetce.
- Witam wszystkich nowych uczniów! – powiedziała, a cała sala zamilkła, jakby siano mak. – Jestem profesor McGonagall i jestem dyrektorką Hogwartu. Zachęcam wszystkich uczniów, nie tylko młodszych, do przeczytania całego regulaminu, który znajduje się w bibliotece oraz na ścianie w sali wejściowej. Tak naprawdę to zachęcam do tego głównie starszych uczniów, którzy najwyraźniej do tej pory go nie przeczytali, skoro ustawicznie go łamią.
Siedząca obok Nikołaja Summer stłumiła śmiech i uniosła głowę, by poszukać spojrzeniem kogoś z innego domu.
- Pragnę przypomnieć głównie o zakazie wchodzenia do lasu, który przez wszystkie pokolenia był tak lekceważony, że las ten musiał przybrać nazwę ZAKAZANY LAS. Radzę się dwukrotnie zastanowić, zanim tam wejdziecie, bowiem to nie kara za to jest najstraszniejszą rzeczą, jaka może was przez to spotkać. Od paru lat stoi nawet ogrodzenie, które przypomina dosadnie o tym, że dalej nie macie czego szukać, jednak kilkoro z was wciąż udaje, że go nie widzi. Dodatkowo pan Burn pragnie przypomnieć o zasadzie mówiącej, że po dziewiątej każdy uczeń znaleziony przez niego poza pokojem wspólnym bądź dormitorium nie uniknie szlabanu.
Summer tym razem spojrzała na Anę, która udała wyjątkowo przejętą wszystkimi tymi punktami regulaminu.
- Wszystkie drużyny Quidditcha ogłosiły nabór do końca września – ciągnęła dyrektorka. - Każdy zainteresowany powinien się zgłosić do swojego kapitana. W Gryffindorze jest to panna Farai Smilenice, w Ravenclaw pan Winter Weasley, w Hufflepuffie pan Aaron Smilenice-Rogerson, a w Slytherinie pan Charles Chang. Każdy może się zgłosić, jednak od kapitanów zależy, kogo wybiorą. Puchar Quidditcha może zdobyć każda drużyna, a z jego zdobyciem łączy się stypendium w postaci pięciu galeonów dla każdego członka drużyny oraz wnosi sto pięćdziesiąt punktów do punktacji domu.
Przez salę przeszedł szum, wyrażający zainteresowanie. Quidditch był najbardziej popularnym sportem czarodziejskim i niewielu uczniów nie było zainteresowanych byciem w reprezentacji domu.
- Punktacja domów. Każdy profesor, prefekt oraz, od niedawna, kapitan drużyny Quidditcha mogą odjąć bądź dodać punkty. Punkty będą się liczyć tylko, gdy poda się określony powód, dla którego zostały one odjęte lub dodane. Dodatkowo maksymalna ilość punktów, jaką mogą dać uczniowie za jednym razem wynosi dwadzieścia. Dom z największą liczbą punktów otrzyma na koniec Puchar Domów, który łączy się ze stypendium w postaci pięciu galeonów dla każdego członka domu. Stypendia można zdobyć również poprzez ponadprzeciętne wyniki w nauce. Przyznają je nauczyciele danego przedmiotu i oni wyznaczają kwotę, jaką dany uczeń dostaje. Wszystkie stypendia zatwierdzam ja i mogę również zdecydować o tym, czy w ogóle je dostaniecie.
Nikołaj poczuł, że burczy mu w brzuchu. Nie jadł nic od czasów drugiego śniadania złożonego jedynie z pasztecików dyniowych. Wątpił, by mógł liczyć na stypendium, więc chciał liczyć choć na kolację.
- Ostatnią rzeczą, o jakiej będę mówić, są wyjścia. Szkoła organizuje takowe do Hogsmeade. Mogą w nich uczestniczyć uczniowie, którzy ukończyli drugą klasę i mają pozwolenie rodziców. Odbywać się one będą mniej więcej dwa razy na miesiąc. Jeżeli uczeń chciałby opuścić Hogwart w ciągu roku szkolnego, nie ważne, czy wybierając się do Hogsmeade, czy do rodziny, muszę od takiego rodzica otrzymać sowę z listem wyjaśniającym całą sytuację i informującym mnie, kiedy uczeń wyjedzie i kiedy wróci. – McGonagall wzięła głęboki wdech i powiedziała bez uśmiechu: - Dziękuję za uwagę i życzę smacznego posiłku.
Gdy tylko to powiedziała, na stole zmaterializowały się góry jedzenia. Mięsa - od schabów, przez filety smażone, po pieczenie i skrzydełka panierowane. Pachnące morzem ryby, leżące pośród lodu, ale też takie pieczone w folii z czosnkiem i oliwą rozłożono wzdłuż stołu. Zamki zbudowane z krewetek i innych owoców morza stały między bukietami z sałat, z wyglądającymi jak kwiaty rzodkiewkami, burakami, marchewkami i ogórkami wewnątrz. Warzywa blanszowane położono na srebrnych tacach jak mozaikę. Zupy stały w srebrnych wazach otoczone przez dzbanki z napitkiem wszelkiego rodzaju.
Nikołajowi oczy prawie wyszły z orbit. W Beauxbatons na stołach nigdy nie pojawiał się szwedzki stół, każdy uczeń miał wydzielony na talerzu posiłek. A widząc takie góry jedzenia albinos zrozumiał, czemu figurze Any daleko do doskonałości.
- Jeszcze desery – roześmiała się siedząca obok niego rudowłosa. – Polecam ci fasolkę szparagową z bułką tartą i tę karkówkę.
Nikołaj przeniósł na nią wzrok wytrzeszczonych oczu, a Summer ponownie zaczęła się śmiać.
Chłopak nałożył sobie fasolkę oraz parę marchewkowych kwiatów, a do tego cały talerz apetycznie pachnącej zupy dyniowej z mleczkiem kokosowym, która po pierwszej łyżce została jego ulubionym daniem.
Summer zaczęła zajadać się mięsem.
- Ilu masz braci? – spytał białowłosy, nim dziewczyna zdołała wrócić do rozmowy o nim.
- Trzech. Wszyscy są na naszym roku.
Nikołaj przełknął szybko zupę, aż się poparzył.
- Czworaczki?
- Tak. Jednojajowe. A mimo wszystko każdy w innym domu. Śmiesznie, nie? Spring jest w Slytherinie, Autumn w Gryffindorze... – powiedziała, nabijając z wprawą na widelec kolejne ziarna zielonego groszku.
- A Winter jest kapitanem drużyny Quiditcha w Ravenclaw? – domyślił się chłopak.
- Tak, ale wszyscy jesteśmy dobrzy w te klocki. Po prostu Farai jest geniuszem, trzeba jej przyznać. Chang jest rok starszy i jeszcze nie odszedł, a Aaron... – dziewczyna zerknęła na chłopaka z tunelem i nachyliła się do Nikołaja. - Aaron nie jest najlepszy w grze, ale zna się na tym, co robi. Jest świetnym taktykiem i dobrze dobiera drużynę.
Summer napiła się soku dyniowego.
Dookoła panował szum rozmów i dzwonienie sztućców o talerze. Co jakiś czas rozlegał się czyjś śmiech, odpowiadający na żart kogoś innego. Najczęściej śmiejącą się osobą była Ana, która śmiała się głośno, długo i wdzięcznie, cała się przy tym trzęsąc.
- Czekaj... – Nikołaj zmarszczył brwi. – Jak to możliwe, że jesteście jednojajowi, skoro...
- Skoro ja jestem dziewczyną? – dokończyła, unosząc brwi Summer.
Summer urodziła się chłopakiem – odezwała się w tym samym czasie w jego głowie Asklepiose. – Ale od zawsze była dziewczyną.
- Nie! – zaprzeczył szybko. - Po prostu słyszałem, że to straszna rzadkość, by czworaczki były jednojajowe. Zwykle jest tak, że są dwie pary jednojajowych bliźniaków – powiedział Nikołaj, starając się udać, że od początku o to mu chodziło.
Summer nie dała się nabrać, ale uśmiechnęła się z wdzięcznością tak, że Nikołaj znów zobaczył jej szparę między zębami.
- Zdarzają się takie przypadki. Niewiarygodnie rzadkie, ale są. Jesteśmy na to żywym dowodem. Jak zobaczysz pozostałych, zrozumiesz, że nie może być inaczej. W wakacje każdy miał inną fryzurę, ale na nowy rok postanowili znów robić sobie ze wszystkich jaja. Ludzie rozróżniają ich po krawatach. Niewielu wie, jak często one migrują z szyi na szyję – mrugnęła do niego.
Siedzący po lewej stronie chłopiec poprosił, by podała mu jeden z półmisków, więc dziewczyna odwróciła się.
Nikołaj spojrzał na swoją zupę, która wciąż parowała i z pewnością bez dmuchania na łyżkę nie była zjadliwa. Trochę współczuł swojemu przyszłemu rodzeństwu, że będą bliźniętami. Zastanawiał się, czy to będzie brat i siostra, dwaj bracia czy siostry.
Spojrzał na Asklepiose, której zielone spojrzenie znów wniknęło w jego duszę.
Śmieszne, bo nawet ja nie wiem. Rzadko czegoś nie wiem. Fajne uczucie.
Dlaczego nie powiedziałaś, że jesteś młodsza? – spytał na próbę Nikołaj w myślach, zaczynając bawić się jednym z piór w jego włosach z nerwów.
O. Dużo mi teraz wygodniej. Szybko się nauczyłeś przesyłać mi myśli. Trudno się było skupić na twoich w tym tłumie. Co do wieku, to jakie on ma znaczenie? Umiem więcej o ludziach niż większość nauczycieli. Mogłabym rzucić szkołę i wszędzie by mnie przyjęli. Wiesz jak ludzie potrzebują osób z tak wysoko rozwiniętą leglimencją?
Nikołaj potrząsnął głową. Drapanie wewnątrz czaszki było nieznośne.
Przepraszam – jęknęła Asklepiose. – Ale nawet jakbym do ciebie nie mówiła, tak samo by denerwowało. Masz mocny umysł. Wypiera mnie od ciebie. A ja dopiero zaczynam się uczyć ustępowania. Mógłbyś spróbować nauczyć się oklumencji, świetnie byś się sprawdził.
- O czym gadacie? – spytała Summer mimochodem dźgając kawałek mięsa nożem, bo nie chciał się odkroić.
- O oklumencji – odparł albinos między dmuchnięciami na porcję zupy na łyżce.
- Twój umysł jeszcze się nie przyzwyczaił? Boże, mnie to swędziało z miesiąc. Ale przejdzie.
Długowłosy tylko kiwnął głową, bo właśnie włożył gorącą łyżkę do buzi.
Ana odrzuciła głowę do tyłu i ryknęła głośnym śmiechem, skupiając na sobie uwagę wszystkich. Jej biust, brzuch i podbródek podskakiwały w jego rytm.
- Hejka ludzie, co tam u was? – Albinos usłyszał za sobą znajomy głos.
Uniósł głowę i zobaczył czarną jak węgiel twarz Farai, na której biały uśmiech wyróżniał się, jak jasny reflektor w środku nocy.
Dziewczyna wcisnęła się pomiędzy niego, a Asklepiose i oparła mu łokieć na ramieniu.
- Rozwaliłam dzięki tobie Acruxa! – oznajmiła mu. – Był pewny, że dołączysz do pozostałych kujonków. Jest mi winny trzy kremowe piwa Pod Trzema Miotłami.
- Rozumiem, że jedno z nich jest dla mnie? – spytał Nikołaj unosząc brwi z uśmiechem.
- Oczywiście. Cześć, Summer, jak tam lato? – spytała czarna, odwracając się w jej kierunku.
- Trochę za dużo w nim było innych pór roku, ale jakoś przeżyłam. Chwilę pracowaliśmy w Norze. Prababcia ma strasznie dużo pracy z tym Hotelem, ale przynajmniej przyjeżdżają ludzie. Od kiedy są oddziały w Egipcie i Los Angeles... Weasley’owie nie są już tacy biedni.
- Też pracowałam w Norze – uśmiechnęła się dziewczyna. – W Los Angeles. Opiekowałam się boiskiem i robiłam treningi dla chętnych.
- Nikt nie wracał na kolejne spotkania? – spytała Summer, jakby doskonale ich rozumiała.
- Wracali. W końcu nie zależało mi, by ich wytrenować. Ale najważniejsze, że w końcu uzbierałam na Promień – podsumowała diabolicznie.
Nikołaj w międzyczasie skończył kolację. I aż się wzdrygnął, gdy usłyszał:
- NIEEE!!! – krzyknęła z przerażeniem ruda. – NIEEE!!! NIEEEEEEEEEEEEEEE!!!
- Co jest, Far? Czemu ona krzyczy? – spytał chłopak naprzeciwko niej, ten z tunelem w uchu.
- Bo wreszcie sobie kupiłam Promień, Aaron – odpowiedziała dziewczyna.
Aaron wyglądał, jakby zobaczył ducha. A nawet nie ducha, bo duchy widywał na codzień, a Farai na najszybszej wyprodukowanej miotle była zdecydowanie bardziej przerażająca.
Nie odezwał się ani słowem, jedynie ze zrezygnowaniem spojrzał na talerz, na którym widać było resztki jedzenia.
Nikołaj przenosił spojrzenie z diabolicznie się uśmiechającej Farai (uśmiech odziedziczyła po swojej przybranej matce, więc robił wrażenie), na wrzeszczącą Summer i w końcu na wyraźnie załamanego Aarona.
Nie dziwił się żadnemu z nich.
W wakacje miał okazję zagrać w zredukowaną wersję Quidditcha na sześć osób. On i rodzeństwo byli w jednej drużynie, w drugiej znajdował się jego tata i rodzice Thora i Farai. On był w tę grę beznadziejny, ale to tak samo jak pan Smilenice, więc szanse były hipotetycznie wyrównane, dopóki nie zaczęła się gra.
Wtedy czarnoskóra miała jeszcze Nimbusa 2000, który najlepszą miotłą na świecie był dobre pół wieku temu, ale potrafiła na nim latać tak, jak nikt by nie potrafił na Promieniu. Prawdopodobnie dodatkowo się popisywała przed rodzicami, ale odstawiała takie przedstawienia jak stawanie na miotle czy lecenie do góry nogami i oburęczne zabieranie kafla lecącym pod nią rodzicom.
A teraz grała w przeciwnej drużynie.
- Dobra, przestań wrzeszczeć – roześmiała się po chwili. – Jeszcze go nie mam. Przyjdzie za tydzień.
- To mnie pocieszyłaś, naprawdę! – sarknęła rudowłosa. – Możemy liczyć tylko na zajęcie z godnością drugiego miejsca... Właśnie, Niki (mogę cię nazywać Niki?)... latasz? Przydałby się nam jakiś nowy zawodnik w drużynie.
Białowłosy właśnie chciał odpowiedzieć, ale w tym momencie wszystkie półmiski, miski, talerze, dzbanki, wazy i brytfanny zniknęły ze stołów wraz ze znajdującym się w nich jedzeniem i zostały zastąpione górami deserów wszelkiego rodzaju. Nikołaj nie potrafił wszystkiego ogarnąć wzrokiem. Spojrzał na tort lodowy z samych tylko sorbetów stojący tuż przed nim.
- Desery! – ucieszyła się Farai, wstając z entuzjazmem od stołu. – To ja wracam do siebie. Co do latania Nikiego... cóż, radzi sobie. Musi głównie popracować nad pewnością siebie, ona go blokuje. Jest niedoświadczony – dodała mimochodem na odchodnym.
Summer uniosła brwi i z zaskoczonym uśmiechem spojrzała na białowłosego.
- Na Dumbledore’a – rzekła z podziwem. - Farai powiedziała, że sobie radzisz. To komplement.
Nikołaj zamrugał.
- Ledwo się trzymam na miotle – zaprzeczył. - Powiedziała to, żebyście mnie wzięli do drużyny by miała wygraną w kieszeni, Sam.
- Niki... ona już ma zwycięstwo w kieszeni – odparła rudowłosa, nakładając sobie pudding czekoladowy.
*
- Nasz pokój wspólny jest najbliżej Wielkiej Sali – powiedziała Summer do Nikołaja, gdy raz z tłumem pozostałych Puchonów schodzili po schodach na dół. – Ale trzeba iść trochę naokoło, dla zmylenia.
- Kogo? – spytał chłopak, rozglądając się po otaczających go twarzach i zastanawiając się, z kim z tych ludzi będzie dzielić dormitorium.
- Nie mam pojęcia. Tak to sobie tłumaczymy, żeby nie zniszczyć sobie reputacji tych łagodnych i nie zacząć wyburzać w furii ścian – odparła dziewczyna, wzruszając ramionami, gdy minęli zakręt.
Korytarz był typowo zamkowy i raczej słabo oświetlony przez wiszące naokoło pochodnie. Co jakiś czas mijali wiszący na ścianie obraz. Jeden z nich przedstawiał grubego kucharza pochylającego się nad wielkim garem potrawki. Mężczyzna machał do wszystkich mijających go uczniów brudną chochlą, pozdrawiając ich po imionach i co jakiś czas mamrocząc  „niech to dunder świśnie”, gdy krople sosu skapywały mu na ręce, fartuch i czasami twarz.
- To Kuchmistrz Piertuszka – wyjaśniła dziewczyna. – Prowadzi jadłodajnię na obrazie „Karczma Koperkowa”. Tam jadają postacie z innych obrazów.
- Postacie z obrazów... jadają?
Summer już miała odpowiedzieć, gdy zza Nikołaja wyskoczył chłopak w trochę przydługiej szacie z żółtą przypinką prefekta. Był niski i ze względu na trójkątną twarz i odstające, duże, odstające uszy przypominał z wyglądu chochlika. W ręku trzymał plik kartek i wyglądał na przejętego.
- Witam! – przywitał się. Wsadził papiery pod pachę i wyciągnął w kierunku albinosa rękę. Miał entuzjastyczny, dźwięczny głos. – Jestem Robert Piper i jestem prefektem. Ty, zdaje mi się, jesteś Nikołaj, czyż nie?
Białowłosy chciał potwierdzić, ale Robert trajkotał dalej, nie przerywając. Wyjął spod ramienia stos kartek i teraz je przeglądał.
- Jestem na twoim roku i mam obowiązek się tobą zająć. Dyrektor McGonagall zapewniła mnie, iż do naszego dormitorium zostało wstawione dodatkowe łoże, więc nie musisz się martwić o to, gdzie lub z kim będziesz spać. Twój kufer znajduje się w nogach owego łóżka. Ponieważ nie sądzę, byś chciał uczestniczyć w zajęciach integracyjnych dla pierwszoroczniaków, które prefekci Hufflepuffu organizują co roku od ponad dwustu lat, muszę ufać, iż sam dasz radę się odnaleźć. Ana Pencala, drugi prefekt, poinformowała mnie, że na stołach w Pokoju Wspólnym, jak zawsze, znajdują się broszury z informacjami na temat szkoły, więc czuj się spokojny, mogąc z nich korzystać. Co jeszcze...? – chłopak zawiesił się i przejrzał kartki jeszcze raz. Nikołaj dziwił się, że jeszcze nie stracił oddechu. – Ach tak. Oczywiście. Twój plan lekcji zostanie ci wręczony jutro. Z tego, co się dowiedziałem, jedynie profesor Anemonia, od eliksirów, nie pozwoliła ci kontynuować nauki swojego przedmiotu w tym roku szkolnym, ze względu na twój zbyt niski wynik w TWU...
- TWU? – spytała Summer, po raz pierwszy przerywając Robertowi.
- Taki odpowiednik naszych SUM. Testy Wyższych Umiejętności – wyjaśnił chłopak, nawet nie mrugając. – Jednak zarówno zaklęć, transmutacji oraz OPCM nadal możesz się uczyć. Dyrektor McGonagall kazała mi również przekazać, że mogą cię zainteresować rozszerzone zajęcia ze starożytnych runów i języków cywilizacji wymarłych...
- Czekaj – przerwał mu Nikołaj. – Dlaczego nie mogę kontynuować eliksirów? Miałem powyżej oczekiwań!
- Bo Anemia jest suką – odparła panna Weasley niewinnie.
- Bo profesor Anemonia ma bardzo duże oczekiwania wobec klas zaawansowanych – poprawił ją z naciskiem Robert, rzucając jej porozumiewawcze spojrzenie. – I uczy jedynie uczniów z umiejętnościami wybitnymi.
- Robercie, nazywajmy zjawiska po imieniu.
- ...szkoła organizuje również najpopularniejszych języków stworzeń myślących i łamania szyfrów – kontynuował prefekt, ignorując wypowiedź dziewczyny. – Aby zapisać się na któreś z tych zajęć powinieneś zgłosić się do profesora Antoniego, który jest opiekunem naszego domu i nauczycielem Opieki nad Magicznymi Stworzeniami. W razie jakichkolwiek problemów lub pytań zgłoś się do mnie lub do jakiegokolwiek ucznia, który według ciebie może znać odpowiedź.
Robert wziął głęboki oddech, który jasno dawał do zrozumienia, że skończył. Zrezygnowanym gestem wsadził sobie na głowę długi kaptur szaty, który zakrył mu twarz.
- Nienawidzę być prefektem – westchnął zupełnie innym, nieformalnym głosem i obrócił się na pięcie. Ze względu na małą posturę przebijanie się przez tłum nie sprawiało mu trudności. - A! – dodał po chwili, nie odwracając się. – Sam, nie wiem, czy dziś będę, jestem wykończony. Przekaż Anie.
Nikołaj odprowadził wzrokiem znikającą niską sylwetkę w kapturze, która wyjęła różdżkę i jednym ruchem spaliła wszystkie kartki, zostawiając popioły na ziemi i przerażając paru drugoklasistów.
- Jest strasznie pracowity, za co się nienawidzi – podsumowała Summer. – Jak ma coś do zrobienia to to zrobi, nawet zawalając sobie trzy noce pod rząd. Ale poza tym to całkiem spoko gość.
Korytarz zakręcił ponownie. Parę metrów dalej kończył się obrazem przedstawiającym ogromny kosz owoców. Obok niego leżało mnóstwo beczek. Aktualnie były rozsunięte na dwie strony i przeciskało się przez nie dziesiątki uczniów.
- Nasz pokój wspólny... jest za beczkami z winem? To wychowawcze?
- To nie wino. To sok z dyni i kremowe piwo.
- Rozumiem, że pytanie, skąd to wiesz, byłoby głupie?
Odpowiedziało mu tylko pełne politowania spojrzenie dziewczyny i tajemniczy uśmiech.
Wraz z innymi Puchonami przeszli pomiędzy beczkami i znaleźli się w okrągłym pokoju.
Albinosowi od razu skojarzył się z mieszkaniami Hobbitów z książek Tolkiena. Wszystkie drzwi, łącznie z tymi, przez które przeszli, miały okrągły, śmieszny kształt. Na podłodze leżały puchate dywany, wielkie, żółte pufy i poduszki oraz stały niskie, drewniane stoliki, mające na sobie ślady przetrwanych lat. Na ścianach wisiało wiele obrazów przedstawiających owoce i oświetlone słońcem krajobrazy. W wielu miejscach z sufitu zwieszały się materiałowe i wiklinowe huśtawki, a przy ścianie wisiały hamaki. W paru miejscach można było dostrzec roślinki w donicach, a przed okrągłym, wielkim kominkiem wylegiwały się koty. Wszystko miało żółto–brązowe i miejscami zielone kolory i prawie nigdzie nie było ostrych krawędzi. Wszędzie siedzieli uczniowie i gadali, najwyraźniej nie mając zamiaru iść spać. Paru trzymało kubki pełne parujących napojów (Nikołaj nie miał pojęcia, skąd oni je wzięli). To było najprzytulniejsze i najwygodniejsze miejsce, jakie Nikołaj kiedykolwiek widział. Jednocześnie gdzieś z tyłu głowy czuł, że w Beauxbatons, gdzie wszystko było zawsze czyste, proste i wyglądało jak nowe, takie miejsce nie miałoby prawa istnieć, co tylko zwiększało jego miłość do niego.
- Dormitoria chłopców są za tamtymi drzwiami – Summer wskazała jedne z okrągłych drzwi po drugiej stronie pokoju, na których wisiała tabliczka z symbolicznym mężczyzną. Pod spodem ktoś przyczepił kartkę z (całkiem profesjonalnie) narysowanym węglem przystojnym wikingiem bez koszulki, która by zakrywała jego sześciopak. – Dziewczyny śpią obok. Decyzję co do ciebie zostawię Robertowi i Anie. Życzę... dobrej nocy.
Mrugnęła do niego i ruszyła do pokojów dziewczyn. Na drzwiach prowadzących do nich nie było żadnej pięknej, seksownej dziewczyny.
Pytanie brzmiało: Czy to dziewczyna była artystką i pokarała chłopaków wikingiem, czy to chłopak nim był i za karę nie dał dziewczynom ich własnego rysunku.
- Czekaj, jaką decyzję?! – zdziwił się Nikołaj, podbiegając do dziewczyny, która zarzuciła włosami i powiedziała:
- Dowiesz się lub nie, gdy już ją podejmiemy. Dobranoc.
Uśmiechnęła się podobnie, jak Farai, gdy ma jakiś pomysł.
Nikołaj został sam.
Rozejrzał się. Puchoni najwyraźniej nie planowali iść w ciągu najbliższej godziny spać.
Hej, cieszę się, że się odnajdujesz – usłyszał głos w swojej głowie.
Odwrócił się w sam raz, by zobaczyć Asklepiose.
Puchoni są najlepsi w wprowadzaniu pierwszoroczniaków – oznajmiła dziewczyna. – Gryfoni i Ślizgoni zostawiają ich prawie samych sobie. Krukoni robią pierwszego dnia wycieczkę dookoła szkoły. A Puchoni pomagają im się jeszcze poznać. W pierwszych dniach prefekci zawsze mają najwięcej pracy.
Oni zawsze mają najwięcej pracy – stwierdził Nikołaj z uśmiechem, choć ponownie zaczęło go coś swędzić wewnątrz głowy.
Chyba, że jesteś jak Farai i zamiast szkolnej drużyny Quidditcha próbujesz stworzyć reprezentację kraju.
O co z nią chodzi? Wszyscy mówią o niej jak o legendzie. W sensie widziałem jak gra, ale nie rozumiem.
Legendą zapewne zostanie. Od kiedy przejęła drużynę, ani razu nie przegrali. Poza tym... chodzi pogłoska, że WW chciał ją zwerbować. W te wakacje.
WW, czyli Wilson Wild, był kapitanem reprezentacji Wielkiej Brytanii.
A chciał? – spytał Nikołaj z przejęciem, wiedząc, że dziewczyna może mieć wszystkie informacje z pierwszej ręki.
Tak. Ale jak to się stało musisz wyciągnąć od niej samej... o cholera.
W momencie, gdy to powiedziała, przez drzwi wypadła wyjątkowo wkurzona Summer. Tabliczka z dziewczynką w sukience walnęła w ścianę.
- Zabiję go! – warknęła.
- Kogo? – zapytał Nikołaj, choć coś mu mówiło, że lepiej, by się nie odzywał.
- JESZCZE NIE WIEM! – odparła dziewczyna, nie patrząc na niego i przeciskając się między ludźmi w kierunku wyjścia z pokoju. Po chwili znikła za beczkami, które dotoczyły się na swoje miejsce.
Naprawdę nie wie. Ktoś jej podmienił bagaż ze Springiem. Mógł być to on, Autumn, Winter albo Burn, z którym się wyjątkowo nie lubią.
Burn... ten woźny? – zdziwił się albinos.
Tak, ale zajmuje się też rozsyłaniem bagaży. A ona mu zalazła za skórę.
A ty wiesz, kto to zrobił?
Nie mam pojęcia. Lubię nie mieć. Ale niedługo się dowiemy. Idź spać, Niki.
Białowłosy pożegnał się z nią i poszedł wykonać jej polecenie, zastanawiając się, czemu wszyscy każą mu spać.
Stanął przed drzwiami i już miał pociągnąć za klamkę, gdy rysunek na drzwiach się ruszył.
- Niewiarygodne! – odezwał się wiking męskim głosem, gładząc brodę. – Kolejny przystojny mężczyzna postanowił dołączyć do najcudowniejszego domu na świecie!
Nikołaj obejrzał się, bo nikt jeszcze nie nazwał go w życiu „przystojnym mężczyzną”.
- Och, do ciebie mówię, kolego! Wyglądasz wyśmienicie! Uwielbiam twoje włosy! Cieszę się, że będziesz tędy przechodzić codziennie, bym mógł nacieszyć tobą swoje spojrzenie.
- Słucham? – zdziwił się chłopak.
- Brakowało mi takiej nowej, starszej krwi! Wszystkich pozostałych mężczyzn już znam, a młodzi mężczyznami jeszcze nie mogą być tak zwani! Dzięki tobie się raduję! Jesteś cudowny!
Białowłosy miał wprawę w wykrywaniu sarkazmu, a w entuzjastycznej wypowiedzi portretu nie wykrył ani jednej takiej nuty, co go zaczęło przerażać.
- Eee... dziękuję?
- Och, nie jesteś przyzwyczajony, by przyjmować komplementy? – Wiking spojrzał na niego ze współczuciem. – Puchoni zwykle tak mają. Jesteście wszyscy zbyt skromni. Każdy czasem powinien usłyszeć o sobie coś miłego, miłego i prawdziwego zarazem.
Nikołaj czuł się skołowany.
- Okeeej... jak cię nazywać?
- Spytałeś o moje imię! Jesteś strasznie miły! Jestem Wolf, miło mi cię poznać, Nikołaju!
Jakoś go nie zdziwił fakt, że rysunek zna jego imię.
- W takim razie chcę ci powiedzieć, że masz ładną brodę Wolfie. Dobranoc.
- Och! Już cię lubię! Dobranoc, dobranoc, szepnę słówko o tobie prefektom!
*
Dowiedział się, co to znaczy, dokładnie trzy godziny później.
- Dobra, Niki, wstawaj – powiedział ktoś, stając nad jego łóżkiem.
Albinos usłyszał głos od razu, bo nadal nie spał. Nigdy nie umiał zasnąć zaraz po położeniu się, zwykle udawało mu się dopiero po kilku godzinach rozmyślania o tym, kiedy wreszcie zaśnie.
Otworzył oczy. Otwarcie ich nie sprawiło, że zobaczył coś więcej, niż przed chwilą. W panujących dookoła ciemnościach nie był w stanie zauważyć zupełnie nic, albowiem dormitoria Hufflepuffu znajdowały się pod ziemią i do pokoju nie wpadały nawet promienie księżyca.
- Hej. Nikołaj. Wstawaj – szepnął głos nad nim. Albinos przypomniał sobie, że należy on do Roberta, który najwyraźniej też nic nie widział.
- Nie śpię – szepnął, siadając.
- Serio? Super! W takim razie wstawaj, idziemy.
- Wnoszę, że jeszcze nie jest rano?
- Zacnie wnosisz.
Nikołaj pomacał ciemność w okolicach swojej szafki nocnej, aż poczuł pod palcami znany dotyk drewna różdżki.
- Lumos – powiedział niemal bezgłośnie.
W świetle ujrzał twarz pochylającego się nad nim Roberta, który na głowie ponownie miał kaptur szaty, ale spod niej wystawała mu piękna piżama w borsuki.
- Zgaś to! – krzyknął na niego chłopak szeptem, rozglądając się na boki. Leżący na łóżku obok ciemny chłopak przekręcił się z boku na bok.
- Nic nie widzę! – odkrzyknął tak samo Nikołaj, gramoląc się z kołdry i przyciskając koniec różdżki do prześcieradła, co lekko stłumiło światło.
- Obudzą się!
- I co z tego? – wymamrotał białowłosy, szukając po omacku trampek, które zostawił przy łóżku.
- Zaczną pytać! – syknął Robert, naciągając kaptur na twarz.
- To odpowiemy, że nie wiem, gdzie jest toaleta – odparł Nikołaj, wciskając na stopę fioletowego buta. Żółtego nigdzie nie było.
Robert wyjrzał na niego zza kaptura.
- Ooo... to mądre.
- Wiesz, dzięki. Co do pytań, to też bym parę zadał – wyszeptał albinos, podnosząc różdżkę i świecąc nią na podłogę.
- Szszszszszszsz! Nie teraz. I włosy ci sterczą na wszystkie strony – dodał, widząc klękającego kolegę w niebieskim świetle, w którym wyglądał jak duch.
Nikołaj wzruszył ramionami i wcisnął żółtego buta na nogę.
Chłopcy ruszyli w świetle różdżki do pokoju wspólnego, a następnie stanęli przed beczkami, które przetoczyły się na boki, odsłaniając ciemny korytarz.
Robert przyłożył palec do ust i wyszedł na palcach, a za nim ruszył Nikołaj, czując, jak pod wpływem zimnego powietrza na zewnątrz włoski na całym ciele stają mu dęba.
Albinos był raczej przyzwyczajony do wypraw nocnych, dlatego w Beauxbatons nie był zbyt lubiany przez nauczycieli. Gdy przyłapywali go poza pokojem grozili mu obniżeniem oceny końcowej, która i tak była tak niska, że nie miał jak liczyć na jakiekolwiek nagrody na koniec roku.
Ocena końcowa w Beauxbatons była średnią wszystkich ocen, również z zachowania. Jeżeli przekraczała ona osiem, uczeń mógł liczyć na ulgi w kolejnym roku, które mógł sam sobie wybrać. Dla takich osób przewidziane były do wyboru ekskluzywne łazienki, możliwość zgłoszenia trzech nieprzygotowań do esejów lub kupowania produktów w sklepiku szkolnym czy wycieczki szkolne, odbywające się w trakcie lekcji.
Nikołaj pamiętał, że w pierwszej klasie, gdy miał około siedmiu lat, był bardzo zmotywowany do zdobycia jak najwyższego wyniku. Problem polegał na tym, że Xawier postanowił mu to uniemożliwić. Niszczył jego eseje, przestawiał zegarki czy skarżył nauczycielom, że ten zrobił to, co tak naprawdę było winą innego ucznia. A nauczyciele mu wierzyli, bo skoro zgłaszał, to niemożliwe, żeby kłamał. Więc pod koniec pierwszej klasy albinos zyskał reputacje nieuka i rozrabiaki, a interwencje jego rodziców nie pomogły. I to tylko dlatego, że miał dziwny kolor skóry i urodę dziewczyny.
Kolejne lata były gorsze, więc Nikołajowi przestało zależeć. Zamiast zdobywać wejście do cudownych łazienek, włamywał się do nich nocami, tak samo jak do sklepiku – brał rzeczy i zostawiał pieniądze.
W każdym razie noc na korytarzu w zamku nie robiła na nim wrażenia.
Spodziewał się, że Robert skręci w kierunku wyjścia do Sali Wejściowej, ten jednak wybrał przeciwny kierunek. Beczki za nimi wróciły na swoje miejsce, gdy stanęli przed obrazem z owocami.
Nikołaj spojrzał na niskiego chłopaka oczekująco, a ten stanął na palcach i pogłaskał gruszkę, co długowłosy uznawał za dziwne dopóty, dopóki nie zamieniła się ona w klamkę.
- Zapraszam – poruszył wargami, otwierając obraz jak drzwi. Pomieszczenie za nim było jasne, więc rzuciło długą poświatę w głąb korytarza, w której ciemno wybijały się cienie obu chłopaków.
To była kuchnia, pełna blatów, stołów, metrowych garów, suszonych mięs i warzyw zwieszających się z sufitu, paru jaśniejących kominków i jeszcze większej ilości tych ciemnych, pomiędzy którymi biegało parę skrzatów domowych poubieranych w poszewki na poduszki oraz ludzkie ubrania.
Przy stole stojącym obok ściany siedziała nad kubkiem kakao Summer i dyskutowała z Aaronem, tym trochę emo kapitanem Quidditcha. Obok nich na stole siedziała Roszpunka, patrząc się na wiszący czosnek i majtając nogami z kubkiem w ręku, na którym szumiały na wietrze namalowane kwiaty. Ana, ledwo mieszcząca się w wąskim korytarzyku między piekarnikami, ugniatała ręką ciasto i rozmawiała z stojącym na blacie skrzatem w czapce świętego Mikołaja, który wskazywał jej coś w książce kucharskiej.
- Chochlik, już myślałam, że zapomniałeś! – krzyknęła, gdy przejście się za nimi zamknęło.
- Ana, gadaliśmy o tym pół godziny temu. Musiałem dobudzić Nikiego...
- Nie spałem...
- ...przekonać, żeby przyszedł...
- Nie oponowałem...
- ...i go tu po ciemku przyprowadzić...
- Miałem zapaloną różdżkę...
- ...także rozumiesz, czemu się spóźniłem – dokończył Robert.
Ana spojrzała na niego rozbawiona i wytarła tłuste od masła ręce w fartuch.
- Hej, jestem Ana – przedstawiła się albinosowi.
- Wiem. Jestem Nikołaj.
- Wiem – roześmiała się, wracając do pracy.
- Nikołaj, włosy ci sterczą – stwierdziła Summer, nawet na niego nie patrząc.
Robert podszedł do stołu i usiadł obok Asklepiose, która popatrzyła mu w oczy, więc zapewne zaczęli prowadzić rozmowę. Aaron wskazał krzesło obok siebie, na którym Nikołaj szybko usiadł. Przed nim stał dzbanek, który wcześniej zasłaniała Asklepiose.
- Gorąca czekolada – wyjaśnił czarnowłosy, odpowiadając na pytające spojrzenie Nikołaja.
- Robert ci nie wytłumaczył, czemu tu jesteś? – spytała Summer retorycznie.
- Nie miałem czasu! – odwrócił się do nich Chochlik.
- No dobrze – dziewczyna westchnęła. – Jesteś tu, bo...
...cię lubimy – dokończyła za nią Asklepiose.
- ...do nas pasujesz. Jesteś pierwszą osobą, którą zaprosiliśmy na nasz wieczór.
Nikołaj poczuł, że coś go ściska w gardle.
- Zdałam się na nich, bo cię wcześniej nie poznałam – powiedziała Ana, opierając się o stół. – I na Wolfa, który wychwalał cię bardziej niż wszystkich. A to osiągnięcie.
- Na początku byliśmy tylko ja, Chochlik i An – dodał Aaron. – Spotykaliśmy się tu na narady władców – (tu narysował palcami cudzysłów w powietrzu.) - ...Hufflepuffu.
- Pewnego dnia przyłapała nas Sam i Spring – ciągnęła Ana. - Chcieli ciastka. A potem przyszła też Ask, bo czemu nie, skoro i tak o wszystkim wiedziała. Chcesz, też możesz przychodzić. Skrzaty robią pyszną czekoladę. A ja dobrze gotuję.
Nikołaj nie wiedział co powiedzieć. Jeszcze nigdy nikt w jego wieku nie zrobił dla niego czegoś takiego.
- Merci... – od tego wszystkiego przeszedł na francuski. - Dziękuję... ale... dlaczego?
- Dlaczego co?
- Dlaczego ja? – spytał po chwili niepewności.
- Summer ma słabość do francuzów, Aaron do albinosów, Ask do długowłosych, a Chochlik do elfów – roześmiała się Ana.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

JEDEN KOMENTARZ = JEDEN SZCZUR DLA GRZEGORZA
nie bądź obojętny na jego los